foto1
Kraków - Sukiennice
foto1
Lwów - Wzgórza Wuleckie
foto1
Kraków - widok Wawelu od strony Wisły
foto1
Lwów - widok z Kopca Unii Lubelskiej
foto1
Lwów - panorama
Aleksander Szumański, rocznik 1931. Urodzony we Lwowie. Ojciec docent medycyny zamordowany przez hitlerowców w akcji Nachtigall we Lwowie, matka filolog polski. Debiut wierszem w 1941 roku w Radiu Lwów. Ukończony Wydział Budownictwa Lądowego Politechniki Krakowskiej. Dyplom mgr inż. budownictwa lądowego. Dziennikarz, publicysta światowej prasy polonijnej, zatrudniony w chicagowskim "Kurierze Codziennym". Czytaj więcej

Aleksander Szumanski

Lwowianin czasowo mieszkający w Krakowie

JAK ZNISZCZONO ARMIĘ KRAJOWĄ

Autor dr Leszek Pietrzak

 Sowiecki dyktator Józef Stalin planował zniewolenie Polski. Za największą przeszkodę w tej operacji uznał polską armię podziemną – Armię Krajową. Bez żadnych skrupułów przystąpił do likwidacji największej antyniemieckiej organizacji konspiracyjnej w okupowanej przez Niemców Europie.

„Jak tak patrzę na waszą pracę, to gdyby nie było Czerwonej Armii, to przez tydzień wystrzelaliby was jak kuropatwy” – szydził Stalin 3 października 1944 r. podczas spotkania ze swoimi agentami z Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego. Stalin, karcąc delegację PKWN za miękkość polityczną i niestosowanie „technik rewolucyjnych” miał na myśli właśnie rozbicie Armii Krajowej. Zainstalowany w lipcu 1944 r. w Polsce PKWN był nader iluzorycznym rządem, a urzędy bezpieczeństwa – jego zbrojne ramię – wciąż nie były zdolne do samodzielnego działania. Z kolei w rozrastającym się ludowym wojsku (formowana na Lubelszczyźnie II Armia Wojska Polskiego) „znalazło się zbyt wielu AK-owców i innego kontrrewolucyjnego elementu”. Komunistyczna władza opierała się więc na stacjonujących w Polsce siłach sowieckich. Dla Stalina było więc jasne, że gdyby nie one, PKWN nie miałby szans. Dlatego właśnie na prawie pół roku zatrzymał front i wzmocnił stacjonujące w Polsce siły NKWD. Pomiędzy Wisłą a Bugiem na przełomie 1944 i 1945 r. znalazły się prawie dwa miliony sowieckich żołnierzy. Statystycznie więc na jednym kilometrze kwadratowym PKWN-owskiej Polski stacjonowało 35 sowieckich żołnierzy. Przy gęstości zaludnienia sięgającej około 70 osób na kilometr kwadratowy było to ilością ogromną.

KARA DLA NAIWNYCH

 Poligonem doświadczalnym Sowietów w zwalczaniu Armii Krajowej były polskie Kresy. W styczniu 1944 r. Armia Czerwona wkroczyła na Wołyń, gdzie tamtejsze oddziały Armii Krajowej przystąpiły do realizacji „Burzy”, akcji zbrojnej przeciwko wycofującym się siłom niemieckim. Rozkaz rozpoczęcia „Burzy” wydał już w listopadzie 1943 r. Komendant Główny Armii Krajowej generał Tadeusz Komorowski „Bór”. Komorowski zalecał w nim Armii Krajowej wystąpienie w roli gospodarza wobec wkraczającej Armii Czerwonej. Dowódca AK wierzył, że takie działanie zmusi  Sowietów do uznania władzy rządu polskiego w Londynie, suwerenności Polski i nienaruszalności jej granic.

Gdy w styczniu 1944 r. rozpoczęły się walki 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK z przeważającymi siłami niemieckimi, od razu uwidoczniło się nieprzyjazne nastawienie Sowietów do Armii Krajowej. Rozbrajali oni oddziały Armii Krajowej i aresztowali jej żołnierzy. Dotyczyło to zwłaszcza tych sytuacji, kiedy oddziały Wołyńskiej Armii Krajowej zmuszone były do przejścia linii frontu z powodu ogromnej przewagi sił niemieckich, z którymi toczyły boje. W kwietniu 1944 r. Sowieci nie zgodzili się na wycofanie wszystkich oddziałów 27 Dywizji Piechoty AK do strefy sowieckiej. W takiej sytuacji dowódca dywizji płk Jan Kiwerski „Oliwa” postanowił przebijać się na tyły wojsk niemieckich, co wiązało się z ogromnym ryzykiem. Ostatecznie po wielu ciężkich walkach w okrążeniu w czerwcu 1944 r. oddziały 27 DP AK znalazły się na Lubelszczyźnie i wzięły udział w lubelskiej „Burzy”.

Podobne doświadczenia miały oddziały 11 i 12 Dywizji Piechoty AK, które w marcu 1944 r. przystąpiły do realizacji „Burzy” na Podolu. Prawdziwym jednak probierzem stosunku Sowietów do Armii Krajowej okazała się Wileńszczyzna i Nowogródczyzna, gdzie dowództwo nad siłami Armii Krajowej w czerwcu 1944 r. objął płk Aleksander Krzyżanowski „Wilk”. Burza na tych terenach zaczęła się od opanowania Wilna (operacja „Ostra Brama”) przez wileńskie oddziały Armii Krajowej, które następnie wycofały się z miasta w rejon Puszczy Rudnickiej. Płk Krzyżanowski liczył na to, że podległe mu siły AK po dozbrojeniu przez Sowietów będą mogły się włączyć do dalszych walk z siłami niemieckimi. Gdy 18 lipca 1944 r. udał się wraz z delegacją do sztabu dowódcy 3 Frontu Białoruskiego generała Iwana Czernichowskiego aby zawrzeć w tej sprawie porozumienie, został podstępnie aresztowany. Inna grupa oficerów wileńskiej Armii Krajowej, omawiająca z oficerami sowieckimi w miejscowości Bogusze szczegóły wyposażenia dywizji, również została aresztowana i osadzona w więzieniu w Wilnie. Zatrzymano także delegata rządu na okręg wileński i pracowników delegatury. Uczestniczące w akcji „Burza” siły wileńskiej AK ostrzeliwane były przez sowieckie lotnictwo szturmowe, ponosząc kolejne straty. Cześć z nich uległa rozproszeniu a część postanowiła przebijać się w kierunku Grodna i Białegostoku. Sowieci urządzili na nie prawdziwe polowanie. W sumie w czasie akcji „Burza” na Wileńszczyźnie aresztowanych zostało około ośmiu tysięcy żołnierzy Armii Krajowej. Oficerów Sowieci wywieźli do obozu w Riazaniu, podoficerów i szeregowców umieścili zaś w obozie NKWD w Miednikach Królewskich (rejon wileński), skąd pewnej części z nich udało się zbiec. Część spośród zatrzymanych AK-owców miała zostać przymusowo wcielona do jednego z pułków rezerwowych Armii Czerwonej. Gdy jednak odmówili złożenia przysięgi, zostali wywiezieni do obozu w Kałudze, skąd mogli powrócić dopiero na przełomie 1946 i 1947 r.

Władze Polskiego Państwa Podziemnego, Delegatura Rządu na Kraj i dowództwo Armii Krajowej wiedziały o postępowaniu Sowietów wobec oddziałów, które uczestniczyły w akcji „Burza” na Kresach. Ich sytuacja znana była również rządowi polskiemu w Londynie, który poinformował o tym stronę brytyjską. Ta jednak nie zamierzała interweniować. „Burza” na Kresach w wykonaniu polskiej Armii Krajowej była dla Brytyjczyków sprzeczna z postanowieniami konferencji w Teheranie, na mocy której polskie ziemie wschodnie miały przypaść Sowietom.

O milczenie w sprawie tej zdrady zadbał brytyjski minister informacji Brendan Bracken, który nałożył cenzurę prewencyjną na wszelkie informacje o akcji „Burza” na polskich Kresach, wskutek czego nikt nie zauważył wysiłku polskiej Armii Krajowej w walce z Niemcami. Podobną postawę jak Brytyjczycy przyjęli również Amerykanie.

OSTATNI SOJUSZ Z HITLEREM

 Sukcesy ofensywy Armii Czerwonej na Białorusi i północnej Ukrainie sprawiły, że jej oddziały w końcu lipca 1944 r. przekroczyły linię Bugu i zajęły tereny Lubelszczyzny. Na terenach pomiędzy Bugiem a Wisłą znalazły się ogromne siły Armii Czerwonej. W ich skład wchodziło m.in. dziesięć armii (w tym jedna pancerna), sześć samodzielnych korpusów pancernych i artyleryjskich, a także dwie armie lotnicze. Siły te miały do dyspozycji olbrzymie ilości sprzętu i wszelkiego zaopatrzenia, niezbędnego do podjęcia dalszej walki. Generał Nicolaus von Vormann, dowódca stojącej naprzeciw nich 9 Armii, oceniał nawet w swoich raportach, że przewaga Sowietów jest tak duża, że wystarczy jedno uderzenie, aby niemiecki front uległ całkowitemu załamaniu.

Armia Czerwona jednak nie uderzyła, bo zakazał jej tego Stalin. Sowiecki dyktator rozpoczął wówczas najważniejszą fazę swojego planu skomunizowania Polski. Oprócz zainstalowania na zajętych przez Armię Czerwoną terenach władzy PKWN rozpoczęto rozbijanie podziemnej Armii Krajowej. Strategię wobec AK na terenach za linią Bugu Stalin określił w dyrektywie z 14 lipca 1944 r., nakazując sowieckim dowódcom, aby nie wchodzili w żadne stosunki i porozumienia z polskimi oddziałami. Jak zaznaczył „niezwłocznie po ujawnieniu składu osobowego tych oddziałów, rozbroić i odstawić je do specjalnie zorganizowanych punktów, a w przypadku oporu ze strony polskich oddziałów zastosować siłę zbrojną”. Aby zapewnić lepsze warunki do realizacji tych celów, 26 lipca 1944 r. podpisał z PKWN (jeszcze przed jego przybyciem do Polski), porozumienie „O stosunkach między dowództwem radzieckim a polską administracją na wyzwolonych terenach Polski”. Porozumienie to poddało sowieckiej jurysdykcji wszelkie przestępstwa, jakie mogły być popełnione przez ludność cywilną „w strefie operacji wojennych na terytorium Polski”, której świadomie nie sprecyzowano. Stalin postanowił jednak najpierw rozprawić się z Armią Krajową przy pomocy Niemców.

Wiedząc o przygotowaniach do powstania w Warszawie (miało być ono częścią „Burzy”) robił co mógł, aby przyśpieszyć jego wybuch. Między innymi na jego polecenie 29 lipca 1944 r. moskiewskie radio nadało po polsku apel do warszawiaków, wzywający ich do jak najszybszego podjęcia walki z Niemcami. Dzień później, 30 lipca 1944 r., z podobnym apelem wystąpiła również rozgłośnia „Kościuszko”, kierowana przez wdowę po Feliksie Dzierżyńskim. Wydany przez nią komunikat mówił, że Armia Czerwona zajmuje już warszawską Pragę i wezwał ludność stolicy do uderzenia na Niemców.

Gdy 1 sierpnia 1944 r. w Warszawie wybuchły walki, Stalin zatrzymał front i postanowił czekać, aż powstanie upadnie. Zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że pozbawiona pomocy Armia Krajowa zostanie zmiażdżona przez Niemców. Dlatego odmówił aliantom zachodnim zgody na to, aby ich samoloty z bronią i żywnością dla powstańców mogły lądować na sowieckich lotniskach. Nie dopuścił również, aby oddziały Armii Krajowej z zajętych przez Armię Czerwoną terenów mogły przybyć z pomocą walczącym w stolicy powstańcom (nakazywał to rozkaz komendanta Armii Krajowej gen. Tadeusza Komorowskiego „Bora” z 14 sierpnia 1944 r.).

Klęska powstania okupiona została śmiercią tysięcy powstańców z Armii Krajowej oraz fizyczną zagładą miasta. W ten sposób rękami Niemców Stalin zniszczył kwiat Armii Krajowej, który znajdował się w polskiej stolicy. W chwili wybuchu powstania stan liczebny jednostek AK w Warszawie oceniany był na około 50 tys. zaprzysiężonych żołnierzy. Sowiecki dyktator zrobił to po to, aby „zaoszczędzić pracy” swojemu NKWD, które miało systemowo zająć się problemem zwalczania „faszystowskiej” Armii Krajowej.

POLOWANIE NA AK- OWCÓW

Uśmiercenie powstania było pierwszym krokiem Stalina w kierunku zniszczenia Armii Krajowej. Ta ostatnia pomimo ciosu, jakim była dla niej klęska, nadal wydawała się groźnym przeciwnikiem. PKWN pozostawał iluzorycznym rządem, który nie miał żadnego poparcia wśród Polaków i mógł istnieć tylko dzięki wsparciu Sowietów. Władzę w „lubelskiej” Polsce sprawowali Sowieci, traktując ją w całości jako strefę przyfrontową, w której mogą robić wszystko. Najważniejszym z tych działań było zwalczanie Armii Krajowej. Na jej członków Sowieci urządzali prawdziwe polowania od pierwszych dni swojej obecności. Wielu żołnierzy podziemia zostało zatrzymanych w drugiej połowie sierpnia 1944 r. Aresztowania żołnierzy AK uległy nasileniu w październiku i listopadzie 1944 r. Trafiali do obozów przejściowych, których NKWD utworzyło na terenie Polski Lubelskiej dziesiątki. Obozy na lubelskim Majdanku, w Skrobowie koło Lubartowa, Krzesimowie koło Łęcznej, Kąkolewnicy koło Radzynia Podlaskiego, podwarszawskim Rembertowie to tylko niektóre z nich. AK-owców wywożono także do Związku Sowieckiego. Tylko w sierpniu i wrześniu 1944 r. w ośmiu transportach, które wyruszyły z Lublina, znalazło się 400 oficerów i osób funkcyjnych w strukturach Armii Krajowej. Niemal w tym samym czasie w czterech transportach z Białegostoku wywieziono 3700 AK-owców, a w dwóch transportach z Przemyśla było ich prawie 1300. W październiku i listopadzie 1944 r. transporty deportowanych AK-owców były jeszcze liczniejsze. Trafiali oni zazwyczaj do obozów pracy w Stalinogorsku, Charkowie, Borowiczach, Riazaniu, Tule i dziesiątkach innych miejsc w Związku Sowieckim. Dopiero po kilku latach morderczej pracy mogli powrócić do kraju, ale duża część z nich na zawsze pozostała na nieludzkiej ziemi. Historycy szacują, że w okresie od września 1944 r. do maja 1945 r. z terenów Polski Lubelskiej deportowano do Związku Sowieckiego ponad 50 tysięcy polskich obywateli, w większości żołnierzy AK.

 

 

 

 

OSTATECZNA LIKWIDACJA

 

Wiosną 1945 r. sowieckie NKWD musiało zmierzyć się z oddziałami AK-owskiego podziemia, które zaczęło się odradzać. Sowieci ściągnęli więc do Polski kilka dywizji NKWD. Łącznie w styczniu 1945 r. stacjonujące w Polsce siły NKWD liczyły już 35 tys. ludzi, by w końcu lata 1945 r. osiągnąć stan prawie 45 tys. Zmieniała się też strategia ich działania. Gdy w styczniu 1945 r. front przesunął się na zachód, jednostki składowe poszczególnych dywizji NKWD zostały przypisane do określonego rejonu działania, za który w całości odpowiadały. Tylko jednej z tych jednostek powierzono nieco inne zadanie. Był to 2. Pułk Pograniczny NKWD, wchodzący w skład 64. dywizji NKWD, który otrzymał zadanie ochrony Rządu Polskiego (Rząd Tymczasowy powstały 31 grudnia 1944 r. na bazie PKWN).

Gdy wiosną 1945 r. oddziały podziemia zaktywizowały swoją działalność, to jednostki NKWD wzięły na siebie główny ciężar walki z nimi. Prowadziły pościgi za oddziałami podziemia. Zamykały je w okrążeniach i niszczyły. Aresztowały także ludność cywilną, która udzielała pomocy partyzantom. Działania te miały często wymiar wielkich operacji pacyfikacyjno-represyjnych. Najbardziej znanym tego typu manewrem była Obława Augustowska – operacja prowadzona od 10 do 25 lipca 1945 r. przez 385. Pułk Strzelecki 62. Dywizji NKWD oraz wspierające go oddziały Armii Czerwonej z 3. Frontu Białoruskiego oraz wydzielone oddziały LWP i UB. Jej celem było rozbicie oddziałów podziemia, które operowały w rejonie Suwałk i Augustowa. W jej trakcie spacyfikowano tereny Puszczy Augustowskiej i zatrzymano ponad siedem tysięcy osób, które były więzione w specjalnie utworzonych obozach filtracyjnych i poddawane torturom. Około 600 aresztowanych zostało wywiezionych w nieznanym kierunku i zapewne zamordowanych.

Kompleksowo rozpracowywano również struktury poakowskiego podziemia, likwidując kolejne jego ogniwa organizacyjne. Między innymi 21 marca 1945 r., w jednym z mieszkań na warszawskiej Pradze aresztowano cały sztab Komendy Okręgu AK – DSZ w Lublinie, który odbywał naradę organizacyjną. Prawdziwym ciosem dla podziemia było aresztowanie w dniach 27 i 28 marca 1945 r. przywódców Polskiego Państwa Podziemnego, których wywieziono do Moskwy, gdzie w czerwcu 1945 r. zostali osądzeni (tzw. proces szesnastu). Tę operację osobiście nadzorował szef NKWD w Polsce gen. Iwan Aleksandrowicz Sierow, który w operacji tej wystąpił jako gen. Iwanow.

Siły NKWD opuściły Polskę dopiero wiosną 1947 r. Wtedy jednak podziemie było już mocno rozbite. Dzieła jego ostatecznego unicestwienia dokonały już miejscowe organa bezpieczeństwa (UB) wyszkolone do tego zadania przez specjalistów z NKWD.

                                                                     Dr. Leszek Pietrzak