PRZECIW SWOIM - WZORCE KOLABORACJI ŻYDOWSKIEJ W KRAKOWIE
Autor Witold Medykowski
Absolwent kierunków historii ogólnej i historii Żydów na Uniwersytecie w Tel Awiwie i Uniwersytecie Hebrajskim w Jerozolimie, uzyskał stopień doktora nauk politycznych w Instytucie Studiów Politycznych PAN. Od lat jest zatrudniony w Archiwum Yad Vashem.
WSTĘP
Artykuł ten jest próbą zarysowania zjawiska kolaboracji żydowskiej w Krakowie i regionie, choć w niektórych wypadkach działania tamtejszych kolaborantów sięgają daleko poza granice regionu czy kraju. Na początku jednak należy zdefiniować pewne pojęcia używane w tym artykule.
Określenia „kolaboracja” i „kolaborant” (z włoskiego colla-borazioneczy francuskiego collaboration) w zasadzie oznaczają współpracę. Jednak tuż po II Wojnie Światowej stosowano je w odniesieniu do współpracy z wrogiem w okresie wojny, co de facto oznaczało zdradę interesów narodowych. Z upływem lat ten negatywny odcień nieco osłabł i poczęto używać terminu „kolaboracja” w opisie zachowań społecznych, ukazujących zbiorową uległość podbitego społeczeństwa wobec niemal każdego rodzaju represji.
Precyzyjniejszymi pojęciami używanymi w czasie wojny były „agent” – osoba zwerbowana przez służby specjalne w celu dostarczania informacji. W przypadku współpracy z Niemcami tymi służbami było najczęściej Gestapo, choć i inne organizacje wykorzystywały tajnych agentów. Agent to osoba pozostająca formalnie na służbie wywiadowczej. Druga powszechna w owym czasie nazwa to „konfident”– osoba mniej zaangażowana we współpracę niż agent, niezaangażowana formalnie przez służby specjalne. Konfidenta można by inaczej nazwać informatorem. Niemieckie Vertrauensmann znaczy konfident, człowiek zaufany. W czasie wojny popularnym określeniem konfidenta był „kapuś”, rzadziej używano słowa „tajniak”. W materiałach archiwalnych stosunkowo rzadko pojawia się słowo „zdrajca”. Zadania konfidentów polegały nie tylko na przekazywaniu informacji. Często konfidenci brali udział w przygotowaniu zasadzki: podejrzanych identyfikowali i zatrzymywali podczas przypadkowych spotkań na ulicy – w tym celu „patrolowano” ulice, dworce kolejowe i inne miejsca – po czym doprowadzali ich na posterunek policji lub przekazywali patrolowi policyjnemu. Pewien problem może stanowić zakwalifikowanie działań policji żydowskiej ,którą powołano, podobnie jak Rady Żydowskie (rady starszych, Judenraty), na polecenie władz niemieckich. Początkowo miała być podporządkowana tymże radom, z czasem jednak Judenraty zaczęły tracić autorytet w społeczności żydowskiej, bo nie mogły w żadensposób przeciwstawić się władzom niemieckim, traciły też kontrolę nad policją żydowską.
Policja żydowska natomiast rosła w siłę, gdyż była wspierana przez policję granatową, której w wielu miejscowościach formalnie podlegała, oraz przez władze niemieckie w postaci referentów do spraw żydowskich. To, czego nie mogły wykonać rady żydowskie zlecano policji żydowskiej.
W ten sposób powstała silna zależność pomiędzy władzami niemieckimi a policją żydowską. Policja zawdzięczała swoją siłę i status poparciu Niemców, władze niemieckie zaś miały solidnego wykonawcę swoich poleceń. Po utworzeniu gett policja żydowska coraz bardziej uniezależniała się od rad żydowskich i jednocześnie coraz bardziej przeciwstawiała własnej społeczności, reprezentując interesy wroga. W tym właśnie czasie z policji odeszło najwięcej osób o wysokim morale, które zrozumiały, w jakim kierunku idą sprawy. W wielu konkretnych przypadkach trudno jednak wydać jednoznaczną ocenę decyzji o pozostaniu w policji, często bowiem sytuacja osobista, rodzinna, chęć pomocy najbliższym, pomimo wewnętrznych rozterek, skłaniała do pozostania w tej służbie. Sytuacją graniczną dla żydowskich policjantów były brutalne deportacje do obozów zagłady. Jednak nawet oceny działań policji formułowane na podstawie dokumentów z tego okresu są tu rozbieżne i ostrożne, albowiem kiedy prawie wszystko jest stracone, każda, nawet najmniejsza iskra nadziei staje się ważna. Wtedy to szuka się tych „dobrych”, znajomych policjantów czy konfidentów, którzy wciąż mają ogromną władzę. Uratowani odczuwają wdzięczność, niezależnie od tego, czy był to akt bezinteresowny, czy też kosztowało ich to ogromne sumy. By spojrzeć na ten problem z właściwej perspektywy, należy się przede wszystkim zastanowić, jakie są proporcje uratowanych i posłanych na śmierć i czy fakt uratowania nielicznych spośród setek tysięcy usprawiedliwia udział policjantów w systemie represji. Po pierwszych deportacjach, w których policja żydowska wzięła aktywny udział, jej ocena jest coraz bardziej negatywna. Oderwanie się policji żydowskiej od społeczności żydowskiej staje się coraz bardziej oczywiste – korupcja, przemoc, współpraca w dziele zniszczenia i upadek moralny w zasadzie wykluczają możliwość powrotu do niej. Ponadto Niemcy często traktują ich w sposób specjalny, dają przywileje za cenę całkowitej uległości. A kiedy
ci wykonają już swoje zadanie, ich również posyłają na śmierć. Wśród żydowskich policjantów są tacy, którzy nadgorliwie wykonują swoje obowiązki. Są też konfidenci zwerbowani do tajnej współpracy, która w przypadku małego getta, gdzie większość mieszkańców zna się z widzenia, staje się właściwie pół jawna. Działania policjantów i konfidentów krzyżują się w pewnym momencie, a mianowicie podczas ostatecznej likwidacji getta na Podgórzu. Wielu Żydów ukrywa się wtedy w mieście bądź w getcie. Działalność tych pierwszych polega na identyfikacji Żydów w mieście i wyciąganiu ich z kryjówek. Dzieje się to w czasie, kiedy los Żydów jest przesądzony i wydanie ich Niemcom praktycznie oznacza śmierć. Ten krótki tekst nie traktuje więc o kolaboracji z Niemcami w ogóle, do której
w przeszłości zaliczano działania Judenratów i wielu innych instytucji żydowskich, ale o specyficznej działalności, jaką było zbieranie informacji i współdziałanie w aresztowaniach poszukiwanych Żydów.
KRĘTE DROGI WIODĄCE DO WSPÓŁPRACY Z NIEMCAMI
Stefania Brandstätter z d. Rottenberger była konfidentką prawdopodobnie od 1941roku. Po utworzeniu getta w Krakowie została po stronie "aryjskiej", miała "aryjskie" papiery. Od początku wojny utrzymywała kontakty z Niemcami (jako kobieta bardzo urodziwa wzbudzała zainteresowanie mężczyzn).
W owym czasie pomagała znajomym w znalezieniu mieszkania, wyrabianiu dokumentów, wspierała ich finansowo, pochodziła bowiem z zamożnej rodziny kupieckiej. Przeniosła się do domu przy ul. Sławkowskiej 6, gdzie zamieszkiwali też inni konfidenci, jak na przykład Julian Appel i Maurycy Diamand. Nawiązała bliskie kontakty z Rudolfem Körnerem z Gestapo. Ponieważ miała w swoim mieszkaniu telefon, mogła się swobodnie kontaktować z siedzibą Gestapo na Pomorskiej. Rudolf Körner często ją odwiedzał. Ponadto miała do dyspozycji mieszkanie przy ul. Zyblikiewicza 11, które oferowała swoim znajomym, a które stawało się dla nich pułapką.
Stefania Brandstätter – osoba miła, urodziwa, absolwentka gimnazjum hebrajskiego, pochodząca ze znanej rodziny i mająca liczne kontakty towarzyskie – cieszyła się zaufaniem i nie wzbudzała podejrzeń. Chociaż, jak się okazało, dwie jej koleżanki szkolne, Polki z seminarium im. S. Munnichowej w Krakowie, Anna Maria Heydel i Izabela Czecz, które wiedziały o jej kontaktach z Niemcami, po tym, jak oznajmiły, że „z taką szumowiną nie chcą się zadawać”, zostały aresztowane, trafiły do więzienia na Montelupich, a później do Auschwitz. Izabela Czecz mieszkała w tym samym domu co Stefania Brandstätter i widywała ją często w towarzystwie gestapowców. Pewnego razu, kiedy w mieszkaniu Izabeli Czecz były głośne rozmowy, pojawiła się Stefania Brandstätter i oświadczyła, że „komendant Gestapo Rudolf Körner znajduje się w tej chwili u niej w mieszkaniu i po ciężkiej pracy odpoczywa. Z tego powodu powinniśmy się rozejść w spokoju, w przeciwnym razie nasi chłopcy zobaczą, co to jest Oświęcim”. To Stefania Brandstätter przyczyniła się do aresztowania młodych ludzi z Żydowskiej Organizacji Bojowej (ŻOB).Marcel Grüner, przystojny mężczyzna, z zawodu agent handlowy, sprzedawał i kupował różne towary i kosmetyki. Został konfidentem urzędu celnego i podatkowego, bo znał się na handlu i finansach. Aresztowany przez Gestapo, został zwolniony po trzech dniach, ale już jako agent. Zajmował się wyszukiwaniem ukrywających się Żydów, z których wielu poniosło śmierć. Śledził też członków ŻOB. Podobno chwalił się, że będzie mógł wyjechać za granicę. Dr Wilhelm Armer, Żyd, lekarz mieszkający przed wojną przy ul. Miodowej 12 uchodził za porządnego człowieka, był uznawany za dobrego lekarza, cenili go pacjenci. Prawdopodobnie Symche Spira nakłonił go, aby został lekarzem policji żydowskiej. Dr Wilhelm Armer uległ naciskom, choć później tego żałował. Niewątpliwie zaważyła na tej decyzji jego troska o rodzinę, a szczególnie o córkę, której chciał zapewnić bezpieczeństwo i jakieś dochody. Według świadków dr Wilhelm Armer, gdy musiał orzekać o żydostwie złapanych poza gettem uciekinierów, którym groziła kara śmierci, zawsze starał się działać na ich korzyść9. Bardzo mu przeszkadzało, że musiał nosić czapkę policjanta. Dr Wilhelm Armer był człowiekiem słabym i uległym, nie potrafił się przeciwstawić silniejszym od siebie, choć miał w ręku ogromny atut – legalne dokumenty węgierskie. Mógł też swobodnie poruszać się poza gettem, jednak zwlekał z decyzją o ucieczce, co zakończyło się tragicznie dla niego i dla jego rodziny.
POLICJA ŻYDOWSKA, A KOLABORACJA
Policja żydowska, czy raczej służba porządkowa w dosłownym tłumaczeniu niemieckiej nazwy, została utworzona w Krakowie zarządzeniem Stadthauptmanna CarlaSchmidta 5 lipca 1940 roku. Planowano, że będzie to organizacja zbliżona do straży obywatelskiej, utrzymująca porządek na ulicach i egzekwująca wykonywanie zarządzeń gminy żydowskiej. Biuro policji żydowskiej mieściło się przy ul. Podbrzezie.
Początkowo policjantów wybierała gmina. Jednak z czasem, podobnie jak w innych
miejscowościach, policja żydowska w Krakowie coraz bardziej się od niej uniezależniała, podlegając raczej Niemcom niż Judenratowi . Policja żydowska sama rekrutowała nowych członków(wiele osób odeszło). W miarę pogarszania się sytuacji w getcie znaczenie policji rosło. Służba w niej dawała coraz większą władzę nad pozostałymi członkami społeczności żydowskiej i przynosiła coraz większe dochody. Coraz bardziej była podporządkowana
Gestapo. Policja żydowska traciła kontakt z własnym społeczeństwem, coraz silniej
uzależniając się od władz niemieckich.
Po utworzeniu getta biuro policji żydowskiej („Ordnungsdienst”. Jüdischer Ordnungsdienst – żydowska służba porządkowana na terenie gett żydowskich) przeniesiono na
dr Wilhelm Armer, którego zadaniem było stwierdzenie, czy zatrzymany był Żydem. Później aresztowanych z więzienia na Józefińskiej 39 przewożono do obozu w Płaszowie i tam osadzano lub rozstrzeliwano. (W czasie likwidacji getta rozstrzeliwano ich natychmiast).
W tej placówce Ordnungdienst (OD) utworzono następujące wydziały: polityczny, dewizowy, kryminalny i oddział do spraw cywilnych. Ten ostatni uważano za najgroźniejszy, gdyż ściśle współpracował z Gestapo. Część policjantów została tajnymi agentami zwanymi tajniakami czy też kapusiami. Byli oni powiązani z różnymi urzędami niemieckimi: Gestapo, Wirtschaftsamtem, Zollfandungstellem i innymi. Prawdopodobnie wydział do spraw cywilnych (Zivilabteilung) zorganizował Spira na polecenie Gestapo. Członkowie tego wydziału mieli inne niż pozostali umundurowanie, nosili marynarki i krawaty oraz naszywki z napisem „Ordnungdienst. W wydziale tym znaleźli się Julian Appel, Leopold Blodek, Michał Pacanower, Ignacy Pacanower, Artur Löffler, Natan Schleifer, Wertal.
Jednym z zadań policji żydowskiej było zbieranie informacji na temat działalności żydowskich organizacji podziemnych.
Stosunki pomiędzy nimi były od początku nieufne, a pogorszyły się znacznie po próbie likwidacji konfidenta Grünera. Grüner przeżył, zginął jednak jeden z ludzi podziemia Robert Offner.
Po październikowym wysiedleniu w 1942 roku nasiliły się aresztowania ludzi Podziemia Żydowskiego. Część z nich wydostała się z getta, wyłapywano ich jednak, zarówno w getcie, jak i poza nim. Do tych aresztowań przyczynił się w znacznym stopniu Julek Appel, Wilek Giemski i Weiss.Dalsze aresztowania nastąpiły po ataku na „Cyganerię”i spaleniu baraków Organisation Todt na Grzegórzkach.
METODY DZIAŁANIA KONFIDENTÓW
Z jednej strony osoby, o których wiedziano, że współpracują z policją czy z Gestapo, budziły lęk, z drugiej zaś korzystano z ich pośrednictwa w różnych sprawach – kontaktach z aresztowanymi, przekazywaniu wiadomości, ofert okupu czy łapówek dla urzędników niemieckich. Wiedziano, że mogą załatwić legalne dokumenty, na przykład kenkarty. Zdarzało się jednak, że urządzano prowokacje, by aresztować osoby mające kontakty z podziemiem, pośredniczące przy wyrobie fałszywych dokumentów czy zajmujące się przemytem ludzi i nielegalnym handlem. Na przykład w 1942 roku do Elżbiety Jasińskiej, mającej kontakty z konspiracją, przyszła Marta Puretz, prosząc o wyrobienie kenkarty. Elżbieta Jasińska zgodziła się wyrobić jej ten dokument za 2000 zł. Marta Puretz miała zgłosić się do niej za dwa dni. Kiedy jednak przyszła do niej w umówionym czasie, pod dom zajechało Gestapo, Elżbieta Jasińska została aresztowana, a następnie wywieziona do Auschwitz. Gdy później szwagier Elżbiety Jasińskiej spotkał Martę Puretz na ulicy bez opaski, kazał ją aresztować. Ona jednak na komisariacie policji żydowskiej przy ul. Franciszkańskiej wylegitymowała się dokumentem współpracownika Gestapo i została wypuszczona na wolność. Zagroziła szwagrowi Elżbiety Jasińskiej, że jeżeli wejdzie jej w drogę, wsypie go. Podobnie działała Stefania Brandstätter. Znajomym spotkanym na ulicy, nieświadomym jej działalności, oferowała schronienie czy pomoc, podając prawdziwy adres z fałszywym numerem mieszkania. Niekiedy osoby, które wiedziały o jej współpracy
z Gestapo, ale zdesperowane, lub uważające współpracowników Gestapo za osoby wszechmogące, prosiły ją o pomoc. Wtedy wystarczało już tylko powiadomić
telefonicznie Gestapo. Oczywiście, ponieważ w grę wchodziły pieniądze, konfidentom nie opłacało się wydać ofiarę w ręce Gestapo.
Wydaje się, że nie zawsze donos był związany z otrzymaniem korzyści materialnych, być może w niektórych przypadkach wiązało się to z „normalnymi” obowiązkami konfidenta, choć mogły też decydować motywy osobiste.
Zofia Weindling opowiadała, że Stefania Brandstätter była jej najlepszą koleżanką szkolną i najlepszą przyjaciółką. Kiedy spotkały się w Krakowie w 1943 roku, Stefania Brandstätter opowiedziała jej o tym, jak jest zamożna, o pieniądzach i kosztownościach, i zaprosiła ją kilka razy do restauracji. Gdy Zofia Weindling poprosiła przyjaciółkę, o której wiedziała już, że współpracuje z Gestapo, o pomoc w kupieniu biletu do Warszawy, ta odesłała ją do Natana Weitzmana. Weitzman, będący na usługach Gestapo, wydał ją.
Zofię Weindling przetrzymywano najpierw na Pomorskiej, a później na Montelupich. Przesłuchiwał ją sam Rudolf Körner, mający o aresztowanej wszelkie informacje. Zofie Weindling pobito, po miesiącu odesłano do Płaszowa, a następnie do obozu pracy w Skarżysku. Stefania Brandstätter do identyfikacji ofiar wykorzystywała też dzieci przechowywane u rodzin aryjskich. Ulubionym miejscem spotkań opiekunów i rodziców były Planty.
Stefania Brandstätter, kobieta miła i łatwo nawiązująca kontakty, potrafiła zidentyfikować żydowskie dzieci, z którymi wszczynała rozmowy, oferując im przy tym cukierki czy teżinne luksusowe drobiazgi.
Potem wydobywała od nich różne wiadomości i przede wszystkim adresy, które przekazywała Gestapo. Jednym ze skuteczniejszych sposobów wyłapywania Żydów było obstawianie dworców kolejowych. W tym czasie kolej była najszybszym i wręcz jedynym środkiem komunikacji międzymiastowej. Wielu podróżujących na "aryjskich" papierach i mających „dobry wygląd” mogłoby się swobodnie poruszać, gdyby nie specjalni agenci
potrafiący ich zidentyfikować. Takim agentem działającym na dworcu kolejowym był
Salo Weininger, poruszający się swobodnie po mieście bez opaski. Często tacy agenci Żydzi krążyli w towarzystwie agentów nie-Żydów, którzy wykorzystywali ich głównie do identyfikacji ofiar.
Aresztowaniem zajmowali się zwykle sami lub robili to wspólnie. Czasami ofiarom, które zauważyły, co się dzieje, a były sam na sam z konfidentem, udawało się wmieszać w tłum i uciec, pomimo obecności patroli policyjnych. Jeden z aresztowanych przez Weiningera na stacji kolejowej i doprowadzony na posterunek przy ul. Franciszkańskiej relacjonował, że Weininger podał swoje nazwisko i pseudonim „Karol”. Konfidenci wyszukiwali swoje ofiary również w tramwajach czy po prostu na ulicy. Syna właściciela firmy „Haffner i Berger” Leibka Haffnera Weininger rozpoznał w tramwaju.
Kiedy Haffner zorientował się w sytuacji, wyskoczył z jadącego tramwaju i zaczął uciekać. Ale Weininger nie był sam. Towarzyszący mu agent w cywilu pomógł muschwytać Haffnera. Pobili go, skuli w kajdany i doprowadzili na posterunek policji. W Krakowie, podobnie jak we Lwowie czy w Warszawie (afera Hotelu Polskiego),niektórzy Żydzi mieli zagraniczne paszporty (paszporty czy promesy zdobywali zwykle dzięki krewnym mieszkającym w krajach neutralnych). W Krakowie w podobną aferę zamieszany był Salo Weininger, współpracujący z Erichem Vollbrechtem z Gestapo i Oberscharführerem Franzem Siechem. Około osiemdziesięciu Żydom, mającym dokumenty zagraniczne, obiecano wyjazd za granicę; zamierzano ich wymienić na obywateli niemieckich. Wszystkich wywieziono w 1943 roku na Jerozolimską, na teren dawnego cmentarza żydowskiego, i tam rozstrzelano. Jednym z nielicznych, którzy przeżyli, był Józef Neuhoff, który zdołał się wykupić.
Podobny los spotkał inżyniera Ringla z żoną i OD-mana Kernera z żoną i dwójką dzieci, którzy mieli dokumenty umożliwiające wyjazd. Zostali wezwani do SS-Hauptscharführera Wilhelma Kunde-go26, który ich poinformował, że po przejściu kwarantanny będą mogli udać się na pół-noc Niemiec i stamtąd odpłynąć statkiem. Wiadomość ta spowodowała wielkie poru-szenie w getcie, Tadeusz Pankiewicz tak o tym pisze: „Można sobie wyobrazić, jaka radość panowała w ich domach. Nie chciało się wprost wierzyć, że po latach gehenny staną się znów wolnymi ludźmi, będą mogli zabrać rzeczy, zdjąć żydowskie opaski i wyjechać z kraju! (...). Pito w tym dniu na umór".
Następnego dnia odjechali dorożką i ślad po nich zaginął. Miejscami, gdzie wymieniano informacje, przeprowadzono transakcje, były kawiarnie i restauracje. Jeden z konfidentów żydowskich o nazwisku Förster był właścicielem takiego lokalu przy bramie wejściowej do getta. Był to dawny szynk Landwirta, wydzierżawiony przez Förstera. W restauracji tej bywali Niemcy, bywał też Spira i inni. Förster był świetnie poinformowany o tym, co się dzieje w getcie i w mieście. Urządzał huczne zabawy i przyjęcia, często wynajmował swój lokal na przyjęcia w zamkniętym gronie. Förster był niemieckim Żydem, pochodził z Lipska, słabo mówił po polsku, ale władał dobrze wieloma innymi językami; zajmował się paserstwem i handlem z Niemcami. Wiele podróżował po świecie jako impresario tancerek (w roku 1939 był w Krakowie z tancerką Angielką). W getcie i poza nim poruszał się swobodnie, bez opaski. Mieszkał przy Rynku Podgórskim 15, tuż przy wejściu do getta. Był informatorem, pisał raporty o sytuacji w getcie, ale w czasie wysiedlenia w maju dał się poznać z lepszej strony. Pomógł wielu osobom w zamian za różne „prezenty”, ale też bezinteresownie zwalniał z wysiedlenia.
Był bardzo w tym czasie aktywny na Placu Zgody i w „Optimie”, a jego działania w celu zwolnienia z wysiedlenia były skuteczne. Ofiarami konfidentów często stawali się ich dawni znajomi, którzy czy to z naiwności, czy z braku ostrożności zwierzali się im ze swoich planów. Henryk Wachtel ukrywał się na "aryjskich|" papierach w Krakowie. Przypadkowo spotkał na ulicy Mojżesza Sellingera, swego dobrego znajomego jeszcze sprzed wojny, obaj pracowali w branży drzewnej. Henryk Wachtel zaproponował spotkanie następnego dnia w celu omówienia szczegółów ucieczki na Węgry. Mojżesz Sellinger przyszedł w towarzystwie dwóch gestapowców i aresztował Henryka Wachtela. Najpierw przewieziono go do siedziby Gestapo na Pomorską, później do więzienia policji żydowskiej przy ul. Józefińskiej i w końcu do obozu w Płaszowie.
Z CZEGO ŻYLI ŻYDOWSCY KONFIDENCI GESTAPO?
Głównym źródłem dochodów konfidentów były wynagrodzenia za pracę, łapówki,okup, „prezenty” – biżuteria i waluta, wynagrodzenie za każdego wydanego Żyda itd.
Według relacji Anny Marii Heydel, przyjaciółki Izabeli Czecz, oraz jej ojca, Stefania Brandstätter, która wydała ją Gestapo, przejęła jej mieszkanie, przywłaszczyła sobie całe umeblowanie, rzeczy osobiste, futra i inne przedmioty dużej wartości. Jednaki tego było jej mało, bo Stefania Brandstätter zgłosiła się do jej matki i oferowała pomoc w zwolnieniu z aresztu na Montelupich córki i męża w zamian za 50 tys. zł.
Nic z tego jednak nie wyszło, a ojciec Izabeli cudem uniknął rozstrzelania, ona sama została zwolniona dopiero dzięki interwencji rodziny po siedmiomiesięcznym pobycie w Płaszowie. AnnaHeydel i Izabela Czecz zostały oskarżone o udział w organizacji komunistycznej i za-machu na pociąg niemiecki. Był to zarzut, który wydawał się mało prawdopodobny ze względu na pochodzenie społeczne – jedna z nich była córką profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego, a druga pochodziła z rodziny szlacheckiej. Obie tłumaczyły sobie, że Stefania Brandstätter wydała je z obawy, że ujawnią jej żydowskie pochodzenie.
Denuncjowanie dawnych znajomych, przyjaciół czy członków rodzin poszkodowanych dawało dodatkową korzyść: pozwalało zatrzeć dawne ślady i pozbyć się niewygodnych świadków. Irenę Goldwaser z Krakowa, według relacji Lesser Landau, inny agent Gestapo ostrzegał przed Weiningerem, który zwykł był pozbywać się całej rodziny, aby nikt nie mógł pomścić doznanych krzywd. Irena Goldwasser po aresztowaniu próbowała przekupić Weiningera pierścionkiem, ten jednak nie uczynił nic, aby ją uratować, przeciwnie, postarał się, aby dołączono ją do transportu jadącego do Bełżca, w którym był jej ojciec. Irenie Goldwasser udało się jednak uciec z placu, gdzie prze-trzymywano przeznaczonych do deportacji. Salo Weininger za zwolnienie z aresztu matki świadka zażądał pięciokaratowego brylantu. Ponieważ dostał brylant jedynie dwukaratowy, do zwolnienia nie doszło. Poskutkowała dopiero interwencja u szefa Gestapo w Bochni i dodatkowa opłata. Często konfidenci zwodzili rodziny aresztowanych, chcąc wyłudzić jak najwięcej pieniędzy i kosztowności, gdy w rzeczywistości nie mogli bądź nawet nie zamierzali interweniować. W tych tragicznych czasach żydowscy współpracownicy Gestapo mieli szansę zdobycia fortuny. Rodziny deportowanych do obozów zagłady gotowe były zapłacić każdą sumę za uratowanie bliskich. Takimi żydowskimi specjalistami od łapówek za zwolnienie z transportu podczas wysiedlenia w dniu 4 i 8 czerwca 1942 roku z getta krakowskiego byli bracia Ignacy i Michał Pacanower. Za załatwienie pieczątki i tak zwanej niebieskiej kartki brali łapówki od kogo się tylko dało. Oczywiście nie zawsze wręczenie łapówki załatwiało sprawę, bo nie wszyscy policjanci wywiązywali się z podjętych zobowiązań. Jednak nikt nie ubiegał się o zwrot pieniędzy, nikt bowiem nie chciał narazić się policjantom, którzy mogli się zemścić przy najbliższej okazji. W okresie czerwcowych wysiedleń nie tylko bracia Ignacy i Michał Pacanower parali się tym procederem, wielu innych policjantów brało łapówki jak
Wertal, Löfler, Schleifer. O Süsserze, sekretarzu OD, mówiono, że zawsze się wywiązywał z przyrzeczenia i nie podejmował się spraw, które przewyższały jego możliwości. Mówiono o nim, że jako jeden z niewielu policjantów trzeźwo oceniał sytuację i nie wierzył, że przeżyją wojnę. Twierdził, że dla nich już niema drogi odwrotu i że „wszystkich wykończą”.
SYLWETKI KOLABORANTÓW
Nie jest do końca jasne, od kiedy Marta Puretz współpracowała z Gestapo. Jednak już po ataku na lokal „Cyganeria”, kiedy nastąpiły liczne aresztowania, niektórzy z zatrzymanych przekazali wiadomości innym, że wpadli przez Martę Puretz. Ostrzegała też przed nią podziemna prasa. Komendant policji żydowskiej w getcie krakowskim Symche Spira, z zawodu szklarz, przed wojną był pobożnym chasydem. Jego przemiana nastąpiła w momencie, gdy został mianowany na stanowisko komendanta. Źle mówił po niemiecku i po polsku (jego językiem ojczystym była gwara żydowska), nie miał żadnego wykształcenia, według niektórych
był prawie analfabetą. Szybko zaczął naśladować Niemców – nosił eleganckie
ubrania, wysokie buty z cholewkami i szpicrutę. Świadkowie mówili o nim – megaloman,
fantasta, psychopata. Podobno to on przygotowywał wraz z Szymonem
Spitzem listy Żydów przeznaczonych do wysiedlenia. Miał ogromną władzę i przywileje,
mógł się poruszać bez opaski, jeździć dorożką, wchodzić do biur Gestapo i znał
prawie wszystkich tam zatrudnionych. Tadeusz Pankiewicz przytacza rozmowę z Wilhelmem
Kundem na temat Symche Spiry, w którym ten pierwszy mu wyjaśnił, dlaczego Spirę
mianowano dowódcą policji żydowskiej w Krakowie: „Wybór zrobiony był z przyczyn
psychologicznych. Gdyby bowiem stanowisko to zajął inteligent, człowiek wykształcony,
pochodzący z innej sfery, to byłby zupełnie nie na swoim miejscu. Zamiast iść
nam na rękę, utrudniałby pracę. Tak było z dr. Rozenzweigiem. To był człowiek dość
niepewny; nie chciał i nie mógł tak pracować, jak Symche Spira czy Gutter”. I dalej: „tych
można było rzeczywiście kupić nowym paradnym mundurem, którym by się wyróżniali
wśród innych. Choć mogli swobodnie opuszczać getto, nawet nie wpadłoby im
na myśl uciekać. Trzeba było w nich wyrobić poczucie wielkości i władzy. Dlatego
władze ze szczerym oburzeniem odniosły się do esesmana Pilarzika, który uderzył
Symche Spirę w twarz. Pilarzik otrzymał naganę, o której wiedział Spira, a to zdołało na nowo
wzbudzić w nim wiarę we własną moc. Pracował gorliwie, pewnie do samego końca.
Interwencja Symche Spiry odnosiła zazwyczaj skutek. Zwalniano ludzi bliskich Spirze z aresztu, wyciągano z transportu, by upewnić go o specjalnych przywilejach, jakie ma
za wierną służbę. Że to były tylko pozory, o tym przekonał się pod koniec na własnej
skórze”.
Szymon Spitz w 1943 roku miał około 55 lat, „wyschnięty, szczupły, wysokiego
wzrostu, o śniadej twarzy, lekko pochylony, z drwiącym uśmiechem przylepionym stale
do warg, znany był na bruku krakowskim sprzed wojny z głośnej w swoim czasie
rozprawy sądowej o oszustwa i wyłudzanie pieniędzy pod pozorem dawania posad.
Został wyrokiem sądu skazany na kilka lat więzienia. Był postrachem getta i biada temu,
kto by z nim zadarł – dni tego nieszczęśnika były policzone”.
DZIAŁALNOŚĆ KOLABORANTÓW ŻYDOWSKICH POZA KRAKOWEM
Policja żydowska oraz konfidenci działali też w miastach w okolicy Krakowa. Część
wysiedlonych z Krakowa udała się do Bochni, Wieliczki i innych miasteczek, a część
Żydów z tamtych miejscowości w początkowym okresie likwidacji gett szukała zatrudnienia
i mieszkania w Krakowie.
Szczególnie bliskie były kontakty z Bochnią. Po ucieczce komendanta ŻOB Dolka
Libeskinda z getta krakowskiego, w listopadzie i w grudniu 1942 roku aresztowano bardzo
dużo osób.
W tym czasie do bocheńskiego getta przybyli, by aresztować członków
Bnei Akiba (żydowskiej organizacji młodzieżewej) komendant policji żydowskiej z Krakowa Symche Spira i pracownik Zivilabteilung Michał Pacanower. W owym czasie w jednym z mieszkań w getcie w Bochni, prawie o północy, policjant żydowski Marian Rotkopf zastał Kubę Berkowicza, któremu kazał się ubrać i pójść z nim. Berkowicz błagał Rotkopfa, aby go zostawił: „Pan jest sam i nikt nie będzie wiedział, wyskoczę przez okno, wiecie przecież, jaki koniec
mnie czeka”, jednak policjant nie ustąpił. Berkowicz próbował jeszcze przekonać
Rotkopfa, mówił, że jest zameldowany u wujka, który mieszka przy ul. Kowalskiej,
i policjant może tam go szukać i nie znaleźć, gdyż nikt nie wie o jego ukryciu, ten jednak
odmówił. Kuba Berkowicz został rozstrzelany na Montelupich wraz z innymi
aresztowanymi tej nocy w Bochni- Natanem Pariserem, Mańkiem Wienerem, Dorą Cukierówną
i Lejbowiczem z żoną. Z innej relacji wynika, że Rotkopf aresztował jeszcze
dwóch działaczy organizacji podziemnej z Krakowa, przebywających u Dawida Rosenfelda
w Bochni. Ślad po nich zaginął. Rotkopf, według opisów, był człowiekiem bardzo
silnym, chodził ze szpicrutą i z psem. Przeciwstawienie się mu było trudne,wręcz niemożliwe.
W czasie wysiedlenia Żydów z Bochni pierwszego września 1943 roku wielu ukryło
się w różnych schowkach i specjalnie przygotowanych bunkrach. W akcji wyszukiwania
Żydów brali udział miejscowi policjanci żydowscy, ale też konfident krakowski
Brodman, Mojsie Müller i Szymon Friedman z Krakowa oraz młody Żyd z Wiśnicza,
współpracujący z szefem Gestapo Schomburgiem.
W Bochni, podobnie jak w innych miejscowościach, policjanci obiecywali zwolnienie
w zamian za informację o ukrywających się. Zdarzało się też, że Żydzi z własnej
inicjatywy donosili na innych, licząc, że uratują siebie czy rodzinę. Gdy po wrześniowych
wysiedleniach do Auschwitz i Szebni z kryjówki wyszedł policjant Cukierman
z rodziną, przyłapał go na tym polski policjant i żandarm niemiecki. Zastrzelili całą rodzinę
Cukiermana, a jego aresztowali. Cukierman, chcąc się ratować, powiedział, że
zna miejsce, gdzie ukryło się około dwustu Żydów. Został zwolniony, a wyciągniętych
z dwóch bunkrów Żydów rozstrzelano, m.in. rabina z Brzeska, zwanego Wielopoler
Rebe. W innym bunkrze aresztowano Kalfussa z Wiśnicza, który aby się ratować, zaproponował wydanie Zimmetów, ojca i syna, piekarzy z getta, którzy pomagali uciekinierom
z getta. Zatrzymani nie przyznali się do niczego,po mimo to Niemcy ich rozstrzelali.
Podczas szukania bunkrów w Bochni bardzo był aktywny żydowski policjant Frisch. On to, obiecując za większą sumę innemu ukrytemu z rodziną policjantowi legalizację
jego pobytu w komandzie opróżniającym getto, dowiedział się, gdzie jest
bunkier, w którym ukrywały się rodziny Ebgerów i Engerów. Przyprowadził Engera
do niemieckiego dowódcy Müllera i zameldował, że wyciągnął go z bunkra. Frisch wyłudził
też od rodziny Weinreichów dużą sumę, a następnie ich wydał. Doniósł na rodzinę
Schanazerów, ukrywającą się w bunkrze w swoim domu. Na rozkaz Müllera zaczęto
szukać wejścia do bunkra. Frisch mówił, że byłby to wstyd, gdyby go nie znaleźli
i należy pokazać, co potrafią. Później zaproponował Schanazerom darowanie życia
za dużą łapówkę. Dwóch młodszych braci zdołało zbiec, ale ojca i dwu starszych braci
po wyłudzeniu od nich pieniędzy rozstrzelano.
WĘGIERSKI TROP
Uciekinier z więzienia na Montelupich, gdy dotarł na Węgry, został ostrzeżony
przez znajomych, że pod nazwiskiem Maria Panecka działa tu konfidentka Gestapo,
której prawdziwe nazwisko to Marta Puretz. Przyjechała na Węgry legalnie z Aleksandrem
Fersterem, również konfidentem. Jeszcze przed okupacją Węgier przez Niemców
za sprawą działania Komitetu Polskiego Martę Puretz aresztowano. Przebywała
w areszcie do 17 marca 1944 roku. Po okupacji Węgier nawiązała kontakty z Vollbrechtem
z Krakowa i Franzem Stiechem, gestapowcem z Wiednia, który przedtem pracował
w Krakowie.
Na Węgrzech Marta Puretz zajmowała się nie tylko identyfikacją Żydów na ulicy,
ale też asystowała podczas aresztowań i rewizji w mieszkaniach podejrzanych.
Dr Zofia Krzemień, były pracownik ambasady polskiej w Wiedniu, po aresztowaniu jej
pod koniec wojny przez Niemców w Budapeszcie została przez nich zatrudniona jako
tłumaczka. Widywała ona Martę Puretz, poruszającą się swobodnie w biurach Gestapo,
przenoszącą teczki osobowe i raporty. Według Zofii Krzemień, Marta Puretz cieszyła
się opinią jednego z najlepszych współpracowników Gestapo.
Marian Faber został aresztowany na ulicy w Budapeszcie przez konfidenta Salo
Weiningera, którego znał jeszcze z Krakowa. Weininger poinformował gestapowców,
że Faber zbiegł z więzienia na Montelupich oraz że „szmuglował Żydów” z Generalnego
Gubernatorstwa na Węgry; asystował też podczas przesłuchań Fabera. Kiedy siostra
Fabera zgłosiła się do Marty Puretz, by negocjować zwolnienie brata z aresztu, ta
niezwłocznie powiadomiła Gestapo. Siostra Fabera została zesłana do Auschwitz (siostrzenicę
natomiast zwolniono). Widząc, że aresztowanie grozi całej rodzinie, Faber
zbiegł z więzienia. Niestety, w tym czasie matka, brat i szwagier, nie wiedząc o aresztowaniu
siostry i ucieczce Fabera, przynieśli okup. Zostali aresztowani i zesłani do Auschwitz.
Matka Fabera zginęła 9 grudnia 1944 roku, brat w Gusen II 24 kwietnia 1945 roku.
Siostra i szwagier doczekali wyzwolenia w Auschwitz.
Tak więc, pomimo że całej rodzinie udało się uciec do względnie bezpiecznego miejsca, jakim były Węgry, w wyniku działalności żydowskich konfidentów część z nich zginęła. Z pewnością bez ich pomocy Niemcy nie byliby w stanie aresztować Faberów. Nasuwa się pytanie, jakie
motywy kierowały konfidentami. Przecież tu zarówno prześladowani Żydzi, jak i żydowscy
konfidenci mogli się czuć względnie bezpiecznie. Czy robili to z pobudek materialnych?
Czy niemożność powrotu na łono społeczności żydowskiej po okresie
współpracy z Gestapo, niezależnie od tego, jakie przyczyny popchnęły daną osobę
do podjęcia współpracy z wrogiem, sprawiły, że brnęli oni dalej w tej współpracy
z Niemcami, nie mogąc się zdobyć na porzucenie tego procederu?.
Wielu Żydów z Krakowa próbowało przedostać się na Węgry, tu bowiem zgromadziła
się rzesza polskich uchodźców, działały polskie instytucje, ponadto Węgrzy byli
pozytywnie nastawieni do Polaków. Liczna była też wspólnota żydowska, działały żydowskie
organizacje młodzieżowe i samopomocowe, także w sumie aż do okupacji niemieckiej
było tu stosunkowo bezpiecznie. Na Węgrzech łatwiej też można było zorganizować
przerzut do innych krajów. Minusem było to, że większość uciekinierów Żydów
pochodziła z Krakowa czy okolicznych miast. Wszyscy się znali, a to ułatwiało
działalność konfidentom.
Transporty na Węgry organizowali zawodowi przemytnicy, którzy mieli swoje
środki transportu i kontakty ułatwiające przejście punktów kontrolnych. Przerzut
na Węgry był jednak kosztowny i niewielu mogło sobie na to pozwolić.
LOSY OFIAR
Nasuwa się tu nieodparcie pytanie, czy kolaboranci i konfidenci Gestapo byli świadomi
losu swoich ofiar. Oczywiście te losy były różne w różnym czasie. Do likwidacji
getta donosy mogły spowodować aresztowania. Jednak dla osób powiązanych z działalnością
podziemną aresztowanie mogło skończyć się tragicznie, szczególnie po ataku
na krakowską „Cyganerię”.
Tuż po likwidacji getta i odtransportowaniu jego mieszkańców do Płaszowa w ciągu
kilku tygodni, Niemcy, powiadomieni przez swoich konfidentów bądź przez przypadek,
wpadali na ślad kryjówek w getcie. Wyruszały wówczas całe wyprawy złożone
z Niemców i odmanów pod wodzą Symche Spiry w asyście robotników uzbrojonych w siekiery,
kilofy i drągi żelazne. Wykrywano misternie zrobione skrytki na strychach, w piwnicach,
w dużych piekarniach, gdzie ludzie zaopatrzeni w żywność i wodę mogli przeżyć
całe miesiące, gdyby nie pech lub zdrada. Znalezionych odstawiano do więzienia
OD, a stąd szli do Płaszowa, najczęściej na śmierć..
Podczas likwidacji getta żydowscy uciekinierzy zdemaskowani po stronie "aryjskiej"
byli aresztowani i przewożeni do więzienia Ordnungdienstu, a następnie do Płaszowa
i tam rozstrzeliwani. Według oceny Aleksandra Biebersteina, tylko niewielka liczba
uciekających z getta zdołała się w tym okresie ukryć i uratować. Liczbę aresztowanych
15 marca 1943 r. w getcie, przebywających w więzieniu na Józefińskiej, ocenia się na setki. Aresztowani byli prawie natychmiast w więzieniu na Józefińskiej rozstrzeliwani.
DALSZE WOJENNE LOSY KOLABORANTÓW
Konfidenci Gestapo byli przedmiotem sporów pomiędzy SS a Gestapo. Około dwóch
tygodni po ostatecznej likwidacji getta zebrano na rozkaz komendanta obozu w Płaszowie
Amona Goetha, który był również odpowiedzialny za ostateczną likwidację getta,
członków Judenratu, policjantów żydowskich: Symchę Spirę, Pacanowera, Süssera, konfidentów: Marcelego Grünera, Diamanda, Förstera i innych i przewieziono do Płaszowa. Dla
Gestapo było to nie do przyjęcia, bo zwłaszcza konfidenci oddawali im znaczne usługi.
Amon Goeth, komendant obozu w Płaszowie, który toczył swoje wewnętrzne spory
z tą instytucją, chcąc wywrzeć nacisk na Gestapo, groził zastrzeleniem konfidentów.
Ostatecznie aresztowanych zwolniono.
W czasie wysiedlenia z getta zdarzały się ucieczki pracowników z tzw. Säuberungskolonne.
Uciekano w pojedynkę lub po kilka osób. Niektórzy odmani, otrzymawszy
papiery zagraniczne, przeszli pozornie na służbę Gestapo i korzystali z nadarzających
się okazji, by wiać za granicę. Tak drapnął Schleifer z żoną i dzieckiem, później Neiger
z rodziną, a po pewnym czasie Türck.
Jednak później większość policjantów żydowskich, których łudzono przez długi
czas obietnicami pozwolenia na zamieszkanie w mieście lub wyjazd za granicę, zginęło.
Wieczorem 14 grudnia 1943 roku pod budynki policji żydowskiej zajechały
samochody ciężarowe z uzbrojonymi esesmanami. Otoczono teren. Przebywającym
tam osobom pozwolono zabrać rzeczy osobiste i załadowano ich na ciężarówki. Byli
to policjanci żydowscy, członkowie ich rodzin i Żydzi przebywający w areszcie.
Wszystkich ich przewieziono do obozu w Płaszowie i rozstrzelano. Zginęli wtedy:
Symche Spira z rodziną, Demer, bracia Pacanower, Wertel z żoną, Suesser, dr Wilhelm
Armer (lekarz OD) z rodziną. Wśród rozstrzelanych znalazł się też Blodek, który
przybył wcześniej do obozu.
Według relacji jednego ze świadków Julian Appel uciekł w 1944 roku do Małopolski
Wschodniej, ale podobno został zastrzelony przez Niemców.
Förster po likwidacji getta zamieszkał w Krakowie. Podejrzewany o współpracę
z wywiadem angielskim, został uwięziony na Montelupich; Niemcy zabili go w obozie
w Płaszowie w 1943 roku.
Według pogłosek krążących w getcie krakowskim konfident Spitz został zabity
podczas akcji wyłapywania partyzantów żydowskich w Miechowskiem.
W akcji brali udział i inni odmani. Wraz z nim zginął też inny konfident krakowski o nazwisku
Białobroda. Prawdopodobnie miało to związek z przygotowaniem na nich zasadzki
przez podziemie żydowskie, w którym działała między innymi Genia Goldfuss.
Hochwald, przed wojną urzędnik bankowy, który był konfidentem w getcie, został
wraz z żoną i dzieckiem rozstrzelany późnym latem 1943 roku w obozie w Płaszowie.
Marcel Goldberg po likwidacji getta nadzorował więźniów żydowskich w niemieckich
zakładach tekstylnych w Krakowie. Był nadzorcą niezwykle brutalnym, znęcał się
nad więźniami.
Marian Rotkopf, policjant z Bochni, wyjechał w 1943 roku na Węgry i przebywał
tam do roku 1944.
POST FACTUM
Po wyzwoleniu Budapesztu zaczęto szukać Marty Puretz. Odnaleziono ją w wiosce
Tura, w okolicach Hatwamu, i tam aresztowano. Miała przy sobie dokumenty na nazwisko
Marta Hercz. Podczas przesłuchania przyznała się do współpracy z Niemcami.
Odesłano ją do Polski, ale zbiegła z transportu. Według informacji z 1946 roku Marta
Puretz przebywała we Francji w Besançon pod nazwiskiem Marta Hercz, zamierzała
jednak uciekać dalej. Taką wiadomość przekazał konsul francuski w Krakowie.
Stefania Brandstätter została dzięki Körnerowi przerzucona na Węgry w 1944 roku.
Według późniejszych informacji przedostała się do USA, zamieszkała w Nowym Jorku
i przyjęła nazwisko męża.
Salo Weininger, przebywający pod koniec wojny w Budapeszcie, po wkroczeniu Armii
Czerwonej usiłował zmienić wygląd i wyrobił sobie fałszywe dokumenty na nazwisko Karol
Teichman. Następnie uciekł do Rumunii. Tam, w mieście Arad, rozpoznała go dawna znajoma.
Został aresztowany. Znaleziono przy nim około 4000 dolarów i duże ilości brylantów.
Po przesłuchaniu przez Rosjan Weininger został przewieziony do Temeszwaru, jego aresztowanie wzbudziło szerokie zainteresowanie tamtejszej prasy. Żona Weiningera zdołała jednak wykupić męża z więzienia, a następnie wraz dzieckiem zamieszkali w Budapeszcie. Lejzor Landau, który według relacji współpracował z Dewisenstelle w Krakowie i był konfidentem współpracującym ze Stefanią Brandstätter, po wojnie wyjechał do Tel Awiwu.
Majer Kerner, dawny policjant, był funkcyjnym w obozie w Płaszowie. Nazywany
był okulistą, gdyż specjalizował się w biciu pejczem po oczach (pewnej kobiecie wybił
oko). Po wojnie był sądzony i skazany na śmierć.
Marcel Goldberg, zatrudniony w czasie wojny w krakowskim Arbeitsamcie (urząd pracy), wrócił
po wojnie do Polski z obozu w Brünlitz, gdzie znalazł się wraz z transportem Oskara
Schindlera, a następnie wyjechał do Ameryki Południowej.
Na temat losów małżeństwa Sellingerów są sprzeczne wersje. Według wersji podanej
przez Tadeusza Pankiewicza i Aleksandra Bibersteina pozostawali na usługach
SS--Obersturmführera Kurta Heinemeyera. Sellingerowa miała podsłuchiwać w kawiarniach rozmowy polityczne Niemców i informować o tym Gestapo. Słabo znała język polski. Jej mąż denuncjował Żydów ukrywających się na "aryjskich" papierach, a także Polaków pomagających Żydom i przechowujących ich rzeczy. Wiedząc, co ich może spotkać, postanowili uciec na Węgry. Pierwszy wyjechał Sellinger, aby się zorientować w sytuacji, po jakimś czasie wrócił po żonę. Heinemeymer, dowiedziawszy się o tym, wezwał ich do siebie i powiedział, że może im pomóc w podziękowaniu za dobrą pracę. Dał im zaklejony list do naczelnika policji w Nowym Targu, który miał im pomóc przejść przez granicę i dalej na Węgry. Kiedy Sellingerowie oddali zaklejony list naczelnikowi policji w Nowym Targu, okazało się, że
Heinemeyer zlecił mu zastrzelenie ich, co też uczyniono. Heinemeyer chciał ich wypróbować
i przekonać, czy otworzą list i uratują się, czy też będą mu ufać do końca i zgin1. Niezależnie od tego, czy ta opowieść, przekazana Pankiewiczowi przez Bouskę, komendanta Schupo jest prawdziwa czy nie, z pewnością pokazuje, do jakiego stopnia kolaboranci byli uzależnieni od Niemców i jak bardzo im ufali.
ZAKOŃCZENIE
Stosunkowo niewielu z żydowskich konfidentów i policjantów żydowskich przeżyło
wojnę; nie dysponujemy wystarczającymi danymi statystycznymi, aby podać konkretne
liczby. Wydaje się jednak, że szanse konfidentów były znacznie większe niż pozostałych
Żydów, którzy przeżyli wojnę w kraju i w obozach niemieckich. Należy
oczywiście wziąć pod uwagę, że większość aresztowanych po stronie "aryjskiej" była
zatrzymana po zamknięciu getta, szczególny wzrost aresztowań przypadł na czas
deportacji do niemieckich obozów zagłady i do obozu w Płaszowie.
Nasuwa się jednak pytanie, dlaczego ci Żydzi zajmowali się procederem denuncjacji
innych Żydów, którzy mieli duże szanse na przeżycie? Czy chcieli kupić własne życie
za cenę denuncjacji innych? Czy może dlatego, że po początkowym okresie ich
współpracy z Niemcami spalili mosty łączące ich ze społeczeństwem żydowskim?
Ich nowi opiekunowie, w okresie największych prześladowań innych Żydów, potrafili zapewnić
im środki materialne lub możliwość ich zdobycia zapewniające dostatnie życie,
dokumenty, ochronę przed wywiezieniem do obozów zagłady czy obozów pracy.
Z pewnością kolaboranci wiedzieli też, jakie są konsekwencje zdrady swoich mocodawców,
wiedzieli, że czeka ich aresztowanie, często brutalne przesłuchania, zesłanie
do obozów, śmierć. Za cenę cierpienia współbraci mogli kupić władzę nad ich życiem,
dostatek, a nawet luksus i oddalić własny koniec.
Trudno na podstawie fragmentarycznych materiałów budować portret psychologiczny
przeciętnego konfidenta, jego osobowości, drogi, która przywiodła go do współpracy.
Pomimo wielu podobieństw inne były jednak motywacje policjantów żydowskich
i konfidentów Gestapo. Na początku ich działania są neutralne lub minimalnie negatywne,
jest jeszcze pora na refleksję i wycofanie się ze służby w policji. W miarę upływu
czasu wewnętrzny opór i perspektywa korzyści materialnych, a także nadzieja
na zabezpieczenie rodziny stają się coraz silniejsze.
Jeden z byłych policjantów żydowskich tak opowiadał o sobie: „Półtora dnia byłem
Ordnungdienstem (członkiem żydowskiej policji), skoro mi jednak kazano doprowadzić
jedną kobietę za niezapłacenie podatku, złożyłem funkcję”.
Jednakże inni policjanci żydowscy czy konfidenci nie odmówili dalszej współpracy,
kiedy stało się jasne, że wymaga się od nich nie informacji, czy utrzymania porządku,
lecz działań, które bezpośrednio zagrażają życiu innych Żydów. Po okresie przekroczenia
momentu krytycznego i złamania wewnętrznych oporów droga do współpracy
była otwarta. Pomimo negatywnego nastawienia środowiska ich prestiż był wysoki,
gdyż dysponowali siłą, możliwościami zwolnienia z aresztu czy wysiedlenia. Byli
potrzebni w momentach krytycznych i stanowili ostatnią nadzieję. Siali postrach
wśród innych, ale też stanowili pomost pomiędzy Żydami a władzami niemieckimi.
Na pewno członkom policji żydowskiej trudno było przewidzieć reakcję środowiska żydowskiego w okresie późniejszym, powojennym, którą dziś można ocenić jako bardzo łagodną.Osoby znajdujące się w „szarej strefie” współpracy z Niemcami nierzadko okazywały
się przydatne. Pośredniczyły w negocjacjach z Niemcami, dawaniu łapówek
i okupu, handlu, załatwianiu zaświadczeń pracy i w wielu innych sprawach. Był to sposób
na przeżycie i to właśnie kolaboranci mogli się okazać skutecznym narzędziem.
Niemcy z kolei wyraźnie nigdy nie pozwalali Żydom zapomnieć, jaka jest ich rzeczywista
pozycja. Tylko niewielu Żydów pozostawało z Niemcami w poufałych stosunkach.
Symche Spira, Förster, Appel i jeszcze paru innych cieszyli się względami Niemców
tak długo, jak długo byli im potrzebni.
Stosunkowo niewielu Żydów-kolaborantów zostało zgładzonych przez żydowski
ruch oporu, który – może poza Warszawą – był słaby i niezdolny do tego typu akcji.
Polski ruch oporu jeśli już likwidował konfidentów, to tylko tych, którzy swoją
działalnością szkodzili Polskiemu Podziemiu Niepodległościowemu i nie interweniował w sprawy wewnętrzne Żydów.
Po wojnie żydowscy kolaboranci byli ścigani w różnych krajach, czasami stawiani
przed sądem, ale karano ich stosunkowo łagodnie, gdyż w większości byli „tylko” współpracownikami Niemców, a nie bezpośrednimi sprawcami zbrodni. Ponadto byli jednak
ofiarami Niemców nazistów , przeważnie decydowali się na współpracę w sytuacjach przymusowych.Stosunkowo niewielu otrzymało więc karę śmierci. Wyroki sądów społecznych
stawiały kolaborantów poza nawiasem społeczeństwa żydowskiego, zawsze jednak istniała
możliwość zmiany środowiska i wtopienia się w inne, nowe. Zarzut współpracy postawiono
takim osobistościom, jak Michał Weichert czy Rudolf Kastner. Poza kilkoma
tragicznymi przypadkami ten powrót do społeczności żydowskiej był jednak możliwy.
Wielu policjantów żydowskich tak bardzo ufało Niemcom, że choć niektórzy mieli
możliwość ucieczki, nie korzystali z niej. Wierzyli, że przeżyją wojnę. Większość policjantów
żydowskich z krakowskiego getta zginęła w Płaszowie. W innej sytuacji byli
konfidenci Gestapo. Ich działania były o wiele bardziej perfidne, korzyści materialne
znaczniejsze, możliwości samodzielnego działania i ukrycia się w odpowiednim momencie
o wiele większe. Jednak i oni zaufali Niemcom i nie wszyscy potrafili się w porę
ukryć i wycofać z działalności. A gdy działali przeciwko Polskiemu Podziemiu, mieli
oprócz Niemców dodatkowego wroga.
Konfidenci działający poza gettem odznaczali się zwykle wysoką inteligencją,
znacznie szerszą wiedzą na temat aktualnej sytuacji w kraju i na frontach, metod działania
Niemców, swobodnie poruszali się po mieście.
Poznanie sposobu i okoliczności werbunku konfidentów ułatwiłoby ocenę ich motywacji.
Raz dochodziło do werbunku po „złamaniu” aresztowanego i zaproponowaniu
czy zmuszeniu do współpracy, innym razem używano gróźb czy szantażu. W przypadku
Stefanii Brandstätter zażyłość z Niemcami była chyba główną przyczyną podjęcia
współpracy, choć mogło jej też zależeć na specjalnym statusie, pozwalającym na swobodne
i dostatnie życie, w czasie gdy większość Żydów, zdegradowana społecznie i finansowo,
musiała nałożyć opaski.
Bardziej zagadkowe są motywacje takich osób, jak Diamand czy Appel, cieszących się dużym uznaniem Niemców przez cały prawie okres okupacji. Musieli oni dobrze wykonywać powierzane im przez Niemców zadania dotyczące nie tylko środowiska żydowskiego, lecz i polskiego.
Na przykład Majer Kerner ,dr Leon Gross, dr Michał Weichert zostali oskarżeni o współpracę z Niemcami, z powodu działalności w JUS (Jüdische Unterstüzungsstelle – Żydowska Organizacja Pomocy), organizacji utworzonej przez Niemców w 1943 roku w miejsce rozwiązanej wcześniej ŻSS (Żydowskiej Samopomocy Społecznej),
JUS była bojkotowana przez inne organizacje żydowskie i nieżydowskie). Dr Michał Weichert stanął przed sądem w Polsce w 1945 roku i został uniewinniony 7 stycznia 1946 roku.
Rudolf Rezö Kastner, działacz syjonistyczny, aktywny w ratowaniu Żydów węgierskich w czasie wojny. W wyniku negocjacji z Adolfem Eichmannem uzyskał zgodę na ewakuację z Węgier około 1700 Żydów. Kastner wraz z innymi przywódcami sporządził listę, na której byli również członkowie jego rodziny. Tak zwany „pociąg Kastnera” przewiózł wybranych najpierw do Bergen-Belsen, a następnie do Szwajcarii. Po wojnie Kastner został oskarżony o współpracę z Niemcami na Węgrzech oraz o niesprawiedliwe sporządzenie list transportowych Żydów przeznaczonych do wywiezienia do Szwajcarii. Został zastrzelony na ulicy w Tel Awiwie przez żydowskiego zamachowca w 1957 roku.
Diamand został zastrzelony przez Niemców latem 1944 roku,Appel zaś doczekał końca wojny i wyjechał na zachód w kierunku Liberca w Czechosłowacji,
Zjawisko kolaboracji żydowskiej można określić jako marginesowe. W miarę eksterminacji
ludności żydowskiej w latach 1942–1943 liczba konfidentów się zwiększała.
Możemy ją szacować na kilkanaście do kilkudziesięciu osób. Po okresie najszerzej zakrojonej
ich działalności w latach 1942, a zwłaszcza 1943, ich liczba zmniejszyła się w 1944 roku. Policję żydowską, pośród której było kilkunastu konfidentów, zlikwidowano.
W 1944 roku kilku konfidentów udało się na Węgry, inni uciekli lub ukryli się, kilkunastu zlikwidowali Niemcy. W sumie tylko nieliczni dotrwali do końca wojny.
Jednak działalność konfidentów i policjantów żydowskich spowodowała wykrycie, denuncjację, aresztowanie i w konsekwencji w wielu wypadkach rozstrzelanie setek Żydów.
Działalność ich spowodowała ponadto ogromne utrudnienie dla ukrywających się
po stronie "aryjskiej", zaopatrzonych w dokumenty i mających „dobry wygląd” Żydów.
Pomimo próby naszkicowania sylwetek i wzorców działalności konfidentów, wciąż nie znamy pełnych motywów ich współpracy z Gestapo.
PRZYPISY
- Archiwum Yad Vashem Jerusalem
- Józef Bratko, "Gestapowcy" cz. I i II, KAW, Kraków 1985,
- Archiwum Żydowskiego Instytutu Historycznego (dalej: AŻIH), 301/4604; Archiwum Yad Vashem (dalej: YVA), M. 49. E/4604.
- OD – Ordnungdienst lub Jüdischer Ordnungdienst, czyli Służba Porządkowa lub Żydowska Służba Porządkowa.
- SS-Hauptscharführer Wilhelm (Willy) Kunde, od połowy 1941 roku szef podreferatu żydowskiego krakowskiego Gestapo (IV B-1).
- T. Pankiewicz, "Apteka w getcie krakowskim", Wydawnictwo Literackie, Kraków 1995, .
- YVA, O. 3/2362B; T. Pankiewicz, op. cit., s. 288–289.
- Prywatne Żeńskie Seminarium Nauczycielskie im. S. Munnichowej w Krakowie.
- Oddział cywilnej policji żydowskiej posiadającej uprawnienia do działania poza terenem getta
i poza Krakowem.
- A. Biberstein, "Zagłada Żydów w Krakowie", Wydawnictwo Literackie, Kraków 2001, s. 199;
- T. Pankiewicz, op. cit., s. 94–96.
- Schutzpolizei – Policja Ochronna.
file:///C:/Temp/187-Plik%20artyku%C5%82u-357-1-10-20201011.pdf
https://www.salon24.pl/u/bartoszu/539918,stefania-b-zydowska-agentka-gestapo
Stefania Brandstätter i Marta Puretz z krakowskiego getta https://www.salon24.pl/u/bartoszu/539918,stefania-b-zydowska-agentka-gestapo
- ŻYDOWSKI INSTYTUT HISTORYCZNY Policjanci. Wizerunek Żydowskiej Służby Porządkowej w getcie warszawskim
Żydowska Służba Porządkowa w getcie warszawskim, nazywana policją gettową, okryła się złą sławą, asystując nazistowskim okupantom podczas deportacji Żydów do Treblinki latem 1942 r. Ta dobrze udokumentowana i obiektywna książka opisuje powstanie służby i to, jak została wciągnięta w pomoc Niemcom w ludobójstwie. To podstawowa lektura dla wszystkich zainteresowanych złożonym i trudnym problemem kolaboracji podczas nazistowskiej okupacji Polski.
(Antony Polonsky)
Dr Katarzyna Person, historyczka, autorka książki „Assimilated Jews in the Warsaw Ghetto, 1940–1943” (Syracuse 2014) oraz licznych artykułów naukowych na temat historii Żydów w czasie Zagłady i w pierwszych latach powojennych. Redaktorka i współredaktorka pięciu tomów pełnej edycji Archiwum Ringelbluma. Pracuje w Żydowskim Instytucie Historycznym
Książka Katarzyny Person została nominowana do Nagrody Moczarskiego 2019, a także uhonorowana Dyplomem Honorowym konkursu im. Hanny Szwankowskiej na Varsaviana Roku.
Recenzja książki na stronie Wyborcza.pl
https://zakazanehistorie.pl/jak-zydzi-kolaborowali-z-niemcami/
POLISH NEWS https://www.polishnews.com/zydzi-kolaborowali-niemcami-sowietami-jeszcze-bardziej
Historia Najnowsza
W "Der Tagesspiegel" o badaniach nad kolaboracją w czasie Holokaustu