foto1
Kraków - Sukiennice
foto1
Lwów - Wzgórza Wuleckie
foto1
Kraków - widok Wawelu od strony Wisły
foto1
Lwów - widok z Kopca Unii Lubelskiej
foto1
Lwów - panorama
Aleksander Szumański, rocznik 1931. Urodzony we Lwowie. Ojciec docent medycyny zamordowany przez hitlerowców w akcji Nachtigall we Lwowie, matka filolog polski. Debiut wierszem w 1941 roku w Radiu Lwów. Ukończony Wydział Budownictwa Lądowego Politechniki Krakowskiej. Dyplom mgr inż. budownictwa lądowego. Dziennikarz, publicysta światowej prasy polonijnej, zatrudniony w chicagowskim "Kurierze Codziennym". Czytaj więcej

Aleksander Szumanski

Lwowianin czasowo mieszkający w Krakowie

ZROZUMIEĆ ANTYSEMITĘ, FILOSEMITĘ, ANTYPOLONIZM, PATRIOTYZM.

W TYM CELU ZAMIĘŚCIŁEM 3 ARTYKUŁY:

1 - JANA HARTMANA - "CHCIAŁBYM BYĆ  SOBĄ" ("ZROZUMIEĆ ANTYSEMITĘ")

2 - JANA HARTMANA "GENDERLAND   -  Z KAZIRODZTWEM W TLE" "GENDER - WIDMO KRĄŻY...WIDMO ZAGŁADY LUDZKOŚCI"

3 - ZBRODNIE ŻYDOWSKIE - JAK ŻYDZI MORDOWALI ŻYDÓW - LEKCJA HISTORII

https://aleszuma.neon24.pl/post/150533,zydzi-mordowali-zydow-lekcja-historii

 "ZROZUMIEĆ ANTYSEMITĘ" ("CHCIAŁBYM BYĆ SOBĄ")

Autor prof. Jan Hartman

Oto głos naukowca - Żyda polskiego · prof. dr hab. Jana Hartmana – profesora filozofii na Uniwersytecie Jagiellońskim.

"Zrozumieć antysemitę" (w Tygodniku Powszechnym jako „Chciałbym być sobą”; tekst nagrodzony nagrodą Grand Press za publicystkę w 2009 roku)

W jednym z przejść podziemnych w Krakowie widnieje napis: „Precz z żydowskim antypolonizmem!” Zawsze, gdy tamtędy przechodzę, myślę sobie: pewnie, że tak, ale gdyby tak jeszcze dopisać „… i z polskim antysemityzmem”. Lecz antysemityzm stał się już dawno tematem uczciwej debaty publicznej w naszym kraju. Antypolonizm tymczasem nie doczekał się jeszcze takiego potraktowania – ani przez w Polsce, ani w Izraelu, ani w USA. Na razie mówią o nim tylko antysemici. Chwała im za to. Jestem przekonany, że poprawa relacji między Polakami i Żydami w dużym stopniu zależy od tego, w jakiej mierze damy głos w sferze publicznej antysemityzmowi i antypolonizmowi. Spychanie ich do rynsztoka sprawia, że całkiem w nim gniją i dziczeją, wydzielając jady zatruwające całe społeczeństwa. Być może nie zmienimy przekonań tych ludzi, ale podejmując otwarcie drażliwe tematy i dając upust także negatywnym uczuciom ułatwimy sobie uzdrowienie stosunków między oboma naszymi narodami.

Żydzi i antysemici żyć bez siebie nie mogą. Bez antysemitów Żydzi byliby zwyczajnym narodem, którym inni mało się interesują. Bez antysemitów nie byłoby holokaustu, a bez holokaustu nie byłoby dzisiejszego Izraela. Gdyby zaś nie było Żydów na świecie, antysemici musieliby stworzyć sobie inną legendę o światowym spisku mocy Zła albo wyżywać swą wojowniczość w sportach walki. Nie byliby jednak tym, czym najbardziej lubią być – tępicielami Żyda.

Przed wojną sojusz semicko-antysemicki był poniekąd honorowy. Antysemici zwali się antysemitami i nigdy się nie obrażali, gdy ktoś nazywał ich w ten sposób. Dla antysemity słowo „antysemita” bynajmniej nie było obelgą. Zwalczali Żydów otwarcie – na ulicy, w gazetach, w parlamencie. Organizowali demonstracje, bojkoty sklepów żydowskich, segregację rasową na uniwersytetach. Wszystko było jasne. Dziś jednak nie wypada być przeciwko jakiemuś narodowi jako takiemu, przez co tożsamość antysemity uległa zaburzeniu. Musi przekonywać siebie i innych, że żadnym antysemitą nie jest, a to nie jest łatwe zadanie. Nie jestem antysemitą, ale… dlaczego Żydzi to, a dlaczego Izrael tamto… To zapewne wina Żydów, że nawet nie wolno się mienić antysemitą – po prostu kolejny wynalazek „żydowskiego liberalizmu”, za pomocą którego Żydzi próbują zapanować nad światem.

Zwykle mówi się dziś o antysemityzmie jako przesądzie i niegodziwości. Nikt kulturalny nie chce antysemity słuchać, nikt nie traktuje poważnie tego, co mówi. Ja zaś twierdzę, że antysemitów trzeba słuchać, starannie wyłuskując ziarna prawdy zanurzone w miąższu obsesji, mitów i kłamstw. Prawdziwi antysemici naprawdę interesują się nami i wiele o nas, Żydach, wiedzą. Choć są niebezpieczni, to przynajmniej jesteśmy dla nich ważni, a to jest pewna wartość. Dlatego zasługują na to, by z nimi rozmawiać. I chociaż prawdą jest, że antysemityzm przerodził się w XX wieku w zbrodnię holokaustu, to przecież owo powinowactwo z nazistami, które plami honor współczesnego antysemity, budzi nie tylko gniew, ale też współczucie. Przecież (na ogół) nie chcą mieć nic wspólnego z Hitlerem, ale siłą rzeczy mają.

Prawdę mówiąc, wolę zdrowego polskiego antysemitę, niż żydowskiego, no, jakbyśmy to nazwali – „antylechitę”? Chociaż antypolonizm jest pośród Żydów w Izraelu czy w USA równie częsty (na oko przynajmniej, bo nikt tego nie zbadał), jak antysemityzm w Polsce, to jednak nie są to zjawiska symetryczne. W pewnym sensie antypolonizm jest gorszy. Nie opiera się bowiem na niezdrowej fascynacji, kompleksach i chorej wyobraźni, lecz na czymś obezwładniającym, poniekąd nieludzkim – na czarnej obojętności. Gdzieś w najstarszym pokoleniu polskich Żydów, którzy przeżyli wojnę, a potem wyjechali do Izraela lub gdzie indziej, bije źródło strasznych wspomnień, w których Polak odgrywa nierzadko rolę wręcz ohydną – szantażuje, obrzuca wyzwiskami, ograbia. Zatrute, choć nieskłamane wspomnienia przekazywane są dzieciom i wnukom, którzy wiedzą, że są subiektywne i jednostronne, ale mimo wszystko nie pozwalają im myśleć o Polsce przyjaźnie. Nie chcą też myśleć nieprzyjaźnie, tym bardziej, że w słowach dziadków słyszą nierzadko tony sentymentalne, gdy ci mówią o Polsce. W rezultacie – nie myślą wcale. Tym bardziej nie myślą ci, którzy żadnych polskich korzeni nie mają. Zapanowała więc pod tym względem wśród Żydów zgoda niemal powszechna – Polska to kraj, który z jakichś powodów został przez Niemców wybrany do wymordowania Żydów i w którym antysemityzm prawdopodobnie był i nadal jest większym problemem niż gdzie indziej. To miejsce spalonej ziemi, czarna dziura, gdzie Żyd przyjeżdża tylko po to, by pokłonić się ofiarom Zagłady. Bo któż by w takie miejsce jechał na wakacje? Któż by przyjaźnił się z ludźmi zamieszkującymi kraj zasnuty dymami krematoriów? Obojętność zdaje się wyborem najuczciwszym. Gdy spełniając swój naturalny obowiązek polscy Żydzi próbują tę obojętność przełamać, spotykają się z uprzejmymi pozorami zainteresowania swoich izraelskich lub amerykańskich ziomków. Gdy zrozpaczeni wyciągają ze swego arsenału broń najcięższą – Żegotę, Irenę Sendlerową, Henryka Sławika i 6500 drzewek w Yad Vashem, mogą usłyszeć „o, naprawdę, nie wiedziałem o tym. Napijesz się jeszcze kawy?”. Ręce opadają – z garstką starych antylechitów można przynajmniej rozmawiać, choć nie można ich zmienić. Ale ich dzieci i wnuki po prostu nie są zainteresowane. Mimo to Polska robi wszystko, co możliwe, aby wzbudzić zaciekawienie Żydów polską kulturą oraz wspólną historią Polaków i Żydów. Organizowane są liczne imprezy kulturalne, konferencje i spotkania młodzieży polskiej z izraelską. Są nawet jakieś efekty. Na imprezy polskie przychodzi trochę publiczności, jakkolwiek gdyby nie udział naszej „judeopolonii” z emigracji 1968 r. radosnej, inteligentnej i nierzadko zakochanej w Polsce, kiepsko by to wyglądało. Nie mamy szans w konkurencji z Rosjanami czy nawet Latynosami. Dusza żydowska wciąż strachliwie omija „czarną dziurę”.

Antylechityzm w Izraelu jest milczący. Na murach nie uświadczysz napisów „Polacy do gazu!”, nikt nie prowadzi wykazów Izraelczyków mających domieszkę polskiej krwi i spiskujących przeciwko izraelskiej ojczyźnie, a izraelskie fora internetowe nie kipią od antypolskich wypowiedzi. Ludzie ciemni, których nigdzie nie brak, nie opowiadają sobie, że katolicy porywają żydowskie dzieci i utaczają z nich krew na hostię. Nikomu też nie przychodzi do głowy modlić się za nawrócenie kogoś na judaizm. Gdyby zaś kto powiedział o Menachemie Beginie, że tak naprawdę nazywał się Biegun i był Polakiem, wobec czego nie wolno mu ufać, to nawet najstarsi rabini nie pojęliby, co ma piernik do wiatraka. Oczywiście, milczący antysemityzm jest i w Polsce. Wielu ludzi nie mówi nic, lecz po prostu odczuwa, mniej czy bardziej wstydliwą niechęć do Żydów. Jest też wielu Polaków, którym Żydzi są najzupełniej obojętni, co zresztą jest właśnie tym, czego oczekiwałaby większość Żydów. Mamy jednak wciąż ów „zdrowy korzeń” autentycznego, niekłamanego antysemityzmu, takiego bazgrzącego po murach i grzebiącego w archiwach w poszukiwaniu „prawdziwych nazwisk” wrogów Narodu.

Nasi antysemici są groźni. Z ich powodu polski Żyd nie śmie iść ulicą w jarmułce ani wywiesić izraelskiej flagi w dniu izraelskiego Dnia Niepodległości. Nierzadko boi się nawet mówić o swym żydostwie, aby nie narazić się na zarzut „epatowania” czy „prowokowania”. Jako że jednak nie brakuje antysemickich rekonwalescentów, których czyjeś żydowskie pochodzenie wciąż ekscytuje, pragnących udowodnić sobie, że całkiem już wyzwolili się z antysemityzmu, polski Żyd musi się liczyć tu i ówdzie nawet z pewnym niezasłużonym wzięciem. Dlatego nie można w Polsce być Żydem ot tak, po prostu, jak w Anglii czy w USA. Jest to zawsze jakieś ryzyko i jakaś sensacja. Niektórym Żydom to się nawet podoba, ale wielu innym nie. Kto zaś głosi, że jest i Żydem i Polakiem, sprawia wrażenie, jakby chciał dla siebie za dużo, jakby chciał zjeść ciastko i mieć ciastko.

Nie brakuje więc takich, którzy całkowicie przemilczają temat swoich żydowskich korzeni właśnie dlatego, żeby nie wchodzić w kontredans tych wszystkich dwuznaczności. Naturalność i zwyczajność tego, że jest się Żydem, jest w naszym kraju wartością niemal nieosiągalną, tym bardziej, że kto bardzo się stara być naturalny, temu wychodzi na opak. Zresztą my, Żydzi, trochę boimy się antysemitów. Ale i Żydów ludzie się trochę boją. Oprócz zawodowych żydożerców nikt nie chce jawnie Żyda krytykować ani mu szkodzić, żeby przypadkiem nie wyjść na antysemitę. Zresztą, kto wie, może Żydzi naprawdę są mocni i mogą się zemścić?

Nie jest dobrze. Jest jednak znacznie lepiej niż dawniej i nadal idzie ku lepszemu. Uważam, że w relacjach Żydów z antysemitami są dwa czynniki, które dają nadzieję na normalizację ogólnych stosunków polsko-żydowskich. Jeden element to owe ziarna prawdy, o których wspomniałem. Godzi się, aby każdy naród rozpamiętywał ciemne karty ze swej historii. Trzeba być wdzięcznym ludziom, którzy w tym dopomagają. Jest pewną zasługą antysemitów to, że Żydzi zaczęli otwarcie mówić o tym, co w dziejach relacji polsko-żydowskich jest dla nich krępujące i wstydliwe, na przykład o przyjaznym stosunku wielu Żydów do sowieckich okupantów albo udziale Żydów w partyzantce sowieckiej pod koniec wojny. Z wolna dochodzi do wypracowania wspólnego, umiarkowanego i sprawiedliwego sposobu mówienia o relacjach polsko-żydowskich w przeszłości. Nastąpił tu znaczny postęp i zbliżenie. Krytyka książek Grossa nie uchodzi automatycznie za antysemityzm, a ich obrona nie musi uchodzić za antypolonizm. To, co mówią historycy o sprawach polsko-żydowskich, przestaje już zależeć od tego, czy mają oni żydowska tożsamość, czy też jej nie mają. Jesteśmy naprawdę na dobrej drodze. Czas upływa, emocje stygną, a ton umiarkowania i rzeczowa kompetencja biorą górę nad uprzedzeniami. A więc róbcie tak dalej, drodzy antysemici: wynajdujcie najciemniejsze sprawki Żydów, abyśmy mogli dowiedzieć się o sobie jak najwięcej. Są bowiem uczeni, którzy opowiedzą nam o nich w sposób wiarygodny, bez wybielania i zaczerniania. Chcemy tego słuchać.

Drugi czynnik w konflikcie antysemitów z Żydami, również jak sądzę obiecujący, to ów miąższ przesądu i kłamstwa, otaczający antysemickie ziarna prawdy. Jest on miękki i gnijący, sprawiając, że w ogólności antysemityzm staje się intelektualnie słaby i nieatrakcyjny nawet dla samych antysemitów. Na szczęście dla Żydów i polsko-żydowskich relacji, antysemityzm opiera się na całkowicie fałszywych przesłankach. W dłuższej perspektywie zawsze bowiem zwycięża prawda i dobra wola. Jakie są te fałszywe przesłanki? Najważniejsza głosi, że Żydzi, bez względu na różnice, jakie ich dzielą, stanowią światową wspólnotę interesów i współdziałają ze sobą dla realizacji tych interesów, ze szkodą dla innych narodów. Otóż jeśli o Polakach można powiedzieć, że mało trzymają ze sobą na emigracji, to o Żydach można to powiedzieć o wiele bardziej stanowczo. Na wieść, że Żydzi spiskują i próbują wsadzić, gdzie tylko można „swoich ludzi” i że działają przeciwko narodowi polskiemu, w imię swoich własnych celów, z żądzy władzy i bogactwa, Żydów ogarnia pusty śmiech. Nawet trudno się gniewać – tak absurdalna jest ta teza. Byłoby nawet miło, gdyby Żydzi w Polsce byli w stanie uczynić coś jako grupa, ale jak na razie żadnego chwalebnego ani niechwalebnego lobbingu nie widać. Teza spiskowa jest zupełnie absurdalna, jakkolwiek w pewnym sensie nam schlebia, gdyż świadczy o tym, że uważa się nas za silnych. To nieprawda. Żydzi nie są ani silni, ani niebezpieczni. Nawet Izrael, uzbrojony po zęby i nieustraszony, jest tylko małym krajem, wielkości Słowacji, zdanym na Amerykę, chroniącą jego istnienie w morzu nienawiści.

Druga przesłanka jest również fałszywa. Nasi antysemici uważają mianowicie za oczywiste i zrozumiałe samo przez się, że nie można być dobrym Polakiem, jednocześnie będąc Żydem i wspierając Izrael. Nonsens. Polacy w USA często są wzorowymi polskimi i amerykańskimi patriotami jednocześnie, bo też nie ma żadnej sprzeczności między polskim i amerykańskim interesem narodowym. Nie inaczej jest z Polską i Izraelem. Poza wspólnym dziedzictwem i historią krajów tych nie łączą żadne istotne interesy ani nie dzielą żadne istotne spory. Podwójny, polsko-izraelski patriotyzm jak najbardziej jest więc możliwy, z pożytkiem dla wzajemnych stosunków obu krajów i nacji.

Przywiązanie Żydów (nie wszystkich!) do Izraela nie oznacza koniecznie poparcia takich czy innych działań rządu w Jerozolimie. Zarówno Żydzi w Izraelu, jak ci rozproszeni po świecie, mają najróżniejsze poglądy polityczne i bardzo różne oceny polityki Izraela oraz konfliktów na Bliskim Wschodzie. O żadnej jednolitości mowy nie ma. Podobnie też w sprawach światopoglądowych. Antysemici uważają (trzecie fałszywe założenie), że „Żyd jest zawsze Żydem”, co oznacza, że bez względu na swe deklarowane poglądy, będzie zawsze antypolski i antykatolicki. Co więcej, uważają, że komunizm i ateizm wraz z ich mutacją – liberalizmem – to wynalazki żydowskie, mające osłabić narody chrześcijańskie i umocnić panowanie Żydów w świecie. Nic z tych rzeczy. Jak już bowiem Żyd jest takim liberałem albo i gorzej – ateistą i komunistą – to wrogiem mu będzie każdy nacjonalista i tradycjonalista, bez względu na to, czy będzie to rabin, czy ksiądz, Żyd czy Polak. Trzeba się więc na coś w tym antysemityzmie zdecydować – albo (razem z wieloma Żydami) nie lubimy judaizmu, albo (wraz z wieloma Żydami) nie lubimy syjonizmu, albo komunizmu lub czegoś jeszcze. Za każdym razem biedny antysemita będzie miał po swojej stronie niechcianych sprzymierzeńców w postaci niemałego odsetka Żydów. Ci bowiem podzieleni są ideowo i światopoglądowo nie mniej niż inne nacje wolnego świata.

To wszystko jest tak oczywiste, że aż głupio o tym przypominać. W głębi duszy, jak sądzę, nawet antysemita wie, że Żydzi są bardzo różni. Tak naprawdę jednak nie chodzi mu o żaden liberalizm Żydów ani o żydowski spisek polityczny, w który szczerze wierzą tylko najbardziej fanatyczni, tzw. zoologiczni antysemici. Tym, co rzeczywiście boli antysemitę, jest prawda, a nie jego własne niemądre wymysły. Bo tylko prawda może boleć naprawdę. Tą prawdą jest złożona i wciąż spowita zasłoną tabu zależność łącząca religię chrześcijańską z religią żydowskiej. Chronologiczne starszeństwo judaizmu, wspólna z Żydami święta księga, to, że cała historia ewangeliczna dokonuje się wśród ludzi obrzezanych, chodzących do żydowskiej świątyni i przestrzegających żydowskich rytuałów, że przez kilka pierwszych stuleci to głównie Żydzi byli chrześcijanami – wszystko to jest dla antysemity najgłębiej poniżające. W obliczu twierdzenia, że Matka Boska i Jezus byli Żydami, staje oniemiały ze zgrozy i pomieszania. Żydami? Nigdy! Może Palestyńczykami, Izraelitami, byłymi Żydami, ale Żydami? Przenigdy! Skąd właściwie bierze się to poczucie krzywdy i upokorzenia na myśl, że wiara chrześcijańska powstała w świecie żydowskim? Zapewne wiąże się ono z tym, że trzeba by uznać Żydów za „starszych braci” i oddać należny im z tego tytułu szacunek. Z dwojga złego lepiej już więc uchwycić się myśli, że naród wybrany zawiódł Boga i utracił swoje przywileje, okazując się niezdolnym do rozpoznania prawdziwego Mesjasza. Że prerogatywę „narodu wybranego” przejęli na siebie chrześcijanie, będący nowym Izraelem.

Nie jestem oryginalny twierdząc, że najgłębsze podstawy antysemityzmu są natury religijnej, że antyjudaizm poprzedza antysemityzm. Być może jednak nie jest całkiem banalny pogląd, który pragnę tu wyrazić, iż antysemici mają prawo do swojej postawy religijnej. Jeśli częścią czyjejś religijności jest potępienie tych, którzy się na tę religię nie nawrócili, pomimo że byli do tego powołani, to trudno. Cudze przekonania religijne mogą nam nie odpowiadać, ale powinniśmy je tolerować. Dlatego słusznie moim zdaniem postąpił papież zezwalając na modlitwę o nawrócenie Żydów. Pozwólmy wszystkim wiernym być sobą. Niechaj chrześcijanie uważają Jezusa za prawdziwego Mesjasza, a Żydzi niechaj uważają go za Mesjasza fałszywego. Niechaj chrześcijanie uważają judaizm za uparty anachronizm, a Żydów za zdrajców Jezusa, wyznawcy judaizmu zaś niechaj sobie uważają chrześcijaństwo za porzucenie prawdziwej wiary, idolatrię i politeizm. Jeśli będziemy zmuszać chrześcijan i Żydów do przywdziewania owczych skór i prawienia sobie wzajemnych komplementów, to zawsze znajdą się tacy, którzy zbuntują się przeciwko temu jako zdradzie i hipokryzji, stając się, odpowiednio, aktywnymi antysemitami bądź wrogami chrześcijaństwa. Jeśli zaś zdobędziemy się na uszanowanie prawa każdego człowieka do tego, by nie lubił Żydów i judaizmu, bądź też nie lubił Polaków i katolicyzmu, znajdziemy się na ścieżce, która wyprowadzi nas z labiryntu powikłanych i wciąż niedobrych stosunków między obiema nacjami.

Prof. dr hab. Jan Hartman – profesor filozofii na Uniwersytecie Jagiellońskim\

Jan Hartman

Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Principia, 31-044 Kraków, ul. Grodzka 52             

    http://www.iphils.uj.edu.pl/~j.hartman/pu.php?c=publicystyka&p=zrozumiec_antysemite

"GENDERLAND" JANA HARTMANA  " Z KAZIRODZTWEM W TLE"

JAN HARTMAN - "GENDER - WIDMO KRĄŻY...WIDMO ZAGŁADY LUDZKOŚCI"

Jan Hartman ur. 18 marca 1967 r. we Wrocławiu, polski filozof i bioetyk, profesor nauk humanistycznych, wydawca i publicysta, wykładowca akademicki, polityk.

Jest synem Stanisława Hartmana i praprawnukiem rabina Izaaka Kramsztyka, który był kaznodzieją, prawnikiem, publicysta i  w przeciwieństwie do Jana Hartmana wielkim polskim patriotą, związanym z Warszawą.

W 1990 r. ukończył studia filozoficzne na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. W latach 1990–1994 był doktorantem w Instytucie Filozofii Uniwersytetu Jagiellońskiego. W 1994 r. rozpoczął pracę jako asystent Instytutu Filozofii UJ.

Od lutego 1995 r. był asystentem, a w październiku tego samego roku został adiunktem Zakładu Filozofii Medycyny Collegium Medicum UJ (przekształconego następnie w Zakład Filozofii i Bioetyki). W 2004 r. objął stanowisko kierownika tej jednostki.

Doktoryzował się na Uniwersytecie Jagiellońskim w 1995 r. pod kierunkiem profesora Władysława Stróżewskiego (na podstawie pracy „Problematyka heurystyki filozoficznej”). Stopień doktora habilitowanego uzyskał również na Wydziale Filozoficznym UJ w 2001 r. w oparciu o rozprawę zatytułowaną „Techniki metafilozofii”. W 2008 r. otrzymał tytuł profesora nauk humanistycznych, a następnie objął stanowisko profesora UJ (od 2011 profesora zwyczajnego).

W latach 2005–2008 był profesorem Akademii Humanistycznej w Pułtusku, w 2008 r. został profesorem Małopolskiej Wyższej Szkoły Ekonomicznej w Tarnowie, gdzie pracował do 2011 r. W pracy naukowej zajmuje się metafilozofią (heurystyką filozoficzną, opracował autorski projekt tzw. teorii neutrum), filozofią polityki, etyką i bioetyką, prezentując poglądy liberalne w debatach publicznych.

Jest autorem kilkunastu książek. Publikował lub publikuje m.in. w "Gazecie Wyborczej", "Tygodniku Powszechnym", "Dzienniku Gazecie Prawnej", "Rzeczpospolitej", "Polityce", "Newsweeku", "Przeglądzie Politycznym", "Liberte", "Przekroju", "Marketingu w praktyce", "Midzie", tygodniku "Fakty i Mity". Pełni również funkcję redaktora naczelnego czasopisma "Principia", które założył w 1989 r.

Należał do Unii Wolności. W latach 2002–2011 był wiceprezesem Polsko-Niemieckiego Towarzystwa Akademickiego, a w latach 2003–2011 był członkiem Komitetu Nauk Filozoficznych PAN.

Jest masonem, w latach 2007–2013 był członkiem (w tym od 2010 r. – wiceprezesem) żydowskiej loży masońskiej B’nai B’rith Polska, założonej przez Żydówkę prof. med. psychiatrę Marię Orwid, przy pomocy Podstawowej Organizacji Partyjnej PZPR Akademii Medycznej w Krakowie i jej I sekretarza lek. med. Ewę Hołowiecką. w tym miejscu należy podkreślić, iż żydowska loża masońska B'nai B'rith została rozwiązana decyzją prezydenta II RP Ignacego Mościckiego w latach 30. ub. wieku.

W styczniu 2007 r. powołano go na przewodniczącego rady programowej Forum Liberalnego. W latach 2009–2010 był członkiem Zespołu ds. Etyki w Nauce przy Ministrze Nauki i Szkolnictwa Wyższego.

W 2010 r. wszedł w skład komitetu poparcia Bronisława Komorowskiego jako kandydata na urząd Prezydenta RP.

W 2011 r. objął stanowisko przewodniczącego Zespołu ds. Dobrych Praktyk Akademickich w tymże resorcie, zrezygnował z niego w 2013 r, pozostając członkiem tego gremium. W wyborach parlamentarnych w tym samym roku został bezpartyjnym kandydatem do Sejmu z listy Sojuszu Lewicy Demokratycznej (nie uzyskał mandatu).

W SLD popierany był przez Leszka Millera i Magdalenę Ogórek.

W 2012 r. przystąpił do „Ruchu Palikota - "Plan zmiany". W tym samym roku został również wiceprzewodniczącym rady polityczno-programowej SLD. W 2013 r. został koordynatorem Europy Plus w województwie małopolskim.

W październiku 2013 r. wstąpił do partii "Twój Ruch" Palikota (był inicjatorem jej powołania), gdzie objął stanowisko przewodniczącego krajowej rady politycznej.

Teraz 30 września 2014 r. został z tej partii usunięty za pochwałę miłości kazirodczej. Zatrudniony „etyk” w UJ będzie miał postępowanie dyscyplinarne. Taka hiena, nie człowiek powinien zniknąć z pracy dydaktyczno – naukowej jak i polska polityka powinna zmielić tego politykiera.

Jan Hartman jest wrogiem Kościoła rzym.- kat. w Polsce i świecie, zgodnie z ideologią masońską. Tym samym wciela się ideologicznie w postać Aarona Szechtera (Adama Michnika), również zajadłego wroga Kościoła, wspólnie z antypolakami Janem Tomaszem Grossem, Ireną Grudzińską – Gross, czy też autorką „ Jest taki piękny słoneczny dzień” „naukowcem” Barbarą Engelking, żoną esbeka Michała Boniego, donoszącego również na swojego zwierzchnika Tadeusza Mazowieckiego. Antychrześcijańskie tezy wygłaszane są publicznie jak dla przykładu m.in. przez Aarona Szechtera (Adama Michika):

„Polacy są jak kościół rzymsko – katolicki uczący obłudy, konformizmu, hipokryzji, zakłamania".

https://www.youtube.com/watch?v=QlSsg7QkjrY  (link is external)

Te osoby wygłaszające tezy o antysemityźmie Polaków, mi. in. obarczając naród polski mordem

3 milionów polskich Żydów w Holokauście ( patrz wywiad z Aliną Całą, doktorantką Żydowskiego Instytutu Historycznego – przeprowadzony przez Piotra Żychowicza w „Rzeczpospolitej” „Polacy jako naród nie zdali egzaminu”) – nie powinny być przedmiotem jakichkolwiek dyskusji społeczno - politycznych.

http://www.rp.pl/artykul/310528.html  (link is external)

Co by Pan, Panie Hartman, powiedział, gdybym w tym tekście zapisał, że nauka religii mojżeszowej uczy obłudy, konformizmu, hipokryzji, i zakłamania? Powstało by wówczas wielkie aj, waj, czy też przyznałby mi Pan rację?

Ale ja tego nie napiszę, ponieważ zostałem ukształtowany duchowo nie tak jak Pan, ale patriotycznie   podobnie jak pański prapradziadedek rabin Izaak Kramsztyk.

Niżej podpisany autor tego tekstu jest świadkiem historii, stanowczo sprzeciwiającym się tym niecnym wewnętrznym antypolskim i antychrześcijańskim praktykom wspieranym również przez tzw. "lobby żydowskie"  w USA, nielegalne, niezarejestrowane w sądach amerykańskich niby stowarzyszenia, żądające bezprecedensowo od Polski „zwrotu” 65 – 67 miliardów dolarów amerykańskich tytułem restytucji mienia pożydowskiego w Polsce. Ostatnie żądania żydowskie żądają zwrotu "żydowskiego" Wawelu.

Sprzymierzeńcem tych antypolskich i antychrześcijańskich ideologii jest prezydent Stanów Zjednoczonych, Barack Obama, rząd Stanów Zjednoczonych oraz Hilary Clinton.

arack Obama, dotąd nie przeprosił Polaków za stwierdzenie publiczne prezydenta USA o „polskich obozach koncentracyjnych”.

Pan Jan Hartman jest ode mnie prawie o pół wieku młodszy i „nic nie wie” iż odmani - żydowska policja (Ordnungdienst) powołana przez Gestapo i Judenraty pałowała Żydów w getcie po głowach, a żydowscy agenci Gestapo zatrudnieni w hitlerowskiej Żagwii wydawali Żydów ukrywających się na „aryjskich papierach” w Warszawie. Lwowie, czy Przemyślu.

Panie Hartman, mieszkałem przed II Wojną Światową i w czasie jej trwania we Lwowie mieście Semper Fidelis, które stanowiło antemurale christianitatis (Przedmurze chrześcijaństwa) i protestuję przeciwko Pana publicznym antypolskim i antychrześcijańskim zachowaniom. Pan pragnie Polskę uczynić przedmurzem Azji!

Pan uważający się za naukowca śmie twierdzić iż, cytuję: „Polski Kościół ma problem z sobą a nie z „Gender” – występując w imieniu Palikota, (łajdaka z Biłgoraja pod jego sztandarami z wyzwiskami antypolskimi i antychrześcijańskimi).

I dalej:

„Nie istnieje żadna "ideologia gender"; istnieją badania naukowe na temat relacji między kobietami i mężczyznami; "ideologia gender", z którą walczy Kościół, to wymysł samego Kościoła - napisali w liście otwartym "Prawda nas wyzwoli" politycy Twojego Ruchu Palikota.

List, będący "odpowiedzią na opublikowany list duszpasterski na temat tzw. gender" odczytał w sobotę w południe przed Bazyliką Mariacką w Krakowie przewodniczący Krajowej Rady Politycznej Twojego Ruchu prof. UJ Jan Hartman.

Przed odczytaniem listu prof. Jan Hartman powiedział, że ze statystyk wynika, iż jeden na 20 tys. Polaków jest pedofilem. - "Mamy w Polsce nieco ponad 20 tys. księży.

Powinniśmy mieć jednego księdza pedofila. Tymczasem z dobrze udokumentowanych materiałów prasowych wiemy już o kilku, a nawet kilkunastu księżach pedofilach – stwierdził”.

I dalej Jan Hartman:

„Wyraził także opinię, że "skala rozpasania, zepsucia seksualnego wśród duchowieństwa katolickiego jest porażająca, a propagandziści Kościoła próbują bronić Kościoła poprzez atak, urządzając nową wersją polowania na czarownice.

Środowiska liberalne zostały oskarżone o to, że to one winne są pedofilii, seksualizując, jak mówią księża, dzieci, a więc wytwarzając atmosferę, która sprzyja temu, iż księża ulegają pokusie pedofilii. Jest to podła i oszczercza akcja, brutalny atak Kościoła na społeczeństwo postępowe. Twój Ruch przygotował odpowiedź na ten niebywały list Episkopatu - powiedział prof. Jan Hartman, po czym odczytał treść listu:

"Polska rodzina ma problem z biedą - nie z "gender"!; polska rodzina ma problem z bezrobociem - nie z "gender"! - napisano w liście.

Wymieniono w nim kolejne problemy, z którymi ma problem polska rodzina: z brakiem mieszkań, z brakiem perspektyw dla dzieci, z przemocą; z bezdzietnością; z rozwodami; z alkoholizmem; z uzależnieniem dzieci od Internetu. "Polska rodzina ma różne problemy, ale z pewnością - nie z "gender"!

Polski Kościół ma problem z sobą - nie z "gender"!" - napisano w liście podpisanym przez "Szwadrony Gender".

"Ideologia gender", z którą od trzech miesięcy walczy Kościół, to wymysł samego Kościoła. To wirtualny wróg skonstruowany przez duchownych i służący jako zasłona dymna dla coraz liczniej ujawnianych przypadków pedofilii w Kościele" - napisano w liście. "Zamiast moralnego samooczyszczenia, wyznania win i naprawienia szkód hierarchowie Kościoła postanowili zaatakować "zło", które same wymyślili - rzekomą „ideologię gender", odwracając uwagę swoich własnych win - pedofilii i jej systematycznego ukrywania" - stwierdzają politycy Twojego Ruchu Palikota.

Porównując „ideologię gender" do średniowiecznych walk z szatanem, heretykami albo czarownicami autorzy listu piszą, że „polscy hierarchowie powołali do życia wroga, z którym walka ma odwrócić uwagę od prawdziwych problemów Kościoła, jakimi są pedofilia, konsumpcjonizm kleru i laicyzacja wiernych oraz od prawdziwych problemów rodziny, jakimi są bieda, bezrobocie, brak szans dla młodych, uzależnienia, przemoc". "Dają też wyraz niespotykanej w innych środowiskach obsesji na punkcie seksu i płci" - piszą.

"Bądźcie chrześcijanami - dawajcie świadectwo prawdzie. Weźcie swój Kościół w swoje ręce! Nie bójcie się! Macie za sobą wielu duchownych i świeckich ludzi dobrej woli. Macie za sobą papieża. Tylko Ty możesz uratować Kościół!" - kończą list politycy Twojego Ruchu Palikota.

Na końcu stwierdzają, że napisali go w trosce o prawdę i w trosce o Kościół - bo zależy im, by jako ważny element życia społecznego był prawy i czysty. "Bez względu na to, czy jesteśmy wierzący, czy nie, nasze życie w dużej mierze zależy od tego, jaki jest i co robi Kościół. Dlatego wszyscy mamy prawo o nim się wypowiadać, podobnie jak Kościół wypowiada się o wielu sprawach i osobach, również takich, które stoją poza nim" - wyjaśniają swoje stanowisko politycy Twojego Ruchu.

List Konferencji Episkopatu Polski na Niedzielę Świętej Rodziny, która będzie obchodzona 29 grudnia, przestrzega przed „ideologią gender" jako sprzeczną z rzeczywistością i „integralnym pojmowaniem natury człowieka".

Ciekawe, iż pan prof. Jan Hartman, jako polski naukowiec pochodzenia żydowskiego przykład bierze z rozmaitych Aaronów, czy Ozjaszy Szechterów, lub Stefanów Michników, a nie ze swoich wielkich poprzedników w polskiej nauce jak Maurycy Allerhand ( wydany Gestapo przez policję żydowską w 1943 roku w obozie janowskim (Uniwersytecie Zbirów), czy też wielkiego polskiego historyka, Żyda Emanuela Ringelbluma historyka getta warszawskiego.

Co pan Jan Hartman wie na temat Polskiego Państwa Podziemnego zbrojącego Żydowską Organizację Bojową i Żydowski Związek Wojskowy w Powstaniu Warszawskim? Co pan Hartman wie na temat prac historycznych Hannah Arendt – największej żydowskiej myślicielki, filozofa i publicystki, jednej z najbardziej wpływowych myślicielek XX wieku? Niech Pan wytłumaczy fakt, iż żadna z jej książek nie ukazała się w Polsce po 1989 roku. Czyżby pan prof. Jan Hartman nie miał na względzie wypowiedzi Hannah Arendt dotyczące haniebnych działań żydowskiej policji w niemieckich gettach w Polsce?

UDZIAŁ RAD ŻYDOWSKICH (JUDENRATÓW)  W ZAGŁADZIE ŻYDÓW

Jedna z najsłynniejszych żydowskich myślicielek XX wieku Hannah Arendt w 1963 roku wystąpiła w książce "Eichmann w Jerozolimie" z dramatycznym oskarżeniem przeciw Judenratom. Twierdziła, że bez ich udziału w rejestracji Żydów, koncentracji ich w gettach, a potem aktywnej pomocy w skierowaniu do obozów zagłady zginęłoby dużo mniej Żydów, ponieważ Niemcy mieliby więcej kłopotów z ich spisaniem i wyszukiwaniem. W okupowanej Europie Niemcy zlecali funkcjonariuszom żydowskim sporządzenie imiennych wykazów wraz z informacjami o majątku. Zapewniali oni także pomoc odmanom - żydowskiej policji w chwytaniu i ładowaniu Żydów do pociągów transportujących do niemieckich obozów koncentracyjnych.

W swojej książce Hannah Arendt napisała: "Dla Żydów rola, jaką przywódcy żydowscy odegrali w unicestwieniu własnego narodu, stanowi niewątpliwie najczarniejszy rozdział całej tej ponurej historii."

Panie Hartman!

Czy Pan zaneguje, że Polska i Polacy najbardziej ze wszystkich narodów europejskich ucierpieli w czasie II Wojny Światowej. Czy dociera do Pana wiedza, iż 6 milionów obywateli polskich zamordowali Niemcy w Polsce w czasie trwania II Wojny Światowej, nie licząc zbrodni na Polakach popełnionych w Związku Sowieckim przed 1 września 1939 roku.

Czy dociera do Pana wiedza o ponad 7 tysiącach Polakach nagrodzonych przez Instytut Yad Vashem w Jerozolimie za uratowanie życia obywatelom polskim Żydom?

Polacy ratujący życie Żydom w czasie okupacji niemieckiej w Polsce stanowią najliczniejszą grupę spośród narodów europejskich.

Jak nazwać mord ponad 10 tysięcy polskich dzieci w łódzkim getcie? Czy to nie był Holokaust polskich obywateli nie pochodzenia żydowskiego na terenie niemieckiego getta w Polsce?

Czy dzieli Pan zamordowanych Polaków przez Niemców w czasie II Wojny Światowej na zamordowanych w Shoah, Zagładzie, Holokauście i jakichś innych?

Niech się Pan publicznie wypowie na poruszone w tym tekście tematy, bo na razie nie przynosi Pan wstydu Polsce, jako, że nie uważam Pana za Polaka ; przynosi Pan wstyd tym nielicznym Żydom ocalałym z Zagłady !

Dokumenty, źródła, cytaty:

 http://pl.wikipedia.org/wiki/Jan_Hartman (link is external)

http://wiadomosci.wp.pl/kat,59154,lbid,5182,title,Prof-Jan-Hartman-nie-i (link is external)...

https://www.youtube.com/watch?v=QlSsg7QkjrY (link is external)

http://www.rp.pl/artykul/310528.html (link is external)

A JAKA JEST PRAWDA HISTORYCZNA?

ZBRODNIE ŻYDOWSKIE - JAK ŻYDZI MORDOWALI ŻYDÓW - LEKCJA HISTORII

https://aleszuma.neon24.pl/post/150533,zydzi-mordowali-zydow-lekcja-historii

Na podstawie prac i wspomnień: Hannah Arendt, Baruch Milch, Emanuel Ringelblum, Baruch Goldstein, Klara Mirska, Chaim A. Kaplan.

Tekst skrócony zamieścił na swoim blogu Ks. Tadeusz Isakowicz - Zaleski za co serdecznie dziękuję.

(...)Ta kolaboracja części Żydów z Niemcami była tym bardziej szokująca i wstydliwa ze względu na społeczny charakter jej uczestników. W przeciwieństwie bowiem do Polaków, wśród których z Niemcami godzili się na ogół kolaborować głównie ludzie z marginesu społecznego, męty, wśród Żydów na kolaborację poszła duża część elit z tzw. Judenratów (Rad Żydowskich w niemieckich gettach w okupowanej Polsce). Przypomnijmy tu, z jak ostrym potępieniem tej kolaboracji wystąpiła najsłynniejsza żydowska myślicielka XX wieku Hannah Arendt w książce "Eichmann w Jerozolimie" (Kraków 1987). Napisała tam m.in. (s. 151): "Dla Żydów rola, jaką przywódcy żydowscy odegrali w unicestwieniu własnego narodu, stanowi niewątpliwie najczarniejszy rozdział całej historii". Uległość Judenratów wobec nazistów oznaczała skrajną kompromitację żydowskich elit w państwach okupowanych przez III Rzeszę Niemiecką. Hannah Arendt stwierdziła wprost: "O ile jednak członkowie rządów typu quislingowskiego pochodzili zazwyczaj z partii opozycyjnych, członkami rad żydowskich byli z reguły cieszący się uznaniem miejscowi przywódcy żydowscy, którym naziści nadawali ogromną władzę do chwili, gdy ich także deportowano" (tamże, s. 151). Arendt pisała, że bez pomocy Judenratów w zarejestrowaniu Żydów, zebraniu ich w gettach, a potem pomocy w skierowaniu do obozów zagłady zginęłoby dużo mniej Żydów. Niemcy mieliby bowiem dużo więcej kłopotów ze spisaniem i wyszukaniem Żydów.

W różnych krajach okupowanej Europy powtarzał się ten sam perfidny schemat: funkcjonariusze żydowscy sporządzali wykazy imienne wraz z informacjami o majątku Żydów, zapewniali Niemcom pomoc w chwytaniu Żydów i ładowaniu ich do pociągów, które wiozły ich do obozów zagłady. Także w Polsce doszło do potwornego skompromitowania dużej części żydowskich elit poprzez ich uczestnictwo w Judenratach i posłuszne wykonywanie niemieckich rozkazów godzących w ich współrodaków. O tym wszystkim Jan Tomasz Gross milczy  w swoich książkach pełnych tak wielu oszczerczych tyrad oskarżycielskich przeciw Polakom. Postarajmy się więc odświeżyć pamięć o sprawach tej kolaboracji Judenratów i żydowskiej policji, od lat tak gorliwie przemilczanej - wbrew prawdzie historycznej - przez różne wpływowe dziś w Polsce media i wydawnictwa. Żeby uniknąć zarzutów stronniczości, ograniczę się tu do podania przykładów wyłącznie w oparciu o autorów wywodzących się z żydowskich środowisk. Oto niektóre z nich. Żydowski autor Baruch Milch tak pisał w przejmującej relacji o losach Żydów na byłych wschodnich Kresach Rzeczypospolitej (woj. lwowskie i tarnopolskie):

"W każdym razie Judenrat stał się narzędziem w rękach Gestapo do niszczenia Żydów, a jak sami członkowie później się wyrażali, są "Gestapem na ulicy żydowskiej". Powołali Ordnungsdienst  jako organ wykonawczy składający się z najgorszych elementów (...) w gruncie rzeczy Judenrat zaczął prowadzić politykę rabunkową w celu napełnienia własnych kieszeni, by tymi pieniędzmi przekupić władze i Gestapo, ale tylko w celu zabezpieczenia losu swoich i najbliższej rodziny. Nie znam ani jednego wypadku, żeby Judenrat bezinteresownie pomógł któremuś Żydowi (...). Do wykonania swoich niecnych czynów, jak ściąganie ogromnych podatków i nałożonych kontrybucji, łapanie do łagrów i napadów na domy żydowskie, Judenraty używały swojej Ordnungsdienst, której dawali procent z łupu, a ci ludzie w liczbie dziesięciu-piętnastu napadali na ludzi, bijąc w okrutny sposób, niszcząc i rabując, cokolwiek się dało, i to ze straszną bezwzględnością". (Por. B. Milch: "Testament", Warszawa 2001, s. 106-107).

Pytanie, dlaczego Jan Tomasz Gross nawet jednym zdaniem nie wspomniał w swej przeznaczonej dla Amerykanów ponad 300-stronicowej książce o rabunkach na Żydach dokonywanych przez żydowską policję na zlecenie Judenratu? Czyż to kolejne przemilczenie nie jest jaskrawym dowodem braku u Jana Tomasza  Grossa nawet cienia elementarnej uczciwości intelektualnej?

W tejże książce Milcha czytamy na s. 126-127: "(...) Judenrat załatwił z tymi mordercami, że do trzech godzin dostarczy im żądane trzysta osób. Sami Żydzi musieli łapać i wydawać braci i siostry w ręce katów, którzy stali na placu folwarku, obok naszego mieszkania, i przyprowadzonych przyjęli pałkami albo nahajkami, a później wywieźli na rzeź do Bełżca (...) Judenratowcy i Ordnungsdienst, przy pomocy ukraińskiej policji i kilku Niemców, którym jeszcze zapłacono, by prędko pracowali, gonili po ulicach, jak wściekłe psy czy opętańcy, a pot się z nich lał strumieniami (...). Straszny to był widok, jak Żyd Żyda prowadził na śmierć (...)".

Szczególnie haniebną rolę w wysyłaniu własnych żydowskich rodaków na śmierć odegrał Chaim Rumkowski, prezes Rady Żydowskiej w Łodzi, "król" getta łódzkiego na usługach Niemców. Był on absolutnym władcą getta, w którym kursowały specjalne pieniądze "chaimki" i "rumki" oraz znaczki pocztowe z jego podobizną. Chaim Rumkowski urządził sobie harem w jednej willi i wciąż sprowadzał nowe piękne kobiety. W zamian za przyzwolenie Niemców na jego tyranię nad mieszkańcami getta arcygorliwie wykonywał wszystkie niemieckie rozkazy i wyekspediował olbrzymią większość swych poddanych do obozów zagłady. W końcu jednak i jego Niemcy wysłali do Oświęcimia. Podobno natychmiast padł ofiarą swych żydowskich współwięźniów, którzy nie zwlekając ani chwili, natychmiast po przywiezieniu go do obozu spalili go żywcem w obozowym piecu (Por. E. Reicher: "W ostrym świetle dnia. Dziennik żydowskiego lekarza 1939-1945", oprac. R. Jabłońska, Londyn 1989, s. 29).

Najsłynniejszy kronikarz getta warszawskiego  Emanuel Ringelblum tak pisał o żydowskiej policji, która nawet jednym zdaniem nie została wspomniana w "naukowym dziele" Jana Tomasza Grossa: "Policja żydowska miała bardzo złą opinię jeszcze przed wysiedleniem. W przeciwieństwie do policji polskiej, która nie brała udziału w łapankach do obozu pracy, policja żydowska parała się tą ohydną robotą. Wyróżniała się również straszliwą korupcją i demoralizacją. Dno podłości osiągnęła ona jednak dopiero w czasie wysiedlenia. Nie padło ani jedno słowo protestu przeciwko odrażającej funkcji, polegającej na prowadzeniu swych braci na rzeź. Policja była duchowo przygotowana do tej brudnej roboty i dlatego gorliwie ją wykonała. Obecnie mózg sili się nad rozwiązaniem zagadki: jak to się stało, że Żydzi - przeważnie inteligenci, byli adwokaci (większość oficerów była przed wojną adwokatami) - sami przykładali rękę do zagłady swych braci. Jak doszło do tego, że Żydzi wlekli na wozach dzieci i kobiety, starców i chorych, wiedząc, że wszyscy idą na rzeź (...). Okrucieństwo policji żydowskiej było bardzo często większe niż Niemców, Ukraińców, Łotyszy . Niejedna kryjówka została "nakryta' przez policję żydowską, która zawsze chciała być plus catholique que le pape, by przypodobać się okupantowi. Ofiary, które znikły z oczu Niemca, wyłapywał policjant żydowski (...). Policja żydowska dała w ogóle dowody niezrozumiałej, dzikiej brutalności. Skąd taka wściekłość u naszych Żydów? Kiedy wyhodowaliśmy tyle setek zabójców, którzy na ulicach łapią dzieci, ciskają je na wozy i ciągną na Umschlag? Do powszechnych po prostu zjawisk należało, że ci zbójcy za ręce i nogi wrzucali kobiety na wozy (...). Każdy Żyd warszawski, każda kobieta i dziecko mogą przytoczyć tysiące faktów nieludzkiego okrucieństwa i wściekłości policji żydowskiej" (E. Ringelblum: "Kronika getta warszawskiego wrzesień 1939 - styczeń 1943", Warszawa 1988, s. 426, 427, 428).

EMANUEL RINGELBLUM - KRONIKARZ GETTA WARSZAWSKIEGO - PATRON ŻYDOWSKIEGO INSTYTUTU HISTORYCZNEGO

Nader bezwzględne świadectwo na temat poczynań żydowskiej policji w Warszawie dostarczył Baruch Goldstein, przed wojną współorganizator bojówek Bundu. Wspominając lata wojny, Goldstein pisał bez ogródek: "Z poczuciem bólu i wstrętu wspominam żydowską policję, tę hańbę dla pół miliona nieszczęśliwych Żydów w warszawskim getcie (...). Żydowska policja, kierowana przez ludzi z SS i żandarmów, spadała na getto jak banda dzikich zwierząt. Każdego dnia, by uratować własną skórę, każdy policjant żydowski przyprowadzał siedem osób, by je poświęcić na ołtarzu eksterminacji. Przyprowadzał ze sobą kogokolwiek mógł schwytać - przyjaciół, krewnych, nawet członków najbliższej rodziny. Byli policjanci, którzy ofiarowywali swych własnych wiekowych rodziców z usprawiedliwieniem, że ci i tak szybko umrą" (por. B. Goldstein: "The Star Bear Witness", New York 1949, s. 66, 106, 129).

Klara Mirska, Żydówka, która opuściła Polskę w 1968 roku, nie miała w swych wspomnieniach dość złych słów dla odmalowania niegodziwości niektórych przedstawicieli środowisk żydowskich w czasie wojny. Opisała np. następującą historię: "Syn przewodniczącego Judenratu jednego z gett został skazany przez Niemców na śmierć. Przyprowadził go na egzekucję jego ojciec. On miał go powiesić w ciągu kilku minut. Gdyby tego nie uczynił, miał sam zostać powieszony. Taki niesamowity żart wymyślili Niemcy. Ojciec, któremu chęć pozostania przy życiu przysłoniła wszelkie uczucia miłości rodzicielskiej, zaczął poganiać syna. Czynił to na oczach rozbawionych Niemców i stojących w milczeniu przy tej scenie Żydów: 'No, prędko rozbieraj buty! No, pośpiesz się, i tak ci nic nie pomoże'" (Wg K. Mirska: "W cieniu wielkiego strachu", Paryż 1980, s. 447). W sierpniu 1942 r. żydowski policjant Calek Perechodnik w getcie w Otwocku wyciągnął z bezpiecznej kryjówki swoją żonę i córeczkę i odprowadził je do transportu śmierci.

BARUCH GOLDSTEIN

Dlaczego takich przypadkach zezwierzęcenia niektórych Żydów nie informuje Amerykanów Jan Tomasz Gross, tak gorliwie rozpisujący się na temat sadyzmu Polaków? Warto przytoczyć, co ten sam Calek Perechodnik, skądinąd nienawidzący bez reszty Polaków, wypisywał na temat swych własnych kolegów z żydowskiej policji: "Nie ma żadnego usprawiedliwienia dla policjantów żydowskich w Warszawie (...). Skamieniały im serca, obce stały się wszelkie ludzkie uczucia. Łapali ludzi, na rękach znosili z mieszkań niemowlęta, przy okazji rabowali. Nic też dziwnego, że Żydzi nienawidzili swojej policji bardziej niż Niemców, bardziej niż Ukraińców" (Calek Perechodnik: "Czy ja jestem mordercą?", Warszawa 1993, s. 112-113). Nader bezwzględny jest osąd Judenratu i żydowskiej policji, zawarty w dzienniku byłego dyrektora szkoły hebrajskiej w Warszawie Chaima A. Kaplana. W swym dzienniku Kaplan nazwał wprost Judenraty "hańbą społeczności warszawskiej".

Wielokrotnie piętnował zbrodniczą działalność żydowskiej policji, pisząc m.in.: "Żydowska policja, której okrucieństwo jest nie mniejsze od nazistów, dostarczała do punktu przenosin na ulicy Stawki więcej osób niż było w normie, do której zobowiązała się Rada Żydowska (...). Naziści są zadowoleni, że eksterminacja Żydów jest realizowana z całą niezbędną efektywnością. Czyn ten jest dokonywany przez żydowskich siepaczy (Jewish slaughterers) (...). To żydowska policja jest najokrutniejszą wobec skazanych (...). Naziści są usatysfakcjonowani robotą żydowskiej policji, tej plagi żydowskiego organizmu (...). Wczoraj, trzeciego sierpnia, oni wyrżnęli ulice Zamenhofa i Pawią (...). SS-owscy mordercy stali na straży, podczas gdy żydowska policja pracowała na dziedzińcach. To była rzeź w odpowiednim stylu - oni nie mieli litości nawet dla dzieci i niemowląt. Wszystkich z nich, bez wyjątku, zabrano do wrót śmierci" (Por."Scroll of Agony. The Warsaw Diary of Chaim A. Kaplan", New York 1973, s. 384, 386, 389, 399).Na s. 231 swej książki Kaplan cytuje jakże gorzki ówczesny dowcip żydowski. Miał on formę krótkiej modlitwy: "Pozwól nam wpaść w ręce agentów gojów, tylko nie pozwól nam wpaść w ręce żydowskiego agenta"

STELLA (GOLDSCHLAG) KÜBLER ISAACKSON

Największym postrachem Żydów ukrywających się przed Niemcami podczas II Wojny Światowej byli ludzie, którzy w zamian za pieniądze zajmowali się ich tropieniem i wydawaniem na pewną śmierć. W Berlinie najbardziej osławionym Greiferem ("łapaczem") wcale nie był fanatyczny nazista ani nawet Niemiec, lecz... Żydówka - Stella Kübler.

Stella Goldschlag - bo tak brzmiało jej panieńskie nazwisko - urodziła się w lipcu 1922 r. w rodzinnie zasymilowanych berlińskich Żydów. Miała to szczęście, że natura obdarowała ją wybitnie "aryjskim" wyglądem. Była wysoką, szczupłą blondynką o niebieskich oczach, co w żadnym razie nie wskazywało na jej semickie korzenie. Jednak i ją w nazistowskich Niemczech dotknęły szykany związane z coraz bardziej restrykcyjnym prawem antyżydowskim. Żydówka jak każda inna?

Początkowo historia Stelli nie różniła się niczym od losów tysięcy niemieckich Żydów zmuszonych do noszenia hańbiącej żółtej gwiazdy Dawida i niemal niewolniczej pracy dla dobra "tysiącletniej Rzeszy". Stella znalazła zatrudnienie w jednej z berlińskich fabryk zbrojeniowych, a w 1940 r. wzięła ślub z muzykiem Manfredem Küblerem.

Sytuacja uległa zmianie w wyniku tak zwanej Fabrikaktion (akcja "fabryka") z 27 lutego 1943 r., będącej ostateczną łapanką berlińskich Żydów. W jej wyniku - jak pisze w swej książce "Stolica Hitlera. Życie i śmierć w wojennym Berlinie" Roger Moorhouse - funkcjonariusze Gestapo i SS przeprowadzili naloty na wiele stołecznych zakładów przemysłowych i zatrzymali tamtejszych żydowskich robotników. Co prawda Stelli i jej rodzinie udało się chwilowo uniknąć schwytania, jednak musieli oni rozpocząć życie w ukryciu i ciągłym strachu. Zostali tak zwanymi"U-Bootami", określanymi również mianem "nurków" (Taucher). Z początku wszystko układało się dobrze. "Aryjski" wygląd Stelli oraz "papiery" załatwione u świetnego fałszerza Guenthera Rogoffa, pozwalały spoglądać z optymizmem w przyszłość. Wszelako były to tylko pozory, bowiem Stella znalazła się na celowniku jednego z "łapaczy". Zaowocowało to jej aresztowaniem 2 lipca 1943 r. Kilka tygodni później w łapy oprawców z Gestapo wpadli również jej rodzice (jej mąż już wiosną trafił do Auschwitz, skąd nigdy nie wrócił). Podczas przesłuchań poddano ją brutalnym torturom. Liczono przede wszystkim na to, że uda się z niej wyciągnąć informacje na temat miejsca pobytu Rogoffa. W tym wypadku gestapowcy jednak się przeliczyli; Stella po prostu nie wiedziała gdzie przebywa interesujący ich fałszerz. Jednocześnie dotkliwe bicie oraz dwie nieudane próby ucieczki w ostateczności ją złamały i zgodziła się na propozycję zostania "łapaczem". Nie bez znaczenia była również obietnica, że dzięki współpracy z Gestapo Stella uratuje życie rodzicom.

"BLOND TRUTKA "

Jak opowiada w swojej książce Roger Moorhouse: Stella szybko stała się wzorowym "łapaczem". Funkcjonariusze byli już wcześniej pod wrażeniem jej pomysłowości [...]. Kiedy już zaczęła dla nich pracować, absolutnie nie zawiodła - miała doskonałą pamięć do nazwisk, dat i adresów, a jej niewymuszona kokieteria stanowiła prawdziwą broń masowego rażenia.

Dzięki nieprzeciętnej "skuteczności" bardzo szybko zyskała sobie w środowisku berlińskich "nurków" miano "blond trutki", stając się ich prawdziwym postrachem. Doszło do tego, że jej zdjęcie krążyło wśród zbiegów jako forma ostrzeżenia. Kiedy tylko wchodziła do jakiejś restauracji czy kawiarni, każdy Żyd rzucał się do ucieczki. Podobno była w stanie w ciągu jednego weekendu schwytać nawet ponad 60 Żydów. Za każdego dostawała 200 marek. Dokładnej liczby jej ofiar zapewne już nigdy nie poznamy, ale szacuje się, że skazała na pewną śmierć od kilkuset do nawet kilku tysięcy osób! Mimo przejawianej gorliwości Stelli nie udało się uratować rodziców, którzy trafili do Auschwitz, gdzie zginęli. Kobieta i tak pozostała aktywnym "łapaczem" do końca wojny. W 1945 roku została aresztowana przez Sowietów i skazana na 10 lat ciężkich robót. Później wyszła jednak na wolność i tak naprawdę nigdy nie odpowiedziała za swoje zbrodnie. W 1994 roku popełniła samobójstwo w wieku siedemdziesięciu dwóch lat. Czyżby to ciężar popełnionych czynów prześladował ja do ostatnich dni życia? Jeśli tak to dlaczego zabiła się dopiero po 50 latach?

Wśród Żydów byli także ci, którzy zostawali agentami niemieckiego Gestapo. Były ich dziesiątki, a może nawet setki. Nikt ich nie policzył. To oni, działając skrycie, wydawali innych Żydów na śmierć, szantażowali ich, wymuszali od nich haracz i byli szmalcownikami. Na bieżąco składali do Gestapo meldunki na swoich współbraci. Nie działali tylko w gettach. Specjalne przepustki umożliwiały im poruszanie się także po tzw. „aryjskiej” stronie miasta, czasami nawet po terenie całej Generalnej Guberni. Wiernie służyli niemieckim oprawcom swoich rodzin, żon i dzieci. Robili to bez jakichkolwiek zahamowań, z własnego wyboru, tylko w imię większej porcji żywności lub czasowych przywilejów. Czy mogli zerwać się z niemieckiej smyczy? Mogli, mieli nawet taką możliwość, będąc poza murami getta, jednak takich prób nie podejmowali. Dlatego właśnie ich zdrada była na znacznie wyższym poziomie. Byli wśród nich tacy, którzy w sianiu zła wznieśli się na prawdziwe wyżyny. W warszawskim getcie byli to Abraham Gancweich i Dawid Sternfeld – szefowie powstałej w grudniu 1940 r. tzw. trzynastki – składającej się z grupy żydowskich policjantów – agentów. Gancweich przed wojną był nauczycielem i działaczem syjonistycznym, legitymował się również dyplomem rabina. Z kolei Sternfeld był kapitanem przedwojennej policji. Oficjalnie grupa miała zwalczać przemyt i spekulację w getcie, faktycznie jednak jej działalność nakierowana była na kontrolę działalności Judenratu oraz infiltrowanie działających w getcie podziemnych organizacji. Działała również po stronie aryjskiej, gdzie jej członkowie udawali bojowników żydowskiego ruchu oporu.

AFERA "HOTELU POLSKIEGO"

Spośród agentów „trzynastki” wywodziła się również spora część Żydowskiej Gwardii Wolności – „Żagwi” – specjalnie stworzonej przez warszawskie Gestapo i głęboko zakonspirowanej organizacji, w której czołową rolę odgrywał Leon Skosowski „Lonek”. „Żagiew” działała zarówno w getcie warszawskim, jak i poza nim. Zasłynęła przede wszystkim z potężnej afery, której ofiarami padły setki Żydów. Na początku 1943 r. w Hotelu Polskim przy ul. Długiej w Warszawie ulokowana została specjalna ekspozytura „Żagwi”. Grupa żydowskich agentów naganiaczy odszukiwała zamożnych Żydów i w zamian za pieniądze oferowała im paszporty, wizy oraz możliwość wyjazdu do innych krajów. Stawką było co najmniej 20 złotych dolarów od głowy ( tzw. „twarde dwudziestki”).

Do Hotelu Polskiego zgłaszali się Żydzi z całej Warszawy, licząc, że dzięki posiadanym środkom będą mogli rzeczywiście wyjechać z Polski. Tam kupowali paszporty i oczekiwali na dalszą podróż za granicę. Była to jednak sprytna pułapka, od początku wymyślona przez warszawskie Gestapo, które w ten sposób wywabiało Żydów z kryjówek po „aryjskiej” stronie, by później ich zamordować. Szacuje się, że w wyniku całej prowokacji Niemcy mogli ująć i zamordować nawet 2,5 tysiąca Żydów. Podziemny Żydowski Związek Wojskowy (ŻZW) wytropił działalność „Żagwi” i przy współpracy AK na agentach wykonano 70 wyroków śmierci. Jednym z ostatnich zlikwidowanych był Leon Skosowski.

Ale żydowscy agenci Gestapo działali skutecznie także w innych miastach.

W Krakowie było kilka siatek. Najgroźniejszą kierował Józef Diamand. Jej członkowie niejednokrotnie podszywali się pod ludzi polskiego podziemia, denuncjowali nie tylko ukrywających się Żydów, ale i Polaków. Krakowski Kedyw od lata 1943 r. do wiosny 1944 r. podjął własną grę z siatką agentów Diamanda, likwidując kilkunastu jej członków. Ale Diamand zawsze wychodził cało z pułapek AK. W końcu jednak został zastrzelony przez Niemców w więzieniu na Montelupich.

Prawdziwym agentem zła był w lubelskim getcie Szama Grajer – człowiek przedwojennego lubelskiego półświatka, który gdy trafił do więzienia, zgodził się pracować dla Gestapo. Niemcy pozwolili mu nawet na otwarcie własnej restauracji, do której drzwi pomalowane były ulubionym przez Niemców,nazistów, kolorem brunatnym. W restauracji Grajera gromadził się świat żydowskich prostytutek, alfonsów i szpicli.

U Grajera bywał także kwiat lubelskiej SS, opijając kolejne swoje eksterminacyjne sukcesy w getcie. Ale Grajer przede wszystkim wyciągał rękę po pieniądze i kosztowności innych Żydów. Wydawał ich Niemcom dziesiątkami i zawsze od rodzin ofiar brał łapówki za interwencję w sprawie uwolnienia.

Tygodnik „Der Spiegel” w artykule zatytułowanym „Wspólnicy – europejscy pomocnicy Hitlera przy mordowaniu Żydów” (Die Komplizen – Hitlers europäische Helfer beim Judenmord) twierdzi, że za Holokaust odpowiedzialni są nie tylko Niemcy, ponieważ bez pomocy setek tysięcy ludzi innych narodowości (nie-Niemców) niemieccy naziści nie byliby w stanie samodzielnie wymordować kilku milionów Żydów. Wśród pomocników Hitlera tygodnik, m.in. obok Ukraińców, Rumunów, Francuzów czy Węgrów, wymienia także Polaków.

Natomiast zupełnie pominięto rolę Żydów – największych pomocników Hitlera, bez Judenratów w zarejestrowaniu Żydów, zebraniu ich w gettach, a potem pomocy w skierowaniu do obozów zagłady zginęłoby dużo mniej Żydów.

Niemcy mieliby bowiem dużo więcej kłopotów ze spisaniem i wyszukaniem Żydów. W różnych krajach okupowanej Europy powtarzał się ten sam perfidny schemat: funkcjonariusze żydowscy sporządzali wykazy imienne wraz z informacjami o majątku Żydów, zapewniali Niemcom pomoc w chwytaniu Żydów i ładowaniu ich do pociągów, które wiozły ich do obozów zagłady. Także w Polsce doszło do potwornego skompromitowania dużej części żydowskich elit poprzez ich uczestnictwo w Judenratach i posłuszne wykonywanie niemieckich rozkazów mordowania Żydów.

Żydzi wielokrotnie wysuwają nieprawdziwe oskarżenia przeciw Polakom o rzekomo szeroko rozpowszechnioną kolaborację z Niemcami ,konsekwentnie milczą o dwóch bardzo wstydliwych kolaboracjach, w których uczestniczyły niektóre środowiska żydowskie. O kolaboracji dużej części Żydów z Sowietami w latach 1939-1941 i o kolaboracji Judenratów i żydowskiej policji z Niemcami, kolaboracji będącej swoistą żydowską „hańbą domową”. I to nie tylko w Polsce, ale również w wielu innych krajach okupowanej przez Niemców Europy.

Ta kolaboracja części Żydów z Niemcami była tym bardziej szokująca i wstydliwa ze względu na społeczny charakter jej uczestników. W przeciwieństwie bowiem do Polaków, wśród których z Niemcami godzili się na ogół kolaborować głównie ludzie z marginesu społecznego, męty, wśród Żydów na kolaborację poszła duża część elit z tzw. Judenratów (rad żydowskich). Z ostrym potępieniem tej kolaboracji wystąpiła najsłynniejsza żydowska myślicielka XX wieku Hannah Arendt w książce „Eichmann w Jerozolimie” (Kraków 1987). Napisała tam m.in. (s. 151): „Dla Żydów rola, jaką przywódcy żydowscy odegrali w unicestwieniu własnego narodu, stanowi niewątpliwie najczarniejszy rozdział całej historii”. Uległość Judenratów wobec nazistów oznaczała skrajną kompromitację żydowskich elit w państwach okupowanych przez III Rzeszę Niemiecką. Hannah Arend stwierdziła wprost: „O ile jednak członkowie rządów typu quislingowskiego pochodzili zazwyczaj z partii opozycyjnych, członkami rad żydowskich byli z reguły cieszący się uznaniem miejscowi przywódcy żydowscy, którym naziści nadawali ogromną władzę do chwili, gdy ich także deportowano” (tamże, s. 151). [..

ŻYDOWSKA AGENTURA GESTAPO

Postarajmy się więc odświeżyć pamięć o sprawach tej kolaboracji Judenratów i żydowskiej policji, od lat tak gorliwie przemilczanej – wbrew prawdzie historycznej, obarczając Polaków zbrodniami Holokaustu i zbrodniczym rabunkowym antysemityzmem. W tych oskarżeniach przoduje już nie tylko amerykańskie lobby żydowskie, żądające od Polski 65 miliardów dolarów amerykańskich tytułem restytucji mienia pożydowskiego, ale udział bierze nawet parlament Stanów Zjednoczonych podejmując ustawę nr 447, której wykonanie zrujnuje Polskę doszczętnie poprzez zabór nie tylko prywatnych kamienic, ale fabryk, gospodarstw rolnych, lasów państwowych oraz biliona PLN.

Udział w tej nagonce bierze Izrael znanymi już pomówieniami o „polskie obozy koncentracyjne” i świadectwo „moralności Polski” która „ośmieliła” się znowelizować ustawę Instytutu Pamięci Narodowej. W owej nagonce na Polskę, Polaków i polskość bierze udział opozycja totalna, czyli zdrajcy, uważający siebie za Polaków, głosujący w parlamencie Unii Europejskiej przeciwko Polsce. Należą do nich europosłowie – Róża Thun zwana „czerwoną różą”, Janusz Lewandowski, Michał Boni (TW „Znak”), Danuta Jazłowiecka, Danuta Hübner, Julia Pitera (kupiła w Warszawie kamienicę za 400,00 zł) , Danuta Jazłowiecka i inni zdrajcy własnej Ojczyzny.A wszystkiemu sekunduje masońska i komunistyczna Unia Europejska.

LOSY OBYWATELI POLSKICH POCHODZENIA ŻYDOWSKIEGO.

Żydowski autor Baruch Milch tak pisał w przejmującej relacji o losach Żydów na wschodnich Kresach II Rzeczypospolitej Polskiej (woj. lwowskie i tarnopolskie):

„W każdym razie Judenrat stał się narzędziem w rękach Gestapo do niszczenia Żydów, a jak sami członkowie później się wyrażali, są ‚Gestapem na ulicy żydowskiej’. Powołali Ordnungsdienst (służbę porządkową) – jako organ wykonawczy składający się z najgorszych elementów nizin społecznych (…).

W gruncie rzeczy Judenrat zaczął prowadzić politykę rabunkową w celu napełnienia własnych kieszeni, by tymi pieniędzmi przekupić władze i Gestapo, ale tylko w celu zabezpieczenia losu swoich i najbliższej rodziny. Nie znane są przypadki, aby Judenrat bezinteresownie pomógł któremuś Żydowi (…). Do wykonania swoich niecnych czynów, jak ściąganie ogromnych podatków i nałożonych kontrybucji, łapanie do łagrów i napadów na domy żydowskie, Judenraty używały swojej Ordnungsdienst, której dawali procent z łupu, a oni w liczbie dziesięciu-piętnastu napadali na ludzi, bijąc ich w okrutny sposób, niszcząc i rabując, cokolwiek się dało, i to ze straszną bezwzględnością” (Por. B. Milch: „Testament”, Warszawa 2001, s. 106-107).

Pytanie, dlaczego Jan Tomasz Gross nawet jednym zdaniem nie wspomniał w swej przeznaczonej dla Amerykanów ponad 300-stronicowej książce o rabunkach na Żydach dokonywanych przez żydowską policję na zlecenie Judenratu?

W tejże książce Milcha czytamy na s. 126-127: „(…) Judenrat załatwił z tymi mordercami, że do trzech godzin dostarczy im żądane trzysta osób. Sami Żydzi musieli łapać i wydawać braci i siostry w ręce katów, którzy stali na placu folwarku, obok naszego mieszkania, i przyprowadzonych przyjęli pałkami albo nahajkami, a później wywieźli na rzeź do Bełżca (…) Judenratowcy i Ordnungsdienst, przy pomocy ukraińskiej policji i kilku Niemców, którym jeszcze zapłacono, by prędko pracowali, gonili po ulicach, jak wściekłe psy czy opętańcy, a pot się z nich lał strumieniami (…). Straszny to był widok, jak Żyd Żyda prowadził na śmierć (…)”.

KRÓL ŻYDOWSKI W ŁODZI

Szczególnie haniebną rolę w wysyłaniu własnych żydowskich rodaków na śmierć odegrał Chaim Rumkowski, prezes Rady Żydowskiej w Łodzi, „król” getta łódzkiego na usługach Niemców. Był on absolutnym władcą getta, w którym kursowały specjalne pieniądze „chaimki” i „rumki” oraz znaczki pocztowe z jego podobizną.Chaim Rumkowski urządził sobie harem w jednej willi i wciąż sprowadzał nowe piękne kobiety. W zamian za przyzwolenie Niemców na jego tyranię nad mieszkańcami getta arcygorliwie wykonywał wszystkie niemieckie rozkazy i wyekspediował olbrzymią większość swych poddanych do obozów zagłady. W końcu jednak i jego Niemcy wysłali do Oświęcimia. Podobno natychmiast padł ofiarą swych żydowskich współwięźniów, którzy nie zwlekając ani chwili, natychmiast po przywiezieniu go do obozu spalili go żywcem w obozowym piecu (Por. E. Reicher: „W ostrym świetle dnia. Dziennik żydowskiego lekarza 1939-1945”, oprac. R. Jabłońska, Londyn 1989, s. 29).

WIELKA SZPERA W ŁÓDZKIM GETCIE

70 lat temu, 5 września 1942 roku, Niemcy rozpoczęli w łódzkim getcie akcję wywożenia do obozu zagłady w Chełmnie nad Nerem nieprzydatnych do pracy – dzieci poniżej 10 lat, osób starszych i chorych. Akcja nazwana Wielką Szperą pochłonęła życie od 15 do 20 tys. Żydów.

– Nie ma chyba nikogo, kto przeszedł przez łódzkie getto i nie został osobiście dotknięty przez Wielką Szperę, w trakcie której do obozu zagłady w Chełmnie nad Nerem wywieziono niemal wszystkie dzieci – uważa Ewa Wiatr z Centrum Badań Żydowskich Uniwersytetu Łódzkiego. I dodaje, że dzieje Litzmannstadt Getto dzielą się na okres przed i po Szperze.

Jak wyjaśniła Wiatr słowo „Szpera” pochodzi od niemieckich słów „Allgemeine Gehsperre” i oznacza całkowity zakaz opuszczania domów, który Niemcy wprowadzili 5 września 1942 r.

ODDAJCIE DZIECI

Dzień wcześniej, 4 września, przełożony Starszeństwa Żydów w łódzkim getcie Mordechaj Chaim Rumkowski wygłosił przemówienie, w którym wezwał mieszkańców zamkniętej dzielnicy, by oddali swoje dzieci dla ratowania innych.

– Ponury podmuch uderzył getto. Żądają od nas abyśmy zrezygnowali z tego, co mamy najlepszego – naszych dzieci i starszych. (…) W moim wieku, muszę rozłożyć ręce i błagać: Bracia i siostry! Oddajcie mi je! Ojcowie i matki – dajcie mi swoje dzieci! – wzywał Chaim Rumkowski.

Przyznał, że zaskoczyła go likwidacja chorych ze szpitali przeprowadzona przez Niemców 1 września, ale myślał, że na tym się skończy. Tymczasem – jak mówił – dostał rozkaz wysłania więcej niż 20 tys. Żydów poza getto. Dlatego musi przygotować „tę trudną i krwawą operację, musi odciąć gałęzie, aby ocalić pień”.

Ze słów Rumkowskiego wynikało, że Niemcy chcieli pierwotnie, aby getto opuściło w sumie 24 tys. osób – po 3 tys. na każdy z ośmiu dni. Jemu udało się zredukować tę liczbę do 20 tys.

– Jestem wykończony. Chcę wam tylko powiedzieć, o co was proszę – pomóżcie mi przeprowadzić tę akcję. (…) Złamany Żyd stoi przed wami. Nie zazdrośćcie mi. To jest najtrudniejszy ze wszystkich rozkazów, jaki musiałem kiedykolwiek wydać. Wyciągam do was moje złamane, trzęsące się ręce i błagam: dajcie tym rękom ofiary! Tylko tak możemy zapobiec przyszłym cierpieniom i zbiorowość 100 tys. Żydów może być zachowana” – mówił.

Po przemówieniu Rumkowskiego nastąpił „atak” na biura meldunkowe, aby zmienić dzieciom metryki urodzenia. O tym co się działo w biurze opisał wówczas w swoim reportażu publicysta Oskar Singer, który trafił do łódzkiego getta z Czech.

„W biurze rozgrywały się sceny, których żaden tragik nie byłby zdolny odzwierciedlić. (…) Petenci krzyczą, płaczą, szaleją. Każda sekunda może przynieść ze sobą wyrok. (…) Nowe dokumenty, stare pożółkłe szpargały, nowo znalezione świadectwa urodzenia, paszporty, legitymacje prawdziwe i fałszywe miały wykazać, że dziecko jest starsze, a starzec młodszy” – pisał Singer.

ODBIERAJĄ DZIECI

„Wielka Szpera” trwała od 5 września do 12 września 1942 r. Getto podzielono na rewiry, które systematycznie były sprawdzane. Początkowo akcje wyszukiwania dzieci przeprowadzali żydowscy policjanci, ale nie mogli dać sobie z tym rady.

„Dochodziło do dantejskich scen. Odebranie matce dziecka trwało kilkanaście minut. Widać było, że żydowscy policjanci nie dadzą rady i dlatego do getta weszło niemieckie komando” – powiedziała Wiatr. Zwróciła uwagę, że po wejściu Niemców „nastąpił paraliż matek”.

„Żadna z nich nie ośmieliła się wydać z siebie głosu sprzeciwu, nie miały odwagi nawet poruszyć ręką. Zapanował strach przed Niemcem” – mówiła. Dodała, że przy wyszukiwaniu osób do wywiezienia Niemcy nie opierali się na żadnych wykazach, lecz „kierowali się wyłącznie wrażeniami optycznymi”.

O Wielkiej Szperze tak pisał Biuletyn Kroniki Codziennej 14 września 1942 roku: „Dziś jeszcze trudno zdać sobie sprawę z tego, co zaszło. Przez getto przeszedł żywioł, który zmiótł z powierzchni około 15 tysięcy osób (dokładnej liczby nikt jeszcze nie zna) i życie jak gdyby znów powróciło do dawnego koryta”.

Z Kroniki wynika, że mieszkańcy sprawdzanego domu zwoływani zostawali na podwórze, ustawieni w dwuszeregu i podlegali przeglądowi przedstawiciela władzy. W tym czasie policja żydowska rewidowała mieszkania, okradając je i sprowadzała ukrywające się osoby. Akcja taka trwała nieraz tylko kilka minut. Po jednej stronie ustawiane były osoby do wysiedlenia, po drugiej ci, którzy mieli zostać.

„Przy ładowaniu na wozy zdarzało się, że ludzie, albo przez niezrozumienie albo też umyślnie próbowali przedostać się do grupy pozostawionej; rozprawa w takich wypadkach była bardzo krótka i odbywała się na oczach zebranych lokatorów” – napisano w Kronice. Takie osoby były zastrzelone na miejscu. Ażeby zachęcić policję żydowską i straż do sumiennego przeprowadzenia akcji, obiecano im ochronę najbliższej rodziny.

ŻYCIE W GETCIE PO „WIELKIEJ SZPERZE” WRACA DO „NORMY”

Po zakończeniu akcji 12 września pojawiło się ogłoszenie władz getta informujące, że od poniedziałku 14 września nastąpi otwarcie wszystkich fabryk i warsztatów. Wcześniej otwarto sklepy i rozpoczęto wydawanie racji żywnościowych.

W Kronice z 14 września 1942 roku napisano: „zdawałoby się, że wypadki ostatnich dni na dłuższy czas pokryją całą ludność getta żałobą, a tymczasem tuż po wypadkach, a nawet jeszcze podczas akcji wysiedleńczej ludność opanowana była troskami codziennymi przy odbiorze chleba, racji itd. i często przechodziła do porządku dziennego nad bezpośrednim osobistym nieszczęściem”.

W wyniku Wielkiej Szpery do obozu zagłady w Chełmnie nad Nerem (Kulmhof) wywieziono z Litzmannstadt Getto 15 – 20 tysięcy osób, w tym niemal wszystkie dzieci poniżej 10 roku życia oraz powyżej 65. roku życia.

Niemcy utworzyli getto w Łodzi w lutym 1940 r. jako pierwsze na ziemiach polskich włączonych do III Rzeszy Niemieckiej. Łącznie przebywało tam ponad 200 tys. osób. Przez pięć lat z głodu i wyczerpania zmarło w nim prawie 45 tys. osób.

Całkowita likwidacja getta nastąpiła w sierpniu 1944 r. Ostatni transport wyjechał z Łodzi do KL Auschwitz 29 sierpnia 1944 r. Z ponad 70 tys. osób, które jeszcze w lipcu były w Łodzi, ponad 60 tys. zamordowano w komorach gazowych Auschwitz, zaś setki trafiły do obozów pracy na terenie Rzeszy. Według różnych źródeł ocalało z łódzkiego getta od 7 do 13 tysięcy osób.

ŻYDOWSCY POLICJANCI OKRUTNIEJSI OD NIEMCÓW

Najsłynniejszy kronikarz getta warszawskiego  Emanuel Ringelblum tak pisał w „Kronice getta warszawskiego” o żydowskiej policji, która nawet jednym zdaniem nie została wspomniana w „naukowym dziele” Jana Tomasza Grossa:

„Policja żydowska miała bardzo złą opinię jeszcze przed wysiedleniem. W przeciwieństwie do policji polskiej, która nie brała udziału w łapankach do obozu pracy, policja żydowska parała się tą ohydną robotą. Wyróżniała się również straszliwą korupcją i demoralizacją. Dno podłości osiągnęła ona jednak dopiero w czasie wysiedlenia. Nie padło ani jedno słowo protestu przeciwko odrażającej funkcji, polegającej na prowadzeniu swych braci na rzeź.

Policja była duchowo przygotowana do tej brudnej roboty i dlatego gorliwie ją wykonała. Obecnie mózg sili się nad rozwiązaniem zagadki: jak to się stało, że Żydzi – przeważnie inteligenci, byli adwokaci (większość oficerów była przed wojną adwokatami) – sami przykładali rękę do zagłady swych braci. Jak doszło do tego, że Żydzi wlekli na wozach dzieci i kobiety, starców i chorych, wiedząc, że wszyscy idą na rzeź (…). Okrucieństwo policji żydowskiej było bardzo często większe niż Niemców, Ukraińców, Łotyszy . Niejedna kryjówka została „nakryta” przez policję żydowską, która zawsze chciała być plus „catholique que le pape”, by przypodobać się okupantowi. Ofiary, które znikły z oczu Niemca, wyłapywał policjant żydowski (…). Policja żydowska dała w ogóle dowody niezrozumiałej, dzikiej brutalności. Skąd taka wściekłość u naszych Żydów? Kiedy wyhodowaliśmy tyle setek zabójców, którzy na ulicach łapią dzieci, ciskają je na wozy i ciągną na Umschlag? Do powszechnych po prostu zjawisk należało, że ci zbójcy za ręce i nogi wrzucali kobiety na wozy (…). Każdy Żyd warszawski, każda kobieta i dziecko mogą przytoczyć tysiące faktów nieludzkiego okrucieństwa i wściekłości policji żydowskiej” (E. Ringelblum: „Kronika getta warszawskiego wrzesień 1939 – styczeń 1943”, Warszawa 1988, s. 426, 427, 428).

WYDAWALI NA ŚMIERĆ RODZICÓW

Nader bezwzględne świadectwo na temat poczynań żydowskiej policji w Warszawie dostarczył Baruch Goldstein, przed wojną współorganizator bojówek Bundu. Wspominając lata wojny, Goldstein pisał bez ogródek: „Z poczuciem bólu i wstrętu wspominam żydowską policję, tę hańbę dla pół miliona nieszczęśliwych Żydów w warszawskim getcie (…). Żydowska policja, kierowana przez ludzi z SS i żandarmów, spadała na getto jak banda dzikich zwierząt . Każdego dnia, by uratować własną skórę, każdy policjant żydowski przyprowadzał siedem osób, by je poświęcić na ołtarzu eksterminacji. Przyprowadzał ze sobą kogokolwiek mógł schwytać – przyjaciół, krewnych, nawet członków najbliższej rodziny. Byli policjanci, którzy ofiarowywali swych własnych wiekowych rodziców z usprawiedliwieniem, że ci i tak szybko umrą” (Por. B. Goldstein: „The Star Bear Witness”, New York 1949, s. 66, 106, 129). Klara Mirska, Żydówka, która opuściła Polskę w 1968 roku, nie miała w swych wspomnieniach dość złych słów dla odmalowania niegodziwości niektórych przedstawicieli środowisk żydowskich w czasie wojny. Opisała np. następującą historię: „Syn przewodniczącego Judenratu jednego z gett został skazany przez Niemców na śmierć. Przyprowadził go na egzekucję jego ojciec. On miał go powiesić w ciągu kilku minut. Gdyby tego nie uczynił, miał sam zostać powieszony. Taki niesamowity żart wymyślili Niemcy. Ojciec, któremu chęć pozostania przy życiu przysłoniła wszelkie uczucia miłości rodzicielskiej, zaczął poganiać syna. Czynił to na oczach rozbawionych Niemców i stojących w milczeniu przy tej scenie Żydów: ‚No, prędko rozbieraj buty! No, pośpiesz się, i tak ci nic nie pomoże’” (Wg K. Mirska: „W cieniu wielkiego strachu”, Paryż 1980, s. 447). W sierpniu 1942 r. żydowski policjant Calek Perechodnik w getcie w Otwocku wyciągnął z bezpiecznej kryjówki swoją żonę i córeczkę i odprowadził je do transportu śmierci.

Dlaczego o takich przypadkach zezwierzęcenia niektórych Żydów nie informuje Amerykanów Jan Tomasz Gross, tak gorliwie rozpisujący się na temat sadyzmu Polaków? Warto przytoczyć, co ten sam Calek Perechodnik, skądinąd nienawidzący bez reszty Polaków, wypisywał na temat swych własnych kolegów z żydowskiej policji: „Nie ma żadnego usprawiedliwienia dla policjantów żydowskich w Warszawie (…). Skamieniały im serca, obce stały się wszelkie ludzkie uczucia. Łapali ludzi, na rękach znosili z mieszkań niemowlęta, przy okazji rabowali. Nic też dziwnego, że Żydzi nienawidzili swojej policji bardziej niż Niemców, bardziej niż Ukraińców”

(C. Perechodnik: „Czy ja jestem mordercą?”, Warszawa 1993, s. 112-113). Nader bezwzględny jest osąd Judenratu i żydowskiej policji, zawarty w dzienniku byłego dyrektora szkoły hebrajskiej w Warszawie Chaima A. Kaplana.

W swym dzienniku Kaplan nazwał wprost Judenraty „hańbą społeczności warszawskiej”. Wielokrotnie piętnował zbrodniczą działalność żydowskiej policji, pisząc m.in.: „Żydowska policja, której okrucieństwo jest nie mniejsze od nazistów, dostarczała do punktu przenosin na ulicy Stawki więcej niż było w normie, do której zobowiązała się Rada Żydowska (…). Naziści są zadowoleni, że eksterminacja Żydów jest realizowana z całą niezbędną efektywnością. Czyn ten jest dokonywany przez żydowskich siepaczy (Jewish slaughterers) (…). To żydowska policja jest najokrutniejszą wobec skazanych (…). Naziści są usatysfakcjonowani robotą żydowskiej policji, tej plagi żydowskiego organizmu (…). Wczoraj, trzeciego sierpnia, oni wyrżnęli ulice Zamenhofa i Pawią (…). SS-owscy mordercy stali na straży, podczas gdy żydowska policja pracowała na dziedzińcach. To była rzeź w odpowiednim stylu – oni nie mieli litości nawet dla dzieci i niemowląt”. Wszystkich z nich, bez wyjątku, zabrano do wrót śmierci” (Por.„Scroll of Agony. The Warsaw Diary of Chaim A. Kaplan”, New York 1973, s. 384, 386, 389, 399).Na s. 231 swej książki Kaplan cytuje jakże gorzki ówczesny dowcip żydowski. Miał on formę krótkiej modlitwy: „Pozwól nam wpaść w ręce agentów gojów, tylko nie pozwól nam wpaść w ręce żydowskiego agenta”.

Nader podobne w wymowne były zapiski Aleksandra Bibersteina, dyrektora żydowskiego szpitala zakaźnego w krakowskim getcie. W swoich wspomnieniach o żydowskiej służbie OD (Ordnungsdienst) Biberstein pisał: „Przez cały czas okupacji Ordnungsdienst był narzędziem w ręku Gestapo, na jego polecenie odmani – członkowie Ordnungsdienst, wykonywali bez zastrzeżeń najpodlejsze czynności, prześcigając często bezwzględnością Niemców” (A. Biberstein: „Zagłada Żydów w Krakowie”, Kraków 1985, s. 165).

RABOWALI ŻYDÓW

Warto przypomnieć również zapiski Henryka Makowera na temat działań Ordnungsdienst – żydowskiej Służby Porządkowej (SP): „Opowiadano mi o różnych scenach w trakcie blokad domów. Niektórzy z oficerów Żydowskiej Służby Porządkowej zachowywali się skandalicznie, nie uznając nawet dobrych zaświadczeń. W rezultacie na Umschlag szli ludzie, którzy byli zupełnie pewni, że zaświadczenie ich chroni, i nie wiedząc, co ich czeka, sami się oddawali w ręce swych współrodaków. W innych wypadkach zwalniano ludzi za łapówki, łapownictwo się szerzyło (…). Blokady wyzwoliły całą masę łajdactwa i draństwa. Opornych bito pałkami, nie gorzej od Niemców. Do tego dołączyło się rabowanie opuszczonych mieszkań pod jakimś pretekstem, np. żeby nie zostawiać rzeczy Niemcom. Wielu „porządnych” wyższych funkcjonariuszy SP dorobiło się na różnych tego rodzaju praktykach dużych majątków. Było to zjawisko tak masowe, że nawet tzw. przyzwoici ludzie się chwalili – ‚ja się na tej akcji dorobiłem’ – lub – ‚mój mąż nie nadaje się do dzisiejszych czasów, nic nie zarobił na akcji’” (Por. H. Makower: „Pamiętnik z getta warszawskiego październik 1940 – styczeń 1943”, Wrocław 1987, s. 62). Szkoda, że Jan Tomasz Gross pominął to jakże ważne świadectwo profesora mikrobiologii Makowera w swoich, zajmujących tak wiele stron, dywagacjach o rabowaniu Żydów przez Polaków, zbrodniczej „moralności” polskich antysemitów, grabieżców etc.

Warto dodać, że sporą część uratowanych Żydów stanowili akurat żydowscy policjanci, a więc możliwie najgorszy, najpodlejszy element pośród ówczesnych Żydów; ci właśnie ludzie, którzy dorabiali się na rabowaniu swych rodaków w ich momentach najwyższego zagrożenia. Pisał o tym słynny matematyk żydowskiego pochodzenia Stefan Chaskielewicz we wstrząsających pamiętnikach pt. „Ukrywałem się w Warszawie. Styczeń 1943 – styczeń 1945” (Kraków 1988, s. 191-192): „Wśród Żydów, którym pomogło przeżyć posiadanie znaczniejszych funduszy, byli i dawni funkcjonariusze policji żydowskiej, a nawet sławnej ekspozytury Gestapo w getcie. Ci ludzie bowiem obłowili się podczas akcji wysiedleńczej.

Trudno tu podać jakiekolwiek ścisłe dane liczbowe. Mogę jedynie powtórzyć stwierdzenie dwóch byłych policjantów, którzy po wojnie, w mojej obecności, mówili, że uratowało się co najmniej 200 ich kolegów”.

Skrajnie głupawym rasistowskim wyczynom Jana Tomasza Grossa, który za wszelką cenę chce wybielić „anielskich” Żydów i dokopać „diabelskim” Polakom, warto przeciwstawić mądre słowa słynnego izraelskiego intelektualisty profesora Israela Shahaka, publikowane na łamach „The New York Review of the Book” 29 stycznia 1987 roku. Przeciwstawiając się tendencjom do skrajnego idealizowania wojennych postaw Żydów kosztem Polaków, Shahak pisał: „Oczywiście, że byli polscy policjanci, którzy przeprowadzali łapanki Żydów, i oczywiście byli Polacy, którzy szantażowali Żydów (…). Byli jednak także (…) żydowscy szantażyści, wielu znanych nawet z imion, mieszkających poza gettem, którzy nie byli ani lepsi, ani gorsi niż polscy. Byli także żydowscy policjanci w getcie. Do obowiązków każdego z nich w pierwszych tygodniach eksterminacji latem 1942 roku należało dostarczenie odpowiedniej ilości Żydów przeznaczonych na śmierć. Dzisiaj, po latach, uważam, że polscy i żydowscy wspólnicy zbrodniarzy są sobie równi w ogromie zła i najwyższa odraza, z jaką się ich wspomina, nie zależy od narodowości. Moja jednak pamięć, pamięć wszystkich ocalonych Żydów, kiedy uczciwie rozmawiają „w swoim gronie”, nie pozwala zapominać, że w owym czasie my, Żydzi, nienawidziliśmy żydowskich policjantów i żydowskich szpiegów bardziej niż kogokolwiek innego”.

Cytowane tu relacje jedenastu autorów żydowskich stanowią faktycznie tylko czubek góry lodowej. Można by cytować jeszcze wielokrotnie dłużej zapiski pokazujące stopień skrajnego zezwierzęcenia wielu członków Judenratów i policjantów żydowskich kolaborujących z nazistami, których niegodną „działalność” tak skrupulatnie przemilczał Jan Tomasz Gross. A może jednym z najlepszych sposobów polemiki z antypolskimi kalumniami Grossa byłoby przygotowanie w Polsce parusetstronicowego wyboru relacji autorów żydowskich (Annah Arendt Emanuele Ringelbluma, Goldsteina, Kaplana i in.) o zbrodniczych działaniach Judenratów i policji żydowskiej w różnych regionach okupowanej Polski.

Wybór taki można by było wydać w różnych językach, co pomogłoby w sprowokowaniu prawdziwie zapładniającej debaty na temat tego, jak ludzie różnych nacji zachowywali się w czasach niezwykle trudnych wyborów narzucanych przez totalitarnych zbrodniarzy. W wyborze można by również umieścić uczciwe żydowskie relacje na temat historii działań Żydów agentów Gestapo. Historyk Marek J. Chodakiewicz wspomina w swej książce, że w 1944 r. działała w Warszawie czterdziestoosobowa brygada Gestapo składająca się z Żydów pod kierownictwem Leona Skosowskiego („Lolek”) i innych (M.J. Chodakiewicz: „Żydzi i Polacy 1918-1955”, Warszawa 2000, s. 205). W innym miejscu Marek. J Chodakiewicz pisze (op. cit., s. 206), że w Krakowie działał główny żydowski agent gestapo Diamant, „któremu podlegało około 60 konfidentów”. Według Chodakiewicza (op. cit., s. 207): „Świadkowie żydowscy opisują działalność żydowskich agentów, konfidentów, denuncjatorów w Działoszycach, Zduńskiej Woli, Brańsku, Sosnowcu, Lidzie, Wilnie, Krakowie, Lwowie, Warszawie i w innych miejscowościach. Emanuel Ringelblum oszacował, że w samym getcie warszawskim pracowało około 400 konfidentów Gestapo. Ich ofiarą padali głównie inni Żydzi. W rezultacie Żydzi bali się Żydów. Na początku chodziło o zdradzanie Niemcom miejsc ukrycia pieniędzy, kosztowności i towarów. Potem zaczynał się szantaż ukrywających się po stronie „aryjskiej” rodaków. Po zupełnym ogołoceniu rodaków z gotówki zwykle następowała ich denuncjacja na policję. Żydowscy agenci infiltrowali też żydowskie grupy leśne i oddziały partyzanckie”.

RADOSNE ZABAWY W GETCIE

Najpierw Czesław Miłosz w swoim wierszu „Campo di Fiori” opluł Polaków, iż w czasie mordowania Żydów w getcie bawili się obok wesoło na karuzeli a potem J.T. Gross powiela w swojej książce to sławetne antypolskie oszczerstwo Miłosza, że Polacy radośnie bawili się na karuzeli pod murami płonącego getta. Warto więc może przypomnieć nie kłamstwo, ale rzeczywiste fakty, jak to spora część Żydów radośnie bawiła się w getcie i pławiła w luksusach w tym samym czasie, gdy ich ubożsi ziomkowie umierali z głodu. Z licznych zapisków na te tematy możemy dowiedzieć się, że w czasach potwornej nędzy przeważającej części mieszkańców getta warszawskiego inni Żydzi, głównie agenci Gestapo, urzędnicy Judenratów, członkowie żydowskiej policji, bogaci kupcy, robiący biznesy z Niemcami czy szmuglerzy, bawili się w najdroższych restauracjach. Jak opisywał działacz Bundu Baruch Goldstein: „Na tych samych ulicach, gdzie za dnia obserwowało się sceny horroru, wśród mrowia dzieci chorych na gruźlicę i wymierających jak muchy, wzdłuż ciał czekających na wózki zamiataczy ulic natrafiało się na sklepy pełne najwspanialszych dań, restauracje i kawiarnie, w których serwowano najkosztowniejsze dania i trunki. Najgorszym gniazdem pijaństwa i rozpusty była „Britania”. Godzina policyjna nie była przestrzegana wobec klientów tego lokalu. Oni mieli wesołe całe noce. Ucztowaniu, pijaństwu i hulankom towarzyszyły rytmy jazz-bandu. O świcie, gdy rewelersi odchodzili, ulice były już pełne nagich ciał przykrytych gazetami. Pijacy niemal nie zwracali na nie uwagi, potykając się o tego typu przeszkody na swej drodze (…). Hitlerowcy nakręcali filmy z takich wesołych scen, aby pokazać ‚światu’, jak dobrze żyli Żydzi w getcie” (Wg B. Goldstein: op. cit., s. 91).

Emanuel Ringelblum zapisał w swej „Kronice z getta warszawskiego”: „Szał zabaw przechodzi wszelkie granice. Opowiadają mi, że codziennie o godzinie szóstej, siódmej z rana widzi się ludzi powracających z sal tanecznych, z balów, z balonikami w ręku, na wpół pijanych (…)” (E. Ringelblum: op. cit., s. 228). Profesor Czesław Madajczyk pisał w swym głośnym dziele: „Polityka III Rzeszy w okupowanej Polsce” (Warszawa 1970, t. I, s. 222): „W getcie spotykało się najwytworniejsze restauracje. Niewiarygodny wydaje się dziś komfort panujący wówczas w „Palais de Dance” braci Frontów. Chleb był tu znacznie droższy niż w polskich dzielnicach, lecz wino tańsze. Wypada tylko powtórzyć ‚”uczta w czasie pomoru”. Taki stan rzeczy w getcie sprzyjał pożądanej przez okupanta dezintegracji społeczności żydowskiej, utrzymywał się wbrew bundowskiej prasie, żądającej zamknięcia sal tańca, burdelu i licznych klubów”.

PRZEMILCZANE ŻYDOWSKIE ŚWIADECTWA

Do szczególnie oburzających praktyk zastosowanych w książce Grossa „Strach” należy całkowite pominięcie przez niego rozlicznych świadectw żydowskich, które pokazywały bardzo sympatyczny obraz zachowań Polaków wobec Żydów w czasie wojny, całkowicie sprzeczny z lekceważącymi uogólnieniami Grossa, sugerującymi, że Żydom pomagała tylko „drobna garstka Polaków” („Upiorna dekada”) czy „mała mniejszość” („Strach”).

Oto niektóre z jakże wymownych przykładów tych żydowskich świadectw przemilczanych przez Grossa:

– Prezes Stowarzyszenia Kombatantów Żydowskich Arnold Mostowicz stwierdził w publikowanym 25 lutego 1998 r. w „Życiu” tekście: „Żaden naród nie złożył na ołtarzu pomocy Żydom takiej hekatomby ofiar jak Polacy, bowiem w wielu krajach okupowanych pomoc ta nie niosła za sobą takiego ryzyka”.

– Żydowska autorka Klara Mirska pisała w wydanej w Paryżu w 1980 r. książce „W cieniu wielkiego strachu”: „Zebrałam wiele zeznań o Polakach, którzy ratowali Żydów, i nieraz myślę: Polacy są dziwni. Potrafią być zapalczywi i niesprawiedliwi. Ale nie wiem, czy w jakimkolwiek innym narodzie znalazłoby się tylu romantyków, tylu ludzi szlachetnych, tylu ludzi bez skazy, tylu aniołów, którzy by z takim poświęceniem, a takim lekceważeniem własnego życia, tak ratowali obcych”.

– Inna Żydówka Janina Altman, pisząc do Marka Arczyńskiego o Polakach, którzy narażali swe życie dla ratowania Żydów w czasie wojny, stwierdziła: „Nie wiem, czy my, Żydzi, wobec tragedii innego narodu, zdolni bylibyśmy do takiego poświęcenia” (Cyt. za M. Arczyński i W. Balcerak: „Kryptonim Żegota”, Warszawa 1983, s. 264).

– Wybitny żydowski literaturoznawca, profesor uniwersytetu w Tel Awiwie Gabriel Moked powiedział w wywiadzie udzielonym „Wprost” 28 czerwca 1992 r. m.in.: „Jestem przekonany, że odpowiedzialność za zagładę polskich Żydów ponoszą Niemcy, ściślej mówiąc hitlerowcy. Nawet jeżeli część polskiego społeczeństwa Żydom nie pomagała albo łatwo godziła się na ich zagładę, to większa część narodu Żydom bardzo pomogła”.

– Do najbardziej wzruszających propolskich świadectw doby wojny należała ocena zapisana przez nauczyciela hebrajskiego Abrahama Lewina, który żył w makabrycznych warunkach warszawskiego getta. Zapisał on w swoim pamiętniku pod datą 7 czerwca 1942 r.: „(…) Wielu Żydów uważa, że wpływ wojny i strasznych ciosów, które kraj i jego mieszkańcy – Żydzi i Polacy, przyjęli z rąk Niemców, w wielkim stopniu zmienił stosunki między Polakami a Niemcami, a większość Polaków została opanowana przez uczucia filosemickie. Ci, którzy głoszą tę opinię, opierają swój punkt widzenia na znaczącej ilości zdarzeń, które ilustrują, jak od pierwszych miesięcy wojny Polacy pokazali i dalej pokazują swe współczucie i uprzejmość dla Żydów, pozbawionych środków do życia, a w szczególności dla żebrzących dzieci. Słyszałem wiele historii o Żydach, którzy uciekli z Warszawy tego znaczącego dnia 6 września 1939 i otrzymali schronienie, gościnność i żywność od polskich chłopów, którzy nie żądali żadnej zapłaty za ich pomoc. Jest również znane, że nasze dzieci, które idą żebrać i pojawiają się dziesiątkami i setkami na ulicach chrześcijańskich, dostają wielkie ilości chleba i ziemniaków i przez to udaje im się wyżywić i ich rodzinom w getcie (…). Ja widzę stosunki polsko-żydowskie w jasnym świetle” (A. Lewin: „A cup of tears.A Diary of the Warsaw Ghetto”, Ed. by A. Polonszky, New York 1988, s. 123-124).

– Żyd, karmelita (ojciec Daniel) Oswald Rufeisen, jeden z najodważniejszych żydowskich partyzantów doby wojny, powiedział w wywiadzie dla „Polityki” z 29 maja 1983 r.: „Nigdy nie mówię o polskim antysemityzmie i gdzie tylko mogę, walczę z tym, bo to jest przesąd, to jest zabobon (…). Wydaje mi się, że o antysemityzmie mówią nie ludzie, którzy przeżyli czas Holokaustu w Polsce, ale ci, którzy przyjechali do Izraela z Polski przed wojną. Tak mi się wydaje. Ludzie, którzy byli odcięci od społeczeństwa polskiego, którzy przenieśli swoje koncepcje psychologiczne na sytuację wojenną (…). Mam już ponad 70 lat, żyłem w Polsce przed wojną, przeżyłem wojnę na wschodnich terytoriach polskich (…) nie widziałem tam Polaków mordujących, natomiast widziałem Białorusinów, widziałem Łotyszów, Estończyków, Ukraińców, którzy mordowali, a polskich jednostek, które by mordowały, nie widziałem. Ale tego wszystkiego ci idioci tutaj nie widzą. Im się tego nie mówi. Tak jest, niech mi nie opowiadają, Ja wiem, jak było”.

Dyrektor amerykańskiego Urzędu ds. Śledztw Specjalnych, „tropiciel nazistów” Rosenbaum powiedział wiosną 1995 r. w wywiadzie dla dziennika „Newsday”: „Podobnie jak wiele dzieci żydowskich dorastałem, słysząc, że Polacy byli najgorszymi antysemitami. Moja praca jednak bez przerwy dostarczała mi dowodów, że niezliczeni polscy chłopi ryzykowali swoje życie po to, by ukrywać Żydów. I trzeba pamiętać, że Polacy ukrywający Żydów wiedzieli, jakie konsekwencje mogą ich spotkać za to. Ich własne dzieci zostałyby zabite na ich oczach, a potem zamordowano by ich również. Ja sam, będąc ojcem małych córek, nie wiem, czy byłbym aż tak heroiczny w podobnej sytuacji”.

Porównajmy to wyznanie Rosenbauma z nikczemnym spotwarzaniem obrazu polskiego chłopstwa zawartym w książkach Grossa! Myśląc o podłych zachowaniach polakożerczych Żydów takich jak Gross, mimo woli przypomina się ocena słynnego polskiego uczonego żydowskiego pochodzenia Ludwika Hirszfelda. W mało dziś przypominanym liście do Jerzego Borejszy z 27 października 1947 r. Hirszfeld ubolewał, że „nacjonaliści żydowscy nienawidzą Polaków więcej niż Niemców, i że świadomie idą w kierunku proniemieckim, tak jak zresztą to przewidziałem w mojej książce (…). Jeśli nie podkreślam tych spraw publicznie, to dlatego tylko, by Żydom nie szkodzić i nie pogłębiać przepaści, którą kopie nacjonalizm żydowski pomiędzy Żydami i Polakami” (Cyt. za B. Fijałkowska: „Borejsza i Różański. Przyczynek do dziejów stalinizmu w Polsce”, Olsztyn 1995, s. 139).

Opracował Aleksander Szumański , świadek historii – dziennikarz niezależny, korespondent światowej prasy polonijnej, akredytowany (USA) w Polsce w latach 2005 – 2012, ścigany i skazany na śmierć przez okupantów niemieckich. Kombatant – Osoba Represjonowana – zaświadczenie o uprawnieniach Kombatantów i Osób Represjonowanych nr B 18668/KT3621

Tekst skrócony zamieścił na swoim blogu  Ks. Tadeusz Isakowicz - Zaleski za co serdecznie dziękuję.

Dokumenty, źródła, cytaty:  

Emenuel Ringelblum "Kronika getta warszawskiego"

Hannah Arendt "Eichmann w Jerozolimie"       

Fijałkowska: „Borejsza i Różański. Przyczynek do dziejów stalinizmu w Polsce”, Olsztyn 1995, s. 139).

 http://blogmedia24.pl/node/63747