ZEMSTA NA UPA

Autor    Michał Wołłejko ("Historia Do Rzeczy", 25.09.2016)

Ukraińscy nacjonaliści bestialsko spacyfikowali polską miejscowość.

17 kwietnia 1945 r. uderzyli na wieś Wiązownica w powiecie jarosławskim w dawnym województwie lwowskim. W masakrze zginęło co najmniej 76 osób, a około 150 gospodarstw spłonęło. Dzień później oddziały podziemia narodowego dokonały odwetu w zamieszkanej w większości przez Ukraińców wiosce Piskorowice. Śmierć poniosło tam około 100 ludzi. Te dwa tragiczne i wciąż nieznane szeroko wydarzenia stanowiły kulminację krwawych starć ukraińsko-polskich i rzezi w centralnej części ziemi lwowskiej w ostatnich dniach wojny.

27 lipca 1944 r. Armia Czerwona zajęła Jarosław. Tego samego dnia dogasały ostatnie boje o Lwów, w których brały udział jednostki AK współdziałające z wojskami sowieckimi. Koniec okupacji niemieckiej i przyjście Sowietów nie spowodowały jednak wygaszenia ukraińsko-polskich walk i zahamowania rzezi. Co więcej, w odniesieniu do obszaru powiatu jarosławskiego, a w szczególności terenów położonych na wschód od Sanu (tzw. Zasanie), można odnieść wrażenie, że konflikt ukraińsko-polski właśnie po zmianie okupanta przybrał na sile.

Wraz z nadejściem Sowietów lokalne struktury podziemia, przede wszystkim proweniencji AK-owskiej i Batalionów Chłopskich, ujawniły się wobec nowego okupanta. Było to związane z wykonaniem akcji "Burza". Komuniści zaczęli tworzyć milicję, do której wstąpiło wielu ludzi podziemia. Jakkolwiek rychło funkcjonariusze NKWD przystąpili do aresztowań byłych konspiratorów, wiele posterunków MO pozostało obsadzonych przez byłych żołnierzy AK czy scalonej z nią Narodowej Organizacji Wojskowej (NOW).

Jednocześnie kierownictwo NOW na Rzeszowszczyźnie podjęło decyzję o pozostaniu w konspiracji, reorganizacji struktur i rozbudowie oddziałów partyzanckich. Z tych ostatnich wymienić można między innymi grupy Józefa Zadzierskiego "Wołyniaka" czy Bronisława Gliniaka "Radwana". Także lokalne podziemie ukraińskie uległo reorganizacji i rozbudowie. Oprócz konspiracyjnych struktur OUN na jego siły składały się sotnie UPA - na Zasaniu dowodził nimi Iwan Szpontak "Zalizniak" - i Kuszczowe Oddziały Samoobrony (SKW). Były to nadzorowane przez OUN oddziały utworzone do ochrony ukraińskich wiosek, wykonujące również zadania wywiadowcze, utrzymujące sieć łączności i organizujące zaopatrzenie w żywność, lekarstwa i odzież. Uzbrojeni członkowie bojówek samoobrony brali też udział w walkach u boku formacji partyzanckich UPA.

W połowie 1944 r. ludzie, często zupełnie niewinni, ginęli każdego dnia. Komunistyczny aparat represji wraz z NKWD zwalczał podziemie - zarówno polskie, jak i ukraińskie. MO dokonywała akcji aresztowań upowców i tych Ukraińców, którzy wcześniej kolaborowali z Niemcami. Nie brakowało też krwawych aktów przemocy zarówno ze strony oddziałów polskiego podziemia wobec Ukraińców, jak i ze strony UPA wobec Polaków. Plagą był pospolity bandytyzm. Zorganizowane grupy przestępcze podszywały się zresztą często pod formacje podziemia i niejako na ich konto dokonywały rabunków, zabójstw i gwałtów.

Na mocy ustaleń pomiędzy PKWN a władzami sowieckimi od jesieni 1944 r. rozpoczęto akcję przesiedlania ludności. Z zabranych ziem polskich wyjeżdżali Polacy, a z terenów mających należeć do Polski jałtańskiej mieli zostać wysiedleni do ZSRS Ukraińcy. Na Zasaniu akcji przesiedleńczej przeciwdziałała UPA, która właśnie tam w marcu 1945 r. przystąpiła do zmasowanej akcji przeciw ludności polskiej.

"W nocy z 27 na 28 marca - pisze w swojej wydanej niedawno książce "Wokół Piskorowic" historyk rzeszowskiego IPN Tomasz Bereza - UPA rozbiła większość placówek milicji w rejonie Lasów Sieniawskich. Wydarzenie to zapoczątkowało zdecydowaną akcję UPA, której przeciwnikiem stała się już nie tylko polska administracja, lecz Polacy w ogóle. Celem akcji UPA było całkowite usunięcie Polaków z obszaru Lasów Sieniawskich. Działania obu stron konfliktu nakręcały spiralę przemocy".

Tylko w okresie pomiędzy 28 marca a 16 kwietnia 1945 r. "na obszarze ograniczonym przez miejscowości: Majdan Sieniawski - Dobcza - Cewków - Zapałów - Wiązownica - Sieniawa zginęło co najmniej 47 Polaków i 64 Ukraińców". 17 kwietnia 1945 r. UPA zaatakowała wieś Wiązownica.

PACYFIKACJA

Atak na Wiązownicę przypuścili upowcy z sotni o nazwie "Mściciele" pod dowództwem Iwana Szpontaka "Zalizniaka", wspomagani przez oddziały samoobrony ukraińskiej "Rama", "Wowk" i "Chwyla". Rozkaz zniszczenia wsi miał wydać prowidnyk Zakerzońskiego Kraju Jarosław Staruch "Stiah". Według zeznań, które w 1960 r. złożył Szpontak, atak na wieś miał być odwetem za wcześniejsze napady żołnierzy polskiego podziemia na Ukraińców z Adamówki. Tezę tę podważa jednak Tomasz Bereza.

"Żaden z polskich oddziałów operujących z rejonu Wiązownicy - pisze historyk - nie brał udziału w mordowaniu ludności ukraińskiej w okolicach Adamówki. Napad UPA na Wiązownicę podyktowany był celami strategicznymi, wśród których była likwidacja jednej z ostatnich "polskich wysp" w prawobrzeżnej części powiatu jarosławskiego".

W pacyfikacji Wiązownicy wzięło udział około 250 ludzi. Oprócz samej wsi upowcy zaatakowali również folwark, gdzie stacjonował w tym czasie pluton Ludowego Wojska Polskiego. Szturm na folwark się nie powiódł. Z odsieczą żołnierzom z LWP przyszli AK-owcy z placówki "Zasanie". Jednocześnie atak na wieś, połączony z paleniem gospodarstw i zabijaniem cywili, również załamał się ostatecznie. Obrońcom wioski, którymi kierował miejscowy proboszcz - ks. Józef Miś - przyszli na pomoc stacjonujący w pobliskiej wsi Piwoda żołnierze NOW por. "Radwana". Po czterech godzinach boju Ukraińcy się wycofali.

W efekcie napaści UPA na Wiązownicę zginęło co najmniej 76 osób, wiele osób było rannych. Warto dodać, że we wsi mieszkali również Ukraińcy. Przynajmniej niektórzy z nich brali udział w zabijaniu swoich sąsiadów. Należał do nich na przykład Władysław Gałan, który próbował - na szczęście nieskutecznie - zgładzić mieszkającego obok Naspińskiego.

Według jednej z relacji Polaka cytowanych przez Tomasza Berezę, Ukrainiec oddał serię w kierunku swojego znajomego. "Ranny Naspiński poznał Gałana, z którym niejeden wieczór spędzili przy kartach i czymś mocniejszym. I krzyknął: "Władek, tyś mnie nie poznał". Odpowiedzią była druga seria, ale i ta nie okazała się śmiertelna. Naspiński upadł na ziemię, udając zabitego. Gałan na odchodne rzucił "przecież żem ci, skurwysynu, dogodził" i popędził dalej w kierunku przedszkola prowadzonego przez zakonnice".

Już po walce do wsi dotarło komunistyczne wojsko oraz funkcjonariusze UB. Doszło wówczas do niecodziennej sytuacji. Tadeusz Ochocki - zastępca kierownika UB w Jarosławiu - wdał się w rozmowę z por. "Radwanem". Tak relacjonował jej przebieg swoim przełożonym: "Szczególnie zasługuje na uwagę wielce okazana pomoc ze strony NSZ. Dlatego, że gdyby nie oni, a było ich około 60 dobrze uzbrojonych ludzi, to byłaby wieś cała doszczętnie spalona.

Gdy poszedłem na folwark, gdzie byli zabici czterej polscy żołnierze, podszedł do mnie jeden młody mężczyzna, lat około 25, i zasalutowawszy mi, przeprosił mnie na bok. Przedstawił się on mi, że jest z podziemia komendantem NSZ, pseudo - "Radwan", że gdyby nie oni, to byłoby ze wsi nie zostało nic. Rozmawialiśmy około 10 minut. Przy tym stała opodal cała jego grupa, uzbrojona w automaty. Do 25 ludzi, obserwując nas".

ODWET

Piskorowice były ogromną, bo liczącą przed wojną około 3 tys. mieszkańców wsią. Wśród nich przeważali Ukraińcy, którzy stanowili 80 proc. populacji. Zarówno w okresie wojny, jak i w czasie poprzedzającym pacyfikację Piskorowic, część z zamieszkujących ją Ukraińców związana była z OUN-UPA. We wsi istniała także bojówka SKW.

Być może, na co wskazywałyby złożone trzy lata później w UB zeznania jednego z żołnierzy NOW-NZW, atak na wieś był przez polskie podziemie planowany wcześniej w ramach odwetu za inne pacyfikacje Polaków dokonane przez UPA. Trudno jednak nie oprzeć się wrażeniu, że to atak ludzi "Zalizniaka" na Wiązownicę spowodował natychmiastową akcję odwetową.

Już pod wieczór 17 kwietnia 1945 r. do Piskorowic przybył patrol rzekomo dowodzony przez komendanta MO z Leżajska, który wystąpił do urzędującej we wsi komisji ds. przesiedlenia Ukraińców do ZSRS z żądaniem wyrażenia zgody na aresztowania kilku mieszkańców wsi - członków OUN-UPA. Po jej uzyskaniu grupa opuściła wieś.

Prawdopodobnie osobą, która przedstawiła się jako komendant MO, był kpt. Józef Zadzierski "Wołyniak". W efekcie, po opuszczeniu wsi przez patrol "milicji", część miejscowych Ukraińców (kilkadziesiąt osób), obawiając się aresztowań, udała się do komisji przesiedleńczej, mieszczącej się w budynku szkoły, gdzie ochraniający pracę tejże komisji oddział sowiecki miał zapewnić im bezpieczeństwo. Wypadki, które rozegrały się następnego dnia, pokazały, że dla większości z tych osób krok ten okazał się zgubny.

18 kwietnia 1945 r. oddziały Zadzierskiego wkroczyły do Piskorowic. Część żołnierzy otoczyła szkołę. "Wołyniak" zażądał opuszczenia budynku przez członków komisji i Sowietów oraz wydania mieszkańców wsi. W przeciwnym razie groził wysadzeniem szkoły w powietrze. Nacisk okazał się skuteczny. Zarówno czerwonoarmiści, jak i pracownicy komisji przesiedleńczej opuścili budynek. Następnie podstawiono im podwody. Odjechali. Większość osób, która schroniła się w szkole, została zaś rozstrzelana (prawdopodobnie około 80 ludzi).

Do tej liczby należy dodać też zabitych członków wiejskiej straży nocnej. W dokumentach oraz historiografii ukraińskiej pisze się, że zginęło od 300 do nawet 2 tys. ludzi. Tomasz Bereza ustalił jednak, że ofiar było około 100. A ogółem na sporządzonej przez niego imiennej liście Ukraińców z Piskorowic i okolicznych przysiółków, którzy zginęli w latach 1944-1945, figurują 154 nazwiska.

Tragiczne wydarzenia, jakie rozegrały się wiosną 1945 r. na Zasaniu, w tym śmierć blisko 200 polskich i ukraińskich mieszkańców Wiązownicy oraz Piskorowic, były kolejnym krwawym epizodem konfliktu, który trwał na ziemiach południowo-wschodnich II RP od lata 1943 r. Pochłonął on przeszło 100 tys. ofiar - głównie Polaków. Zapewne nie doszłoby do masakry wiosek na Zasaniu, gdyby nie zapoczątkowane i z żelazną konsekwencją realizowane przez ukraińskich nacjonalistów czystki etniczne, które wywoływały opór i częstokroć także brutalne akcje odwetowe.

DOWÓDCY

Kim były dwie główne postacie dramatu - dowódcy, którzy przeprowadzili ataki na Wiązownicę i Piskorowice? Pierwszy z nich - Józef Zadzierski "Wołyniak" urodził się w 1923 r. Był synem urzędnika z Wołynia (stąd pseudonim). W 1939 r., będąc nieletnim, uciekł z domu i jako zwiadowca walczył w Samodzielnej Grupie Polesie gen. Franciszka Kleeberga. Z niewoli niemieckiej został zwolniony z uwagi na wiek.

W Warszawie został zaprzysiężony do NOW. Zdał maturę na tajnych kompletach i ukończył konspiracyjną podchorążówkę. Zagrożony aresztowaniem został skierowany w Rzeszowskie, gdzie od 1943 r. walczył pod komendą Franciszka Przysiężniaka "Ojca Jana", a następnie dowodził własnym oddziałem. Po wkroczeniu Sowietów został komendantem MO w Leżajsku. Aresztowany przez NKWD zbiegł. Wrócił na Rzeszowszczyznę, gdzie w szeregach NOW-NZW walczył przeciw formacjom Armii Czerwonej, NKWD, KBW i UB oraz UPA. 7 maja 1945 r. stoczył zwycięską bitwę z NKWD pod Kuryłówką. W listopadzie 1946 r. został ranny w rękę podczas starcia z grupą operacyjną KBW i UB. Do rany wdała się gangrena. W nocy z 28 na 29 grudnia 1946 r. kpt. Józef Zadzierski popełnił samobójstwo.

Iwan Szpontak "Zalizniak" był o cztery lata starszy od "Wołyniaka". Pochodził z Ukrainy Zakarpackiej należącej w okresie międzywojennym do Czechosłowacji. Do Małopolski Wschodniej trafił podczas wojny. Służył w utworzonej przez Niemców ukraińskiej policji. W UPA był od wiosny 1944 r. aż do roku 1947. Następnie przedostał się do Czechosłowacji, gdzie mieszkał aż do 1958 r. Wówczas został aresztowany i przekazany PRL. W 1961 r. skazano go na karę śmierci, zamienioną następnie na dożywotnie więzienie. Po 20 latach odsiadki został zwolniony. Powrócił do Czechosłowacji, gdzie zmarł w 1989 r.