foto1
Kraków - Sukiennice
foto1
Lwów - Wzgórza Wuleckie
foto1
Kraków - widok Wawelu od strony Wisły
foto1
Lwów - widok z Kopca Unii Lubelskiej
foto1
Lwów - panorama
Aleksander Szumański, rocznik 1931. Urodzony we Lwowie. Ojciec docent medycyny zamordowany przez hitlerowców w akcji Nachtigall we Lwowie, matka filolog polski. Debiut wierszem w 1941 roku w Radiu Lwów. Ukończony Wydział Budownictwa Lądowego Politechniki Krakowskiej. Dyplom mgr inż. budownictwa lądowego. Dziennikarz, publicysta światowej prasy polonijnej, zatrudniony w chicagowskim "Kurierze Codziennym". Czytaj więcej

Aleksander Szumanski

Lwowianin czasowo mieszkający w Krakowie

PRZYSIĘGA ŻOŁNIERZY ARMII KRAJOWEJ

 

W obliczu Boga Wszechmogącego

i Najświętszej Marii Panny

Królowej Korony Polskiej

przysięgam być wierny Ojczyźnie mej,

Rzeczypospolitej Polskiej.

Stać nieugięcie na straży Jej honoru,

o wyzwolenie z niewoli

walczyć z wszystkich sił,

aż do ofiary mego życia.

Prezydentowi Rzeczypospolitej Polskiej,

Naczelnemu Wodzowi i wyznaczonemu przezeń

Dowódcy Armii Krajowej

będę bezwzględnie posłuszny,

a tajemnicy bezwzględnie dochowam,

cokolwiek by mnie spotkało.

Tak mi dopomóż Bóg.

 

Modlimy się za żołnierzy,

żołnierzy Wilna i Lwowa,

Pojmanych w napaści z tyłu,

zdradzieckiej i judaszowej,

Kiedy nie mieli już nawet

okrutnych praw każdej wojny,

Która pozwala zabijać,

aby samemu nie zginąć,

Żołnierzy w łagrach śmiertelnych,

żołnierzy w bagnach zatrutych,

Żołnierzy w lodach kamiennych,

żołnierzy bitych i skutych,

Żołnierzy naszej wolności.

Modlimy się za niewinnych.

 

fragment wiersza Kazimierza Wierzyńskiego 

„Msza żałobna w katedrze nowojorskiej"  

 

MATKA BOSKA CZĘSTOCHOWSKA

 

Matka Boska Częstochowska, ubrana perłami,

Cała w złocie i brylantach, modli się za nami.

Aniołowie podtrzymują Jej ciężką koronę

I Jej szaty, co jak noc są gwiazdami znaczone.

 

Ona klęczy i swe lice, gdzie są rany krwawe,

Obracając, gdzie my wszyscy, patrzy na Warszawę.

O Ty, której obraz widać w każdej polskiej chacie

I w kościele i w sklepiku i w pysznej komnacie

 

W ręku tego, co umiera, nad kołyską dzieci,

I przed którą dniem i nocą wciąż się światło świeci.

Która perły masz od królów, złoto od rycerzy,

W którą wierzy nawet taki, który w nic nie wierzy,

 

 

Która widzisz z nas każdego cudnymi oczami,

Matko Boska Częstochowska, zmiłuj się nad nami!

 

Daj żołnierzom, którzy idą, śpiewając w szeregu,

Chłód i deszcze na pustyni, a ogień na śniegu,

Niechaj będą niewidzialni płynący w przestworzu

I do kraju niech dopłyną, którzy są na morzu.

 

Każdy ranny niechaj znajdzie opatrunek czysty

I od wszystkich zagubionych niechaj przyjdą listy.

I weź wszystkich, którzy cierpiąc patrzą w Twoją stronę,

Matko Boska Częstochowska, pod Twoją obronę.

 

Niechaj druty się rozluźnią, niechaj mury pękną,

Ponad Polską, błogosławiąc, podnieś rękę piękną,

I od Twego łez pełnego, Królowo, spojrzenia

Niech ostatnia kaźń się wstrzyma, otworzą więzienia.

Niech się znajdą ci, co z dala rozdzieleni giną,

Matko Boska Częstochowska, za Twoją przyczyną.

 

Nieraz potop nas zalewał, krew się rzeką lała,

A wciąż klasztor w Częstochowie stoi jako skała.

I Tyś była też mieczami pogańskimi ranną

A wciąż świecisz ponad nami, Przenajświętsza Panno.

 

I wstajemy wciąż z popiołów, z pożarów, co płoną,

I Ty wszystkich nas powrócisz na Ojczyzny łono

Jeszcze zagra, zagra hejnał na Mariackiej wieży

Będą słyszeć Lwów i Wilno krok naszych żołnierzy.

 

Podniesiemy to, co legło w wojennej kurzawie,

Zbudujemy Zamek większy, piękniejszy w Warszawie.

I jak w złotych dniach dzieciństwa będziemy słuchali

Tego dzwonka sygnaturki, co Cię wiecznie chwali.

 

                                                                    Jan Leśmian

 

POWSTANIE ARMII KRAJOWEJ

INSTYTUT PAMIĘCI NARODOWEJ

 

Z pojęciem „Armia Krajowa” kojarzyć się może dzień 27 września. Tego dnia uroczyście bowiem obchodzimy w Polsce Dzień Polskiego Państwa Podziemnego, święto żołnierzy AK. Faktycznie jest to data upamiętniająca dzień zawiązania pierwszej ogólnopolskiej organizacji konspiracyjnej, podporządkowanej Rządowi RP – Służby Zwycięstwu Polski. Organizacja ta szybko uległa przekształceniu w Związek Walki Zbrojnej.

Nowy, utworzony na emigracji rząd Polski miał wątpliwości co do politycznego wizerunku SZP (kojarzonego z przedwojennym „rządem sanacyjnym”) i postanowił utworzyć organizację podporządkowaną bezpośrednio władzom polskim na uchodźstwie. Już w grudniu 1939 r. Naczelny Wódz zalecił scalenie całego podziemia w ramach ZWZ. Odpowiednia uchwała Rady Ministrów brzmiała: „wszystkie istniejące w kraju organizacje pokrewne muszą się podporządkować ustanowionym przez Naczelnego Wodza komendantom ZWZ”. Jednak to nie nazwa ZWZ jest dziś symbolem oporu społeczeństwa wobec okupantów.

Ogólnopolska organizacja, która powstała w 1939 roku, to dla ogółu mieszkańców Polski – Armia Krajowa. W zasadzie tylko historycy i osoby zainteresowane dziejami konspiracji wiedzą o dacie 14 lutego 1942 r. To wtedy bowiem oficjalnie zaczęła funkcjonować nazwa „Armia Krajowa”. Nazwa-symbol, nazwa obejmująca niemal całokształt wysiłku zbrojnego polskiej konspiracji.

 

14 lutego 1942 r. do Kraju dotarła depesza, w której Naczelny Wódz, gen. Władysław Sikorski, rozkazywał:

 

Dnia 14 lutego 1942 r.

Kalina

W ślad za moim rozkazem l.2926 z dnia 3 IX 1941 r.

  1. Znoszę dla użytku zewnętrznego nazwę ZWZ – wszyscy żołnierze w czynnej służbie wojskowej w Kraju stanowią „Armię Krajową” podległą Panu Generałowi, jako jej dowódcy
  2. Stanowisko Pana Generała nosi nazwę Dowódcy Armii Krajowej […]

Naczelny Wódz

Sikorski

Generał broni

 

Wydawać by się mogło, że jest to po prostu zmiana nazwy. Nic bardziej mylącego. Przede wszystkim przemianowanie ZWZ na AK było istotnym aktem politycznym. Niedawno nawiązane stosunki pomiędzy rządami polskim i sowieckim nie rokowały pozytywnych efektów współpracy. Niechęć Sowietów do formowania Armii Polskiej w ZSRS, niezależnej od wpływu władz sowieckich, była bardzo widoczna. Jasna była tendencja do faktycznego podzielenia formującej się armii na małe oddziały, które – rzucane osobno na front – zostałyby zmasakrowane. W ten sposób Armia Polska w ZSRS przestałaby być problemem politycznym.

Sowieci podnosili niechęć gen. Władysława Andersa do realizacji takiej taktyki jako brak zaangażowania się Polski w walkę z III Rzeszą i jej koalicjantami. Przemianowanie ZWZ na Armię Krajową miało więc dobitnie pokazać, że w Polsce cały czas toczy się walka, trwają działania dywersyjne i przygotowania do wielkiej akcji zbrojnej, jaką ma być powstanie powszechne (akcja „Burza”). Armia Krajowa była armią, która toczy bez ustanku walkę z okupantem i jako taka jest bardzo istotnym wkładem w działania zbrojne koalicji antyhitlerowskiej.

Przemianowanie ZWZ na Armię Krajową miało także wymiar symboliczny. Wyraźnie ukazywało, że istnieją trzy części Polskich Sił Zbrojnych: Armia Polska na Zachodzie, Armia Polska w ZSRS i Armia Krajowa, z których ta ostatnia prowadziła najintensywniej ówcześnie walkę zbrojną. Innym powodem zmiany nazwy był proces scalania wszystkich konspiracyjnych sił zbrojnych w Polsce. W kraju, który znalazł się pod okupacją, zaczęły powstawać liczne organizacje konspiracyjne. Tworzyły je zarówno ugrupowania polityczne, jak i organizacje społeczne czy wreszcie sami żołnierze.

Koniec 1939 r. to „wysyp” organizacji konspiracyjnych w całym kraju. Część z nich została zniszczona przez Gestapo, NKWD czy litewską policję bezpieczeństwa Saugumę, część przetrwała ten pierwszy okres, ucząc się zasad konspiracji. Jednak akcja scaleniowa przebiegała dość powoli. Na przeszkodzie stały zarówno ambicje poszczególnych przywódców organizacji, jak i nieufność do organizacji, której charakteru politycznego się obawiano. Bano się przede wszystkim, że Związek Walki Zbrojnej kontynuować będzie przedwojenną „politykę sanacyjną”. Oskarżany o klęskę wrześniową rząd przedwojenny był dla wielu konspiratorów elementem, którego nie chcieli zaakceptować (wyjątkiem była tutaj Wileńszczyzna, gdzie ugrupowania „sanacyjne” odgrywały w konspiracji istotną rolę). Aby podkreślić apolityczność wojskowej organizacji, przestała ona być Związkiem, a stała się Armią Krajową, częścią Polskich Sił Zbrojnych, walczących o niepodległość Ojczyzny. I ten krok przyniósł szybko konkretne efekty.

W latach 1942–1943 akcja scalania wysiłku wojskowego w kraju zrobiła duży krok naprzód. Dowództwu AK zostały podporządkowane największe organizacje zbrojne, do tej pory uznające Rząd RP, lecz zachowujące niezależność. Były to: Narodowa Organizacja Wojskowa (NOW), siła zbrojna Stronnictwa Narodowego i Bataliony Chłopskie (BCh), organizacja wojskowa Stronnictwa Ludowego. Podporządkowały się także mniejsze organizacje. Stan zaprzysiężonych żołnierzy AK przekroczyć miał wkrótce liczbę 300 tysięcy osób. Poza Armią Krajową pozostał niewielki odłam Narodowych Sił Zbrojnych (tzw. grupa „Szańca”, która dokonała rozłamu w NSZ w 1944 r.), w dalszym ciągu nieufny co do kierunku działalności reszty podziemia. Ponadto NSZ uważały Związek Sowiecki za głównego wroga Polski, obok hitlerowskich Niemiec, i tak go traktowały. Stąd opory w scaleniu z AK, deklarującą współpracę wywiadowczą i militarną z „sojusznikiem naszych sojuszników”.

Praktycznie w ramach Armii Krajowej skupiła się niemal cała patriotycznie nastawiona część narodu polskiego. Dzięki zjednoczeniu wysiłku można było zaplanować bardzo śmiałe przedsięwzięcia militarne, np. plan powstania strefowego, mającego kryptonim „Burza”. Opierając się na setkach tysięcy żołnierzy-ochotników, przygotowano plany odtworzenia Sił Zbrojnych, które miały kontynuować walkę zbrojną jako regularne wojsko. Nazwa Armia Krajowa jednoczyła także ludzi po jej formalnym rozwiązaniu. Organizacje, które pozostały w konspiracji i prowadziły dalej pracę niepodległościową, walcząc z komunistycznym okupantem, przyjmowały nazwy typu: Ruch Oporu Armia Krajowa, Armia Krajowa Obywateli czy Okręg Wileński Armii Krajowej. W relacjach z okresu powojennego zazwyczaj pojawiają się określenia: „to nasi akowcy” dla oznaczenia zbrojnego podziemia niepodległościowego. Także w późniejszym okresie nazwa AK była jednym z najważniejszych symboli niepodległości.

W ramach badań prowadzonych przez IPN w całej Polsce udało się ustalić funkcjonowanie co najmniej 955 organizacji młodzieżowych w okresie 1945–1956, szczególnie po rozbiciu podziemia zbrojnego. Co najmniej jedna czwarta z nich w nazwie nawiązywała do AK, a zdecydowana większość na etosie AK oparła swą działalność.

Dlaczego nazwa Armia Krajowa zastąpiła w zbiorowej pamięci Służbę Zwycięstwu Polski i Związek Walki Zbrojnej? Słowo „Armia” brzmi wyraźnie inaczej niż „Służba” czy „Związek”. Jest bardziej bojowe, bardziej wyraźne propagandowo i zdecydowanie bardziej odpowiadające rzeczywistości. W epokowym dziele, wydanym w Londynie w latach czterdziestych, a dotyczącym historii Polskich Sił Zbrojnych, tom poświęcony Polskiemu Państwu Podziemnemu zatytułowany jest „Armia Krajowa”. Można więc powiedzieć, że wydany w lutym 1942 r. rozkaz był niejako usankcjonowaniem istniejącej sytuacji. Żołnierze podziemia czuli się bardziej żołnierzami podziemnej armii niż członkami konspiracyjnego związku czy służby.

Nazwa ta, według nich, zdecydowanie bardziej wiarygodnie określała ich działalność. Choćby dlatego warto zapamiętać tę datę – 14 lutego 1942 r.

 

PRZYSIĘGA ŻOŁNIERZY ARMII KRAJOWEJ

 

"W obliczu Boga Wszechmogącego i Najświętszej Maryi Panny, Królowej Korony Polskiej, kładę swe ręce na ten Święty Krzyż, znak Męki i Zbawienia, i przysięgam być wiernym Ojczyźnie mej, Rzeczypospolitej Polskiej, stać nieugięcie na straży Jej honoru i o wyzwolenie Jej z niewoli walczyć ze wszystkich sił – aż do ofiary życia mego. Prezydentowi Rzeczypospolitej Polskiej i rozkazom Naczelnego Wodza oraz wyznaczonemu przezeń Dowódcy Armii Krajowej będę bezwzględnie posłuszny, a tajemnicy niezłomnie dochowam, cokolwiek by mnie spotkać miało".

 

(Przyjmujący)

"Przyjmuję Cię w szeregi Armii Polskiej, walczącej z wrogiem w konspiracji o wyzwolenie Ojczyzny. Twym obowiązkiem będzie walczyć z bronią w ręku. Zwycięstwo będzie Twoją nagrodą. Zdrada karana jest śmiercią".

 

Tekst pierwotnie opublikowany w „Biuletynie IPN”, nr 1-2 2007

https://ipn.gov.pl/pl/aktualnosci/38719,Powstanie-Armii-Krajowej.html

 

HISTORIA ARMII KRAJOWEJ

POLSKIE ORGANIZACJE PODZIEMNE

 

Gdy w 1939 roku, w wyniku przegranej kampanii wrześniowej, polskie państwo po raz kolejny w historii zostało wykasowane z map europejskich, podbity naród niemal z miejsca rozpoczął organizowanie się w celu przeciwdziałania okupantowi. Nowy zaborca był groźniejszy od tych, którzy przez wieki nękali Rzeczpospolitą, jednak to nie zraziło środowisk niepodległościowych. Jeszcze we wrześniu powstaje Służba Zwycięstwu Polski przekształcona następnie na Związek Walki Zbrojnej. Były to pierwsze organizacje, które położyły podwaliny pod podziemną działalność Polaków podległych ośrodkowi Rządu Emigracyjnego. Wraz z upływającym czasem Związek Walki Zbrojnej rósł w siłę, zdobywając sobie coraz większą ilość członków i środków do walki. To wszystko umożliwiało prowadzenie działań zakrojonych na szeroką skalę, szczególnie wymierzonych w okupanta niemieckiego. Po rozpoczęciu w czerwcu 1941 roku wojny na froncie radzieckim całość przedwojennego terytorium II Rzeczpospolitej znalazła się pod hegemonią niemiecką. Hegemonią niezwykle brutalną i nastawioną na wyniszczenie kultury, gospodarki i wreszcie sił fizycznych narodu polskiego. Cały czas tlił się jednak opór, przybierając niespotykane dotąd rozmiary. Polacy byli mistrzami konspiracji i potrafili doskonale zorganizować się w podziemiu, dostrzegając, iż głównym celem nowej działalności musi być odzyskanie niepodległości. Dlatego też na dalszy plan zostały zepchnięte przedwojenne uprzedzenia, a wrogie dotychczas środowiska niejednokrotnie podejmowały się współpracy i wspólnego wysiłku dla dobra kraju. Była to niewątpliwie piękna karta - w mroku brunatnej okupacji znaleźli się ludzie odważni, pełni werwy i zapału, gotowi do największych poświęceń - wspaniali patrioci, którzy gotowi byli oddać życie za krwawiącą ojczyznę.

Funkcjonujący na ziemiach polskich Związek Walki Zbrojnej był niejako przybudówką Rządu Emigracyjnego kierowanego przez gen. Władysława Sikorskiego. Premier zdecydowanie odciął się od przedwojennych władz, zrywając z sanacyjną przeszłością. Krok ten pociągnął za sobą rozmaite konsekwencje, z których na plan pierwszy musimy wysunąć przejęcie dowodzenia nad tworzącym się w Polsce podziemiem, które początkowo organizował gen. Michał Karaszewicz-Tokarzewski. W zasadzie stopniowo jego uprawnienia zostały ograniczone, a on sam w końcu dostał się w ręce Sowietów, co w dużej mierze było wynikiem oddelegowania go do Lwowa. Schedę po pierwszym dowódcy Polskiego Podziemia przejął płk Stefan Rowecki ps. "Grot", który urzędował w Warszawie. Od czerwca 1940 roku był on szefem Komendy Głównej ZWZ, wykonując polecenia Londynu. Akt ofiarowania Roweckiemu stanowiska głównodowodzącego organizacją był niezwykle ważny dla kształtowania całości zagadnień związanych z działalnością Polskiego Podziemia. Uzyskał on bowiem o wiele większą swobodę w podejmowaniu decyzji i w dużej mierze uniezależnił się od emigracyjnych zwierzchników, choć ci nadal przesyłali wiążące rozkazy i odgrywali sporą rolę w kształtowaniu struktur ZWZ, a następnie Armii Krajowej. Pierwszy okres działalności Polskiego Podziemia był niezwykle trudny, co związane było z ogólną sytuacją na frontach europejskich, druzgocącą przewagą niemiecką i licznymi brakami kadrowymi i wyposażeniowymi organizacji stawiających opór okupantowi. Rowecki zyskuje sobie coraz mocniejszą pozycję, wypracowuje również silne stanowisko w hierarchii polskiej państwowości. Jego siłę i wkład w budowanie podwalin Polski Podziemnej dostrzegał nawet Sikorski, początkowo niechętny "Grotowi". 10 lutego 1942 roku pisał nawet do Warszawy: "Po powrocie z Rosji stwierdziłem z wielką radością wspaniałe wyniki, jakie Pan Generał osiągnął w pracy prowadzonej w warunkach tak tragicznych. Nadał Pan Generał działalności wojskowej w Kraju kierunek właściwy, zmierzający do zjednoczenia całokształtu poczynań wojskowych nad odbudową Sił Zbrojnych dla wywalczenia Niepodległości [...] Ofiary ponoszone przez Armię Krajową na ziemi ojczystej posiadają wielkie znaczenie dla wkładu w tę wojnę Polski Walczącej". Oprócz niezwykle cennych uwag dotyczących działalności Rowecki zwraca uwagę drobny szczegół. Dokument z 10 lutego 1942 roku jest bodaj pierwszym, w którym Sikorski oficjalnie zastosował nazwę Armii Krajowej, choć de facto twór taki jeszcze nie istniał. Znamiennym jest jednak, iż w Londynie zapadły już decyzje o przemianowaniu dotychczasowej organizacji podległej Rządowi Emigracyjnemu, a więc Związku Walki Zbrojnej. Ciężko dziś ustalić przyczyny takiego kroku Sikorskiego i jego współpracowników. Być może była to konsekwencja jasnych wytycznych konspiracyjnych, w myśl których zmiana nazwy głównego wroga wprowadziłaby w szeregach niemieckich nie lada zamieszanie. Sama nazwa "Armia Krajowa" przewijała się w ciągu kilku lat działalności podziemnej, jednakże nie była wiążącym terminem, a jedynie określeniem funkcjonujących na ziemiach polskich bojówek. Proste złożenie słów od razu wskazuje nam na miejsce, w którym przyszło działać żołnierzom Roweckiego i patriotyczny charakter organizacji. Są to czysto teoretyczne rozważania, dlatego musimy teraz wrócić do lutego 1942 roku, kiedy to zapadły najważniejsze dla nas decyzje. 14 lutego do Warszawy wysłana została depesza z rozkazem Naczelnego Wodza, który mówił o przemianowaniu ZWZ na AK. Był to akt formalny wprowadzenia nowej, obowiązującej od tego momentu nazwy. W polskiej historiografii przyjęło się uznawać tę datę jako dzień powstania Armii Krajowej, choć rozkaz z 14 lutego 1942 roku niewiele zmieniał w strukturach organizacyjnych Związku Walki Zbrojnej. Gen. Stefan Rowecki został w tym dniu mianowany dowódcą, co również miało charakter symboliczny, bowiem do tej pory oficjalnie sprawował funkcję komendanta. Było to dla niego osobiste wyróżnienie, niejako logiczna konsekwencja pochwał od Sikorskiego, który nie szczędził słów sympatii podwładnemu. 1 maja 1942 roku nadał mu odznaczenie order Virtuti Militari, który był zwieńczeniem pięknej kariery Roweckiego w Polskim Podziemiu i stanowił niesamowite wyróżnienie na polu organizacji i walki podziemnej.

Koncepcja walki podziemnej przeciwko okupantowi niemieckiemu nie zmieniła się drastycznie po przemianowaniu ZWZ na AK. Można powiedzieć, iż Rowecki i jego żołnierze kontynuowali obraną wcześniej drogę, choć Armii Krajowej przydzielono teraz niezwykle ważne zadanie, jakim było scalenie grup niepodległościowych funkcjonujących na obszarach podległych jurysdykcji Komendy Głównej Armii Krajowej. Proces ten przebiegał powoli i ze sporymi oporami ze strony organizacji, które zdecydowały się na współpracę z podziemiem kierowanym przez Rząd Emigracyjny. Dużą rolę odgrywały tutaj kwestie polityczne, co w późniejszym czasie przełożyło się na przykład na brak poparcia dla linii lansowanej przez Sikorskiego, Stanisława Mikołajczyka i wreszcie Tomasza Arciszewskiego. Odbudowane w podziemiu ugrupowania, mimo zgodnej współpracy na polu odzyskania niepodległości, często samodzielnie organizowały własne przybudówki bojowe, dostrzegając, iż jest to najkrótsza droga do odzyskania wpływów w społeczeństwie. Nie może zatem dziwić gwałtowny rozwój Batalionów Chłopskich powiązanych ideologicznie ze Stronnictwem Ludowym. De facto siły te w drugiej połowie okresu okupacyjnego częściowo przystąpiły do projektu łączenia się pod wspólnym szyldem Armii Krajowej. Niestety, proces ten nigdy nie został zakończony, a jego zasięg był mocno ograniczony, właśnie ze względów ideologiczno-politycznych. Dowódcy Armii Krajowej często nie wykazywali się dostateczną troską o żołnierzy innych ugrupowań, co powodowało dalsze rozchodzenie się dróg poszczególnych grup podziemnych. O akcji scaleniowej jeszcze zdążymy opowiedzieć, teraz musimy się skupić na ówczesnych koncepcjach działalności, które były niemalże identyczne z tym, co prezentował Związek Walki Zbrojnej. W pierwszej kolejności zwrócić musimy uwagę na podstawowy cel Polskiego Podziemia, jakim było zorganizowanie powstania powszechnego w stosownym momencie. Plan ten realizowano konsekwentnie, niemalże od początku działalności podziemnej, choć na drodze do walki o wyzwolenie czekało Polaków wiele etapów zmagań. Zasadniczo jeszcze w 1940 roku powstały wytyczne dotyczące podejmowania się otwartego boju z Niemcami, co związane było z coraz częstszymi doniesieniami o bestialstwie okupanta i coraz to nowych zbrodniach popełnianych na polskiej ludności. Akcja informacyjna zataczała szerokie kręgi przede wszystkim na terenach objętych brunatną okupacją, gdzie żywioł polski był silniejszy i lepiej zorganizowany. Terytoria okupowane rzez Sowietów nie miały tak licznej i skutecznej kadry, czego dowodem były szybkie aresztowania tamtejszych grup przez doskonale funkcjonujące NKWD, które rozbijało w zalążku wszelkie inicjatywy podziemne. Stefan Rowecki zdawał sobie sprawę z nastrojów panujących w podziemiu, wiedział również, iż bezczynność może dezaktywować żołnierzy oraz podkopać zaufanie do Rządu Emigracyjnego, który przecież musiał zdobywać sobie poparcie w okupowanej ojczyźnie, szykując plan tryumfalnego powrotu elit politycznych do powojennej Rzeczpospolitej. Pierwszy rok okupacji nie sprzyjał akcjom bezpośrednio wymierzonym w okupanta. Jego przewaga była zbyt duża, a siły Polskiego Podziemia nieliczne i nieprzygotowane do stawienia zaciekłego oporu. Rowecki oraz ośrodek emigracyjny decydowali się na ograniczenie akcji sabotażowo-dywersyjnych, oczekując odpowiedniego momentu. Dużo ważniejszym problemem stawało się w tym czasie kompletowanie kadry dowódczej, budowanie jednolitych struktur organizacji oraz gromadzenie niezbędnego sprzętu. Plany powstania powszechnego musiały zostać odłożone na bliżej nieokreśloną przyszłość. Jednocześnie wydawano rozkazy, wśród których na plan pierwszy wysuwa się "Instrukcja dla akcji ogólnej", w której zawarto plany podtrzymywania ducha bojowego narodu, przeciwdziałania niszczeniu sił fizycznych narodu oraz bezmyślnej dewastacji polskiego mienia oraz informowania światowej opinii publicznej o dramacie na ziemiach polskich oraz organizacji Związku Walki Zbrojnej. Wytyczne odnośnie walki zakładały sabotowanie rozporządzeń niemieckich oraz uprzykrzanie okupantowi życia w mniej istotnych aspektach walki cywilnej. Konsekwencją takiego postępowania była krytyka grup lewicowych, które postulowały regularną rewolucję, nie licząc się z realnymi siłami Polskiego Podziemia oraz tragiczną sytuacją na ziemiach okupowanych. Dokładnie w rok przed powstaniem Armii Krajowej, 14 lutego 1941 roku, gen. Sikorski nakazał "Grotowi" wzmożenie akcji sabotażowej, chociaż nadal ograniczano natężenie działań. Wybuch kampanii radzieckiej mocno namieszał w szykach dowódcom Polskiego Podziemia, choć w większości przychylali się oni do tezy, iż jest to szansa na odzyskanie niepodległości, bowiem dwóch zaborców stanęło naprzeciw siebie. To z kolei przełożyło się na ewolucję planów organizacji powstania powszechnego, czego wyrazem był kolejne opracowania przesyłane do Londynu i z Londynu. Jednocześnie jasnym stało się, iż Związek Walki Zbrojnej, a następnie Armia Krajowa, muszą dołożyć wszelkich starań do tego, by maksymalnie osłabić potencjał militarny III Rzeszy na zapleczu frontu wschodniego, aby pomóc sojusznikowi radzieckiemu oraz doprowadzić do załamania sił armii niemieckiej, co było jedną z głównych przesłanek wybuchu powstania. Liczono się z możliwością współdziałania z Sowietami, jednakże ani w 1942, ani na początku 1943 roku Polskie Podziemie i częściowo Rząd Emigracyjny nie zdawały sobie sprawy, iż Józef Stalin nie jest odpowiednim partnerem do rozmów, a w kolejnych starciach przemawiać będzie z pozycji siły. W "Raporcie operacyjnym nr 154" Rowecki pisze: "Działania powstańcze zamierzam osłonić akcją dywersyjną i partyzancką od wschodu, w ten sposób, aby przerwać na jakiś czas, a w najgorszym razie ograniczyć dopływ transportów wojska niemieckiego, wracającego ze wschodu do obszaru zajętego powstaniem". To już było jawną zapowiedzią akcji "Burza" oraz podsumowaniem misji, jaką otrzymała organizacja "Wachlarz" powołana jeszcze w ramach struktur Związku Walki Zbrojnej. Jej funkcjonowanie zainicjowano jesienią 1941 roku, a głównym zadaniem żołnierzy było destruowanie zaplecza frontu niemieckiego na wschodnich rubieżach Rzeczypospolitej. Całość obliczona była na przyszłe odzyskanie tych terenów, co stało w sprzecznością z pomysłami Stalina. Niejako równolegle rozwijał się Związek Odwetu, któremu przydzielono bieżącą działalność sabotażowo-dywersyjną, co było logicznym efektem wzmożenia wysiłku wymierzonego w okupanta. Obie organizacje nie osiągnęły spodziewanych sukcesów, co zaowocowało połączeniem wysiłku ZO i "Wachlarza" w jednolitą organizację Kierownictwo Dywersji z płk Emilem Fieldorfem ps. "Nil" na czele. Operację przemianowania przeprowadzono na przełomie 1942 i 1943 roku, a więc Kedyw był już typowo AK-owską przybudówką i realizował jej cele i misję. O jego działalności opowiemy nieco później, zajmując się dorobkiem Armii Krajowej. W marcu 1943 roku rozkaz dowódcy AK przedstawiał wytyczne do działalności bojowej, w których znajdujemy przede wszystkim hasła atakowania komunikacji, przemysłu wojennego, administracji oraz nasilenia terroru względem Volskdeutschów, gestapo, policji, SS i akcji odwetowych za masowe mordy, wysiedlenia i prześladowanie ludności polskiej. Wprawdzie w czerwcu 1943 roku Sikorski pisał do Roweckiego: "Dlatego polecam Panu Generałowi, do czasu wydania definitywnych rozkazów, ograniczenie do samoobrony akcji odwetowej mogącej wywołać represję", jednakże podjęto wiele kroków do wzmożenia czynnego oporu, który ujście znalazł przede wszystkim w końcówce 1943 roku i w 1944 roku.

Przedstawiliśmy drogę do zintensyfikowania walki podziemnej, co było procesem długotrwałym i dość trudnym. Szczegółowe wytyczne powstawały pod koniec 1943 roku, co wiąże się już stricte z akcją "Burza" oraz wybuchem Powstania Warszawskiego. Okres od stycznia 1944 roku do stycznia 1945 roku traktować należy odrębnie przy omawianiu historii Armii Krajowej. Wiązało się to z nagłymi sukcesami Armii Czerwonej na froncie wschodnim i wkroczeniem na przedwojenne ziemie polskie. Objęcie ofensywą sowiecką Kresów Wschodnich było krokiem na drodze do podporządkowania tych ziem hegemonii Związku Radzieckiego. AK-owskie podziemie postanowiło zorganizować akcję uprzedzającą Sowietów w tym niecnym procederze, jednakże jej efekty były mizerne lub wypaczone przez stosunek sił polskich i radzieckich. Stopniowe przesuwanie się frontu na zachód stawiało pod znakiem zapytania dalsze funkcjonowanie Polskiego Podziemia na terenach wschodnich. W konsekwencji tamtejsze grupy albo uległy rozwiązaniu, albo zdecydowały się na ujawnienie przed Sowietami, albo zostały wyniszczone przez podwładnych Stalina, którzy nie patyczkowali się z partyzantką niezależną od Moskwy. Napięta sytuacja na przedpolach Warszawy oraz dramat żołnierzy AK we wschodnich rejonach działania organizacji doprowadziły dowództwo do dramatycznej decyzji o zainicjowaniu powstania powszechnego w stolicy w dniu 1 sierpnia 1944 roku. Po dwumiesięcznych walkach Niemcy wzięli górę i rozbili walczących o Warszawę Polaków, rozwiewając tym samym nadzieje Komendy Głównej AK na wyzwolenie stolicy zanim zrobią to Sowieci i odbudowanie struktur niepodległego państwa polskiego. Kolejne miesiące jedynie pogarszały sytuację strategiczną Polskiego Podziemia, co skłoniło gen. Leopolda Okulickiego do wydania rozkazu o rozwiązaniu Armii Krajowej. Żołnierze tylko w części wyszli z podziemia, obawiając się starcia z nowym okupantem. W tej roli występować miał Związek Radziecki, którego ludzie natychmiast rozpoczęli organizowanie państwa na wzór komunistyczny. Większość żołnierzy Armii Krajowej zdecydowała się na dalszą konspirację, choć wielu z nich trafiło później przed sowiecko-polskie trybunały, które sądziły prawdziwych bohaterów walki o wolność i niezależność Rzeczpospolitej. Wreszcie nieliczni postanowili poprzeć inicjatywę Okulickiego i weszli w skład nowej organizacji podziemnej wymierzonej w Sowietów. "Nie" przejęło schedę po Armii Krajowej, jednakże osiągnięcia tego tworu były niewielkie, a żołnierzy powoli wyłapywali komuniści, niszcząc kadrę i struktury organizacyjne.

Obok koncepcji walki bardzo wyraźnie rysują się koncepcje polityczne, co związane jest z szeroko zakrojoną współpracą kolejnych komendantów AK z przedstawicielami przedwojennych stronnictw, które w czasie okupacji zdecydowały się zejść do podziemia i wznowić ograniczoną działalność. Kooperacja sięgała oczywiście czasów Związku Walki Zbrojnej i w okresie funkcjonowania AK przybierała różne formy. Chyba najlepszą syntezą zawiłych stosunków politycznych w podziemiu jest historia Delegatury Rządu na Kraj oraz poprzedzających ją tworów, w których prym wiedli działacze z przedwojennych Stronnictwa Ludowego, Stronnictwa Narodowego, Polskiej Partii Socjalistycznej oraz Stronnictwa Pracy. Nieoficjalna współpraca została zastąpiona oficjalną działalnością z ramienia Rządu Emigracyjnego, gdy latem 1940 roku rozpoczęto organizowanie Delegatury Rządu na Kraj. Rozwój delegatury trwał nieprzerwanie do 1944 roku, kiedy to struktury organizacji rozpracowali komuniści, zagrażając jednolitej działalności delegatów i ich współpracowników. W listopadzie 1942 roku Jan Piekałkiewicz postanowił wyróżnić Delegaturę Rządu na ziemie włączone do Rzeszy, Delegaturę Rządu na ziemie włączone do ZSRR i Delegaturę Rządu na Generalne Gubernatorstwo, co pozwoliło na uzyskanie stabilności i rozdzielenie części kompetencji pomiędzy terenowych działaczy. Cztery główne stronnictwa podpisały 15 sierpnia 1943 roku porozumienie, w którym zobowiązały się do utworzenia Krajowej Reprezentacji Politycznej, niejako namiastki podziemnego parlamentu. W dalszej kolejności, 9 stycznia 1944 roku, KRP została przekształcona w Radę Jedności Narodowej, co pozwoliło zachować równowagę w stosunku do kolejnych przybudówek komunistycznych uzurpujących sobie prawo do sprawowania zwierzchniej władzy na ziemiach polskich. Rada Jedności Narodowej była szerszą reprezentacją polityczną, a jej działalność objęła okres do 1 lipca 1945 roku. W tym czasie nieustannie kontaktowała się z Londynem odnośnie wspólnej polityki i ratowania zagrożonej na międzynarodowej arenie sprawy polskiej. W obradach RJN bardzo często uczestniczyli przedstawiciele Armii Krajowej, w tym komendanci, którzy konsultowali decyzje z zapleczem politycznym. Już sam fakt organizacji Powstania Warszawskiego natrafił na spore rozbieżności w obozach stronnictw i obozie militarnym, co skłoniło Polskie Podziemie do skonfrontowania zdań i wypracowania kompromisu, którym okazało się zainicjowanie walk o Warszawę. Reprezentacje polityczne przede wszystkim lansowały linię polityczną obraną przez Rząd Emigracyjny, przygotowując sobie grunt do objęcia władzy w powojennej Polsce. Informowano społeczeństwo, pozyskiwano nowych członków oraz szeroko komentowano wydarzenia na froncie militarnym i politycznym. To wszystko sprawiło, iż RJN oraz jej poprzedniczki były obok Armii Krajowej główną siłą Rządu Emigracyjnego na ziemiach okupowanych, reprezentując go tam, gdzie był najbardziej potrzebny.

Ostatnią kwestią, jaką musimy poruszyć przy omawianiu koncepcji lansowanych przez dowództwo Armii Krajowej, jest problem scalania z innymi organizacjami zbrojnymi, które de facto nie podlegały Rządowi Emigracyjnemu. Stefan Korboński ("Polskie Państwo Podziemne") nazywa to nawet "najważniejszym zadaniem organizacyjnym Komendy Głównej". Nie będziemy się zagłębiać w szczegóły akcji scaleniowej, dość powiedzieć, jakie organizacje przynajmniej częściowo podporządkowały się Armii Krajowej, a jakie pozostały niezależne do końca wojny. Wśród tych, które udało się przyciągnąć do AK poczesne miejsce zajmują Bataliony Chłopskie jako reprezentant militarny Stronnictwa Ludowego. W praktyce, jak już mówiliśmy, proces scalania przebiegał powoli i w wielu miejscach nie doszło nawet do współdziałania, nie mówiąc już o uzależnieniu BCh od AK. Teoretycznie Armii Krajowej podporządkowane zostały Narodowa Organizacja Wojskowa jako zbrojne ramię Stronnictwa Narodowego, socjalistyczna Organizacja Bojowa jako przybudówka PPS-u oraz pomniejsze organizacje: Gwardia Ludowa PPS-WRN, Obóz Polski Walczącej, Tajna Armia Polska, "Racławice", Konfederacja Zbrojna, Narodowe Siły Zbrojne i wiele innych, często o charakterze lokalnym. Nie podporządkowały się natomiast Gwardia Ludowa i Armia Ludowa jako siły partii komunistycznej kierowanej głównie przez Moskwę oraz część Narodowej Siły Zbrojnej, której struktury nie były jednolite, ale mocno rozczłonkowane i wywodzące się z różnych frakcji politycznych.

Mówiliśmy już, iż pod względem strukturalnym Armia Krajowa była niejako spadkiem po spuściźnie Związku Walki Zbrojnej. To właśnie w okresie funkcjonowania ZWZ wykształcone zostały ogniwa terenowe oraz Komenda Główna organizacji niepodległościowej i tylko w niewielkim stopniu kształt ten ulegał przeobrażeniom wraz z upływającym czasem, rozwojem sytuacji polityczno-militarnej oraz działaniami kadry dowódczej AK. Liczebność organizacji zmieniała się dość drastycznie, co związane było z akcją werbunkową, podejmowaniem się aktywnych działań (ludność przyciągały hasła otwartej walki z okupantem) oraz prowadzona akcja scaleniowa, która choć w pewnej części przyniosła efekty w postaci członków innych organizacji, którzy zasilili szeregi Armii Krajowej. Historia organizacji pokazuje również, iż niejednokrotnie dochodziło do przenoszenia się członków podziemnych grup do szeregów AK. Migracja trwała również w odwrotnym kierunku i spotykane były przypadki, gdy żołnierze Armii Krajowej decydowali się na wsparcie Batalionów Chłopskich, a nawet militarnych grup lewicowych, w tym Gwardii Ludowej i Armii Ludowej. Ogółem jednak liczebność organizacji wahała się w granicach 300 tys. członków, przy czym latem 1943 roku szacowano ją na rekordową liczbę 380 tys. ludzi. Werbowani członkowie delegowani byli do pracy w terenie lub Komendzie Głównej. W lutym 1942 roku zatwierdzono tekst przysięgi Armii Krajowej, który warto przytoczyć:

Przyjmowany w szeregi organizacji stwierdzał:

"W obliczu Boga Wszechmogącego i Najświętszej Maryi Panny, Królowej Korony Polskiej kładę swe ręce na ten Święty Krzyż, znak Męki i Zbawienia, i przysięgam być wiernym Ojczyźnie mej, Rzeczypospolitej Polskiej, stać nieugięcie na straży Jej honoru i o wyzwolenie Jej z niewoli walczyć ze wszystkich sił – aż do ofiary życia mego.

Prezydentowi Rzeczypospolitej Polskiej i rozkazom Naczelnego Wodza oraz wyznaczonemu przezeń Dowódcy Armii Krajowej będę bezwzględnie posłuszny, a tajemnicy niezłomnie dochowam, cokolwiek by mnie spotkać miało. Tak mi dopomóż Bóg."

Na co odbierający przysięgę replikował:

"Przyjmuję Cię w szeregi Armii Polskiej, walczącej z wrogiem w konspiracji o wyzwolenie Ojczyzny. Twym obowiązkiem będzie walczyć z bronią w ręku. Zwycięstwo będzie Twoją nagrodą. Zdrada karana jest śmiercią."

Ten piękny ceremoniał przetrwał do końca okresu działalności Armii Krajowej i miał symboliczną wymowę. Wielu z tych, którzy przystąpili do organizacji, otrzymało odznaczenia za ofiarną służbę, a jako oznakowanie żołnierzy AK służyła biało-czerwona opaska noszona na ramieniu.

Przejdziemy teraz do omawiania struktur organizacyjnych Armii Krajowej, zaczynając od "góry" na szczeblach hierarchii podziemnej, a więc Komendy Głównej. W pierwszej kolejności zająć się musimy dowódcami AK oraz kulisami ich powołania i zwolnienia. Pierwszym z nich był gen. Stefan Rowecki ps. "Grot", który otrzymał nominację jako logiczną konsekwencję głównodowodzenia nad Związkiem Walki Zbrojnej. Swoją funkcję sprawował do 30 czerwca 1943 roku, kiedy to został aresztowany przez Gestapo. Najprawdopodobniej przyczyną wsypy była denuncjacja, a "Grota" zdradzili Blanka Kaczorowska, Ludwik Kalkstein i Eugeniusz Świerczewski, którzy poinformowali Niemców, iż dowódca AK przebywa w lokalu przy ul. Spiskiej 14m.10. Rowecki nie doczekał końca wojny i zginął zamordowany w obozie Sachsenhausen tuż po wybuchu Powstania Warszawskiego. Prawdopodobnie odmówił współpracy i nie zdecydował się na wsparcie Niemców w ich antypolskich dążeniach, mimo iż groziła mu śmierć. Jego miejsce w Armii Krajowej powierzono gen. Tadeuszowi Komorowskiemu ps. "Bór", który już 1 lipca 1943 roku przejął obowiązki "Grota". 17 lipca przyszło do Warszawy oficjalne powiadomienie o nominacji Rządu Emigracyjnego. "Bór" był wcześniej zastępcą Roweckiego, zarówno w ZWZ, jak i AK i naturalnym stało się, iż przejmie schedę po "Grocie". To on podjął decyzję o wybuchu Powstania Warszawskiego i po upadku zrywu zbrojnego dostał się do niemieckiej niewoli. W międzyczasie, 30 września 1944 roku otrzymał, dość symbolicznie, stanowisko Naczelnego Wodza. Wreszcie 4 października komendantem AK został gen. Leopold Okulicki ps. "Niedźwiadek", choć oficjalne potwierdzenie nominacji przez Londyn datuje się na 21 grudnia 1944 roku. Był dowódcą AK do czasu jej rozwiązania. W późniejszym okresie został on osądzony przez Sowietów w procesie szesnastu i zginął w niewyjaśnionych okolicznościach w radzieckim więzieniu. Prawdopodobnie został zamordowany przez stalinowskich siepaczy. Teraz zajmiemy się strukturą Komendy Głównej.

 

KOMENDA GŁÓWNA ARMII KRAJOWEJ

 

Dowódcy - gen. Stefan Rowecki, gen. Tadeusz Komorowski, gen. Leopold Okulicki

zastępcy dowódcy - gen. Tadeusz Komorowski, gen. bryg. Tadeusz Pełczyński ps. "Adam", "Grzegorz", "Robak" - dodatkowo Szef Sztabu Komendy Głównej AK, brał udział w Powstaniu Warszawskim, dostał się do niemieckiej niewoli.

Szef Sztabu Komendy Głównej AK - gen. bryg. Tadeusz Pełczyński, następnie płk dypl. Janusz Bokszczanin ps. "Lech", "Sęk", "Wir"

I zastępca Szefa Sztabu Komendy Głównej AK - gen. bryg. Stanisław Tatar, płk dypl. Janusz Bokszczanin, gen. bryg. Leopold Okulicki, płk dypl. Józef Szostak

Zastępca Szefa Sztabu Komendy Głównej AK ds. technicznych, dowodzenia i łączności - płk dypl. Kazimierz Pluta-Czachowski ps. "Gołdyn".

Zastępca Szefa Sztabu Komendy Głównej AK ds. organizacyjnych - płk inż. Antoni Sanojca ps. "Knapik".

Zastępca Szefa Sztabu Komendy Głównej AK ds. kwatermistrzowskich - płk dypl. Zygmunt Miłkowski ps. "Denhoff", ppłk dypl. Karol Strusiewczi ps. "Karol"

Kierownictwo Walki Cywilnej - Stefan Korboński ps. "Nowak".

Biuro Finansów i Kontroli (często traktowane jako odrębny Oddział VII) - ppłk dypl. Stanisław Thun ps. "Leszcz".

Biuro Informacji i Propagandy (w konsekwencji traktowane jako Oddział VI) - płk dypl. Jan Rzepecki - późniejszy dowódca WiN.

- Wydział Propagandy Bieżącej - mjr Tadeusz Wardejn-Zagórski ps. "Gozdawa".

- Wydział Informacji - mjr Jerzy Makowiecki ps. "Tomasz", por. Aleksander Gieysztor ps. "Lisowski".

- Wydział Propagandy Mobilizacyjnej - kpt. Tadeusz Żenczykowski ps. "Kania".

- Wydział Kolportażu - Wanda Kraszewska-Ancerewicz ps. "Lena".

- Wydział Propagandy Antykomunistycznej - por. Tadeusz Żenczykowski ps. "Kania".

- Tajne Wojskowe Zakłady Wydawnicze - Jerzy Rutkowski ps. "Kmita".

 

Oddział I Organizacyjny - płk Franciszek Kamiński ps. "Zenon" - wydział ten odpowiadał za utrzymywanie kontaktu konspiracyjnego z Polakami poza granicami ojczyzny oraz zajmował się rozplanowaniem działań bieżących oraz kwestiami organizacji personalnej. Wyróżniono w nim:

- Biuro Personalne - mjr Jerzy Antoszewicz ps. "Iwo", płk Stanisław Juszczakiewicz ps. "Kornik", płk Jan Gorazdowski ps. "Wolański".

- Komenda Rezerw Krajowych - gen. bryg. Albin Skroczyński ps. "Chrabąszcz", gen. bryg. Jan Skorobohaty-Jakubowski ps. "Kaczmarek".

- Wojskowa Służba Kobiet - ppłk Maria Wittek ps. "Mira".

- Służba Sprawiedliwości - płk Konrad Zieliński ps. "Karola".

- Służba Duszpasterska - ks. płk Tadeusz Jachimowski ps. "Budwicz", ks płk Jerzy Sienkiewicz ps. "Guzenda".

Oddział II Informacyjno-Wywiadowczy - ppłk dypl. Wacław Berka ps. "Brodowicz", ppłk dypl. Marian Drobik ps. "Dzięcioł", płk dypl. Kazimierz Iranek-Osmecki ps. "Antoni", ppłk dypl. Bohdan Zieliński ps. "Legus" - jak sama nazwa wskazuje, wydziałowi podporządkowano kwestie wywiadowcze i kontrwywiadowcze. Obok tego do kompetencji Oddziału II oddano sprawy łączności.

Wyróżniono:

- Wydział Wywiadowczy - ppłk dypl. Franciszek Herman ps. "Bogusławski".

- Biuro Studiów - mjr dypl. Bohdan Zieliński ps. "Tytus".

- Wywiad Obronny - Bernard Zakrzewski ps. "Oskar"

Oddział IIIa Operacyjny - płk dypl. Stanisław Tatar, płk dypl. Józef Szostak, ppłk dypl. Jan Kamieński ps. "Konar".

Oddział III b Wyszkoleniowy - ppłk Kazimierz Bąbiński ps. "Boryna" - Oddział III zajmował się przede wszystkim kwestiami planowania bieżącej walki zbrojnej oraz przygotowaniami do wybuchu powstania powszechnego. Opracowano wytyczne działalności oraz szczegółowe informacje dot. możliwości zorganizowania walki powszechnej. Ważniejsze wydziały lub komórki:

- Wydział Piechoty i Wyszkolenia - płk dypl. Karol Ziemski ps. "Wachowski".

- Wydział Artylerii - ppłk Jan Szczurek-Cergowski ps. "Sławbor".

- Wydział Broni Szybkich - płk dypl. Janusz Bokszczanin ps. "Sęk".

- Wydział Saperów - ppłk Franciszek Niepokólczycki.

- Wydział Lotnictwa - płk Bernard Adamecki ps. "Gozdawa".

- Wydział Marynarki - kom. Konstanty Jacynicz ps. "Witold".

Oddział IV Kwatermistrzowski - płk dypl. Adam Świtalski ps. "Dąbrowa", płk dypl. Kazimierz Iranek-Osmecki, ppłk dypl. Augustyn Waluś ps. "Kornel", ppłk dypl. Stefan Górnisiewicz ps. "Góra" - produkcja konspiracyjna, uzbrojenie, intendentura.

Ponadto:

- Służba Uzbrojenia - ppłk Jan Szypowski ps. "Leśnik".

- Służba Intendentury - ppłk dypl. Henryk Bezeg ps. "Gil".

- Służba Zdrowia - płk lek. dr med. Kazimierz Baranowski ps. "Kazia", płk lek. dr med. Leon Strehl ps. "Feliks".

- Służba Geograficzna - ppłk Mieczysław Szumański ps. "Bury".

- Wydział Produkcji Konspiracyjnej - por. inż. Witold Gokiel ps. Ryszard".

Oddział V Dowodzenia i Łączności - płk dypl. Józef Kazimierz Pluta-Czachowski - łączność pomiędzy poszczególnymi rejonami oraz z zagranicą, odbiór zrzutów, służba kurierska, przyjmowanie cichociemnych.

 Wyróżniono:

- Wydział Łączności Technicznej - mjr inż. Józef Srebrzyński ps. "Józef", ppłk Jerzy Uszycki ps. "Jurski", mjr Stefan Jodłowski ps. "Grabowski".

- Kierownictwo Odbioru Zrzutów - ppłk Konstanty Kułagowski.

- Wydział Łączności Konspiracyjnej - mjr Janina Karasiówna ps. "Bronka", mjr Julia Piwońska ps. "Henryka".

Oddział VI Informacji i Propagandy - płk dypl. Jan Rzepecki, kpt. Kazimierz Moczarski ps. "Borsuk" - jeden z najważniejszych oddziałów, istniejący jeszcze w strukturach SZP i ZWZ.

Jego głównym zadaniem było prowadzenie dokumentacji, informowanie społeczeństwa polskiego i świata o walce prowadzonej przez Polskie Podziemie oraz dokumentowanie zbrodni popełnionych przez okupanta (struktura omówiona została przy opisie Biura Informacji i Propagandy - pojęcia te są tożsame).

Oddział VII Finansów i Kontroli - ppłk Stanisław Thun ps. "Leszcz", ppłk dypl. Antoni Kruczyński ps. "Pirat", mjr Jerzy Michalewski ps. "Dokładny", ppłk Edward Lubowicki ps. "Górnik" - szeroko pojęte gromadzenie, dysponowanie i kontrolowanie środków finansowych przepływających przez Armię Krajową.

Związek Odwetu - ppłk Franciszek Niepokólczycki,

"Wachlarz" - ppłk Jan Włodarkiewicz, ppłk Remigiusz Grocholski.

Kierownictwo Dywersji - gen. bryg. August Emil Fieldorf, płk Jan Mazurkiewicz ps. "Radosław".

Szefostwo Biur Wojskowych - ppłk Ludwik Muzyczka ps. "Benedykt".

Wojskowa Służba Ochrony Powstania - ppłk Władysław Galica ps. "Bródka", płk Józef Koczwara ps. "Zbigniew" - formalnie została podporządkowana Oddziałowi IV Kwatermistrzowskiemu.

Oddziały na Węgrzech - ppłk Korkozowicz.

 

Struktury terenowe Armii Krajowej miały niepośledni wpływ na jej działalność. Dzięki doskonałej organizacji terenowej członkowie AK mogli dotrzeć niemal w każdy rejon okupowanych ziem, a najeźdźca mógł się spodziewać uderzenia w każdym miejscu. Komenda Główna postanowiła podzielić całość terytorium okupowanego, dzięki czemu w lutym uzyskano 3 Obszary (Obszar Południowo-Wschodni liczymy jako jeden element struktury), 16 Okręgów oraz pomniejsze jednostki strukturalne. Z grubsza przypadały one na województwa lub grupy województw według podziału przedwojennego. W Okręgach budowano Obwody, a te z kolei mogły zostać podzielone na Rejony i wreszcie Placówki, co tworzyło swoistą drabinę hierarchiczną w strukturach AK. Ostatecznym stadium formowania grup było utworzenie plutonu, który liczył sobie kilkudziesięciu ludzi operujących na danym terenie. Na początku 1944 roku w skład AK wchodziło ponad 6200 plutonów w składzie pełnym i ponad 2600 w składzie niepełnym. Przyjrzyjmy się zatem strukturom terenowym organizacji z 1944 roku:

Obszar Warszawski - płk Albin Skroczyński ps. "Łaszcz":

- Podokręg Wschodni - płk Hieronim Suszczyński ps. "Szeliga".

- Podokręg Zachodni - płk Franciszek Jachieć ps. "Roman".

- Podokręg Północny - ppłk Zygmunt Marszewski ps. "Kazimierz".

Obszar Południowo-Wschodni - płk Władysław Filipkowski ps. "Janka".

- Okręg Lwów - ppłk Władysław Smereczyński ps. "Esem", p.o. ppłk Adolf Galinowski ps. "Robert", płk Ludwik Czyżewski ps. "Franciszka", ppłk dypl. Stefan Czerwiński ps. "Karabin".

- Okręg Stanisławów - ppłk Jan Rpogowski ps. "Jastrzębiec", mjr Władysław Herman ps. "Globus".

- Okręg Tarnopol - ppłk Franiszek Studziński ps. "Kotlina".

Obszar Zachodni - płk Zygmunt Miłkowski ps. "Denhoff".

- Okręg Pomorze - płk Rudolf Ostrihansky ps. "Aureliusz", płk Janusz Pałubicki ps. "Piorun", mjr Franciszek Trojanowski ps. "Fala".

- Okręg Poznań - mjr Wacław Kotecki ps. "Kotowski", płk Henryk Kowalówka ps. "Skawa", ppłk Andrzej Rzewuski ps. "Abrek".

Wydzielone okręgi:

- Okręg Białystok - ppłk Władysław Liniarski ps. "Mścisław".

- Okręg Kielce-Radom - płk Feliks Jędrychowski ps. "Ostroga", płk dypl. Stanisław Dworzak ps. "Daniel", płk Jan Zientarski ps. "Ein".

- Okręg Kraków - dypl. Zygmunt Miłkowski ps. "Wrzos", płk dypl. Józef Spychalski ps. "Luty", płk dypl. Edward Godlewski ps. "Garda", gen. bryg. Stanisław Rostorowski, płk Edward Godlewski, płk Przemysław Nakoniecznikow-Klukowski ps. "Kruk II".

- Okręg Lublin - płk Ludwik Bittner ps. "Tarnowski", płk Kazimierz Tumidajski ps. "Marcin", ppłk Franciszek Żak ps. "Wir".

- Okręg Łódź - ppłk Stanisław Juszczakiewicz ps. "Kornik", płk Ludwik Czyżewski ps. "Julian", płk Michał Stempkowski ps. "Barbara".

- Okręg Nowogródek - ppłk Janusz Prawdzic-Szlaski ps. "Borsuk", ppłk Adam Szydłowski ps. "Poleszuk", ppłk Maciej Kalenkiewicz ps. "Kotwicz", rt. Jan Skorb ps. "Boryna".

- Okręg Polesie - ppłk Franciszek Józef Faix ps. "Ordyński", ppłk Stanisław Dobrski ps. "Żuk", płk Henryk Krajewski ps. "Leśny".

- Okręg Śląsk - ppłk Henryk Kowalówka ps. "Skawa", ppłk dypl. Paweł Zagórowski ps. "Andrzej", ppłk dypl. Zygmunt Janke ps. "Gertruda".

- Okręg Warszawa-Miasto - gen. bryg. Antoni Chruściel ps. "Monter".

- Okręg Wilno - ppłk Aleksander Krzyżanowski ps. "Wilk", ppłk dypl. Julian Kulikowski ps. "Drohomirski", ppłk Stanisław Heilman ps. "Tomasz".

- Okręg Wołyń - ppłk Kazimierz Bąbiński ps. Luboń, ppłk Jan Wojciech Kiwerski ps. "Dyrektor".

 

Dokonanie syntezy ogółu działań bojowych Armii Krajowej jest niezwykle trudne ze względu na ilość akcji, jakie organizacja ta przeprowadziła na drodze do odzyskania niepodległości. Jak wiemy, były one wymierzone głównie w Niemców, choć nie brakowało i takich, w których celem numer jeden było zaszkodzenie Sowietom. My skupimy się przede wszystkim na akcjach przeciwko okupantowi niemieckiemu, który najmocniej dał się we znaki Polakom okresu okupacji. Natężenie działań Armii Krajowej było zmienne i wiązało się z ogólnymi wytycznymi przedstawianymi przez Komendę Główną, która funkcjonowanie organizacji musiała dopasować do ówczesnej sytuacji politycznej i militarnej. W niektórych okresach skupiano się zatem przede wszystkim na uderzeniach w komunikację i gospodarkę okupanta, co miało pomóc walczącej Armii Czerwonej. Były również momenty, gdy Polskie Podziemie zdecydowało się na akcje terrorystyczne wymierzone w okupanta, rewanżując się tym samym za ogrom zbrodni popełnionych na narodzie polskim. Po kryzysie stosunków polsko-radzieckich, co związane było z odkryciem grobów katyńskich, kolejni komendanci Armii Krajowej już nie tak ochoczo wspierali front wschodni i sojusznika, który stawiał opór Wehrmachtowi. Rowecki jeszcze wiosną 1943 roku nakazał ograniczenie dywersji, aby zanadto nie przyczyniać się do sukcesów Armii Czerwonej, która stawała się coraz mniej pożądanym sprzymierzeńcem. W naszej krótkiej, bądź co bądź, rozprawie na temat historii Armii Krajowej nie może uwzględnić wszystkich akcji bojowych, jakie wykonała ta organizacja na przestrzeni kilkudziesięciu miesięcy swojej działalności. Taki spis byłby zresztą niemożliwy do sporządzenia ze względu na ogrom ilościowy operacji żołnierzy Polskiego Podziemia. Dlatego też skupimy się na najważniejszych wydarzeniach w bojowej historii organizacji, wymieniając najważniejsze akcje i omawiając kilka z nich. Nasze rozważania poprzedzić musimy ogólnym podsumowaniem wysiłku zbrojnego Armii Krajowej (częściowo także Związku Walki Zbrojnej). Zestawienie akcji bojowych za okres od 1 stycznia 1941 roku do 30 czerwca 1944 roku. Dane te znalazły się w oficjalnym sprawozdaniu Komendy Głównej AK, która chciała podsumować dotychczasowe osiągnięcia organizacji. Wprawdzie zawierają one w sobie ponad 13 miesięcy, w czasie których działania bojowe wykonywano pod szyldem Związku Walki Zbrojnej, jednakże i tak czytelnik może uzyskać pożyteczne rozeznanie w sytuacji bojowej największej polskiej organizacji podziemnej. I tak (za "Powstanie Warszawskie", Jerzy Kirchmayer):

Uszkodzono parowozów - 6930.

Przetrzymano w remoncie parowozów - 803.

Wykolejono transportów - 732.

Podpalono transportów - 443.

Uszkodzono wagonów kolejowych - 19 053.

Przerwano sieci elektrycznych na węźle Warszawa - 638.

Uszkodzono lub zniszczono samochodów wojskowych - 526.

Wysadzono mostów kolejowych - 38 Uszkodzono samolotów - 28.

Zniszczono cystern benzyny - 1167.

Zniszczono ton benzyny - 4674.

Zagwożdżono szybów naftowych - 3.

Spalono wełny drzewnej (wagonów) - 150.

Spalono wojskowych magazynów - 122.

Spalono wojskowych składów żywnościowych - 8.

Unieruchomiono czasowo produkcję w fabrykach - 7.

Wykonano wadliwie części silników lotniczych - 4710.

Wykonano wadliwie lufy dział - 203.

Wykonano wadliwie pocisków artyleryjskich - 92 000.

Wykonano wadliwie radiostacji lotniczych - 107.

Wykonano wadliwie dla przemysłu elektrycznych kondensatorów - 570 000.

Wykonano wadliwie obrabiarek - 1700.

Uszkodzono ważnych maszyn w fabrykach - 2872.

Wykonano różnych aktów sabotażu - 25 145.

Wykonano zamachów na Niemców - 5733.

 

Być może dane nie mają charakteru całkowitego wyliczenia akcji sabotażowo-dywersyjnych podjętych przez Polskie Podziemie, jednakże pokazują, jak ogromnym zaangażowaniem cieszyły się operacje godzące w okupanta w taki czy inny sposób. Szczególną uwagę zwraca rubryka ostatnia, a więc przedstawiająca ilość zamachów na Niemców, ponieważ takie akcje były najbardziej spektakularne i nierzadko obarczone największym ryzykiem. Ogromny wpływ na przemysł okupanta miały akty sabotażu wykonywane w fabrykach, na drogach, na kolei, w transportach - było to związane szczególnie z "bitwą o tory" (hasło to lansowała głównie Armia Ludowa), która przyczyniała się do osłabienia zaplecza Wehrmachtu w dobie wojny niemiecko-radzieckiej. Wiemy jednak, iż działalność tego typu prowadzona była do pewnego czasu, w późniejszym okresie notujemy znaczne ograniczenie dywersji kolejowej w związku z napiętymi relacjami polsko-radzieckimi. Okres przełomu lat 1943-44 to przede wszystkim czas wykonywania planu "Burza". Jego zwieńczeniem był wybuch Powstania Warszawskiego, najważniejszej i największej akcji zbrojnej Polskiego Podziemia, która w zasadzie zakończyła większą działalność Armii Krajowej. Okres popowstaniowy to nie tylko ograniczenie akcji "Burza" do minimum, co jasno wynikało z rozkazu nowego komendanta Armii Krajowej, ale i powolne wygasanie oporu AK ze względu na przesuwanie się frontu oraz działalność antypartyzancką Sowietów (oczywiście, w stosunku do organizacji niepowiązanych ideologicznie z Moskwą). Prześledźmy zatem najważniejsze akcje zorganizowane przez Armię Krajową na przestrzeni lat 1942-44.

16 kwietnia 1942 roku, w dwa miesiące po oficjalnym utworzeniu Armii Krajowej, na łamach "Biuletynu Informacyjnego" ukazała się reprodukcja znaku Polski Walczącej, kotwicy złożonej z liter P i W, która odtąd stać się miała symbolem walki z okupantem. Ocenia się, iż tekst, który tłumaczył zasady stosowania znaku kotwicy napisał Aleksander Kamiński. Warto zacytować fragment wypowiedzi: "Juz od miesiąca na murach Warszawy rysowany jest znak kotwicy. [...] Zapieczętowany być może przez jakiś zespół - znak ten stał się już własnością powszechną. Co dzień ścierany z murów pojawia się na tych murach na nowo, rysowany przez nieznane tysiące rąk [...]". Rzeczywiście, kotwiczki pojawiały się samorzutnie w wielu miejscach w kraju i stały się przeciwwagą dla wszędobylskiej niemieckiej swastyki. Szczególnie silnie akcentowano wagę symbolu w Warszawie, gdzie prężną działalność podjęli członkowie Szarych Szeregów, niejako spadkobiercy przedwojennego harcerstwa. Wśród nich na szczególną uwagę zasługiwali bohaterowie książki Kamińskiego pt. "Kamienie na szaniec" - Jan Bytnar ps. "Rudy" i Aleksy Dawidowski ps. "Alek". Obaj odznaczyli się niezwykłą odwagą i pomysłowością na polu walki z okupantem. "Alek" stał się bohaterem jednej z najsłynniejszych akcji w walce o kulturę. 19 lutego 1942 roku zdecydował się on na brawurową akcję ściągnięcia tablicy zasłaniającej normalny napis na pomniku Mikołaja Kopernika w Warszawie. Niemcy zdecydowali się na zasłonięcie pamiątkowej tablicy w języku polskim, która wyrażała wdzięczność narodu dla wybitnego astronoma: „Mikołajowi Kopernikowi – Rodacy”, i zamiast niej wstawili własną: „Dem Grossem Astronomen”. Pomnik miał teraz wyrażać germańskie pochodzenie Kopernika, co od dawna postulowali Niemcy. "Alek", wiele ryzykując (pomnik znajdował się naprzeciwko budynku granatowej policji), odkręcił mosiężną płytę. Akt ten rozsierdził gubernatora Fischera, który nakazał zlikwidowanie pomnika Jana Kilińskiego w odwecie za uderzenie Dawidowskiego. I tym razem "Alek" pokazał, że zasługuje na miano wybitnego działacza Polski Podziemnej, bowiem nie tylko zdołał wykupić szablę Kilińskiego ze zdemontowanego pomniki, ale i oznaczyć miejsce, w które ów cokół przewieziono (trafił do Muzeum Narodowego). Takich akcji było oczywiście więcej, nierzadko miały charakter spektakularny, częściej decydowano się na drobne uderzenia w politykę okupanta, jak rozwieszanie polskich flag czy rysowanie prześmiewczych symboli piętnujących hitlerowców. Były to akcje ważne z moralnego punktu widzenia (podtrzymywały ludność na duchu), jednakże okupant cierpiał na tym w niewielkim stopniu. 24 lipca 1942 roku Rowecki zameldował gen. Sikorskiemu, iż od września rusza nowa faza działań dywersyjno-sabotażowych. Armia Krajowa planowała wzmożenie operacji przeciwko Niemcom, a najlepszym tego dowodem było zorganizowanie akcji "Wieniec" w nocy z 7 na 8 października 1942 roku. Był to pierwszy tak silny atak członków Polskiego Podziemia na transport okupanta. Akcja powiodła się niemal w całości i na kilka godzin, a w niektórych miejscach nawet dni, sparaliżowała ruch kolejowy wokół Warszawy. Gdy w listopadzie powstało Kierownictwo Dywersji, wzięło na swoje barki ciężar działań. Aktywna działalność zastąpiła dotychczasowe oczekiwanie na rozwój sytuacji, co oczywiście natychmiast przełożyło się na popularność Armii Krajowej w okupowanej ojczyźnie. Podsumowaniem zwrotu w polityce dywersyjnej Roweckiego były akcje organizowane na Zamojszczyźnie na przełomie 1942 i 1943 roku. Żołnierze Armii Krajowej aktywnie wystąpili przeciwko niemieckim próbom eksterminacji tamtejszej ludności, sprzeciwiając się próbom wysiedlenia mieszkańców Zamojszczyzny. Ogromny wkład w budowanie samoobrony miały również Bataliony Chłopskie, organizacja najprężniejsza w tamtym rejonie. Styczeń 1943 roku przyniósł dwie ważne kwestie, jeśli chodzi o działalność Armii Krajowej. 18 dnia tego miesiąca zorganizowano akcję pińską, która pozwoliła na odbicie członków Polskiego Podziemia więzionych przez okupanta. Uderzenie wykonano niezwykle sprawnie, a za akcją stały głównie oddziały Kedywu. Niestety, w kolejnych miesiącach ci sami ludzie mieli ponownie paść ofiarą hitlerowskiej polityki eksterminacyjnej. Mimo to styczniowa akcja była sukcesem. W cztery dni później Dowódca AK wydał rozkaz, w którym nakazał oznaczanie akcji wykonywanych przez podległą mu organizację. Od tej pory na miejscu wykonywania zadania zostawiano wyraźne ślady i oznakowanie jasno pokazujące, kto stoi za uderzeniem. Była to cenna inicjatywa na drodze do budowania potęgi Armii Krajowej, której od tej pory nie można było zarzucić bierności. 26 marca odbyła się bodaj najsłynniejsza akcja Polskiego Podziemia, w której główne role grali znani nam już Bytnar i Dawidowski. Kilka dni wcześniej "Rudy" został złapany przez Niemców, co skłoniło jego kolegów do zorganizowania akcji odbicia Bytnara z rąk okupanta. 26 marca uderzono na konwój przewożący więźniów, a od miejsca natarcia operację nazwano akcją pod Arsenałem. Skończyła się ona połowicznym sukcesem - wprawdzie oswobodzono więźniów przewożonych ciężarówką, jednakże nie udało się utrzymać przy życiu "Rudego", którego uratowanie było głównym celem akcji. Co gorsza, podczas walk zginął również "Alek", otrzymując śmiertelny w skutkach postrzał. "Rudy" umarł z powodu ran odniesionych podczas brutalnego przesłuchania. Śmierć Bytnara przyniosła krwawy odwet Polskiego Podziemia, które zlikwidowało oprawców przyjaciela. Był to zresztą okres, w którym Armia Krajowa dojrzała niejako do rozpoczęcia akcji wymierzonej w poszczególne jednostki hitlerowskiego aparatu terroru. Szereg zamachów na ważne osobistości zainicjowano 20 kwietnia w Krakowie, gdy podjęto się próby likwidacji SS-Obergruppenführera Friedricha Wilhelma Krügera, dowódcy SS i Policji na obszar Generalnego Gubernatorstwa. Wprawdzie akcja skończyła się fiaskiem, jednakże pokazała, iż nikt nie może czuć się bezpieczny, zwłaszcza gdy dopuszcza się licznych przewinień w stosunku do ludności polskiej. W tym samym czasie dramatyczne wydarzenia miały miejsce w Getcie Warszawskim, gdzie rozpoczęło się powstanie ludności żydowskiej. Armia Krajowa w nieznacznym stopniu wsparła bojowników getta, organizując kilka akcji. Teren działań był jednak trudny, warunki uniemożliwiały aktywne wsparcie Żydów w ich heroicznym wysiłku. 30 czerwca Armia Krajowa poniosła niepowetowaną stratę w postaci aresztowania gen. Stefana Roweckiego. Jego następca, Tadeusz Komorowski, nie wykazał się taką inwencją i wyczuciem w organizowaniu prac Polski Podziemnej, jednakże postanowił kontynuować drogę obraną przez poprzednika i także nie stronił od aktywnego oporu względem okupanta hitlerowskiego. 12 sierpnia żołnierze oddziału "Motor" funkcjonującego w ramach Kedywu zaatakowali samochód przewożący pieniądze z Banku Emisyjnego. Akcja zakończyła się całkowitym powodzeniem, choć nie ustrzeżono się strat - rany odniosło 2 członków Polskiego Podziemia. Udało się jednak zarekwirować blisko 105 mln złotych, co pozwoliło na mocne wsparcie kasy Armii Krajowej. W kolejnych miesiącach coraz większą wagę przywiązywano do sytuacji na terenach wschodnich, gdzie wkrótce mieli wkroczyć żołnierze Armii Czerwonej. To skłaniało dowództwo Armii Krajowej do zainicjowania operacji "Burza", jednocześnie przystępowano do rozprawy z bandami, które grasowały w tamtych rejonach. 15 września Komorowski wydał instrukcję, z której jasno wynikało, iż jego żołnierze mieli likwidować element bandycki, co czasem mogło prowadzić do konfrontacji z bojówkami komunistycznymi. W listopadzie wreszcie nadszedł sygnał o zainicjowaniu akcji "Burza". Wyzwalanie terytoriów wschodnich zanim wejdą tam siły Armii Czerwonej było słuszną inicjatywą, jednakże skuteczność "Burzy" pozostawiała wiele do życzenia. Wprawdzie oddziały Armii Krajowej zaangażowały się w walki o szereg miejscowości, nierzadko współpracując przy tym z Sowietami, lecz działania te były z góry skazane na niepowodzenia. Potwierdzeniem tej tezy były tragiczne wydarzenia na Wileńszczyźnie, gdzie w lipcu AK-owcy zaangażowali się w walki o wyzwolenie Wilna, a następnie zostali aresztowani przez siły radzieckie. W kolejnych dniach podobny los spotkał członków Armii Krajowej, którzy wzięli udział w walkach o Lwów. Armia Czerwona rozbroiła Polaków, a 27 lipca komendant Obszaru Lwów zarządził rozwiązanie podległych mu oddziałów, decydując się na ten krok wobec żądań Sowietów. Była to jedyna możliwość uchronienia podwładnych przed represjami ze strony Armii Czerwonej i NKWD. Akcja "Burza" nie tylko nie przyniosła spodziewanych efektów, ale i przyczyniła się do rozbicia Armii Krajowej przez ideologicznych wrogów sterowanych przez Moskwę i Józefa Stalina. Nieuzasadniona agresja przekreślała możliwość współpracy obu stron w budowaniu Polski antyniemieckiej i niepodległej. Wróćmy jednak do początków 1944 roku. 1 lutego zorganizowano w Warszawie zamach na SS-Brigadeführera Franza Kutscherę. Tym razem zamachowcom udało się wykonanie zadania i zlikwidowanie wyróżniającego się gorliwością funkcjonariusza hitlerowskiej machiny okupacyjnej. Była to zresztą akcja z cyklu "Główki" - serii uderzeń na niemieckich dygnitarzy. Obok spektakularnych sukcesów notowano też poważne klęski, które kosztowały życie wielu żołnierzy Armii Krajowej. Najgorszym przedsięwzięciem AK były zdecydowanie walki z okupantem w Puszczy Solskiej w drugiej połowie czerwca. Okrążone siły Polskiego Podziemia biły się z regularnymi jednostkami niemieckimi, którym uległy, tracąc kilkuset żołnierzy. Była to największa porażka AK-owców do czasów Powstania Warszawskiego. To wybuchło 1 sierpnia. Walki o Warszawę były przede wszystkim inicjatywą tamtejszego dowództwa AK, które uważało, iż dysponuje wystarczającymi siłami do wyzwolenia stolicy. Wprawdzie do 4 sierpnia udało się opanować powstańcom sporą część miasta, jednakże od tej pory inicjatywa przeszła w ręce Niemców, którzy stopniowo likwidowali kolejne punktu oporu żołnierzy Armii Krajowej. Izolowane dzielnice upadały, a opór AK był niezwykle kosztowny. Cierpiała przede wszystkim ludność cywilna, którą masowo mordowały wojska hitlerowskie. Był to jeden z największych aktów niemieckiej przemocy na bezbronnej ludności. Dewastowano także miasto. Straty ludności cywilnej szacowane są nawet na 150 tys. ludzi. Tyle pomordowano na miejscu, wielu zginęło później w niemieckich obozach lub w kolejnych miesiącach działań wojennych. Powstanie Warszawskie, zakończone 2 października 1944 roku, w zasadzie było końcem aktywnej działalności Armii Krajowej. Większa akcje notowano później jeszcze w krakowskim, częstochowskim. Walka o stolicę była jednak największym i najtragiczniejszym epizodem działalności AK - epizodem, który nie tylko nie przyniósł upragnionej wolności, ale i pozbawił dowództwo Polskiego Podziemia ogromnej ilości sił zmarnotrawionych na walkę z Niemcami.

Upadek Powstania Warszawskiego był kolejną przełomową datą w historii Armii Krajowej. Zadziwiające jest, jak wielką obłudą potrafili wykazać się działacze komunistyczni. Tuż przed wybuchem walk nawoływali do rozpoczęcia boju o wyzwolenie stolicy, a następnie jednoznacznie odcięli się od wydarzeń w Warszawie. Sam Stalin nie chciał się mieszać do tej "awantury" i odmówił pomocy walczącemu podziemiu. Warto zwrócić uwagę, iż zarówno z politycznego, jak i militarnego punktu widzenia Powstanie Warszawskie okazało się całkowitym niewypałem. Sojusznicy alianccy mieli uzasadnione pretensje do Rządu Emigracyjnego, iż ten samorzutnie zdecydował się na tak ryzykowną operację, nie konsultując ze sprzymierzeńcami. Nie był to dobry prognostyk dla sprawy polskiej, bowiem niesubordynacja w szeregach koalicji i ciągłe tarcia na linii Warszawa-Moskwa podkopywały zaufanie do Rządu Emigracyjnego i jego militarnego i politycznego podziemia w okupowanej ojczyźnie. Jeśli zaś chodzi o kwestie militarne, to wybuch powstania zaprzepaścił szanse stawiania oporu Sowietom, jeśli taka możliwość w ogóle istniała. Polskie Podziemie i Niemcy wyniszczyli się wzajemnie w dwumiesięcznych walkach, druzgocąc wypracowane przez lata struktury polskiej partyzantki, która miała walczyć o niepodległość ojczyzny. Teraz szanse te zostały zaprzepaszczone, bowiem wielu żołnierzy trafiło do niemieckiej niewoli, a stamtąd nie mieli okazji wspierać tych, którzy gotowi byli do stawienia czoła nowemu najeźdźcy, za jakiego uznawano Związek Radziecki i Armię Czerwoną wyzwalającą przedwojenne terytoria II Rzeczypospolitej. Przegrana w równym boju z Niemcami wykluczała również dalsze działania na drodze do wyzwolenia kraju zanim uczynią to Sowieci. Nietrudno zauważyć, iż upadek powstania pociągnął za sobą spore konsekwencje dla podziemia politycznego. To właśnie w stolicy miał zainstalować się nowy rząd, który tworzyć mieli członkowie Rady Jedności Narodowej, a więc legalnej namiastki podziemnego parlamentu. Plany Rządu Emigracyjnego były jasne i przejrzyste - mając Warszawę w swoich rękach, mógł w korzystny sposób rozegrać ostatnie karty, jakie zostały mu w końcówce 1944 roku. Jedną z nich było poparcie Anglosasów dla funkcjonujących w kraju i na emigracji władz polskich. Niestety, teraz władze te musiały konspirować się jeszcze głębiej, obawiając rozpoznania przez siły NKWD i Armii Czerwonej oraz podziemie komunistyczne, które coraz prężniej poczynało sobie na ziemiach polskich, a nawet pokusiło się o utworzenie własnej namiastki rządu, który w początkach 1945 roku stał się Rządem Tymczasowym.

 

Gen. Komorowski 4 października 1944 roku zdecydował się na wydanie pożegnalnego niejako rozkazu, w którym zawiadamiał swoich podwładnych o nominacji dla gen. Leopolda Okulickiego i ograniczeniu akcji "Burza". 7 października "Niedźwiadek" informował Londyn, iż przebywa w Częstochowie i obejmuje dowodzenie nad Armią Krajową. Co dziwne, Londyn nie zdecydował się na wyrażenie jednoznacznego poparcia dla poczynań Okulickiego. W zastępstwie postanowiono mianować dowódcą Polskiego Podziemia gen. Stanisława Tatara, co było pomysłem o tyle chybionym, że ten przebywał w Londynie i nie miał możliwości kierowania poczynaniami Armii Krajowej. Brak oficjalnej nominacji oraz wrogie posunięcia Rządu Emigracyjnego podkopały mocno zaufanie do Okulickiego, który musiał dodatkowo zmagać się z opozycją w łonie organizacji, którą de facto kierował od października. Uzyskał jednak poparcie przynajmniej części podziemia politycznego z delegatem Janem Stanisławem Jankowskim na czele, co stawiało go w nieco korzystniejszej sytuacji niż początkowo. Dopiero 21 grudnia 1944 roku nadeszło z Londynu potwierdzenie nominacji i uznanie Okulickiego jako legalnego komendanta Armii Krajowej. Zamieszanie to bynajmniej nie sprzyjało sprawie polskiej, bowiem Polskie Podziemie było w tym czasie coraz słabsze ze względu na wyniszczające walki z Niemcami oraz aresztowania, jakie prowadzili Sowieci na terenach wschodnich i kolejnych obejmowanych ofensywą Armii Czerwonej. Mimo iż Komorowski ograniczył postanowienia planu "Burza", a w ślad za nim poszedł i Okulicki, wydając 26 października rozkaz o wstrzymaniu działań na okres zimowy, w niektórych miejscach walki trwały jeszcze na początku 1945 roku. Tak było chociażby w okręgach radomskim i częściowo warszawskim. W Częstochowie działały grupy ppłk Mazurkiewicza, chroniąc klasztor na Jasnej Górze. Liczebność Armii Krajowej przedstawiała się nadal efektownie, a w niektórych rejonach wciąż odtwarzano przedwojenne jednostki Wojska Polskiego, co było jednym z założeń akcji "Burza". Jako że nie zajmowaliśmy się tym problemem do tej pory, należy przytoczyć odpowiednie dane z poszczególnych okręgów, które uzmysłowią nam, jak prężne było Polskie Podziemie i jak wspaniale potrafiło działać w warunkach trudnej konspiracji. W radomskim powstały 2. Dywizja Piechoty Legionów AK "Pogoń" ppłk Antoniego Żółkiewskiego. Obok niej funkcjonowały 7. Dywizja Piechoty AK "Orzeł", 28. Dywizja Piechoty AK im. Okrzei. W krakowskim odtworzone zostały 6. Dywizja Piechoty AK "Odwet", 21. Dywizja Piechoty AK, 22. Dywizja Piechoty AK, 24. Dywizja Piechoty AK i 106. Dywizja Piechoty AK. W lubelskim notowano 3. Dywizję Piechoty Legionów AK, 9. Podlaską Dywizję Piechoty AK. W lwowskim okręgu powstały 5. Dywizja Piechoty AK "Dzieci Lwowskich", 11. Karpacka Dywizja Piechoty AK, 12. Dywizja Piechoty AK. Na Wołyniu odbudowała się 27. Wołyńska Dywizja Piechoty AK, którą następnie rozbijali Sowieci. Na Polesiu działała 30. Dywizja Piechoty AK, w białostockim 29. Dywizja Piechoty AK. Wreszcie w centrum kraju, w łódzkim, funkcjonowały 26. Dywizja Piechoty AK, 25. Dywizja Piechoty AK i 10. Dywizja Piechoty AK. Także w warszawskim próbowano nawiązań do tradycji przedwojennych - powstała tam 8. Dywizja Piechoty AK. Część z jednostek skończyła działalność jeszcze przed wybuchem Powstania Warszawskiego, część funkcjonowała po jego zakończeniu. 8. DP AK im. Traugutta weszła w skład jednostek walczących o stolicę. Ponadto część żołnierzy składała się na swobodnie funkcjonujące grupy partyzanckie, które stopniowo ulegały rozkładowi, przechodziły do głębszej konspiracji lub zostały rozwiązane na wskutek działalności Sowietów.

 

Smutny był koniec Polski Podziemnej, która zmuszona była odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Okres, o którym wspominaliśmy, był najtrudniejszym dla działalności podziemnej, choć paradoksalnie to właśnie wtedy okupant niemiecki był najsłabszy a siłom polskim powinna zagwarantować wsparcie Armia Czerwona. Niestety, plany Stalina, za cichym przyzwoleniem aliantów zachodnich, nie były zbieżne z poglądami dowództwa Armii Krajowej oraz innych organizacji niepodległościowych, które nie wywodziły się z zaplecza komunistycznego. W czasie gdy na ziemie polskie wkraczali Sowieci nie było już mowy o funkcjonowaniu niezależnej organizacji zbrojnej, która zrzeszała wielotysięczne masy członkowskie. Dlatego też nie powinien dziwić fakt coraz częstszych aresztowań wśród kadry Armii Krajowej, nawet gdy żołnierze ci postanowili złożyć broń przed Sowietami i proponowali współpracę na rzecz rozbicia Niemców. Akt agresji przeciwko Polakom, i to tym najbardziej zaangażowanym w działalność niepodległościową, był uzasadniony jedynie z politycznego punktu widzenia, nie miał żadnych przesłanek w wydarzeniach na froncie, czego dowodzi chociażby kooperacja AK i Armii Czerwonej w czasie szturmowania Wilna czy Lwowa. Oba miasta były dla Polaków stracone, a batalię o przyznanie ich Rzeczpospolitej przegrali Winston Churchill i Franklin Delano Roosevelt, którzy podczas konferencji Wielkiej Trójki nie zdecydowali się na utworzenie wspólnego frontu anglosaskiego i przeciwstawienie się Stalinowi. Walka o wolną Polskę spadła na barki samych Polaków, ale ci nie byli w stanie stawić oporu silnej i doskonale wyposażonej Armii Czerwonej, która niczym taran przeszła przez ziemie polskie i w maju 1945 roku zakończyła swój zwycięski marsz na Berlinie i Pradze. Na początku stycznia 1945 roku gen. Leopold Okulicki zdawał sobie sprawę, iż dalsze funkcjonowanie Armii Krajowej jest pozbawione sensu wobec wyzwolenia większości ziem polskich i miażdżącej przewagi Sowietów na froncie. Atakowanie Armii Czerwonej czy działającego już na ziemiach polskich Tymczasowego Rządu nie wchodziło w grę, ponieważ dodatkowo mogło skomplikować trudną i tak sytuację Polski w kręgu sojuszników alianckich, którzy nie sprzyjali tendencjom odśrodkowym i woli walki Polaków. Okulicki wiedział, iż Armia Krajowa nie przetrwa w niezmienionym kształcie, dlatego zdecydował się na utworzenie organizacji "Nie", która miała przejąć schedę po poprzedniczce i skupić się na walce o prawdziwą niepodległość i niezależność z dala od żołnierzy przysłanych ze Związku Radzieckiego. Okulicki konsultował swoje decyzje z Rządem Emigracyjnym, który przychylił się do stanowiska dowódcy AK. Podobne zdanie wyraził delegat Jan Stanisław Jankowski, który także nie ukrywał, iż jest to najlepsze wyjście z sytuacji. Ponadto mógł w ten sposób ochronić swoich podwładnych, dla których nie było miejsca w komunistycznej Polsce, gdzie do masowych aresztowań i prześladowań przystąpić miały Urząd Bezpieczeństwa i Służba Bezpieczeństwa we współdziałaniu z NKWD. Wreszcie 19 stycznia 1945 roku zdecydował się na wydanie dramatycznego rozkazu, który warto zacytować:

"Postępująca szybko ofensywa sowiecka doprowadzić może do zajęcia w krótkim czasie całej Polski przez Armię Czerwoną. Nie jest to jednak zwycięstwo słusznej sprawy, o którą walczyliśmy od roku 1939. W istocie bowiem - mimo stworzonych pozorów wolności - oznacza to zmianę jednej okupacji na druga, przeprowadzoną pod przykrywką Tymczasowego Rządu Lubelskiego, bezwolnego narzędzia w rękach rosyjskich.

Żołnierze! Od 1 września 1939 r. Naród Polski prowadzi ciężką i ofiarną walkę o jedyną Sprawę, dla której warto żyć i umierać o swą wolność i wolność człowieka w niepodległym państwie.

Wyrazicielem i rzecznikiem Narodu i tej idei jest jedyny i legalny Rząd Polski w Londynie, który walczy przez przerwy i walczyć będzie nadal o nasze słuszne prawa.

Polska, według rosyjskiej recepty, nie jest tą Polską, o którą bijemy się szósty rok z Niemcami, dla której popłynęło morze krwi polskiej i przecierpiano ogrom męki i zniszczenie Kraju. Walki z Sowietami nie chcemy prowadzić, ale nigdy nie zgodzimy się na inne życie, jak tylko w całkowicie suwerennym, niepodległym i sprawiedliwie urządzonym społecznie Państwie Polskim.

Obecne sowieckie zwycięstwo nie kończy wojny. Nie wolno nam ani na chwilę tracić wiary, że wojna ta skończyć się może jedynie zwycięstwem słusznej Sprawy, tryumfem dobra nad złem, wolności nad niewolnictwem.

Żołnierze Armii Krajowej!

Daję Wam ostatni rozkaz. Dalszą swą prace i działalność prowadźcie w duchu odzyskania pełnej niepodległości Państwa i ochrony ludności polskiej przed zagładą. Starajcie się być przewodnikami Narodu i realizatorami niepodległego Państwa Polskiego. W tym działaniu każdy z Was musi być dla siebie dowódcą. W przekonaniu, że rozkaz ten spełnicie, że zostaniecie na zawsze wierni tylko Polsce oraz by Wam ułatwić dalszą pracę - z upoważnienia Pana Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej zwalniam Was z przysięgi i rozwiązuję szeregi Armii Krajowej.

W imieniu służby dziękuję Wam za dotychczasową ofiarną pracę.

Wierzę głęboko, że zwycięży nasza Święta Sprawa, że spotykamy się w prawdziwie wolnej i demokratycznej Polsce.

Niech żyje Wolna, Niepodległa, Szczęśliwa Polska".

Nie był to oczywiście koniec Armii Krajowej, jedynie z formalnego punktu widzenia przestała ona istnieć. Żołnierze nadal pozostawali gotowi do dalszej walki, a wielu z nich podjęło się otwartego boju z nowym najeźdźcą. 8 lutego w przemówieniu radiowym rozkaz potwierdził prezydent RP Władysław Raczkiewicz. W tym samym czasie w Jałcie zapadały decyzje, które ostatecznie przesądziły o kształcie powojennej Polski, oddając ją pod kuratelę Związku Radzieckiego. Kolejny z epizodów, które tylko wzmocniły przekonanie Polaków, iż Stalin nie jest przyjacielem narodu polskiego, miał miejsce w końcówce marca 1945 roku. Kilkunastu zaproszonych na rozmowy z Sowietami przedstawicieli Polski Podziemnej zostało podstępnie aresztowanych i wywiezionych do Moskwy, gdzie osądzono ich w tzw. procesie szesnastu. Wśród oskarżonych znajdował się gen. Okulicki, dla którego tym smutnym wydarzeniem skończyła się praca niepodległościowa i organizowanie Polski Podziemnej. 7 marca aresztowany został gen. Fieldorf, co przekreśliło sens istnienia organizacji "Nie". 22 marca nowym szefem organizacji został płk Antoni Sanojca. Jednocześnie likwidowano ostatnie struktury AK-owskie, a w lecie de facto nie było już mowy o organizacji "Nie". Działań podejmowały się nieformalne grupy zbrojne, które konsekwentnie niszczyli pracownicy bezpieki i NKWD. Szacuje się, iż w samym tylko okręgu białoruskim od 15 sierpnia 1944 roku uległo likwidacji niemal całe Polskie Podziemie, a siły NKWD stoczyły w tym czasie 109 walk z oddziałami polskimi. Do końca 1945 roku odsetek akcji na Białorusi jeszcze wzrósł, czego wyrazem były dane MWD Białorusi szacujące rozbicie 533 grup "bandyckich" oraz 37 organizacji. Zabito blisko 8000 ludzi, 2200 aresztowano. Na terenach litewskich dane za ten sam okres mówią o ponad 12 tys. aresztowanych i blisko 2500 zabitych. Efektem skoordynowanej akcji NKWD było aresztowanie 16 289 żołnierzy AK (liczby z połowy 1945 roku) oraz 50 tys. członków rodzin i członków podziemia cywilnego. Zostali oni wywiezieni do ZSRR, gdzie wielu z nich czekała śmierć. W kraju toczyły się dziesiątki procesów wymierzonych w byłych członków Polskiego Podziemia, których oskarżano o najbłahsze przewinienia. Tylko w niewielkim stopniu sprawę łagodziły akcje amnestyjne gwarantowane przez komunistyczny rząd. Kolejne aresztowania godziły w istniejące jeszcze organizacje o charakterze niepodległościowym, w tym Wolność i Niezawisłość kierowaną przez płk Jana Rzepeckiego. Wiele samorzutnie powstających oddziałów podporządkowało się WiN, ale sama organizacja nie odniosła sukcesów ze względu na mocną inwigilację środowiska i częste aresztowania. W okresie listopad 1945-luty 1946 zapadły 364 wyroki śmierci wymierzone w działaczy niepodległościowych. W zasadzie szczątki WiN przetrwały do początków lat pięćdziesiątych, ale znaczenie organizacji nijak miało się do estymy, którą niegdyś cieszyła się Armia Krajowa, największa podziemna siła zbrojna na świecie.

                  

             Mateusz Łabuz http://www.sww.w.szu.pl/index.php?id=polska_armia_krajowa

 

 

GENERAŁ ELŻBIETA ZAWACKA JEDYNA CICHOCIEMNA

 

Gen. Elżbieta Zawacka powinna być jednym tchem wymieniana w panteonie polskich bohaterów II Wojny Światowej. Jej biografia to przykład niezłomności, poświęcenia i ogromnej odwagi, które stały się symbolem walki o wolną Polskę. Przeszła przez życie niczym burza, choć przecież trwało aż sto lat. Zostawiła po sobie niezliczone wspomnienia i anegdoty, przede wszystkim jedyną w swoim rodzaju historię kobiety-cichociemnej.

 

ELŻBIETA CICHOCIEMNA - JEDYNA W SWOIM RODZAJU

 

Podobnie jak w przypadku Tadeusza Chciuka-Celta prawdziwie wyjątkowa jest historia Elżbiety Zawackiej. I w tym wypadku mówić można o życiorysie godnym filmu. Mimo iż szkolenie cichociemnych objęło kilkanaście kobiet, to właśnie Elżbieta Zawacka była jedyną, która zdała niezwykle trudne egzaminy sprawnościowe i ruszyła do okupowanej Polski. Wśród 316 ,,zrzutków" zajmowała zatem miejsce szczególne. I nie jest to jedyny przejaw jej wyjątkowości! Jako druga Polka w historii została awansowana do stopnia generała. Wyprzedziła ją nieznacznie koleżanka z konspiracji Maria Wittek. Zawacka uzyskała także tytuł profesora i wykładała na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu, co ma szczególny wymiar w kontekście jej ogromnego talentu, hartu ducha i odporności na powojenne prześladowania i szykany, jakich zaznała ze strony komunistycznej bezpieki. Upokorzenia znosiła mężnie, nigdy nie wyrzekła się swojej przynależności do Polskiego Podziemia, aktywnie reprezentując Armię Krajową. To wszystko jedna kobieta. A przecież jest to ledwie fragment jej imponującego życiorysu, który obejmuje niemal pełne sto lat!

 

TRUDNE POC ZĄTKI I PIERWSZA TUŁACZKA

 

Elżbieta Zawacka urodziła się 19 marca 1909 roku. W okresie dwudziestolecia międzywojennego była świetnie zapowiadająca się matematyczką, studiowała na Uniwersytecie Poznańskim, później uczyła matematyki w szkole. Równolegle angażowała się w działalność ochotniczej organizacji Przysposobienia Wojskowego Kobiet. Jej twórcą była późniejsza generał Maria Wittek. Po wybuchu wojny Zawacka wraz z koleżankami ze służby została ewakuowana na wschód. Część trasy przeszły na piechotę. Ostatecznie Zawacka dotarła do Lwowa, by tam otrzymać przydział do Batalionu Pomocniczej Służby Wojskowej Kobiet. Po agresji sowieckiej ponownie musiała uciekać, tym razem w kierunku zachodnim. Przebyła trudny szlak - przez Toruń, Poznań, Warszawę dotarła na Śląsk, teraz już całkowicie podporządkowany niemieckiemu okupantowi. Po drodze zdążyła zostać zaprzysiężona do niedawno sformowanej organizacji konspiracyjnej nazwanej Służba Zwycięstwu Polski. Tak rozpoczęła działalność w Polskim Podziemiu.

Doświadczenia z pierwszych tygodni wojny, ale także wiedzę, jaką Zawacka zdobyła w latach trzydziestych, z powodzeniem wykorzystywała w działalności konspiracyjnej. Jako nauczycielka matematyki na terenach przygranicznych często stykała się z obywatelami Niemiec. Zresztą, świetnie mówiła po niemiecku, co niejednokrotnie ułatwiało jej kursy na terytorium III Rzeszy. Po przemianowaniu SZP na Związek Walki Zbrojnej Zawacka otrzymała misję stworzenia regularnych szlaków kurierskich z Generalnego Gubernatorstwa na Zachód. Zadanie nie było łatwe. Wymagało doskonałej znajomości terenu, hartu ducha, zimnej krwi, a jego wykonanie narażało zaangażowanych na częste podróże przez terytorium III Rzeszy i przekraczanie pilnie strzeżonych granic. Nieustanna inwigilacja ze strony niemieckich służb policyjnych stanowiła chleb powszedni Zawackiej i współpracujących z nią Polaków. Cóż z tego, skoro nie było na nią mocnych. Jak wspominała po latach, tylko do 1942 roku miała na swoim koncie już ponad sto przekroczeń granicy!

Był to wyczyn niezwykły, zważywszy na ogromne trudności i zagrożenie dekonspiracją. Początkowo tworzyła szlak komunikacyjny z Berlinem, później dowództwo polskiego ruchu oporu zleciło jej opracowanie tras do Szwajcarii i Francji. Podróżowała na ,,wypożyczonych" od śląskich koleżanek kenkartach - ówczesnych imitacjach dowodów osobistych, które nie posiadały zdjęć. Podczas jednej z rutynowych kontroli została zatrzymana przez Gestapo i w brawurowy sposób uciekła przez okno dworca. Zdarzało się jej także szmuglować przez granicę pieniądze, które z Londynu przysyłano na funkcjonowanie ZWZ, a później Armii Krajowej. Sukces Zawackiej był wynikiem doskonałej samoorganizacji, znajomości języka niemieckiego oraz - czasem wręcz bezczelnej - brawury. Co tu dużo kryć, Zawackiej sprzyjało tez niezwykłe szczęście. Wystarczy przytoczyć jedną z wielu anegdot opisujących jej bogate życie. Mimo ,,spalenia" lokalu kontaktowego, o czym nie mogła wiedzieć zawczasu, uniknęła aresztowania. Znajdujący się w środku Niemiec czekający na odwiedzających to miejsce członków ruchu oporu wyszedł na kolację. Zupełny przypadek, który uratował jej życie.

W gruncie rzeczy unikała większych wpadek, choć regularnie podróżowała niemieckimi pociągami i tramwajami na fałszywych papierach rodowitej Niemki. Do czasu... Na początku 1943 roku musiała zostać ewakuowana z okupowanej Polski. Niemcom udało się ją namierzyć ze względu na zeznania, które wydobyli od jednej z konspiratorek. Wydała Zawacką na ciężkich torturach. W efekcie za Polką puszczono śledczych. Gdy była obserwowana, bezskutecznie próbowała zgubić ogon. Nie straciła jednak zimnej krwi. Wsiadła do pociągu, z którego wyskoczyła w trakcie jazdy. Następnie z okolic Żyrardowa dotarła do Warszawy, gdzie jednak była już zdekonspirowana. Był to koniec pewnego etapu jej podziemnej działalności. Musiała uciekać.

 

JEDYNA CICHOCIEMNA

 

W lutym 1943 roku została wysłana do Londynu z nową misją. Nie mogła pozostać w Warszawie, ale jej doświadczenie było bezcenne w budowaniu bezpiecznych szlaków komunikacyjnych z Rządem Emigracyjnym. Misję zlecił jej sam dowódca Armii Krajowej gen. Stefan Rowecki ,,Grot". Do Wielkiej Brytanii dotarła kombinowanym szlakiem - najpierw przez Niemcy i Francję, następnie przez Andorę i Hiszpanię do Gibraltaru. Po raz kolejny zmieniła tożsamość. Teraz nazywała się Elizabeth Watson. W Wielkiej Brytanii zameldowała w Sztabie Naczelnego Wodza. Raportowała bezpośrednio gen. Władysławowi Sikorskiemu, ale ten nie był zainteresowany jej samotną misją, choć założenia były kluczowe dla podtrzymania i rozwinięcia kontaktów na linii Londyn-Warszawa. Zawacka narzekała, że w Londynie zwyczajnie nie rozumiano warunków, w jakich działało się w kraju. Polityczni i wojskowi emigranci nie czuli konspiracji, nie wiedzieli, jak drogo przychodziło płacić za błędy w komunikacji. Być może dlatego jej apel został zignorowany przez Sikorskiego. W tym czasie premier Rządu RP na Emigracji i Naczelny Wódz przygotowywał się już do wyprawy na Bliski Wschód. Niestety, do Londynu już nie powrócił, zginął w katastrofie lotniczej 4 lipca 1943 roku.

Nie oznaczało to jednak końca misji Zawackiej. ,,Zo", jak popularnie ją nazywano, została zakwalifikowana do żmudnego, wyczerpującego kursu spadochroniarskiego, podczas którego przygotowywano do przerzutu drogą lotniczą tzw. cichociemnych. ,,Zrzutkowie" mieli za zadanie przeprawienie się do okupowanej Polski i włączenie do działalności konspiracyjnej. Dla Zawackiej nie była to pierwszyzna, w końcu ostatnie lata spędziła na aktywnej służbie w ruchu oporu. Kobieta z takim charakterem nie mogła mieć również trudności z zaliczeniem testów. Zawacka jako jedyna kobieta uzyskała status cichociemnej i była jedną z 316 osób, które skoczyły do Polski. To osiągnięcie niezwykłe, nawet jak na jej - mocno zawyżone - standardy niezwykłości. Zresztą najlepszą ocenę Zawackiej wystawił emisariusz Jan Nowak-Jeziorański, który komentował jej postawę i osobiste spotkanie słowami: ,,Nawet w konspiracji, gdzie panuje anonimowość, ,,Zo" stała się postacią legendarną [...]Uchodziła za człowieka ostrego i wymagającego od innych, ale najbardziej od samej siebie. Jej oddanie służbie graniczyło z fanatyzmem [...]Była surowa, poważna, trochę szorstka i bardzo rzeczowa. [...]Dopiero na pożegnanie poczułem ciepły, mocny uścisk dłoni i usłyszałem lekkie westchnienie: Daj Boże, żebyście dotarli" (,,Kurier z Warszawy"). Legendarny kurier wspominał, że podczas rozmowy Zawacka nawet się nie uśmiechnęła, nie zająknęła o sprawach natury osobistej. Była skoncentrowana na zadaniu, które im powierzono, w pełni oddana służbie, zawsze zaangażowana. Po wojnie także nie straciła zadziorności i specyficznego charakteru. Jej wypowiedzi były dosadne, rzeczowe, czasem nawet ostre, gdy nie zostawiała suchej nitki na londyńskiej emigracji kompletnie nie zdającej sobie sprawy z tragicznych warunków panujących w Polsce, gdzie każdy błąd, brak synchronizacji co do minuty mógł skutkować śmiercią konspiratorów (m.in. w zapisach wypowiedzi dla Archiwum Historii Mówionej).

W nocy z 9 na 10 września 1943 roku Zawacka została zrzucona z samolotu pilotowanego przez Stanisława Króla nad okupowaną Polską. Wylądowała gdzieś w rejonie Józefowa. Po noclegu u Krystyny Książkiewicz ruszyła do Warszawy. Ponownie do pracy w konspiracji. I tym razem sprzyjało jej niezwykłe szczęście. Placówka kurierska ,,Zagroda", w której służyła, została zdekonspirowana i rozbita przez Niemców. Zawacka uniknęła aresztowania, ale od kwietnia do lipca 1944 roku ukrywała się w klasztorze sióstr niepokalanek w Szymanowie. Warto podkreślić, że w czasie Powstania Warszawskiego służyła w składzie Wojskowej Służby Kobiet, pomagała przy pracach pielęgniarskich. Udało się jej wyjść ze zdruzgotanej stolicy razem z ludnością cywilną. Do końca wojny była zmuszona się ukrywać. Podróżowała między Krakowem a Warszawą, próbowała się przedostać na Śląsk, by stamtąd raz jeszcze ruszyć do Londynu. Bezskutecznie. Odtwarzała ,,Zagrodę" w Krakowie. II wojna światowa zbliżała się jednak ku końcowi. Konspiratorzy wychodzili z podziemia. Ci, którzy się ujawnili, byli często represjonowani przez Sowietów i nowe komunistyczne władze. Represje nie ominęły także Zawackiej.

 

O PAMIĘĆ O ARMII KRAJOWEJ, O WOLNOŚĆ POLSKI

 

Po zakończeniu wojny krótko służyła w organizacji antykomunistycznej Wolność i Niezawisłość. Zaczęła także organizować sobie życie na nowo. Ukończyła studia rozpoczęte na tajnych kompletach w czasie okupacji. Kilka lat pracowała jako nauczycielka, wreszcie otwarła przewód doktorski. Na fali represji względem byłych członków Armii Krajowej we wrześniu 1951 roku została aresztowana przez Urząd Bezpieczeństwa. Odsiedziała cztery lata. Więzienie jej nie złamało. Po odzyskaniu wolności z charakterystyczną dla siebie werwą kontynuowała pracę i karierę akademicką. W 1965 roku doktoryzowała się, a siedem lat później uzyskała habilitację. Przez lata utrzymywała kontakty z kolegami i koleżankami z konspiracji. Tworzyła archiwa, dbała o pamięć o członkach Armii Krajowej. Wszystko to w obliczu zagrożenia represjami ze strony komunistów. Choćby z tego względu władze nigdy nie pozwoliły, by jej kariera akademicka mogła się w pełni rozwinąć. W latach osiemdziesiątych działała w ,,Solidarności".

Dopiero po upadku komunizmu ojczyzna mogła docenić jej zaangażowanie. W latach dziewięćdziesiątych otrzymała awans do stopnia pułkownika, a w 2006 roku do stopnia generała brygady. Jako druga kobieta w historii polskiej armii! Uhonorowano ją licznymi odznaczeniami, w tym Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski i Orderem Orła Białego. Do końca życia pozostała niezwykle aktywna, udzielała się na forum organizacji kombatanckich, działała dla współtworzonej przez siebie fundacji AK-owców. Dzisiaj nosi ona imię Generał Elżbiety Zawackiej. ,,Zo" dożyła niemal pełnych stu lat. Zmarła na dwa miesiące przed urodzinami, 10 stycznia 2009 roku. Jej ciało pochowano w rodzinnym Toruniu.

 

AS POLSKIEGO WYWIADU - HALINA SZYMAŃSKA

AUTOR MATEUSZ ŁABUZ

 

Krystyna Skarbek jest z pewnością najbardziej znaną polską agentką wywiadu z czasów II Wojny Światowej. Jej sława przyćmiła nieco dokonania innych szpiegów, którzy także zapisali piękne karty historii. Wśród nich na szczególną uwagę zasługuje Halina Szymańska. Postać enigmatyczna, a przez to niezwykle ciekawa. To właśnie ona miała być tajnym kontaktem szefa niemieckiej Abwehry Wilhelma Canarisa, który próbował porozumieć się z aliantami w sprawie obalenia Adolfa Hitlera.

 

POCZĄTKI

 

Halina Szymańska urodziła się w 1906 roku w arystokratycznej rodzinie. Już choćby to predysponowało ją do obecności w elitarnych kręgach towarzyskich. Pochodzenie zapewniało jej bowiem wstęp na salony oraz dostęp do najważniejszych postaci świata wojskowości i polityki. Od najmłodszych lat rokowała jako zdolna, inteligentna, dobrze wykształcona kobieta. Gdy została żoną Antoniego Szymańskiego, który w 1932 roku został mianowany attaché wojskowym w Berlinie, wiodła względnie spokojne życie pani domu, która świetnie odnajdowała się na salonach, wpisując się w swego rodzaju stereotyp „żony dyplomaty”. W latach trzydziestych miała okazję poznać śmietankę towarzyską odbudowującej potęgę cesarstwa III Rzeszy. Wśród licznych kontaktów jeden był szczególnie cenny.

 

PANI SZYMAŃSKA POZNAJE SZEFA ABWEHRY

 

Pobyt w Berlinie upływał Szymańskiej na zajmowaniu się domem i trojgiem dzieci oraz „bywaniu”. Szymańska uczestniczyła bowiem w licznych imprezach, rautach, towarzysząc mężowi w czasie oficjalnych spotkań. Nie wiadomo, kiedy nawiązała bliższą znajomość z Wilhelmem Canarisem. Ówczesny szef Abwehry nie stronił od kontaktów z Polakami, byli dla niego źródłem ważnych informacji wypowiadanych mimochodem w dyplomatycznych kuluarach. Dowódca wywiadu żywo interesował się tym, co działo się w Warszawie, chętnie dyskutując z pracownikami attachatu. Właśnie w takich okolicznościach poznał Halinę Szymańską. Inteligentna, młoda kobieta, biegle władająca niemieckim była świetnym rozmówcą. Późniejsze wydarzenia wskazują, że musiała ich połączyć wyjątkowa nić zażyłości. Po wybuchu II Wojny Światowej Antoni Szymański wraz pracownikami ambasady musiał uciekać z Berlina. W tym czasie Halina przebywała już w Polsce. W czasie kampanii wrześniowej Szymański walczył w obronie Lwowa i dostał się do niewoli sowieckiej. Został z niej zwolniony dopiero po układzie Sikorski - Majski i wszedł w skład formowanej w ZSRS armii gen. Władysława Andersa. Wróćmy jednak do jego żony, bo jej losy wydają się znacznie ciekawsze. Obawiając się o życie swoje i trzech małoletnich córek postanowiła szukać kontaktu z człowiekiem, który mógł pomóc jej w śmiertelnie trudnej sytuacji. Przedostała się do Poznania, a tam nawiązała kontakt z Wilhelmem Canarisem. Ten z kolei słusznie odradził jej pozostanie w Polsce i zaproponował możliwość wyjazdu do Berna. Miał w tym swoje ukryte interesy. W tym czasie na terenie III Rzeszy sformowała się bowiem tajna organizacja, której głównym celem było przeciwdziałanie reżimowi Adolfa Hitlera. Członkowie tzw. „Czarnej Orkiestry” słusznie uważali, iż w ogólnym rozrachunku Niemcy poniosą klęskę, narażając się na ogromne straty ludzkie i materialne. Spiskowcy mieli poparcie wielu wyższych dowódców, a bodaj najważniejszą figurą organizacji był właśnie Canaris. Nie wiadomo, jak przebiegały rozmowy między Canarisem i Szymańską. Na pewno byli w dobrej komitywie. Znajdą się i tacy, którzy mogą sugerować ich romans. Ich wspólna historia do dziś nie została w całości wyjaśniona, co tylko dodaje jej pikanterii. Szef wywiadu postanowił bowiem wykorzystać Halinę Szymańską do zainicjowania kontaktu z Brytyjczykami, realizując tym samym założenia „Czarnej Orkiestry” – każde działanie przeciw dyktaturze zbliżało spiskowców do jej obalenia. Dlaczego Szymańska? Przede wszystkim ze względu na niemal bezgraniczne zaufanie, jakim darzył ją Canaris. Prof. Jan Ciechanowski zauważa także drugą ważną przyczynę wyboru Polki: „Canaris szukał kontaktu z wywiadem brytyjskim, a Polacy nadawali się jako łącznicy. W 1940 r. byli jedynymi czynnymi wojskowo sojusznikami Brytyjczyków, a ci wysoko cenili nasze umiejętności wywiadowcze”.

 

ŁĄCZNIK

 

W istocie, Szymańska szybko skontaktowała się z polskim i brytyjskim wywiadem. W grudniu 1939 roku rozmawiała najprawdopodobniej z kpt. Szczęsnym Chojnackim lub płk Tadeuszem Wasilewskim, którzy reprezentowali polską agenturę w Szwajcarii. Szymańska dostała u Polaków pseudonim Halina Czarnowska. W kolejnych miesiącach poznała się również w przedstawicielami Wielkiej Brytanii, a wreszcie z samym Allanem Dullesem, który tworzył w tej części Europy prężnie działającą siatkę wywiadowczą. Alianci zdawali sobie sprawę z ogromnego potencjału kontaktów Szymańskiej. Mieli bowiem szansę dotarcia do szczytów nazistowskiej władzy, a informacje od Canarisa mogły się okazać bezcenne w czasie zbliżających się konfrontacji militarnych. Istnieją przypuszczenia, że Brytyjczycy nadali jej kryptonim „Knopf”, określając jako niezwykle cennego agenta o szczególnym znaczeniu. Dlaczego? Canaris wielokrotnie podróżował do Szwajcarii i Włoch, gdzie odbywał osobiste spotkania z Szymańską, przekazując jej konkretne informacje dotyczące struktury funkcjonowania nazistowskiego państwa. Nie do końca wiadomo, jak przebiegały rozmowy między zaprzyjaźnioną dwójką. Cała sprawa wydaje się być dzisiaj wciąż owiana tajemnicą, czemu służyła powściągliwość samej Szymańskiej po wojnie. W czasie wojny Polka została zatrudniona na etacie w polskim poselstwie w Bernie, co zapewniało jej legalną przykrywkę. Dodatkowo wynegocjowała u Brytyjczyków obywatelstwo dla siebie i dzieci oraz gwarancję wojskowej emerytury. Już ten fakt pokazywał, jak zaradną była kobietą, kierując się niezwykle pragmatycznymi przesłankami i koniecznością zabezpieczenia przyszłości rodzinie. Od strony niemieckiej jej pierwszorzędnym kontaktem był odesłany przez Canarisa do Szwajcarii Hans Bernd Gisevius, prawa ręka szefa Abwehry i członek „Czarnej Orkiestry”. Nie ma bezpośrednich dowodów na to, jakie informacje Szymańska przekazała Brytyjczykom. Na podstawie akt „Knopfa” można wnioskować, że były wśród nich plany ewentualnego zamachu na Hitlera, opisy sytuacji na froncie afrykańskim i radzieckim, a także perspektywy operacji niemieckiej armii. Wszystko to mogło się okazać bezcenne przy planowaniu przedsięwzięć przez aliantów. Dialog z Canarisem – głównie przez Giseviusa – trwał do aresztowania admirała, który został zdekonspirowany w 1944 roku. 9 kwietnia 1945 roku został zamordowany na bezpośredni rozkaz Hitlera. Z kolei Gisevius w drugiej fazie konfliktu kontaktował się głównie z Dullesem i bezpiecznie doczekał końca wojny.

 

LOSY POWOJENNE

 

Po wojnie Halina Szymańska pozostawała w cieniu. Nie afiszowała się ze swoją wywiadowczą działalnością, nie szukała rozgłosu. Do Polski nie mogła wrócić ze względu na aktywność na zachodzie. Nowe komunistyczne władze prześladowały repatriantów, którzy służyli w szeregach brytyjskich, co skłoniło Szymańską do pozostania na wyspach, gdzie za zasługi wojenne otrzymywała wojskowe uposażenie. W późniejszym czasie Szymańska emigrowała z Wielkiej Brytanii do Stanów Zjednoczonych, gdzie zmarła w 1989 roku. Andrzej Jarmakowski słusznie zauważa, że tylko raz dała się namówić na wywiad telewizji BBC. Jej wielką cnotą była małomówność, co przysporzyło byłej agentce aury tajemniczości. Nigdy nie spisała swoich wspomnień, nigdy nie upubliczniła żadnych sensacyjnych historii, choć jej opowieści – co potwierdzają dokumenty brytyjskich agencji i relacje świadków - mogłyby wstrząsnąć światem badaczy przeszłości. Tajemnice zabrała do grobu, nie ujawniając, jak naprawdę wyglądały spektakularne i niezwykle ważne dla aliantów operacje, w które była bezpośrednio zaangażowana.

Warto zauważyć, że po ponad siedemdziesięciu latach od zakończenia II Wojny Światowej dzieje polskich agentek wywiadu to wciąż sensacyjne historie, w których nie wszystko zostało wyjaśnione. Życiorysy bohaterek wzbudzają żywe zainteresowanie historyków i czytelników, czego świetnym dowodem jest pisarz Marek Łuszczyna, którego publikacja zatytułowana „Igły” ukazała się nakładem Wydawnictwa PWN, zbierając bardzo przychylne recenzje odbiorców. Mimo coraz bogatszej dokumentacji, wciąż wiele zagadek czeka na rozwiązanie. Gdy jednak weźmiemy pod uwagę, jak dobrze maskowały się rodzime agentki, trudno oczekiwać ostatecznego ustalenia szczegółów ich życiorysów. Były z pewnością postaciami nietuzinkowymi, a ich życie to gotowy scenariusz na film sensacyjny, czego świetnym dowodem jest chociażby Halina Szymańska.

 

http://www.sww.w.szu.pl/index.php?id=polska_armia_krajowa

 

Źródło:

 

http://www.sww.w.szu.pl/index.php?id=artykuly_elzbieta_zawacka_jedyna_kobieta_wsrod_cichociemnych

 

NAJSŁYNNIEJSZY POLSKI AS WYWIADU KRYSTYNA SKARBEK

 

60 lat temu zginęła Krystyna Skarbek, najsłynniejszy polski szpieg, pierwowzór Vesper Lynd z "Casino Royale" Iana Fleminga

 

Krystyna Skarbek, jedna z najwybitniejszych kobiet-szpiegów z okresu II Wojny Światowej, Polka pracująca dla brytyjskiego wywiadu SOE, pierwowzór kochanki Bonda z "Casino Royale", zginęła 60 lata temu, 15 czerwca 1952 roku.

Christine miała więcej wstążek z odznaczeniami niż generał. Cechowała ją jakaś niezwykła magia, która odróżniała ją od innych osób, które spotkałam. Jej osobowość wydzielała jakąś magnetyczną siłę - pisała o Krystynie Skarbek Madelaine Masson, autorka biografii polskiej agentki SOE.

Krystyna Skarbek, córka Jerzego Skarbka zubożałego potomka arystokratycznego rodu znanego w Polsce od roku 1002, urodziła się 1 maja 1908 r. w Warszawie. Matka Krystyny, wywodząca się z bogatej rodziny żydowskich bankierów Stefania Goldfeder, w posagu wniosła Skarbkowi ogromny majątek. Krystyna od dziecka znakomicie jeździła konno i na nartach. Uchodziła za piękną kobietę - w 1929 roku uczestniczyła w konkursie Miss Polonia i zajęła punktowane miejsce. Podobno mężczyźni padali jej do stóp, otaczała ją sława uwodzicielki. Pierwsze małżeństwo z przemysłowcem Karolem Gettlichawem w 1933 roku rozpadło się po pół roku. W listopadzie 1938 r. Krystyna wyszła za mąż po raz drugi, za podróżnika i pisarza powieści dla młodzieży Jerzego Giżyckiego. We wrześniu 1939 roku oboje przebywali w Kenii, gdzie Giżycki pracował jako dyplomata. Na wieść o wybuchu wojny  wyjechali do Francji, skąd Krystyna, już sama, w separacji z mężem, przedostała się do Anglii. Tam, wykorzystując swe przedwojenne koneksje, zgłosiła się do służby w agencji brytyjskiego wywiadu SOE, powołanej przez Winstona Churchilla do dywersji na niemieckich tyłach. Od tej chwili występowała jako Christine Granville.

Przyjmując nową tożsamość jako agentka, Krystyna odjęła sobie siedem lat i podawała odtąd za rok urodzenia 1915. Została skierowana na Węgry z zadaniem podjęcia pracy konspiracyjnej, którą wykonywała wspólnie z Andrzejem Kowerskim - przyjacielem jeszcze sprzed wojny. Z Budapesztu trzykrotnie odbyła podróż do okupowanej Polski konspiracyjnym szlakiem przez Słowację jako kurierka tatrzańska. Zbierała informacje wywiadowcze, które m.in(według źródeł brytyjskich) pomogły Churchillowi w uściśleniu przewidywanego terminu niemieckiej inwazji na ZSRR. W czerwcu 1940 r. Krystynie udało się odwiedzić w Warszawie matkę, ale nie przekonała jej do ucieczki z okupowanej Polski. Stefania Skarbek zginęła w warszawskim getcie.

Już podczas wojny krążyły legendy o fantazji i brawurze Krystyny. Gdy przeprowadzała czeskich oficerów z Węgier do Jugosławii z powodu awarii samochodu, którym jechali, zostali skontrolowani przez niemiecki patrol. Krystyna nie straciła głowy, przedstawiła fałszywe dokumenty i jeszcze namówiła Niemców do przepchnięcia samochodu, który utknął na drodze, przez granicę. W lipcu 1944 r. Krystynę zrzucono na spadochronie do francuskich partyzantów w południowej Francji, gdzie m.in. zorganizowała wykupienie z rąk gestapo kilku aresztowanych szefów siatki dywersyjnej "Jockey". Podobno oświadczyła lokalnemu dowódcy gestapo, że jest siostrzenicą brytyjskiego generała Montgomery'ego, i że za uwolnienie aresztowanych gwarantuje gestapowcowi życie po wkroczeniu aliantów. Niemiec uwierzył w jej słowa, uwolnił więźniów, a nawet dał pistolet i samochód, którym przejechali na drugą stronę frontu, do aliantów. Niemcy wyznaczyli wysoką nagrodę za wydanie Krystyny Skarbek i rozlepili plakaty z jej zdjęciem na stacjach kolejowych.

 

W końcu sierpnia 1944 roku, gdy w Warszawie trwało powstanie, Krystyna dotarła do Londynu. Wielokrotnie składała prośby o przerzut do Polski, ale zawsze spotykała się z odmową. Skarbek została zdemobilizowana w kwietniu 1945 r. w Kairze. Nie miała obywatelstwa brytyjskiego i podzieliła rozczarowania innych Polaków, którzy podczas wojny walczyli w Anglii. Dostała odprawę w wysokości 100 funtów i osobiste podziękowanie Churchilla, który nazywał ją "swoim ulubionym wywiadowcą".

Krystyna, która rozwiodła się z Giżyckim w sierpniu 1946 r., mimo swoich zasług i odznaczeń miała trudności ze znalezieniem pracy w Anglii. Pracowała jako pokojówka w hotelu, telefonistka, sprzedawczyni w londyńskim domu towarowym Harrods i wreszcie jako stewardessa na statkach pasażerskich "Rauhine" i "Winchester Castle" na linii Anglia-Afryka Południowa. W tym okresie poznała zdemobilizowanego z Navy Intelligece Division (NID) Iana Fleminga, z którym miała trwający blisko rok romans. Prawdopodobnie to właśnie ją Fleming opisał tworząc postać Vesper Lynd w swej pierwszej powieści o Jamesie Bondzie - "Casino Royale".

Podczas pracy na statku Skarbkówna poznała też stewarda, Dennisa Muldowneya, którego jej przyjaciele opisywali jako człowieka pełnego kompleksów, bardzo samotnego, którym Krystyna opiekowała się ze współczucia. 15 czerwca 1952 r., w czasie pobytu na lądzie, w podlondyńskim hotelu "Shelbourne" w Kensington zakochany w Krystynie steward Muldowney pchnął ją nożem, po odrzuceniu przez nią oświadczyn. Krystyna zmarła w szpitalu, a zabójca został schwytany i skazany na śmierć. Po aresztowaniu poprosił policję o szybką egzekucję, "by mogli się połączyć w zaświatach". Okoliczności śmierci Skarbkówny nie zostały do końca wyjaśnione, wątpliwości obserwatorów budziły niektóre szczegóły procesu zabójcy, a także fakt, że został powieszony wyjątkowo szybko.

 

KRYSTYNA SKARBEK - ULUBIONY SZPIEG WINSTONA CHURCHILA

 

 Niezwykłe czyny Polki Krystyny Skarbek spowodowały, że już za życia stała się legendą. Jej sposób bycia prowokował jednak wiele ożywionych dyskusji. Była kobietą pełną temperamentu, uwikłaną w liczne romanse. Przebierała w mężczyznach, bawiąc się nimi. Miała niewyparzony język i nie liczyła się z konwenansami. Jednak jej ogromnej odwagi, pomysłowości i determinacji w walce nie mógł odmówić jej nikt. Fascynowała cały ówczesny świat służb specjalnych, a jednym z jej kochanków był Ian Fleming, autor powieści o Jamesie Bondzie, dla którego stała się pierwowzorem Vesper Lynd, dziewczyny Jamesa Bonda z pierwszej powieści - "Casino Royale". Ale tak naprawdę - to ona była Bondem...

 Przez wielu jest nazywana najlepszym szpiegiem II Wojny Światowej. Oficerowie wojskowi wstawali, gdy wchodziła do pokoju, a Churchill nazywał ją "swoim ulubionym szpiegiem". Jej ponury koniec do dziś wzbudza kontrowersje. Po śmierci agentki, kochankowie Krystyny zawarli pakt milczenia, aby prawda o bujnym życiu erotycznym i licznych romansach Polki nie przesłoniła jej wielkich dokonań. Brytyjski rząd odznaczył ją najwyższymi medalami, dla Francuzów stała się wzorem oporu, Izraelczycy, nawet dziś, zaliczają Krystynę Skarbek do grona swoich najodważniejszych żołnierzy w dziejach. Tylko Polacy zrobili z niej zdrajczynię...

 

NIESFORNA HRABINA

 

Akt urodzenia jednoznacznie dowodzi, że Krystyna Skarbek urodziła się w Trzepnicy w roku 1908.

Już samo ustalenie kiedy i gdzie przyszła na świat Maria Krystyna Janina Skarbek

  1. Awdaniec dostarcza sporo trudności. Brytyjskie źródła zgodnie podają rok 1915, w rzeczywistości Krystyna urodziła się siedem lat wcześniej - w piątek, 1 maja 1908 roku. Ustalenie jej miejsca urodzenia jest jeszcze trudniejsze. W opracowaniach biograficznych pada wiele nazw miejscowości (m.in. Warszawa, Sochaczew, Młodzieszyn), jednak akt urodzenia znaleziony w niewielkiej parafii jednoznacznie wskazuje, że Krystyna Skarbek urodziła się w Trzepnicy. Jej ojciec, zubożały arystokrata i hrabia, Jerzy Skarbek zaszczepił w małej Krysi miłość nie tylko do Polski, ale również do sportu, ryzyka i koni. Ich wzajemne relacje były wręcz idealne. Z racji swojego pochodzenia (jej matką była Żydówka Stefania Goldfeder) nie miała łatwego dzieciństwa, przez większość swoich szlachetnie urodzonych rodaków była traktowana jak obca.

To nauczyło ją walczyć o swoje i nie poddawać się współcześnie panującym konwenansom. Już jako uczennica w katolickiej szkole w Jazłowcu (dzisiejsza Ukraina), sprawiała swoim wychowawcom sporo kłopotów. Wszystkie jej wybryki traktowano łagodnie ze względu na jej szlacheckie pochodzenie. Pewnego razu 15-letnia Krystyna posunęła się jednak za daleko. Podczas mszy podpaliła sutannę księdza i za to została wyrzucona ze szkoły. Swojemu przyjacielowi Zbigniewowi Mieczkowskiemu zwierzyła się po tym incydencie, że chciała tylko sprawdzić jak wielka jest wiara księdza. Chciała się przekonać, czy przerwie on mszę, aby zacząć gasić płomienie. Wiara księdza okazała się zbyt mała na dokończenie nabożeństwa a Krystyna wyjechała ze Lwowa. Wydalenie z Jazłowca nie było końcem edukacji Skarbkównej. Kontynuowała naukę w wielu prestiżowych szkołach. W roku 1926 rodzinna sielanka nagle skończyła się.

Bank Goldfederów zbankrutował, co znacznie odbiło się na finansach rodziny. Po śmierci ojca w roku 1930, wraz z matką przeniosła się do Warszawy. Tam szybko znalazła swoje miejsce wśród miejscowych artystów i pisarzy. Szybko zaczęła robić karierę w plotkarskich rubrykach a do grona jej licznych znajomych należał również Witold Gombrowicz. Nie było w tym czasie mężczyzny, który nie zachwyciłby się jej urodą i wdziękiem. Za namową swoich przyjaciół wzięła udział w konkursie Miss Polonia, gdzie doszła aż do finału. W tym samym czasie wyszła za mąż za pabianickiego przedsiębiorcę - Gustawa Gettlicha. Mimo, że Gettlich zdawał się przymykać oczy na pogłoski o jej romansach, małżeństwo nie przetrwało nawet roku. Po rozwodzie Krystyna ponownie wzięła udział w wyborach "Miss Nart", w Zakopanem. Tym razem wygrała, wzbudzając tym samym zachwyt mężczyzn i zazdrość kobiet. Właśnie w Zakopanem poznała swojego drugiego męża - dyplomatę i podróżnika - Jerzego Giżyckiego. Podczas swojego pobytu w Tatrach nawiązała kontakty z przemytnikami alkoholu i papierosów. wykonywała dla nich drobne zlecenia przewożąc kontrabandę przez słowacko-polską granicę. Dzięki temu poznała miejscowych górali, ich kryjówki i szlaki. Wiedza ta okazała się bardzo przydatna w późniejszych latach.

W 1938 roku w Warszawie odbył się ślub Krystyny i Jerzego Giżyckiego. Para niedługo po tym wyjechała do Kenii, gdzie Jerzy podjął pracę w konsulacie. Własnie tam dotarła do nich wiadomość o wybuchu wojny. Oboje byli już wtedy w separacji (również i to małżeństwo okazało się nieudane, rozwód wzięli jednak dopiero w 1946 roku), mimo to para razem wypłynęła do Francji pierwszym możliwym rejsem. Do Anglii Krystyna wyruszyła już sama...

 

W TAJNEJ SŁUŻBIE JEGO KRÓLEWSKIEJ MOŚCI...

 

 Od razu po przybyciu do Wielkiej Brytanii Skarbek zgłosiła się do "Departamentu D" - oddziału SOE (Kierownictwa Operacji Specjalnych) i zaproponowała swoje usługi w przemycie materiałów propagandowych, kodów radiowych i tajnych planów wywiadowczych z Węgier do Polski.

Została przyjęta i poddana morderczemu szkoleniu. Ukończyła go z wyróżnieniem jako pierwsza kobieta w brytyjskim wywiadzie. Celująco zdała testy strzeleckie i kurs zabijania tzw. "cichą bronią", czyli nożem, liną i gołymi rękami. W lutym 1940 roku została wysłana do Budapesztu, gdzie jako dziennikarka Christine Giżycka nawiązała współpracę z innym agentem - Andrzejem Kowerskim. Przystojny Polak szybko przypadł do gustu Krystynie i wkrótce zostali kochankami.

Kilka dni później para agentów wyruszyła do Polski. Ich przewodnikiem przez słowackie Tatry był słynny skoczek narciarki Jan Marusarz. Droga była ciężka, temperatura spadła do 25 stopni poniżej zera a nagła zamieć w ciągu jednej nocy zabiła 30 osób. Krystyna Skarbek nie poddawała się i mijając zamarznięte po drodze ciała dotarła do polskiej granicy. Po trzech dniach cudem dotarli do Warszawy, gdzie nawiązała kontakt ze Stefanem Witkowskim, który kierował wywiadowczą organizacją o nazwie "Muszkieterzy" ("Muszkieterowie"). Tym samym ściągnęła na siebie wrogość dowódców Polski Podziemnej, ponieważ oskarżali oni "Muszkieterów" o kontakty z Niemcami. Skarbek również została oskarżona o zdradę i kolaborację z nazistami. Wiedziała doskonale, że w Polsce grozi jej za to wyrok śmierci.

Uwielbiała kwiaty. Przez wielu historyków Krystyna nazywana jest dzisiaj "kwiatem wojny".

Mimo wrogości ze strony Polski Podziemnej, Skarbek wywiozła z Polski bardzo cenne materiały, zdobyte właśnie przez "Muszkieterów". Były to m.in. informacje o stacjonowaniu i wyposażeniu wojsk niemieckich, dowody na wykorzystywanie polskich fabryk na potrzeby niemieckiego przemysłu zbrojeniowego i okrucieństwo hitlerowców wobec ludności cywilnej.

Najcenniejszym materiałem był jednak mikrofilm ukazujący przygotowanie niemieckich wojsk do ataku na ZSRR. To dzięki Krystynie Londyn dowiedział się o planie "Barbarossa". Skarbek wróciła z jeszcze jedną swoją zdobyczą - emisariuszem polskiego podziemia, Włodzimierzem Ledóchowskim. W taki o to sposób w Budapeszcie znalazło się dwóch jej kochanków: Kowerski i Ledóchowski. Mężczyźni szybko zaakceptowali swoją wzajemną obecność, a Christine nie kryła się z uczuciami do ich obu. Gdy pewnego dnia wybrali się we troje na spacer, Skarbek kazała Kowerskiemu poczekać, po czym zaciągnęła Ledóchowskiego między drzewa, gdzie zaczęli się namiętnie całować.

 

"DIAMENTY SĄ WIECZNE"

 

 Krystyna Skarbek przekroczyła granicę jeszcze trzy razy. Podczas ostatniej próby wraz z Ledóchowskim zostali aresztowani przez słowacki patrol. Policjanci przeszukali ich bagaże, znajdując dużą sumę pieniędzy, którą podzielili między siebie. Agenci wiedzieli, że Słowacy za chwilę znajdą przemycane przez nich tajne dokumenty. Skarbek nie mogła dłużej czekać. Zaczęła uwodzić jednego z policjantów, na tyle skutecznie, że ten zrezygnował z dalszego przeszukiwania, po czym zbliżył się do kobiety i zaczął bawić się jej naszyjnikiem. Kiedy drugi policjant otworzył kolejny bagaż, Agentka musiała działać szybko. Wbiła swoje paznokcie w twarz kokietowanego wcześniej Słowaka i zrywając swój naszyjnik krzyknęła: "moje diamenty!". Kiedy policjanci zaczęli zbierać z ziemi porozrzucane diamenty, oboje z Włodzimierzem natychmiast rzucili się do ucieczki. Po chwili okazało się, że "diamenty" nie są prawdziwe, patrol zaczął strzelać w stronę uciekinierów. Ci byli już jednak daleko i żadna z kul ich nie dosięgła. Przeżyli ale skonfiskowane przez Słowaków dokumenty tożsamości wraz z ich zdjęciami trafiły w ręce Niemców. Była spalona, mimo to kontynuowała jeszcze przez jakiś czas wraz z Kowerskim swoją misję na Węgrzech. Wkrótce Węgry przystąpiły do koalicji państw faszystowskich i polskim agentom grunt zaczął się palić pod stopami.

 

ROLA NA MIARĘ OSCARA...

 

Podczas wypoczynku w górach.

 W styczniu 1941 roku Skarbek i Kowerski zostali namierzeni w Budapeszcie i aresztowani przez Gestapo. Podczas trwającego wiele godzin przesłuchania Krystyna odegrała jedną ze swoich najsłynniejszych ról. Nagle zaczęła udawać, że bardzo źle się czuje, po chwili ugryzła się mocno w język, poczekała aż krew wypełni jej usta i zaczęła kasłać opluwając przy okazji swoja krwią oficera prowadzącego przesłuchanie. Na pytanie co jej jest, odparła, że choruje na ciężką odmianę gruźlicy i jest umierająca. Natychmiast zabrano ją na badania lekarskie. Podczas prześwietlenia węgierski lekarz zauważył ślady choroby w jej płucach. Tylko Krystyna wiedziała, że ślady te to pozostałość po niegroźnej chorobie, której nabawiła się podczas swojej pracy w zakładach Fiata z okresu przedwojennego. Niemcy, którzy panicznie bali się gruźlicy, stwierdzili, że kobieta i tak wkrótce umrze więc zwolnili ją do domu. Wypuścili też Kowerskiego, aby ją odprowadził. Było dla nich pewne, że również i on jest chory. Szpiedzy byli wolni, jednak wiedzieli, że muszą uciekać z Węgier. Po wojnie Kowerski często wracał wspomnieniami to tego wydarzenia:

"Niebezpieczeństwo zawsze wyzwalało w Krysi adrenalinę, nie umiała bez niej żyć. To było całe jej szczęście. Pamiętam doskonale, jak podczas aresztowania w Budapeszcie miała minę, jakby szła na coctail party."

 Niemcy znali doskonale jej nazwisko, posiadali również bogaty materiał o jej szpiegowskiej działalności. Stało się jasne, że aby opuścić kraj, agentka potrzebowała nowej tożsamości.

W brytyjskiej ambasadzie odebrała fałszywe dokumenty na nazwisko Christine Granville, którym od tego momentu się posługiwała się aż do śmierci. Teraz miała być Brytyjką o francuskich korzeniach. Ze swoją doskonałą znajomością języka francuskiego i słabym angielskim idealnie nadawała się do nowej roli. Kowerski odtąd nazywał się Andrew Kennedy. Przy okazji zmiany tożsamości Krystyna postanowiła odmłodzić się o 7 lat. Na jej polecenie w dokumentach zmieniono rok jej urodzenia na 1915. Ta data zapadła w pamięci Brytyjczyków tak bardzo, że na jej nagrobku widnieje dzisiaj właśnie ten rok. Granicę z Jugosławią Christine przekroczyła zamknięta w bagażniku samochodu brytyjskiego rezydenta ambasady. W Belgradzie razem z Kowerskim (Kennedy) zostali przydzieleni do bałkańskiego oddziału SOE. Jednak tutaj też nie zagrzali długo miejsca, gdyż Niemcy wkrótce zajęli Jugosławię. Przez Bułgarię uciekli do neutralnej Turcji, gdzie w Stambule dostali rozkaz przedostania się do Kairu w Egipcie. Aby tam się dostać, musieli przejechać przez Syrię. Problemem było jednak to, że Syria była kontrolowana przez kolaborującą z Hitlerem, francuską administracją Vichy. Przejazd bez specjalnych wiz był niemożliwy. Agenci, wciąż poszukiwani przez Gestapo, nie mieli szans takiej wizy otrzymać. Christine miała jednak własny plan zdobycia upragnionych pozwoleń - postanowiła osobiście pofatygować się do francuskiego konsula i przekonać go, aby wydał jej wizy. Na obawy Kowerskiego miała odpowiedzieć:

 "Spokojnie Kotku, dam sobie radę. Przecież konsul to też człowiek, a w dodatku mężczyzna i Francuz... Pójdę do niego i zobaczę, co da się zrobić"

Po dwóch godzinach wyszła z domu konsula z dwoma wizami w ręku. W jaki sposób je zdobyła, możemy się dziś tylko domyślać...

 

ŻOŁD WBREW POLSKIM NACISKOM

 

Pełna nadziei i zapału dotarła do Kairu. Tam jednak zamiast nowego zadania usłyszała, że brytyjski wywiad nie jest już zainteresowany jej usługami.

Był to efekt nacisków ze strony polski, który podejrzewał Skarbek o współpracę z Niemcami. Polskie władze utrzymywały, że przekroczenie granicy syryjskiej możliwe jest tylko wtedy, kiedy jest się niemiecka agentką. Koordynator SOE George Taylor cenił jej usługi do tego stopnia, że nakazał nadal wypłacać jej żołd i już wkrótce, w tajemnicy przed Polakami, Christine Granville została razem z Kowerskim oddelegowana z misją do Aleppo na granicy z Turcją, by opracować plan wysadzenia mostu na Eufracie. Na Bliskim Wschodzie spędziła lata 1942-43. O jej życiu w tym okresie wiadomo niewiele, poza tym, że była gwiazdą kawiarni i plaż, a liczne grono męskich wielbicieli nie odstępowało jej na krok. Podobno w tamtym kresie miała gorący romans z synem króla Afganistanu. Kolejne zadania nie przychodziły. Mijały miesiące wyczekiwania i nudy, podczas których za wszelką cenę Krystyna próbowała wrócić do łask SOE. Dopiero, gdy stery SOE objął Patrick Howarth, Christine została przywrócona do służby. W Kairze aż huczało o ich romansie...

 

PAULINE, GESTAPO I NAGIE WOJSKO...

 

Jedyne zdjęcie, jakie Krystyna pozwoliła sobie zrobić

podczas akcji. W tle wysadzony przez nią most we Francji.

W sierpniu 1943 roku została wysłana na szkolenie w obozie Ramat David, niedaleko izraelskiej Hajfy, gdzie przeszła kursy spadochronowe oraz radiotelegrafistki. Wszystko to, aby mogła zostać zrzucona w lipcu 1944 roku na płaskowyżu Vercors w południowo-wschodniej Francji. Od teraz nazywała się Pauline Armand.

Jako kurierka siatki szpiegowskiej "Jockey", przemieszczała się samotnie pomiędzy poszczególnymi grupami, by przygotowywać i koordynować akcje. Siatką tą dowodził brytyjski szpieg Francis Cammaerts. On także wkrótce został jej kochankiem. Pauline brała czynny udział w atakach partyzantów na mosty i niemieckie składy amunicji. Podczas jednej z operacji na południu Francji, polegającej na wysadzeniu mostu, Skarbek pozwoliła sobie zrobić zdjęcie, na którym siedzi uśmiechnięta na pozostałościach zburzonego mostu. Jest to jedyne zdjęcie zrobione podczas jakiejkolwiek jej akcji. W jednym z raportów napisano później:

W tym samym czasie Gestapo wyznaczyło ogromną sumę pieniędzy za schwytanie Christine Granville. Na próżno. Nie miała przecież zamiaru dać się złapać. Co ciekawe, od momentu, kiedy agentka dowiedziała się o wyznaczeniu nagrody za jej głowę, zaczęła się wykazywać jeszcze większą odwagą i brawurą. Dowiodła tego, gdy Cammaerts wraz z dwoma innymi szpiegami zostali aresztowani przez Niemców. To właśnie Krystyna postanowiła ich uwolnić. na kilka godzin przed ich egzekucją pojawiła się w więzieniu Gestapo w Digne. Z hukiem weszła do gabinetu oficera SS, Belga Maxa Waema mówiąc mu, że jest brytyjską agentka i siostrzenicą marszałka  Montgomery'ego. zagroziła srogą zemstą na nim i całym personelu więzienia jeśli natychmiast nie uwolnią aresztowanych. Jednocześnie dodała, że jest ona jedyną osobą zdolną zagwarantować mu bezpieczeństwo, gdyż Alianci szykują się właśnie do linczu na nim. Jako zadośćuczynienie za stratę więźniów obiecała mu także dwa miliony funtów łapówki. Wystraszony Niemiec natychmiast się zgodził i następnego dnia Krystyna wróciła do niego z pieniędzmi, które Brytyjczycy zrzucili jej na spadochronie z komentarzem:

"Skoro prosi, to pewnie są jej potrzebne!"

 Więźniowie odzyskali wolność. Po kilku godzinach radio BBC nadało specjalny komunikat: "Félicitations à Pauline" ("Gratulacje dla Pauline"). Cammaerts do końca życia pozostał jej wdzięczny za to, co zrobiła.

Kolejnym wielkim wyczynem Krystyny we Francji było wydarzenie na przełęczy Larche, gdzie namówiła do dezercji około dwóch tysięcy Polaków siłą wcielonych do Wehrmachtu. Jej fantastyczna mowa przez megafon zszokowała amerykańskich dowódców, którzy byli świadkami jej słów:

 

 "Ja i moi francuscy przyjaciele chcielibyśmy, żebyście zrzucili te mundury i walczyli przeciwko Niemcom. Ale nie możecie walczyć w ich mundurach, a innych niestety nie mamy! Musicie więc iść naprzód rozebrani do pasa!"

 

 Po tych słowach osłupieni Amerykanie nie mogli uwierzyć własnym oczom. W jednej chwili około dwóch tysięcy polskich żołnierzy zdarło z siebie niemieckie mundury i idąc nago za Krystyną, zaczęło wymachiwać tymi mundurami  nad swoimi głowami.

 

LISTY NADZIEI

 

 W sierpniu 1944 roku wróciła do Londynu, prosząc swoich przełożonych o wysłanie jej do ogarniętej powstaniem Warszawy. Chciała pomóc rodakom w walce o wyzwolenie stolicy. Odmówiono jej. Rozgoryczona Skarbek udała się ponownie do Kairu, gdzie w kwietniu 1945 roku została zdemobilizowana i zwolniona do cywila. Nie mogła się z tym pogodzić. Próbowała wszelkimi sposobami wymusić powrót do czynnej służby. Bez powodzenia. Nie pomogły nawet listy pisane szefów brytyjskiego wywiadu. 11 maja otrzymała odprawę w wysokości 100 funtów, po czym zapomniano o niej. Wciąż miała nadzieje, że jednak wróci do łask i otrzyma jakąś kolejną niebezpieczną misję. List podpisany przez H.R. Alexandra, uciął wszelkie wątpliwości:

 

"Droga C.

 Obawiam się niestety, że perspektywy zatrudnienia Cię przy jakichkolwiek zadaniach operacyjnych, teraz czy w przyszłości, stały się bardzo mgliste (...). Wiedząc, jak bardzo nie znosisz pracy biurowej, nie sądzę, by zainteresowała Cię posada sekretarki, co dość poważnie ogranicza zajęcia, które moglibyśmy dla Ciebie znaleźć (...)."

W jej aktach istnieje tylko jeden jej list, napisany odręcznie do kapitana H.B.Perkinsa, którego nazywała "Perks". Jego też prosiła o pomoc przy znalezieniu zajęcia:

"Perks Kochany.

  Dziękuję Ci bardzo za Twój niezwykle miły list (...).  Złożyłam już aplikację do RAF-u, ale obawiam się, że już jest za późno. Gdyby była potrzeba - napiszesz do nich, że jestem uczciwą i "czystą" Polką? (...). Na miłość Boską, nie wypisujcie mnie z firmy, pamiętajcie, że zawsze chętnie coś dla niej zrobię (...)."

 

W EGIPCIE BYŁA GWIAZDĄ PLAŻ I BASENÓW

 

Wojna się skończyła i Krystyna Skarbek nie była już nikomu potrzebna. Pojawiły się nawet głosy zarzucające Polce sprzedawanie tajemnic Wielkiej Brytanii. Co więcej, w SOE pojawili się ludzie przeciwni pani Krystynie. Zarzucano jej nawet, że podczas wojny tak naprawdę pracowała dla Polaków, a nie Brytyjczyków. W zasadzie była w najgorszej sytuacji w porównaniu do jej kolegów, mężczyzn. Na nic zdał się fakt, że była wielokrotnie nagradzana najważniejszymi odznaczeniami, takimi jak Virtuti Militari, francuski Krzyż Wojenny ze Srebrnym Otokiem, Medal Jerzego, czy Order Imperium Brytyjskiego. Za wybitne dokonania odpłacono jej również szyderstwem i brakiem szacunku. Dużym problemem dla Skarbek okazała się jej narodowość. Dla Brytyjczyków była zbyt polska. A ona nigdy nie wstydziła się swojej polskości...

 

"SZPIEG, KTÓRY MNIE KOCHAŁ"

 

 W roku 1947 perspektywy Krystyny wyglądały niezwykle ponuro. Pragnęła wrócić do życia pełnego akcji i przygody. Spotkała się z Edwardem Howe'e, korespondentem wydawnictwa "Kemsley Newspapers", który bardzo dobrze znał jej przeszłość i umiejętności. Gdy zapytała go, czy zna kogoś aktywnego, kto mógłby znaleźć jej zajęcie wykorzystujące jej talenty, ten dał jej wizytówkę swojego znajomego - Iana Fleminga, który znany był ze swoich kontaktów z ludźmi brytyjskiego wywiadu. W czasie wojny służył w stopniu komandora w Królewskiej marynarce Wojennej. Skarbek spotkała się z Flemingiem w restauracji przy Charlotte Street w Londynie i niemal natychmiast oczarowała swojego rozmówcę, który po tym spotkaniu napisał do Howe'a:

 

 "Dokładnie rozumiem, o co chodzi z tą Krystyną. Ona po prostu promieniuje wszystkimi cechami i talentami postaci literackiej. Jakże rzadko spotyka się takie osoby!  Ta kolacja okazała się dla mnie bardzo inspirująca."

 

Biografowie Fleminga uważają, że krótko po tym spotkaniu nawiązał się między nimi bardzo namiętny i trwający blisko rok romans. Pikanterii temu dodaje fakt, ze w tym czasie Fleming był żonaty z Ann Rothermere. Kochankowie byli bardzo dyskretni i spotykali się wyłącznie poza Londynem, prawdopodobnie także w jego rezydencji o nazwie "Goldeneye" na Jamajce. Choć łączyło ich wiele, ich drogi rozeszły się gdy Ann urodziła dziecko Fleminga. Mimo, że Ian nigdy nie wspominał o Krystynie, z całą pewnością nigdy jej nie zapomniał...

 

   W 1953 roku ukazała się pierwsza powieść Fleminga - "Casino Royale", której bohaterem jest najbardziej znany szpieg XX wieku - komandor James Bond. Zakochuje się on w podwójnej agentce Vesper Lynd. Już pierwszy opis kobiety niezwłocznie nasuwa skojarzenie z Christine Granville:

 

 "Kobieta jest kompetentna, że daj Boże zdrowie, i zimna jak sopel lodu. Mówi po francusku jak rodowita Francuzka i zna swój fach na wylot(...). Prosto przycięte, czarne włosy układały się równo na karku dziewczyny, lecz ich końce podwijały się z lekka do środka. dzięki temu ujmowały jej twarz w ramkę poniżej wyraźnie zarysowanej pięknej linii szczęki(...). Skórę miała lekko opaloną(...). Nagie ręce i dłonie emanowały spokojem".

 

Nóż należący do Skarbek. Nigdy się z nim nie rozstawała. Zabierała go nawet na wystawne bankiety.

 Fleming pisze o Vesper z wielkim zachwytem, wszystkie opisy ociekają wręcz namiętnością i pożądaniem. Vesper podobnie jak Skarbek ma poczucie humoru, arogancję, odwagę i skłonność do ryzyka. Podobnie jak Polka, zawsze nosi nóż, który jest jej ulubiona bronią. Znajomi Krystyny często opowiadali jak chcąc ich przestraszyć, wychodziła z kuchni z nożem mówiąc:

"Milcz, bo mam w ręku nóż. I pamiętaj, że to moja ulubiona broń."

Jest jeszcze jeden element łączący te dwie kobiety - fikcyjna i realną. W "Casino Royal" Vesper tłumaczy Bondowi znaczenie swojego imienia, twierdząc, że według rodziców urodziła się w bardzo burzliwy wieczór. dając jej te imię - chcieli to upamiętnić. Krystyna Skarbek istotnie urodziła się w czasie nocnej burzy, a jej ojciec, hrabia Jerzy Skarbek, zwał ją "Vesperale", czyli jak sam mówił - "wieczorną gwiazdeczką".

 

"ZABIĆ, TO POSIĄŚĆ DO KOŃCA"

 

Kochała zwierzęta, a one kochały ją.

 Powojenna rzeczywistość zmusiła ją do podejmowania się rozmaitych prac. Była pokojówką, sprzedawczynią w Harrodsie i w końcu stewardesą podczas rejsów statków pasażerskich. Początek końca jej nowego życia rozpoczął się na luksusowym transatlantyku "Ruahine" należącym do Zealand Shipping Company. To właśnie na tym statku poznała Irlandczyka Dennisa George'a Muldowneya, kolejnego z jej kochanków. To on bronił ją przed atakami zawistnej załogi zazdroszczącej Christine jej licznych odznaczeń wojennych, które zgodnie z przepisami wszyscy członkowie ekipy byli zobowiązani nosić i eksponować. Skarbek pogrążała się w depresji, a Muldowney lojalnie pogrążał się razem z nią. Osamotniona podczas rejsów nie odtrącała go, a on doszedł do wniosku, że jest w nim zakochana i nie może bez niego żyć. Była agentka nie zrobiła nic, żeby nie odnosił takiego wrażenia. Nowy kochanek pani Granville nie pasował do kręgów towarzyskich, w jakich obracała się arystokratka. Co prawda był miły i uprzejmy, jednak jako człowiek z klasy robotniczej nie potrafił odnaleźć się w wyższych sferach. Z czasem Krystyna miała dość swojego adoratora, który zaczął popadać w obsesję. Swoim przyjaciołom opowiadała, że jej wielbiciel jest nieobliczalny i czasami się go boi. Dni mijały, a Muldowney okazał się stałym elementem życia Krystyny, jednak jego ataki zazdrości doprowadzały byłą agentkę do wściekłości, więc postanowiła rozstać się z nim. Powiedziała o tym Kowerskiemu, z którym wciąż była w nieformalnym związku. Andrzej postanowił pomóc jej w pozbyciu się "natręta". Zaplanował zabranie Krystyny z Londynu. Nie zdążył...

15 czerwca 1952 roku w londyńskim hotelu Shelbourne panowała złowroga cisza. Krystyna wróciła o godzinie 22.30 i natychmiast udała się do pralni odebrać swoja bieliznę.

Chciała jak najprędzej spakować swoje rzeczy i wyjechać z Kowerskim do Liege w Belgii. Jak najdalej od Muldowneya... Gdy wracała do swojego pokoju, na dole czekał już na nią zakochany Irlandczyk. Zapytał, czy naprawdę chce wyjechać z Anglii. Odpowiedziała, że tak. Gdy poprosił o zwrot jego listów, odparła, że je spaliła. Następnie zapytał jak długo jej nie będzie. Odrzekła, że prawdopodobnie dwa lata. Wtedy Muldowney nie wytrzymał i rzucił się na nią, wbijając nóż prosto w jej pierś. Zmarła, zanim przybyła pomoc.

Dennis został przy niej do przyjazdy Policji. Przybyły na miejsce inspektor George Jennings podniósł nóż i zapytał Muldowneya, czy przyznaje się do morderstwa Christine Granville. Ten odpowiedział:

 "Tak, zabiłem ją. Zabierzcie mnie stąd i załatwmy to szybko."

Dennis George Muldowney został skazany na karę śmierci przez powieszenie. Prosił o jak najszybsze wykonanie egzekucji, ponieważ wierzył, że po śmierci spotka się ponownie ze swoją ukochaną. Wyrok wykonano 30 czerwca 1952 roku. Ostatnie słowa skazanego brzmiały: "Zabić, to posiąść do końca."

Chciał jak najszybciej umrzeć. Niemal błagał o śmierć swojego kata, gdy ten prowadził go na szubienicę. Jako osoba bardzo religijna, wierzył, że po śmierci ponownie spotka się z miłością swojego życia i pozostaną razem już na wieki.

Krystyna Skarbek-Giżycka została pochowana na cmentarzu St. Mary w Kensal Green, w południowo-zachodnim Londynie. Na pogrzebie byli również Andrzej Kowerski i Francis Cammaerts (jednej ze swoich córek dał na imię Krystyna), którzy po jej śmierci robili dosłownie wszystko, aby prawda o jej życiu osobistym nie wyszła na jaw...

 

TAJNY PAKT KOCHANKÓW

 

Grób Krystyny Skarbek na londyńskim cmentarzu St. Mary. Widnieje na nim

błędny rok jej urodzenia.

W latach 50. XX wieku w Londynie ogłoszono zamiar nakręcenia filmu opartego na jej wojennych losach. Rolę Krystyny chciała zagrać Sarah Oliver, córka Winstona Churchilla, która w jednym z wywiadów przyznała, że w jej rodzinnym domu często rozmawiano o Christine Granville, a jej ojciec kilka razy miał powiedzieć, że "ta Polka" była jego ulubionym szpiegiem. Scenariusz napisał Bill Moss, który agentkę poznał kiedy pracował w SOE. Z planów nic nie wyszło i filmu ostatecznie nie nakręcono. Dlaczego? Nie do końca wiadomo, gdyż nie podano oficjalnej przyczyny. Nieoficjalnie w Londynie można było usłyszeć jedynie, że komuś bardzo zależała, aby ten film nie powstał...

Po pogrzebie Krystyny czterej jej współpracownicy i kochankowie: Francis Cammaerts, John Roper, Patrick Howarth i Andrzej Kowerski, postanowili sobie, że do końca życia będą strzec jej jej tajemnic. Założyli nawet "Stowarzyszenie Obrony Dobrego Imienia Christine Granville", które torpedowało wszystkie projekty próbujące ukazać światu prawdziwe życie osobiste hrabiny Skarbek. Jak to robili? Uniemożliwili np. wydanie dwóch książek, wstrzymywali artykuły prasowe i produkcje filmów dokumentalnych. Podobno straszyli wydawców sądem i grozili, że wykorzystają swoje znajomości, aby zaszkodzić wydawcom lub zniszczyć karierę pisarzom, chcącym poznać najbardziej intymne tajemnice polskiej agentki. Jakby tego było mało, sam Cammaerts często w wywiadach przytaczał przygody Krystyny, jednak opisywał je jako jego własne. Jedną z takich opowieści było przegryzienie sobie języka i plucie krwią w celu symulowania gruźlicy. Pod jego dyktando w 1975 roku powstała jedyna biografia Skarbek wydana za życia jej obrońców. Książka ta nosi tytuł "Christine. SOE Agent and Churchill's Favourite Spy" ("Wojna moja miłość. Krystyna Skarbek - ulubiona agentka Churchilla" wydana w Polsce w roku 2012) a napisała ją Madeleine Masson, która osobiście poznała Krystynę podczas jednego z rejsów do Republiki Południowej Afryki.

W 2008 roku polska reżyserka Agnieszka Holland ogłosiła plany zrealizowania filmu o losach Krystyny Skarbek. Ogłoszono nawet, że rolę agentki zagra brytyjska aktorka Kate Winslet (znana z filmu "Titanic"). Na planach się jednak skończyło, bo ani ten film, ani planowany rok później serial telewizyjny, nigdy nie powstał. Szkoda, gdyż losy hrabiny, która została szpiegiem to niemal idealny materiał na kinowy przebój...

 

 

 

POSTSCRIPTUM...

 

Krystyna Skarbek (Christine Granville) w Palestynie, rok 1942.

Śmierć hrabiny wywołała wiele plotek. Pojawiły się nawet pogłoski, że została zamordowana na zlecenie Związku Radzieckiego, w zemście za służbę w szeregach przeciwników komunizmu. Inne teorie mówiły, że za jej śmiercią stali sami Anglicy, podejrzewający Krystynę o zdradzanie tajemnic wywiadu. Sprawę badały Scotland Yard i MI5. Uznano, że doszło do zbrodni w afekcie. Ale to wcale nie uciszyło teorii spiskowych. Niektórzy nadal uważają, że Christine za dużo wiedziała o śmierci gen. Sikorskiego.

Andrzej Kowerski nigdy się nie ożenił. Mieszkał i pracował w Monachium. Zmarł w roku 1988 w wieku 78 lat. W swojej ostatniej woli poprosił, aby jego prochy spoczęły w grobie Krystyny, za którą do końca życia bardzo tęsknił. Tak też się stało, a na jego pogrzebie pojawił się Francis Cammaerts, wierny do końca, przyglądający się jak grabarze ostrożnie wkładają do grobu urnę z prochami Andrzeja.

Cammaerts po wojnie pracował jako nauczyciel w Afryce, między innymi w Kenii i Botswanie. W roku 1987 wrócił do Francji, gdzie w 2006 roku zmarł w wieku 90 lat.

Clare Mulley, autorka książki "The Spy Who Loved: the Secrets and Lives of Christine Granville, Britain's First Female Special Agent of World War II" ("Kobieta Szpieg, Polka w służbie jego królewskiej mości"), wydanej w roku 2012, tak pisze o Krystynie:

"Była najlepszym agentem brytyjskim czasu wojny. Szefowie naszych służb wstawali, gdy wchodziła do pokoju(...). Christine kochała namiętnie. Kochała mężczyzn i seks, adrenalinę i przygodę, rodzinę i ojczyznę, kochała życie i kochała wolność, aby żyć jego pełnią. Kiedy prawo lub konwenans odmawiały jej tej wolności, przeciwstawiała się oczekiwaniom, łamiąc zasady albo zmieniając wiarę, wiek, nazwisko lub życiorys. W obliczu zagrożenia inwazją, okupacją lub terrorem walczyła z pasją, determinacją i odwagą, którymi nie dorównywał jej żaden inny agent specjalny podczas II wojny światowej"

Pomimo tego, że odniosła w życiu mnóstwo sukcesów, tak naprawdę nie zaznała szczęścia i szacunku na jaki zasłużyła. Dla Brytyjczyków była zbyt polska, dla Polaków zbyt brytyjska, dla wszystkich zbyt żydowska. I zbyt kobieca...

 

Dokumenty, źródła, cytaty:

 

http://wpolityce.pl/polityka/134262-60-lat-temu-zginela-krystyna-skarbek-najslynniejszy-polski-szpieg-pierwowzor-vesper-lynd-z-casino-royale-iana-fleminga

 

http://wmrokuhistorii.blogspot.com/2014/01/krystyna-skarbek-ulubiony-szpieg.html

 

                 PRAWDA O OBŁAWIE AUGUSTOWSKIEJ

NAJWIĘKSZA ZBRODNIA DOKONANA NA POLAKACH PO II WOJNIE ŚWIATOWEJ

               72 ROCZNICA ŚRODA 12 LIPCA 2017 ROKU

 

 Złożeniem kwiatów pod pomnikiem Armii Krajowej uczczono w środę w Białymstoku 72. rocznicę obławy augustowskiej, największej po II Wojnie Światowej niewyjaśnionej dotąd zbrodni dokonanej na Polakach. Kwiaty złożyli wojewoda podlaski Bohdan Paszkowski, dyrektor IPN w Białymstoku dr hab. Piotr Kardela, kombatanci, służby mundurowe. Decyzją Sejmu RP 12 lipca jest od 2015 r. Dniem Pamięci Ofiar Obławy Augustowskiej. 12 lipca 1945 roku obława się zaczęła. Śledztwo ws. obławy prowadzi IPN w Białymstoku. Jego głównym celem jest ustalenie liczby i nazwisk ofiar oraz odnalezienie miejsc ich pochówku. W lutym 2016 r. IPN odnalazł na internetowym portalu z materiałami z archiwów ministerstwa obrony Rosji kilka tysięcy stron sowieckich dokumentów o przebiegu obławy. To najnowszy materiał, który może posłużyć do wyjaśnienia zbrodni. Trwa tłumaczenie tych dokumentów. Odnalezione dokumenty dotyczą działalności 50. Armii III Frontu Białoruskiego Armii Czerwonej. IPN ocenia je jako „niesłychanie ważne”, bo przedstawiają cały plan tej – jak mówił wcześniej prowadzący śledztwo prokurator IPN w Białymstoku Zbigniew Kulikowski – „zbrodniczej akcji, zbrodni przeciwko ludzkości, która została zaplanowana i – z punktu widzenia prawa karnego – popełniona w zamiarze bezpośrednim zabójstwa ludzi tylko dlatego, że mieli inne przekonania polityczne”, a to nie ulega przedawnieniu. Obława Augustowska jest w tych dokumentach nazywana „operacją przeczesywania lasów”, skierowaną przeciwko Armii Krajowej, a także podziemiu litewskiemu. Objęła teren o powierzchni blisko 3,5 tys. km kw., około stu miejscowości, a w działaniach sowieckich wzięło udział ok. 40 tys. żołnierzy. – Tłumaczenia cały czas trwają, spływają i stanowią podstawę do tego, ażeby przybliżać się do tej prawdy – powiedział PAP w środę dyrektor IPN w Białymstoku dr hab. Piotr Kardela. Dodał, że jest pomysł organizacji wokół tematu obławy „dużej imprezy patriotyczno-historycznej”, trwają prace nad jej koncepcją. – Chcemy, żeby objęła ona i działania edukacyjne, i działania naukowe, żeby była organizowana w kooperacji z naszymi partnerami zewnętrznymi i ze wszystkimi osobami, które od lat pielęgnują – niezależenie od działań IPN – pamięć o ofiarach obławy augustowskiej – powiedział Kardela. Wojewoda podlaski Bohdan Paszkowski powiedział dziennikarzom, że ws. obławy ciągle nic nie wiadomo o ostatnich chwilach życia ofiar obławy, nie wiadomo gdzie byli, gdzie są ich groby. – Rzeczą podstawową, w polskiej tradycji i chrześcijańskiej tradycji, jest to, żeby ofiary upamiętnić, żeby zapewnić im godziwy pochówek. My nie znamy miejsca, gdzie te osoby zostały zabite, są różne dokonywane w tym zakresie ustalenia, ale one nie są jeszcze potwierdzone urzędowo – mówił Paszkowski. Wojewoda dodał, że jest to też ważna kwestia dla rodzin ofiar i „bolesna rana”. Mówił, że wszystkim uczestnikom dorocznych uroczystości w kolejne rocznice obławy (tegoroczne odbędą się w niedzielę, 16 lipca, w Gibach na Suwalszczyźnie) towarzyszy „rozgoryczenie”, że mimo tylu lat po wojnie, mimo zmian ustrojowych, które się dokonały w Polsce i u wschodnich sąsiadów, gdzie należy szukać źródeł brakujących informacji ws. obławy, „nie można się tej prawdy dobić”. – Nie można uzyskać tego urzędowego potwierdzenia, gdzie i w jakich okolicznościach te osoby, które zaginęły, zostały aresztowane, podlegały pewnie przecież też brutalnym śledztwom, gdzie te osoby i w jakich okolicznościach zginęły – powiedział Paszkowski. 72 lata temu, 12 lipca 1945 r., oddziały NKWD i „Smiersz” rozpoczęły na Suwalszczyźnie operację wymierzoną w działaczy podziemia niepodległościowego. W śledztwie IPN przyjęto, że w lipcu 1945 r., w nieustalonym dotychczas miejscu zginęło ok. 600 osób zatrzymanych w powiatach: augustowskim, suwalskim i sokólskim. Zatrzymali ich żołnierze sowieckiego Kontrwywiadu Wojskowego „Smiersz” III Frontu Białoruskiego Armii Czerwonej, przy współudziale funkcjonariuszy polskich organów Bezpieczeństwa Publicznego, MO oraz żołnierzy I Armii Wojska Polskiego. Od kilkudziesięciu lat o wyjaśnienie zbrodni zabiegają również Obywatelski Komitet Poszukiwań Ofiar Mieszkańców Suwalszczyzny Zaginionych w lipcu 1945 r. oraz Związek Pamięci Ofiar Obławy Augustowskiej, a także wielu historyków.

Najbardziej tragiczną odsłoną działań NKWD w Polsce była Obława Augustowska. Celem tej operacji było rozbicie oddziałów partyzanckich operujących na pograniczu polsko-litewskim – w Puszczy Augustowskiej i na terenach do niej przyległych.

Zarówno powiat suwalski, jak i augustowski po opuszczeniu przez frontowe wojska Armii Czerwonej w styczniu 1945 r. zostały praktycznie opanowane przez podziemie niepodległościowe. Partyzantka zwalczała terenowe agendy nowej władzy i komunistyczny aparat represji. W powiecie suwalskim do końca maja 1945 r. rozbito siedemnaście z osiemnastu posterunków MO, z czternastu zarządów gmin – działały tylko dwa. Rosyjski badacz Nikita Pietrow sugeruje, że – oprócz wzmożonej aktywności podziemia – przyczyną sowieckiej operacji mogło być zabezpieczenie przejazdu Józefa Stalina na konferencję w Poczdamie. Podjęto wówczas bezprecedensowe środki ostrożności – na terytorium Polski każdy kilometr torów był strzeżony przez ośmiu, dziesięciu żołnierzy Wojsk Wewnętrznych NKWD.

Obława Augustowska została przeprowadzona siłami 50. armii 3. Frontu Białoruskiego oraz 62 Dywizji Wojsk Wewnętrznych NKWD. Akcją dowodzili: Zastępca Szefa Głównego Zarządu Kontrwywiadu Smiersz gen. major Iwan Gorgonow oraz Szef Zarządu Kontrwywiadu 3. Frontu Białoruskiego gen. porucznik Paweł Zielenin. W operacji brali udział również funkcjonariusze lokalnych struktur polskiego komunistycznego aparatu bezpieczeństwa i milicji oraz ich tajni współpracownicy. Ponadto w powiecie suwalskim zaangażowane zostały dwie kompanie 1. Praskiego Pułku Piechoty WP.

Między 12 a 19 lipca 1945 r. oddziały sowieckie przeprowadziły szereg lokalnych operacji, podczas których zatrzymywano zarówno ludzi podejrzanych o kontakty z partyzantką niepodległościową, jak również osoby zupełnie przypadkowe, przebywające jedynie poza swoim miejscem zamieszkania. Sposoby i okoliczności aresztowania poszczególnych osób były różne – w domach, na drogach, w pracy, na polach, niekiedy otaczano całe wsie. W Jaziewie zwołano wiejskie zebranie, a następnie zatrzymano wszystkich jego uczestników. Kilkudziesięciu partyzantów dostało się w ręce NKWD po bitwie nad jeziorem Brożane.

21 lipca 1945 r. Szef Głównego Zarządu Kontrwywiadu Smiersz Wiktor Abakumow informował ludowego komisarza spraw wewnętrznych Ławrientija Berię, że podczas obławy zatrzymano 7049 osób, z których po przesłuchaniu (tzw. filtracji) 5115 zostało wypuszczonych. Aresztowanych Litwinów przekazano organom NKWD LSRS. 592 Polaków nigdy nie wróciło do domów – zostali zamordowani i pochowani w nieznanym miejscu.

Chociaż rozstrzeliwania podczas podobnych operacji czekistowsko-wojskowych były normalną praktyką, to liczba eksterminowanych osób czyni z Obławy Augustowskiej największą masową zbrodnię, popełnioną na cywilach w Europie między zakończeniem II wojny światowej a wojną w byłej Jugosławii w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Do dziś nie udało się ustalić miejsca spoczynku ofiar tej zbrodni.

W lipcu 1945 r. oddziały Armii Czerwonej przy pomocy Wojska Polskiego oraz funkcjonariuszy i współpracowników Urzędu Bezpieczeństwa przeprowadziły szeroko zakrojoną akcję pacyfikacyjną na terenie Puszczy Augustowskiej i jej okolic, określanej mianem Obławy Augustowskiej. Ze strony sowieckiej w operacji uczestniczyły jednostki 50. armii

III Frontu Białoruskiego, Wojsk Wewnętrznych NKWD oraz funkcjonariusze kontrwywiadu wojskowego "Smiersz". Funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, Milicji Obywatelskiej i miejscowi konfidenci wspomagali działania Sowietów jako przewodnicy i tłumacze, asystowali także przy przesłuchaniach.

Oddziały sowieckie przetrząsały lasy i wsie, aresztując podejrzanych o kontakty z polską partyzantką niepodległościową. Nie znamy dokładnie ani daty początkowej, ani końcowej operacji - najczęściej umieszcza się ją między 12 a 28 lipca. W sumie zatrzymano kilka tysięcy osób, część z nich więziono i poddawano brutalnemu śledztwu. Ok. 600 osób nigdy nie powróciło do domów i do dziś nie są znane ich losy. Najprawdopodobniej wszyscy zostali pozbawieni życia na podstawie tej samej decyzji i należy ich uznać za ofiary Obławy Augustowskiej.

Możliwe, że miejsce stracenia i wiecznego spoczynku tych osób znajduje się w pobliżu granicy, po stronie białoruskiej. Pewne jest, że zamordowano ich przy akceptacji najwyższych sowieckich władz politycznych. Strona polska od wielu lat prowadzi starania o ustalenie losów osób zaginionych w obławie.

 

Dokumenty, źródła, cytaty:

 

http://oblawaaugustowska.pl

 

http://telewizjarepublika.pl/oblawa-augustowska-najwieksza-zbrodnia-na-polakach-po-ii-wojnie-swiatowej,51185.html

 

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/185339,72-rocznica-oblawy-augustowskiej.html

 

POLSKA KONSPIRACJA NA OBSZARZE OKUPOWANEJ PRZEZ ZWIĄZEK SOWIECKI CZĘŚCI WOJEWÓDZTWA LWOWSKIEGO.

 

12 września 1939 r. oddziały Wehrmachtu  podeszły pod Lwów i rozpoczęły oblężenie. Siłami polskimi broniącymi miasta  kierował gen. Władysław Langner. 20 września pod Lwów dotarły jednostki  Armii Czerwonej. Dwa dni później, po konsultacjach z członkami sztabu gen. Władysław Langner zdecydował się poddać miasto Sowietom.

22 września 1939 r. do tworzenia podziemnej organizacji wojskowej przystąpił gen. dywizji Marian Januszajtis, który w okresie walk o Lwów dowodził Korpusem Ochotniczym do Zadań Specjalnych. W połowie października powołano sztab, do którego, oprócz gen. Mariana Januszajtisa weszli pełniący funkcję zastępcy, gen. Mieczysław Boruta - Spiechowicz "Kopa", ppłk Antoni Jakubski, jako szef sztabu oraz Stanisław Wierzyński, ppor Adam Wierciński i Zbigniew Draniewicz. Koordynacją łączności kurierskiej zajęła się nauczycielka Maria Wierzyńska w oparciu o młode kobiety swoje byłe uczennice. Podziemna siatka szybko się rozrastała. Z zeznań

gen. Mariana Januszajtisa wynika, że na początku października dysponował on już ok. 300 ludźmi zorganizowanymi w trzech grupach. Prawdopodobnie 17 października odbyło się drugie spotkanie sztabu, podczas którego miasto podzielono na siedem rejonów. Wówczas, jak się wydaje, dowódcy lwowskiej konspiracji podjęli decyzję o stworzeniu samodzielnych 3 - 5 osobowych komórek w miastach i większych ośrodkach przemysłowych oraz w pasie przygranicznym.