BEZDUSZNY KOSZER

Autor Zygmunt Korus

Tusk osobiście zapowiadał, że ONI dopną swego i ubój rytualny w Polsce będzie legalny. Protesty i zbieranie podpisów przez miłośników zwierząt może okazać się w TUSKOLANDII psu na budę.

Życie dopisało do poniższego tekstu aneks, który tutaj może być wstępem: rytualny ubój to sprawa międzypaństwowa, a nie tylko roztrząsanie kalkulacji biznesowych w branży mięsnej. Kiedy Polski parlament odrzucił zmianę prawa o dopuszczeniu uboju rytualnego, rząd Izraela oficjalnie zaatakował warszawskie władze o antysemityzm, a na rzecznika tej tezy przed światowym trybunałem zgłosił się na ochotnika były mężyk stanu, adwokat Roman Giertych. Warto jeszcze dodać, że awantura odbywała się w tym samym dniu w lipcu b.r., co głosowanie nad uznaniem rocznicy kresowej, żeby posłom Platformy Oprychów dyscyplinarnie wtłoczyć do antypolskich łbów, iż Rzeź Wołyńska i rzeź wołów to jedynie semantyczna paralaksa: mordowanie ludzi to nie ludobójstwo, a mordowanie zwierząt wymaga humanitaryzmu. W kwestii nieuznania Holokaustu na Ukrainie kazać podnosić rękę "za" jak jeden mąż, a w kwestii uboju – pozornie, dla picu – "róbta jak chceta". Ta wytyczna świadczy jedynie o tym, że nakładanie Lachom koszernego mięsa na talerze jeszcze przed nami.

Sprawa rytualnego uboju, usankcjonowana w polskim prawie na zasadzie wyjątku wobec regulacji unijnych o zakazie dręczenia zwierząt, to znak kolejnego panoszenia się judeo POLONII. Piszę świadomie część tego słowa minuskułami, bo mam nadzieję, że jeszcze jest czas, by to g... odczepić od okrętu i zepchnąć raz na zawsze w odmęty złej historii.

Bestialskie zabijanie zwierząt zgodnie z ustawą rządową, o co zabiega T(f)usk, dotarło do mnie z ekranu jakiegoś polskojęzycznego "me(n)dia" w postaci wpatrujących się we mnie oczu oturbanionego islamisty i pejsatego icka w kepi. Tekst leciał mętny, "informacja" była żadna – słowem, jak zwykle, czysta propagandowa zmyła, na którą jestem uodporniony. Do napisania tych kilku zdań ruszył mnie dopiero akapit Marcina Hałasia  z " Warszawskiej Gazety" (nr 50, 14-20.12.2012), cytuję:

"Nasi rzeźnicy bynajmniej nie lubują się w okrucieństwie, taki sposób uboju to gorzka cena, jaką trzeba zapłacić za to, aby eksportować mięso na rynki islamskie i żydowskie. Ale skoro te religie mają ubój rytualny, to świat cywilizowany go akceptuje".

O ile Hałaś należy zwykle do moich preferowanych autorów, to tym razem jego "abdykacyjne" rozważania wobec bezdusznego wykrwawiania fauny za szmal na rzecz koszeru po prostu mnie zeźliły.

Moi ziomkowie darzą wielkim kultem św. Franciszka i wiedzą od dziecka co to są tzw. bracia mniejsi. Są czuli na krzywdy wobec zwierząt, znęcanie się nad nimi jest ścigane prawem – w tym przejawia się nasza chrześcijańska dusza, której tajemny wydźwięk przeniknął także nawet do zdeklarowanych materialistów. Gadanie, że lewaccy ekolodzy, broniąc "godnej" śmierci bydła, mają na celu zrujnowanie polskiej gospodarki, jest bzdurą. Hałaś wskazuje też na ich faryzejskość jako aborcjonistów (z prof. M. Środą na czele) w tej batalii, ale to wcale nie znaczy, by pisać tak cynicznie i optować za podrzynaniem gardzieli i upuszczaniem juchy na zimno krowom i świniom, jak zacytowałem powyżej.

Polskie prawo dopuszcza ubój rytualny w określonym wypadku. Oto w Dzienniku Ustaw nr 41 z 1997 roku, w rozdziale 3 zatytułowanym "Działalność gmin żydowskich", w artykule 9, pkt. 2 zapisano: " do sprawowania obrzędów i czynności rytualnych związanych z kultem religijnym – gminy żydowskie dbają o zaopatrzenie w koszerną żywność, o stołówki i łaźnie rytualne oraz o ubój rytualny." W celu realizacji prawa. Koniec tego dziwnego cytatu. Dlaczego dziwnego? Bo w nakazowej stylistyce brzmi on tak, jak zalecenie od administratora. W polskim Dzienniku Ustaw!... Można by zapytać: rozporządzenie przez kogo i dla kogo sprokurowane?

Cóż, ten paragraf siedział cicho kilka lat jak mysz pod miotłą, znając naszą głęboką tradycję empatii chrześcijańskiej, dobroci i współczucia kulturowego, nie tylko w aspekcie franciszkańskim. Teraz te demony chce wypuścić OberPodletz licząc na obojętność przypartych gospodarczym kryzysem do muru biedniejących Polaków. Hałaś, stając po stronie Onego, winien wiedzieć, iż bywa, ale nie zawsze, że wyjmuje się gorące kartofle czyimiś rękami, niekoniecznie stale Zielonych. Ot, jest zamęt, i tyle. A swoje, jak zapowiada Zdrada Ministrów, należy przeforsować.

W Polsce od dłuższego już czasu idzie pełną parą, na kanwie spolegliwości łatwowiernego filosemityzmu, realizacja idei zwanej Judeopolonią

Ni stąd ni zowąd pod stołeczną Zachętą robi się i nagłaśnia happening z orłem w Gwieździe Dawida. Potem pojawia się projekt, że spółka z Jaffy, ulokowana już w Szczecinie, chce przejąć całą krajową dystrybucję wody; to znów przemysł holokaustu, by nas zdołować, sponsoruje kłamstwa o naszej historii i godności w formie wrednego "Pokłosia" – tysiące drobnych sygnałów, które coraz jaskrawiej domykają układankę z rozsypanych dotąd puzzli. Gdy tylko ktoś, nie daj Boże, odezwie się na ten temat publicznie, zaraz usłyszy – aj, waj! – że jest antysemitą.

Oto czytam ogłoszenie na katowickim portalu, że prowadzone są w klinice Śląskiego Uniwersytetu Medycznego bezpłatne szkolenia dla pielęgniarek jak odbierać porody od Żydówek. Ot, taki chwalebny drobiazg: dokształcają się nasze "światowe" dziewczyny, gdyby zechciały poszukać pracy w Tel Awiwie. Bo nie sądzę, że śląskie miasta odwiedzają tak liczne turystki mówiące w jidisz, by szkolić dla nich położne. Czy nie jest przypadkiem już tak, bo coraz więcej za tym faktów przemawia i pojawia się danych liczbowych, że te kilka milionów "hebrajczyków" (z konstelacji żydoubecji), ukrywających się metodą mimikry pod polskobrzmiącymi nazwiskami, systematycznie zasiedla nasze tereny, obejmując z góry przygotowane stanowiska kierowniczo-administracyjne? To dla nich potrzebne są nowsze regulacje prawne – zarówno bytowe jak i okołokultowe.

Rytualny ubój zwierząt rzeźnych jest ewidentnym przykładem podchodzenia Polaków. Jeżdżę sporo po świecie, znam porty i widzę transport bydła. Turcja, islam, to tylko odwracanie uwagi od istoty przedsięwzięcia, robione w stylu hasbary. Każdy, kto choć raz wsiadał na prom na Wschód, wie, że najlepszymi kierowcami tirów są Turcy – umieją ciężarówkami z przyczepami wjeżdżać na trapy tyłem, na lusterka, na milimetry, od strzału! Także tymi wyładowanymi piętrowo żywą wołowiną. Turcy wiedzą, że jeśli ktoś chce zakosztować bezkrwistego mięsa i dlatego w sposób bestialski mordować zwierzęta, to musi przewieźć je do swojej rzeźni żywe. A ekolodzy niech pilnują, by ten transport odbywał się w miarę komfortowy sposób. Gadanie zatem o uboju metodami drakońskimi dla zadowolenia muzułmanów znad Bosforu jest ściemą. Używanie Turcji – jako potencjalnego kandydata, aspirującego do struktur unijnych, który się żywi koszernie – ma służyć tylko uspokojeniu Polaków (dlatego nie mówi się ogólnie o islamie). Mamy bowiem fakt bezdusznego zarzynania zwierząt łatwiej łyknąć: ot, Unia musi się z tym aktem dostosowawczym wcześniej czy później zmierzyć i uporać, a my już to mamy za sobą... Brawo, gmino rządowa!

Bez ekspertyz weterynarzy i neurologów każdy przecież wie (a przynajmniej czuje), że dopóki ośrodek mózgowy nie zostanie wyłączony, to się cierpi. Dlatego rzeźnie stosują odpowiednie do współczesnej nauki metody uśmiercania, np. porażając łby zwierząt prądem. Polski Nierząd niech nie zawraca Wisły kijem, choć po Smoleńsku nikogo porządnego nie powinno już dziwić, co może jeszcze nawyczyniać ta szajka zdrajców i zaprzańców u steru.

Bezduszność nacji chazarskiej jest znana i opisana. Zachowanie żydowskiej policji w gettach wobec współbraci czy późniejsze torturowanie przez żydoubecję Żołnierzy Wyklętych, bądź dręczenie autochtonów na Śląsku i Pomorzu przez stalinowskich licznych Moreli, mściwych szefów więzień i obozów, to są sprawy, które w kategoriach miłosierdzia trudno wyjaśniać. Rytualne dręczenie bydła w żadnym wypadku nie leży w naszym interesie narodowym, choćby nie wiem jak gospodarczo go uzasadniać. Uderza ono bowiem w podstawy polskiej duszy, opartej na wierze katolickiej, kulturze przychylności dla fauny i flory, tradycji żywieniowej z przydomowego gospodarstwa i – powiem też górnolotnie – na boskiej kreacji bytów i człowieka w wymiarze eschatologicznym. "Bóg chrześcijan nie oczekuje hekatomby" – napisał bloger Szary kot. Mało kto z Polaków zdaje sobie sprawę, iż by dorżnąć koszernie dużego kręgowca kopytnego, musi być do tego odpowiednio przeszkolony "morderca", bowiem przy takim uboju chodzi o to, by serce, cierpiącego niemilosiernie bydlęcia, jeszcze pracując, skutecznie wypompowywało krew, której ze względów religijnych nie należy spożywać.. Jest w sieci drastyczny film i wypowiedź działaczki litewskiego pochodzenia, Scarlett Szyłogalis, założycielki Fundacji Tara - największego schroniska dla koni w Polsce – która zapowiada, że po uchwaleniu takiego drakońskiego dla zwierząt prawa wyjedzie z naszego kraju.. Przeciwnicy uboju rytualnego mówią dobitnie: "nikt nie może domagać się szczególnych uprawnień do krzywdzenia zarówno innych ludzi jak i zdolnych do odczuwania bólu i cierpień zwierząt jedynie ze względu na własne przeświadczenia religijne, obyczaje lub historię."

Na ich stronie "rytualny.pl" czytamy:

"Wydaje się, że ubijane zwierzę traktowane jest jako uczestnik rytuału, co wymaga by było "czyste", tj. pozbawione chorób i wad, a taką właśnie byłby brak przytomności. W praktyce ubój ten polega na specjalnym unieruchomieniu zwierzęcia i przecięciu obu tętnic szyjnych razem z tchawicą i przełykiem. Jednak bez naruszenia kręgów i tętnic kręgowych, które podtrzymują ukrwienie mózgu. W rezultacie zwierzę jest przytomne, cierpi i szamoce się w długiej agonii. Jako racjonalne uzasadnienie takiej techniki wskazywane jest rzekomo obfitsze wykrwawienie (na tle wyraźnego religijnego zakazu spożywania krwi). Jeśli taki jest racjonalny cel, to dochodzi do przestępstwa szczególnego okrucieństwa zdefiniowanego w polskiej ustawie jako "działanie obliczone z premedytacją na zwiększenie rozmiaru cierpień i czasu ich trwania". Jak pamiętamy, przed ostatnimi wyborami, Sejm niemal jednogłośnie uchwalił większe kary za takie czyny."

Musimy przyglądać się uważniej filosemityzmowi, bo poza pożytecznymi, spolegliwymi idiotami, jest cała masa karierowiczów, faryzeuszy, cwaniaków i zakamuflowanych (nie noszących mycek) agentów wpływu, którzy prowadzą działania na rzecz rekonkwisty Polski na wzór judaistyczny, obecny w naszej historii. Izrael i powiązany z nim bankowy biznes amerykański chcą ponownie zawojować nadwiślański raj – niepustynny, z żyznymi glebami zraszanymi naturalnie, no i z gościnnym naiwnym "Polactwem", które można ponownie, "nowocześnie" skolonializować i sfeudalizować.

Powiem obrazobórczo: należy się na naszym gruncie stanowczo przeciwstawiać judaizmowi talmudycznemu, bo to ostudza zapały syjonizmu politycznego i narzuca mu wędzidła, czyli hamuje rozprzestrzenianie się podstępnych "misjonarzy" Izraela, którzy marzą o totalitarnym panowaniu nad światem. Polacy – z racji wciąż mocnej religii chrześcijańskiej, którą trzeba by najpierw pokonać, i wskutek minionych związków historycznych z Żydami, które stanowią dobry przyczółek w ekspansji – są na ważnej flance tego procesu podporządkowywania świata pejsatej lichwie w czarnych kapeluszach. Wskrzeszana półjawnie Judeopolonia jest na razie dającym do myślenia pojęciowym koniem trojańskim (politycznym sofizmatem), a bestialstwo koszerne uprawomocniane nad Wisłą to tylko jeden z kroków w kierunku przeobrażania państwa kamuflowanymi metodami żydowskiej propagandy, hasbary. Cóż, podgotówka goi do roli parobków nie ustaje.

Post scriptum:

Tekst powstał tuż przed Wigilią ub. r., ale nie dano mu szansy publikacji w prasie i na kilku forach. Sytuacja zmieniła się o tyle, że po paru miesiącach odwrócono już kota ogonem: to Polacy niby mają mieć w Unii największy mięsny przemysł koszerny i jakaś niewidzialna ustawodawcza ręka chce się na ten nasz życionośny rynek zamachnąć i zabrać nam już takie dobre (sic!), od dawna istniejące i praktykowane prawo. Znajome lemingi, które tego słuchają w ściek-me(n)diach, przychodzą do mnie z surowymi (pożal się Boże) sprostowaniami.

Do tej pory bowiem masowo rżnięto rytualnie bydło, zwłaszcza w prywatnych rzeźniach, po cichu, za przyzwalającym rozporządzeniem eks-ministra rolnictwa (Wojciecha Olejniczaka) wbrew ustawie, niezgodnie z prawem. Z początkiem tego roku Trybunał Konstytucyjny tego zabronił, bowiem w 2002 roku przemysłowy ubój bez pozbawiania zwierząt świadomości został zakazany, bo zapisany w ustawie o ochronie zwierząt.

Przeciwnicy uboju rytualnego wyjaśniają:

"Prawo unijne, podobnie jak odpowiednia konwencja międzynarodowa, dopuszcza ubój rytualny jako opcjonalny wyjątek, o którego uwzględnianiu państwa mogą decydować samodzielnie. Rzecz w tym, że w tej sytuacji zakaz takiego uboju musi być (lub jak w Polsce – pozostać) osobno i jednoznacznie wyrażony w przepisach prawa krajowego." Można się spodziewać, że ministerstwo zaproponuje tak zredagowany projekt zmian w polskiej ustawie o ochronie zwierząt, który zakaz uboju rytualnego przemilczy. Przez to ewentualna dopuszczalność takiego uboju, zawarta w unijnym rozporządzeniu, przerodzi się – niejako automatycznie – w dopuszczalność w prawie polskim".

Czyli co? Bój o cywilizowany ubój jeszcze przed nami...!

I druga kwestia: nagle zrobił się w niektórych sklepach w Unii szum, że nasza wołowina jest pomieszana z dodatkami koniny. Czyżby znów jakiś atak-ściema wokół przemysłu mięsnego, by skierować eksport na oczekujący, otwarty kierunek dla "Braci Starszych w Wierze"? O ile wiem, bo lubię kabanosy, także jadam je za granicą, to konina jest droższa od wołowiny – więc po jakiego grzyba miałby ktoś ogierem podrasowywać wyroby z byczka oferowane za niższą, bo zwyczajną cenę?

https://wirtualnapolonia.com/2013/08/14/zygmunt-korus-bezduszny-koszer/