REDAKTOR ZBIGNIEW RINGER WSPOMNIENIE

ZBIGNIEW RINGER DLA PAMIĘCI

Zmarł Zbigniew Ringer 2020-11-20

Odszedł tak, jak żył – szybko. Cały życie gdzieś się spieszył: do pracy w redakcji, do domu do żony i dzieci, na narty z przyjaciółmi lub sam. Bezkompromisowy w swoich poglądach, zdeklarowany antykomunista, jako jeden z nielicznych dziennikarzy „Dziennika Polskiego” nie został pozytywnie zweryfikowany podczas stanu wojennego. Kochał Polskę wolną i niepodległą.

A w tej swojej Polsce najbardziej kochał góry. Był świetnym piechurem i narciarzem, szusował zresztą aż do 90. roku życia. Wspinaczka była dla niego jak modlitwa.Napędzała go pasja: opisywania, relacjonowania wydarzeń, rozmów. Interesowało go wszystko co się wokół niego działo: od wydarzeń na arenie międzynarodowej po problemy kioskarki, do której regularnie zaglądał po gazety. Interesowały go nie tylko wydarzenia, ale także ludzie. Uwielbiał rozmowy z tymi, których znał od lat i z tymi, których właśnie poznawał. Słuchało się Go z wielką przyjemnością. Był erudytą, jakich rzadko się już spotyka. Skrzył absurdalnym humorem.Jak tylko mógł pomagał ludziom. Bo ich lubił i szanował i tym samym mu ludzie odpłacali. Energiczny i porywczy potrafił ostro przyciąć, by chwilę później serdecznie uściskać rozmówcę.Pracował na co dzień w redakcji, ale gdy w sporcie działo się coś ważnego, to natychmiast ruszał w drogę; przesyłał korespondencje z największych imprez - igrzysk olimpijskich i mistrzostw świata. W 1976 roku został redaktorem albumu Cracovii i Wisły Kraków, wydanego z okazji jubileuszu 70-lecia obu klubów.Na łamach „Dziennika Polskiego” regularnie zamieszczał felietony „Tydzień w sporcie”, które pod zmienionym w 1972 roku tytułem „Bez dogrywki” ukazywały się aż do ogłoszenia stanu wojennego w grudniu 1981 roku.W życiu osobistym był kochającym mężem, ojcem, dziadkiem i pradziadkiem. Już nie siądzie z rodziną i przyjaciółmi, by barwnie opowiadać o swoich pasjach, przywoływać cytaty z ulubionych książek, żartować, przekomarzać się z rozmówcami, łapiąc ich za słowa. Ale Jego słowa, Jego pasja i energia pozostaną na zawsze w naszej pamięci.

PAMIĘCI KRAKOWSKIEGO KEDYWU

 W wieku 92 lat zmarł we wtorek po krótkiej chorobie red. Zbigniew Ringer, dziennikarz, wieloletni redaktor "Dziennika Polskiego", nauczyciel kilku pokoleń dziennikarzy.

Przez długi czas był kierownikiem działu sportowego "Dziennika Polskiego", dawni czytelnicy pamiętają Jego felieton "Tydzień w sporcie", zamieniony w 1972 r. na "Bez dogrywki", który ukazywał się aż do stanu wojennego.

Był sprawozdawcą z największych imprez sportowych - igrzysk olimpijskich i mistrzostw świata. W 1976 r. był redaktorem niecodziennego albumu Cracovii i Wisły, wydanego z okazji jubileuszu 70-lecia obu klubów. Po raz pierwszy w historii rocznicę powstania najstarszych klubów sportowych Krakowa uświetniono wspólnym albumem, czytanym z obydwu stron, z jednej o Cracovii, z drugiej o Wiśle.

Był miłośnikiem gór, nart i turystyki, współtwórcą Polskiego Stowarzyszenia Prasy Lokalnej. Był człowiekiem niespotykanego już dzisiaj formatu, który nigdy przed żadną władzą nie zgiął karku. Czasami za dużą cenę.

W 1952 r. ukończył studia na Wydziale Filozoficzno-Społecznym Uniwersytecie Jagiellońskim

W latach 1951-1952 pracował w Echu Krakowa, od 1952 r, do 13 grudnia 1981 r. w "Dzienniku Polskim", gdzie m.in. kierował działem sportowym, publikował stały felieton "Tydzień w sporcie", w 1971 r. przemianowany na "Bez dogrywki". Zajmował się ochroną środowiska, tematyką górską i sportem masowym. Jako sprawozdawca sportowy relacjonował między innymi igrzyska olimpijskie i mistrzostwa świata. W 1976 r. był redaktorem albumu Cracovii i Wisły, wydanego z okazji jubileuszu 70-lecia obu klubów.

Po ogłoszeniu stanu wojennego nie poddał się weryfikacji i przeszedł na rentę, pracował na pół etatu jako rzecznik prasowy w Polskim Biurze Podróży Orbis, współpracował z prasą II obiegu i "Wydawnictwem Myśli Nieinternowanej". Był członkiem redakcji wydawanego od marca 1990 r. do listopada tegoż roku dziennika "Depesza", następnie pracował w "Tygodniku Polonia", jako sekretarz redakcji pisma "Małopolski Nowy Świat", od 1992 r. był korespondentem "Nowego Dziennika" Nowy Jork..

Od 1952 r. był członkiem Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, był prezesem Krakowskiego Oddziału SDP oraz prezesem Klubu Dziennikarzy Sportowych SDP w Krakowie. Należał do współtwórców Polskiego Stowarzyszenia Prasy Lokalnej.

W 1972 r. został odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi, w 1979 r. Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.

Jego córka Elżbieta Ringer była sekretarzem redakcji nowojorskiego "Nowego Dziennika"

Przyjaźnił się od lat z Aleksandrem Szumański. Był autorem wstępu do jego debiutu literackiego "Odlatujące ptaki".

STRZAŁY NA PLACU KOSSAKA W KRAKOWIE

Autor Zbigniew Ringer

11 lipca, wtorek, czterdziestego czwartego, Wilhelm Koppe, SS- Obergruppenführer, wyższy dowódca SS i policji na obszar GG, wyjechał „mercedesem” z Wawelu o godz. 9.17 ulicą Podzamcze i Powiśle, aby przez plac Kossaka przejechać do alei Mickiewicza, gdzie w przedwojennym budynku Akademii Górniczej mieścił się rząd Guberni. Plan zamachu przygotowano bezbłędnie, akcja żołnierzy polskiego podziemia zapowiadała się więc pomyślnie. „Rayski” (Aleksander Kunicki), oficer wywiadu dywersyjnego dyspozycyjnych oddziałów Kedywu Komendy Głównej Armii Krajowej, który przeprowadzał rozpoznanie, był pierwszym łącznikiem na trasie przejazdu, a dowódcą całej akcji - „Rafał” (Stanisław Leopold).

Ciężarówka, która miała za zadanie zajechanie drogi „mercedesowi” ruszyła jednak sekundę za wcześnie i kierowca Koppego wyminął ją w ostatniej chwili, uciekając przed (zapewne także przedwczesnymi) strzałami grupy uderzeniowej.

Jedna z serii dosięgła adiutanta SS-owskiego generała, który był jedyną śmiertelną ofiarą zamachu.

Koppe umknął śmierci. Krwawy policjant z Warthegau (okręg poznański, wcielony do Rzeszy), późniejszy kat z GG, sekretarz stanu do spraw bezpieczeństwa w Generalnym Gubernatorstwie, odpowiedzialny za śmierć i eksportację, setek tysięcy Polaków, uniknął swego losu. W latach siedemdziesiątych mieszkał jeszcze w Bonn, tam także nie dosięgło go niemieckie prawo.

(„Parasol” w akcji)

Był to batalion Szarych Szeregów - organizacji harcerskiej w Armii Krajowej. Właśnie chłopcom z „Parasola” zleciła Komenda Główna AK wykonanie zamachu na Koppego. Mieli za sobą wiele udanych akcji, nieco wcześniej brawurowy zamach na Kutscherę, dysponowali dużą siłą ognia, byli pełni zapału. W Krakowie zjawili się parę tygodni wcześniej, zrobili doskonałe rozpoznanie, zachowali pełna konspirację . Sam transport dużej ilości broni z Warszawy do Krakowa i kilku samochodów, które wzięły udział w akcji, znakomite zorientowanie się w trasie i ustalenie trybu życia Koppego - to musiało wzbudzić szacunek u wszystkich, którzy obserwowali owo działanie.

(Dlaczego nie Kraków?)

Stanisław Nawara-Gaczoł był w tamtym czasie członkiem sztabu zgrupowania „Żelbet”, podporucznikiem Armii Krajowej, działał w Krakowie. A więc dlaczego nie Kraków przygotowywał akcję na Koppego, tutejsi żołnierze zaczęli przecież rozpracowywać plan zamachu.

- Powiedziano nam, że akcję przygotuje ostatecznie warszawski „Parasol”, bo ma już wielkie doświadczenie, to przecież „Kruszynka” śmiertelnie ugodził Kutscherę. Ponadto użycie do akcji żołnierzy warszawskich mogło nie pociągnąć za sobą, represji okupanta wobec mieszkańców Krakowa. Inny powód, to także niedostateczne wyposażenie w broń AK-owców z naszego miasta.

A w ogóle Kraków miał nieco inne plany bojowe. W marcu 1944 r. aresztowano na ul. Dietla w Krakowie pułkownika Józefa Spychalskiego („Luty”), komendanta okręgu AK. Osadzono go na Montelupich, jego przede wszystkim chcieliśmy odbić. Te właśnie plany zajęły nam sporo czasu, lecz nie udało się wykonać żadnego. Józefa Spychalskiego rozstrzelali hitlerowcy w sierpniu 1944 r. Potem, szef Kedywu krakowskiego „Ziemowit”-„Skała” – major Pańczakiewicz przekazał rozkaz zaprzestania przygotowań do akcji na Koppego, oznajmiając, iż przejmuje ją „Parasol”. Planowano jeszcze, aby Koppego ująć żywcem, miał stanowić atut w wypuszczeniu na wolność Spychalskiego, a może nawet Grota-Roweckiego, komendanta głównego Armii Krajowej, generała, aresztowanego przez Gestapo w czerwcu 1943 r. w Warszawie.

(Relacja Ryszarda Nuszkiewicza)

Ryszard Nuszkiewicz doświadczył pełnego losu polskiego żołnierza-tułacza. We wrześniu opuścił Polskę i poprzez Węgry, Jugosławię, Włochy, Francję, Hiszpanię, Portugalię i Gibraltar, z tysięcznymi przygodami, dotarł do Anglii – w styczniu 1942 r., aby w rok później, po dywersanckim przeszkoleniu zostać (jako jeden z 318 skoczków - cichociemnych) zrzuconym na spadochronie z brytyjskiego „Halifaxa” w okolicach Jędrzejowa.

- Armia Krajowa w Krakowie i w tutejszym okręgu przeprowadziła (względnie współuczestniczyła) cztery wielkie akcje zbrojne. 20 kwietnia 1943 r. na rogu alei Krasińskiego i ulicy Wygody przeprowadzono zamach na Krügera (poprzednika Koppego na tym stanowisku), który został ranny w kręgosłup i natychmiast zniknął z Krakowa. 29 stycznia 1944 r. zaatakowaliśmy pociąg wiozący Hansa Franka i jego sztab pomiędzy Staniątkami a Szarowem (tę akcję rozpracował i prowadził Nuszkiewicz – przyp. ZR.), Hans Frank jechał w ostatnim wagonie i wyszedł z zamachu bez szwanku; potem był Koppe 11 lipca i czwarta akcja, jedyna w pełni udana: przechwycenie w powiecie limanowskim ministra propagandy rządu GG Ohlenbuscha przez oddziały I pułku Strzelców Podhalańskich AK, z końcem lipca. Chcieliśmy go ewentualnie podmienić na któregoś z naszych dowódców, ostatecznie został stracony.

Mieliśmy w Krakowie kłopoty typowe dla tamtych czasów – dysponowaliśmy bardzo małą ilością broni, amunicji, sprzętu wojskowego. Koppego polecił nam rozpracowywać dowódca Kedywu Komendy Głównej AK płk „Radosław” Mazurkiewicz, ale bardziej myśleliśmy o Spychalskim. Koppego chciałem sprzątnąć po cichu jeszcze w listopadzie 1943 r.. Z karabinu, z wieżyczki na ulicy Bernardyńskiej, bez rozgłosu, aby uniknąć ewentualnych wpadek. Późniejszą akcją „Koppe” kierować miał „Świda-Korczak”, por. Zenon Sobota z Kedywu rzeszowskiego, który wcześniej przymierzał się do odbicia więźniów z ulicy Czarnieckiego w Krakowie i do odbicia "Lutego" Spychalskiego. Potem Koppego przejął „Parasol”.

Ale myśmy do akcji „Koppe” dali nasze cudowne łączniczki i wywiadowczynie, które obsługiwały niemal całą trasę przejazdu „Koppego” pod dowództwem „Iny”- Zofii Jasieńskiej. Były to: „Zosia” Zofia Sokołowska, „Tomek” Anna Szygalska, „Ada” Irena Potoczek, „Inka” Stefania Żychowska-Gładysz, „Dzidzia” Irena Sokołowska. Kraków przygotował meliny, z których chłopcy z „Parasola” korzystali w okresie przygotowania zamachu, tu były magazyny broni - na ulicy Starowiślnej 33, Grzegórzeckiej 13, w Bronowicach Małych u kowala Jana Wodnickiego, punkty kontaktowe na Grodzkiej w sklepie Marii Krach, na Krakowskiej, w firmie meblowej, na Radziwiłłowskiej 21, na Krowoderskiej 68, w Sukiennicach w kramie u Ireny Sokołowskiej. Tu były garaże - na Groblach, na Szlaku i na Kazimierzu. Akcja „Koppe” była majstersztykiem organizacyjnym.Rozmawiałem z ,,Rafałem” (Stanisław Leopold), jednym z najwybitniejszych przywódców Szarych Szeregów, który dowodził akcją w Krakowie, o tym, że inny powinien być odskok po akcji. Raczej należało wtopić się w Kraków i w jego ulice, niźli ciężkimi samochodami ewakuować się z miasta do Warszawy. Postanowiono inaczej, zresztą po drodze przygotowano wszystko dla uchodzących z Krakowa żołnierzy. W akcji na Koppego zginęło podczas odwrotu w Udorzu koło Wolbromia jej dwóch uczestników, troje zostało później zakatowanych na Pomorskiej.

Potem jeszcze raz przygotowywaliśmy w Krakowie zamach na Koppego. Byłem, za to odpowiedzialny. Na alei Mickiewicza 19 mieszkał jeden z naszych żołnierzy, chcieliśmy z jego okna zrzucić granat typu „gommon” na samochód Koppego, a następnie ostrzelać z broni maszynowej, po akcji zaś wycofać się piwnicami. W: międzyczasie jednak nastąpiła mobilizacja oddziałów partyzanckich, poszły one do batalionu „Skała”, a rozpoznanie, jakie rozpoczęliśmy po 20 lipca, zakończyliśmy po ośmiu dniach. 6 sierpnia była krakowska „czarna niedziela”, pewnie jako odwet za zamach na Koppego.

Szukałem. w niemieckim dzienniku "Krakauer Zeitung” jakiejkolwiek wzmianki o zamachu na szefa policji w GG; Ani słowa.

(Kraków czeka na pomnik bohaterów zamachu na Koppego)

Kraków czeka na pomnik bohaterów zamachu na Koppego. Rzeźbiarz Pawlikowski przygotował projekt - fragment muru z oknem zakratowanym, z płytami ukazującymi szkice ulic, na których przeprowadzono akcję na Krügera i Koppego; na murze kotwica - symbol Polski, walczącej. Kraków czeka na nazwanie którejś ze znaczących ulic miasta - ulicą Bohaterów Armii Krajowej. Walczyło ich w Polsce 350 tysięcy.

                                                                                Zbigniew Ringer