foto1
Kraków - Sukiennice
foto1
Lwów - Wzgórza Wuleckie
foto1
Kraków - widok Wawelu od strony Wisły
foto1
Lwów - widok z Kopca Unii Lubelskiej
foto1
Lwów - panorama
Aleksander Szumański, rocznik 1931. Urodzony we Lwowie. Ojciec docent medycyny zamordowany przez hitlerowców w akcji Nachtigall we Lwowie, matka filolog polski. Debiut wierszem w 1941 roku w Radiu Lwów. Ukończony Wydział Budownictwa Lądowego Politechniki Krakowskiej. Dyplom mgr inż. budownictwa lądowego. Dziennikarz, publicysta światowej prasy polonijnej, zatrudniony w chicagowskim "Kurierze Codziennym". Czytaj więcej

Aleksander Szumanski

Lwowianin czasowo mieszkający w Krakowie

MISJA SPECJALNA. ARMIA KRAJOWA PLANOWAŁA UWOLNIENIE WIĘŹNIÓW Z KL AUSCHWITZ

Niemcy byli gotowi do zrównania z ziemią obiektów obozowych w KL Auschwitz-Birkenau z równoczesnym wymordowaniem pozostałych jeszcze przy życiu więźniów. Chciano w ten sposób zatrzeć ślady jednego z największego w dziejach świata ludobójstwa. Na plany Niemców zareagowała Armia Krajowa. Plany uwolnienia więźniów KL Auschwitz przez Armię Krajową przybliża „Nasz Dziennik”. Rotmistrz Witold Pilecki sądził, że istnieje możliwość uwolnienia więźniów i chciał taką propozycję osobiście przedstawić Komendzie Głównej Armii Krajowej w Warszawie. W nocy z 26 na 27 kwietnia 1943 roku wraz z dwoma współwięźniami uciekł z obozu. Kiedy jednak dotarł do Warszawy, nie podzielono jego poglądu. Sytuacja zmieniła się tuż przed wybuchem Powstania Warszawskiego, kiedy ppor. Stefanowi Jasieńskiemu „Urbanowi” zlecono zwrócenie szczególnej uwagi na KL Auschwitz.

Symbolem zagłady Polaków w KL Auschwitz jest blok nr 11 oraz na jego dziedzińcu Ściana Straceń. Pod Ścianą Straceń rozstrzelano co najmniej kilka tysięcy więźniów. Byli nimi przede wszystkim Polacy. Blok ten zwany był Blokiem Śmierci.

Sale tego bloku, zarówno na parterze jak i na piętrze, miały różne przeznaczenie. Przebywali  w nich najpierw więźniowie karnej kompanii i kompanii wychowawczej oraz więźniowie odbywający kwarantannę wejściową lub wyjściową, a także w podziemiach tego bloku mieścił się areszt obozowy dla więźniów. Z jego historią związane są również tragiczne losy więźniów policyjnych, którymi byli Polacy (głównie Ślązacy) z rejencji katowickiej. Wystawa w bloku nr 11 na temat ich wstrząsających losów uległa likwidacji w maju 2018 r.

Relacje byłych więźniów KL Auschwitz na temat wydarzeń w Bloku Śmierci i na jego dziedzińcu pod Ścianą Straceń, gdzie rozstrzeliwano skazańców, są wstrząsające. Przytaczam jedną z nich, której autorem jest były więzień Tadeusz Bałut:

„W dniu 17 sierpnia 1942 r. mój brat Zbigniew został po wieczornym apelu wywołany przez blokowego, który polecił mu, że dnia następnego pozostać ma obozie, nie wolno mu iść do pracy, tylko ma zgłosić się w Hauptschreibstubie. Spaliśmy wówczas razem z bratem na bloku 17-tym. Wiedzieliśmy, że brat pójdzie jutro na rozstrzelanie, naradzaliśmy się, co zrobić; rozważaliśmy możliwość ucieczki, gdyż drogę ucieczki kanałami znałem, zrezygnowaliśmy jednak z tego, ponieważ obawialiśmy się, by rodziców naszych za nas nie pociągnięto do odpowiedzialności.

Następnego dnia po apelu porannym i po wymarszu komand do pracy, brat mój i mający takie same wezwanie inni więźniowie zebrali się w Hauptschreibstubie. W dniu 18 sierpnia 1942 r. było ich tam 56. Krótko po godzinie 8-ej przyszedł do Schreibstuby Palitzsch  z listą, wyczytał z niej nazwiska zebranych tam więźniów, sprawdził czy są wszyscy, a następnie ustawiono owych 56 w piątki i w otoczeniu Blockführerów, pod kierownictwem Palitzscha zaprowadzono na blok jedenasty. Pracując w tym czasie przy rollwadze, mogłem pozostać w obozie i słyszałem, że po zapędzeniu całej grupy na blok 11-ty, dochodził stamtąd głos pieśni „Jeszcze Polska nie zginęła”.

Wieczorem odwiedził mnie w bloku tłumacz z bloku 11-go, Ślązak z Katowic Kurt, wręczając mi kartkę, którą obecnie okazuje, opisał sposób wykonania egzekucji i powiedział mi, że brat trzymał się do ostatniej chwili bardzo dzielnie, nie tylko sam nie upadł na duchu, ale pocieszał swoich towarzyszy niedoli. Dosłownie powiedział mi, że mogę być dumny z mego brata.

Ten świadek okazał kartkę pisaną na papierze kratkowanym, ręcznie, ołówkiem, której treść jest następująca: „18.8.42. Moi najmilsi ! Ostatnie słowa piszę do Was ! Te ostatnie chwile poświęcam tylko Wam moi najukochańsi. Lecz nie martwcie się, bo to wszystko dla i za Ojczyznę, za Polskę. Żegnajcie moi najukochańsi ! – niech Bóg ma Was w swojej opiece. Bóg mnie kiedyś złączy znów razem z Wami. Zbyszek”. Pismo na kartce pochodzi z ręki mego brata. Kartkę te przesłałem przez znajomego mego Adama Kaczyńskiego, który pracował w Oświęcimiu jako robotnik cywilny, moim rodzicom, od których ją obecnie podjąłem”.

Archiwum Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau. Proces Hőssa t. 4, k. 4-5, zeznanie b. więźnia Tadeusza Bałuta.

O zbrodniczych funkcjach bloku nr 11 pisałem wiele w różnych moich publikacjach, jak  również  na moim blogu

Obszerna  książka mojego autorstwa na ten temat dotychczas nie ukazała się drukiem, mimo że na jej wydanie przyznane są środki finansowe przez Fundację Pamięci Ofiar Auschwitz-Birkenau.

Prezydent RP, Andrzej Duda, podczas swojej wizyty w bloku nr 11 w dniu 15 lutego 2019 r.  zapewne byłby zaskoczony, gdyby dowiedział się, że dotychczas nie ma opublikowanej monografii na temat Bloku Śmierci, będącego symbolem martyrologii Polaków w KL Auschwitz.

Udostępniam  dwa rozdziały mojego  opracowania „Blok nr 11 – jego funkcje” (z pominięciem przypisów), które są  zatytułowane: „Rozstrzeliwanie więźniów pod Ścianą Straceń” oraz   Więźniowie policyjni w bloku nr 11

W sprawie wydania mojej książki o bloku nr 11 zwróciłem się pismem z 14 listopada 2018 r. do dyrektora Muzeum Auschwitz,  dr Piotra M.A. Cywińskiego,  na które do dzisiaj nie otrzymałem żadnej odpowiedzi.

Szanowny Panie Dyrektorze,

uprzejmie informuję, że  Fundacja Pamięci Ofiar Obozu Zagłady Auschwitz-Birkenau w lutym 2018 r. przyznała 15 tysięcy złotych na wydanie mojego opracowania „Blok nr 11 – jego funkcje”. Do niego załączony  jest także  wybór fragmentów relacji i wspomnień  byłych więźniów Auschwitz, które dotyczą bloku nr 11.

Fundacja ta zastrzegła jednak sobie, że warunkiem wydania tej pracy jest pozytywna opinia o jej treści (…) kierownika Centrum Badań Muzeum Auschwitz. Ponadto praca ta powinna być opublikowana przez Wydawnictwo Muzeum Auschwitz.

Uprzejmie proszę, aby taka opinia została mi przekazana w formie pisemnej, ponieważ chcę przystąpić jak najszybciej do realizacji prac wydawniczych, zmierzających do opublikowania mojego tekstu, nad którym pracowałem wiele miesięcy.

Nadmieniam, że w 2011 r. przekazałem już ten tekst do recenzji i w roku następnym uwzględniłem sugestie oraz uwagi mi przekazane (…), zwracając poprawiony tekst do Centrum Badań.

Moja prośbę proszę potraktować jako pilną, ponieważ chciałbym, aby ta praca została opublikowana na rocznicę wyzwolenia Auschwitz 27 stycznia 2019 r.                                                                                                                                                                  

Z wyrazami szacunku

    Adam Cyra

 

MISJA SPECJALNA ARMII KRAJOWEJ

Latem 1941 r, bezpośredni zarządca obozowych urządzeń masowej zagłady, znany zbrodniarz, SS-Hauptscharführer Otto Moll złożył swoim przełożonym z SS gotowość zrównania z ziemią obiektów obozowych w KL Auschwitz - Birkenau z równoczesnym wymordowaniem pozostałych jeszcze przy życiu więźniów/ W ten sposób SS chciała zlikwidować świadków i zatrzeć ślady zbrodni niespotykanego dotychczas w dziejach ludzkości ludobójstwa. Projekt likwidacji obozu określany "planem Molla" w poważnym stopniu udaremniła działalność konspiracji wewnątrz obozu i poza jego drutami.

RAPORTY WITOLDA PILECKIEGO

Ważna w tych działaniach była wcześniejsza misja konspiracyjna rtm. Witolda Pileckiego, dobrowolnego więźnia, który utworzył w KL Auschwitz tajny Związek Organizacji Wojskowej, na czele którego stanął ppłk Kazimierz Rawicz. Związek Organizacji Wojskowej nawiązał kontakt z przyobozową konspiracją, za pośrednictwem której wysyłano raporty do Komendy Głównej

Związku Walki Zbrojnej/AK w Warszawie. Wiele z tych informacji Polskie Państwo Podziemne przekazało później do Londynu, aby świat dowiedział się o zbrodniach popełnianych przez Niemców w KL Auschwitz.

Pilecki sądził, że istnieje możliwość uwolnienia więźniów i chciał taką propozycję

osobiście przedstawić Komendzie Głównej Armii Krajowej w Warszawie.

W nocy 26/27 kwietnia 1943 roku wraz z dwoma współwięźniami uciekł z obozu. Kiedy jednak dotarł do Warszawy, nie podzielono jego poglądu, że opanowanie obozu oraz uwolnienie tak dużej liczby więźniów jest możliwe.

ZADANIE "URBANA"   

Sytuacja zmieniła się tuż przed wybuchem Powstania Warszawskiego, kiedy ppor Stanisławowi Jasieńskiemu "Urbanowi" przekazano pismo Komendanta Głównego AKgen. Tadeusza  "Bora" - Komorowskiego nakazujące komendantom Okręgów Krakowskiego i Śląskiego AK zwrócenie szczególnej uwagi na KL Auschwitz, a to w związku z możliwością likwidacji uwięzionych przez SS. Gen. Komorowski pozostawił komendantom swobodę decyzji i wzajemnego uzgodnienia ewentualnego zbrojnego uderzenia na niemiecką załogę KL Auschwitz oraz oddawał Jasieńskiemu do dyspozycji Komendanta Okręgu Śląskiego AK mjr Zygmunta Waltera - Janke celem "użycia go w tej akcji".

"Urban" przed wyjazdem z Warszawy zapoznał się z planem uwolnienia więźniów obozu, opracowanym w KL Auschwitz, który jeszcze w 1942 r. przekazał gen.Stefanowi "Grotowi" Roweckiemu. Jego autorem był ppłk Kazimierz Rawicz. Plan powstał we współpracy z rotmistrzem Witoldem Plleckim.

Zadaniem, które ppor Stefan Jasieński miał wykonać było zorientowanie się co do możliwości wszczęcia walki, rozpoznanie sił niemieckich oraz nawiązanie kontaktów z obozowym ruchem oporu, porozumienie się w sprawie ewentualnych zrzutów  broni, a następnie skoordynowanie  działań partyzantów z akcją więźniów.

Rozpoznanie miało być prowadzone  na rzecz grupy operacyjnej "Odra" czyli projektowanego Korpusu AK z sił okręgów Kraków i Śląsk, który w momencie zbliżania się wojsk sowieckich miał spowodować w ramach w ramach planu "Burza" wyzwolenie Górnego Śląska z uwzględnieniem Oświęcimia i włączających się do walki więźniów KL Auschwitz, zorganizowanych na wzór wojskowy.

GRYPSY Z OBOZU

 Kim był tajemniczy skoczek spadochronowy "Urban", któremu w tym planie powierzono bardzo ważne zadanie?

Stefan Jasieński urodził się 2 kwietnia 1914 r. w Wilnie. Po kampanii wrześniowej 1939 r. przedostał się poprzez Węgry do Francji, a stamtąd ewakuował się do Anglii.

16 maja 1942 r. został powołany na kurs skoczków spadochronowych cichociemnych. Wraz z trzema kolegami wylądował na spadochronie w okolicach Częstochowy w nocy z 13 na 14 marca 1943 r.

Latem 1944 ppor. Stefan Jasieński wykonując powierzone mu zadanie  przez gen. Tadeusza "Bora" Komorowskiego, znalazł się w okolicach Oświęcimia. Miejscowi działacze Batalionów Chłopskich, z którymi "Urban" konspiracyjnie współpracował zapewnili mu m.in. pobyt w Malcu koło Kęt u kowala Franciszka Pawia. 

Poprzez grypsy przenoszone przez  łączników "Urban" nawiązał kontakt  z obozową Radą Wojskowa Oświęcim. Treść grypsów, które potajemnie otrzymywał od więźniów zawierała szczegóły o dyslokacji sił niemieckich, zasadach strzeżenia obozu  i stanie kompanii wartowniczych SS, informacje o składzie narodowościowym i nastrojach wśród załogi SS oraz dokładne dane o stanie liczbowym więźniów w KL Auschwitz i jego podobozach.

NIKOGO NIE WYDAŁ

 Prowadzone przez "Urbana" prace nad planem uwolnienia skazanych przez SS na zagładę tysięcy uwięzionych za drutami obozu Auschwitz przerwało tragiczne wydarzenie w Malcu  w nocy z 28 na 29 września 1844 roku, kiedy został postrzelony i aresztowany przez patrol żandarmerii niemieckiej.

Rany "Urbana" były poważne i po przewiezieniu go do KL Auschwitz trafił najpierw do szpitala obozowego. Przebywał w nim około trzech tygodni. Następnie został przeniesiony do celi nr 21 w podziemiach  Bloku Śmierci (blok nr 21).

Nie wiadomo dokładnie jak wyglądał przebieg przesłuchań ppor  Jasieńskiego przez obozowe Gestapo. W każdym razie nikogo nie zdradził i nikt z powodu jego zeznań nie został aresztowany. Swoja postawą wzbudzał szacunek wśród współwięźniów.

"Urban" żył jeszcze 3 grudnia  1944 r. Rozmawiał wtedy z nim ksiądz Władysław Grohs de Rosenburg, ówczesny wikariusz z Oświęcimia, kapelan obwodu oświęcimskiego AK, jeden z organizatorów pomocy dla więzionych w Kl Auschwitz  osadzony w obozie 10 listopada 1944 roku, którego ppor. Jasiński poprosił o spowiedź.    

Poniósł śmierć w obozie Auschwitz  - w niewyjaśnionych do dzisiaj okolicznościach - w pierwszych dniach stycznia 1945 roku.

Pozostała po nim niezwykła ilustrowana autobiografia na drzwiach celi śmierci, oglądana dzisiaj prze setki tysięcy osób odwiedzających rokrocznie tereny Państwowego Muzeum Auschwitz - Birkenau w Oświęcimiu.

                                                   dr Adam Cyra

 

Autor jest pracownikiem Centrum Badań Państwowego Muzeum Auschwitz - Birkenau w Oświęcimiu.

 Artykuł opublikowany na stronie: https://naszdziennik.pl/polska-kraj/125627,misja

specjalna.html 27 stycznia 2015 roku

JAK AK PLANOWAŁA WYZWOLIĆ AUSCHWITZ

https://www.magnapolonia.org/jak-ak-planowala-wyzwolic-kl-auschwitz/

Jakiś czas temu przypomniałem dzieje placówki AK Kęty – najsilniejszej z placówek Obwodu Oświęcim, liczącej w połowie 1944 roku ok. 530 ludzi. Składały się na to: batalion w sile dwóch kompanii (280 ludzi) oraz zgrupowanie WSOP, które utworzyły scalone z AK oddziały Narodowej Organizacji Wojskowej (250 ludzi). Do szczegółów odsyłam tutaj:

Trudno powiedzieć, jak liczne były pozostałe placówki, jako że brak jest źródeł, które pozwalałyby choćby szacunkowo określić ich wielkość, ale z pewnością były one znacząco słabsze od placówki Kęty.

Niezależnie od tego w rejonie Oświęcimia operowało zgrupowanie dywersyjno-partyzanckie „Sosienki”, którym dowodził kpt. Jan Wawrzyczek ps. „Danuta” i które od roku 1943 podlegało bezpośrednio Komendantowi Okręgu Śląskiego Armii Krajowej. Opisując działalność zgrupowania w roku 1944, kpt. Wawrzyczek stwierdza, że liczyło ono wówczas 173 partyzantów i ok. 30 żołnierzy na melinach. Było ono przy tym nieźle, jak na warunki panujące w AK, uzbrojone, dysponując nawet bronią pochodzącą ze zrzutów.

Jakkolwiek byśmy jednak nie liczyli, siły Obwodu Oświęcim i „Sosienek” były zdecydowanie słabsze od niemieckich. W przypadku podjęcia walki o obóz koncentracyjnych Auschwitz-Birkenau konieczne więc było wzmocnienie ich dodatkowymi oddziałami, do czego za chwilę wrócę.

Trudno w tym miejscu przynajmniej w zarysie nie scharakteryzować obozowego ruchu oporu, z którym to Obwód AK Oświęcim oraz zgrupowanie partyzanckie „Sosienki” ściśle współpracowały i nad którym pieczę sprawował komendant Okręgu Śląskiego Armii Krajowej. Jego początki sięgają października 1940 roku i związane są z osobą Witolda Pileckiego, o którym Juliusz Niekrasz napisał:

„Był to człowiek pod każdym względem niezwykły. Witold Pilecki, por. rez. 13 pułku ułanów, działając w konspiracji w Warszawie, postanowił dostarczyć autentycznych, osobiście przez siebie sprawdzonych wiadomości o obozie oświęcimskim, o którym zaczęły krążyć w Warszawie niewiarygodne wprost wieści.Pewnego dnia Pilecki napotkał na Żoliborzu łapankę i nie tylko nie próbował uchronić się przed nią, lecz sam wszedł do samochodu i dobrowolnie poszedł do obozu oświęcimskiego. Został do obozu przywieziony 21 września 1940 r., zarejestrowano go na nazwisko Tomasz Serafiński, bo takie miał dokumenty, otrzymał numer obozowy 4859.Gdy Pilecki znalazł się w obozie, zaczął organizować więźniów politycznych, którym mógł zaufać, i utworzoną przez siebie organizację nazwał Związkiem Organizacji Wojskowej (ZOW). Pileckiemu udało się zdobyć wpływ na obsadzanie pracy w garbarni i w stolarni, chciał jak najwięcej więźniów zjednoczyć.”

Niezależnie od ZOW, wkrótce w KL Auschwitz zaczęły rodzić się podobne inicjatywy. Z czasem przystąpiono do ich scalania w jedną dużą organizację.

W lutym 1942 roku ppłk Kazimierz Roman Heilman-Rawicz, w kampanii wrześniowej dowodzący 62 Pułkiem Piechoty, przystąpił do tworzenia organizacji, której nadał nazwę Związek Walki Zbrojnej (ZWZ). W kierownictwie organizacji znaleźli się ppłk lotnictwa Teofil Dziama, kpt. Tadeusz Paulone oraz ppor. Bernard Świerczyna.

Latem 1941 roku grupę konspiracyjną utworzył płk Aleksander Stawarz, znany legionista i uczestnik wojny polsko – bolszewickiej, w kampanii wrześniowej dowodzący 2 Brygadą Górką, a po klęsce wrześniowej – twórca i dowódca konspiracyjnej „Dywizji Podhalańskiej”. Skupił on wokół siebie grupę kilkunastu więźniów, z płk. Karolem Kumunieckim, która stanowiła zaczątek siatki konspiracyjnej w obozie, W szczytowym okresie miała ona liczyć ok. 300 ludzi. W marcu 1942 roku podporządkowała się ppłk. Rawiczowi, wchodząc w skład ZWZ.

Kolejna organizacja utworzona została przez rtm. Włodzimierza Kolińskiego, a jesienią 1941 roku zaczęły działać grupy utworzone przez działaczy i sympatyków organizacji narodowych, Inicjatorami ich byli prof. Roman Rybarski i Jan Mosdorf, przywódca ONR. Już wcześniej powstała organizacja skupiająca socjalistów (Stanisław Dubois, Norbert Barlicki), do której dołączyli następnie ludowcy.

Z czasem wszystkie te organizacje udało się złączyć w jedną całość. Całością prac organizacyjnych kierował komitet, w skład którego weszli: prof. Rybarski (reprezentujący środowiska endeckie), który zarazem był jego przewodniczącym (zmarł w dniu 6 marca 1942 roku), Stanisław Dubois (z ramienia socjalistów), zamordowany 21 sierpnia 1942 roku, Jan Mosdorf (reprezentant młodzieży), a także Rawicz i Pilecki – jako przedstawiciele pionu wojskowego.

Na czele Związku Organizacji Wojskowej stał wówczas ppłk Kazimierz Rawicz. Latem 1942 roku organizacja ta skupiała ok. 800 zaprzysiężonych członków. Wielkim ciosem dla obozowej konspiracji było rozstrzelanie w dniu 14 czerwca 1942 roku płk. Aleksandra Stawarza.

Wcześniej zdołano rozszerzyć działalność na obóz w Brzezince, o czym Juliusz Niekrasz pisał w taki sposób:

 „Po uruchomieniu Brzezinki trójka przywódców akowskiego ruchu – płk Rawicz, ppor. Świerczyna i por. Pilecki – zdecydowali się założyć konspirację także w Brzezince. Udało się to płk. Rawiczowi i Świerczynie dzięki powiązaniu Świerczyny ze Ślązakiem Józefem Mikuszem, który prowadził w Brzezince kartotekę zawodów. On to pomógł płk. Janowi Karczowi, przeniesionemu karnie do Brzezinki, w zorganizowaniu konspiracji w Brzezince. Płk Karcz (podjął się tej niebezpiecznej działalności na prośbę płk. Rawicza) prowadził konspirację akowską w Brzezince do 23 stycznia 1943 r., kiedy to został zabrany do bloku śmierci i po dwóch dniach rozstrzelany. Założona konspiracja funkcjonowała jednak dalej.”

7 lipca 1942 roku ppłk Rawicz został przewieziony do Mauthausen, gdzie przebywał do wyzwolenia w maju 1945 roku. Dowództwo nad konspiracją wojskową w obozie przejął po nim ppłk lotnictwa Juliusz Gilewicz, ale faktycznie kierował nią por. Witold Pilecki, który to jednak w kwietniu 1943 roku zbiegł z obozu (wraz z Edwardem Ciesielskim i Janem Redzejem). Ponownie odwołam się do ustaleń Juliusza Niekrasza:

„Pilecki zbiegł wraz z dwoma kolegami w czasie Świąt Wielkiej Nocy z 26 na 27 kwietnia 1943 r. Po ucieczce złożył w Warszawie w KG AK osobiście meldunek o obozie i przeszedł do pracy w warszawskim Kedywie. Wziął udział w Powstaniu Warszawskim jako dowódca kompanii w batalionie „Chrobry II”. Po kapitulacji znalazł się w oflagu w Łambinowicach, a później w Murnau.”

Uciekając z obozu, Pilecki przekazał kierownictwo organizacji mjr. Zygmuntowi Bończy – Bohdanowskiemu oraz ppor. Henrykowi Bartosiewiczowi. Niestety, latem 1943 roku polskiej konspiracji w KL Auschwitz zadano straszliwy cios. Obozowe Gestapo aresztowało niemal całe jej kierownictwo.

W egzekucji pod Ścianą Śmierci w dniu 11 października 1943 roku stracono 54 najwybitniejszych działaczy konspiracyjnych. Rozstrzelani wtedy zostali między innymi: mjr. Zygmunt Bończa – Bohdanowski, ppłk Teofil Dziama, kpt. Tadeusz Paulone, a także Jan Mosdorf.

Po wspomnianej egzekucji na czele konspiracji w obozie stanął podporucznik Henryk Bartosiewicz, który to jednak 26 czerwca 1944 roku przetransportowany został do innego obozu. Przed odjazdem swoją funkcję przekazał kpt. Stanisławowi Kazubie. Oddajmy ponownie głos Juliuszowi Niekraszowi:

 „Problem kierownictwa wyłonił się także w lecie 1944 r. w Radzie Wojskowej Obozu, którą utworzyli przedstawiciele ZOW i Organizacji Bojowej PPS (dopuszczony został do niej także przedstawiciel międzynarodowej komórki „Kampfgruppe Auschwitz”). Z ramienia ZOW weszli do rady Bernard Świerczyna i Stanisław Kazuba, a z ramienia PPS Józef Cyrankiewicz i Lucjan Motyka.

Najodpowiedniejszym kandydatem na kierownika wydawał się Bernard Świerczyna, współpracujący od 1941 r. z Komendą Śląskiego Okręgu AK, cieszący się zaufaniem ppłk. dypl. Jankego, znający miejscowy teren i mający najdłuższy staż obozowy. Tymczasem Świerczyna miał własne plany, przygotowywał ucieczkę z obozu i na kierownika RWO wysunął Józefa Cyrankiewicza.

Świerczyna działał pod wyraźnym wpływem Konstantego Jagiełły, socjalisty, z którym się zaprzyjaźnił. Jagiełło uciekł z obozu, pozostawał w jego pobliżu, kontaktował się grypsami ze Świerczyną i nakłaniał go do ucieczki z  obozu, on też sugerował, aby kierownictwo RWO przekazać Cyrankiewiczowi. Komendant Obwodu Oświęcimskiego AK Chybiński, również zbiegły z obozu, kontaktował się ze Świerczyną przez Jagiełłę i przekazywał informacje inspektorowi bielskiemu „Rochowi”, a ten komendantowi Okręgu. „Roch” powiadomił komendanta, że Świerczyna wysuwa kandydaturę Cyrankiewicza. […]

Wniosek inspektora „Rocha, będący powtórzeniem sugestii Świerczyny, komendant Okręgu ppłk. dypl. Zygmunt Janke zatwierdził odręcznym pismem z 14 października 1944 r., skierowanym bezpośrednio do komendanta Obwodu Oświęcimskiego AK Chybińskiego („Lach”)…”

Dodajmy, że Chybiński ową nominację wstrzymał do czasu, jak to napisał w meldunku przesłanym zwrotnie komendantowi Okręgu, zbadania dziwnego postępowania „Rota”, czyli Józefa Cyrankiewicza, którego zachowanie, w jego ocenie, wymagało zbadania.

Ale wróćmy do tego, co napisał Juliusz Niekrasz, bo oto 27 października 1944 roku doszło do zapowiadanej ucieczki Bernarda Świerczyny z obozu oświęcimskiego:

„Tymczasem zapowiadana przez Świerczynę i Jagiełłę ucieczka z obozu nie powiodła się i zakończyła się śmiercią Świerczyny i innych. Plan przewidywał, że Świerczyna wraz z czterema kolegami (jeden z nich był narodowości austriackiej) ukryją się w samochodzie wywożącym do Bielska brudną bieliznę. Samochód miał się zatrzymać obok restauracji Franciszka Dusika w Łękach – Zasolu, gdzie mieli czekać odbierający więźniów Konstanty Jagiełło, Tomasz Sobański, Kazimierz Ptasiński i współdziałający z nimi restaurator. Pomocnicy mieli mieć cywilne ubrania dla uciekinierów. Do planu ucieczki wciągnięci byli sowicie opłaceni dolarami szofer samochodu, SS-man Johann Roth i konwojent Frank.

Zdradził Roth i cały plan ujawnił w Politische Abteilung, czyli obozowym gestapo. Ciężarówka wyjechała z obozu i po okrążeniu zatrzymała się przed blokiem śmierci (blok XI). Uciekinierów zamknięto w bunkrze, a SS-mani wyprawili się natychmiast do restauracji Dusika. W walce, jaka się tam wywiązała, poległ w lesie obok restauracji Konstanty Jagiełło. Tomasz Sobański zdołał zbiec. Aresztowano rodzinę Dusików i Kazimierza Ptasińskiego (ten w czasie transportu zdołał się uwolnić i zbiec).

Los zbiegów był straszliwy, mieli oni wprawdzie ze sobą truciznę, którą zażyli, ale zmarło tylko dwóch: Czesław Duzel i Zbigniew Raynoch. Pozostali, utrzymani przy życiu, zostali poddani torturom. Aresztowano jeszcze dwóch więźniów Austriaków: Rudolfa Friemla i Ludwiga Veselego za udzielenie pomocy. Bernard Świerczyna został powieszony po apelu wieczornym 30 grudnia 1944 r., a wraz z nim Piotr Piąty, Ernest Burger, Rudolf Frieml i Ludwig Vesely. Esesmana Franka rozstrzelano.”

W ten sposób wybiegliśmy daleko do przodu. Tymczasem wróćmy do tego, co działo się w roku 1943 i w pierwszych miesiącach 1944 roku. Zarówno bowiem w Komendzie Głównej AK, jak i w sztabie Okręgu Śląskiego raz za razem wracano do kwestii rozbicia KL Auschwitz. Zygmunt Walter – Janke w książce „W Armii Krajowej na Śląsku” tak o tym pisał:

„Po szczegółowym rozważeniu możliwości własnych i sił przeciwnika doszliśmy w sztabie Okręgu do przekonania, że w istniejących w 1943 r. warunkach uderzenia na obóz w Oświęcimiu wykonać nie możemy.

W miarę odtwarzania sił Okręgu i powiększania oddziałów partyzanckich pogląd ten uległ zmianie. Po dokładnych obliczeniach stwierdziliśmy, że jeśli uda nam się zaskoczyć nieprzyjaciela, to przy dużym ryzyku możemy wykonać uderzenie na obóz, wykorzystując większość oddziałów partyzanckich Okręgu i niewielką, uzbrojoną część sił Obwodu AK Oświęcim.

W ogólnych zarysach plan był następujący: Środkami motorowymi przerzucić oddziały partyzanckie w rejony wyładowcze w okolicy Oświęcimia. Stamtąd przeprowadzić je na stanowiska wyjściowe do szturmu. Uderzenie wykonać między 24.00 a 1.00 w nocy. Pierwszą część nocy wykorzystać na koncentrację oddziałów. Siły miejscowe miały ubezpieczać rejony wyładowania, stanowiska szturmowe oraz dać przewodników.

Koszary SS i większe skupiska miały być izolowane, a zakwaterowane tam oddziały przytrzymane na miejscu ogniem, małe oddziały zniszczone w walce. Dotyczyło to wartowni i małego łańcucha posterunków. Na szosach prowadzących do rejonu Oświęcimia przewidziane były ubezpieczenia izolujące ogniska walki. Planowano otwarcie obozu na pół godziny. Liczono się, że po upływie pół godziny ochłonie z zaskoczenia miejscowa załoga i zacznie się jej zorganizowane działanie w celu skupienia rozproszonych sił i rozwinięcia ich w walce. Po upływie tejże pół godziny mogły się zacząć ruchy koncentryczne sił niemieckich z okolic, to jest z Mysłowic, zwłaszcza stamtąd, gdzie było Motorisierte Bereitschaft der Gendarmerie, oraz oddziałów „Flak” – artylerii przeciwlotniczej i balonów zaporowych – rozrzuconych w okolicy. Najdalej po 45 minutach trzeba było rozpocząć odwrót.

W działaniach tych przewidywano udział zorganizowanych grup więźniów. W czasie odwrotu nie można było zabrać ze sobą więcej niż 200 – 300 uwolnionych. Ukrycie większej ilości więźniów w terenie nie było bowiem możliwe.

Odskok przewidziany na wschód i na południe, w góry, był trudny. Drugą część nocy przeznaczono na oderwanie się od nieprzyjaciela. Związanie w walce przez dłuższy czas równałoby się zagładzie sił własnych. Inni więźniowie, którzy chcieliby skorzystać z okazji, musieliby uciekać na własną rękę.

Uwzględniając, że w obozie przebywało około 100.000 więźniów, ilość, którą można by uwolnić, była znikoma, ryzyko wielkie – w rezultacie groziła masakra wielu tysięcy ludzi.

W wyniku ostatecznych rozważań doszliśmy do wniosku, że wykonanie tego planu byłoby usprawiedliwione tylko w wypadku podjęcia przez hitlerowców próby wymordowania wszystkich więźniów, Wtedy byłaby to jedyna szansa ocalenia chociażby niewielkiej części uwięzionych. Inaczej mówiąc, więźniowie mieli w sumie większą szansę przetrwania bez wykonania takiego uderzenia.”

W następstwie tego komendant Okręgu Śląskiego przekazał gen. Borowi – Komorowskiemu, że uderzenie na obóz nastąpi tylko w wypadku realizacji planu powstania powszechnego lub „Burzy” – w godzinie „W”, albo przy próbie likwidacji przez Niemców obozu poprzez masowy mord.

Z kolei spójrzmy, jak Zygmunt Walter – Janke opisuje zadania na okres powstania powszechnego:

„Przy opracowaniu ramowego planu „W” dla Obwodu Oświęcim stawało się jasne, że siły Obwodu, nawet licząc na pomoc miejscowych oddziałów BCh, nie wystarczą do opanowania obozu. Stanęły przed planującymi dwa podstawowe problemy: zdobycia broni i uzupełnienia sił.

Broń do wykonania podstawowych zadań miał otrzymać Okręg drogą zrzutów przed wybuchem walki. W pobliżu głównych jej ognisk były przewidziane zrzutowiska i zrzuty w czasie samej walki dla uzbrojenia napływających ochotników. Po wybuchu godziny „W” miano dokonać zrzutów na sam obóz w celu uzbrojenia więźniów. Główne siły uwzględnione w planie stanowili więźniowie.

Dowódca ogniska walki w Oświęcimiu miał użyć Legionu Śląskiego z Krakowa. Posiadał on kolumnę motorową, której oficerem technicznym był por. Jan Suchodolski. Legionem dowodził mjr Marian Kilian („Marcin”). Przybycie Legionu Śląskiego przewidywano na godzinę „W” plus 6. […]

Do dyspozycji dowódcy ogniska walki Oświęcim miały być oddane oddziały partyzanckie „Garbnik” i „Wędrowcy” oraz część sił Inspektoratu Bielskiego. Na dowódcę przewidziany był szef Kedywu Okręgu rtm. „Zawieja”.”

 

                                                                              Wojciech Kempa