Bez wojny nie ma Putina - Świat - Wiadomości z kraju i ze świata ...

BALLADA O POTRÓJNYM GAZIE

 

W ładowniach góra rybiej nacji,

W duszach ni krzty cywilizacji,

W płucach machorki gruba warstwa,

Lecz port ujrzawszy rzecz niezwykła,

Zaczęliśmy na siebie wykać

I ze szlachetnym celem wypić

Ze szkuny  poszliśmy do miasta.

Szliśmy skrzydlaci niczym bogi,

W bok ręce, w płynny zygzak nogi,

A nasze baki tudzież brody

Przez port nas wiodły niby kompas,

Za nami szły panienki oraz miejscowych kundli

Liczna sfora

Nasza eskorta honorowa.

Lecz oto sposępniała ziemia

W sklepach wywieszki - "wódki niema",

I jak na rozcieńczony kompot

Patrzyliśmy na doński szampan,

A w sercach wstręt się mieszał z troska,

Nam trzeba morza, Don nie dla nas.

Któż nam wyżłopał wszystko - gadać!

Piją ludziska, cóż zagłada,

Spragniony żywy trup i tyle.

Przepadał  nam Markowski Pietka,

I dziś ni stąd ni zowąd przepadł,

Po tajemniczym - ja na chwilę.

Powrócił z pudłem w którym grała

Orkiestra symfoniczna mała,

Z okiem naoliwionym z lekka.

Tony muzyki brzmiały słodko,

I już wiedzieliśmy - jest rozkosz.

"Je" rzekł bez ociągania Pietka.

Ciąg dalszy był nam znany z góry,

Zafrachtowanie, hotel, numer,

Siadł na pościeli czym miał który,

Z pudła opadły szparko sznury

I ciasno w rzędach, w blasku cała,

Brzuchata, groźna, swojska, śliczna,

I absolutnie higieniczna

O'de cologne "potrójna" stała.

Podniósł się Pietka, błysła szklanka,

Poprawił marynarski kaftan,

Powiedział - chcę wygłosić toast.

Dawaj, donośnie, jednogłośnie, huknęliśmy.

Lecz niech choć kroplę łykniemy, aby popróbować.

Zgoda, działajmy, rzekł Markowski,

W wodzie kolońskiej naukowcy

Odkryli składnik przeciw zmarszczkom.

Niech nas potępią, plujmy na to,

Piliśmy w życiu wina wszelkie

Kiedyśmy byli w Niemczech ongiś

Z chęcią wlewaliśmy do chłodnic

Naszych aut, szampan i mozelskie.

 

Kto my jesteśmy, morskie wilki,

Lód, woda, wytchnąć nie ma chwilki,

Lecz my przez lód i wodę w górę,

Dla żab i żłobów lewatywa,

Za smert i imperializm wiwat!

Śmierć wiwat, krzyknęliśmy chórem.

Nam Bóg wie czego nam potrzeba,

Nam trzeba wiatru, trzeba nieba.

Słuchajcie chłopcy w naszej duszy                                                                                                                                       

Niby w książeczce oszczędności

Jest morze, manna i są chłopcy,

Reszta nie warta zimnej zupy.

Stał tak nad nieobjętą ziemia

Pietka Markowski z szklanką pełną

W której się huśtał nieba szmaragd

Mat stwierdził - mówisz po naszemu

I tylko bosman nie wiem czemu

Chlipnął, a moja mamcia zmarła.

To smutna i okrutna wieści,

Bosmana cios był naszym ciosem,

Więc załkaliśmy z głębi piersi

Łzami goryczy i rozpaczy

Najpierw nad losem biednej mamci

A później nad swym własnym losem.

Już w oknach perfumerii tłumnie

Wisiały kartki - brak potrójnej,

Łkaliśmy osiem wilków morskich

Na całe miasto, całą Rosję

Ślad zawiesisty smak kolońskiej

Niby wielkich fryzjerni osiem.

Płynęły łzy i rwały wszystkie

Nasze wartości nic nie warte

Balony pustych słów przy kłamstwie.

Pozostawała cisza sama, morze i chłopcy

Oraz mama nieboszczka oczywiście także.

Łkałem zrzucając stare skóry

Jakby się rodząc po raz wtóry

Tamtemu sobie, innym zgoła,

I niech mi wierzą lub nie wierzą

Jak łzy pijanych łowców zwierząt

Łkała czystością dusza moja.