OBÓZ KONCENTRACYJNY DLA MAŁOLETNICH POLAKÓW W ŁÓDZKIM GETCIE

W SERCU ŁÓDZKIEGO GETTA

 

 POLEN JUGENDVERWAHRLAGER DER SICHERHEITSPOLIZEI IN  LITZMANNSTADT

 

Obóz wychowawczy (prewencyjny) dla młodych Polaków Policji Bezpieczeństwa w Łodzi  (Polen-Jugendverwahrlager der Sicherheitspolizei in Litzmannstadt) –formalnie utworzony około połowy 1942 roku, praktyczną działalność rozpoczął 11 grudnia 1942 roku

 

W uzasadnieniu koncepcji utworzenia obozów koncentracyjnych dla dzieci Heinrich Himmler powiedział:

 

„…Na naszych wschodnich terenach Niemiec, szczególnie w „Okręgu Warty”, zaniedbanie młodzieży polskiej rozwinęło się poważnie i stanowi groźne niebezpieczeństwo dla młodzieży niemieckiej…”

 

Zamiarem podjętym przeze mnie było udostępnienie opinii publicznej  istnienie w latach 1942 – 1945 obozu dla polskich dzieci w łódzkim getcie.

Wiedza publiczna o tym obozie zagłady dla polskich dzieci w sercu łódzkiego getta nie istnieje. Nie została dotąd utworzona  historiografia, bądź monografia związana z tym obozem zagłady polskich dzieci. Dotychczas udało się ustalić, iż przez ten obóz w latach jego istnienia więziono rotacyjnie  ok. 10 – 20 tys. dzieci w wieku 2 – 16 lat.

Po jego likwidacji w obozie POLEN JUGENDVERWAHRLAGER DER SICHERHEITSPOLIZEI  IN  LITZMANNSTADT ocalało ok. 900 dzieci w różnym wieku obojga płci.

Dane liczbowe niestety nie wyjaśniają ile dzieci zginęło w tym obozie. Nie zachowała się żadna dokumentacja na której można się oprzeć. Ponadto w przypadkach zamęczenia dzieci wyrafinowanymi  torturami stosowanymi przez „wychowawców” w oficjalnych spisach podawano fałszywe przyczyny śmierci, jak: zapalenie płuc, niewydolność krążenia, dur brzuszny, etc.

Do 2014 roku IPN, ani upoważnieni historycy  nie opublikowali  monografii – historiografii mordu polskich dzieci w łódzkim getcie.   

 „Mord polskich dzieci w łódzkim getcie” Aleksandra Szumańskiego  stanowi dzisiaj w 2014 roku całkowicie nieznaną historię martyrologii polskich dzieci w czasie trwania okupacji niemieckiej Łodzi.

W planach wyniszczenia narodu polskiego wiele miejsca poświęcono eksterminacji dzieci i młodzieży polskiej przewidując w tym względzie dwie możliwości – zniemczyć lub zniszczyć.

 

Los polskiego dziecka został nieodwołalnie przesądzony we wrześniu 1939 roku, kiedy to Adolf Hitler powiedział:

 

„dlatego trzymam w pogotowiu jednostki moich trupich główek, aby bez litości i zmiłowania zabijały mężczyzn, kobiety i dzieci polskiego pochodzenia i polskiej mowy”.

 

 Dekretem z 7 października 1939 roku Hitler mianował  Reichsführera SS i szefa policji niemieckiej Heinricha Himmlera Komisarzem Rzeszy do Spraw Umacniania Niemczyzny.

Ofiarą tej bezprzykładnej zbrodni padło 200 tysięcy polskich dzieci. Z tej liczby udało się odszukać i rewindykować zaledwie 20 %. Dwustu tysiącom polskich dzieci kazano zapomnieć, że są Polakami, zakazano mówić i nawet myśleć po polsku.

Dzieci polskie ginęły od pierwszych dni wojny razem z dorosłymi i ze swoimi rodzicami.

Obok zamordowanych znajdowano za drutami kolczastymi tysiące wygłodniałych dzieci-widm – żywych jeszcze, ale już prawie umarłych kościotrupów, niezatarte świadectwo „Neuordung Europas” – nowego hitlerowskiego ładu.

 

Część dzieci „dostarczono” do różnych innych obozów, ponad 100 do obozu łódzkiego (Polen – Jugendverwahrlager) zlokalizowanego na terenie łódzkiego getta (Ghetto Litzmannstadt, również Litzmannstadt-Getto, (jidysz לאדזשער געטא; Lodżer geto; ליצמאנשטאטער געטא; Licmansztoter geto) – getto żydowskie istniejące w okupowanej przez Niemców Łodzi (od kwietnia 1940 – Litzmannstadt).

Przygotowując niniejszą pracę miałem na celu udostępnienie opinii publicznej  istnienie w latach 1942 – 1945 obozu dla polskich dzieci w łódzkim getcie (POLEN JUGENDVERWAHRLAGER DER SICHERHEITSPOLIZEI  IN  LITZMANNSTADT).

Wiedza publiczna o tym obozie zagłady dla polskich dzieci w sercu łódzkiego getta nie istnieje. Nie została dotąd napisana historiografia, bądź monografia związana z tym obozem zagłady polskich dzieci. Dotychczas udało się ustalić, iż przez ten obóz w latach jego istnienia więziono rotacyjnie  ok. 10 – 20 tys. dzieci w wieku 2 – 16 lat. Dzieci po ukończeniu 16 roku życia kierowano do niemieckich obozów zagłady.

W obozie POLEN JUGENDVERWAHRLAGER DER SICHERHEITSPOLIZEI  IN  LITZMANNSTADT ocalało ok. 900 dzieci w różnym wieku obojga płci. Dane liczbowe niestety nie wyjaśniają ile dzieci zginęło w tym obozie. Nie zachowała się żadna dokumentacja na której można się oprzeć. Ponadto w przypadkach zamęczenia dzieci wyrafinowanymi  torturami stosowanymi przez „wychowawców” w oficjalnych spisach podawano fałszywe przyczyny śmierci, jak: zapalenie płuc, niewydolność krążenia, dur brzuszny, etc.

Pracę oparłem na materiałach przekazanych przez byłych więźniów łódzkiego obozu.

Najważniejsze i najobszerniejsze dane pochodzą od byłych więźniów:  Józefa Witkowskiego, Piotra Michalczewskiego, Karola Kowalskiego, Józefa Rosołowskiego i innych byłych więźniów,  zrzeszonych w Polskim Związku Byłych Więźniów Hitlerowskich Więzień i Obozów Koncentracyjnych.

Pracę swoją oparłem głównie na opracowaniach Piotra Michalczewskiego, więźnia POLEN JUGENDVERWAHRLAGER DER SICHERHEITSPOLIZEI  IN  LITZMANNSTADT w skserowanych tytułach:

 - „Getto łódzkie”,

 

- „-Martyrologia dzieci polskich w systemie hitlerowskim”,

 

- Hitlerowska eksterminacja dzieci polskich”

 

- „W obozie łódzkim na Przemysłowej”

 

- „Dzieci Polskie w systemie hitlerowskim”,

 

- „Więźniowie obozu łódzkiego”.

 

Tekst „Mordu polskich dzieci w łódzkim getcie” przygotowywałem od wielu lat, dzięki bliskim  znajomościom w Polskim Związku Byłych Więźniów Hitlerowskich Więzień i Obozów Koncentracyjnych, a szczególnie z Józefem Rosołowskim przewodniczącym Związku i Karolem Kowalskim członkiem Związku, byłymi więźniami hitlerowskich obozów zagłady

W temat zaangażowałem się nie tylko dlatego ,iż jestem Polakiem wychowanym w miłości do Ojczyzny, ale miałem również na uwadze dramatyczną śmierć z rąk najeźdźców niemieckich i sowieckich całej mojej rodziny ze ś. p. moim Ojcem doc. med. Maurycym Marianem Szumańskim, naukowcem Uniwersytetu Jana Kazimierza, asystentem prof. Adama Sołowija, siostrą mojej ś. p. Matki, Ludwiką Babinowicz, chemikiem, nauczycielem akademickim ,wszystkich dziadków po mieczu i po kądzieli.

Sam w wieku lat 9 zostałem przez Niemców skazany na karę śmierci, cudem jej uniknąłem, dzięki takim osobom Polakom, działaczom Polski Podziemnej, jak Tadeusz Szymanowski z Przemyśla, Romanowski z Przemyśla, pp. Korpakowie z Krakowa , major Marian Erchardt z „dwójki” lwowskiej .

Wszystkie te dokumenty znajdują się  w  polskich archiwach.

Dzisiaj jestem 83 letnim świadkiem historii.

Początki tej książki zawarłem w tekstach „Mord polskich dzieci w łódzkim getcie” w Internecie na stronach autorskich.

ihttp://niepoprawni.pl/blog/2171/mord-polskich-dzieci-w-lodzkim-getcie-cz-ii

 

http://niepoprawni.pl/blog/2171/mord-polskich-dzieci-w-lodzkim-getcie-cz-

 

http://aleksanderszumanski.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=570&Itemid=2

 

Dlaczego Niemcy w czasie okupacji Łodzi ukrywali fakt istnienia POLEN JUGENDVERWAHRLAGER DER SICHERHEITSPOLIZEI  IN  LITZMANNSTADT?

 

Takie pytanie zadawałem wielokrotnie moim interlekutorom, m.in. Józefowi Rosołowskiemu, prowadzącemu wykłady w tej tematyce dla młodzieży z całego świata w których brałem zwykle udział.

 

 Odpowiedź otrzymałem wgłębiając się w cel i środki mordów polskich dzieci w czasie okupacji niemieckiej Polski, opisane w mojej książce.

 

Odpowiedź współczesna na to pytanie pojawiła się zupełnie niespodzianie dla mnie i dla Karola Kowalskiego męczennika POLEN JUGENDVERWAHRLAGER DER SICHERHEITSPOLIZEI  IN  LITZMANNSTADT w wiele lat później, bo w 2009 roku.

 

Fak­ty mar­ty­ro­lo­gii pol­skich dzie­ci są cał­ko­wi­cie nie­zna­ne opi­nii pu­blicz­nej, za­ta­ja­ne obecnie przez ser­wi­li­stycz­ne ma­in­stre­amo­we środ­ki ma­so­we­go prze­ka­zu.

 

Z oka­zji 65 rocz­ni­cy (2009 rok) li­kwi­da­cji get­ta łódz­kie­go (Lit­zman­n­stadt Ghet­to), jesz­cze za łódz­kiej pre­zy­den­tu­ry Je­rze­go Kro­piw­nic­kie­go, zo­sta­łem za­pro­szo­ny ja­ko korespondent  chi­ca­gow­skie­go „Ku­rie­ra ” akredytowany w Polsce, na kon­fe­ren­cję pra­so­wą w war­szaw­skiej „Za­chę­cie”.

 

Na kon­fe­ren­cję po­je­cha­łem w to­wa­rzy­stwie oso­by oca­la­łej z pol­skie­go obozu w Lit­zman­n­stadt  Ghet­to męczennika tego obozu  p. Karola Kowalskiego.

 

Kon­fe­ren­cję pro­wa­dzi­li na zmia­nę:

 

Jerzy Kro­piw­nic­ki - ówczesny prezydent Łodzi, pra­cow­ni­ca „Za­chę­ty” i w stro­ju ry­tu­al­nym Sym­cha Kel­ler (vel Krzysz­tof Skow­roń­ski; ur. 1963 w Ło­dzi) – pol­ski cha­zan, pod­ra­bin, dzia­łacz spo­łecz­no­ści ży­dow­skiej, prze­wod­ni­czą­cy Ra­dy Re­li­gij­nej Związ­ku Gmin Wy­zna­nio­wych Ży­dow­skich w RP.

 

Je­go żo­ną jest Mał­go­rza­ta Bu­rzyń­ska-Kel­ler, któ­ra pia­stu­je sta­no­wi­sko sze­fo­wej Fun­da­cji Ochro­ny Dzie­dzic­twa Kul­tu­ry Ży­dów „Wspól­ne Ko­rze­nie” oraz jest po­my­sło­daw­cą i dy­rek­to­rem Fe­sti­wa­lu Sztu­ki Fil­mo­wej Ji­dysz, obec­na wów­czas w sa­li war­szaw­skiej „Za­chę­ty”.

 

Uprzed­nio, jesz­cze w Kra­ko­wie, oso­ba to­wa­rzy­szą­ca mi Karol Kowalski przy­go­to­wa­ła swo­je wy­stą­pie­nie o lo­sach pol­skich dzie­ci w POLEN JUGENDVERWAHRLAGER DER SICHERHEITSPOLIZEI  IN  LITZMANNSTADT.

 

Gdy otrzy­ma­łem pra­wo gło­su, po przed­sta­wie­niu się, włącz­nie z na­zwą ga­ze­ty któ­rą re­pre­zen­to­wa­łem, prze­sze­dłem do za­po­wie­dzi spraw zwią­za­nych z mar­ty­ro­lo­gią pol­skich dzie­ci w łódz­kim get­cie, jak i z in­for­ma­cją o przy­by­ciu na kon­fe­ren­cję oso­by, któ­ra prze­ży­ła li­kwi­da­cję pol­skiej czę­ści get­ta łódz­kie­go.

 

W tym mo­men­cie zo­stał mi wy­łą­czo­ny mi­kro­fon, a oso­ba ze mną przy­by­ła już nie zo­sta­ła do­pusz­czo­na do gło­su. Kro­piw­nic­kie­mu i ra­bi­no­wi wy­da­wa­ło się, iż spra­wa ty­się­cy pol­skich dzie­ci za­mę­czo­nych w łódz­kim get­cie nie prze­do­sta­nie się do wia­do­mo­ści pu­blicz­nej.

 

Wówczas dopiero okazało się dlaczego opinia publiczna nie może się dowiedzieć o męczeństwie polskich ( nie żydowskich) dzieci w wydzielonym w tym łódzkim getcie dla nich obozie koncentracyjnym.

 

  Gdy amerykański historyk Richard C. Lukas opracował historiografię zatytułowaną „Zapomniany Holocaust” rozpętała się w Stanach Zjednoczonych burza historyków pochodzenia żydowskiego skierowana przeciwko Lukasowi.

 

Zarzucono mu kłamstwa historyczne, antysemityzm i wiele innych potwarzy. O antypolonizmie żydowskich historyków w USA zrobiło się na świecie głośno, właśnie dzięki wieloletniej pracy Lukasa „Zapomniany Holocaust”.

 

Właściwie (czytaj rzekomo) nagonka na Lukasa rozpoczęła się od nazwy Holocaust. Czyżby nie istniał Holocaust Polaków?

 

 

 

Jakiego więc użyć nazewnictwa tego ludobójstwa, skoro historycy żydowscy zastrzegli nazwy Shoah, Zagłady, czy Holocaustu wyłącznie dla Żydów.

 

Obywatel polski pochodzenia żydowskiego ginie w łódzkim getcie w Holocauście, - tak uważają historycy żydowscy.

 

A ten sam obywatel polski, tylko nie  pochodzenia żydowskiego, w tym samym miejscu, czyli w getcie, ginie nie w Holocauście?

 

Nawet mieszkańcy Łodzi nie wiedzieli o istnieniu Polen – Jugendverwahrlager, podobnie jak dzisiaj w 2014 roku nikt nie wie o istnieniu obozu w sercu łódzkiego getta i mordzie polskich dzieci ( nie żydowskich w łódzkim getcie).

 

 W getcie porządku pilnowała policja żydowska, która w gorliwości nie ustępowała niemieckiej  policji hitlerowskiej.

 

 

Niemal wszystkich ucieczek dokonywało się pod osłoną nocy.

 

Przeszukiwano opuszczone budynki ale przede wszystkim teren cmentarza żydowskiego, gdzie najczęściej kryli się uciekinierzy. Nieodzowna dla Niemców policja żydowska po pierwszych ucieczkach zwracała szczególną uwagę na obóz pilnując go w sposób nadzwyczajny.

 

Czyniła to zwłaszcza policja żydowska złożona z kobiet.

 

Nie stwierdzono ani jednego wypadku udzielenia pomocy przez tę policję uciekającym, wprost przeciwnie zanim jeszcze ujawniono ucieczkę już wszczęto alarm w obozie – policja żydowska zgłaszała Niemcom ujęcie zbiega, doprowadzała go z powrotem do obozu z zastosowaniem wszelkich środków przemocy jakimi dysponowała (biciem pałkami po głowie nieszczęśnika, kopniakami w genitalia etc.) inkasując od Niemców w nagrodę bochenek chleba.

 

 Z licznych relacji wiadomo, o bestialskiej bezwzględności policjantów żydowskich wobec kobiet i dzieci ( relacja nr 19 z dziennika Michała Grynberga).

 

Znany mi osobiście Michał Grynberg, pierwotnie Majer Grynberg (jid. מיכאל גרינבערג); urodzony 15 października 1909 roku w Sławatyczach, bywał w naszym domu we Lwowie, zmarł 20 kwietnia 2000 roku w Warszawie) – polski historyk żydowskiego pochodzenia, wieloletni pracownik naukowy Żydowskiego Instytutu Historycznego, specjalizował się w historii polskich Żydów w XX wieku.

 

Nie wykazywano w ogóle, lub zaniżano liczbę zgonów. Analiza zachowanej dokumentacji obozu dla polskich dzieci w łódzkim getcie pozwoliła na ustalenie, że i tu fałszowano urzędową, oficjalną dokumentację; zaniżano liczbę zgonów, podawano fikcyjne przyczyny zgonów, zwłaszcza w wypadkach indywidualnych mordów.

 

W dotychczasowych publikacjach podawano nieścisłe i nie sprawdzone informacje, mylono obóz w Łodzi z jego filią w Dzierżązni, niewłaściwie opisywano zachowane fotografie.

 

Istnieją jeszcze fałszywki historyczne inspirowane przez znane, określone koła, „Publikacje o moim obozie” Józefa Jażdżyńskiego z 1965 roku w których członków załogi obozowej, współodpowiedzialnych za zbrodnie ludobójstwa dokonane na polskich dzieciach w łódzkim getcie usiłuje się wykreować niemal na bohaterów, nazywając ich „personelem”.

 

Oto cytat - Wiesław Jażdżyński „Reportaż z pustego pola”:

 

„…personel, mimo oczywistych trudności, odegrał wielką, a w niektórych przypadkach decydującą rolę w walce o utrzymanie dzieci przy życiu. Nie znalazłem ani jednego wspomnienia byłych więźniów, w którym by ta ofiarność, odwaga i wielkie serce nie zostały z szacunkiem i wdzięcznością odnotowane”.

 

To haniebne, iż autor owej publikacji w 1965 roku potrafił tak prezentować niemieckich ludobójców, którzy dokonali mordu na polskich dzieciach w łódzkim getcie. W ten oto sposób wypełnił „lukę naukową” dotyczącą tych zbrodni .

 

To haniebne, iż historyk, kustosz Muzeum Czynu Niepodległościowego z taką nienawiścią pisze o mojej publikacji, nie wspominając o wcześniejszej „historiografii” Józefa Jażdżyńskiego czyniącego z oprawców niemieckich bohaterskich kompozytorów śpiewających z dziećmi piosenki.

 

Wiesław Jażdżyński w swojej „historycznej publikacji” „Reportaż z pustego pola” napisał o Niemce, jednej z najokrutniejszych dozorczyń w obozie dla polskich dzieci:

 

„…kucharka, Polka – Eugenia Pol (chodzi tu o zbrodniarkę ,Niemkę, Genowefę Pohl skazaną na 25 lat więzienia), przemyciła do obozu gitarę.

 

Dziewczęta śpiewały razem z nią, urządzały zabawy w podchody, berka kucanego, i w tej ciszy, kiedy nie słychać było pokrzykiwań nadzorców, powstała, naiwna może, lecz pełna wymowy piosenka więźniarek”.

 

Ślady owych „zabaw” wiele więźniarek ma dotąd wypisane na własnej skórze. Miały okazję przedstawić je sądowi w procesie przeciwko zbrodniarce, nadzorczyni w obozie dla polskich dzieci w łódzkim getcie Eugenii Pol vel Genowefie Pohl. Nie wszystkie mogły jednak dać świadectwo prawdzie, po niektórych dziewczętach pozostały jedynie akty zgonów.

 

Należy postawić pytanie, jak mogło dojść do takiej publikacji jak „Reportaż z pustego pola”?

 

Owa publikacja nie tylko rehabilituje zbrodniarzy, ale równocześnie czyni z nich bohaterów, a także zamyka wszelkie dyskusje wobec stwierdzenia autora Wieslawa Jażdżyńskiego:

 

„…oto pierwsze i chyba jedyne z opublikowanych świadectw istnienia polskiego obozu dla polskich dzieci w łódzkim getcie ( Polen – Jugendverwahrlager )”.

 

Tu autor wymienił artykuł Marii Niemyskiej - Hessenowej, opublikowany w 1946 roku w czasopiśmie „Służba społeczna” i stwierdził: „…obóz z ul. Przemysłowej istniał więc głównie w pamięci tych, którzy ocaleli. Nie pozostał po nim żaden materialny ślad”.

 

Pierwszą próbę ucieczki podjął Stanisław Szewczyk z Krakowa.

 

Oto co na ten temat napisał:

 

„Od razu podjąłem decyzję odzyskania wolności, ale nie było to takie łatwe, ponieważ

nie znając w ogóle terenu uzmysłowiłem sobie, że najłatwiej będzie przedostać się przez ulicę, która prowadziła od strony obozu, a jednocześnie była to granica getta, po której – jak się później okazało – krążyły posterunki policji niemieckiej i żydowskiej. Ulica była jasno oświetlona. W tej sytuacji postanowiłem przeczekać do rana w jednym z opuszczonych budynków. Zamierzałem ewentualnie skontaktować się z kimś, żeby mi pomógł wydostać się z getta. Leżąc na strychu opuszczonego budynku usłyszałem głosy Niemców, jednocześnie wpadło na strych kilku policjantów żydowskich. Zostałem przez nich pobity i zmasakrowany, doprowadzony z powrotem do obozu.

 

Policjanci ci wprowadzili mnie na wartownię, gdzie czekali już wachmani Duchnowski, Wenzel i inni, których nazwisk nie pamiętam. Nie wiem ile razy traciłem przytomność podczas bicia i odzyskiwałem na chwilę polewany wodą, aby w dalszym ciągu być katowany. Potem – jak opowiadali mi koledzy – zostałem wyrzucony przed wartownię i tam leżałem do odzyskania przytomności.

 

Następnie alejką wysypaną żwirem, która prowadziła obok bramy głównej do karceru, kazano mi iść na kolanach. Po przejściu 130 metrów padłem zemdlony na beton w karcerze, gdzie była woda. Jeść nie otrzymałem, jak przypuszczam chyba trzy dni. Potem zabrano mnie na opatrunek, bo kolana miałem zranione do kości. Na punkcie opatrunkowym kierowniczką była niejaka Bayerowa. Ta na mój widok powiedziała:

 

„Wymordować te gady, a nie jeszcze udzielać pomocy”.

 

Zabrali mnie na zbiórkę całego obozu, gdzie pokazywano mnie wszystkim, potem dostałem znowu baty. W jakiś czas po wyjściu z karceru przeniesiono mnie do bloku karnego, który właśnie utworzono. I tak zakończyła się moja ucieczka”.

 

Wśród odnalezionych 77 zgłoszeń zgonów dzieci zastrzelonych przy próbach ucieczek, tylko w wypadku Edmunda Agacińskiego podano, że zmarł 15 lipca 1944 roku na skutek strzału w krtań w czasie ucieczki.

 

Ta kolaboracja części Żydów z Niemcami była tym bardziej szokująca i wstydliwa ze względu na społeczny charakter jej uczestników. W przeciwieństwie bowiem do Polaków, wśród których z Niemcami godzili się na ogół kolaborować głównie ludzie z marginesu społecznego, męty, wśród Żydów na kolaborację poszła duża część elit z tzw. Judenratów (rad żydowskich).

 

Z ostrym potępieniem tej kolaboracji wystąpiła najsłynniejsza żydowska myślicielka XX wieku Hannah Arendt w książce "Eichmann w Jerozolimie" (Kraków 1987).

 

Napisała tam m.in. (s. 151):

 

"Dla Żydów rola, jaką przywódcy żydowscy odegrali w unicestwieniu własnego narodu, stanowi niewątpliwie najczarniejszy rozdział całej historii…

 

…uległość Judenratów wobec nazistów oznaczała skrajną kompromitację żydowskich elit w państwach okupowanych przez III Rzeszę”.

 

Arend stwierdziła wprost:

 

"O ile jednak członkowie rządów typu quislingowskiego pochodzili zazwyczaj z partii opozycyjnych, członkami rad żydowskich byli z reguły cieszący się uznaniem miejscowi przywódcy żydowscy, którym niemieccy naziści nadawali ogromną władzę do chwili, gdy ich także deportowano" (tamże, s. 151).

 

Arendt pisała, że bez pomocy Judenratów w zarejestrowaniu Żydów, zebraniu ich w gettach, a potem pomocy w skierowaniu do obozów zagłady zginęłoby dużo mniej Żydów. Niemcy mieliby bowiem dużo więcej kłopotów ze spisaniem i wyszukaniem Żydów.

 

W różnych krajach okupowanej Europy powtarzał się ten sam perfidny schemat:

 

„Funkcjonariusze żydowscy sporządzali wykazy imienne wraz z informacjami o majątku Żydów, zapewniali Niemcom pomoc w chwytaniu Żydów i ładowaniu ich do pociągów, które wiozły ich do niemieckich obozów  zagłady”.

 

Także w Polsce doszło do potwornego skompromitowania dużej części żydowskich elit poprzez ich uczestnictwo w Judenratach i posłuszne wykonywanie niemieckich rozkazów godzących w ich współrodaków.

 

Żydowski Instytut Historyczny obrał za patrona Emanuela Ringelbluma polskiego historyka, pedagoga i działacza społecznego pochodzenia żydowskiego, twórcy podziemnego Archiwum Getta Warszawskiego.

 

Tak oto ich patron pisze:

 

"(…) Policja żydowska miała bardzo złą opinię jeszcze przed wysiedleniem. W przeciwieństwie do policji polskiej, która nie brała udziału w łapankach do obozu pracy, policja żydowska parała się tą ohydną robotą.

 

Wyróżniała się również straszliwą korupcją i demoralizacją. Dno podłości osiągnęła ona jednak dopiero w czasie wysiedlenia. Nie padło ani jedno słowo protestu przeciwko odrażającej funkcji, polegającej na prowadzeniu swych braci żydowskich na rzeź.

 

Żydowska policja była duchowo przygotowana do tej brudnej roboty i dlatego gorliwie ją wykonała. Jak to się wydarzyło, iż przeważnie inteligenci, żydowscy adwokaci, lekarze, inżynierowie (większość oficerów była przed wojną adwokatami) - sami przykładali rękę do zagłady swych braci.

 

Jak doszło do tego, że Żydzi wlekli na wozach dzieci i kobiety, starców i chorych, wiedząc, że wszyscy idą na rzeź (...)”.

 

„(…)Okrucieństwo policji żydowskiej było bardzo często większe niż Niemców, Ukraińców, czy Łotyszy.

 

 Niejedna kryjówka została ”nakryta” przez policję żydowską, która zawsze chciała być plus catholique que le pape, by przypodobać się okupantowi. Ofiary, które znikły z oczu Niemca, wyłapywał policjant żydowski (...)”.

 

”(...) Policja żydowska dała w ogóle dowody niezrozumiałej, dzikiej brutalności. Skąd taka wściekłość u naszych Żydów? Kiedy wyhodowaliśmy tyle setek zabójców, którzy na ulicach łapią dzieci, ciskają je na wozy i ciągną na Umschlag?(…)”

 

„(…)Do powszechnych po prostu zjawisk należało, że ci zbójcy za ręce i nogi wrzucali kobiety na wozy (...)”.

 

„(…)Każdy Żyd warszawski, każda kobieta i dziecko mogą przytoczyć tysiące faktów nieludzkiego okrucieństwa i wściekłości policji żydowskiej(…)". (Emanuel Ringelblum: "Kronika getta warszawskiego wrzesień 1939 - styczeń 1943", Warszawa 1988, s. 426, 427, 428).

 

Tyle patron Żydowskiego Instytutu Historycznego

 

Najobszerniejsze materiały związane z obozem dla polskich dzieci w getcie łódzkim przechowywane są w Archiwum Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce w Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Łodzi, Katowicach i Wrocławiu, jak również w Archiwach Państwowych w Bydgoszczy, Katowicach, Krakowie, Łodzi, Poznaniu, Przemyślu, Rzeszowie i Wrocławiu. Kompletna nieujawniona dotąd dokumentacja znajduje się w archiwum Żydowskiego Instytutu Historycznego.

 

Na krótko przed 1 września 1939 roku nakładem „Veretinung zum Schutze Oberschlesiens”( Niemiecki Komisariat Plebiscytowy (niem. Plebiszitkomissariat für Deutschland) ukazał się wiersz autorstwa polakożercy Hans Lukaschka:

 

 

Z mo­dli­twy do nie­miec­kie­go Bo­ga

 

„Poraź o Panie, bezwładem ręce i nogi Polaków,

Zrób z nich kaleki, poraź ich oczy ślepotą,

Tak męża, jak kobietę ukarz głupotą i głuchotą.

Spraw, żeby lud polski gromadami całymi zamieniał się w popiół

Ażeby z kobietą i dzieckiem został zniszczony,

sprzedany w niewolę.

Niech nasza noga rozdepcze ich pola zasiane!

Użycz nam nadmiernej rozkoszy mordowania dorosłych, jak też i dzieci.

Pozwól zanurzyć nasz miecz w ich ciała

I spraw, ze kraj polski w morzu krwi zniszczeje!

Niemieckie serce nie da się zmiękczyć!

Zamiast pokoju niech wojna zapanuje miedzy oboma państwami.

A jeśli kiedyś będę się zbroił do walki na śmierć i życie

To będę wołał umierając:

„Zamień, o Panie, Polskę w pustynię!”

 

Zatajanie mordów polskich dzieci w łódzkim getcie przez Niemców  i z kolei przez polskie środki masowego przekazu z lat 1945 – 2014 wydaje się być całkowicie wyjaśnione.

                                               Opracował Aleksander Szumański autor „Mordu polskich dzieci w łódzkim getcie” ( Wydawnictwo Bollinari Warszawa 2013)

 

Kraków, dnia 7 stycznia 2014 roku