WIELCE SZANOWNI I DRODZY PAŃSTWO,

Witam Państwa bardzo serdecznie w mojej ukochanej Warszawie, mieście bohaterskim, piastującym godność  stolicy naszej Ojczyzny.

Nie po raz pierwszy jestem gościem naszego miasta - Warszawy. -.W latach 2005 - 2010 prowadziłem w Warszawie Festiwal Piosenki Lwowskiej i Bałaku Lwowskiego, który ogromnie się publiczności warszawskiej podobał, bisującej na stojąco. Szczególną aprobatą publiczność warszawska darzyła piosenkę "Moje serce zostało we Lwowie".

Maria Kurzowa i Jerzy Habela w swoich lwowskich książkach o piosence lwowskiej twierdzili, że "piosenka jest dobra na wszystko".

I taka jest prawda. I mieli rację.

Piosenka warszawska, w odróżnieniu od lwowskiej, stanowiła wzorcowy, niezaprzeczalny oręż walki z wrogiem niemieckim okupującym stolicę, dodawała ducha warszawiakom i bohaterom powstańczej Warszawy. Dawała wiarę w odrodzenie Ojczyzny, a równocześnie ośmieszała Niemców. Wystarczy wspomnieć piosenkę "Pałacyk Michla" powstałą w obronie Warszawy, w której każdy chłopak chciał być ranny, sanitariuszki morowe panny.

PAŁACYK MICHLA

Pałacyk Michla – właściwie Pałacyk Michlera, przy ul. Wolskiej 40 na warszawskiej Woli. Na początku powstania (4–5 sierpnia) miejsce ciężkich walk obronnych „Parasola”.

„Pałacyk Michla”, pierwotnie  "Parasol" – był hymnem wojennym harcerskiego "Batalionu Parasol", powstały dnia 4 sierpnia 1944 r..Hymn ułożył Józef „Ziutek” Szczepański; melodia "Hymnu Podhalańskiego" (rozpoczynającego się od słów "Nie damy Popradowej fali", słowa Zygmunt Lubertowicz; muzyka J. Stiastnego -, niekiedy podaje się, że to melodia ludowa.

Według wspomnień Janusza Brochwicz-Lewińskiego „Gryfa”, piosenka powstała w Pałacyku Michla 4 sierpnia 1944 roku wieczorem, podczas kolacji towarzyskiej załogi Pałacyku Michla i żołnierzy innych kompanii.

Wyjątkowym propagatorem tego utworu był Mieczysław Fogg – gdy walka cichła, śpiewał go „ku pokrzepieniu serc”. Utwór doczekał się współczesnej interpretacji zespołu Armia. Został on również wykonany przez zespoły "Raz, Dwa, Trzy" i "Percival Schuttenbach", a fragment wykorzystał zespół "Lao Che" w utworze "Barykada" na płycie Powstanie Warszawskie.

Przypomnijmy słowa tej piosenki:

Pałacyk Michla, Żytnia, Wola,
Bronią się chłopcy od "Parasola".
Choć na "tygrysy" mają visy,
To Warszawiaki fajne chłopaki są.

Czuwaj, wiaro, i wytężaj słuch,
Pręż swój młody duch, pracując za dwóch!
Czuwaj, wiaro, i wytężaj słuch,
Pręż swój młody duch jak stal!

Każdy chłopaczek chce być ranny...
Sanitariuszki - morowe panny,
I gdy cię kula trafi jaka,
Poprosisz pannę - da ci buziaka, hej!

Czuwaj, wiaro, i wytężaj słuch,
Pręż swój młody duch, pracując za dwóch!
Czuwaj, wiaro, i wytężaj słuch,
Pręż swój młody duch jak stal!

Z tyłu za linią dekowniki,
Intendentura, różne umrzyki,
Gotują zupę, czarną kawę-
I tym sposobem walczą za sprawę, hej!

Czuwaj, wiaro, i wytężaj słuch,
Pręż swój młody duch, pracując za dwóch!
Czuwaj, wiaro, i wytężaj słuch,
Pręż swój młody duch jak stal!

Za to dowództwo jest morowe,
Bo w pierwszej linii nadstawia głowę,
A najmorowszy z przełożonych
To jest nasz "Miecio", w kółko golony, hej!

Czuwaj, wiaro, i wytężaj słuch,
Pręż swój młody duch, pracując za dwóch!
Czuwaj, wiaro, i wytężaj słuch,
Pręż swój młody duch jak stal!

Wiara się bije, wiara śpiewa,
Szkopy się złoszczą, krew ich zalewa,
Różnych sposobów się imają,
Co chwila "szafę" nam podsuwają, hej!

Czuwaj, wiaro, i wytężaj słuch,
Pręż swój młody duch, pracując za dwóch!
Czuwaj, wiaro, i wytężaj słuch,
Pręż swój młody duch jak stal!

Lecz na nic "szafa" i granaty,
Za każdym razem dostają baty,
I co dzień się przybliża chwila,
Że zwyciężymy i do cywila, hej!

Czuwaj, wiaro, i wytężaj słuch,
Pręż swój młody duch, pracując za dwóch!
Czuwaj, wiaro, i wytężaj słuch,
Pręż swój młody duch jak stal!
Jak stal!

W śród warszawskich bohaterów byli również poeci. Krzysztof Kamil Baczyński napisał:

WYROK

Basi D.

Nic gruzy. Dwułodygą wyrośniem,

dwugłosem zielonym światła,

podobni chmurom i sośnie,

kwiatom płynącym na tratwach,

gdy rzeka wilgocią śliska

jest tonem świata - kołyska.

Nic ciemność. Przez nią przepłyniem,

a ręce na niej promień

w błogosławionym czynie,

w żyjącym gromie,

bo i z krzemienia się śpiewa

wieczność rosnąca - drzewa.

Nic gruzy. Ale ująć

powietrze: tam formy rosną

z guseł i zaklęć - kołując -

coraz to bliższe. Mocno

w ręce spadają - nieznane,

czasem - niedokonane.

I tak się trzeba im zaprzeć

w ziemię i wiatr, w świetlistość,

by deszczem pocisków lecąc

opadły w dłonie - czysto.

A w ich ulewie rosnąć,

ptakiem, człowiekiem i sosną.

 Nie należy też zapominać o piosence anonimowej również walczącej z wrogiem, ośmieszając go jak cykl piosenek "siekiera motyka, pędzel alasz, przegrał wojnę głupi malarz'.

Piosenka lwowska miała nieco inny charakter. Powstawała radiowo w "Wesołej Lwowskiej Fali" tworzona i wykonywana przez profesjonalistów. Nie była też wolna od amatorów, choćby "Ballada o Pannie Franciszce". Na Cmentarzu Łyczakowskim we Lwowie jest nawet grób Panny Franciszki i jej ukochanego fryzjerczyka.

Proszę mi wybaczyć, ze nie rozpoczynam promocji "Polskiego Państwa Podziemnego' merytorycznie, ale to co powiedziałem łączy się z należną Państwu atmosferą, wprowadzenia Szanownej Publiczności w dobry nastrój odbiorczy  bardzo trudnego tematu,

Członek Kolegium IPN historyk Piotr Szubarczyk  napisał  tekst "Polskie Pastwo Podziemne fenomen II Wojny Światowej" Tytuł tekstu wyjaśnia wszystko

GENEZA POWSTANIA II WOJNY ŚWIATOWEJ

Zachodzi podstawowe pytanie: czy Polska przegrała II Wojnę Światowa? Odpowiedzi na tak postawione pytanie bywają różne. I tak i nie. W moim odczuciu Polska przegrała legendarną już bitwę w tej wojnie, pogrążyła się w okupacji swoich terytoriów dwóch bandyckich agresorów, tego z 1 września 1939 roku i tego z 17 września tegoż roku. Pozorni przyjaciele III Rzesza Niemiecka i Związek Sowiecki dokonali następnego , czwartego rozbioru Polski. Ten czwarty rozbiór Polski dokonał się w wyniku bandyckiego ataku na polskie ziemie obu mocarstw w oparciu o tajną część paktu Ribbentrop Mołotow. Ten czwarty rozbiór Polski był przegraną walką w czasie sześciu lat trwania II Wojny Światowej, ale  nie przegraną wojną.

To należy z całą mocą podkreślić. II Wojnę Światową przegrał podstawowy agresor

III Rzesza Niemiecka w międzyczasie w czerwcu 1941 roku napadając na swojego "przyjaciela" ZSRS, równie "przyjaznego" naszemu krajowi, ale członkowi koalicji antyhitlerowskiej. Powstała więc zagmatwana sytuacja Rzeczpospolitej Polskiej. Nasi  "sojusznicy" Francja i Wielka Brytania u progu wybuchu wojny nie podali nam pomocnej dłoni i opuścili nas. Mało tego, Francja kolaborowała z III Rzeszą - – Tak zaczyna się dialog Pétaina z hitlerowcami za kurtyną  francuskiej flagi narodowej i za parawanem słowa ojczyzna – powiedział o powstaniu rządu Vichy gen. Charles de Gaulle.  

II Wojna Światowa uznana jest za największy  dramat w historii ludzkości. W czasie przebiegu I Wojny Światowej trwającej cztery lata (1914 - 1918) zginęło ok 14 - 15 milionów ludzi, zaś II Wojna Światowa trwająca sześć lat (1939 - 1945) pochłonęła

  1. 50 - 60 - milionów ludzi. Statystycznie rzecz ujmując Polska jest krajem, który poniósł procentowo największe straty w utracie ludności.

Na trzy lata przed wybuchem wojny, w 1936 roku, wojska III Rzeszy Niemieckiej , wbrew porozumieniom traktatu wersalskiego wkroczyły do zdemilitaryzowanej strefy Nadrenii. Niemieccy dowódcy, świadomi ewentualnego niepowodzenia wobec silnej kontrofensywy ze strony aliantów, nie mieli powodów do obaw wobec ich rutynowego protestu zamiast faktycznego działania. W tym samym roku wybuchła rewolucja w Hiszpanii, na której czele stał generał Franco, wspierany przez włoskich, a następnie także i niemieckich faszystów, dla których taka inwestycja ludzi i sprzętu oznaczała cenne doświadczenie przed mającą wybuchnąć wojną.

W roku 1938, pod pretekstem "zapewnienia ładu i porządku" armia niemiecka wkroczyła do Austrii, gdzie wcześniej, z polecenia Hitlera zamordowano jednego z kanclerzy, a drugiego wymieniono na człowieka opowiedzianego po stronie III Rzeszy. Pod równie pozornym pretekstem obrony prześladowanej niemieckiej mniejszości narodowej Hitler przyłączył do Niemiec Czeskie Sudety.

Wobec gotowości aliantów do stawienia zbrojnego oporu, Hitler w czasie konferencji w Monachium (wrzesień 1938) zadeklarował, że aneksja Sudetów zakończy jego ekspansję terytorialną w Europie.

Pół roku później do III Rzeszy zostały przyłączone Czechy i Morawy; utworzone marionetkowe państwo słowackie pozostawało pod niemiecką kontrolą. Agresywna polityka Hitlera wobec państw środkowoeuropejskich była jednoznacznym komunikatem jego zamiarów względem zamieszkujących je narodów słowiańskich (pozostających w świetle rasistowskiej teorii gatunkiem podludzi), które miały od tej pory dostarczać Rzeszy taniej siły roboczej. Pasywne stanowisko aliantów, którzy ograniczali się jedynie do protestów, sprzyjało niemieckiej polityce.

Ofensywa ze strony III Rzeszy na państwo polskie wydawała się po dokonanych już aneksjach oczywistością. Zdaniem niemieckich nacjonalistów istnienie państwa polskiego było pomyłką, popełnioną przy podpisywaniu porozumień traktatu wersalskiego.

NIEPODLEGŁOŚĆ POLSKI

Mołotow nazwał ją „potwornym bękartem traktatu wersalskiego”. Stalin mówił o niej jako „ o, przepraszam za wyrażenie - państwie”, a dla J.M. Keynesa, teoretyka współczesnego kapitalizmu była „ekonomiczną niemożliwością, której jedynym przemysłem jest żydożerstwo”.

Lewis Namler uważał, że jest „patologiczna”, E. H. Carr nazwał ją „farsą”. David Lloyd George mówił o „defekcie historii” , twierdząc, że „zdobyła sobie wolność nie własnym wysiłkiem, ale ludzką krwią” i że jest krajem, który „narzucił innym narodom tę samą tyranię”, jaką sam przez lata znosił.

Polska powiedział, jest „pijana młodym winem wolności, które jej podali alianci”, i „uważa się za nieodparcie uroczą kochankę środkowej Europy”.

W 1919 roku Lloyd George powiedział, „że prędzej oddałby małpie zegarek, niż Polsce Górny Śląsk”, zaś w 1939 roku oświadczył, „iż Polska zasłużyła na swój los”.

Adolf Hitler nazywał ją „państwem, które wyrosło z krwi niezliczonej ilości pułków, państwem zbudowanym na sile i rządzonym przez pałki policjantów i żołnierzy, śmiesznym państwem, w którym sadystyczne bestie dają upust swoim perwersyjnym instynktom, sztucznie poczętym państwem, ulubionym pokojowym pieskiem zachodnich demokracji, którego w ogóle nie można uznać za kulturalny naród, tak zwanym państwem, pozbawionym wszelkich podstaw narodowych, historycznych, kulturowych, czy moralnych”.

Zbieżność tych uczuć, a także sposobów ich wyrażania, jest oczywista. Rzadko - jeżeli w ogóle kiedyś - kraj, który właśnie uzyskał niepodległość, bywał przedmiotem równie krasomówczych i równie nieuzasadnionych zniewag.

Rzadko - jeżeli w ogóle kiedyś - brytyjscy liberałowie bywali równie beztroscy w formułowaniu opinii, lub dobieraniu sobie towarzystwa. Kiedy wybuchła I Wojna Światowa, jeden ze współpracowników Józefa Piłsudskiego zapisał: „nikt na całym świecie Polski nie chce”.

Premier brytyjski Herbert Asquith mówił krótko przed wojną wybitnemu pianiście i orędownikowi sprawy polskiej na Zachodzie Ignacemu Paderewskiemu: „nie ma żadnej nadziei na przyszłość dla Ojczyzny Pana”.

Oznaczało to, że w chwili wybuchu wojny sprawę polską uważano w Europie za wewnętrzny problem zaborców Rosji, która z Francją i Wielką Brytanią znalazła się w obozie ententy oraz walczących z tym sojuszem państw centralnych - Niemiec i Austro-Węgier. Niezależnie od tego, dowództwa wojujących ze sobą na ziemiach polskich armii państw zaborczych chciały zapewnić sobie przychylność Polaków.

Rosjanie wydali odezwę, w której odwołali się do odwiecznej, rzekomo wspólnej walki Słowian z agresją germańską i obiecywali zjednoczenie ziem polskich „swobodnych w wierze, języku i samorządzie”. Deklaracja nie miała najmniejszej wartości, a wydał ją stryj cara Mikołaja II - Mikołaj Mikołajewicz - wódz naczelny armii rosyjskiej.

Jeszcze bardziej ogólnikowe obietnice składały państwa centralne, ograniczając się do wezwania do walki ze wschodnim barbarzyństwem. Z tej trudnej sytuacji zdawali sobie sprawę przywódcy dwóch głównych polskich obozów politycznych, z których narodowodemokratyczny reprezentował orientację antyniemiecką, a irredentystyczny - antyrosyjską.

W niecały miesiąc po umowie z Monachium, w październiku 1938, Niemcy zażądały zgody na włączenie Wolnego Miasta Gdańska i na budowę eksterytorialnej linii kolejowej i autostrady przez polskie Pomorze.

Żądania te zostały dwukrotnie powtórzone, w styczniu 1939 i dwa miesiące później, po wkroczeniu Niemców do litewskiego portu Kłajpedy. niemiecka propaganda oskarżała Polskę o prześladowanie niemieckiej mniejszości w swoim kraju.

Rządy Wielkiej Brytanii, a następnie Francji udzieliły Polsce gwarancji bezpieczeństwa i zapewniły o udzieleniu pomocy militarnej, podczas gdy w samej Anglii przeciwnicy wojny protestowali przeciwko próbom militaryzacji kraju.

W kwietniu 1939 roku faszystowskie Włochy zaatakowały Albanię oraz zawarły z III Rzeszą tzw. Żelazny Pakt. Rychła normalizacja stosunków niemiecko - sowieckich, po nominacji Mołotowa na stanowisko ministra spraw zagranicznych ZSRS, zaowocowała 23 sierpnia 1939 podpisaniem "paktu o nieagresji" (tzw. pakt Ribbentrop - Mołotow), zawierającego tajną klauzulę o podziale stref wpływów na terytorium Polski. Pomimo gwarancji pomocowych ze strony aliantów, II Rzeczpospolita została tym samym skazana na zagładę.

Wkładem polskich naukowców w walkę z przyszłym okupantem, a zaskoczeniem dla samych hitlerowców, było przekazanie Francji i Wielkiej Brytanii, w sierpniu 1939, maszyn "Enigma", za pomocą których służby wywiadowcze mogły odszyfrowywać tajne niemieckie meldunki.

W roku 1939 państwo polskie zamieszkiwało 35 milionów ludzi, z których większość pracowała w rolnictwie. Najdłuższymi, niemalże nieuzbrojonymi granicami były 2000 km wzdłuż Niemiec na zachodzie i 1500 km wzdłuż Związku Sowieckiego na wschodzie. Gospodarka nie została odbudowana jeszcze od poprzednich wojen, z wyraźnym brakiem rozwiniętego przemysłu ciężkiego, stąd polska armia była źle wyposażona. Wiszące nad krajem niebezpieczeństwo zmusiło do przygotowań w razie niemieckiej ofensywy.

PŁONĄCY REICHSTAG

Pożar Reichstagu był dla Hitlera pretekstem do rozprawy z opozycją.

80 lat temu w Reichstagu podłożono ogień. Jako podpalacza naziści stracili holenderskiego komunistę Marinusa van der Lubbe. Historycy do dziś spierają się, czy to on był sprawcą zamachu. Hitler wykorzystał incydent do brutalnej rozprawy z polityczną opozycją. Budynek Reichstagu był feralnego dnia wieczorem - 27 lutego 1933 roku - jak wymarły, gdyż prezydent Niemiec Paul von Hindenburg miesiąc wcześniej, na wniosek nowego kanclerza Adolfa Hitlera, rozwiązał parlament, wyznaczając na 5 marca przedterminowe wybory.

Przechodzący krótko po godz. 21 obok siedziby parlamentu zecer Werner Thaler usłyszał brzęk rozbijanej szyby i dostrzegł cień tajemniczej postaci wchodzącej do budynku przez okno, a wkrótce potem płomień. Świadek natychmiast zawiadomił policję. W ciągu kilku minut na miejscu zjawiła się straż pożarna, jednak, mimo sprawnej akcji, sali plenarnej i innych pomieszczeń parlamentu nie udało się uratować.

Niedługo potem na miejscu zdarzenia pojawił się przewodniczący Reichstagu -Hermann Wilhelm Göring, a wkrótce po nim sam kanclerz Rzeszy Adolf Hitler. "To bez wątpienia dzieło komunistów" - ogłosił Wilhelm Göring, informując Hitlera, że policja zatrzymała już jednego z podpalaczy. "Trzeba jeszcze tej nocy powiesić wszystkich komunistycznych posłów" - krzyczał Hitler, którego słowa zapisał jeden z amerykańskich dziennikarzy. "Nic nie powstrzyma mnie przed zgnieceniem żelazną ręką na miazgę tej morderczej zarazy" - odgrażał się kanclerz.

"Ten pożar jest początkiem nowej epoki w historii Niemiec" - oświadczył patetycznie Adolf Hitler, zapowiadając rozprawę z przeciwnikami. Minister spraw wewnętrznych, nazista Wilhelm Frick miał w szufladzie gotowy projekt zarządzenia "o ochronie narodu i państwa", znoszący prawa i wolności obywatelskie. Podpisany natychmiast przez prezydenta Rzeszy pakiet przepisów wprowadzał stan wyjątkowy na terenie całego kraju.

W spustoszonym przez ogień budynku policjanci zatrzymali 24-letniego Holendra Marinusa van der Lubbe. Niezrównoważony psychicznie, niemal niewidomy, bezrobotny 24-latek, będący sympatykiem komunizmu o anarchistycznych skłonnościach, przyjechał do stolicy Niemiec, by zaprotestować przeciwko przejęciu władzy przez nazistów. Dwa dni przed atakiem na Reichstag van der Lubbe próbował podpalić berliński ratusz oraz zamek, jednak ogień szybko ugaszono.

Zmieniając nieoczekiwanie swoje plany powrotu do Holandii, van der Lubbe, który spędził ostatnią noc w policyjnym azylu dla bezdomnych, zakupił zapałki oraz podpałkę do węgla i udał się 27 lutego przed południem w kierunku Reichstagu. Wieczorem wtargnął do parlamentu, podkładając ogień najpierw w pomieszczeniach frakcji nazistowskiej NSDAP, a następnie w sali plenarnej. Gdy zabrakło mu podpałki, podpalał zasłony i obrusy, a w końcu zerwał z siebie koszulę i inne części garderoby, używając ich do rozpalania ognia. W chwili zatrzymania van der Lubbe był półnagi, miał na sobie tylko trzymające się na szelkach spodnie.

"Ten pożar jest początkiem nowej epoki w historii Niemiec" - oświadczył patetycznie Hitler, zapowiadając rozprawę z przeciwnikami. Minister spraw wewnętrznych, nazista Wilhelm Frick miał w szufladzie gotowy projekt zarządzenia "o ochronie narodu i państwa", znoszący prawa i wolności obywatelskie. Podpisany natychmiast przez prezydenta Rzeszy pakiet przepisów wprowadzał stan wyjątkowy na terenie całego kraju.

Już w nocy z 27 na 28 lutego nazistowskie bojówki SA i SS aresztowały kilka tysięcy politycznych przeciwników, głównie komunistów. W ciągu kilku dni liczba aresztowanych przekroczyła liczbę 10 tys. - socjaldemokratów, związkowców i dziennikarzy o liberalnych poglądach.

W wyborach parlamentarnych 5 marca NSDAP wraz dwoma mniejszymi nacjonalistyczno-konserwatywnymi ugrupowaniami po raz pierwszy uzyskała większość w parlamencie (51,9 proc.). Przed kolejnymi wyborami 12 listopada wszystkie partie z wyjątkiem NSDAP zostały zdelegalizowane - niemiecka demokracja przestała istnieć.

Proces van der Lubbe rozpoczął się 21 września 1933 roku przed Sądem Rzeszy. Oskarżony przyznał się do podpalenia. "Dokonałem tego czynu zupełnie sam" - oświadczył podczas rozprawy. Jak twierdzą obserwatorzy procesu, Holender był apatyczny, mówił niewyraźnie i sprawiał wrażenie, jakby był pod wpływem narkotyków. Sąd skazał go na karę śmierci za podpalenie i zdradę stanu.

Wyrok wykonano 10 stycznia 1934 roku. Na chwilę przed egzekucją miał powiedzieć "nareszcie" - twierdził więzienny kapelan.

Zarówno podczas wojny, jak i w pierwszych latach po jej zakończeniu, w zasadzie nikt nie miał wątpliwości, że to Niemcy naziści zainscenizowali podpalenie Reichstagu, by mieć pretekst do likwidacji demokracji w Niemczech. Podczas procesu w Norymberdze były pracownik kontrwywiadu Hans Bernd Gisevius zeznał, że podpalenia dokonało dziesięciu członków SA, z których żaden nie przeżył wojny.

Jednak wraz w upływem lat, do głosu coraz śmielej zaczęli dochodzić zwolennicy tezy o van der Lubbe jako jedynym sprawcy pożaru.

Historyk amator Fritz Tobias, opierając się na wypowiedziach świadków wydarzeń, w większości byłych funkcjonariuszy niemieckiej  nazistowskiej policji i wymiaru sprawiedliwości, ogłosił, że nie ma żadnych dowodów na udział osób trzecich w podpaleniu Reichstagu, a obarczanie Niemców nazistów odpowiedzialnością za pożar to "bajki".

Jego stanowisko poparł jeden z najbardziej znanych niemieckich historyków Hans Mommsen. Tezy Tobiasa przejął czołowy niemiecki tygodnik "Der Spiegel", publikując od 1959 roku serię artykułów na ten temat. Jego teoria weszła do kanonu niemieckiej historiografii i w tym duchu utrzymany jest zapis w encyklopedii.

Eksperci zajmujący się podpaleniami twierdzą zgodnie, że jedna osoba nie mogła w ciągu kilkunastu minut, a tyle czasu miał do swojej dyspozycji van der Lubbe, wywołać pożaru, który zniszczył ogromną salę plenarną parlamentu. W zgliszczach znaleziono substancje, m. in. ślady nafty, które mogły posłużyć nieznanym sprawcom za materiał do wzmocnienia ognia.

Pracownik renomowanego Instytutu Historii Najnowszej (IfZ) Hans Schneider, który wykazał liczne sprzeczności i niejasności w pracach Tobiasa, w wyniku intrygi został odsunięty od badań i pozbawiony stanowiska w instytucie. Zwolennikiem tezy o współudziale Niemców nazistów w podpaleniu parlamentu była także czołowa postać niemieckiej historiografii Golo Mann.

Na zdjęciach wykonanych bezpośrednio po pożarze widać też zwęglone tekturowe tabliczki z nazwiskami posłów, które pozwoliły na szybkie rozprzestrzenienie się ognia. Van der Lubbe nie miał czasu na szukanie ich w szafach i rozłożenie na podłodze - twierdzą przeciwnicy tezy o jego samotnej akcji. "To musiała być zorganizowana akcja" - twierdzi były szef berlińskiej straży pożarnej Albrecht Broemme.

Autorzy publikacji "Pożar Reichstagu. Historia prowokacji", której zaktualizowane wydanie niedawno ukazało się w niemieckich księgarniach, zaznaczają, że podejrzanie szybko pojawienie się Wilhelma Göringa w Reichstagu świadczy o tym, że musiał wiedzieć wcześniej o podpaleniu. Jego zeznania podczas procesu van der Lubbe świadczą o "wiedzy, którą może dysponować tylko sprawca" - twierdzą Alexander Bahar i Wilfried Kugel.

Amerykanin Arthur Garfield Hays, który jako jeden z zagranicznych korespondentów relacjonował przebieg procesu, powiedział: "Nawet jeśli nie wiemy, kto podłożył ogień, to jedno jest pewne: najpierw spłonął Reichstag, a potem cały świat".

Niemiecka prokuratura anulowała wyrok na van der Lubbe dopiero w 2007 roku, 74 lata po jego śmierci. "To skandal i kompromitacja dla niemieckiego wymiaru sprawiedliwości" - mówi adwokat Reinhard Hillebrand, który po długich staraniach uzyskał rewizję wyroku.

PROWOKACJA GLIWICKA

Hitler potrzebował pretekstu do ataku na Polskę.

"Stworzę propagandowy powód rozpoczęcia wojny; nieważne, czy będzie on wiarygodny" - zapewniał swoich generałów Führer na posiedzeniu sztabu głównego 22 sierpnia 1939 roku.

Reinhard Heydrich - to on doprowadził do prowokacji gliwickiej.

31 sierpnia 1939 do radiostacji w niemieckich wówczas, Gliwicach wtargnęło kilku uzbrojonych ludzi w ubraniach cywilnych. Napastnicy sterroryzowali niemiecką załogę i nadali po polsku komunikat: "Uwaga! Tu Gliwice. Radiostacja znajduje się w polskich rękach...". Zamordowano wówczas Franciszka Honioka, polskiego Ślązaka, uważanego obecnie za pierwszą ofiarę II Wojny Światowej.

Prawda o prowokacji gliwickiej wyszła na jaw dopiero na procesie zbrodniarzy hitlerowskich w Norymberdze. Świadek Alfred Helmut Naujock - żołnierz SD, SS i Waffen SS - zeznał: "30 sierpnia 1939 roku otrzymałem od szefa SD Reinharda Heydricha rozkaz upozorowania ataku na radiostację pod Gliwicami, w pobliżu granicy polskiej. Miało to być wykonane tak, by wyglądało, że napastnikami są Polacy. Dla prasy zagranicznej i dla niemieckiej propagandy potrzebny był dowód rzeczowy polskiej napaści."

By uwiarygodnić atak, potrzebne były trupy. Świadek Naujok opowiedział o swym spotkaniu z szefem Gestapo: "Heinrich Müller powiedział mi, że ma do rozporządzenia 13 skazanych przestępców, których należy ubrać w polskie mundury, a ich trupy należy pozostawić na placu boju planowanych utarczek, aby pokazać, że zostali zabici w czasie ataku." Ubranym w polskie mundury więźniom obozów koncentracyjnych podano śmiercionośne zastrzyki. Następnie zadano im rany postrzałowe. To ich trupy w polskich mundurach fotografowano i pokazywano dziennikarzom, informując o zuchwałych napaściach na niemieckie terytorium. Wszyscy żołnierze SD i SS, którzy strzelali podczas napadu na radiostację w powietrze oraz do zatrutych zastrzykami więźniów, również zostali później zabici.

Prowokacja gliwicka nie była jedyną tego rodzaju akcją zaplanowaną i wykonaną przez Hitlera oraz Gestapo. Różne niemieckie posterunki graniczne zostały zaatakowane lub przelotnie zdobyte przez rzekomych Polaków. W prasie ukazały się sprawozdania i fotografie korespondentów, którzy na własne oczy widzieli zabitych i mogli potwierdzić, że wszyscy oni nosili polskie mundury oraz byli uzbrojeni w polskie karabiny.

POLITYKA III RZESZY W ODZEWIE PAŃSTW OŚCIENNYCH

Na trzy lata przed wybuchem wojny, w 1936 roku, wojska III Rzeszy Niemieckiej, wbrew porozumieniom traktatu wersalskiego wkroczyły do zdemilitaryzowanej strefy Nadrenii. Niemieccy dowódcy, świadomi ewentualnego niepowodzenia wobec silnej kontrofensywy ze strony aliantów, nie mieli powodów do obaw wobec ich rutynowego protestu zamiast faktycznego działania. W tym samym roku wybuchła rewolucja w Hiszpanii, na której czele stał generał Franco, wspierany przez włoskich, a następnie także i niemieckich faszystów, dla których taka inwestycja ludzi i sprzętu oznaczała cenne doświadczenie przed mającą wybuchnąć wojną.

W roku 1938, pod pretekstem "zapewnienia ładu i porządku" armia niemiecka wkroczyła do Austrii, gdzie wcześniej, z polecenia Hitlera zamordowano jednego z kanclerzy, a drugiego wymieniono na człowieka opowiedzianego po stronie III Rzeszy. Pod równie pozornym pretekstem obrony prześladowanej niemieckiej mniejszości Hitler przyłączył do Niemiec Czeskie Sudety.

Wobec gotowości aliantów do stawienia zbrojnego oporu, Hitler w czasie konferencji w Monachium (wrzesień 1938) zadeklarował, że aneksja Sudetów zakończy jego ekspansję terytorialną w Europie.

Pół roku później do III Rzeszy zostały przyłączone Czechy i Morawy; utworzone marionetkowe państwo słowackie pozostawało pod niemiecką kontrolą. Agresywna polityka Hitlera wobec państw środkowoeuropejskich była jednoznacznym komunikatem jego zamiarów względem zamieszkujących je narodów słowiańskich (pozostających w świetle rasistowskiej teorii gatunkiem podludzi), które miały od tej pory dostarczać Rzeczy taniej siły roboczej. Pasywne stanowisko aliantów, którzy ograniczali się jedynie do protestów, sprzyjało niemieckiej polityce.

Ofensywa ze strony III Rzeszy na państwo polskie wydawała się po dokonanych już aneksjach oczywistością. Zdaniem niemieckich nacjonalistów istnienie państwa polskiego było pomyłką, popełnioną przy podpisywaniu porozumień traktatu wersalskiego.

W niecały miesiąc po umowie z Monachium, w październiku 1938, Niemcy zażądały zgody na włączenie Wolnego Miasta Gdańska i na budowę eksterytorialnej linii kolejowej i autostrady przez polskie Pomorze.

Żądania te zostały dwukrotnie powtórzone, w styczniu 1939 i dwa miesiące później, po wkroczeniu Niemców do litewskiego portu Kłajpedy. Niemiecka propaganda oskarżała Polskę o prześladowanie niemieckiej mniejszości w swoim kraju.

Rządy Wielkiej Brytanii, a następnie Francji udzieliły Polsce gwarancji bezpieczeństwa i zapewniły o udzieleniu pomocy militarnej, podczas gdy w samej Anglii przeciwnicy wojny protestowali przeciwko próbom militaryzacji kraju.

W kwietniu 1939 roku faszystowskie Włochy zaatakowały Albanię oraz zawarły z III Rzeszą tzw. Żelazny Pakt. Rychła normalizacja stosunków niemiecko - radzieckich, po nominacji Mołotowa na stanowisko ministra spraw zagranicznych ZSRR, zaowocowała 23 sierpnia 1939 podpisaniem "paktu o nieagresji" (tzw. pakt Ribbentrop - Mołotow), zawierającego tajną klauzulę o podziale stref wpływów na terytorium Polski. Pomimo gwarancji pomocowych ze strony aliantów, II Rzeczpospolita została tym samym skazana na zagładę.

Wkładem polskich naukowców w walkę z przyszłym okupantem, a zaskoczeniem dla samych hitlerowców, było przekazanie Francji i Wielkiej Brytanii, w sierpniu 1939, maszyn "Enigma", za pomocą których służby wywiadowcze mogły odszyfrowywać tajne niemieckie meldunki.

We wczesnych godzinach rannych 1 września 1939 roku Niemcy zaatakowały Polskę, bez wypowiedzenia wojny na całej długości granicy.

Symbolicznym początkiem II Wojny Światowej stał się ostrzał polskiej składnicy transportowej Westerplatte w Gdańsku przez pancernik „Schleswig - Holstein”. Żołnierze polscy pomimo ogromnej przewagi agresora, od początku wojny stawiali bohaterski opór. Na północy uderzenie niemieckich wojsk pancernych doprowadziło do rozbicia części Armii „Pomorze” w Borach Tucholskich oraz - pomimo początkowego sukcesu pod Mławą - Armii „Modlin”. Znaczący sukces lokalny zanotowała natomiast na zachodnim odcinku frontu Wołyńska Brygada Kawalerii która 1 września w bitwie pod Mokrą zadała duże straty niemieckiej 4. Dywizji Pancernej. Na południowym zachodzie w pierwszych dniach wojny Niemcy zmusili do odwrotu Armię „Kraków” zajmując Śląsk i przekroczyli Karpaty, przełamując słabą na tym odcinku obronę polską.

Po wycofaniu się ze Śląska regularnych oddziałów WP do walki z Niemcami przystąpiła miejscowa samoobrona. Stanowiąca prawdziwą „sól ziemi czarnej” złożona z dawnych powstańców śląskich i harcerzy broniła m.in. Katowic i Chorzowa. Przełamanie przez Niemców obrony granic doprowadziło do odwrotu wojsk polskich na całym froncie. Klęska Armii „Prusy” na kielecczyźnie za którą w dużym stopniu odpowiadał lekceważący przeciwnika jej dowódca gen. Stefan Dąb - Biernacki przyspieszyła wycofanie się na linię obronną na Narwi, Wiśle i Sanie.

W tym czasie Warszawę opuściły władze cywilne, które udały się najpierw na wschód, a następnie południe kraju. Za nimi wyjechał ze swoim sztabem naczelny wódz Edward Śmigły - Rydz, który z powodu źle funkcjonującej łączności stopniowo tracił realne możliwości dowodzenia wojskiem. 8 września niemieckie oddziały pancerne dotarły do Warszawy, jednak ich atak od strony Ochoty został odparty dzięki wielkiemu poświęceniu żołnierzy i wspierającej ich ludności cywilnej.

Sukcesy niemieckie umożliwiła zdecydowana przewaga we wszystkich rodzajach broni oraz zastosowanie taktyki „blitzkriegu”, czyli wojny błyskawicznej. Polegała ona na uderzeniach licznych jednostek pancernych w wybrane punkty, zwykle na styku armii polskich.

Oddziały polskie wobec groźby okrążenia zmuszane były do odwrotu, paraliżowanego często przez dominujące w powietrzu lotnictwo niemieckie. Gdy wojska polskie tocząc nieustanne walki odchodziły za Wisłę, Armia „Poznań” gen. Tadeusza Kutrzeby, wsparta przez część Armii „Pomorze” skoncentrowała swoje siły nad Bzurą.

9 września Polacy rozpoczęli tam największą bitwę kampanii, atakując z powodzeniem skrzydło wojsk niemieckich, które nacierały na Warszawę. Zdobyto Łęczycę i Łowicz zadając Niemcom duże straty. Przeciwnik przerzucił jednak wojska z innych odcinków frontu i w drugiej dekadzie września, w zaciętych bojach, w których poległo trzech polskich generałów Mikołaj Bołtuć, Stanisław Grzmot - Skotnicki, Franciszek Wład - rozbił Armię „Poznań” gen. Tadeusza Kutrzeby.

Generał Franciszek Wład wraz ze swym sztabem i resztkami 58 Pułku Piechoty postanowił przebijać się przez Bzurę. 17 września jego oddział został zaatakowany ciężkim ogniem artylerii niemieckiej w lasach niedaleko Iłowa nad Bzurą. Generał został ciężko ranny w głowę i zmarł z ran. Przed śmiercią zdążył podyktować list do żony:

Myślę o Tobie, Polsce się poświęcam. Chowaj naszego syna, na dzielnego Polaka. Spowiadałem się. Frank.

Tylko nieliczne oddziały WP. przebiły się do Warszawy.

„Warszawa będzie się bić” - rozkaz gen. Waleriana Czumy obrońcy Warszawy - oznaczał, że „Warszawa będzie broniona do ostatniego tchu. Obywatele stolicy winni od tej chwili poświęcić całą swoją energię, by ułatwić zadanie walczącemu wojsku. Nikt nie powinien ruszać się z miejsca gdzie go obrona stolicy zastanie. Opuszczenie Warszawy w takiej chwili będzie uważane za tchórzostwo. Warszawa znalazła się na pierwszej linii obronnej i winna być dumna, że tak zaszczytny los jej przypadł”.

W izolacji od reszty kraju walczyli obrońcy polskiego Wybrzeża. Pierwszego dnia wojny Niemcy zaatakowali Pocztę Polską i polską składnicę tranzytową na Westerplatte w Gdańsku. Zmobilizowani wcześniej pocztowcy bronili się cały dzień, poddali się dopiero po podpaleniu budynku przez napastników. Załoga Westerplatte dowodzona przez mjr Henryka Sucharskiego odparła pierwsze natarcia. Po stawieniu oporu Sucharski zgodnie z otrzymanymi wcześniej rozkazami, zamierzał skapitulować. Wobec sprzeciwu oficerów, z kpt. Franciszkiem Dąbrowskim na czele załoga kontynuowała walkę. Żołnierze polscy w heroicznym oporze wytrwali na Westerplatte do 7 września - atakowani z lądu - ostrzeliwani z morza przez pancernik „Schleswig - Holstein” i bombardowani przez lotnictwo.

W ciągu pierwszych dni wojny praktycznie wyeliminowano z walki polską marynarkę wojenną. M.in. Luftwaffe zatopiło w porcie na Helu kontrtorpedowiec „Wicher” i największy polski okręt wojenny stawiacz min „Gryf”. Niemcy uderzyli również na jednostki WP broniące pod dowództwem płk. Stanisława Dąbka rejonu Gdyni. Po utracie największego polskiego portu Polacy bronili się na Oksywiu, spychani w zaciętych walkach w kierunku morza.

19 września Niemcy złamali opór, a płk. Stanisław Dąbek, nie chcąc się poddać, popełnił samobójstwo. Odtąd ostatnim punktem obrony na Wybrzeżu pozostał półwysep Hel.

W czasie odwrotu oddziałów polskich na północy kraju ciężar powstrzymania Niemców nad Narwią wziął na siebie oddział kpt. Władysława Raginisa, który na czele około ośmiuset żołnierzy przez trzy dni bronił przed blisko 40 - tysięcznym niemieckim korpusem pancernym umocnionej bunkrami pozycji pod Wizną. To znana historia heroicznego boju obrońców Wizny, po obronie 17 sierpnia 1920 roku Zadwórza przez Obrońców Lwowa w wojnie polsko - bolszewickiej, zwana również Polskimi Termopilami.

Zgodnie z rozkazem Adolfa Hitlera wojska niemieckie prowadziły wojnę bezwzględną, totalną, skierowana również przeciwko ludności cywilnej. Lotnictwo niemieckie bombardowało nie tylko cele wojskowe i szlaki komunikacyjne, ale dokonywało również terrorystycznych ataków na miasta w których nie było obiektów militarnych, przemysłowych. Ofiarami niemieckich lotników padali uchodźcy z terenów objętych działaniami wojennymi. W Wielkopolsce i na Śląsku zamordowano wielu wziętych do niewoli członków samoobrony, a w październiku 1939 roku stracono obrońców Poczty Polskiej w Gdańsku.

W Bydgoszczy dokonano egzekucji ludności cywilnej, którą Niemcy tłumaczyli rzekomym mordem ( nazywanym przez ich propagandę „krwawą niedzielą”) dokonanym przez Polaków na mieszkających w mieście przedstawicieli mniejszości niemieckiej.

W rzeczywistości 3 września część Niemców z Bydgoszczy wystąpiła zbrojnie przeciw oddziałom WP wycofującym się z miasta. W rezultacie około trzystu osób - niektórzy schwytani z bronią w ręku - zostało rozstrzelanych. Po zajęciu Bydgoszczy Niemcy zamordowali w odwecie nie mniej niż 1500 Polaków, w większości wybranych przypadkowych mężczyzn, zwykle wskazanych przez niemieckich sąsiadów.

Zbrodni na ludności cywilnej dokonano również m.in. w Częstochowie.

WIZYTA JÓZEFA BECKA W BERLINIE

W trakcie przygotowywania wizyty Becka w Berlinie, która miała nastąpić natychmiast po upływie sześciu tygodni żałoby oficjalnej, 18 czerwca podpisany został brytyjsko-niemiecki układ morski, stanowiący ruinę kolejnego punktu traktatu wersalskiego i umożliwiający Niemcom legalną rozbudowę wielkiej marynarki wojennej, w skali do Royal Navy jak 35 do 100, wprawdzie z rezygnacją niemiecką z budowania lotniskowców, ale za to z równym dla obu stron parytetem w budowaniu okrętów podwodnych. Beck następnego dnia na konferencji z najbliższymi współpracownikami omawiał to złowróżbne wydarzenie polityczne, nie okazywał jednak zaniepokojenia perspektywą obecności na Bałtyku silnej Kriegsmarine. Interesowała go bardziej możliwość oddalenia się Wielkiej Brytanii od kontynentu. W przededniu wizyty berlińskiej narastał tymczasem nowy konflikt gdański. Było rzeczą oczywistą, że nieustanne kolizje finansowe, gospodarcze i celne między Polską i Wolnym Miastem wynikały w głównej mierze z inspiracji Berlina, z inspiracji znajdujących podatną glebę pomiędzy gdańskimi szowinistami niemieckimi. Sprzeciwianie się Polsce stanowiło w gruncie rzeczy program, a był to program stworzony w Berlinie. Próbowano udowodnić światu, że odłączenie polityczne Gdańska od Rzeszy jest nonsensem. W istocie rozwój Gdańska i jego dostatek zależały wyłącznie od handlu z Polską; odcięcie od Polski oznaczałoby natychmiastową ruinę całej gospodarki tego mini-państewka. Nieco zamętu wprowadziła polsko-niemiecka deklaracja o nieagresji, kiedy to w Berlinie zdecydowano przyhamować przede wszystkim propagandową działalność antypolską. Beck był gotów, jeżeli zaszła by potrzeba, w sprawie Gdańska choćby stanąć do walki z Niemcami; równocześnie, na płaszczyźnie dyplomatycznej, wykluczał ich z pertraktacji nad sprawami Wolnego Miasta. Słusznie zalecał niedopuszczenie do rozmów z Niemcami o relacjach polsko-gdańskich; rozmowy takie rzeczywiście ułatwiać mogły Niemcom ustawienie się na pozycji arbitra. Lecz z drugiej strony, paradoksalnie stanowisko zajęte przez Becka bardzo odpowiadało Niemcom. Gdańsk był przecież organizmem państwowym na pozór od nich niezależnym. W Gdańsku nie obowiązywał zawarty przez Niemcy z Polską układ o nieagresji, nie obowiązywały też umowy o wyhamowywaniu nieprzyjaznej wzajemnie propagandy. Toteż w Gdańsku hitlerowcy robili co chcieli w zakresie działalności antypolskiej. Z polskiego punktu widzenia należało traktować Wolne Miasto, zgodnie z rzeczywistym stanem rzeczy, nie jako państwo i nawet nie jako państewko, lecz jako niemiecką agenturę i rozmawiać o jej sprawach bezpośrednio z jej niemieckimi mocodawcami. Beck jednak wierzył w dobrą wolę Hitlera, gdańskie kłopoty przypisywał działaniu owych starego chowu Prusaków, od których jego zdaniem odcinało się kierownictwo hitlerowskie i tym samym poniekąd oddawał pole nieprzyjacielowi. Dopiero u schyłku roku miał się rozeznać w mechanizmie tej dywersji przeciw polskiej. 3 lipca wyjechał do Berlina. Przed frontem Dworca Śląskiego witała go kompania honorowa SS, po czym przyjął defiladę pułku już nie dawnej Reichswehry, lecz nowego Wehrmachtu. Zastosowano protokół jak dla premiera. Beck napisał później: „...rzeczywista wartość mej wizyty w Berlinie polegała na tym, że wydarzenie to było dla opinii publicznej świadectwem nowej formy stosunków między Polską a Niemcami. W pewnym sensie najważniejszą sprawą było nie to, czy stosunki te będą w przyszłości dobre czy złe; dotychczas uważano po prostu, że są one w ogóle niemożliwe; dlatego sam fakt nawiązania ich wprowadzał już nowy czynnik do polityki europejskiej.” W czasie tej wizyty pomyślnie zostały też rozstrzygnięte sprawy gdańskie. W wyniku nacisku Berlina senat Wolnego Miasta od razu zmienił stanowisko czego wyrazem było ratyfikowanie w Gdyni układu, który przywracał polską barierę celną na zewnętrznych granicach obszaru Gdańska i załatwiał sprawę finansowych rozrachunków z Wolnym Miastem. Berlin starał się tym sposobem niejako wypróbować odporność nowych władz w zmienionych uwarunkowaniach. Generalnie Hitler dawał odczuć wielki respekt dla postaci nieżyjącego już Marszałka Piłsudskiego. Równocześnie badano czy zgon Marszałka nie wpłynie na jakąś gwałtowną zmianę jego polityki.

POLITYKA RZECZPOSPOLITEJ POLSKIEJ PRZED 1 WRZEŚNIA 1939 ROKU

Rząd polski, Wódz Naczelny Edward Rydz - Śmigły, minister spraw zagranicznych Józef Beck znali precyzyjnie politykę Adolfa Hitlera i istotę zagrożenia atakiem zbrojnym na Polskę. Oczywiście zdawali sobie sprawę z form żądań Hitlera odnośnie "korytarza", czy też wolnego miasta Gdańska, uważając to, zgodnie ze stanem faktycznym za oczywistą prowokację. Wierzyli w sojusze zawarte z mocarstwami zachodnimi, nie dopuszczali myśli o zdradzie, konferencje krakowskie, zakopiańskie i lwowskie nie były im jeszcze znane, nie spodziewali się wydarzeń z 17 września 1939 roku.

Należy więc przypomnieć wystąpienie ministra spraw zagranicznych Polski Józefa Becka z maja 1939 roku, a więc na niepełne cztery miesiące od napaści Niemiec na Polskę. Pakt Ribbentrop - Mołotow nie był jeszcze zawarty.

PRZEMÓWIENIE JÓZEFA BECKA 5 MAJA 1935 ROKU

W niepełne cztery miesiące przed napadem Niemiec na Polskę minister spraw zagranicznych Rzeczypospolitej Józef Beck w dniu 5 maja 1939 roku wygłosił w Sejmie przemówienie, które jako niezmiernie ważne i znaczące dla dalszej polityki Rzeczypospolitej podaję w najważniejszych fragmentach.

Przemówienie ministra spraw zagranicznych Rzeczypospolitej Józefa Becka zostało wygłoszone na plenarnym posiedzeniu Sejmu RP 5 maja 1939 roku, w odpowiedzi na mowę kanclerza Rzeszy A. Hitlera z dnia 28 kwietnia 1939 roku.

(...). Jeśli chodzi o Gdańsk, to najpierw kilka uwag ogólnych. Wolne Miasto Gdańsk nie zostało wymyślone w Traktacie Wersalskim. Jest zjawiskiem istniejącym od wielu wieków, i jako wynik, właściwie biorąc, jeśli się czynnik emocjonalny odrzuci, pozytywnego skrzyżowania spraw polskich i niemieckich. Niemieccy kupcy w Gdańsku zapewnili rozwój i dobrobyt tego miasta, dzięki handlowi zamorskiemu Polski. Ludność Gdańska jest obecnie w swej dominującej większości niemiecka, jej egzystencja i dobrobyt zależą natomiast od potencjału ekonomicznego Polski. Jakież z tego wyciągnęliśmy konsekwencje? Staliśmy i stoimy zdecydowanie na platformie interesów naszego morskiego handlu i naszej morskiej polityki w Gdańsku. Szukając rozwiązań rozsądnych i pojednawczych, świadomie nie usiłowaliśmy wywierać żadnego nacisku na swobodny rozwój narodowy, ideowy i kulturalny niemieckiej ludności w Wolnym Mieście.

(...)żądanie aneksji Gdańska do Rzeszy, z chwilą, kiedy na naszą propozycję, złożoną dn. 26 marca wspólnego gwarantowania istnienia i praw Wolnego Miasta nie otrzymuję odpowiedzi, a natomiast dowiaduje się następnie, że została ona uznana za odrzucenie rokowań - to muszę sobie postawić pytanie, o co właściwie chodzi? Czy o swobodę ludności niemieckiej Gdańska, która nie jest zagrożona, czy o sprawy prestiżowe, czy też o odepchnięcie Polski od Bałtyku, od którego Polska odepchnąć się nie da! (...). Ale pokój, jak prawie wszystkie sprawy tego świata ma swoją cenę, wysoką, ale wymierną. My w Polsce nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę. Jest tylko jedna rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenną. Tą rzeczą jest honor”..

TAJNA ORGANIZACJA BOJOWA POWSTANIE POLSKIEGO PAŃSTWA PODZIEMNEGO

Już 17 września 1939 roku na rozkaz Szefa Sztabu gen. Wacława Stachiewicza powstała "Tajna Organizacja Bojowa". 20 września we Lwowie, na wniosek gen. Mariana Januszajtisa - "Polska Organizacja Walki o Wolność". Też 20 września w strukturach "Związku Strzeleckiego" "Organizacja Orła Białego". 3 października - "Komenda Obrońców Polski" na rozkaz gen. Wilhelma Orlika - Rückemanna. Pod Kockiem na wniosek gen. Franciszka Kleberga powstała "Organizacja Wojskowa". Tymczasem, jeszcze przed opuszczeniem kraju we wrześniu 1939 roku Naczelny Wódz wydał rozkaz o utworzeniu na bazie dywersji pozafrontowej, organizacji konspiracyjnej na wzór Polskiej Organizacji Wojskowej  (POW). 26 września 1939 roku przyleciał do Warszawy z Rumunii mjr Edmund Galant przysłany przez Marszałka  Rydza Śmigłego, z misją zorganizowania Podziemia. 27 września na dzień przed kapitulacja Warszawy, dowodzący obroną gen. Rómmel  wiedząc, że będzie musiał oddać się do niewoli, przekazał dowodzenie gen. Michałowi Karaszewiczowi - Tokarzewskiemu najwyższemu rangą oficerowi z doświadczeniem legionowym, który przystąpił do realizacji swojego planu organizacji Podziemia. Nawiązał kontakt z przedstawicielami stronnictw przed wojną opozycyjnych, które przyjęły kryptonimy" Stronnictwo Demokratyczne  -  "Prostokąt", Stronnictwo Narodowe - "Kwadrat", Stronnictwo Pracy "Romb" i PPS "Koło" .Wspólnie założyli organizację polityczno - wojskową  o nazwie "Służba Zwycięstwu Polski" (SZP). Powstało Polskie Państwo Podziemne.Kiedy Rząd Polski we Francji dowiedział się z raportu gen. Tokarzewskiego o zorganizowaniu w Kraju Służby Zwycięstwu Polski, gen. Władysław Sikorski postanowił powołać w to miejsce rozkazem z dnia 13 listopada 1939 roku Związek Walki Zbrojnej (ZWZ) - o charakterze czysto wojskowym, a nie polityczno - wojskowym, jak też powierzyć jego dowodzenie na terenie okupacji niemieckiej gen. Roweckiemu, a na terenie okupacji sowieckiej gen. Tokarzewskiemu. Na czele powołanego ZWZ stanął gen. Kazimierz Sosnkowski - minister bez teki w rządzie gen. Sikorskiego we Francji. W założeniach, opracowanych przez wyższych oficerów, w Kraju powinna powstać w konspiracji armia w sile około 400 tysięcy żołnierzy, dozbrojona ze zrzutów z Zachodu gotowa do rozpoczęcia "powstania powszechnego", równocześnie na terenie całego Kraju w momencie, gdy do granicy zachodniej dotrą nasze Siły Zbrojne z Armiami Sprzymierzonych. "Powstanie Powszechne"  obejmujące cały Kraj miało gwarantować utrzymanie granic Państwa Polskiego sprzed roku 1939. Dla uzyskania takiej liczebności wojska w Kraju Wódz Naczelny wydał rozkaz z 14 lutego 1942 roku przemianowujący  ZWZ w Armię Krajową, z zadaniem scalenia akcji wojskowych wszelkimi środkami.

Niestety nie wszystkie oddziały podporządkowały się temu rozkazowi. Poza Armią Krajową pozostały: NSZ, AL, B. Ch - związane ze swoimi Stronnictwami.  Pomimo to, jak wiadomo, w 1944 roku Armia Krajowa grupowała około 380 tysięcy żołnierzy i oficerów przeszkolonych i przygotowanych do walki, jednakże niewystarczająco uzbrojonych.Na przełomie lat 1943/1944 Armia Czerwona bardzo szybko zaczęła przesuwać linię fontu na zachód. Kiedy front niemiecko - rosyjski przekroczył przedwojenną granicę Państwa Polskiego z ZSRS - zrozumieliśmy, że koncepcja "Powstania Powszechnego" na terenie całego kraju jest nierealna. Zmieniona została koncepcja "Powstania Powszechnego" na "Akcję Burza/", która miała być prowadzona na zapleczu frontu. Chociaż "Akcja Burza" na Wileńszczyźnie i na Wołyniu była pomocna działaniom Armii Czerwonej, dowództwo sowieckie zdradziecko i krwawo rozprawiało się z żołnierzami    i dowództwem AK, po wcześniejszym zaproponowaniu współpracy.Powstanie na terenie Warszawy nie było wcześniej planowane, ale kiedy front niemiecko - rosyjski zbliżył się do Wisły - taką decyzję podjęto. Uzasadnienie wydania rozkazu miało kilka motywów:

- Zbliżenie frontu do Wisły oznaczało zamienienie Warszawy na twierdzę, której zdobycie poprzedzi kompletnie zniszczenie miasta.

- Po dalszym przesunięciu frontu na Zachód - wyzwolicielami miasta będą Rosjanie.

Część Rządu Polskiego na Zachodzie nie chciało zaakceptować takiej sytuacji. Założono, ż Warszawę wyzwoloną przez nas przekażemy Rosjanom - aby świat wiedział, że wyzwolenie nie jest równoznaczne z wolnością.Przed upadkiem Powstania gen, Komorowski "Bór" wynegocjował ze stroną niemiecką uznanie i traktowanie Powstańców jak żołnierzy, a nie jak bandytów. Wiedząc, że będzie musiał też iść do niewoli przekazał dowodzenie armią gen.  Leopoldowi Okulickiemu "Niedźwiadkowi". Po wkroczeniu Armii Czerwonej do Warszawy 17 stycznia 1945 roku i w dalszym ataku na Zachód  gen. Okulicki "Niedźwiadek" wiedząc, że systemy łączności z Londynem  i sami żołnierze są zdekonspirowani, wydał rozkaz rozwiązujący Armię Krajowa. Naczelnik Szarych Szeregów Stanisław Broniewski , aby młodzież przystąpiła do nauki lub pracy zacytował Cypriana Kamila Norwida: "Nam niepotrzebni są martwi bohaterowie, jeśli nie jest to konieczne, ale żywi ludzie dla wspólnego dobra.W tym miejscu powtórzę słowa, które wypowiedziałem 3 lata temu i za przekręceniektórych wylała się na mnie fala nienawiści: Znacznie mniejsza część żołnierzy. głównie partyzantów leśnych, po stracie najbliższych, rodzin, domów, nie miała co zrobić ze sobą, a nie akceptując ustroju, zdecydowała się pozostać w lesie i walczyć na własną rękę aż do śmierci, pomimo rozkazu rozwiązującego AK. Partyzantka, pod względem liczebnym i materialnym, bez wsparcia rządowego nie mogła pokonać Armii Radzieckiej. Wcale nie twierdzę, że ci ludzie nie byli bohaterami. Tylko uważam, że oddali swoje życie niepotrzebnie,  po tylu milionach ofiar, jakie Polska straciła w czasie wojny.Sądzę, że moje twierdzenie ma poparcie w zdaniu wypowiedzianym przez Kardynała Wyszyńskiego, a umieszczonym na ratuszu na pl. Teatralnym: Sztuką jest umierać dla Ojczyzny, ale największą sztuką jest żyć dla niej".Przez wiele lat ucząc się i pracując, nie manifestowaliśmy swej przeszłości w AK.W odrodzonej Polsce staramy się przekazywać etos Armii Krajowej najmłodszemu pokoleniu.

Na zakończenie mojego wystąpienia pragnę Państwu się zaprezentować'

Urodziłem się we Lwowie 12 listopada 1931 roku. Ojciec był lekarzem, Matka filologiem polskim

 Trzy miasta otrzymałem w darze

A które piękniejsze

Czy Lwów Katedrą  marzeń

Czy Groby Królewskie

A może Królowa Polski

Warszawę mi przybliżyła

By sercu była bliska

Jak dla mnie Pani Najczystsza

 

 KIEDY JECHAŁEM DO KRAKOWA,

Gdy opuściłem miasto Lwów,

Też trwała smutna noc wrześniowa,

Czarcim się sznurem pociąg wlókł.

Dudniący w czaszce stukot kół,

Nade mną nieba czarny pył,

Pode mną hebanowy dół,

Stukotem tym ten pociąg wył.

Młodzieńczych myśli moich lot,

Splecionych z sobą w ciemną noc,

Jak strzały odwróconej grot,

Wzierała w duszę diabla moc.

Ojciec zamglony już wiecznością,

Ruiny życia – ruin dom,

I dzień wschodzący  słońc ciemnością,

I ja w pociągu ludzki złom.

Matka w sweterku swym zwiotczałym,

Z skrzywioną twarzą w kątku ust,

Tylko chryzantem obraz szary,

Listopadowy symbol snu.

Snujące wkoło się koszmary,

Nieludzkie przecież jakieś łzy,

A pociąg wyje w deszcz szurszawy,

Rozpacz rozpaczy – w środku my.

I nocą czarną, nie majową,

W tanatosowym widmie snów

Tak dojechałem do Krakowa

Gdy opuściłem miasto Lwów.