foto1
Kraków - Sukiennice
foto1
Lwów - Wzgórza Wuleckie
foto1
Kraków - widok Wawelu od strony Wisły
foto1
Lwów - widok z Kopca Unii Lubelskiej
foto1
Lwów - panorama
Aleksander Szumański, rocznik 1931. Urodzony we Lwowie. Ojciec docent medycyny zamordowany przez hitlerowców w akcji Nachtigall we Lwowie, matka filolog polski. Debiut wierszem w 1941 roku w Radiu Lwów. Ukończony Wydział Budownictwa Lądowego Politechniki Krakowskiej. Dyplom mgr inż. budownictwa lądowego. Dziennikarz, publicysta światowej prasy polonijnej, zatrudniony w chicagowskim "Kurierze Codziennym". Czytaj więcej

Aleksander Szumanski

Lwowianin czasowo mieszkający w Krakowie

PRZECIW SWOIM - WZORCE KOLABORACJI ŻYDOWSKIEJ W KRAKOWIE

Autor Witold Medykowski

Absolwent kierunków historii ogólnej i historii Żydów na Uniwersytecie w Tel Awiwie i Uniwersytecie Hebrajskim w Jerozolimie, uzyskał stopień doktora nauk politycznych w Instytucie Studiów Politycznych PAN. Od lat jest zatrudniony w Archiwum Yad Vashem.

WSTĘP

Artykuł ten jest próbą zarysowania zjawiska kolaboracji żydowskiej w Krakowie i regionie, choć w niektórych wypadkach działania tamtejszych kolaborantów sięgają daleko poza granice regionu czy kraju. Na początku jednak należy zdefiniować pewne pojęcia używane w tym artykule.

Określenia „kolaboracja” i „kolaborant” (z włoskiego colla-borazioneczy francuskiego collaboration) w zasadzie oznaczają współpracę. Jednak tuż po II Wojnie  Światowej  stosowano  je  w  odniesieniu  do  współpracy  z  wrogiem w okresie wojny, co de facto oznaczało zdradę interesów narodowych. Z upływem lat ten negatywny odcień nieco osłabł i poczęto używać terminu „kolaboracja” w opisie zachowań społecznych, ukazujących zbiorową uległość podbitego społeczeństwa wobec niemal  każdego  rodzaju  represji. 

Precyzyjniejszymi  pojęciami  używanymi  w czasie  wojny były „agent” – osoba zwerbowana przez służby specjalne w celu dostarczania informacji. W przypadku współpracy z Niemcami tymi służbami było najczęściej Gestapo, choć i inne organizacje wykorzystywały tajnych agentów. Agent to osoba pozostająca formalnie na  służbie  wywiadowczej.  Druga  powszechna  w  owym  czasie  nazwa  to  „konfident”–  osoba  mniej  zaangażowana  we  współpracę  niż  agent,  niezaangażowana  formalnie przez służby specjalne. Konfidenta można by inaczej nazwać informatorem. Niemieckie Vertrauensmann znaczy konfident, człowiek zaufany. W czasie wojny popularnym określeniem konfidenta był „kapuś”, rzadziej używano słowa „tajniak”. W materiałach archiwalnych stosunkowo rzadko pojawia się słowo „zdrajca”. Zadania konfidentów polegały nie tylko na przekazywaniu informacji. Często konfidenci brali udział w przygotowaniu zasadzki: podejrzanych identyfikowali i zatrzymywali podczas przypadkowych spotkań na ulicy – w tym celu „patrolowano” ulice, dworce kolejowe i inne miejsca – po czym doprowadzali ich na posterunek policji lub przekazywali patrolowi policyjnemu. Pewien problem może stanowić zakwalifikowanie działań policji żydowskiej ,którą powołano, podobnie jak Rady Żydowskie (rady starszych, Judenraty), na polecenie  władz niemieckich. Początkowo miała być podporządkowana tymże radom, z czasem jednak Judenraty  zaczęły tracić autorytet w społeczności  żydowskiej, bo nie mogły w żadensposób przeciwstawić się władzom niemieckim, traciły też kontrolę nad policją żydowską.

Policja żydowska natomiast rosła w siłę, gdyż była wspierana przez policję granatową, której w wielu miejscowościach formalnie podlegała, oraz przez władze niemieckie w postaci referentów do spraw żydowskich. To, czego nie mogły wykonać rady żydowskie  zlecano policji żydowskiej.

W ten  sposób  powstała  silna  zależność  pomiędzy władzami niemieckimi a policją żydowską. Policja zawdzięczała swoją siłę i status poparciu Niemców, władze niemieckie zaś miały solidnego wykonawcę swoich poleceń. Po utworzeniu gett policja żydowska coraz bardziej uniezależniała się od rad żydowskich i jednocześnie coraz bardziej przeciwstawiała własnej społeczności, reprezentując interesy wroga. W tym właśnie czasie z policji odeszło najwięcej osób o wysokim morale,  które  zrozumiały,  w jakim  kierunku  idą  sprawy.  W wielu  konkretnych  przypadkach trudno jednak wydać jednoznaczną ocenę decyzji o pozostaniu w policji, często bowiem sytuacja osobista, rodzinna, chęć pomocy najbliższym, pomimo wewnętrznych rozterek, skłaniała do pozostania w tej służbie. Sytuacją  graniczną  dla  żydowskich  policjantów  były  brutalne  deportacje  do  obozów zagłady. Jednak nawet oceny działań policji formułowane na podstawie dokumentów z tego okresu są tu rozbieżne i ostrożne, albowiem kiedy prawie wszystko jest stracone, każda, nawet najmniejsza iskra nadziei staje się ważna. Wtedy to szuka się tych „dobrych”, znajomych policjantów czy konfidentów, którzy wciąż mają ogromną władzę. Uratowani odczuwają wdzięczność, niezależnie od tego, czy był to akt bezinteresowny, czy też kosztowało ich to ogromne sumy. By spojrzeć na ten problem z właściwej perspektywy, należy się przede wszystkim zastanowić, jakie są proporcje uratowanych  i  posłanych  na  śmierć  i  czy  fakt  uratowania  nielicznych  spośród  setek  tysięcy usprawiedliwia  udział  policjantów  w  systemie  represji.  Po  pierwszych  deportacjach, w których policja żydowska wzięła aktywny udział, jej ocena jest coraz bardziej negatywna.  Oderwanie  się  policji  żydowskiej  od  społeczności  żydowskiej  staje  się  coraz bardziej oczywiste – korupcja, przemoc, współpraca w dziele zniszczenia i upadek moralny w zasadzie wykluczają możliwość powrotu do niej. Ponadto Niemcy często traktują  ich  w sposób  specjalny,  dają  przywileje  za cenę  całkowitej  uległości.  A kiedy 

ci wykonają już swoje zadanie, ich również posyłają na śmierć. Wśród  żydowskich  policjantów  są  tacy,  którzy  nadgorliwie  wykonują  swoje  obowiązki. Są też konfidenci zwerbowani do tajnej współpracy, która w przypadku małego getta, gdzie większość mieszkańców zna się z widzenia, staje się właściwie pół jawna. Działania policjantów i konfidentów krzyżują się w pewnym momencie, a mianowicie podczas ostatecznej likwidacji getta na Podgórzu. Wielu Żydów ukrywa się wtedy w mieście bądź w getcie. Działalność tych pierwszych polega na identyfikacji Żydów w mieście  i wyciąganiu  ich  z kryjówek.  Dzieje  się  to  w czasie,  kiedy  los  Żydów  jest przesądzony i wydanie ich Niemcom praktycznie oznacza śmierć. Ten  krótki  tekst  nie  traktuje  więc  o  kolaboracji  z  Niemcami  w  ogóle,  do  której

w przeszłości zaliczano działania Judenratów i wielu innych instytucji żydowskich, ale o specyficznej działalności, jaką było zbieranie informacji i współdziałanie w aresztowaniach poszukiwanych Żydów.

KRĘTE DROGI WIODĄCE DO WSPÓŁPRACY Z NIEMCAMI

Stefania Brandstätter z d. Rottenberger była konfidentką prawdopodobnie od 1941roku. Po utworzeniu getta w Krakowie została po stronie "aryjskiej", miała "aryjskie" papiery. Od początku wojny utrzymywała kontakty z Niemcami (jako kobieta bardzo urodziwa  wzbudzała  zainteresowanie  mężczyzn). 

W owym  czasie  pomagała  znajomym w znalezieniu mieszkania, wyrabianiu dokumentów, wspierała ich finansowo, pochodziła  bowiem  z zamożnej  rodziny  kupieckiej.  Przeniosła  się  do domu  przy ul.  Sławkowskiej  6,  gdzie  zamieszkiwali  też  inni  konfidenci,  jak  na  przykład  Julian  Appel i Maurycy Diamand. Nawiązała bliskie kontakty z Rudolfem Körnerem z Gestapo. Ponieważ miała w swoim mieszkaniu telefon, mogła się swobodnie kontaktować z siedzibą  Gestapo  na Pomorskiej.  Rudolf  Körner  często  ją  odwiedzał.  Ponadto  miała  do dyspozycji mieszkanie przy ul. Zyblikiewicza 11, które oferowała swoim znajomym, a które stawało się dla nich pułapką.

Stefania Brandstätter – osoba miła, urodziwa, absolwentka gimnazjum hebrajskiego, pochodząca ze znanej rodziny i mająca liczne kontakty towarzyskie – cieszyła się zaufaniem  i  nie  wzbudzała  podejrzeń.  Chociaż,  jak  się  okazało,  dwie  jej  koleżanki szkolne,  Polki  z  seminarium  im.  S.  Munnichowej w  Krakowie,  Anna  Maria  Heydel i Izabela Czecz,  które wiedziały o jej kontaktach z Niemcami, po tym, jak oznajmiły, że „z taką szumowiną nie chcą się zadawać”, zostały aresztowane, trafiły do więzienia na  Montelupich, a później do Auschwitz. Izabela Czecz mieszkała w tym samym domu co Stefania Brandstätter i widywała ją często w towarzystwie gestapowców. Pewnego razu, kiedy w mieszkaniu Izabeli Czecz były głośne rozmowy, pojawiła się Stefania Brandstätter i oświadczyła, że „komendant Gestapo Rudolf Körner znajduje się w tej chwili u niej w mieszkaniu i po ciężkiej pracy odpoczywa. Z tego powodu powinniśmy się rozejść w spokoju, w przeciwnym razie nasi chłopcy zobaczą, co to jest Oświęcim”. To Stefania Brandstätter przyczyniła się do aresztowania młodych ludzi z Żydowskiej Organizacji Bojowej (ŻOB).Marcel Grüner, przystojny mężczyzna, z zawodu agent handlowy, sprzedawał i kupował  różne  towary  i kosmetyki.  Został  konfidentem  urzędu  celnego  i podatkowego, bo  znał  się  na  handlu  i  finansach.  Aresztowany  przez  Gestapo,  został  zwolniony po trzech dniach, ale już jako agent. Zajmował się wyszukiwaniem ukrywających się Żydów, z których wielu poniosło śmierć. Śledził też członków ŻOB. Podobno chwalił się, że będzie mógł wyjechać za granicę. Dr  Wilhelm  Armer,  Żyd,  lekarz  mieszkający  przed  wojną  przy  ul.  Miodowej 12 uchodził za porządnego człowieka, był uznawany za dobrego lekarza, cenili go pacjenci. Prawdopodobnie Symche Spira nakłonił go, aby został lekarzem policji żydowskiej. Dr Wilhelm Armer uległ naciskom, choć później tego żałował. Niewątpliwie zaważyła na tej decyzji jego troska o rodzinę, a szczególnie o córkę, której chciał zapewnić bezpieczeństwo i jakieś dochody. Według świadków dr Wilhelm Armer, gdy musiał orzekać o żydostwie złapanych poza gettem uciekinierów, którym groziła kara śmierci, zawsze starał się działać na ich korzyść9. Bardzo mu przeszkadzało, że musiał nosić czapkę policjanta. Dr Wilhelm Armer  był  człowiekiem  słabym  i  uległym,  nie  potrafił  się  przeciwstawić  silniejszym od siebie,  choć  miał  w ręku  ogromny  atut  – legalne  dokumenty  węgierskie.  Mógł  też swobodnie poruszać się poza gettem, jednak zwlekał z decyzją o ucieczce, co zakończyło się tragicznie dla niego i dla jego rodziny.

POLICJA ŻYDOWSKA, A KOLABORACJA

Policja  żydowska,  czy  raczej  służba  porządkowa  w dosłownym  tłumaczeniu  niemieckiej nazwy, została utworzona w Krakowie zarządzeniem Stadthauptmanna CarlaSchmidta 5 lipca 1940 roku. Planowano, że będzie to organizacja zbliżona do straży obywatelskiej,  utrzymująca  porządek  na  ulicach  i  egzekwująca  wykonywanie  zarządzeń gminy żydowskiej. Biuro policji żydowskiej mieściło się przy ul. Podbrzezie.

Początkowo policjantów wybierała gmina. Jednak z czasem, podobnie jak w innych

miejscowościach, policja żydowska  w Krakowie coraz bardziej się od niej uniezależniała, podlegając raczej  Niemcom  niż  Judenratowi .  Policja  żydowska  sama  rekrutowała  nowych  członków(wiele osób odeszło). W miarę pogarszania się sytuacji w getcie znaczenie policji rosło. Służba w niej dawała coraz większą władzę nad pozostałymi członkami społeczności żydowskiej i przynosiła coraz większe dochody. Coraz bardziej była podporządkowana

Gestapo. Policja żydowska traciła kontakt z własnym społeczeństwem, coraz silniej

uzależniając się od władz niemieckich.

Po utworzeniu getta biuro policji żydowskiej („Ordnungsdienst”. Jüdischer Ordnungsdienst – żydowska służba porządkowana na terenie gett żydowskich) przeniesiono  na 

  1. Józefińską 39,  a  w  podwórzu  tego  budynku  urządzono  ogrodzone i oświetlone reflektorami więzienie. Początkowo umieszczano tam aresztowanych Żydów, wyłapywanych poza terenem getta przez kapusiów; po przesłuchaniu przewożono ich do więzienia na Montelupich, a stamtąd do Auschwitz. W więzieniu na Józefińskiej 39  działał  jako  lekarz    

dr  Wilhelm  Armer,  którego  zadaniem  było  stwierdzenie, czy zatrzymany był Żydem. Później aresztowanych z więzienia na Józefińskiej 39 przewożono  do obozu w Płaszowie  i tam  osadzano  lub  rozstrzeliwano.  (W czasie  likwidacji getta rozstrzeliwano ich natychmiast).

 W tej placówce Ordnungdienst (OD) utworzono następujące wydziały:  polityczny,  dewizowy,  kryminalny  i oddział  do spraw  cywilnych.  Ten  ostatni uważano  za najgroźniejszy,  gdyż  ściśle  współpracował  z Gestapo.  Część  policjantów została  tajnymi  agentami  zwanymi  tajniakami  czy  też  kapusiami.  Byli  oni  powiązani z  różnymi  urzędami  niemieckimi:  Gestapo,  Wirtschaftsamtem,  Zollfandungstellem i innymi.  Prawdopodobnie  wydział  do spraw  cywilnych  (Zivilabteilung) zorganizował  Spira  na  polecenie  Gestapo.  Członkowie  tego  wydziału  mieli  inne  niż  pozostali umundurowanie,  nosili  marynarki  i  krawaty  oraz  naszywki  z  napisem  „Ordnungdienst.  W wydziale  tym  znaleźli  się  Julian  Appel,  Leopold  Blodek,  Michał  Pacanower, Ignacy Pacanower, Artur Löffler, Natan Schleifer, Wertal.

Jednym z zadań policji żydowskiej było zbieranie informacji na temat działalności żydowskich organizacji podziemnych.

Stosunki pomiędzy nimi były od początku nieufne, a pogorszyły się znacznie po próbie likwidacji konfidenta Grünera. Grüner przeżył, zginął jednak jeden z ludzi podziemia Robert Offner.

Po październikowym  wysiedleniu w 1942 roku nasiliły się aresztowania ludzi Podziemia Żydowskiego. Część z nich wydostała się z getta, wyłapywano ich jednak, zarówno w getcie, jak i poza nim. Do tych aresztowań przyczynił się w znacznym stopniu Julek Appel,  Wilek Giemski i Weiss.Dalsze aresztowania nastąpiły po ataku na „Cyganerię”i spaleniu baraków Organisation Todt na Grzegórzkach.

METODY DZIAŁANIA KONFIDENTÓW

Z jednej strony osoby, o których wiedziano, że współpracują z policją czy z Gestapo, budziły lęk, z drugiej zaś korzystano z ich pośrednictwa w różnych sprawach – kontaktach  z  aresztowanymi,  przekazywaniu  wiadomości,  ofert  okupu  czy  łapówek  dla urzędników  niemieckich.  Wiedziano,  że  mogą  załatwić  legalne  dokumenty,  na przykład kenkarty. Zdarzało  się  jednak,  że  urządzano  prowokacje,  by  aresztować  osoby  mające  kontakty z podziemiem, pośredniczące przy wyrobie fałszywych dokumentów czy zajmujące się przemytem ludzi i nielegalnym handlem. Na przykład  w 1942  roku  do  Elżbiety  Jasińskiej,  mającej  kontakty  z konspiracją, przyszła Marta Puretz, prosząc o wyrobienie kenkarty. Elżbieta Jasińska zgodziła się wyrobić jej ten dokument za 2000 zł. Marta Puretz miała zgłosić się do niej za dwa dni. Kiedy jednak przyszła  do niej  w umówionym  czasie,  pod dom  zajechało  Gestapo,  Elżbieta Jasińska  została aresztowana,  a następnie  wywieziona  do Auschwitz.  Gdy  później  szwagier  Elżbiety Jasińskiej spotkał Martę Puretz na ulicy bez opaski, kazał ją aresztować. Ona jednak na komisariacie policji żydowskiej przy ul. Franciszkańskiej wylegitymowała się dokumentem współpracownika Gestapo i została wypuszczona na wolność. Zagroziła szwagrowi Elżbiety Jasińskiej, że jeżeli wejdzie jej w drogę, wsypie go. Podobnie działała Stefania Brandstätter. Znajomym spotkanym na ulicy, nieświadomym  jej  działalności,  oferowała  schronienie  czy  pomoc,  podając  prawdziwy  adres z fałszywym numerem mieszkania. Niekiedy osoby, które wiedziały o jej współpracy

z  Gestapo,  ale  zdesperowane,  lub  uważające  współpracowników    Gestapo  za  osoby wszechmogące,  prosiły  ją  o pomoc.  Wtedy  wystarczało  już  tylko  powiadomić 

telefonicznie  Gestapo.  Oczywiście,  ponieważ  w grę  wchodziły  pieniądze,  konfidentom  nie opłacało się wydać ofiarę w ręce Gestapo.

Wydaje  się,  że  nie  zawsze  donos  był  związany  z otrzymaniem  korzyści  materialnych, być może w niektórych przypadkach wiązało się to z „normalnymi” obowiązkami konfidenta, choć mogły też decydować motywy osobiste.

Zofia Weindling opowiadała, że Stefania Brandstätter była jej najlepszą koleżanką szkolną i najlepszą przyjaciółką. Kiedy spotkały się w Krakowie w 1943 roku, Stefania Brandstätter opowiedziała jej o tym, jak jest zamożna, o pieniądzach i kosztownościach, i zaprosiła ją kilka razy do restauracji. Gdy  Zofia  Weindling  poprosiła  przyjaciółkę,  o której  wiedziała  już,  że  współpracuje z Gestapo, o pomoc w kupieniu biletu do Warszawy, ta odesłała ją do Natana Weitzmana. Weitzman, będący na usługach Gestapo, wydał ją.

Zofię Weindling przetrzymywano  najpierw  na Pomorskiej,  a później  na Montelupich.  Przesłuchiwał  ją  sam  Rudolf Körner, mający  o aresztowanej  wszelkie  informacje.  Zofie Weindling  pobito,  po miesiącu  odesłano do Płaszowa, a następnie do obozu pracy w Skarżysku. Stefania Brandstätter do identyfikacji ofiar wykorzystywała też dzieci przechowywane u rodzin aryjskich. Ulubionym miejscem spotkań opiekunów i rodziców były Planty.

Stefania  Brandstätter,  kobieta  miła  i łatwo  nawiązująca  kontakty,  potrafiła  zidentyfikować żydowskie dzieci, z którymi wszczynała rozmowy, oferując im przy tym cukierki czy teżinne  luksusowe  drobiazgi. 

Potem  wydobywała  od  nich  różne  wiadomości  i  przede wszystkim adresy, które przekazywała Gestapo. Jednym  ze  skuteczniejszych  sposobów  wyłapywania  Żydów  było  obstawianie dworców kolejowych. W tym czasie kolej była najszybszym i wręcz jedynym środkiem komunikacji  międzymiastowej.  Wielu  podróżujących  na  "aryjskich"  papierach  i  mających „dobry wygląd” mogłoby się swobodnie poruszać, gdyby nie specjalni agenci

potrafiący ich zidentyfikować. Takim agentem działającym na dworcu kolejowym był

Salo Weininger, poruszający się swobodnie po mieście bez opaski. Często tacy agenci Żydzi krążyli w towarzystwie agentów nie-Żydów, którzy wykorzystywali ich głównie do identyfikacji ofiar.

Aresztowaniem zajmowali się zwykle sami lub robili to wspólnie. Czasami  ofiarom,  które  zauważyły,  co  się  dzieje,  a były  sam  na sam  z konfidentem, udawało się wmieszać w tłum i uciec, pomimo obecności patroli policyjnych. Jeden  z  aresztowanych  przez  Weiningera  na  stacji  kolejowej  i  doprowadzony na posterunek  przy ul.  Franciszkańskiej  relacjonował,  że  Weininger  podał  swoje  nazwisko i pseudonim „Karol”. Konfidenci wyszukiwali swoje ofiary również w tramwajach czy po prostu na ulicy. Syna właściciela firmy „Haffner i Berger” Leibka Haffnera Weininger rozpoznał w tramwaju.

Kiedy  Haffner  zorientował  się  w sytuacji,  wyskoczył  z jadącego  tramwaju  i zaczął uciekać. Ale Weininger nie był sam. Towarzyszący mu agent w cywilu pomógł muschwytać Haffnera. Pobili go, skuli w kajdany i doprowadzili na posterunek policji. W Krakowie, podobnie jak we Lwowie czy w Warszawie (afera Hotelu Polskiego),niektórzy Żydzi mieli zagraniczne paszporty (paszporty czy promesy zdobywali zwykle  dzięki  krewnym  mieszkającym  w krajach  neutralnych).  W Krakowie  w podobną aferę  zamieszany  był  Salo  Weininger,  współpracujący  z  Erichem  Vollbrechtem z Gestapo i Oberscharführerem Franzem Siechem. Około osiemdziesięciu Żydom, mającym dokumenty zagraniczne, obiecano wyjazd za granicę; zamierzano ich wymienić na  obywateli  niemieckich.  Wszystkich  wywieziono  w  1943  roku  na  Jerozolimską, na teren dawnego cmentarza żydowskiego, i tam rozstrzelano. Jednym z nielicznych, którzy przeżyli, był Józef Neuhoff, który zdołał się wykupić.

Podobny los spotkał inżyniera Ringla z żoną i OD-mana Kernera z żoną i dwójką dzieci, którzy mieli dokumenty umożliwiające wyjazd. Zostali wezwani do SS-Hauptscharführera Wilhelma Kunde-go26, który ich poinformował, że po przejściu kwarantanny będą mogli udać się na pół-noc  Niemiec  i stamtąd  odpłynąć  statkiem.  Wiadomość  ta  spowodowała  wielkie  poru-szenie w getcie, Tadeusz Pankiewicz tak o tym pisze: „Można sobie wyobrazić, jaka radość panowała w ich domach. Nie chciało się wprost wierzyć, że po latach gehenny staną się znów wolnymi ludźmi, będą mogli zabrać rzeczy, zdjąć żydowskie opaski i wyjechać  z kraju!  (...).  Pito  w tym  dniu  na umór". 

Następnego  dnia  odjechali  dorożką i ślad po nich zaginął. Miejscami,  gdzie  wymieniano  informacje,  przeprowadzono  transakcje,  były  kawiarnie i restauracje. Jeden z konfidentów żydowskich o nazwisku Förster był właścicielem takiego lokalu przy bramie wejściowej do getta. Był to dawny szynk Landwirta, wydzierżawiony przez Förstera. W restauracji tej bywali Niemcy, bywał też Spira i inni.  Förster  był  świetnie  poinformowany  o  tym,  co  się  dzieje  w  getcie  i  w  mieście. Urządzał huczne zabawy i przyjęcia, często wynajmował swój lokal na przyjęcia w zamkniętym gronie. Förster był niemieckim Żydem, pochodził z Lipska, słabo mówił po polsku, ale władał dobrze wieloma innymi językami; zajmował się paserstwem i handlem z Niemcami. Wiele podróżował po świecie jako impresario tancerek (w roku 1939 był w Krakowie  z  tancerką  Angielką).  W  getcie  i  poza  nim  poruszał  się  swobodnie,  bez  opaski. Mieszkał przy Rynku Podgórskim 15, tuż przy wejściu do getta. Był informatorem, pisał raporty o sytuacji w getcie, ale w czasie wysiedlenia w maju dał się poznać z lepszej strony. Pomógł wielu osobom w zamian za różne „prezenty”, ale też bezinteresownie zwalniał z wysiedlenia.

Był bardzo w tym czasie aktywny na Placu Zgody i w „Optimie”, a jego działania w celu zwolnienia z wysiedlenia były skuteczne. Ofiarami konfidentów często stawali się ich dawni znajomi, którzy czy to z naiwności, czy z braku ostrożności zwierzali się im ze swoich planów. Henryk Wachtel ukrywał  się  na "aryjskich|"  papierach  w Krakowie.  Przypadkowo  spotkał  na ulicy  Mojżesza Sellingera, swego dobrego znajomego jeszcze sprzed wojny, obaj pracowali w branży drzewnej. Henryk Wachtel zaproponował spotkanie następnego dnia w celu omówienia szczegółów  ucieczki  na  Węgry.  Mojżesz Sellinger  przyszedł  w  towarzystwie  dwóch  gestapowców i aresztował  Henryka Wachtela.  Najpierw  przewieziono  go  do siedziby  Gestapo  na Pomorską, później do więzienia policji żydowskiej przy ul. Józefińskiej  i w końcu do obozu w Płaszowie.

Z CZEGO ŻYLI ŻYDOWSCY KONFIDENCI GESTAPO?

Głównym źródłem dochodów konfidentów były wynagrodzenia za pracę, łapówki,okup, „prezenty” – biżuteria i waluta, wynagrodzenie za każdego wydanego Żyda itd.

Według relacji Anny Marii Heydel, przyjaciółki Izabeli Czecz, oraz jej ojca, Stefania Brandstätter,  która  wydała  ją  Gestapo,  przejęła  jej  mieszkanie,  przywłaszczyła  sobie całe  umeblowanie,  rzeczy  osobiste,  futra  i inne  przedmioty  dużej  wartości.  Jednaki tego było jej mało, bo Stefania Brandstätter  zgłosiła się do jej matki i oferowała pomoc w zwolnieniu z aresztu na Montelupich córki i męża w zamian za 50 tys. zł.

Nic z tego jednak nie wyszło, a ojciec Izabeli cudem uniknął rozstrzelania, ona sama została zwolniona dopiero dzięki interwencji rodziny po siedmiomiesięcznym pobycie w Płaszowie. AnnaHeydel i Izabela Czecz zostały oskarżone o udział w organizacji komunistycznej  i za-machu na pociąg niemiecki. Był to zarzut, który wydawał się mało prawdopodobny ze względu na pochodzenie społeczne – jedna z nich była córką profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego, a druga pochodziła z rodziny szlacheckiej. Obie tłumaczyły sobie, że Stefania Brandstätter wydała je z obawy, że ujawnią jej żydowskie pochodzenie.

Denuncjowanie dawnych znajomych, przyjaciół czy członków rodzin poszkodowanych dawało dodatkową korzyść: pozwalało zatrzeć dawne ślady i pozbyć się niewygodnych  świadków.  Irenę  Goldwaser  z Krakowa,  według  relacji  Lesser  Landau,  inny agent Gestapo ostrzegał przed Weiningerem, który zwykł był pozbywać się całej rodziny, aby nikt nie mógł pomścić doznanych krzywd. Irena Goldwasser po aresztowaniu próbowała przekupić Weiningera pierścionkiem, ten jednak nie uczynił nic, aby ją uratować,  przeciwnie,  postarał  się,  aby  dołączono  ją  do  transportu  jadącego  do  Bełżca, w którym był jej ojciec. Irenie Goldwasser udało się jednak uciec z placu, gdzie prze-trzymywano przeznaczonych do deportacji. Salo  Weininger  za zwolnienie  z aresztu  matki  świadka  zażądał  pięciokaratowego brylantu.  Ponieważ  dostał  brylant  jedynie  dwukaratowy,  do  zwolnienia  nie  doszło. Poskutkowała dopiero interwencja u szefa Gestapo w Bochni i dodatkowa opłata. Często  konfidenci  zwodzili  rodziny  aresztowanych,  chcąc  wyłudzić  jak  najwięcej  pieniędzy i kosztowności, gdy w rzeczywistości nie mogli bądź nawet nie zamierzali interweniować. W  tych  tragicznych  czasach  żydowscy  współpracownicy  Gestapo  mieli  szansę zdobycia  fortuny.  Rodziny  deportowanych  do obozów  zagłady  gotowe  były  zapłacić każdą  sumę  za  uratowanie  bliskich.  Takimi  żydowskimi specjalistami  od  łapówek  za  zwolnienie z transportu podczas wysiedlenia w dniu 4 i 8 czerwca 1942 roku z getta krakowskiego byli bracia Ignacy i Michał Pacanower. Za załatwienie pieczątki i tak zwanej niebieskiej kartki brali łapówki od kogo się tylko dało. Oczywiście nie zawsze wręczenie łapówki załatwiało sprawę, bo nie wszyscy policjanci wywiązywali się z podjętych zobowiązań. Jednak nikt nie ubiegał się o zwrot pieniędzy, nikt bowiem nie chciał narazić się policjantom, którzy mogli się zemścić przy najbliższej okazji. W okresie czerwcowych  wysiedleń  nie  tylko  bracia  Ignacy i Michał Pacanower  parali  się  tym  procederem,  wielu  innych policjantów  brało  łapówki jak

Wertal,  Löfler,  Schleifer.  O Süsserze,  sekretarzu  OD,  mówiono, że zawsze się wywiązywał z przyrzeczenia i nie podejmował się spraw, które przewyższały jego możliwości. Mówiono o nim, że jako jeden z niewielu policjantów trzeźwo oceniał sytuację i nie wierzył, że przeżyją wojnę. Twierdził, że dla nich już niema drogi odwrotu i że „wszystkich wykończą”.

SYLWETKI KOLABORANTÓW

Nie jest do końca jasne, od kiedy Marta Puretz współpracowała z Gestapo. Jednak już po ataku na lokal „Cyganeria”, kiedy nastąpiły liczne aresztowania, niektórzy z zatrzymanych  przekazali  wiadomości  innym,  że  wpadli  przez  Martę  Puretz.  Ostrzegała  też przed nią podziemna prasa. Komendant  policji  żydowskiej  w  getcie  krakowskim  Symche  Spira,  z  zawodu szklarz, przed wojną był pobożnym chasydem. Jego przemiana nastąpiła w momencie, gdy został mianowany na stanowisko komendanta. Źle mówił po niemiecku i po polsku (jego językiem ojczystym była gwara  żydowska), nie miał żadnego wykształcenia, według niektórych

był prawie analfabetą. Szybko zaczął naśladować Niemców – nosił eleganckie

ubrania, wysokie buty z cholewkami i szpicrutę. Świadkowie mówili o nim – megaloman,

fantasta, psychopata. Podobno to on przygotowywał wraz z Szymonem

Spitzem listy Żydów przeznaczonych do wysiedlenia. Miał ogromną władzę i przywileje,

mógł się poruszać bez opaski, jeździć dorożką, wchodzić do biur Gestapo i znał

prawie wszystkich tam zatrudnionych. Tadeusz Pankiewicz przytacza rozmowę z Wilhelmem

Kundem na temat Symche Spiry, w którym ten pierwszy mu wyjaśnił, dlaczego Spirę

mianowano dowódcą policji żydowskiej w Krakowie: „Wybór zrobiony był z przyczyn

psychologicznych. Gdyby bowiem stanowisko to zajął inteligent, człowiek wykształcony,

pochodzący z innej sfery, to byłby zupełnie nie na swoim miejscu. Zamiast iść

nam na rękę, utrudniałby pracę. Tak było z dr. Rozenzweigiem. To był człowiek dość

niepewny; nie chciał i nie mógł tak pracować, jak Symche Spira czy Gutter”. I dalej: „tych

można było rzeczywiście kupić nowym paradnym mundurem, którym by się wyróżniali

wśród innych. Choć mogli swobodnie opuszczać getto, nawet nie wpadłoby im

na myśl uciekać. Trzeba było w nich wyrobić poczucie wielkości i władzy. Dlatego

władze ze szczerym oburzeniem odniosły się do esesmana Pilarzika, który uderzył

Symche Spirę w twarz. Pilarzik otrzymał naganę, o której wiedział Spira, a to zdołało na nowo

wzbudzić w nim wiarę we własną moc. Pracował gorliwie, pewnie do samego końca.

Interwencja Symche Spiry odnosiła zazwyczaj skutek. Zwalniano ludzi bliskich Spirze z aresztu, wyciągano z transportu, by upewnić go o specjalnych przywilejach, jakie ma

za wierną służbę. Że to były tylko pozory, o tym przekonał się pod koniec na własnej

skórze”.

Szymon Spitz w 1943 roku miał około 55 lat, „wyschnięty, szczupły, wysokiego

wzrostu, o śniadej twarzy, lekko pochylony, z drwiącym uśmiechem przylepionym stale

do warg, znany był na bruku krakowskim sprzed wojny z głośnej w swoim czasie

rozprawy sądowej o oszustwa i wyłudzanie pieniędzy pod pozorem dawania posad.

Został wyrokiem sądu skazany na kilka lat więzienia. Był postrachem getta i biada temu,

kto by z nim zadarł – dni tego nieszczęśnika były policzone”.

DZIAŁALNOŚĆ KOLABORANTÓW ŻYDOWSKICH POZA KRAKOWEM

Policja żydowska oraz konfidenci działali też w miastach w okolicy Krakowa. Część

wysiedlonych z Krakowa udała się do Bochni, Wieliczki i innych miasteczek, a część

Żydów z tamtych miejscowości w początkowym okresie likwidacji gett szukała zatrudnienia

i mieszkania w Krakowie.

Szczególnie bliskie były kontakty z Bochnią. Po ucieczce komendanta ŻOB  Dolka

Libeskinda z getta krakowskiego, w listopadzie i w grudniu 1942 roku aresztowano bardzo

dużo osób.

W tym czasie do bocheńskiego getta przybyli, by aresztować członków

Bnei Akiba (żydowskiej organizacji młodzieżewej) komendant policji żydowskiej z Krakowa Symche Spira i pracownik Zivilabteilung Michał Pacanower. W owym czasie w jednym z mieszkań w getcie w Bochni, prawie o północy, policjant żydowski Marian Rotkopf zastał Kubę Berkowicza, któremu kazał się ubrać i pójść z nim. Berkowicz błagał Rotkopfa, aby go zostawił: „Pan jest sam i nikt nie będzie wiedział, wyskoczę przez okno, wiecie przecież, jaki koniec

mnie czeka”, jednak policjant nie ustąpił. Berkowicz próbował jeszcze przekonać

Rotkopfa, mówił, że jest zameldowany u wujka, który mieszka przy ul. Kowalskiej,

i policjant może tam go szukać i nie znaleźć, gdyż nikt nie wie o jego ukryciu, ten jednak

odmówił. Kuba Berkowicz został rozstrzelany na Montelupich wraz z innymi

aresztowanymi tej nocy w Bochni- Natanem Pariserem, Mańkiem Wienerem, Dorą Cukierówną

i Lejbowiczem z żoną. Z innej relacji wynika, że Rotkopf aresztował jeszcze

dwóch działaczy organizacji podziemnej z Krakowa, przebywających u Dawida Rosenfelda

w Bochni. Ślad po nich zaginął. Rotkopf, według opisów, był człowiekiem bardzo

silnym, chodził ze szpicrutą i z psem. Przeciwstawienie się mu było trudne,wręcz niemożliwe.

W czasie wysiedlenia Żydów z Bochni pierwszego września 1943 roku wielu ukryło

się w różnych schowkach i specjalnie przygotowanych bunkrach. W akcji wyszukiwania

Żydów brali udział miejscowi policjanci żydowscy, ale też konfident krakowski

Brodman, Mojsie Müller i Szymon Friedman z Krakowa oraz młody Żyd z Wiśnicza,

współpracujący z szefem Gestapo Schomburgiem.

W Bochni, podobnie jak w innych miejscowościach, policjanci obiecywali zwolnienie

w zamian za informację o ukrywających się. Zdarzało się też, że Żydzi z własnej

inicjatywy donosili na innych, licząc, że uratują siebie czy rodzinę. Gdy po wrześniowych

wysiedleniach do Auschwitz i Szebni z kryjówki wyszedł policjant Cukierman

z rodziną, przyłapał go na tym polski policjant i żandarm niemiecki. Zastrzelili całą rodzinę

Cukiermana, a jego aresztowali. Cukierman, chcąc się ratować, powiedział, że

zna miejsce, gdzie ukryło się około dwustu Żydów. Został zwolniony, a wyciągniętych

z dwóch bunkrów Żydów rozstrzelano, m.in. rabina z Brzeska, zwanego Wielopoler

Rebe. W innym bunkrze aresztowano Kalfussa z Wiśnicza, który aby się ratować, zaproponował wydanie Zimmetów, ojca i syna, piekarzy z getta, którzy pomagali uciekinierom

z getta. Zatrzymani nie przyznali się do niczego,po mimo to Niemcy ich rozstrzelali.

Podczas szukania bunkrów w Bochni bardzo był aktywny żydowski policjant Frisch. On to, obiecując za większą sumę innemu ukrytemu z rodziną policjantowi legalizację

jego pobytu w komandzie opróżniającym getto, dowiedział się, gdzie jest

bunkier, w którym ukrywały się rodziny Ebgerów i Engerów. Przyprowadził Engera

do niemieckiego dowódcy Müllera i zameldował, że wyciągnął go z bunkra. Frisch wyłudził

też od rodziny Weinreichów dużą sumę, a następnie ich wydał. Doniósł na rodzinę

Schanazerów, ukrywającą się w bunkrze w swoim domu. Na rozkaz Müllera zaczęto

szukać wejścia do bunkra. Frisch mówił, że byłby to wstyd, gdyby go nie znaleźli

i należy pokazać, co potrafią. Później zaproponował Schanazerom darowanie życia

za dużą łapówkę. Dwóch młodszych braci zdołało zbiec, ale ojca i dwu starszych braci

po wyłudzeniu od nich pieniędzy rozstrzelano.

WĘGIERSKI TROP

Uciekinier z więzienia na Montelupich, gdy dotarł na Węgry, został ostrzeżony

przez znajomych, że pod nazwiskiem Maria Panecka działa tu konfidentka Gestapo,

której prawdziwe nazwisko to Marta Puretz. Przyjechała na Węgry legalnie z Aleksandrem

Fersterem, również konfidentem. Jeszcze przed okupacją Węgier przez Niemców

za sprawą działania Komitetu Polskiego Martę Puretz aresztowano. Przebywała

w areszcie do 17 marca 1944 roku. Po okupacji Węgier nawiązała kontakty z Vollbrechtem

z Krakowa i Franzem Stiechem, gestapowcem z Wiednia, który przedtem pracował

w Krakowie.

Na Węgrzech Marta Puretz zajmowała się nie tylko identyfikacją Żydów na ulicy,

ale też asystowała podczas aresztowań i rewizji w mieszkaniach podejrzanych.

Dr Zofia Krzemień, były pracownik ambasady polskiej w Wiedniu, po aresztowaniu jej

pod koniec wojny przez Niemców w Budapeszcie została przez nich zatrudniona jako

tłumaczka. Widywała ona Martę Puretz, poruszającą się swobodnie w biurach Gestapo,

przenoszącą teczki osobowe i raporty. Według Zofii Krzemień, Marta Puretz cieszyła

się opinią jednego z najlepszych współpracowników Gestapo.

Marian Faber został aresztowany na ulicy w Budapeszcie przez konfidenta Salo

Weiningera, którego znał jeszcze z Krakowa. Weininger poinformował gestapowców,

że Faber zbiegł z więzienia na Montelupich oraz że „szmuglował Żydów” z Generalnego

Gubernatorstwa na Węgry; asystował też podczas przesłuchań Fabera. Kiedy siostra

Fabera zgłosiła się do Marty Puretz, by negocjować zwolnienie brata z aresztu, ta

niezwłocznie powiadomiła Gestapo. Siostra Fabera została zesłana do Auschwitz (siostrzenicę

natomiast zwolniono). Widząc, że aresztowanie grozi całej rodzinie, Faber

zbiegł z więzienia. Niestety, w tym czasie matka, brat i szwagier, nie wiedząc o aresztowaniu

siostry i ucieczce Fabera, przynieśli okup. Zostali aresztowani i zesłani do Auschwitz.

Matka Fabera zginęła 9 grudnia 1944 roku, brat w Gusen II 24 kwietnia 1945 roku.

Siostra i szwagier doczekali wyzwolenia w Auschwitz.

Tak więc, pomimo że całej rodzinie udało się uciec do względnie bezpiecznego miejsca, jakim były Węgry, w wyniku działalności żydowskich konfidentów część z nich zginęła. Z pewnością bez ich pomocy Niemcy nie byliby w stanie aresztować Faberów. Nasuwa się pytanie, jakie

motywy kierowały konfidentami. Przecież tu zarówno prześladowani Żydzi, jak i żydowscy

konfidenci mogli się czuć względnie bezpiecznie. Czy robili to z pobudek materialnych?

Czy niemożność powrotu na łono społeczności żydowskiej po okresie

współpracy z Gestapo, niezależnie od tego, jakie przyczyny popchnęły daną osobę

do podjęcia współpracy z wrogiem, sprawiły, że brnęli oni dalej w tej współpracy

z Niemcami, nie mogąc się zdobyć na porzucenie tego procederu?.

Wielu Żydów z Krakowa próbowało przedostać się na Węgry, tu bowiem zgromadziła

się rzesza polskich uchodźców, działały polskie instytucje, ponadto Węgrzy byli

pozytywnie nastawieni do Polaków. Liczna była też wspólnota żydowska, działały żydowskie

organizacje młodzieżowe i samopomocowe, także w sumie aż do okupacji niemieckiej

było tu stosunkowo bezpiecznie. Na Węgrzech łatwiej też można było zorganizować

przerzut do innych krajów. Minusem było to, że większość uciekinierów Żydów

pochodziła z Krakowa czy okolicznych miast. Wszyscy się znali, a to ułatwiało

działalność konfidentom.

Transporty na Węgry organizowali zawodowi przemytnicy, którzy mieli swoje

środki transportu i kontakty ułatwiające przejście punktów kontrolnych. Przerzut

na Węgry był jednak kosztowny i niewielu mogło sobie na to pozwolić.

LOSY OFIAR

Nasuwa się tu nieodparcie pytanie, czy kolaboranci i konfidenci Gestapo byli świadomi

losu swoich ofiar. Oczywiście te losy były różne w różnym czasie. Do likwidacji

getta donosy mogły spowodować aresztowania. Jednak dla osób powiązanych z działalnością

podziemną aresztowanie mogło skończyć się tragicznie, szczególnie po ataku

na krakowską „Cyganerię”.

Tuż po likwidacji getta i odtransportowaniu jego mieszkańców do Płaszowa w ciągu

kilku tygodni, Niemcy, powiadomieni przez swoich konfidentów bądź przez przypadek,

wpadali na ślad kryjówek w getcie. Wyruszały wówczas całe wyprawy złożone

z Niemców i odmanów pod wodzą Symche Spiry w asyście robotników uzbrojonych w siekiery,

kilofy i drągi żelazne. Wykrywano misternie zrobione skrytki na strychach, w piwnicach,

w dużych piekarniach, gdzie ludzie zaopatrzeni w żywność i wodę mogli przeżyć

całe miesiące, gdyby nie pech lub zdrada. Znalezionych odstawiano do więzienia

OD, a stąd szli do Płaszowa, najczęściej na śmierć..

Podczas likwidacji getta żydowscy uciekinierzy zdemaskowani po stronie "aryjskiej"

byli aresztowani i przewożeni do więzienia Ordnungdienstu, a następnie do Płaszowa

i tam rozstrzeliwani. Według oceny Aleksandra Biebersteina, tylko niewielka liczba

uciekających z getta zdołała się w tym okresie ukryć i uratować. Liczbę aresztowanych

15 marca 1943 r. w getcie, przebywających w więzieniu  na Józefińskiej, ocenia się na setki. Aresztowani byli prawie natychmiast w więzieniu na Józefińskiej rozstrzeliwani.

DALSZE WOJENNE LOSY KOLABORANTÓW

Konfidenci Gestapo byli przedmiotem sporów pomiędzy SS a Gestapo. Około dwóch

tygodni po ostatecznej likwidacji getta zebrano na rozkaz komendanta obozu w Płaszowie

Amona Goetha, który był również odpowiedzialny za ostateczną likwidację getta,

członków Judenratu, policjantów żydowskich: Symchę Spirę, Pacanowera, Süssera, konfidentów: Marcelego Grünera, Diamanda, Förstera i innych i przewieziono do Płaszowa. Dla

Gestapo było to nie do przyjęcia, bo zwłaszcza konfidenci oddawali im znaczne usługi.

Amon Goeth, komendant obozu w Płaszowie, który toczył swoje wewnętrzne spory

z tą instytucją, chcąc wywrzeć nacisk na Gestapo, groził zastrzeleniem konfidentów.

Ostatecznie aresztowanych zwolniono.

W czasie wysiedlenia z getta zdarzały się ucieczki pracowników z tzw. Säuberungskolonne.

Uciekano w pojedynkę lub po kilka osób. Niektórzy odmani, otrzymawszy

papiery zagraniczne, przeszli pozornie na służbę Gestapo i korzystali z nadarzających

się okazji, by wiać za granicę. Tak drapnął Schleifer z żoną i dzieckiem, później Neiger

z rodziną, a po pewnym czasie Türck.

Jednak później większość policjantów żydowskich, których łudzono przez długi

czas obietnicami pozwolenia na zamieszkanie w mieście lub wyjazd za granicę, zginęło.

Wieczorem 14 grudnia 1943 roku  pod budynki policji żydowskiej zajechały

samochody ciężarowe z uzbrojonymi esesmanami. Otoczono teren. Przebywającym

tam osobom pozwolono zabrać rzeczy osobiste i załadowano ich na ciężarówki. Byli

to policjanci żydowscy, członkowie ich rodzin i Żydzi przebywający w areszcie.

Wszystkich ich przewieziono do obozu w Płaszowie i rozstrzelano. Zginęli wtedy:

Symche Spira z rodziną, Demer, bracia Pacanower, Wertel z żoną, Suesser, dr Wilhelm

Armer (lekarz OD) z rodziną. Wśród rozstrzelanych znalazł się też Blodek, który

przybył wcześniej do obozu.

Według relacji jednego ze świadków Julian Appel uciekł w 1944 roku do Małopolski

Wschodniej, ale podobno został zastrzelony przez Niemców.

Förster po likwidacji getta zamieszkał w Krakowie. Podejrzewany o współpracę

z wywiadem angielskim, został uwięziony na Montelupich; Niemcy zabili go w obozie

w Płaszowie w 1943 roku.

Według pogłosek krążących w getcie krakowskim konfident Spitz został zabity

podczas akcji wyłapywania partyzantów żydowskich w Miechowskiem.

W akcji brali udział i inni odmani. Wraz z nim zginął też inny konfident krakowski o nazwisku

Białobroda. Prawdopodobnie miało to związek z przygotowaniem na nich zasadzki

przez podziemie żydowskie, w którym działała między innymi Genia Goldfuss.

Hochwald, przed wojną urzędnik bankowy, który był konfidentem w getcie, został

wraz z żoną i dzieckiem rozstrzelany późnym latem 1943 roku w obozie w Płaszowie.

Marcel Goldberg po likwidacji getta nadzorował więźniów żydowskich w niemieckich

zakładach tekstylnych w Krakowie. Był nadzorcą niezwykle brutalnym, znęcał się

nad więźniami.

Marian Rotkopf, policjant z Bochni, wyjechał w 1943 roku na Węgry i przebywał

tam do roku 1944.

POST FACTUM

Po wyzwoleniu Budapesztu zaczęto szukać Marty Puretz. Odnaleziono ją w wiosce

Tura, w okolicach Hatwamu, i tam aresztowano. Miała przy sobie dokumenty na nazwisko

Marta Hercz. Podczas przesłuchania przyznała się do współpracy z Niemcami.

Odesłano ją do Polski, ale zbiegła z transportu. Według informacji z 1946 roku Marta

Puretz przebywała we Francji w Besançon pod nazwiskiem Marta Hercz, zamierzała

jednak uciekać dalej. Taką wiadomość przekazał konsul francuski w Krakowie.

Stefania Brandstätter została dzięki Körnerowi przerzucona na Węgry w 1944 roku.

Według późniejszych informacji przedostała się do USA, zamieszkała w Nowym Jorku

i przyjęła nazwisko męża.

Salo Weininger, przebywający pod koniec wojny w Budapeszcie, po wkroczeniu Armii

Czerwonej usiłował zmienić wygląd i wyrobił sobie fałszywe dokumenty na nazwisko Karol

Teichman. Następnie uciekł do Rumunii. Tam, w mieście Arad, rozpoznała go dawna znajoma.

Został aresztowany. Znaleziono przy nim około 4000 dolarów i duże ilości brylantów.

Po przesłuchaniu przez Rosjan Weininger został przewieziony do Temeszwaru, jego aresztowanie wzbudziło szerokie zainteresowanie tamtejszej prasy. Żona Weiningera zdołała jednak wykupić męża z więzienia, a następnie wraz dzieckiem zamieszkali w Budapeszcie. Lejzor Landau, który według relacji współpracował z Dewisenstelle w Krakowie i był konfidentem współpracującym ze Stefanią Brandstätter, po wojnie wyjechał do Tel Awiwu.

Majer Kerner, dawny policjant, był funkcyjnym w obozie w Płaszowie. Nazywany

był okulistą, gdyż specjalizował się w biciu pejczem po oczach (pewnej kobiecie wybił

oko). Po wojnie był sądzony i skazany na śmierć.

Marcel Goldberg, zatrudniony w czasie wojny w krakowskim Arbeitsamcie (urząd pracy), wrócił

po wojnie do Polski z obozu w Brünlitz, gdzie znalazł się wraz z transportem Oskara

Schindlera, a następnie wyjechał do Ameryki Południowej.

Na temat losów małżeństwa Sellingerów są sprzeczne wersje. Według wersji podanej

przez Tadeusza Pankiewicza i Aleksandra Bibersteina pozostawali na usługach

SS--Obersturmführera Kurta Heinemeyera. Sellingerowa miała podsłuchiwać w kawiarniach rozmowy polityczne Niemców i informować o tym Gestapo. Słabo znała język polski. Jej mąż denuncjował Żydów ukrywających się na "aryjskich" papierach, a także Polaków pomagających Żydom i przechowujących ich rzeczy. Wiedząc, co ich może spotkać, postanowili uciec na Węgry. Pierwszy wyjechał Sellinger, aby się zorientować w sytuacji, po jakimś czasie wrócił po żonę. Heinemeymer, dowiedziawszy się o tym, wezwał ich do siebie i powiedział, że może im pomóc w podziękowaniu za dobrą pracę. Dał im zaklejony list do naczelnika policji w Nowym Targu, który miał im pomóc przejść przez granicę i dalej na Węgry. Kiedy Sellingerowie oddali zaklejony list naczelnikowi policji w Nowym Targu, okazało się, że

Heinemeyer zlecił mu zastrzelenie ich, co też uczyniono. Heinemeyer chciał ich wypróbować

i przekonać, czy otworzą list i uratują się, czy też będą mu ufać do końca i zgin1. Niezależnie od tego, czy ta opowieść, przekazana Pankiewiczowi przez Bouskę, komendanta Schupo jest prawdziwa czy nie, z pewnością pokazuje, do jakiego stopnia kolaboranci byli uzależnieni od Niemców i jak bardzo im ufali.

ZAKOŃCZENIE

Stosunkowo niewielu z żydowskich konfidentów i policjantów żydowskich przeżyło

wojnę; nie dysponujemy wystarczającymi danymi statystycznymi, aby podać konkretne

liczby. Wydaje się jednak, że szanse konfidentów były znacznie większe niż pozostałych

Żydów, którzy przeżyli wojnę w kraju i w obozach niemieckich. Należy

oczywiście wziąć pod uwagę, że większość aresztowanych po stronie "aryjskiej" była

zatrzymana po zamknięciu getta, szczególny wzrost aresztowań przypadł na czas

deportacji do niemieckich obozów zagłady i do obozu w Płaszowie.

Nasuwa się jednak pytanie, dlaczego ci Żydzi zajmowali się procederem denuncjacji

innych Żydów, którzy mieli duże szanse na przeżycie? Czy chcieli kupić własne życie

za cenę denuncjacji innych? Czy może dlatego, że po początkowym okresie ich

współpracy z Niemcami spalili mosty łączące ich ze społeczeństwem żydowskim?

Ich nowi opiekunowie, w okresie największych prześladowań innych Żydów, potrafili zapewnić

im środki materialne lub możliwość ich zdobycia zapewniające dostatnie życie,

dokumenty, ochronę przed wywiezieniem do obozów zagłady czy obozów pracy.

Z pewnością kolaboranci wiedzieli też, jakie są konsekwencje zdrady swoich mocodawców,

wiedzieli, że czeka ich aresztowanie, często brutalne przesłuchania, zesłanie

do obozów, śmierć. Za cenę cierpienia współbraci mogli kupić władzę nad ich życiem,

dostatek, a nawet luksus i oddalić własny koniec.

Trudno na podstawie fragmentarycznych materiałów budować portret psychologiczny

przeciętnego konfidenta, jego osobowości, drogi, która przywiodła go do współpracy.

Pomimo wielu podobieństw inne były jednak motywacje policjantów żydowskich

i konfidentów Gestapo. Na początku ich działania są neutralne lub minimalnie negatywne,

jest jeszcze pora na refleksję i wycofanie się ze służby w policji. W miarę upływu

czasu wewnętrzny opór i perspektywa korzyści materialnych, a także nadzieja

na zabezpieczenie rodziny stają się coraz silniejsze.

Jeden z byłych policjantów żydowskich tak opowiadał o sobie: „Półtora dnia byłem

Ordnungdienstem (członkiem żydowskiej policji), skoro mi jednak kazano doprowadzić

jedną kobietę za niezapłacenie podatku, złożyłem funkcję”.

Jednakże inni policjanci żydowscy czy konfidenci nie odmówili dalszej współpracy,

kiedy stało się jasne, że wymaga się od nich nie informacji, czy utrzymania porządku,

lecz działań, które bezpośrednio zagrażają życiu innych Żydów. Po okresie przekroczenia

momentu krytycznego i złamania wewnętrznych oporów droga do współpracy

była otwarta. Pomimo negatywnego nastawienia środowiska ich prestiż był wysoki,

gdyż dysponowali siłą, możliwościami zwolnienia z aresztu czy wysiedlenia. Byli

potrzebni w momentach krytycznych i stanowili ostatnią nadzieję. Siali postrach

wśród innych, ale też stanowili pomost pomiędzy Żydami a władzami niemieckimi.

Na pewno członkom policji żydowskiej trudno było przewidzieć reakcję środowiska żydowskiego w okresie późniejszym, powojennym, którą dziś można ocenić jako bardzo łagodną.Osoby znajdujące się w „szarej strefie” współpracy z Niemcami nierzadko okazywały

się przydatne. Pośredniczyły w negocjacjach z Niemcami, dawaniu łapówek

i okupu, handlu, załatwianiu zaświadczeń pracy i w wielu innych sprawach. Był to sposób

na przeżycie i to właśnie kolaboranci mogli się okazać skutecznym narzędziem.

Niemcy z kolei wyraźnie nigdy nie pozwalali Żydom zapomnieć, jaka jest ich rzeczywista

pozycja. Tylko niewielu Żydów pozostawało z Niemcami w poufałych stosunkach.

Symche Spira, Förster, Appel i jeszcze paru innych cieszyli się względami Niemców

tak długo, jak długo byli im potrzebni.

Stosunkowo niewielu Żydów-kolaborantów zostało zgładzonych przez żydowski

ruch oporu, który – może poza Warszawą – był słaby i niezdolny do tego typu akcji.

Polski ruch oporu jeśli już likwidował konfidentów, to tylko tych, którzy swoją

działalnością szkodzili Polskiemu Podziemiu Niepodległościowemu i nie interweniował w sprawy wewnętrzne Żydów.

Po wojnie żydowscy kolaboranci byli ścigani w różnych krajach, czasami stawiani

przed sądem, ale karano ich stosunkowo łagodnie, gdyż w większości byli „tylko” współpracownikami Niemców, a nie bezpośrednimi sprawcami zbrodni. Ponadto byli jednak

ofiarami Niemców nazistów , przeważnie decydowali się na współpracę w sytuacjach przymusowych.Stosunkowo niewielu otrzymało więc karę śmierci. Wyroki sądów społecznych

stawiały kolaborantów poza nawiasem społeczeństwa żydowskiego, zawsze jednak istniała

możliwość zmiany środowiska i wtopienia się w inne, nowe. Zarzut współpracy postawiono

takim osobistościom, jak Michał Weichert czy Rudolf Kastner. Poza kilkoma

tragicznymi przypadkami ten powrót do społeczności żydowskiej był jednak możliwy.

Wielu policjantów żydowskich tak bardzo ufało Niemcom, że choć niektórzy mieli

możliwość ucieczki, nie korzystali z niej. Wierzyli, że przeżyją wojnę. Większość policjantów

żydowskich z krakowskiego getta zginęła w Płaszowie. W innej sytuacji byli

konfidenci Gestapo. Ich działania były o wiele bardziej perfidne, korzyści materialne

znaczniejsze, możliwości samodzielnego działania i ukrycia się w odpowiednim momencie

o wiele większe. Jednak i oni zaufali Niemcom i nie wszyscy potrafili się w porę

ukryć i wycofać z działalności. A gdy działali przeciwko Polskiemu Podziemiu, mieli

oprócz Niemców dodatkowego wroga.

Konfidenci działający poza gettem odznaczali się zwykle wysoką inteligencją,

znacznie szerszą wiedzą na temat aktualnej sytuacji w kraju i na frontach, metod działania

Niemców, swobodnie poruszali się po mieście.

Poznanie sposobu i okoliczności werbunku konfidentów ułatwiłoby ocenę ich motywacji.

Raz dochodziło do werbunku po „złamaniu” aresztowanego i zaproponowaniu

czy zmuszeniu do współpracy, innym razem używano gróźb czy szantażu. W przypadku

Stefanii Brandstätter zażyłość z Niemcami była chyba główną przyczyną podjęcia

współpracy, choć mogło jej też zależeć na specjalnym statusie, pozwalającym na swobodne

i dostatnie życie, w czasie gdy większość Żydów, zdegradowana społecznie i finansowo,

musiała nałożyć opaski.

Bardziej zagadkowe są motywacje takich osób, jak Diamand czy Appel, cieszących się dużym uznaniem Niemców przez cały prawie okres okupacji. Musieli oni dobrze wykonywać powierzane im przez Niemców zadania dotyczące nie tylko środowiska żydowskiego, lecz i polskiego.

Na przykład Majer Kerner ,dr Leon Gross, dr Michał Weichert zostali oskarżeni o współpracę z Niemcami, z powodu  działalności w JUS (Jüdische Unterstüzungsstelle – Żydowska Organizacja Pomocy), organizacji utworzonej przez Niemców w 1943 roku w miejsce rozwiązanej wcześniej ŻSS (Żydowskiej Samopomocy Społecznej),

JUS była bojkotowana przez inne organizacje żydowskie i nieżydowskie). Dr Michał Weichert stanął przed sądem w Polsce w 1945 roku i został uniewinniony 7 stycznia 1946 roku.

 Rudolf Rezö Kastner, działacz syjonistyczny, aktywny w ratowaniu Żydów węgierskich w czasie wojny. W wyniku negocjacji z Adolfem Eichmannem uzyskał zgodę na ewakuację z Węgier około 1700 Żydów. Kastner wraz z innymi przywódcami sporządził listę, na której byli również członkowie jego rodziny. Tak zwany „pociąg Kastnera” przewiózł wybranych najpierw do Bergen-Belsen, a następnie do Szwajcarii. Po wojnie Kastner został oskarżony o współpracę z Niemcami na Węgrzech oraz o niesprawiedliwe sporządzenie list transportowych Żydów przeznaczonych do wywiezienia do Szwajcarii. Został zastrzelony na ulicy w Tel Awiwie przez żydowskiego zamachowca w 1957 roku.

 Diamand został zastrzelony przez Niemców latem 1944 roku,Appel zaś doczekał końca wojny i wyjechał na zachód w kierunku Liberca w Czechosłowacji,

Zjawisko kolaboracji żydowskiej można określić jako marginesowe. W miarę eksterminacji

ludności żydowskiej w latach 1942–1943 liczba konfidentów się zwiększała.

Możemy ją szacować na kilkanaście do kilkudziesięciu osób. Po okresie najszerzej zakrojonej

ich działalności w latach 1942, a zwłaszcza 1943, ich liczba zmniejszyła się w 1944 roku. Policję żydowską, pośród której było kilkunastu konfidentów, zlikwidowano.

W 1944 roku kilku konfidentów udało się na Węgry, inni uciekli lub ukryli się, kilkunastu zlikwidowali Niemcy. W sumie tylko nieliczni dotrwali do końca wojny.

Jednak działalność konfidentów i policjantów żydowskich spowodowała wykrycie, denuncjację, aresztowanie i w konsekwencji w wielu wypadkach rozstrzelanie setek Żydów.

Działalność ich spowodowała ponadto ogromne utrudnienie dla ukrywających się

po stronie "aryjskiej", zaopatrzonych w dokumenty i mających „dobry wygląd” Żydów.

Pomimo próby naszkicowania sylwetek i wzorców działalności konfidentów, wciąż nie znamy pełnych motywów ich współpracy z Gestapo.

PRZYPISY

- Archiwum Yad Vashem Jerusalem

- Józef Bratko, "Gestapowcy" cz. I i II, KAW, Kraków 1985,  

- Archiwum Żydowskiego Instytutu Historycznego (dalej: AŻIH), 301/4604; Archiwum Yad Vashem (dalej: YVA), M. 49. E/4604.

- OD – Ordnungdienst lub Jüdischer Ordnungdienst, czyli Służba Porządkowa lub Żydowska Służba Porządkowa.

- SS-Hauptscharführer Wilhelm (Willy) Kunde, od połowy 1941 roku szef podreferatu żydowskiego krakowskiego Gestapo (IV B-1).

- T. Pankiewicz, "Apteka w getcie krakowskim", Wydawnictwo Literackie, Kraków 1995, .

- YVA, O. 3/2362B; T. Pankiewicz, op. cit., s. 288–289.

- Prywatne Żeńskie Seminarium Nauczycielskie im. S. Munnichowej w Krakowie.

- Oddział cywilnej policji żydowskiej posiadającej uprawnienia do działania poza terenem getta

i poza Krakowem.

- A. Biberstein, "Zagłada Żydów w Krakowie", Wydawnictwo Literackie, Kraków 2001, s. 199;

- T. Pankiewicz, op. cit., s. 94–96.

- Schutzpolizei – Policja Ochronna.

 file:///C:/Temp/187-Plik%20artyku%C5%82u-357-1-10-20201011.pdf

 https://www.salon24.pl/u/bartoszu/539918,stefania-b-zydowska-agentka-gestapo

Stefania Brandstätter i Marta Puretz z krakowskiego getta https://www.salon24.pl/u/bartoszu/539918,stefania-b-zydowska-agentka-gestapo

- ŻYDOWSKI INSTYTUT HISTORYCZNY Policjanci. Wizerunek Żydowskiej Służby Porządkowej w getcie warszawskim

https://www.jhi.pl/wydawnictwo/policjanci-wizerunek-zydowskiej-sluzby-porzadkowej-w-getcie-warszawskim,165

Żydowska Służba Porządkowa w getcie warszawskim, nazywana policją gettową, okryła się złą sławą, asystując nazistowskim okupantom podczas deportacji Żydów do Treblinki latem 1942 r. Ta dobrze udokumentowana i obiektywna książka opisuje powstanie służby i to, jak została wciągnięta w pomoc Niemcom w ludobójstwie. To podstawowa lektura dla wszystkich zainteresowanych złożonym i trudnym problemem kolaboracji podczas nazistowskiej okupacji Polski.

(Antony Polonsky)

Dr Katarzyna Person, historyczka, autorka książki „Assimilated Jews in the Warsaw Ghetto, 1940–1943” (Syracuse 2014) oraz licznych artykułów naukowych na temat historii Żydów w czasie Zagłady i w pierwszych latach powojennych. Redaktorka i współredaktorka pięciu tomów pełnej edycji Archiwum Ringelbluma. Pracuje w Żydowskim Instytucie Historycznym

  1. Emanuela Ringelbluma.

Książka Katarzyny Person została nominowana do Nagrody Moczarskiego 2019, a także uhonorowana Dyplomem Honorowym konkursu im. Hanny Szwankowskiej na Varsaviana Roku.

Recenzja książki na stronie Wyborcza.pl

https://prawy.pl/66223-prawda-zydow-w-oczy-kole-kolaboracja-zydow-z-niemcami-podczas-ii-wojny-swiatowej-jest-faktem/

https://zakazanehistorie.pl/jak-zydzi-kolaborowali-z-niemcami/

https://pl.wikipedia.org/wiki/Kolaboracja_pod_okupacj%C4%85_niemieck%C4%85_podczas_II_wojny_%C5%9Bwiatowej

https://www.polska1918-89.pl/pdf/pomiedzy-wspolpraca-a-zdrada.-problem-kolaboracji-w-generalnym-guberna,3174.pdf

 POLISH NEWS https://www.polishnews.com/zydzi-kolaborowali-niemcami-sowietami-jeszcze-bardziej

https://www.salon24.pl/u/konfederat1000/847691,kolaboracja-zydow-z-niemcami-podczas-ii-wojny-swiatowej-jest-faktem

 Historia Najnowsza

W "Der Tagesspiegel" o badaniach nad kolaboracją w czasie Holokaustu

 https://www.dw.com/pl/w-der-tagesspiegel-o-badaniach-nad-kolaboracj%C4%85-w-czasie-holokaustu/a-50112528