foto1
Kraków - Sukiennice
foto1
Lwów - Wzgórza Wuleckie
foto1
Kraków - widok Wawelu od strony Wisły
foto1
Lwów - widok z Kopca Unii Lubelskiej
foto1
Lwów - panorama
Aleksander Szumański, rocznik 1931. Urodzony we Lwowie. Ojciec docent medycyny zamordowany przez hitlerowców w akcji Nachtigall we Lwowie, matka filolog polski. Debiut wierszem w 1941 roku w Radiu Lwów. Ukończony Wydział Budownictwa Lądowego Politechniki Krakowskiej. Dyplom mgr inż. budownictwa lądowego. Dziennikarz, publicysta światowej prasy polonijnej, zatrudniony w chicagowskim "Kurierze Codziennym". Czytaj więcej

Aleksander Szumanski

Lwowianin czasowo mieszkający w Krakowie

NIEBEZPIECZNE ZWIĄZKI TOMASZA SAKIEWICZA

 Jan Piński "Warszawska Gazeta", "Głos" Toronto

Sakiewicz przekonuje, ze "Strefa Wolnego Słowa", jak nazywa kontrolowane przez siebie media to jedyne miejsce, gdzie można poznać prawdę o otaczającej nas rzeczywistości. Poniższe przykłady pokazują, że owa prawda musi być redaktorowi Sakiewiczowi na rękę. Redaktor naczelny „Gazety Polskiej” Tomasz Sakiewicz

(w grudniu skończy 52 lata) pozuje na kryształowego patriotę, pogromcę patologii w życiu publicznym, obrońcę interesu Polski. Wszystkie te swoje cechy podkreśla niemal na każdym kroku. A jak już zauważała wieloletnia brytyjska premier Margaret Thatcher, z uczciwością jest jak z byciem damą. Jeżeli musisz mówić, jaki jesteś

uczciwy, to znaczy, że taki nie jesteś. Sakiewicz na wydawaniu gazet (jest największym udziałowcem Niezależnego Wydawnictwa Polskiego, wydającego tygodnik „Gazeta Polska”) dorobił się milionów złotych. Nie dzięki przychylności czytelników, ale zyskom z reklam spółek skarbu państwa, które mimo słabej sprzedaży „Gazety Polskiej” od zmiany władzy w 2015 r. płacą za ogłoszenia miliony.

To bezwstydne „dojenie” budżetu państwa (a więc sięganie do kieszeni nas podatników), to jeden z lżejszych zarzutów, jakie stawiane są Sakiewiczowi. Niemal standardową jego obelgą wobec dziennikarzy konkurujących z nim pism jest wyzywanie ich od rosyjskich agentów powiązanych z WSI. Tymczasem jak ujawnił w wydanej niedawno książce „Prawicowe dzieci, czyli bluff IV RP” Leszek Misiak, wieloletni dziennikarz „Gazety Polskiej”, a zarazem autor jej publikacji nt. katastrofy smoleńskiej Sakiewicz miał niejasne kontakty ze spółką związaną z oficerami Wojskowych Służb Informacyjnych. Sytuacja jest o tyle szokująca, że to właśnie kierowany przez Tomasza Sakiewicza tygodnik od lat przestrzegał i straszył swoich czytelników oficerami WSI. Według Misiaka Sakiewicz przyjął zaproszenie na obiad z kierownictwem firmy Pol - Aqua. Sytuacja miała miejsce po tym, jak dziennikarz na łamach „Gazety Polskiej” opisywał tę firmę. - Firma inżynieryjno-budowlana Pol - Aqua znana była m.in. z tego, że w jej władzach zasiadali byli wojskowi, jak były szef WSI, gen. Konstanty Malejczyk. (…) Po tym jak napisałem o tej firmie, przedstawiciel władz Pol - Aqua miał zadzwonić, jak mówił mi sam Sakiewicz, do niego i zapytać, czy „Gazeta Polska” zamierza kontynuować na swoich łamach temat ich firmy, po czym zaprosił Sakiewicza na obiad, na co, jak sam Sakiewicz mi powiedział, wyraził on zgodę – wyjaśnia red. Misiak. Ta historia dobrze oddaje, kim jest Sakiewicz: cynicznym pragmatykiem, bez problemu dogadującym się z każdym. Patriotyzm to dla niego biznesowy szyld. Dlatego stara się przekonywać, iż ma na niego monopol. W swoich publikacjach Sakiewicz bez żenady posługuje siękłamstwami i manipulacjami. Dlatego atakowani przez niego politycy prawicowo-narodowej Konfederacji głośno zaczęli mówić o Sakiewiczu jako o „prawicowym Michniku”. Przypominają przy okazji, jak tego ostatniego charakteryzował poeta Zbigniew Herbert: „jest manipulatorem. To jest człowiek złej woli, kłamca. Oszust intelektualny”. Dokładnie tak samo jak Sakiewicz. „Jestem z wykształcenia psychologiem klinicznym, wiem, co mówię” – zwykł mawiać Sakiewicz podkreślając wagę swoich opinii. Tymczasem według informacji udzielonych przez Uniwersytet Warszawski, gdzie studiował naczelny „Gazety Polskiej”, możemy dowiedzieć się, iż istotnie - Tomasz Józef Sakiewicz był studentem wydziału psychologii, immatrykulowany w 1987 roku. Niemniej nie jest on absolwentem UW. Nigdy niobronił pracy dyplomowej, ani takowa nie figuruje w archiwum.

 STREFA ZNIEWOLONEGO SŁOWA

 We wrześniu 2018 r. na łamach „Gazety Polskiej” (także„Gazety Polskiej Codziennie”) pojawiła się ostra publikacja atakująca „układ radomski” i jego głównego przedstawiciela biznesmena Andrzeja W., byłego współpracownika peerelowskiej bezpieki. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że Sakiewicz zatrudnia w swoich tytułach Piotra Nisztora, byłego pracownika firmy, syna Andrzeja W. Związki Andrzeja W. i czołowego dziennikarza „Gazety Polskiej” były doskonale znane

(opisywały je wielokrotnie „Gazeta Finansowa” i „Warszawska Gazeta”). W. zarobił fortunę w czasie rządów PO-PSL na kontraktach z państwową elektrownią. Dziś

jest oskarżony przed sądem za „udzielenia korzyści za załatwienie sprawy w śledztwie”.Jego syn był prezesem spółki, która wydała na projekt medialny tygodnika Nisztora ogromne pieniądze. Tytuł splajtował. Ostatni materiał Piotra Nisztora napisany w interesie Andrzeja W. „Gazeta Polska” opublikowała 15 listopada 2015 r. Sakiewiczowi nie przeszkadzała publikacja zmanipulowanego materiału, napisanego przez dziennikarza czerpiącego korzyści finansowe ze współpracy z Andrzejem W. (pod wpływem pism prawników Sakiewicz zdjął ten nierzetelny tekst Nisztora z Internetu). Skąd więc taka zmiana? Otóż Andrzej W. wdał się w Radomiu w konflikt z miejscowymi politykami PiS. A ci wymusili na Sakiewiczu, aby opisał interesy i przeszłość kontrowersyjnego biznesmena. Sakiewicz przekonuje, że „Strefa Wolnego Słowa”, jak nazywa kontrolowane przez siebie media, to jedyne miejsce, gdzie można poznać prawdę o otaczającej nas rzeczywistości. Powyższe przykłady pokazują, że owa prawda musi być red. Sakiewiczowi na rękę.

CZŁOWIEK BEZ SKRUPUŁÓW

 Jeszcze więcej o Tomaszu Sakiewiczu mówi historia o tym, jak przejął nad nią kontrolę. W tygodniku założonym i prowadzonym przez Piotra Wierzbickiego pełnił on funkcję szefa działu krajowego. Wszystko uległo dynamicznej zmianie w pierwszej połowie 2005 r. Wtedy to według relacji Wierzbickiego Sakiewicz przyszedł do

niego oraz jego zastępczyni z propozycją, której żaden dziennikarz nie śmiałby wystosować. Sakiewicz zaproponował publikowanie tekstów pochwalnych na cześć pewnej firmy telekomunikacyjnej, która skłonna była płacić olbrzymie pieniądze, ale pod warunkiem, że artykuły te nie byłyby zaznaczane jako reklama. Reakcja Piotra Wierzbickiego była natychmiastowa. Korupcyjna propozycja został odrzucona. To jednak nie był koniec. Sakiewicz zaczął przekonywać ówczesnych udziałowców, iż obecny naczelny nie nadaje się do pełnienia dłużej swojego stanowiska, jest nienowoczesny. W redakcji doszło do puczu. Jego najbardziej spektakularnym momentem była słynna sprawa dwóch wydań „Gazety Polskiej” i artykułu „Przychodzi Sakiewicz do Wierzbickiego” - nawiązującego do głośnej sprawy korupcyjnej propozycji Lwa Rywina wobec Adama Michnika. Piotr Wierzbicki napisał artykuł, w którym opisał całą sytuację i zapowiadał zakończenie kariery Sakiewicza w tygodniku.

Stało się jednak coś, czego nie przewidział. Gdy gotowy numer trafił na linię do drukarni wpadł sam Sakiewicz, który podmienił wersję złożoną tam przez naczelnego na swoją, w której ani słowa o jego wyrzucenia nie było. Niewielka liczba oryginalnych egzemplarzy, która została wydrukowana, trafiła do redakcji. Co najciekawsze, w ostatnich akapitach swojego tekstu Piotr Wierzbicki napisał tak: „To, że p. Sakiewicz ma chrapkę na "Gazetę Polską", może wydawać się śmieszne. To, że te działania wpisują się we wrogą akcję wymierzoną w niezależność "Gazety Polskiej", nie jest zabawne. Przeżyliśmy już w naszej historii dwie takie próby. (…) Dzięki postawie naszych czytelników, dziennikarzy i udziałowców przetrwaliśmy. Wolno sądzić, że tym razem idzie i o linię polityczną "Gazety", (…) i o to,byśmy pisali pod dyktando potężnych spółek”. Dużo o tym, kim jest Sakiewicz, mówi jego bezpardonowy atak na ojca Tadeusza Rydzyka, jakiego dopuścił się w drugiej połowie 2007 r. za sprawą listu otwartego do papieża Benedykta XVI. Kończył się on następująco: „Nie wiem, czym kieruje się ojciec Rydzyk. Wiem jednak, że miał okazję poznać prawdę i tę prawdę odrzucił. Miał okazję pojednać się z ludźmi, których ciężko skrzywdził, a zamiast pojednania wyrządza im nowe krzywdy. Władze zakonne nie reagują na jego kolejne czyny, nawet wtedy, kiedy ubliża żonie prezydenta, najbardziej katolickiego spośród tych, których wybrali Polacy po 1989 r. Prawdziwymi ofiarami ojca Rydzyka nie są jednak obrażani przez niego biskupi, dziennikarze czy politycy. Największą krzywdę wyrządza prostym ludziom, którzy zawierzyli mu, że mówi w imieniu Kościoła. Bo właśnie każdą krytykę swojej osoby przedstawia on jako atak na Kościół. Na podstawie kanonu 1364, 1369 i 1373 kodeksu prawa kanonicznego ośmielam się prosić o interwencję wobec działań ojca Rydzyka”. W taki sposób rzekomo prawicowy dziennikarz komentował słowa kapłana, który może w szorstkich słowach, ale upominał się o prawo do życia dzieci nienarodzonych. Na koszt pracowników Innym głośnym zarzutem ciążącym na Sakiewiczu jest chroniczne niepłacenie współpracującym z jego tytułami dziennikarzom. Oddajmy głos red. Misiakowi. Tak opisuje on imprezę organizowaną przez Sakiewicza w 2013 r.: „Tomasz Sakiewicz organizował huczny bal, jego rodzinna spółka „Rejtan” otwierała nową księgarnię "Gazety Polskiej" w stolicy, a ludziom nie płacono. (…) Wracałem z Kasią Pawlak z GPC i fotoreporterem. Kasia mówiła, że ma 100 zł w portmonetce, mimo że pisze po trzy teksty dziennie w GPC, ale nie przekłada się to na zarobki, a wstydzi się już prosić rodziców o pieniądze. Fotoreporter słysząc naszą rozmowę dodał, że jemu nie płacą od trzech miesięcy, nie zwracają mu nawet za benzynę, którą jego prywatne auto spala podczas dojazdów na zdjęcia dla gazety” – opowiada Misiak i opisuje kolejny incydent z 18 grudnia 2012 r. Otrzymał wówczas wraz z Grzegorzem Wierzchołowskim nagrodę, tzw. polską Watergate Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich za dziennikarstwo śledcze (za książkę dotyczącą katastrofy smoleńskiej „Musieli zginąć”). „Po wręczeniu nagród Sakiewicz zaprosił kilka osóbz redakcji na służbową kolację w restauracji przy ul. Nowy Świat. Była Anita Gargas, Dorota Kania, Anita Czerwińska, Artur Dmochowski, Joanna Lichocka. Po paru lampkach wina Sakiewicz powiedział szeptem do Lichockiej na temat niedalekiego balu w Bristolu: „Nie możemy zbyt wystawnie tego organizować, bo ludzie nie mają płacone”. Cóż to mogło oznaczać? Ano, że mogliby wystawniej, bo stać ich, ale ponieważ „ludzie nie mają płacone”, trzeba się ograniczyć, żeby nie wywoływać nerwowej atmosfery” - napisał Leszek Misiak.

 Jan Piński "Głos" Toronto nr 23 ; 11 czerwca 2019 r.

 Przypisy:

Leszek Misiak "Prawicowe dzieci czyli blef IV RP" (Oficyna Autora)

Wydawca Oficyna "Aurora" Warszawa 2015

Motto wydania:

"Diabeł się w ornat ubrał i ogonem na mszę dzwoni" Henryk Sienkiewicz "Potop" tom III, rozdz. 3.