foto1
Kraków - Sukiennice
foto1
Lwów - Wzgórza Wuleckie
foto1
Kraków - widok Wawelu od strony Wisły
foto1
Lwów - widok z Kopca Unii Lubelskiej
foto1
Lwów - panorama
Aleksander Szumański, rocznik 1931. Urodzony we Lwowie. Ojciec docent medycyny zamordowany przez hitlerowców w akcji Nachtigall we Lwowie, matka filolog polski. Debiut wierszem w 1941 roku w Radiu Lwów. Ukończony Wydział Budownictwa Lądowego Politechniki Krakowskiej. Dyplom mgr inż. budownictwa lądowego. Dziennikarz, publicysta światowej prasy polonijnej, zatrudniony w chicagowskim "Kurierze Codziennym". Czytaj więcej

Aleksander Szumanski

Lwowianin czasowo mieszkający w Krakowie

POLSKIE TERMOPILE

W sierpniu bieżącego roku obchodziliśmy uroczyście 80. rocznicę zwycięskiej Bitwy Warszawskiej w 1920 roku, znanej również  Cudem nad Wisłą. Mówiąc i pisząc szeroko o wielkiej bitwie pod Radzyminem, zapomniano o równoległej batalii, stoczonej z armią Budionnego w okolicach Lwowa. Nie ujmując niczego bohaterom Cudu nad Wisłą, nie wolno jednak pominąć jego uwarunkowań. Jednym z najważniejszych czynników, które złożyły się na tamto zwycięstwo, były walki o Lwów (zwane „drugą obroną Lwowa”, po pamiętnej pierwszej w 1918 r.. Skutkiem tych walk było związanie w rejonie Lwowa armii Budionnego, uniemożliwiając mu podążenie pod Warszawę dla wsparcia Tuchaczewskiego. Najbardziej dramatycznym epizodem walk o Lwów była bitwa pod Zadwórzem, która zyskała w naszej historii miano „Polskich Termopili”, czyżby dziś zapomnianych?

Poniżej przedstawimy omówienie tych wydarzeń pióra dra T. Kryski-Karskiego, zamieszkałego w Londynie. Artykuł został już wcześniej opublikowany w Biuletynie Koła Lwowian w Londynie, nr 39-40 z 1980 r. Autorowi i Redakcji Biuletynu „Lwów i Kresy” dziękujemy za wyrażenie zgody na przedruk tego tekstu. Śródtytuły pochodzą od redakcji.

 

DWA FRONTY

 

Gdy 4 lipca 20-tego roku Armia Czerwona rozpoczęła drugą ofensywę na Polskę, siły bolszewickie podzielone były na dwa odrębne fronty: zachodni, pod dowództwem Tuchaczewskiego i południowo-zachodni, dowodzony przez Jegorowa, z tym, że głównym i najgroźniejszym trzonem jego oddziałów była osławiona Pierwsza Konna Armia Budionnego. Obydwa te fronty miały wziąć Polskę niejako w kleszcze i zadać jej pod Warszawą śmiertelny cios. (...)

Zadaniem Budionnego było zdobycie do 29-tego lipca rejonu Lwów - Rawa Ruska a następnie uderzenie na północ, dla odciążenia sił Tuchaczewskiego, prących ku Warszawie. Budionny dysponował 4-ma dywizjami o łącznej sile 12 tysięcy szabel, 2 tysięcy bagnetów, 304 karabinów maszynowych, 48 dział, 12 samolotów, 5 pociągów i 8 samochodów pancernych. Ta poważna siła znajdowała się wówczas na wschód od Styru, w rejonie Brodów i Beresteczka.

Mniej więcej naprzeciw armii Budionnego, bo na wschód od Horochowa, było prawe skrzydło uszczuplonej 2-giej Armii Polskiej, a na południu, na linii Seretu, a później Strypy, stała - także uszczuplona o jedną dywizję - 6-ta Armia. Pomiędzy nimi istniała dość duża, niebezpieczna luka, którą Naczelne Dowództwo polskie postanowiło zlikwidować, wysyłając na dalekie przedpola Lwowa 1-szą i 2-gą dywizję kawalerii (a raczej „jazdy”, jak się wówczas mówiło), 4-tą brygadę jazdy, 1-szą dywizję piechoty Legionów oraz 18-tą dywizję i część 6-tej. Doszło tam wtedy do szeregu walk, w których szczególnie pięknie spisała się 18-ta dywizja generała Krajowskiego, bijąc się pod Ostrogiem, Dubnem, Horupaniem i Brodami, które to miasto, zajęte i doszczętnie złupione przez bolszewików udało się Polakom 3-ciego sierpnia odbić.

Dzięki tym działaniom, okupionym zresztą dość znacznymi stratami, doszło do powiązania obu luźnych dotąd części południowego frontu i wypełnienia istniejącej luki. Co ważniejsze jednak, to fakt, że - jak wspomina w swym źródłowym dziele „Rok 1920” marszałek Piłsudski - Budionny musiał się wycofać na wschód, aby „zalizać rany”. Dało to Polsce kilka dni bezcennego czasu na przesunięcie części sił z południa pod Warszawę, na przygotowanie stolicy do obrony oraz skoncentrowanie nad środkowym Wieprzem sił, do decydującego uderzenia, które - jak wiemy - przyniosło nam ostateczne zwycięstwo.

LWÓW STAJE DO WALKI

Co działo się wtedy w samym Lwowie? Osłabione przez odejście części sił pod Warszawę, miasto przygotowywało się do obrony. Na Łyczakowie, Zniesieniu i Zamarstynowie ludność cywilna kopa;a stanowiska obronne. W koszarach „czterdziestki” na Piotra i Pawła, na Cytadeli i na Kleparowie tworzyły się odziały ochotnicze, do których tłumnie zgłaszali się „zawsze wierni” z 18-go roku, z brygadierem Czesławem Mączyńskim na czele. Z całej Polski zjeżdżali się masowo towarzysze broni sprzed dwóch lat, a więc: „abrahamczycy”, „wilki”, „bemacy”, i „kadeciarze”, zwani tak od poszczególnych odcinków obrony Lwowa. Powstaje 240-ty pułk ochotniczy, w którym batalionami dowodzą: podpułkownik Domaszewicz, kapitan Zagórski i major Tatar-Trześniowski. Rotmistrz (późniejszy sławny generał) Abraham formuje szwadrony śmierci, chełpiące się biało-czerwonymi proporcami z trupią czaszką. Rotmistrz Krynicki staje na czele wypróbowanych i na wszystko gotowych „wilków”, a dowództwo nad artylerią, organizującą się na Gródeckiej, w przyszłych koszarach 5-tego palu, objął major Śniadowski.

Służbę wartowniczą i porządkową w mieście pełniła ochotnicza Legia Obywatelska kapitana Wita Sulimirskiego, wspomagana dzielnie przez Ochotniczą Legię Kobiet Aleksandry Zagórskiej i Kobiecą Milicję Obywatelską Marii Bednarskiej.

W ciągu niespełna trzech tygodni stanęło pod bronią 12 tysięcy mieszkańców „zawsze wiernego miasta”, z czego większość stanowiła młodzież akademicka i gimnazjalna. Nastrój w mieście był poważny, ale zarazem pełen entuzjazmu i wiary we własne siły.

W końcu lipca jako pierwszy wyruszył ze Lwowa na front lotny oddział Abrahama w sile tysiąca trzystu ludzi, wysłany najpierw w okolice Kamionki Strumiłłowej, a później nad Strypę. Wkrótce jednak oddział ten powrócił do Lwowa i wziął udział w rozstrzygających walkach, o których będzie mowa za chwilę.

W połowie sierpnia, a więc niemal dokładnie w tym samym czasie, gdy znad Wieprza wyruszyły polskie oddziały i doszło do walk pod Radzyminem, wskutek silnego naporu wojsk bolszewickich pękła linia obrony na górnym Bugu. Wywiązało się wówczas szereg zaciętych bitew i potyczek o charakterze opóźniającym, z tym, że oddziały polskie - stawiające zacięty opór - cofały się koncentrycznie na Lwów. Regularne oddziały polskie i ochotnicze baony lwowskiej młodzieży rzuciły się dosłownie jak lwy na czerwone pułki pod Kamionką Strumiłłową, Rudą Siedlecką, Krasnem, Buskiem, Biłką Szlachecką, Kurowicami, Streptowem, Zuchorzycami, Laszkami Królewskimi i słynnym Zadwórzem, zadając najeźdźcom krwawe straty ale i same płacąc za to bardzo wysoką cenę. Do bohaterskiego, a zarazem tragicznego incydentu, jakim była głośna bitwa pod Zadwórzem, powrócę za chwilę. Chcę natomiast podkreślić, że przeciwko obrońcom Lwowa występowali wtedy nie tylko osławieni kozacy z armii Budionnego, ale także i konne bolszewickie zagony brygad Jakira i Kotowskiego, zapuszczające się pod miasto z dalekiego południa.

Sytuacja była krytyczna i zarazem chaotyczna. Chwilami trudno było wytworzyć sobie obraz położenia sił własnych i nieprzyjaciela wskutek ciągłego ruchu, i to we wszystkich niemal kierunkach, jak również wskutek rwania się, dość prymitywnej zresztą, łączności. Nieraz dochodziło do takich paradoksów, że Polacy, cofając się w walce na Lwów, a więc na zachód, czy południowy zachód - natrafiali nagle na miejscowości, zajęte już przez krasnoarmiejców, którzy zjawiali się tam wcześniej z innej strony. Tak właśnie było pod Zadwórzem, o czym za chwilę.

Wtedy to na odsiecz zagrożonemu Lwowowi wyruszyła spod Zamościa 1-sza dywizja jazdy pułkownika Rómla, która - zająwszy 18-tego sierpnia Kulików - uderzyła brawurowo na Budionnego pod Artasowem i Żółtańcami, zadając mu poważne straty i zmuszając bolszewików do rezygnacji z dalszego marszu na Lwów. Budionny kieruje się wtedy na północ, ale jest już za późno, by jego mołojcy mogli zaważyć na dalszych losach wojny, bo właśnie w tym samym dniu nadchodzi radosna wiadomość o wielkim zwycięstwie żołnierza polskiego pod Warszawą.

ZADWÓRZE

A teraz przypomnijmy - przynajmniej w największym skrócie - bitwę pod Zadwórzem, gdzie 17-tego sierpnia I-szy batalion 54-tego pułku piechoty oraz batalion młodych lwowskich ochotników kapitana Bolesława Zajączkowskiego, natknęły się - każdy z nich z osobna - na silne oddziały 6-tej dywizji konnej z armii Budionnego.

Gdy 16-tego sierpnia baon 54-tego pułku wysłany w rejon Nowosiółek, na wschód od Krasnego, dla wzmocnienia grupy Abrahama - w określonym miejscu grupy tej już nie znalazł, odbił najpierw Nowosiółki, a na drugi dzień, cofając się na Zadwórze - został tam zaskoczony przez przeważające siły bolszewickie i niemal doszczętnie wybity.

W tym samym niemal czasie 500 młodych lwowskich ochotników kapitana Zajączkowskiego, wchodzących w skład zgrupowania rotmistrza Abrahama, maszerowało z Krasnego wzdłuż linii kolejowej na Lwów. Gdy 17 sierpnia rano oddział doszedł do wsi Kutkorz, dostał nagle silny ogień z broni maszynowej od strony Zadwórza. Kapitan Zajączkowski rozwinął baon w tyralierę i zaczął posuwać się skokami ku zajętej przez bolszewików wsi Zadwórze. Było już upalne, sierpniowe południe, gdy młodzi lwowiacy zdobyli stację kolejową. Zaczęło im jednak brakować amunicji, więc odbierano ją zabitym i rannym. Natarcie utknęło, a od strony Zadwórza bolszewicy zaczęli nacierać konno. Polacy, broniący się już teraz tylko bagnetami, odparli do zmierzchu aż 6 konnych szarż, ale ich siły wyczerpywały się, a stany gwałtownie topniały.

Gdy przy życiu było już tylko około 300, kapitan Zajączkowski rozkazał o zmierzchu odrywanie się grupami do borszczowickiego lasu. Wtedy to od strony Lwowa ukazały się 3 sowieckie samoloty, które zgotowały Polakom istną rzeź z broni maszynowej. Epilog bohaterskiej walki rozegrał się w pobliżu budki dróżnika nr 287, gdzie rozwścieczona oporem Polaków bolszewicka tłuszcza otoczyła grupę broniących się, rąbiąc ich szablami i dobijając kolbami rannych.

Dowódca baonu i kilku jego podwładnych popełniło samobójstwo, aby nie wpaść w ręce wroga. Na polu walki zostały zwłoki 318 młodych bohaterów, a kilkudziesięciu rannych dostało się do niewoli.

Wśród zabitych znajdował się 19-letni Konstanty Zarugiewicz, uczeń 7-mej klasy pierwszej szkoły realnej, obrońca Lwowa z 1918 roku, kawaler Virtuti Militari i Krzyża Walecznych. Jego to matce przypadł w 25-tym roku zaszczyt wyboru trumny spośród 124-ech nierozpoznanych zwłok uczestników walk o Lwów. Zwłoki te przewieziono następnie z najwyższymi honorami do Warszawy i umieszczono w Grobie Nieznanego Żołnierza.

Należy tu z naciskiem stwierdzić, że gdyby nie zdecydowany, twardy i pełen poświęcenia opór, stawiony przez polskie oddziały broniące Lwowa - a także, gdyby nie zaślepienie Budionnego, który za wszelką cenę chciał zdobyć to miasto - to kto wie, jak potoczyłyby się losy wojny polsko-bolszewickiej.