Znalezione obrazy dla zapytania ukrainskie ludobójstwo

LUDOBÓJSTWO PRZED OŁTARZEM

Etymologia słowa „Kościół” wywodzi się z języka greckiego i oznacza „Dom Pana”, czyli Dom Boga. Przechowywany jest w nim Najświętszy Sakrament. Dla chrześcijanina kościół, jako świątynia, jest miejscem uświęconym, miejscem świętym. Profanacja świątyni, zarówno kościoła, cerkwi, synagogi czy meczetu, jest aktem barbarzyńskim. Ataku na świątynię dokonywały pogańskie, dzikie hordy tatarsko-mongolskie, „czerń” rusko-kozacka, bolszewickie żołdactwo i faszystowscy kryminaliści Dirlewangera z watahami mongolsko-ukraińskimi podczas Powstania Warszawskiego. W obecnych czasach zamachu na „Dom Pana” dokonują tylko sfanatyzowani terroryści islamscy. Kościoły na ziemiach wschodnich II Rzeczypospolitej obróciła w ruinę w latach 1943 - 1945 barbarzyńska fala ukraińskiego nacjonalizmu. Zagładzie uległy nie tylko budynki, ale także kościół jako społeczność katolicka. Ludność polska była mordowana w okrutny sposób nie tylko w swoich domach, zagrodach, podczas ucieczki i ukrywania się, ale także w Domu Boga, we wnętrzu kościoła, przed ołtarzem, w tym podczas Mszy Świętej. A zbrodni nie dokonały jakieś średniowieczne hordy pogańskie, nie bezbożne hordy bolszewickie, ale „bracia chrześcijanie”, często najbliżsi dotychczasowi dobrzy sąsiedzi, tyle że narodowości ukraińskiej (w tym w większości świeżo po „inicjacji narodowościowej” z „rusińskiej” lub „tutejszej”) oraz wyznania greckokatolickiego lub prawosławnego. W co najmniej kilkuset przypadkach mąż Ukrainiec zabijał swoją żonę Polkę i ich wspólne dzieci. Kto i co doprowadziło do takiego upodlenia się tysięcy Ukraińców, w tym chłopstwa, które pomogło swoim „partyzantom” okrutnie wyrizać swoich sąsiadów Lachów „od niemowlęcia w kołysce po starca nad grobem”, zagrabić ich dobytek i domy spalić?

Przecież polska ludność wiejska, obarczona większymi kontyngentami niż ukraińska i biedniejsza od niej, w niczym nie zagrażała „samostijności” Ukrainy i nie miała żadnego wpływu na jej granice. Nie miała na to wpływu ani 27 Dywizja Wołyńska AK tocząca ciężkie walki z okupantem niemieckim, ani Armia Berlinga, ani Polska Armia na Zachodzie. Nie miał na to wpływu Rząd Polski w Londynie, a tym bardziej potem marionetkowy Rząd Lubelski.

Naród rosyjski zatruty został komunistyczną ideologią „walki klas”, naród niemiecki nazistowską „wyższością rasy germańskiej”, narody arabskie zatruwa fundamentalizm islamski. Część narodu ukraińskiego zatruta została faszystowsko-rasistowską ideą „integralnego nacjonalizmu ukraińskiego” Doncowa, Ukrainy „czystej jak szklanka wody”. Tym „napojem” częstowali lud swój popi w cerkwiach, rozlewali go po ziemiach wschodnich II Rzeczpospolitej banderowscy „wodzowie” z „fuhrerem” Banderą na czele, a watażka Taras Czuprynka prowadził swoje „wojska” razem z czernią chłopską na bezbronne polskie wsie i katolickie kościoły. Spustoszył Wołyń, Podole, wschodnią część Lubelszczyzny, Ziemie Przemyską i Bieszczady. A „samostijność” Ukrainie i tak dała polska „Solidarność”. Narasta tylko wątpliwość, czy Ukraina potrafi z niej skorzystać, bo nacjonal-faszyści ukraińscy znów zatruwają Ukrainę.

We wrześniu 1939 roku w agresji na Polskę, przy boku wojsk niemieckich, wziął udział Legion Ukraińskich Nacjonalistów, który mordował wziętych do niewoli żołnierzy polskich. Po 17 września 1939 roku nacjonaliści ukraińscy wsparli bolszewików atakując posterunki policji państwowej, mordując grupki żołnierzy polskich i ludność cywilną. Ich barbarzyńska nienawiść dosięgła także polskich świątyń katolickich.

Już w nocy z 18 na 19 września we wsi Szumlany pow. Podhajce doszło do profanacji kościoła katolickiego. Bojówkarze ukraińscy wymordowali tutaj około 20 rodzin polskich. Bandzie przewodził ukraiński ksiądz z Trościańca, powiat Brzeżany. „W liście wysłanym 17 grudnia 1941 r. przez polskiego rządcę z dworu w Szumlanach Jana Serafina do Polskiego Komitetu Pomocy w Brzeżanach, pisał on: „Mord w Szumlanach rozpoczął się od sprofanowania rzymskokatolickiego kościoła. Banda rozbiła drzwi kościoła, z którego wyniesiono następnie obrazy, chorągwie, szaty liturgiczne i wszystko, co się w nim znajdowało. W akcji brała udział młodzież męska i żeńska. Następnie pocięto na części przedmioty, nadające się na przeróbkę spódnic, chustek itp., przy czym przy podziale dochodziło do bójek, a zwyciężał silniejszy. Z kolei uformował się pochód. Kilku z mołojców ubrało się w niezniszczone jeszcze szaty liturgiczne, wsiadło na konie i wśród szyderczych okrzyków, śmiechów i dzikiej wesołości ruszono na wieś. Zabrano oczywiście kielichy, komunikanty i inne świętości, które rozrzucano po drodze. Nie należy zapominać, że zarówno świętokradcy, jak cała zresztą wieś byli katolikami, a tylko obrządku greckiego. Ta profanacja trwała trzy dni, żadnej władzy wtedy nie było. W międzyczasie mordowano nocą rodziny polskie i rabowano ich dobytek” („Antypolska akcja nacjonalistów ukraińskich w Małopolsce Wschodniej w świetle dokumentów Rady Głównej Opiekuńczej 1943 – 1944”, wstęp i opracowanie L. Kulińska i A. Roliński, Kraków 2003, s. 12 – 14).

Nacjonaliści ukraińscy ze szczególną zaciekłością „polowali” na polskich księży katolickich. W latach 1939-1947 z rąk nacjonalistów ukraińskich zginęło około 160 księży, 17 zakonników i 22 zakonnic, ponad 20 zostało rannych, a ponad 100 ratowało się ucieczką przed niechybną śmiercią. Również z rąk SB-OUN i UPA zginęło 10 ukraińskich duchownych (Henryk Komański, Szczepan Siekierka: „Ludobójstwo dokonane na duchownych obrządku łacińskiego przez OUN-UPA oraz zniszczenia obiektów sakralnych rzymskokatolickich na Kresach Południowo-Wschodnich 1939 – 1947”, Wrocław 2008).

Z kolei prof. dr hab. Leszek S. Jankiewicz w artykule: „Lista duchownych katolickich i prawosławnych zamordowanych przez nacjonalistów ukraińskich lub przy ich współudziale”, zamieszczonym w publikacji „Ludobójstwo OUN-UPA na Kresach Południowo-Wschodnich. Dawne Kresy Południowo Wschodnie w Optyce Historycznej i Współczesnej” (seria pod redakcją Witolda Listowskiego, Kędzierzyn-Koźle 2012) podaje, że bezpośrednio nacjonaliści ukraińscy zamordowali 144 polskich księży katolickich, zakonników, kleryków i sióstr zakonnych, natomiast z udziałem Niemców oraz Sowietów (poprzez donosy lub aresztowania) 148 księży, 15 zakonników, 4 kleryków i 29 sióstr zakonnych, czyli łącznie 196 rzymskokatolickich Sług Bożych na Kresach.

Na początku 1943 roku we wsi Drohowyże k. Mikołajowa pow. Żydaczów banderowcy w nocy zabrali z sierocińca siostry zakonne, zamknęli je w kościele, który oblali benzyną i podpalili. „Mieszkańców wsi obudził pożar kościoła i rozlegający się w nim ludzki krzyk” (Na Rubieży nr 42/2000 oraz S. Jastrzębski .., s. 442; stanisławowskie). Pierwszymi polskimi ofiarami złożonymi dosłownie na ołtarzu były siostry zakonne prowadzące sierociniec.

28 marca 1943 roku, w niedzielę, „powstańcy ukraińscy” dokonują napadu na kilkanaście polskich wsi. W każdej z tych miejscowości mordowani byli Polacy, często liczba ofiar nie jest znana. Jest bardzo prawdopodobne, że Polacy ginęli podczas nabożeństw, albo po ukryciu się w świątyni. W wielu przypadkach nie ocalał żaden świadek. Z tych, gdzie nieliczni zdołali uciec, nikt do zniszczonej  wsi już nie wrócił i wiadomo tylko, że kościół także został spalony. Tak było m.in. w kol. Annowola pow. Kostopol. Nocą z 22 na 23 kwietnia (z Wielkiego Czwartku na Wielki Piątek) w osadzie Janowa Dolina pow. Kostopol upowcy oraz okoliczni Ukraińcy (w tym dzieci i kobiety) dokonali rzezi co najmniej 607 Polaków, spalili około 100 domów i kaplicę pw. Chrystusa Zbawiciela. Mordów dokonywali siekierami, widłami, przywiązywali do drzew i podpalali, palili żywcem w domach itp. Prawdopodobnie kilka osób zginęło w kaplicy. W czasie Świąt Wielkanocnych w 1943 roku w kol. Teresin pow. Włodzimierz Wołyński:„Nagle podczas Mszy Świętej zauważyłem na dole, wśród wiernych jakieś poruszenie. Ludzie zachowywali się dziwnie i niespokojnie, oglądali się do tyłu i coś sobie szeptali zamiast skupić się na modlitwie. Jednak ksiądz Franciszek Jaworski, nasz proboszcz nie przerywał modlitwy. Tymczasem po chwili i ja na własne oczy zobaczyłem, że do naszego Kościoła przyszło około 15 uzbrojonych w karabiny Ukraińców. Ubrani byli w cywilne łachy, ale na plecach mieli ostrą broń. Pomimo, że trwało właśnie najbardziej uroczyste nabożeństwo w całym roku, Ukraińcy prowokacyjnie zaczęli chodzić pomiędzy ludźmi, po całym kościele. Przeszkadzali w ten sposób w spokojnej modlitwie, nikogo jednak nie zaczepiali i z nikim nie rozmawiali. Trwało to przynajmniej 10 minut, w końcu wyszli ze świątyni, powsiadali na furmanki i odjechali gdzieś w kierunku Kisielina” (Eugeniusz Świstowski; w: www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl ; wspomnienia spisane przez Sławomira Rocha).

W miasteczku Kołki pow. Łuck tuż po 13 czerwca 1943 roku Ukraińcy zgromadzili w kościele p.w. Wniebowzięcia NMP rodziny polskie i podpalili - żywcem spłonęło około 40 Polaków i 1 Ukrainiec, mąż Polki.

W Kolonii Woronczyn pow. Horochów, parafia była erygowana w 1936 roku , kościół (kaplica) murowany istniał od 1820 roku. W dniu 25 czerwca 1943 roku podczas napadu na Kolonię Ukraińcy zamordowali wewnątrz świątyni 40 Polaków, potem kościół spalili.  

11 lipca 1943 r. we wsi Chrynów pow. Włodzimierz Wołyński UPA napadła na ludność polską zgromadzoną w kościele. Wierni zostali ostrzelani z karabinu maszynowego i karabinów ręcznych. W zakrystii upowcy zastrzelili ks. Jana Kotwickiego z grupą kobiet. W kościele i przy nim podczas ucieczki zginęło około 150 Polaków.

Tego dnia w miasteczku Kisielin pow. Horochów w kościele i poza nim Ukraińcy zamordowali ponad 100 Polaków. Spędzili do nawy głównej część Polaków, rozebrali do naga i rozstrzelali z karabinu maszynowego, rannych dobijali różnymi narzędziami, najczęściej zakłuwali bagnetami.  Jedna grupa przez kilka godzin skutecznie broniła się m. in. rzucając w napastników cegłami, zginęło 4 obrońców a 6 zostało rannych, w tym ksiądz proboszcz Witold Kowalski.

We wsi Krymno pow. Kowel upowcy zamordowali zgromadzonych w kaplicy na nabożeństwie około 40 Polaków.

W miasteczku Łokacze pow. Horochów : „W niedzielę 11 lipca, najpierw rzucili się na bezbronne kościoły w Łokaczach, Kisielinie, Porycku. Tam wymordowali w Kisielinie 500 osób, a w Porycku 180 osób, a w Łokaczach jakoś się bronili z pałacu i niedużo padło osób” (Wspomnienia Józefy Wolf z domu Zawilskiej; w: http://wolyn.freehost.pl/wspomnienia/aleksandrowka-jozefa_wolf.html).  „Strup Józef, żona Stanisława z d. Wójcik, dzieci: Ryszard, Zbigniew 1939. Trzeci syn wraz z dziadkiem (Red.; chyba wraz z... ojcem?) zginęli w płomieniach w kościele. Stanisława z ocalałymi 2 synami uciekła do Krasnegostawu” (http://www.wolyn.ovh.org/opisy/lokacze-02.html).  W. i E. Siemaszko nie wymieniają napadu na kościół w Łokaczach (s. 142 – 143).

W miasteczku Poryck pow. Włodzimierz Wołyński upowcy otoczyli kościół i zgromadzonych tam na mszę na godz. 11.oo Polaków. „Po chwili od drzwi i z okien posypały się kule z karabinów maszynowych w kierunku ołtarza, zabijając i raniąc wewnątrz kościoła ludzi. Ksiądz Szawłowski wyszedł z zakrystii i przemówił do wiernych, a następnie odmawiał modlitwy. Wówczas został postrzelony przez Ukraińca, który wyszedł z zakrystii. Mimo to nadal modlił się i udzielał wiernym rozgrzeszenia, aż został drugi raz postrzelony. Siedzących w ławkach wystrzelało dwóch Ukraińców (w tym najprawdopodobniej Mykoła Kwitkowśkyj – Ohorodniczuk), którzy szli wzdłuż ławek i mierzyli dokładnie do każdej osoby. Następnie Ukraińcy chodzili po kościele i dobijali rannych. /.../ Po zakończeniu mordu w kościele, trwającego około 20 minut, kilku upowców splądrowało zakrystię, zabierając kielichy i monstrancje. Towarzyszyło temu wypicie wina mszalnego i opowiadanie wrażeń z przeprowadzonej akcji”. Upowcy wnieśli do kościoła pocisk artyleryjski i zdetonowali. Wybuch zniszczył wnętrze i część ołtarza kościoła z lat 1759 – 1774. Zginęło około 100 Polaków, w tym ksiądz Szawłowski i trzech ministrantów. W Porycku (tej miejscowości już nie ma, więc używa się nazwy Pawliwka, czyli wsi sąsiedniej) w lipcu 2003 roku nastąpiło „pojednanie” prezydenta Polski A. Kwaśniewskiego z prezydentem Ukrainy L. Kuczmą z okazji 60-tej rocznicy ludobójstwa UPA na Wołyniu.

 

Także 11 lipca 1943 roku we wsi Zabłoćce pow. Włodzimierz Wołyński bandyci ze zgrupowania UPA Martyniuka z udziałem miejscowych Ukraińców pod komendą Iwana Kici przystąpili do mordowania Polaków. Do kościoła, gdzie ksiądz odprawiał poranną mszę wtargnęli upowcy, dopadli księdza i znęcając się mówili: „niech ciebie polski Bóg ratuje”. Chłopcu (Henryk Serwetowski) rozerwali usta, bo przed śmiercią krzyczał: ”Niech żyje Polska”. Po 11 lipca 1943 r. do cerkwi i stodół duchownego prawosławnego Ukraińcy zwozili zrabowane polskie mienie. Tak zginął proboszcz Józef Aleksandrowicz, lat 74, były więzień bolszewików. W kościele i poza nim Ukraińcy zamordowali 76 Polaków. Barokowy kościół pw. Św. Trójcy z lat 1760-1773 został przez UPA zniszczony.

Rzezie dokonane 11 lipca 1943 roku w kościołach w Chrynowie, Kisielinie, Porycku i w Zabłoćcach opisała (razem z relacjami świadków) Ewa Siemaszko w artykule „Zbrodnie przed ołtarzem”, opublikowanym 10 lipca 2008 roku na łamach „Rzeczpospolitej”.

W lipcu 1943 roku w miasteczku Wyszogródek pow Krzemieniec upowcy zamordowali 150 Polaków zgromadzonych w kościele, głównie uchodźców z okolicy, oraz miejscowego proboszcza księdza Konstantego Turzańskiego, lat 44. Barokowy kościół pw. Świętego Ducha sprzed 1726 roku wysadzili materiałami wybuchowymi.

W tym miesiącu w miasteczku Sokól pow. Łuck Ukraińcy napadli na kościół i zamordowali 12 Polaków, kościół p.w. Najświętszej Marii Panny Wspomożenia Wiernych z 1909 roku obrabowali i spalili.

29 sierpnia 1943 roku we wsi Przewały pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zamordowali 54 Polaków zgromadzonych w kościele p.w. Wniebowzięcia NMP z 1734 roku, spalili także kościół. Na terenie wsi ofiar było znacznie więcej. „Jeden z Ukraińców nadział dziecko polskie na widły i podniósł w górę, krzycząc: dywyś, polski oroł” („podziwiajcie polskiego orła”). Dziecko przeraźliwie piszczało z bólu i rozpaczliwie machało rączkami i nóżkami.

W sierpniu 1943 roku (prawdopodobnie 8 sierpnia) w miasteczku Włodzimierzec pow. Sarny  podczas ataku kurenia „Borystena” Polacy broniący się w kościele św. Józefa m.in. polewali napastników kwasem solnym. Upowcy zdetonowali minę, od której zginęły 2 Polki: Anna hr. Krasicka (w starszym wieku) oraz jej córka hr. Prądzyńska. Od rzezi uratował Polaków oddział niemiecki, który przybył na odsiecz garnizonowi niemieckiemu, liczącemu 8 żołnierzy. 

W sierpniu 1943 roku w kol. Wiszenki pow. Łuck upowcy ostrzelali przez drzwi kościoła zgromadzonych tam Polaków. Brak jest informacji o ofiarach.

W 1940 roku władze sowieckie przesiedliły ludność polską z Krasiczyna oraz ze wsi Śliwnica and Krasiczyn pow. Przemyśl do wsi Aleksandria pow. Równe. Razem z nimi przesiedlony został unicki ksiądz o nazwisku Baka, z żoną i córką. Ponieważ nie było tam księdza rzymskokatolickiego, na prośbę Polaków zgodził się dla nich odprawiać oddzielne Msze św. w miejscowym kościele rzymskokatolickim. W sierpniu 1943 roku, podczas napadu bandy UPA, został zamordowany przy ołtarzu, podczas odprawiania Mszy Świętej. Razem z nim zginęło wielu obecnych w kościele Polaków. Tego dnia została zamordowana również żona i córka ukraińskiego księdza.

Po rzeziach sierpniowych 1943 roku w miasteczku Białozórka pow. Krzemieniec upowcy spalili i zburzyli kaplicę służącą jako kościół. Aleksander Korman stwierdził, że zamordowano wówczas w jego wnętrzu wiernych.

Latem 1943 roku w miasteczku Międzyrzec Korecki pow. Równe podczas nocnego napadu upowcy i chłopi ukraińscy zamordowali w kościele i suszarni chmielu ukrywających się ponad 50 Polaków, uciekinierów z okolicznych miejscowości. Zostali oni w tak bestialski sposób zmasakrowani, że ciał nie można było rozpoznać, zwłoki miały m.in.,. powykłuwane oczy, kobiety poobcinane piersi, kobiecie w ciąży rozpruli brzuch. Pogrzebano ich na ulicy pod kostką brukową, gdyż wokół krążyły bandy zwane Ukraińską Powstańczą Armią.

 

Latem 1943 roku we wsi Kuty „terrorystyczne bojówki OUN-UPA mordowały wiernych również w rzymsko-katolickich kościołach na Wołyniu, na przykład w takich miejscowościach jak: Kuty (...). Oto fragment listu duchownego: ...Kuty zburzono kościół, po wyrżnięciu w nim 200 Polaków.” (Aleksander Korman, jw.). 3 maja 1943 roku we wsi Kąty (Kuty) pow. Krzemieniec na terenie kościoła św. Izydora Oracza  walkę ze zgrupowaniem upowców „Kruka” i melnykowców „Chrina” stoczyła grupa polskiej samoobrony. Nikt z obrońców nie zginął, natomiast we wsi Ukraińcy zamordowali 53 Polaków o ustalonych nazwiskach oraz nieustaloną liczbę innych (Siemaszko..., s. 449 – 451). 30 sierpnia 1943 roku we wsi Kąty (Kuty) pow. Luboml upowcy i chłopi ukraińscy z okolicznych wsi siekierami, widłami, drągami i innymi narzędziami wymordowali około 250 Polaków, całe studnie napełnili żywymi, poranionymi bądź już martwymi; np. Jaszczukową z 5 córkami wrzucili do studni żywcem. Opisując rzeź tej wsi  W. i E. Siemaszko na s. 494 – 495 nie podają, aby Polacy mordowani byli w kościele. Występują jeszcze: wieś Kuty pow. Łuck, wieś Kuty pow. Horochów, oraz wieś Kuty Zalesie pow. Równe, skąd „brak jakichkolwiek informacji o losie Polaków mieszkających w 1943 r.”

Jesienią 1943 w kolonii Smołowa pow. Włodzimierz Wołyński: „Do samoobrony we Włodzimierzu Wołyńskim wstąpiłem i ja, jesienią 1943 roku pojechałem z innymi żołnierzami polskimi i niemieckimi na akcję jako furman. Naszym celem była wieś Smołowa, gdy dotarliśmy na miejsce zatrzymaliśmy przy kościele katolickim i weszliśmy do środka, ponieważ był otwarty. Naszym oczom ukazał się makabryczny obraz, na drewnianej podłodze Kościoła znajdowało się dużo zaschniętej krwi, już wtedy byliśmy prawie pewni, że tu nikt świni nie szlachtował. Poza tym świątynia znajdowała się w bardzo dobrym stanie. W późniejszym czasie nasze przewidywania się sprawdziły, kiedy dowiedzieliśmy, że w Smołowej, w Kościele ukraińscy nacjonaliści pomordowali bardzo dużo Polaków. Świątynia stała nieco na uboczu te wsi. /.../ Wiele lat po wojnie, gdy po raz kolejny uczestniczyłem w Zjeździe 27 WDPAK, spotkałem jednego z żołnierzy naszej dywizji, mieszkańca byłej polskiej kolonii Smołowa. Niestety jego imienia i nazwiska już dziś nie pamiętam, rozmawialiśmy jednak wtedy o tej krwi na podłodze Kościoła, a on powiedział tak: „W naszym kościele w Smołowej Ukraińcy wymordowali wielu Polaków podczas trwania mszy świętej!” Pamiętam, że nawet wymieniał niektóre nazwiska ofiar, które znał ale niestety i tych osób już dziś nie mogę sobie przypomnieć”.

W 1943 roku we wsi Klewny na Wołyniu: „Klewny (300 ofiar – siekierami podczas nabożeństwa, w tym dwóch księży)”  (Archiwum Państwowe w Lublinie, Związek Walki Zbrojnej – Armia Krajowa Okręg Lublin, zesp. 1072; w: http://www.archives.gov.ua/Sections/Wolyn/Wolyn-02.pdf ).

Jednakże W. i E. Siemaszko w ogóle nie wymieniają takiej miejscowości na Wołyniu. Być może chodzi tutaj o miasteczko Klewań pow. Równe, gdzie w sierpniu 1943 roku podczas napadu bojówek UPA Polacy bronili się w kościele. Zginęła nie ustalona liczba Polaków, ale do rzezi nie doszło m.in. dzięki przybyciu oddziału węgierskiego. Kościół był punktem oporu Polaków aż do wkroczenia wojsk sowieckich (Siemaszko..., s. 686 – 687).

5 grudnia 1943 r., we wsi Nieświcz pow. Łuck upowcy zaatakowali Polaków, którzy schronili się w kościele i bronili przez kilka dni odcięci od żywności i wody. Gdy kończyła się im amunicja spuścili na sznurze jednego mężczyznę, który przyprowadził w ostatniej chwili pomoc samoobrony z Antonówki Szepelskiej. 45 Polaków wyjechało, część została. Nie ma informacji o ilości ofiar w kościele. We wsi upowcy zamordowali 30 Polaków, natomiast w styczniu 1944 roku spalili kościół z lat 1612 – 1618.   

19 grudnia 1943 r., we wsi Potok Górny pow. Biłgoraj Ukraińcy z SS „Galizien’ oraz policjanci ukraińscy z Tarnogrodu, Biszczy i Księżopola spalili 60 gospodarstw polskich i zastrzelili co najmniej 58 Polaków. „Przed kościołem wyprowadzono z szeregu księdza Błażeja Nowosada i zabito go na strychu kościoła. Widziałem zwłoki księdza. Górną część czaszki miał odstrzeloną oraz całe ciało i ręce pokłute bagnetami”

 

„Nocą, w wigilię Bożego Narodzenia 1943r. bandy UPA zaatakowały wioskę Gnidawę, leżącą nieopodal Łucka. Wymordowali ludność, część została spalona w kościele, część w swoich domach. Pradziadek Felicjan przyszedł tam rano, domy jeszcze się paliły, pomagał ratować ludzi. Ze zgrozą wspominał obraz zniszczenia i bestialstwa dokonany przez Ukraińców”.(„Ocalić od zapomnienia”, w: Kresowy Serwis Informacyjny nr 6 z 2013 r.). Wioska Gnidawa w książce W. i E. Siemaszków występuje jako przedmieście Łucka o nazwie Hnidawa. W Wigilię 1943 roku upowcy zamordowali tutaj 57 Polaków, autorzy nie wymieniają jednak faktu spalenia grupy Polaków w drewnianym kościółku w Hnidawie (Gnidawie).

30 grudnia 1943 roku w mieście Beresteczko pow. Horochów na terenie kościoła, klasztoru, plebani i organistówki schroniła się ludność polska atakowana przez znaczne siły UPA. Polscy szucmani (16 polskich policjantów) oraz naprędce zorganizowana samoobrona w liczbie około 30 osób podjęli obronę, która trwała przez dwie doby. Po tygodniu z Horochowa przybyły posiłki żandarmerii. „W trakcie tego napadu zamordowani zostali: Rosjanin z Kijowa Andrzej Licholot, jego żona Polka, Krystyna z d. Wróbel oraz ich dwie małe córki (przybici do desek łóżka i spaleni żywcem)”. Prawdopodobnie były ofiary wśród obrońców w kościele i klasztorze, jednakże nie dotarłem do informacji, które by to potwierdziły (Siemaszko...., s. 122, 1277).

16 stycznia 1944 r., w miasteczku Poryck pow. Włodzimierz Wołyński do kościoła poszedł ks. Stanisław Grzesiak, aby pomodlić się za zamordowanego tutaj 11 lipca 1943 roku ks. Szawłowskiego i został zastrzelony przez Ukraińców.

4 lutego 1944 r., w miasteczku Łanowce pow. Krzemieniec upowcy wrzucili granaty i wdarli się do kościoła p.w. Wniebowzięcia NMP, gdzie schowały się 3 rodziny polskie, liczące 12 osób. Zamordowali 11 osób: Leontynę Wadas i jej dzieci: Tadeusza, Helenę, Stanisławę, Danutę, Anielę oraz Ryszarda Andrzeja, który był chrześniakiem marszałka Edwarda Rydza Śmigłego (jej mąż służył w legionach razem ze Śmigłym). Ponadto zamordowali dwa starsze małżeństwa. Ciała ofiar wrzucili do pobliskiej głębokiej studni. Kościół ograbili z rzeczy kościelnych, zrabowali mienie pomordowanych, po czym kościół podpalili. Z empirowego kościoła z 1857 roku, zbudowanego przez marszałka Teodora Jełowickiego, uczestnika powstania styczniowego, pozostały tylko mury zewnętrzne, które miejscowi Ukraińcy rozebrali w 1954 roku. Po zbrodni w kościele miejscowe Ukrainki chodziły w sukienkach zamordowanej Wadasowej.

15 i 16 lutego w miasteczku Firlejów pow. Rohatyn banderowcy oraz chłopi ukraińscy z okolicznych wsi zamordowali ponad 80 Polaków, w tym 50 osób wyciągniętych z kościoła –głównie kobiety i dzieci (Jastrzębski..., s. 309 – 310; stanisławowskie). „W Śniatyniu podczas spotkań z Polakami uciekającymi z innych wsi dowiedziałem się o zbrodniach w innych wsiach. Tak jak w Firlejowie, gdzie podczas wychodzenia Polaków z nabożeństwa z miejscowego kościoła uzbrojona w kosy, siekiery banda Ukraińców dokonała przed kościołem rzezi ponad 100 Polaków (kobiety, dzieci i mężczyźni). Dalszej rzezi zapobiegł przyjazd żandarmerii niemieckiej” (Stanisława Janusz; w: Siekierka..., s. 430; stanisławowskie).

26 lutego 1944 r., w miasteczku Wiśniowiec Nowy pow. Krzemieniec upowcy wdarli się do klasztoru i dokonali rzezi zgromadzonych tutaj 300 – 400 Polaków, głównie uciekinierów z sąsiednich wsi. Zakonników powiesili na sznurach i ręcznikach oraz wbili im w bok metalowe pręty.

We wsi Wiśniowiec Stary pow. Krzemieniec upowcy wymordowali w kościele i organistówce co najmniej 182 Polaków; około 100 osób spalili w kościele św. Stanisława Biskupa Męczennika z 1756 roku. „W chwilę później banderowcy wdarli się na chór i wymordowali wszystkich, których tam zastali. Kilka osób zrzucili na posadzkę w kaplicy. Do mnie dochodziły krzyki, płacz, jęki mordowanych, swąd palących się ubrań i ciał. Widziałam jak banderowiec bił kobietę w ciąży. Kobieta była z małą dziewczynką, cztero może pięcioletnią. Dziecko strasznie płakało ze strachu. Na jego oczach bandyta przebił matkę nożem. /.../ Na korytarzu leżał zamordowany Franek Kobylański z Pankowic. Miał poobcinane uszy i nos, na czole wycięty krzyż i ściągniętą skórę z palców u rąk” (Maria Adaszyńska, Eugeniusz Zawadzki; w: Komański..., s. 962).

28 lutego 1944 r.,we wsi Huta Pieniacka pow. Brody esesmani ukraińscy z SS „Galizien”, upowcy oraz chłopi ukraińscy z okolicznych wsi w sile kilku tysięcy napastników dokonali rzezi 1100 – 1300 Polaków, duża polska wieś przestała istnieć. „W tych okolicznościach lekką śmierć mieli ci, którzy od razu zginęli od kuli, lecz bestialskie traktowanie ofiar dotyczyło większości. Na przykład w kościele ukraiński esesowiec wyrwał noworodka rodzącej kobiecie i go rozdeptał, a na oburzenie pomagającej jej akuszerce odpowiedział rozstrzelaniem również matki dziecka” (Ewa Siemaszko: Teraz wojna – nie ma krewnych; w: „Nasz Dziennik” z 28 lutego – 1 marca 2009).

Wielu mordów popełnionych przez nacjonal-faszystów ukraińskich na ludności polskiej wewnątrz kościołów katolickich już nie da się udokumentować, chociaż są pewne.

W lutym 1944 r., we wsi Bednarów pow. Stanisławów upowcy dokonali rzezi 150 – 200 Polaków, w tym wiele rodzin spalili żywcem. Spalili także plebanię i kościół parafialny; Michał Łucki ukrzyżowany został na placu (Jastrzębski...., s. 60, stanisławowskie). We wsi Parchacz pow. Sokal banderowcy oraz Ukraińcy z SKW obrabowali i spalili polskie gospodarstwa oraz zamordowali 60 Polaków; zniszczyli też kościół. 4 marca we wsi Huta Stara pow. Buczacz Ukraińcy zamordowali 12 Polaków i spalili kościół filialny. 8 marca we wsi Sokołówka pow. Bóbrka banderowcy zarąbali siekierami 12 mężczyzn, zdemolowali kościół, a ołtarz spalili. 12 marca we wsiach Siemiginów i Zulin pow. Stryj zamordowali około 50 rodzin polskich oraz „miejscowego księdza, po odrąbaniu rąk i nóg, spalono” („Biuletyn Informacyjny” nr 17 z 27.IV. 1944 r.) . Nocą z 13 na 14 marca we wsi Bobulińce pow. Buczacz zamordowali 32 Polaków, w większości kobiety i dzieci. Wiele osób ostrzegł ks. Józef Suszyński krzykiem ze strychy plebani, zanim zginął od serii z automatu. „Partyzanci ukraińscy” mordowali za pomocą siekier, noży, bagnetów, przed śmiercią torturowali, rozpruwali brzuchy itp. Udusili niemowlę w kołysce. 15 marca we wsi Machnówek pow. Sokal zamordowali 45 Polaków, spalili kościół, plebanię i większość gospodarstw. 17 marca we wsi Waręż pow. Sokal zamordowali 11 Polaków oraz spustoszyli kościół i plebanię. 23 marca we wsi Landestreu (Mazurów) pow. Kałusz zamordowali około 100 Polaków i 5 Niemców, spalili gospodarstwa i kościół. Nocą z 24 na 25 marca we wsi Bełz pow. Sokal upowcy z Wołynia obrabowali i spalili gospodarstwa polskie, plebanię i kościół oraz zamordowali 104 Polaków. W marcu 1944 r., we wsi Maziarnia Wawrzkowa pow. Kamionka Strumiłowa banderowcy obrabowali i spalili gospodarstwa polskie i kościół oraz zamordowali 30 Polaków We wsi Staje pow. Tomaszów Lubelski Ukraińcy (w tym sąsiedzi) spalili część zabudowań i kościół oraz zamordowali ponad 40 Polaków. We wsi Wasylów pow. Tomaszów Lubelski „partyzanci ukraińscy” z sotni „Jahody” razem z policjantami ukraińskimi obrabowali i spalili gospodarstwa polskie, plebanię i kościół oraz w barbarzyński sposób wymordowali 141 Polaków. We wsi Kłodno Wielkie pow. Żółkiew banderowcy spalili 80 budynków i kościół parafialny oraz zamordowali co najmniej 40 Polaków. We wsi Perehińsko pow. Dolina obrabowali i spalili gospodarstwa polskie i kościół oraz zamordowali 10 Polaków, w tym matkę z 3-letnią córką. Uprowadzili do bunkra 25-letnią Eugenię Czanerlę i jej przyrodnią siostrę 19-letnią Józefę Raczyńską. Tam je trzymali przez kilka dni i gwałcili, a następnie zamordowali (Siekierka..., s. 23, stanisławowskie). We wsi Żniatyn pow. Sokal w nocy spalili polskie gospodarstwa, kościół i plebanie oraz zamordowali 72 Polaków. Nocą z 4 na 5 kwietnia we wsi Turki pow. Kamionka Strumiłowa upowcy obrabowali i spalili gospodarstwa polskie, szkołę i kościół oraz zamordowali 15 Polaków. Nocą z 9 na 10 kwietnia (z Wielkanocy na Poniedziałek Wielkanocny) we wsi Tomaszowce pow. Kałusz banderowcy oraz chłopi ukraińscy z okolicznych wsi w sile 2 – 3 tysięcy napastników spalili 470 gospodarstw polskich, szkołę i kościół oraz zamordowali 107 Polaków, w większości kobiety i dzieci. W kwietniu 1944 r., we wsi Dobrotwór pow. Kamionka Strumiłowa banderowcy obrabowali i spalili gospodarstwa polskie i kościół oraz zamordowali 50 Polaków. We wsi Horpin pow. Kamionka Strumiłowa spalili gospodarstwa polskie, kościół i ochronkę prowadzoną przez siostry zakonne oraz zamordowali 31 Polaków. We wsi Milatyn Nowy pow. Kamionka Strumiłowa obrabowali i spalili gospodarstwa polskie i kościół oraz zamordowali 27 Polaków. Nocą z 16 na 17 maja we wsi Biała pow. Przemyślany obrabowali i spalili gospodarstwa polskie i kościół oraz zamordowali 30 Polaków. 22 maja we wsi Bryńce Zagórne pow. Bóbrka banderowcy, z udziałem miejscowych chłopów ukraińskich i z wiosek okolicznych, spalili wieś i kościół parafialny oraz wymordowali 145 Polaków.. W maju 1944 roku we wsi Ostrów, pow. Stanisławów zamordowali przed kościołem ponad 50 osób, a zwłoki ich spalili wewnątrz kościoła.

To tylko kilkanaście przykładów z okresu luty – maj 1944 roku. W latach 1943 – 1945 bandy OUN-UPA spaliły kilkaset świątyń katolickich, w większości podczas napadów i rzezi. Głęboko religijna wiejska ludność polska zwykle uciekała pod opiekę Matki Boskiej i chroniła się w kościołach. I wewnątrz świątyni Boga była mordowana.

Na początku marca 1944 roku we wsi Buszcze pow. Brzeżany woj. tarnopolskie upowcy zaprowadzili do miejscowego kościoła nieustaloną liczebnie grupę Polaków, gdzie spłonęli po podpaleniu kościoła. H. Komański i Sz. Siekierka opisując tę wieś nie wymieniają tego faktu (s. 104 – 105). Bartłomiej Taran 21.01.2012 na stronie internetowej www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl podaje: „Piszę do państwa zwracając się równocześnie o pomoc w ustaleniu faktów dotyczących rzezi w wiosce mojego dziadka Mieczysława Dudzińskiego. Pochodził on z miejscowości Buszcze w dawnym województwie Tarnopolskim. W tej chwili dziadziu nie żyje 16 lat. Opieram się na przekazie babci i mojej mamy, którym on opowiadał co się tam działo. Z tego przekazu wynika, że pradziadkowie Michał Dudziński i Anna Dudzińska z domu Bartek, posiadali duże gospodarstwo rolne. Dziadek miał dwóch braci: starszy brat Józef (miał żonę - która zginęła w pogromach) oraz nieznanego z imienia najmłodszego brata (zamordowany przez UPA w trakcie czystki, przebito go bagnetami gdy się ukrywał). Wraz z bratem Józefem w trakcie ucieczki rozdzielili się i nigdy więcej się nie spotkali, a próby odszukania przez różne instytucje spełzły na niczym. Pradziadkowie wraz z większością Polaków zamieszkujących wioskę zostali zaprowadzeni do miejscowego kościoła, gdzie spłonęli po podpaleniu tegoż kościoła. Z posiadanych wiadomości dokładam fakt, że dziadziu był artylerzystą w trakcie obrony Lwowa (1939 rok)”. Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

12 marca 1944 r., w miasteczku Podkamień pow. Brody upowcy oraz esesmani ukraińscy z SS „Galizien’ wdarli się do klasztoru i wymordowali ponad 600 Polaków, w tym 3 braci zakonnych i 1 księdza. Większość ofiar stanowili uciekinierzy z Wołynia; Ukraińcy obrabowali i spalili polskie domy, klasztor i kościół. Rzeź trwała 5 dni, a 19 marca do miasteczka wkroczyły wojska sowieckie.  

25 marca 1944 r., we wsi Szeszory pow. Kosów Huculski podczas nocnego napadu banderowcy spalili większość gospodarstw polskich i kościół oraz zamordowali 102 Polaków, w tym 36 Polaków spalili żywcem w kościele. „Cmentarza i mogił, gdzie pochowano pomordowanych Polaków już nie ma, został całkowicie zdewastowany, a w tym miejscu jest pastwisko dla bydła”.

26 marca we wsi Rakowiec pow. Lwów 38 banderowców na koniach napadło na Polaków podczas mszy w kościele, zastrzelili kilku Polaków na chórze a resztę wiernych wypędzili na zewnątrz. Ustawili ich w trójki i skierowali w stronę lasu. Podczas próby ucieczki zastrzeli 5 Polaków, w tym matkę z dzieckiem. Na leśnej polanie drogę zastąpił im ksiądz greckokatolicki Bereziuk z Polany, sołtys, Ukrainiec, oraz miejscowi Ukraińcy, wstawiając się za Polakami. Banderowcy zwolnili Polaków biorąc okup w pieniądzach, koniach, saniach i żywności; ocalonych zostało około 90 Polaków. „Ojciec Zygmunta Jana Borcza (urodzonego w 1931 roku) był kierownikiem szkoły w Rakowcu, położonym 20 km od Lwowa. „W Niedzielę Palmową w 1944 roku [pomyłka świadka; zajścia, o których opowiada, miały miejsce 26 marca 1944 roku, czyli tydzień przed Niedzielą Palmową] poszedłem na sumę do kościoła. […] Ojciec został z bratem w szkole, obudziły ich strzały. Pod oknem stał człowiek z automatem i strzelał do uciekających z kościoła ludzi. Uciekli od razu do lasu. Ja byłem w kościele, w zakrystii. Ksiądz [Błażej Jurasz] mówił kazanie i nagle zrobiło się cicho. Widzę, jak ksiądz biegnie z ambony do zakrystii. Odryglował drzwi na zewnątrz, a ja za księdzem. I tam stał na śniegu Ukrainiec i strzelił do księdza. Ksiądz się wywrócił. Potem dowiedziałem się, że ksiądz został ranny. Kościelny złapał mnie za kołnierz i wrzucił z powrotem do zakrystii. Pytam się kościelnego: »Co się z nami stanie?«. A on mówi: »Nic. Zarżną nas«. Zobaczyłem, że za ołtarzem jest dziura, w której schowali się ludzie, ja już się nie zmieściłem. Ukraińcy stali przed głównym wejściem za oszklonymi drzwiami z karabinami wymierzonymi w ludzi, którzy leżeli na podłodze. Kobiety nosiły wtedy takie duże chusty i wszystko leżało na ziemi. W tym momencie zobaczyłem, że z chóru ludzie wchodzą jeszcze wyżej. Rozpędziłem się, wbiegłem do przedsionku, gdzie stali Ukraińcy, i otworzyłem drzwi na chór. Poleciałem do góry. A tam już wciągali drabinę i krzyczeli: »Wciągać drabinę, bo banderowcy lecą za nim!«. Ktoś jednak opuścił mi drabinę. Podskoczyłem, złapałem się, wciągnęli mnie wyżej. W taki sposób znalazłem się na strychu. Ludzie chowali się na belkach. Byłem za mały, aby się wspiąć. Zauważyłem szczelinę między połacią dachową, wszedłem w nią i podszedłem aż pod sam ołtarz. Był tam jeszcze chłopak, który umiał po ukraińsku. Ukraińcy weszli na górę i strzelali do ludzi. Słychać było strzał i pac! – uderzenie ciała o ziemię. Świecili latarkami i chcieli wejść, a trzeba było tam wejść na brzuchu. I ten chłopak mówi po ukraińsku: »Mamy noże, to gardła wam poderżniemy«”. I nie weszli. W kościele, po tych krzykach i wrzaskach, zrobiła się cisza. Po jakimś czasie, nie wiem jak długim, usłyszeliśmy wołanie jakieś pani: »Już nie ma Ukraińców, poszli do lasu z ludźmi«”.(„Bery kosu, bery niż i na Lacha…”– relacje ocalałych z rzezi wołyńskiej”; oprac. Rafał B. Pękała; w: http://www.zbrodniawolynska.pl/swiadkowie-mowia/beru?SQ_DESIGN_NAME=print;  Siekierka..., s. 628, lwowskie).

W marcu 1944 roku we wsi Bruckenthal pow. Rawa Ruska policjanci ukraińscy przebrani w mundury niemieckie, upowcy oraz chłopi ukraińscy z okolicznych wsi wymordowali 230 osób: około 45 rodzin polskich, tj. około 180 Polaków, oraz 10 rodzin niemieckich, tj. około 50 Niemców. Około 100 osób spalili w kościele i około 100 osób w budynkach. W tej wsi Polacy i Niemcy żyli w sąsiedzkiej przyjaźni (Siekierka..., s. 757 – 758; lwowskie). „W sukurs umundurowanym bandytom przyszły liczne zastępy mołojców z Domaszkowa, Sałaszy i Chlewczan. Ci byli uzbrojeni w widły, siekiery i noże. Zaczęły płonąć pierwsze domy. Wśród zabudowań uwijali się podpalacze i gromady chłopów ukraińskich, grabiąc co się tylko dało. Ulicami, w stronę kościoła, szły tłumy ludzi, otoczone i popędzane przez gromadę żądnych krwi bandytów. Inni buszowali po piwnicach i strychach wywlekając stamtąd ukrytych mieszkańców, pastwiąc się nad nimi i gwałcąc kobiety i dziewczęta. /.../ Zabijano więc w płonących domach, na podwórzach i ulicach, zarzynano dzieci i kobiety, żywcem wrzucano w rozszalały ogień gorejących stodół i szop. W kościele już nie mieścili się skazańcy. Zabijano więc na miejscu. /.../ Największą męczarnię przeżyli ci, których wrzucono do najgłębszej studni Bromerga. Konali tam przez kilka dni. Szczelnie wypełniony ludźmi kościół zamknięto. Na jego drewniane ściany i gontowy dach rzucono butelki z benzyną. Cała budowla stanęła w płomieniach. Jęki i lament żywcem palonych ludzi budził grozę” (ks. Michał Danowski; w: Siekierka..., s. 780 – 790; lwowskie).

W marcu 1944 r., we wsi Lutowiska pow. Lesko banderowcy wrzucili granaty do kościoła podczas mszy zabijając 15 Polaków.

We wsi Rybno pow. Kosów Huculski upowcy wymordowali 36 Polaków, osoby starsze zakłute zostały nożami, dzieciom roztrzaskiwano głowy; „część ofiar została zamordowana i spalona w miejscowym kościele parafialnym” (Siekierka…, s. 289, stanisławowskie).

 

We wsi Stefanówka pow. Kałusz „partyzanci ukraińscy” wdarli się do kościoła, w którym schroniła się ludność polska i wymordowali 250 – 300 Polaków (Siekierka..., s. 161; stanisławowskie).

Nocą z 31 marca na 1 kwietnia 1944 roku (inni podają datę z 1 na 2 kwietnia) we wsi Dołha Wojniłowska –Ziemianka pow. Kałusz: „ Z wypowiedzi mojej nieżyjącej już matki wynika, że na początku kwietnia (1 - 4?) 1944r w wieczornych godzinach, widząc z oddali palący się kościół w Ziemiance, którego proboszczem był ks. Błażej Czuba, ojciec mój udał się tam chcąc zobaczyć co tam się dzieje. Do domu już nie powrócił. Z wypowiedzi świadków tego wydarzenia wynikało, że kościół ten wraz ze zgromadzonymi tam Polakami i proboszczem został podpalony przez bandę UPA i tam też najprawdopodobniej został pochwycony i zamordowany mój ojciec” (Adam Urbaniak, w: www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl ).„W nocy z 1 na 2 kwietnia 1944 r., a była to palmowa niedziela 1944 r., liczna banda UPA otoczyła kościół i plebanie oraz większość polskich zagród. Podpalili je, oblewając naftą lub benzyną, a kto próbował uciekać do tego strzelano z karabinów.  /.../  Po napadzie nie było komu pochować pomordowanych. Ci, którzy ocaleli bali się zbliżać do swoich domostw. Zwłoki pomordowanych pozostały w miejscach śmierci, rozciągnięte przez dzikie ptactwo i psy. Wszystkie polskie domy zostały spalone, a ślady po nich zrównane z ziemią. Dziś, po 50 latach od tych tragicznych wydarzeń, w tych miejscach stoją nowe domy pobudowane przez Ukraińców. Po pomordowanych nie ma żadnego śladu, żadnego grobu czy krzyża w miejscu pogrzebania. Nawet stary cmentarz został starty z powierzchni ziemi. Coś wewnątrz nas krzyczy i podpowiada: Przecież świat nie wie o tym co się stało w nocy z 1 na 2 kwietnia 1944 r. we wsi Dołha Wojniłowska? Boże! Czy sprawiedliwość Twoja dosięgnie tych morderców?” (Bolesław Kulbiola, Józef Kulbiola i Maria Magierecka; w: Siekierka..., s. 203 – 204; stanisławowskie).UPA zamordowała 99 osób, w tym 61 dzieci. Ksiądz Błażej Czuba zginął w torturach, był przecięty piłą ciesielską, a następnie wrzucony w płomienie i spalony. Zabytkowy kościół z modrzewiowego drzewa upowcy zniszczyli. Obrabowali wnętrze kościoła, kielichy ukradli, Najświętszy Sakrament i komunikanty rozsypali po podłodze, zgarnęli szaty liturgiczne, z których później rodziny terrorystów OUN-UPA szyły sobie bieliznę. Kościół doszczętnie splądrowano i spalono.

Około Wielkanocy 1944 roku, w miejscowości Olesk pow. Złoczów: „Klasztor w Olesku spalony, zakonnicy wymordowani, z Żydów, których tam umieściliśmy ubiegłej jesieni, uratował się zaledwie jeden (Sikorski..., s. 237); (...) a potem jak zobaczyłem na wpół zwęglonych ojców, wuja Micheasza, ciotecznego brata Aarona, którego powiesili w kruchcie na krzyżu, gwoździami przybili ręce i nogi, a bok przedziurawili, klęczącego furtiana, podpartego z przodu i z tyłu ławkami i trzymającego w złożonych jak do modlitwy pacierza rękach własną głowę, Dawida bez rąk i nóg (jw., s. 239); (...) to hiwisi wspólnie z wyrostkami z Zatorzec, wśród których był syn popa, spalili klasztor. Podobno pop wyklął syna i przypłacił to życiem. Hiwisi powiesili go w ogrodzie” (jw., s. 243).

16 kwietnia 1944 roku we wsi Petlikowce Stare pow. Buczacz dwóch esesmanów ukraińskich z SS „Galizien” oraz trzech upowców zastrzeliło wewnątrz kościoła 5 Polaków, w tym siostrę zakonną Beatę Kogut oraz chłopców lat 13 i 15. Ciężko poranili siostrę zakonną Kryspinę Walerię Cnotę, którą uratowali przejeżdżający żołnierze niemieccy zabierając ja do wojskowego szpitala polowego.

W kwietniu 1944 r., we wsi Dmytrów pow. Radziechów „partyzanci ukraińscy” nie mogąc dostać się do kościoła, gdzie schroniła się ludność, oblali go naftą i podpalili, w płomieniach żywcem spaliło się 120 Polaków.

W kwietniu 1944 r., we wsi Witków Nowy pow. Radziechów banderowcy spalili kościół oraz w środku kilku Polaków.

W kwietniu 1944 roku we wsi Żurów pow. Rohatyn banderowcy zamordowali 51 Polaków, w tym nieznaną liczbę spalili żywcem w kościele. 18 sierpnia 2009 roku Rada Obwodu Tarnopolskiego przyjęła uchwałę, w której domaga się od Polski „oficjalnych przeprosin za czystki etniczne dokonywane przez Armię Krajową w latach II wojny światowej na etnicznych ziemiach ukraińskich”. Gazeta.pl. w tej sprawie napisała, że Rada skrytykowała uchwałę polskiego Sejmu, gdyż „narodowowyzwoleńczą walkę OUN-UPA zakwalifikowano, jako czystki etniczne, a odwieczne ukraińskie ziemie Wołynia, jako kresy wschodnie. Dlatego wymieniona uchwała polskiego Sejmu nie odpowiada prawdzie historycznej i może być traktowana, jako zamach na integralność terytorialną Ukrainy”. („Ukraina: Rada obwodu tarnopolskiego żąda przeprosin od Polski”; w: Gazeta.pl. Forum; 18 sierpnia 2009). Pod tekstem wypowiedział się internauta o nicku „grba”: „Pojechałem kiedyś do Opola, zaparkowałem przed Uniwersytetem i pieszo poszedłem na spotkanie, a że miałem trochę czasu zajrzałem po drodze na Rynek, a tam Ukraińcy ze Stanisławowa czyli obecnego Iwano-Frankowska. Zatrzymałem się przed jednym ze stoisk z turystycznymi przewodnikami, mapami i zobaczyłem cztery piękne, zgrabne i długonogie dziewczyny w ukraińskich strojach ludowych, którymi dyrygowała ruda dama odziana w fantazyjny żakiet prezentująca dorodne ciało z bujnym biustem. Na stoisku leżała mapa. Spojrzałem i zauważyłem, że jest bardzo dokładna, bo znalazłem wieś Żurów w powiecie rohatyńskim w dawnym województwie stanisławowskim, w którym mieszkała moja prababka, moja ciotka… Popukałem palcem i mówię do rudej damy - Tutaj mieszkała moja rodzina. A ta mapę zaczęła zwijać w rulon i mówi – Proszę, to dla pana. - Nie dziękuję, jeszcze ktoś ją zobaczy i zacznie się męka „utraconej ojczyzny”. Mam ochotę zapytać tych z Tarnopola, bo może wiedzą, kto dowodził oddziałami UPA napadającymi na ów Żurów w 1943 i 1944 roku i dlaczego musieli podpalić kościół wraz z ludźmi...” (internauta o nicku „grba”: „Mam pytanie”, w: Gazeta.pl. Forum; 18.08.09). (40)  Sz. Siekierka. H. Komański i E. Różański dokumentując morderstwa dokonane na Polakach we wsi Żurów pow. Rohatyn (woj.. stanisławowskie) nie wymieniają faktu spalenia kościoła z ludźmi. Podają, że w styczniu 1944 roku banderowcy zamordowali 8 Polaków NN, mieszkańców osiedla Wierzbica oraz w kwietniu 1944 roku zamordowali 51 Polaków NN, mieszkańców wsi Żurów (Siekierka…, s. 417, stanisławowskie).

Nocą z 9 na 10 maja 1944 r., we wsi Derżów pow. Żydaczów banderowcy obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali ponad 100 Polaków; w tym w kościele 3 siostry zakonne szarytki oraz 20 innych Polaków, spalili wnętrze kościoła i dach (Siekierka..., s. 755; stanisławowskie). .Motyka (Od rzezi wołyńskiej..., s. 249 – 250) dokonuje konfrontacji dokumentu polskiego z ukraińskim. „W polskim czytamy: „banda wymordowała 65 osób, przeważnie starców, kobiety i dzieci. Mężczyźni bronili się zabijając 2 napastników. /.../ Około 20 osób i 3 siostry zakonne zamordowano w kościele, przy czym spalono całe urządzenie wewnętrzne kościoła”, w ukraińskim zaś: „Grupa Jawora z miejscowej powiatowej bojówki okrążyła wieś Derżów, w której żyło wielu Polaków, żeby rozpocząć czystkę polskiego elementu. Polacy zaczęli uciekać do kościoła i tam się zamknęli. Inni siedzieli po domach, ciężko było dostać się do środka. Z tego powodu zaczęto palić chaty, jak również spalono kościół, gdzie zamknęli się Polacy i nie można było ich wziąć żywcem. Do uciekających Polaków strzelano./.../, padło też kilku Ukraińców, którzy uciekali z Polakami. Podczas akcji zastrzelono 60 Polaków”. Kolejnych szesnastu Polaków z Derżowa banderowcy zabili w pobliskim lesie, gdzie próbowali się schronić”.

W czerwcu 1944 r., we wsi Hoczew pow. Lesko upowcy wrzucili podczas mszy do kościoła granaty zabijając 10 Polaków (inni: 8 Polaków).

Latem 1944 „w jednej z polskich wsi koło Bóbrki, w lecie roku 1944, wnętrze kościoła znajdowało się całe we krwi ludzkiej. Ludność polska, która się tam schroniła, została okrutnie wymordowana”.

23 października 1944 r., we wsi Trójca pow. Śniatyn upowcy z sotni „Rizuna” spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 86 Polaków (głównie kobiety i dzieci, ponieważ mężczyźni byli powołani do WP), 1 Żydówkę, którą ukrywali Polacy oraz 9 Ukraińców. „Widziałem leżącego w przydrożnym rowie mojego kolegę, którego imienia i nazwiska nie pamiętam. Leżał na plecach. W twarz miał wbitą siekierę. Był w moim wieku, miał 10 lat. Widziałem także na drodze klęczącą nago 18-letnią dziewczynę, mieszkankę Trójcy. Nazwiska jej nie pamiętam. Nie żyła, ale trwała w pozycji klęczącej. Miała wyłupione oczy oraz zerwaną skórę z piersi i obu rąk od łokci do dłoni. /.../ Przed kościołem widziałem zwłoki kilkudziesięciu osób. Zostały zamordowane siekierami, nożami, łomami i innymi twardymi narzędziami. Nie byli zastrzeleni. Widziałem w wózku dziecięcym zamordowana 2-letnią dziewczynkę, córkę Grubińskich, która miała wbity w brzuch nóż. Po wejściu do kościoła zobaczyliśmy również wiele ciał zamordowanych ludzi. Dorośli mówili, że ci w kościele zginęli od granatów wrzucanych do środka przez bandytów. Zamknęli się przed atakującymi. Uciekłem z tego kościoła, gdyż widok porozrywanych ciał był straszny. Te widoki były tak straszne, że przez wiele lat śniły mi się ciała pomordowanych i pościg bandytów za nami i noc w noc budziłem się zlany potem”.

W grudniu 1944 roku, we wsi Tudorów pow. Kopyczyńce banderowcy wymordowali w kościele 40 Polaków, mieszkańców wsi, a potem spalili ich ciała.

W 1944 roku we wsi Brzezina pow. Bóbrka „nacjonaliści Ukraińcy wymordowali ludność polską, którą zapędzili do miejscowego kościoła, a następnie żywcem spalili”.

W 1944 roku, we wsi Stańkowa pow. Kałusz banderowcy zamordowali ponad 206 Polaków: w kościele ponad 200 Polaków, uciekinierów ze wsi Strzałkowce i innych okolicznych wiosek, a ciała ich spalili razem z kościołem; oraz we wsi 6-osobową rodzinę.

26 stycznia 1945 r., we wsi Majdan pow. Kopyczyńce upowcy podczas drugiego napadu (w marcu 1944 roku zamordowali tutaj 35 Polaków), obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 118 Polaków, głownie kobiety, dzieci i starców. „Drugi napad, o wiele groźniejszy w skutkach, miał miejsce nocą 26 stycznia 1945 r. Wzięło w nim udział znacznie więcej banderowców i został on dokładnie zorganizowany. Napastnicy nie ominęli tym razem kościoła, gdzie zgromadziło się wielu mieszkańców. Dokonali tam masakry kilkudziesięciu osób. Część ludzi znajdowała się na strychu i chórze. Masywne drzwi były zaryglowane. Napastnicy po ich wyłamaniu zaczęli wrzucać do wnętrza granaty oraz strzelać. /.../ Na chórze wraz z księdzem Wojciechem Rogowskim, ukrytych było kilkanaście osób. Banderowcy nie mogli się tam dostać. Zaczęli więc wołać, aby wszyscy zeszli, że nie uczynią nikomu krzywdy. Zagrozili też podpaleniem kościoła. Ludzie początkowo się wahali, ale za przykładem księdza skakali z góry na rozłożone poduszki i pierzyny. Niektórzy spuścili się na sznurach zwiniętych z prześcieradeł. Kiedy wszyscy opuścili chór, banderowcy pozwolili wyjść na zewnątrz. Jedni przepuszczali, ale drudzy po chwili mordowali. Księdzu Rogowskiemu pozwolono wyjść i kiedy dochodził do plebani, któryś z morderców trzema strzałami ciężko go ranił. Żył jeszcze kilka godzin, umarł z upływu krwi. Wewnątrz kościoła zginęli: Paweł Ciemny z żoną Jadwigą, którą zarąbała siekierą Ukrainka Katarzyna Tytor. Ona też zarąbała siekierą Stanisławę Żywinę, żonę Mikołaja oraz Michalinę Żywinę, żonę Jana i jego synka z pierwszego małżeństwa. W kościele zostali także zamordowani: Michał Towarnicki z żoną Anną i córeczką, Anna Nowacka z córką, Franciszek Dżumyk i Leon Żywina. Obok kościoła ukraińscy rezuni zatrzymali ojca Grzegorza Ciemnego, ściągnęli z niego odzież, buty i zarąbali siekierą. Obok mego ojca leżał Jan Czarnecki, który zginął w podobny sposób. Na plebani banderowcy zastrzelili moich stryjów: Mikołaja Ciemnego, Filipa Ciemnego i Jana Ciemnego, razem z żoną i córką” (Józef Ciemny; w: Komański..., s. 745 – 747). „W tę pamiętną noc na własne oczy widziałem zwierzęcą rozprawę banderowców z mieszkańcami wsi. Krzyczeli ludzie, ryczało bydło. W powietrzu unosił się zapach ludzkiej krwi i pogorzelisk. Ludzie schronili się w kościele, ale to nie powstrzymało bandytów. Wrzucili do środka kilka granatów, weszli od strony ołtarza, wyciągali ludzi i na miejscu zarąbywali siekierami. Widziałem jak bandyci wrzucali do ognia żywych mieszkańców: Dombę i Katarzynę Żabielską. W kościele zabili H. Towarnicką z 4-letnim dzieckiem oraz 65-letnią Bocian z trzema wnukami” (Jan Kinal; w: Komański..., s. 751). „Z relacji świadków wynika, że w mordowaniu brała udział także grupa ukraińskich dziewcząt i kobiet przebrana w męskie ubrania. W tym dniu zginęło w kościele 118 osób, a 58 osób zostało zamordowanych na terenie wsi, w spalonych budynkach i została zastrzelona na polach podczas ucieczki. Ogółem zginęło 178 osób” (Dionizy Polański; w: Komański..., s. 755).

Nocą z 2 na 3 lutego 1945 roku na miasteczko Czerwonogród pow. Zaleszczyki napadło kilka sotni UPA; Polacy podjęli obronę. Zginęło, bądź zostało zamordowanych 65 Polaków, 20 zostało rannych, z których część potem zmarła. „Po chwili poszukiwań napastnicy przystąpili do rąbania drzwi od zakrystii. Tam znajdowała się siostra przełożona z drugą siostrą. Gdy weszli do środka, zaczęli się odgrażać, że, jako Lachy, będą spalone. Zmuszono siostrę przełożoną, by powiedziała, gdzie są dzieci. Bito ją. Naniesiono słomy do kaplicy i podpalono ją, ale na szczęście słoma była mokra i tylko tliła się unosząc po kaplicy smugi dymu. Po tym wyprowadzono obie siostry na parter. Słyszałam cztery strzały, które, jak później zobaczyłam, zmasakrowały głowę i twarz siostry Klary Linowskiej, a siostrze B. Bronikowskiej wbito w plecy nóż. Gdy opuszczałyśmy klasztor, aby zejść do Czerwonogrodu, zauważono naszą gromadkę z Nagórzan. Gdy zeszłyśmy, powitali nas ludzie, donosząc o śmierci księdza kanonika Jurasza” (Władysława – siostra zakonna; w: Komański..., s. 911)

Wymienione wyżej zostało 49 kościołów, w których mordowana była ludność polska. Dokumentuje zapewne mniej niż połowę takich przypadków. Tak jak dokumentacja ludobójstwa dokonana przez ukraińskich nacjonalistów na ludności polskiej obejmuje mniej niż połowę miejscowości oraz jeszcze mniejszą ilość poszczególnych mordów.

W kilkunastu przypadkach kościoły stawały się punktami obrony. W lutym 1944 r., we wsi Kukutkowce pow. Tarnopol banderowcy zamordowali 12 Polaków, reszta schroniła się w kościele i podjęła skuteczną obronę. Od 2 do 21 lutego we wsi Dederkały Wielkie pow. Krzemieniec za murami kościoła Podwyższenia Krzyża Św. i klasztoru reformatów chroniło się i broniło 370 Polaków, a dowództwo całej obrony objął ks. dr Józef Kuczyński, który po wejściu Sowietów został przez nich aresztowany w wyniku donosów Ukraińców. (Siemaszko..., s. 417 – 420). Nie dotarłem do informacji stwierdzających, czy wśród obrońców były ofiary śmiertelne, aczkolwiek jest to bardzo prawdopodobne. 

W czerwcu 1943 roku we wsi Ostrożec pow. Dubno „na terenie kaplicy miało miejsce starcie polsko-ukraińskie”. Była to murowana kaplica z 1934 roku należąca do parafii w Jałowiczach.

W wielu opracowaniach pojawia się informacja, że 11 lipca 1943 roku nacjonaliści

ukraińscy mordowali ludność polską zgromadzoną na nabożeństwach w kościołach w kol. Swojczów (drewniany kościół Narodzenia NMP z XVIII wieku „został zaatakowany podczas nabożeństwa”) , w kol. Dominopol, w kol. Orzeszyn, we wsi Wyrka (18 lipca) – wszystkie w powiecie włodzimierskim.

12 lipca o godz. 13-tej do wsi Zagaje pow. Horochów na parokonnych furmankach wjechało około 100 upowców z okolicznych wsi uzbrojonych w szpadle, siekiery, widły, kosy, noże, sznury oraz część w broń palną. Jeden z dowódców UPA, Iwan Żuk z Wygranki, był ze swoim 14-letnim synem. Podczas rzezi większość ofiar torturowano, okaleczano, masowo gwałcono kobiety. Dzieci były przywiązywane za rączki do drzew i rozrywane, wrzucane żywcem do studni itp. Zakopywano rannych, jeszcze żywych. Ustalono 260 ofiar. Wieś została obrabowana i spalona, włącznie z kaplicą. „Po dwóch miesiącach mój ojciec ze swoim bratem i szwagrem oraz jeszcze paru mężczyzn, pojechali do Horochowa, a stamtąd do Zagaj. To co zapamiętałam, jak opowiadał ojciec, to było straszne – wioska częściowo była spalona, studnie wszystkie zapełnione dziećmi, moje dwie siostry były wrzucone do studni u sąsiadów, ojciec poznał je po sukienkach. /.../ Po 51 latach stanęłam ponownie na mojej rodzinnej ziemi. Uciekałam jako 8-letnie dziecko, a wróciłam 59-letnią kobietą, zmęczoną życiem, strasznymi przeżyciami i nieszczęściami. Z mojej wsi Zagaje nic nie pozostało, po jednej stronie drogi rosły buraki, a po drugiej – skoszona trawa. Była to wioska z pięknymi sadami, 50 gospodarstw zniknęło. Na ten widok dostałam szoku, szłam tą drogą, zapalałam znicze co kilka metrów po jednej i po drugiej stronie, krzyczałam z rozpaczy i bólu, dlaczego to się stało? i za co takie okrucieństwo? co winne te dzieci, kobiety, starcy? /.../ Ukraino, oskarżam cię o ludobójstwo, nigdy nie będziesz szczęśliwym narodem, z tą hańbą będziesz żyć na wieki (Stanisława Mogielnicka z d. Ziemiańska; w: Siemaszko..., s. 1125).We wsi znajdował się kaplica z 1910 roku należąca do parafii Drużkopol. Została ona zaatakowana przez upowców podczas nabożeństwa a następnie spalona. Liczba Polaków zamordowanych w kaplicy nie została ustalona (za: www.wikipedia.org/w/index.php?title=Wikipedystka:Loraine/brudnopis4&oldid=24260048 ). Mordu w kaplicy nie odnotowali W. i E. Siemaszko.

Latem 1943 roku w miasteczku Mizocz pow. Zdołbunów na terenie kościoła św. Jana Nepomucena z XVIII w. miały miejsce walki polskiej samoobrony z atakującymi bandami nacjonalistów ukraińskich. i zapewne po stronie polskiej jakieś ofiary były.

We wsi Chołoniewicze pow. Łuck: „1943 rok, parafia Chłonowiec koło Deraźnego (pow. Kostopol – przypis S. Ż.). Ludność polską spędzono do kościoła, zamknięto i podpalono. Wszyscy zginęli przez bulbowców. 1943 r. kwiecień”. (Grzegorz Naumowicz:  „Zarys historii rejonu samoobrony Huta Stepańska - Wyrka - Hały”; w: „Kresowy Serwis Informacyjny”, nr 7/2013). Siemaszko..., s. 618 – 619 stwierdzają, że 28 marca 1943 roku, w niedzielę, napad planowała bojówka UPA Stacha”, ale dzięki ostrzeżeniu Ukraińca Hrycia do kościoła poszło tylko kilka starszych osób i upowcy z napadu zrezygnowali, zamordowali 3 osoby z rodziny Płacherskiego i odeszli. W kwietniu zamordowali 5 przebywających tutaj polskich rodzin liczących 18 osób. Nie podają, czy mord ten miał miejsce w kościele.

Adolf Głowacki pisze: „Nie rzadkie były wypadki mordowania ludzi zgromadzonych w kościołach. Taki los spotkał Kołodno, Netrebę i Nowiki” (Adolf Głowacki : Lata bezprawia, mordu i pożogi. Szczecin 2009). W okresie luty – kwiecień 1944 roku w Małopolsce Wschodniej Ukraińcy podczas napadów i rzezi zniszczyli te kościoły i prawdopodobnie zamordowali osoby, które schroniły się wewnątrz. Zapewne dotyczy to także świątyń we wsiach Kołodno i Netreba. Polacy w kościele w Nowikach obronili się i doczekali pomocy, stąd nie wiadomo, czy chodzi o zabitych w trakcie obrony, czy też o tych, którzy pozostali we wsi i podczas kolejnego napadu zostali zamordowani w kościele. W marcu 1944 r., we wsi Kłodno Wielkie pow. Żółkiew banderowcy spalili 80 budynków i kościół parafialny oraz zamordowali co najmniej 40 Polaków.

„W powiatowym miasteczku Włodzimierz, w kościele zginęło około 1500 Polaków, w tym 18 księży rzymsko-katolickich. Ponadto, terrorystyczne bojówki OUN-UPA mordowały wiernych również w innych rzymsko-katolickich kościołach na Wołyniu, na przykład w takich miejscowościach jak: Chrynów, Zabłotce, Kuty, Szumbar, Wyszogródek, Białozórka, Kołodno” (Aleksander Szumański: „Zapomniani duchowni męczennicy kościoła na Wołyniu”; w: „Kresowy Serwis Informacyjny” nr 3 z 2012 r.). W kilku relacjach świadków pojawiają się informacje o ataku nacjonalistów ukraińskich na kościół we Włodzimierzu Wołyńskim i zapewne nie dotyczy to tego samego kościoła. Podawane są daty sierpnia i grudnia 1943 roku oraz lutego i marca 1944 roku. Niestety, do dokładniejszych relacji nie dotarłem. Odnośnie wsi Zabłotce pow. Dubno, W. i E. Siemaszko w swojej książce na s. 83 podają, że brak jest informacji o losach Polaków zamieszkałych w tej wsi, zapewne więc chodzi o wieś Zabłoćce , wymieniane też jako Zabołotce lub Zabłotce, pow. Włodzimierz (Siemaszko...,  s. 838 – 839), Odnośnie wsi Szumbar pow. Krzemieniec, W.i E. Siemaszko na s. 424 podają, że kościół został spalony 30 lipca 1943 roku, a następnie rozebrany – nie ma informacji o ofiarach.

Relacja świadka: „Tato wojny nie przeżył. W pierwszych latach wojny zamordowali go Ukraińcy. W jednej z polskich wiosek na wschodzie zgonili wszystkich mieszkańców do kościoła i kazali właśnie jemu podpalić świątynię z ludźmi. Nie podpalił. Został bestialsko zamordowany, a mężczyźni, kobiety i dzieci zostali przez bandytów spaleni żywcem w drewnianym wiejskim kościółku” (Władysław Burzawa: Kobieta e Wschodu”, relacja Zofii Koniecznej, w:  http://www.niedziela.pl/artykul/58908/nd/Kobieta-ze-Wschodu ). Nie wiadomo, czy ten kościółek jest wśród wymienionych wyżej, czy też nie jest. Świadek Zofia Konieczna mieszkała we wsi Huta – Poręby pow. Brzozów, "wioska na wschodzie" zapewne znajdowała się na niedalekim Wołyniu – wówczas może chodzić o Aleksandrię, Białozorkę, Kuty lub Szymbar? 

W lipcu 1943 roku we wsi Żabcze pow. Łuck upowcy spalili w cerkwi greckokatolickiej ks. Serafina Horosiewicza oraz 4 Polaków, których miał ukrywać; potępiał on w swoich kazaniach zbrodnie dokonywane przez Ukraińców na ludności polskiej (Siemaszko..., s. 552).

Obecnie Cerkiew, zarówno greckokatolicka jak i prawosławna, aktywnie uczestniczy w gloryfikacji zbrodniarzy, organizuje uroczyste rocznie i wyświęca im pomniki. Z wielką pompą obchodzi cerkiew prawosławna kolejne „rocznice burzenia cerkwi na Lubelszczyźnie”, gdy rozebrano kilkadziesiąt starych cerkwi postawionych przez administrację carską w celu rusyfikacji ludności i gdzie nie zginęła ani jedna osoba.

Kościół katolicki w Polsce nigdy nie obchodził rocznicy zburzenia (spalenia) świątyń katolickich na ziemiach wschodnich II Rzeczpospolitej w latach 1943 – 1945, połączonego z okrutnym wymordowaniem około 250 tysięcy bezbronnej ludności polskiej, w tym dokonanym we wnętrzu świątyni, przed ołtarzem, w obecności Najświętszego Sakramentu, przed obliczem Boga. Nie chce pamiętać o swoich kapłanach, którzy ponieśli męczeńską śmierć za to tylko, że byli polskimi kapłanami katolickimi. Cerkiew czyni starania, aby błogosławionym został ojciec jednego z największych zbrodniarzy połowy XX wieku. Natomiast błogosławionym został arcykapłan, który biernie przyglądał się, jak jego greckokatolickie „owieczki” wyrzynają ćwierć miliona polskich katolików. Który nie powstrzymał swoich kapłanów przed podżeganiem do zbrodni ludobójstwa, ani przed czynnym w tej zbrodni ich udziałem.

 

 

PRZYPISY

 

(1) Na Rubieży nr 42/2000 oraz Jastrzębski Stanisław: Ludobójstwo ludności polskiej przez OUN-UPA w woj. stanisławowskim w latach 1939 – 1945; Warszawa 2004, s. 442

 

(2) Siemaszko Władysław, Siemaszko Ewa: Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939 – 1945; Warszawa 2000, s. 571.

 

(3) www.kresowe.fm.interia.pl/parafie.html

 

(4) Siemaszko... s. 826

 

(5) Siemaszko… s. 160 – 162

 

(6) Siemaszko… s. 337

 

(7) http://wolyn.freehost.pl/wspomnienia/aleksandrowka-jozefa_wolf.html oraz (http://www.wolyn.ovh.org/opisy/lokacze-02.html).

 

(8) Siemaszko… s. 896 – 899

 

(9) Siemaszko… s. 638

 

(10) Siemaszko… s. 477

 

(11) Siemaszko… s. 614

 

(12) Siemaszko… s. 879 – 880

 

(13) Grzegorz Motyka: „Ukraińska partyzantka 1942 – 1960”, Warszawa 2006, s. 344 – 345 oraz   Siemaszko… s. 806

 

(14) Siekierka Szczepan, Komański Henryk, Bulzacki Krzysztof: Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach w województwie lwowskim 1939 – 1947, Wrocław 2006, s. 726.

 

(15) Aleksander Korman: „Piąte przykazanie boskie: Nie zabijaj! Nieukarane ludobójstwo dokonane przez ukraińskich szowinistów w latach 1939-1945”, Londyn 1989.

 

(16) Siemaszko… s. 700

 

(17) Aleksander Korman: „Piąte przykazanie boskie: Nie zabijaj! Nieukarane ludobójstwo dokonane przez ukraińskich szowinistów w latach 1939-1945”, Londyn 1989.

 

(18) Eugeniusz Świstowski, w:www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl ; wspomnienia spisał Sławomir Roch.

 

(19) Siemaszko…, s. 686 – 687 oraz  Archiwum Państwowe w Lublinie, Związek Walki Zbrojnej – Armia Krajowa Okręg Lublin, zesp. 1072; w:http://www.archives.gov.ua/Sections/Wolyn/Wolyn-02.pdf .

 

(20) Siemaszko...., s. 546

 

(21) Jan Zabłotny, w: Jastrzębski Stanisław: „Ludobójstwo nacjonalistów ukraińskich na Polakach na Lubelszczyźnie w latach 1939 – 1947”,  Wrocław 2007, s. 74.

 

(22) „Ocalić od zapomnienia”. Praca na konkurs pt: „Korzenie wielu głubczyczan są na Kresach” . Rafał Litwinowicz , uczeń Publicznego Gimnazjum im. Jana Pawła II w Baborowie. W: Kresowy Serwis Informacyjny nr 6 z 2013 r..

 

(23) Siemaszko..., s. 440 – 441, 484

 

(24) Siemaszko…, s. 473 – 474

 

(25) Siemaszko…, s. 475 – 476 oraz Maria Adaszyńska, Eugeniusz Zawadzki; w: Komański Henryk, Siekierka Szczepan: Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach w województwie tarnopolskim 1939 – 1946; Wrocław 2004, s. 962.

 

(26) Ewa Siemaszko: Teraz wojna – nie ma krewnych; w: „Nasz Dziennik” z 28 lutego – 1 marca 2009

 

(27)Bartłomiej Taran 21.01.2012 na stronie internetowej www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl

 

(28) Komański…, s. 87

 

(29) Paulina Solińska; w: Siekierka Szczepan, Komański Henryk, Różański Eugeniusz: Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach w województwie stanisławowskim 1939 – 1946; Wrocław, bez daty wydania, 2007, s. 317 – 318.

 

(30) „Bery kosu, bery niż i na Lacha…”– relacje ocalałych z rzezi wołyńskiej”; oprac. Rafał B. Pękała; w: http://www.zbrodniawolynska.pl/swiadkowie-mowia/beru?SQ_DESIGN_NAME=print; Siekierka..., s. 628, lwowskie. 

 

(31) Siekierka..., s. 757 – 758; lwowskie oraz ks. Michał Danowski; w: Siekierka..., s. 780 – 790; lwowskie

 

(32) Żurek Stanisław: UPA w Bieszczadach; wyd. II, Wrocław 2010, s. 18.

 

(33) Siekierka…, s. 289, stanisławowskie

 

(34) Siekierka…, s. 289, stanisławowskie

 

(35) Adam Urbaniak, w:www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl oraz: Bolesław Kulbiola, Józef Kulbiola i Maria Magierecka; w: Siekierka..., s. 203 – 204; stanisławowskie

 

(36) Sikorski Franciszek: Iwa zielona, Wrocław 1984, s. 237, 239, 243

 

(37) Komański…, s. 165 – 166

 

(38) Komański..., s. 314

 

(39) Komański…, s. 326 – 327

 

(40) Internauta o nicku „grba”: „Mam pytanie”, w: Gazeta.pl. Forum; 18.08.09.

 

(41) Siekierka..., s. 755; stanisławowskie oraz .Motyka Grzegorz: Od rzezi wołyńskiej do akcji „Wisła”, Kraków 2011, s. 249 – 250.

 

(42) Żurek…, s. 21 oraz  „Na Rubieży” nr 23

 

(43) Korman Aleksander: Piąte przykazanie …

 

(44) Zdzisław Krzywiński; w: Siekierka..., s. 660 – 661; stanisławowskie

 

(45) Komański..., s. 247

 

(46) IPN Wrocław: Śledztwo w sprawie zbrodni ludobójstwa nacjonalistów ukraińskich w celu całkowitego wyniszczenia ludności polskiej w latach 1939 - 1945 na terenie powiatów Lwów i Bóbrka, woj. lwowskie; sygn. akt S 39/02/Zi; lipiec 2012.

 

(47) Siekierka..., s. 161; stanisławowskie

 

(48) Józef Ciemny; w: Komański..., s. 745 – 747 oraz Dionizy Polański; w: Komański..., s. 755

 

(49) Władysława – siostra zakonna; w: Komański..., s. 911.

 

 

 

        SUPLENENT: „Mord na zakonnicach”.

 

 

/…/ „Przytaczając opis męczeństwa sióstr, chcemy pokazać do czego zdolny jest człowiek, który odrzuca Boga i Jego przykazania i jak destrukcyjną siłą jest nienawiść. Ale równocześnie pragniemy budzić odwagę dobra, która pomoże nam stawać się znakiem sprzeciwu wobec wielorakich przejawów zła spotykanych we współczesnym świecie.

W "Dekalogu ukraińskiego nacjonalisty" w punkcie 7 czytamy: "Nie zawahasz się popełnić największego przestępstwa", dalej w punkcie 8: "Nienawiścią i podstępem będziesz przyjmował wrogów swojej Nacji". Ukraiński nacjonalizm jasno precyzował, kto jest wrogiem. /…/ Najnowsze badania wykazują, że w społeczeństwie ukraińskim wciąż ukrywana jest prawda o tym dramacie. Szczególnie wyraźnie widać to w zachodnich obwodach Ukrainy, gdzie członków zbrodniczej Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) zwłaszcza Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA) kreuje się na bohaterów. Imiona nacjonalistycznych zbrodniarzy nadaje się ulicom, na ich cześć stawia się pomniki i wiesza pamiątkowe tablice. Nasza cywilizacja choruje w sposób mniej lub bardziej ukryty więc potrzebna jest nam odwaga, ale jeszcze bardziej potrzebna jest nam mądrość. /.../

Siostra Maria Zofia od Serca Jezusowego - Stefania Matylda Ustianowicz urodziła się 12 marca 1875 roku w Szczakowej koło Chrzanowa. Jej ojciec - Szczepan - pochodził ze spolonizowanej rodziny rusińskiej i był grekokatolikiem. Stefania była jedną z pierwszych wychowanek Niżniowa.  /.../ Rysem charakterystycznym sylwetki duchowej s. Zofii była "posługa jednania". Jej siostry Halina i Olena opowiadały, że: "Siostra Zofia bardzo ubolewała nad bratobójczą niezgodą między Polakami a Ukraińcami; tak bardzo chodziło jej o to, by nastąpiła zgoda i poczucie braterstwa między tymi dwoma narodami zmuszonymi przez geografię i historię do życia na jednym terenie i przeżywania wspólnych dziejów. /…/

W nocy z 15 na 16 kwietnia 44 roku siostry przeżywają okrutny napad bandy w Niżniowie. Po tych dramatycznych wydarzeniach m. Zenona poleciła siostrom opuścić dom. Pozostała w nim tylko s. Franciszka Kosiorowska i trzy siostry Józefitki, które przeniosły się do naszego klasztoru. Matka Zenona obawiając się o los Niżniowa, zwróciła się do sióstr listem kolejnym, szukając ochotniczek do pracy w tej fundacji. Zgłosiło się kilka, Matka wybrała s. Zofię, s. Teresę i jedną siostrę szafirową. /…/

Siostra Zofia dotarła do Niżniowa 8 czerwca 1944 roku razem z s. Marcelą. Zatroskana o los klasztoru i miejscowej ludności, przystępuje do pracy. Odwiedza ludzi ewakuowanych tu z Jazłowca. Przygląda się ogromowi zniszczeń. Pociesza tych, którzy stracili domy i na pogorzeliskach próbują klecić jakieś tymczasowe schronienia. Miejscowi cieszą się obecnością siostry, a Ona witając się z nimi powtarza "przyjechałam, by z wami pozostać". Wśród tych nieprawdopodobnych zniszczeń snuje plany na najbliższą przyszłość. Zastanawia się nad otwarciem szkoły powszechnej, "bo trzeba chwytać lud, póki się garnie i póki obce wpływy go nie odwrócą."

Na dwa miesiące przed śmiercią, dzięki pomocy dowódcy wojsk węgierskich stacjonujących w niżniowskim domu, udaje się Jej dostać do Jazłowca. /…/ Ostatnia wiadomość od s. Zofii z Niżniowa pochodzi z 12 lipca 1944 roku, w tydzień później kontakt między Jazłowcem a Niżniowem urywa się całkowicie. W kronice jazłowieckiej znajdujemy zapis, iż jakaś nieznana siostrom kobieta, przejeżdżająca przez Niżniów, powiadomiła siostry w Jazłowcu, że s. Zofia wzywa ekonomkę - s. Laetitię, bo jest bardzo chora.

  1. LAETITIA od MIŁOŚCI BOŻEJ - MARIA WANDA SZEMBEK urodziła się 4 czerwca 1909 r. w Wysocku Wielkim koło Ostrowa Wielkopolskiego. Pochodziła ze starego rodu Szembeków, który dał Polsce biskupów i senatorów. /…/

Po długich wahaniach s. Gabriela zgadza się na wyjazd s. Laetiti do Niżniowa. A ponieważ siostra nie zna języka ukraińskiego, a na dodatek jest młoda, w podróży towarzyszy jej Kasia Szczerbata - dawna pracownica klasztoru. Wiezie je Antoni Blicharski, gospodarz z pobliskiej Nowosiółki. Wyjazd nastąpił 21 sierpnia [1944 r.], powrót z s. Zofią przewidziany był na najbliższą środę - 23 - sierpnia, a najpóźniej w sobotę. Wiadomo, że obie siostry wyjechały z Niżniowa zgodnie z zapowiedzią we środę 23 sierpnia. W archiwum znajduje się świadectwo Józefy Felsztyńskiej, wychowanki jazłowieckiej, która pracowała w Koropcu w Rejonowej Kasie Oszczędności, w budynku usytuowanym przy samej szosie. "Jestem ostatnią z wychowanek, która widziała i rozmawiała w 1944 roku z siostrami Laetitią i Zofią przed ich męczeńską śmiercią. Przez okno zobaczyłam furmankę i dwie siostry w białych welonach. Jechały z Niżniowa do Jazłowca. Wyskoczyłam i biegłam za nimi aż do starej, drewnianej cerkwi. Tam się zatrzymały. Powiedziałam, że jestem wychowanką Jazłowca i prosiłam, żeby nie jechały przez Rusiłów, ale bezpieczniejszą choć dłuższą szosą przez Zubrzew, Buczacz. Przez Rusiłów jeździłam z Jazłowca do domu. Jest to wieś ukraińska, pełna band w okolicznych lasach. O napadach i mordach słyszeliśmy już wtedy. Siostra Laetitia powiedziała: "Co Bóg da, niech będzie. Niech się stanie Jego Wola". Pożegnały mnie i pojechały. Siostry siedziały na tylnym siedzeniu, obok furmana jechała jakaś kobieta. Nie wiem, kto to był. Dzień był słoneczny. O męczeńskiej śmierci dowiedziałam się dopiero po wojnie."

Drugim naocznym świadkiem była p. Józefa z Sandeckich Pastuszak. Kobieta ta widziała siostry na drodze leśnej koło Rusiłowa. Droga prowadziła do Jazłowca przez las i rzekę Strypę. Kasia zachęcała p. Józefę do wspólnej podróży, ale p. Józefa odpowiedziała, że jest aresztowana i nie może z siostrami jechać. Tego samego dnia została jednak zwolniona i wróciła do Jazłowca z wiadomościami, że widziała siostry wracające z Niżniowa. Z kolei nocny stróż doniósł, że we środę słychać było strzały, a przez las przechodziły wozy i konie.

29 sierpnia - kilka kilometrów od Rusiłowa - odnaleziono w Strypie w bestialski sposób zmasakrowane ciało woźnicy Blicharskiego.

Przez dwa miesiące siostry podejmowały różne działania, by odnaleźć s. Zofię i s. Laetitię. Poszukiwania nie przynosiły żadnych rezultatów. Nadzieja topniała z każdym dniem.

Wreszcie 3 listopada przybiegła do klasztoru wnuczka Tymka Michaleckiego (gospodarza jazłowieckiego domu jeszcze za czasów M. Marceliny) Bronia Hałabura z wiadomością, że zbierając grzyby w lesie, w Rusiłowie napotkała leżące w zaroślach zwłoki, a obok nich porzucone białe sandały. Dlatego natarczywie pytała, w jakich bucikach siostra ekonomka pojechała do Nizniowa. S. Gabriela natychmiast sprawdziła w celi i już nie było wątpliwości.

4 listopada odnalezione ciało przywieziono do klasztoru, zmasakrowane szczątki owinięte w prześcieradło złożono tymczasowo w pace. W niedzielę, gdy trumna była otwarta, odkryłyśmy prześcieradło. "Dopiero wtedy - relacjonuje s. Gabriela - zobaczyłyśmy, co zostało z tej drogiej Siostry, która wyjechała z domu zdrowa, silna, pełna żywotności, a wróciła niepodobna do siebie''. Siostra miała złamaną nogę, prawą rękę wyrwaną ze stawu czy złamaną, na plecach widniały ślady uderzeń, na głowie trzy rany zadane prawdopodobnie nożem. Pogrzeb s. Laetiti odbył się 6 listopada 1944 roku.

W kilka dni potem - relacjonuje kronika jazlowiecka - gospodarz jadący przez Rusiłów wycinał w lesie pręt na bat, który mu się popsuł i spostrzegł w zaroślach część habitu i część zwłok. Zwłoki s. Zofii były jeszcze w straszniejszym stanie, bo przez pół przecięte. Obok leżały resztki stroju zakonnego: rękawy, niebieski fartuszek, welon, poszarpany habit... trochę dalej głowa i kołnierz. Prawdopodobnie górna część tułowia została spalona.

Pogrzeb s. Zofii odbył się w sobotę 11 listopada tak samo prowadzony przez ks. Proboszcza. /…/ Po zamordowaniu s. Zofii w Niżniowie pozostała - wraz z trzema siostrami Józefitkami, które się tu schroniły - tylko s. Franciszka Kosiorowska. (zafurtowa). Początkowo zwane siostrami tercjarkami, później zafurtowymi, a od koloru noszonego habitu popularnie siostrami czarnymi. Klauzura w początkach istnienia Zgromadzenia przez obie Założycielki pojmowana była dość surowo. Dlatego zadaniem sióstr zafurtowych była praca charytatywna i apostolska na zewnątrz. One to odwiedzały chorych, leczyły, przygotowywały do sakramentów świętych, uczyły dzieci wiejskie, zwłaszcza chłopców, którzy nie mogli uczęszczać do klasztornych szkółek. /…/

7 marca 1945 r. siostra Franciszka Kosiorowska została w okrutny sposób zamordowana przez bandę ukraińską w Niżniowie. Razem z s. Leokadią - Józefitką zostały oblane przez banderowców benzyną , a potem podpalone. W ten sposób stały się żywym płomieniem” (m. M .Nina od Zmartwychwstania: „Mord na zakonnicach”;Szymanów 23.09.2007r.; www.niepokalanki.pl).