foto1
Kraków - Sukiennice
foto1
Lwów - Wzgórza Wuleckie
foto1
Kraków - widok Wawelu od strony Wisły
foto1
Lwów - widok z Kopca Unii Lubelskiej
foto1
Lwów - panorama
Aleksander Szumański, rocznik 1931. Urodzony we Lwowie. Ojciec docent medycyny zamordowany przez hitlerowców w akcji Nachtigall we Lwowie, matka filolog polski. Debiut wierszem w 1941 roku w Radiu Lwów. Ukończony Wydział Budownictwa Lądowego Politechniki Krakowskiej. Dyplom mgr inż. budownictwa lądowego. Dziennikarz, publicysta światowej prasy polonijnej, zatrudniony w chicagowskim "Kurierze Codziennym". Czytaj więcej

Aleksander Szumanski

Lwowianin czasowo mieszkający w Krakowie

SPEKTAKULARNA AKCJA ARMII KRAJOWEJ. TRZYDZIESTU NA JEDNEGO!

Pierwszy września 1943 r. w okupowanej Polsce był niezwykle smutnym dniem. Mijała właśnie czwarta rocznica rozpoczęcia wojny, której końca ciągle nie było widać. Jednak w Końskich mało kto rozpaczał. Wręcz przeciwnie! Ludzi rozpierało radosne podekscytowanie. Powodem była nocna akcja Armii Krajowej.

Końskie to niewielkie miasto powiatowe w województwie świętokrzyskim. Obecnie nie wyróżnia się niczym szczególnym. Inaczej było w okresie II Wojny Światowej. Samo miasto, jak i jego okolice stanowiły rejon niezwykle wzmożonej aktywności partyzantki niepodległościowej.

Właśnie w pobliskich lasach koneckich pod koniec lipca 1943 r. znalazło schronienie II Zgrupowanie Zgrupowań Partyzanckich AK „Ponury”. Dowodził nim cichociemny podporucznik Waldemar Szwiec „Robot”. Zaraz po dotarciu na miejsce, przystąpił on do działalności dywersyjnej. To nie spodobało się okupantowi, który miał i tak wystarczająco dużo problemów w tym rejonie.

KONFIDENCI WYDAJĄ 400 PATRIOTÓW

Chcąc opanować nieco sytuację, 20 sierpnia Niemcy zorganizowali zakrojoną na szeroką skalę obławę w Końskich. Miasto otoczył ponad tysiąc żandarmów, zaś Gestapo rozpoczęło masowe aresztowania.

Opierając się na informacjach dostarczonych przez konfidentów zatrzymano przeszło 400 osób. Tak pisze Kacper Śledziński w swej najnowszej książce „Cichociemni. Elita polskiej dywersji”:

"Wpadła grupa dowództwa obwodu. Jan Rusinowski, niegdyś szef obwodu, później oficer ds. motoryzacji Kieleckiego Okręgu AK, podporucznik inżynier Józef Sapetto i podporucznik Stanisław Strzemieczny, komendant placówki „Miasto”, byli jednymi z ważniejszych osób na liście Gestapo.

Większość aresztowanych wysłano do KL Auschwitz. Ci, którzy mogli posiadać jakieś cenne informacje zostali odtransportowani do siedziby radomskiego Gestapo.

Szczęściem w nieszczęściu było to, że nie wpadł nikt z ludzi „Robota”, którzy akurat w nocy z 19 na 20 sierpnia przeprowadzali kolejną akcję. Gdy tylko podporucznik Szwiec dowiedział się o tym, co wydarzyło się w mieście postanowił pokazać Niemcom, że ich sukces nie złamał ducha oporu w Polakach".

Końskie, obecnie spokojne, kilkunastotysięczne miasto powiatowe w województwie świętokrzyskim. Jednak podczas II Wojny Światowej dużo się tutaj działo.

Należało dokonać czegoś spektakularnego. I faktycznie, plan był ambitny. Szwiec pisał w raporcie do swego przełożonego, porucznika Jana Piwnika „Ponurego”:

"Chcąc przekonać Niemców, że dywersja jest rzeczywiście poza miastem, podnieść ducha ludności w powiecie oraz zdeprymować żandarmerię, zdecydowałem się na skok na Końskie. Atak miał jeszcze jeden cel, a mianowicie: wykazanie własnym żołnierzom niskiej wartości moralno-bojowej żandarmerii i naszej nad nimi wyższości w tym kierunku przy walce wręcz".

Jak słusznie zauważa Kacper Śledziński, taki plan mógł zrodzić się tylko w głowie kogoś z iście ułańską fantazją. Tej Szwiecowi brakować nie mogło, bo przecież wcześniej służył w 10. Brygadzie Kawalerii Pancernej.

CICHOCIEMNI

Byli gotowi poświęcić wszystko w dla idei „Wywalcz Polsce wolność lub zgiń!” Doskonale wyszkoleni, bezgranicznie odważni, desperacko zdeterminowani, bezkompromisowi.

Najlepsi z najlepszych – starannie wyselekcjonowani spośród tysięcy kandydatów. Musieli porzucić wszystko, zapomnieć, kim byli, bez słowa opuścić kobiety, które kochali. Poddani morderczemu szkoleniu, przygotowywali się, aby w pojedynkę zmienić bieg historii. Zrzuceni na spadochronach do okupowanej Polski, podejmowali samobójcze misje. Nieliczni, którzy przeżyli, trafili po wojnie do piekła komunistycznych więzień. Jednak …

Sama fantazja to jednak za mało. Należało jeszcze doskonale zaplanować całą akcję. Było to tym istotniejsze, jeżeli weźmiemy pod uwagę, że oddział „Robota” liczył jedynie 64 ludzi. Z kolei w Końskich i okolicy – zgodnie z szacunkami Marka Jedynaka, zamieszonymi w książce „Robotowcy 1943". Monografia II Zgrupowania Zgrupowań Partyzanckich AK "Ponury” – stacjonowało około 1800 Niemców i Ukraińców.

Dysproporcja była zatem ogromna, sięgając blisko trzydzieści do jednego! To jednakże w żadnym wypadku nie zniechęciło doskonale wyszkolonego cichociemnego. Po sporządzeniu precyzyjnego planu działania zapadła decyzja, że atak zostanie przeprowadzony w nocy z 31 sierpnia na 1 września. Oczywiście termin był nieprzypadkowy.

ATAK W CIEMNOŚCI I SPEKTAKULARNY SUKCES

Krótko przed godziną 22.00 podporucznik Szwiec i jego ludzie przystąpili do zajmowania pozycji. Rzecz jasna najważniejszym elementem całego planu było wykorzystanie elementu zaskoczenia. Dlatego też oddział został podzielony na kilka grup, uderzających jednocześnie. Miał to sprawić wrażenie, że w akcji bierze udział nie kilkudziesięciu, ale kilkuset partyzantów.

W działaniach brały udział trzy plutony, z których każdy miał jasno określony cel. Pierwszy czekał przy wschodnich rogatkach Końskich na rozpoczęcie akcji, która miała trwać od 23.50 do 2.00. Kolejna dwudziestoosobowa grupa akowców polami ruszyła w kierunku północnej granicy miasta. Ich zadaniem było zablokowanie przy pomocy ognia broni maszynowej koszar żandarmerii.

Z kolei „Robot” z trzecim plutonem skierował się ku stacji transformatorowej, aby wyłączyć prąd w całym mieście. Był to jednocześnie sygnał dla pozostałych żołnierzy, że czas zaczynać.

Wszystko poszło zgodnie z planem i kilka minut przed północą Końskie pogrążyły się w ciemnościach. Na to tylko czekali partyzanci. Natychmiast otworzyli ogień w kierunku koszar żandarmerii, szachując Niemców. Komendant posterunku starał się wezwać stacjonujący w pobliżu miasta pluton Ostlegionu.

Nie wiedział jednak, że linia telefoniczna zawczasu została przecięta. Na dodatek w chwili, gdy sięgał po słuchawkę zabłąkana kula strzaskała mu rękę. Jego ludziom szczęście również nie sprzyjało. Podejmowane kilkukrotnie próby kontrataku spełzły na niczym. Zginęło przy tym kilku Niemców.

Tymczasem podporucznik Szwiec i reszta akowców ruszyła do magazynów spółdzielni Społem. Celem były zgromadzone tam dobra. Nie obeszło się bez pewnych problemów, gdyż sąsiadowały one z silnie strzeżonym więzieniem. Ostatecznie jednak po krótkiej wymianie ognia Polacy opanowali sytuację, przystępując następnie do załadunku na zdobyczną ciężarówkę odzieży, tekstyliów i artykułów spożywczych.

NIE MA LITOŚCI DLA KONFIDENTÓW

Zaraz po zdobyciu stacji transformatorowej do akcji wyruszyła także trzyosobowa grupa likwidacyjna. Dowodził nią Stanisław Janiszewski „Dewajtis”. Jej zadaniem była likwidacja pięciu konfidentów, skazanych na śmierć przez Sąd Specjalny. Wszystkie wyroki zostały wykonane.

Po niemal dwugodzinnej walce, akowcy zaczęli się wycofywać z miasta. Kierowali się na południowy wschód w stronę wsi Czerwony Most, skąd dzielił ich tylko krok od koneckich lasów, w których czekało na nich bezpieczne schronienie.

Plan został zrealizowany w stu procentach. Nikt z atakujących nie zginął. Zdobyto tak potrzebne zapasy, jednocześnie zlikwidowano pięciu niebezpiecznych konfidentów. Ponadto Niemcy stracili sześciu żandarmów, a wrażenie jakie wywołała akcja było wręcz piorunujące.

Najlepiej dowodził tego meldunek wysłany do Dowództwa Okręgu Wojskowego w Generalnym Gubernatorstwie, gdzie napisano, że: 31.8 w nocy kilkuset bandytów dokonało napadu na m. Końskie.

 Jak zauważa w swej książce Kacper Śledziński: Tak trudna akcja jak opanowanie Końskich nie miała odpowiednika w działaniach SOE [brytyjskie Kierownictwo Operacji Specjalnych – przypis autora art.] na Zachodzie. Porucznik Jan Piwnik „Ponury” mógł być dumny ze swojego podkomendnego.

Dokumenty, źródła, cytaty:

 podstawowe: Kacper Śledziński, "Cichociemni. Elita polskiej dywersji". Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, 2012.

https://ciekawostkihistoryczne.pl/2012/10/07/trzydziestu-na-jednego-spektakularna-akcja-armii-krajowej/