foto1
Kraków - Sukiennice
foto1
Lwów - Wzgórza Wuleckie
foto1
Kraków - widok Wawelu od strony Wisły
foto1
Lwów - widok z Kopca Unii Lubelskiej
foto1
Lwów - panorama
Aleksander Szumański, rocznik 1931. Urodzony we Lwowie. Ojciec docent medycyny zamordowany przez hitlerowców w akcji Nachtigall we Lwowie, matka filolog polski. Debiut wierszem w 1941 roku w Radiu Lwów. Ukończony Wydział Budownictwa Lądowego Politechniki Krakowskiej. Dyplom mgr inż. budownictwa lądowego. Dziennikarz, publicysta światowej prasy polonijnej, zatrudniony w chicagowskim "Kurierze Codziennym". Czytaj więcej

Aleksander Szumanski

Lwowianin czasowo mieszkający w Krakowie

TERRORYZM W MIĘDZYWOJNIU

Z DZIEJÓW II RZECZYPOSPOLITEJ

Dr Lucyna Kulińska

 W ponad tysiącletniej historii dwóch sąsiadujących z sobą narodów: Polaków i Ukraińców-Rusinów, najtragiczniej zapisał się wiek dwudziesty. Autorka skupiła się na niewielkim, bo niespełna 20 letnim wycinku tych dziejów. Szukając odpowiedzi na pytanie o przyczyny niepowodzeń polityki II Rzeczypospolitej wobec mniejszości ukraińskiej ustaliła, że winę za to w dużej mierze ponoszą nielegalne radykalne organizacje: Ukraińska Wojskowa Organizacja, Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów i Komunistyczna Partia Zachodniej Ukrainy.

Polska nie była, jak pisał złośliwie w swych artykułach Iwan Kedryn-Rudnicki  „Polską powersalską”. Jej granice, zarówno na wschodzie jak i na zachodzie zostały okupione krwią żołnierzy i powstańców. Była wprawdzie państwem o mieszanym składzie narodowościowym, ale wszystkie mniejszości, w tym ukraińska, cieszyły się pełnią praw obywatelskich na równi z Polakami.

          Druga Rzeczpospolita posiadła i zarządzała dzielnicami kresowymi – w tym  Małopolską Wschodnią i Wołyniem – legalnie i za zgodą gremiów międzynarodowych. W takiej sytuacji  stałe podważanie owej  legalności i obarczanie Polaków winą za wszystkie możliwe nieszczęścia i krzywdy jakie dotknęły Ukraińców w ich drodze do narodowego usamodzielnienia jest nieuzasadnione . Trudno też robić Polakom zarzuty, że po I wojnie światowej nie chcieli bliżej niedookreślonemu i zanarchizowanemu bytowi politycznemu dobrowolnie oddać terenu, zamieszkałego w dużym procencie przez siebie, ze zdecydowanie polską infrastrukturą, nieruchomościami  i własnością ziemską. Z takich ziem i jego polskich mieszkańców nie można było po prostu zrezygnować, tym bardziej że istniało realne zagrożenie szybkiego włączenia ich do Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Rad.

          Należy stwierdzić, że w okresie międzywojennym w Polsce miało miejsce zjawisko terroryzmu politycznego. Akcje dywersyjne i terror, jako sposób walki z państwem, były stosowane przez UWO i OUN, a także przez agenturę sowiecką – komunistów, zarówno mieszkających w Rzeczypospolitej, jak i przerzucanych ze Związku Sowieckiego. Nacjonalistów ukraińskich  łączył bowiem z komunistami wspólny cel: osłabienie, a w sprzyjających okolicznościach unicestwienie Polski jako państwa.

 Brutalna ideologia UWO- OUN początkowo opanowała niewielką część społeczeństwa ukraińskiego. Z UWO związanych było paręset osób, z OUN, u schyłku lat trzydziestych, kilkadziesiąt tysięcy. Na tle innych ukraińskich ugrupowań działających w Polsce była to więc głośna, ale liczebnie niezbyt znacząca grupa. Nie stanowiłaby dla Polski większego zagrożenia gdyby nie wszechstronna pomoc logistyczna, szkoleniowa i finansowa rządów i sfer wojskowych: Niemiec, Litwy, Czechosłowacji, a nawet Rosji sowieckiej.

Głównym celem UWO i OUN było utworzenie państwa ukraińskiego. W jego obręb miały wejść: Małopolska Wschodnia, Ziemia Chełmska, Wołyń, Ukraina sowiecka po Kaukaz i Kazachstan, Bukowina, Besarabia i Zakarpacie. Ziemie te w wyniku zawartych po I wojnie światowej traktatów należały do czterech państw: Polski, Czechosłowacji, ZSRR i Rumunii. Jakkolwiek skrajni nacjonaliści ukraińscy planowali zawładnięcie wszystkimi tymi terytoriami, w praktyce aktywność ich kierowała się niemal wyłącznie przeciw Rzeczypospolitej. Dopiero po ujawnieniu rozmiarów prześladowań Ukraińców w Rosji sowieckiej, ostrze ataków, zresztą głównie propagandowych, zwrócono też przeciw niej, choć polem rozgrywki niezmiennie pozostała Polska.

Brzemiennym w konsekwencje błędem było to, że tylko część ludności ukraińskiej wykorzystała krótki dwudziestoletni okres bytowania w ramach wspólnego państwa, do nauki samorządzenia i podnoszenia poziomu cywilizacyjnego i gospodarczego województw kresowych. Anarchizowanie dzielnic południowo-wschodnich, terroryzm i sabotaże w dużej mierze finansowane z kasy wrogów Polski, były bowiem dla obu zamieszkujących Kresy nacji zjawiskiem wysoce niekorzystnym.  Winę za taki stan rzeczy ponosili zarówno Polacy, jak i Ukraińcy.

Polacy nie potrafili wypracować skutecznej polityki mniejszościowej. Przyczyn było wiele m.in. taka, że w polskiej opinii publicznej panował zupełny chaos jeśli chodzi o znajomość kwestii mniejszościowych, a ukraińskich w szczególności. Wśród polityków polskich nieustannie zwalczali się zwolennicy wykluczających się koncepcji: asymilacji państwowej (dążącej do zmiany negatywnej postawy ukraińskiej społeczności względem naszej państwowości i uznania tejże za swoją własną, drogą różnego rodzaju koncesji i zachęt), i asymilacji narodowej (opanowania żywiołu ukraińskiego przez polski), a wreszcie idei prometejskiej, według której realizacja wcześniej wymienionych celów była niemożliwa bez zbudowania przez Polskę państwa ukraińskiego (oczywiście za Dnieprem) i uczynienia zeń dogodnego sojusznika w walce z Rosją.

Żaden z tych projektów nie zakładał jednak rezygnacji przez Polskę z terenów Wołynia i Małopolski Wschodniej, choć pojawiały się i po stronie polskiej, jak i ukraińskiej pojedyncze propozycje ich podziału.

Żadnej z wymienionych koncepcji nie udało się zrealizować. Nieskuteczne okazały się też próby cywilizacyjnego podźwignięcia tych ziem. Było to niemożliwe w tak krótkim czasie i na terytorium wstrząsanym ciągłymi zamieszkami, podpaleniami i zamachami. Nasilający się  szowinizm ukraiński neutralizował skutecznie wszystkie podejmowane przez władze próby rozwiązania problemów politycznych i gospodarczych dzielnic południowo-wschodnich. To była – jak twierdzi prof. Czesław Partacz – wojna wypowiedziana Polsce i Polakom przez rodzący się ukraiński integralny nacjonalizm, czyli ukraińską odmianę faszyzmu. Polacy – ludzie cywilizacji zachodniej, łacińskiej, do tego liberałowie, nie mieli szans jej wygrać, ani nawet powstrzymać. Polska nie miała na to środków ani ducha. Uciekać się zaś do metod przeciwnika nie chciała.

Obrońcy skrajnego ukraińskiego nacjonalizmu uważają terrorystyczne działania OUN-UPA za zjawiska wyjątkowe i odosobnione, za które winę ponoszą „inni”, „obcy”, „panowie” itp. czyli Rosjanie, Niemcy, Polacy, czy wreszcie okoliczności. Twierdzą oni na swoje usprawiedliwienie, że masowych, okrutnych mordów może dopuścić się każdy naród . Nie można się z tym zgodzić. Bowiem w omawianym wypadku tak drastyczne metody stosowane były od wieków. Aby nie zostawić tak poważnego oskarżenia, bez uzasadnienia, wystarczy przypomnieć identycznie okrutne postępowanie (choć na mniejszą skalę) wobec polskich mieszkańców Wołynia, a przede wszystkim Galicji w latach 1918–1919  .

Niewątpliwie silną inspiracją dla radykałów z UWO-OUN były postulaty ruchów lewicowych, z socjalizmem i komunizmem na czele. Propagując wizję  samostijnej i sobornej Ukrainy kierowali do ubogich chłopów, bezrobotnych, robotników i inteligencji obietnice wielkich zysków wynikających z zajęcia polskich majątków i nieruchomości. Ziemia i wszelka własność miała być Polakom odebrana bez prawa do jakiegokolwiek wykupu czy odszkodowania. W ten sposób przełamywano u Ukraińców opory moralne i religijne co do  zaboru cudzego mienia i zabijania.

Takimi prostymi, ale radykalnymi rozwiązaniami nacjonaliści opanowali umysły ukraińskiej młodzieży i dzieci (wciąganej do pracy w organizacjach już w wieku lat ośmiu), która nie miała ochoty czekać, czy wypracowywać wolności, jak ojcowie, drogą żmudnej pracy organicznej. Setki skrytobójczych mordów Ukraińców i Polaków, zamachów terrorystycznych, napadów i podpaleń przyczyniały się nieuchronnie do dalszego szerzenia agresywnych postaw wśród młodych.

W wyniku prowadzonego przez UWO i OUN terroru indywidualnego i zbiorowego w latach 1922 – 1939 straciło życie lub zostało okaleczonych kilkaset osób. Byli to Polacy, Ukraińcy, Żydzi, a nawet i Rosjanie. Ofiarami zamachów padali zarówno przedstawiciele władz politycznych i administracyjnych: poseł Tadeusz Hołówko, minister Bronisław Pieracki, kurator szkolny Stanisław Sobiński, jak i wpływowi Ukraińcy: Sydor Twerdochlib, Sofron Matwijas czy Iwan Babij. O krok od śmierci w zamachach znaleźli się: marszałek Józef Piłsudski oraz prezydent Stanisław Wojciechowski. Przygotowywane były zamachy na ministra Augusta Zaleskiego, ministra Sławoja Składkowskiego, wojewodów: Henryka Józewskiego i Bronisława Nakoniecznikow- Klukowskiego,  komendanta policji Czesława Grabowskiego i wielu innych.

Obiektem ataków i zabójstw  zostawali policjanci, żołnierze (szczególnie żołnierze KOP), nauczyciele, wójtowie i sołtysi, leśnicy, członkowie „Strzelca”, listonosze, koloniści i zwykli chłopi. Bardzo dużą grupę ofiar stanowili Ukraińcy lojalni wobec państwa. Pogróżki, „wyroki śmierci”, niszczenie mienia, podpalenia, a nawet mordy miały zniechęcić Ukraińców do jakiejkolwiek współpracy z państwem. Terroryści wydali wyroki śmierci na posłów  Petra Pewnego i Michała Baczyńskiego, dokonali nieudanego zamachu na dyrektora gimnazjum ukraińskiego Michała Hrycaka, zastraszali niechętnych ich ideologii księży greckokatolickich czy nauczycieli ukraińskich. Atakowani byli też Żydzi osiadli na roli lub zajmujący się handlem. Celem, poza rabunkiem, było wyeliminowanie ich jako konkurencji, aby ułatwić prowadzenie interesów ukraińskim kooperatywom. Do morderczych porachunków dochodziło też w łonie samych organizacji terrorystycznych. Nawet cień podejrzenia o współpracę z władzami prowadził do egzekucji. Tak było w wypadku Jakuba Baczyńskiego czy Michała Huka. 

W Krakowie przy Rynku Dębnickim mieściło się laboratorium gdzie konstruowano bomby dla zamachowców. Jego kierownikiem był Jarosław Karpyniec, ukraiński student chemii Uniwersytetu Jagiellońskiego.

W całym okresie międzywojennym zamachowcy z UWO i OUN atakowali obiekty cywilne i wojskowe, urządzenia kolejowe, posterunki policji, koszary, strażnice. Niszczono mienie prywatne i państwowe, słupy telegraficzne i graniczne, polskie godła, palono lasy. W roku 1931 UWO planowała prowokację na skalę międzynarodową. Chodziło o wysadzenie pociągów w korytarzu pomorskim, co w  zamyśle miało sprowokować atak armii niemieckiej na Polskę. Członkowie UWO i OUN dopuszczali się także pospolitych rozbojów dla pozyskania pieniędzy. Były to napady na ambulanse i urzędy pocztowe, kasy urzędów państwowych, a nawet zwykłych listonoszy. Ten hańbiący proceder pociągał za sobą kolejne ofiary.

Szczególnie spektakularny był zamach na Targi Wschodnie we Lwowie z września 1929 r., gdzie wysadzono główny pawilon wystawy, próbowano spalić Dworzec Główny i dokonać zamachu na ówczesnego ministra przemysłu i handlu Eugeniusza Kwiatkowskiego oraz na wojewodę lwowskiego hr. Wojciecha Gołuchowskiego. Na szczęście bez powodzenia. 

 Walka z takim przeciwnikiem była trudna, bo terroryści działając w ścisłej konspiracji zacierali ślady, posługiwali się szyframi, stosowali dezinformację, posiadali konfidentów, którzy śledzili ruchy policji, a ponadto zawsze mogli liczyć na pomoc wywiadów państw obcych.

Zarówno w latach dwudziestych jak i trzydziestych skrajni nacjonaliści ukraińscy przyczynili się do wybuchu masowych akcji antypolskich na Kresach. Były to tzw. pierwsze i drugie wystąpienie UWO. Ich zbrodniczość polegała na tym, że wykonawcy, w imię walki o  niepodległość, dopuszczali się podpalania i niszczenia prywatnego mienia ubogiej rolniczej ludności polskiej. Były liczne ofiary, w pożarach ginęli dorośli i dzieci. W stajniach płonęły zwierzęta. Podpalano też należące do Polaków cegielnie, młyny i wiatraki. Spalono dziesiątki dworków z ich nieocenionymi pamiątkami historycznymi. Nie należy zapominać, że akcja podpaleń dotykała nie tylko osadników, ale w głównej mierze rdzennej i osiadłej tam od wieków ludności polskiej. Drogą niszczenia dobytku chłopów, w większości nieposiadających ubezpieczeń, UWO i OUN dążyły do wypędzenia ich z terytorium, do którego rościli sobie pretensje Ukraińcy. Było to niedopuszczalne na ziemiach narodowościowo mieszanych od setek lat. W dzisiejszym rozumieniu akcje te były próbą realizowania czystek etnicznych.

Na szczególne potępienie zasługuje inspirowana przez OUN tzw. akcja przeciwszkolna, w którą angażowano, bezpośrednio lub z pomocą rodziców, ukraińskie dzieci. Celem było zastraszanie i wypędzanie polskich nauczycieli i usuwanie lekcji języka polskiego ze szkół państwowych na Kresach. Przy okazji niszczono obiekty szkolne, książki, mapy, polskie symbole, napadano na nauczycieli, dewastowano ich mieszkania i dobytek, a wreszcie dopuszczano się bicia i poniżania polskich dzieci.             

W świetle opracowań służb II RP nie ulega wątpliwości, że organizacje UWO i OUN pełniły w Polsce rolę V kolumny. Dostarczały dokumenty wojskowe i państwowe nie tylko Niemcom, ale także Sowietom i Litwinom Sprzedawano wykradzione papiery każdemu, kto był w stanie na nie zapłacić – czasem kilku naraz. Ten handel stanowił podstawowy sposób utrzymania rezydujących w Berlinie władz UWO. Wertując wykazy osób zaangażowanych w antypolską działalność na Kresach łatwo zgadnąć, jakie mogły być sposoby pozyskiwania tych dokumentów. Ukraińcy służyli w wojsku na wszelkich szczeblach, pracowali w policji, sądownictwie, a nade wszystko stanowili liczną grupę pracowników kolei – którzy kradli, niezbyt przezornie wysyłane tą drogą dokumenty i rozkazy. W latach trzydziestych do tradycyjnych form wywiadu i dywersji doszła współpraca z Oddziałem I berlińskiej centrali Abwehry. Niemcy potrzebowali nacjonalistów ukraińskich do akcji przeciwko Polsce i ZSRR. W tym celu przystąpili do kształcenia agentów analogicznie do dzisiejszego przygotowania komandosów służb specjalnych. Tą drogą podążać będą Niemcy także w czasie II wojny światowej, szkoląc grupy Ukraińców na bezwzględnych morderców (siekierników, dusicieli).

W przededniu wojny OUN podjęła przygotowania do zorganizowania antypolskiego powstania skoordynowanego z napadem sąsiednich krajów na Polskę. W co najmniej dziesięciu z osiemnastu okręgów OUN istniały szkoleniowe obozy paramilitarne gdzie uczono obchodzenia się z bronią i prowadzenia walki partyzanckiej. Gdyby nie odwołanie ukraińskiego ataku przez Niemców, a potem powstrzymanie przez Rosjan mordowania Polaków, to do ludobójstwa polskiej ludności cywilnej Kresów doszłoby już jesienią roku 1939, kiedy armia krwawiła w nierównej walce na dwa fronty i nie mogła przyjść cywilom z pomocą.

Bardzo trudnym i złożonym problemem jest wsparcie udzielane nacjonalistom ukraińskim przez kler greckokatolicki i przedstawicieli ukraińskich organizacji politycznych, kulturalnych, społecznych i gospodarczych. Wiele publikacji i relacji świadków dowodzi, że duża część księży greckokatolickich utrzymywała kontakty i sympatyzowała ze skrajnymi nacjonalistami spod znaku UWO-OUN. To tłumaczy liczny udział kapłanów tego wyznania w przygotowaniu i realizacji antypolskich akcji terrorystyczno-sabotażowych lat 1922–1923,  1930 i później.  Dzięki poparciu i z inspiracji ks. Andrzeja Szeptyckiego liczni oficerowie Ukraińskiej Hałyćkiej Armii objęli parafie greckokatolickie. Nie cofali się oni przed używaniem ambony do prowadzenia nacjonalistycznej agitacji i organizowaniem mszy żałobnych w intencji straconych terrorystów – często zabójców niewinnych ludzi – i propagowaniem ich kultu. W ten sposób dokonała się swoista sakralizacja nacjonalizmu ukraińskiego, co miało brzemienne konsekwencje dla przyszłych wydarzeń.

          Także ukraińskie organizacje gospodarcze stanowiły w międzywojniu poważne zaplecze finansowe i ludzkie dla ukraińskiej działalności nacjonalistycznej. Z upływem czasu kierownicze funkcje obejmowali w nich ludzie o coraz bardziej radykalnych poglądach, którzy stopniowo wciągali te organizacje w krąg działalności nielegalnej. Państwo tolerowało sytuację, w której ogromny wzrost ukraińskiej spółdzielczości był finansowany z nieznanych władzom źródeł. Dopuszczano też do organizowania wielkich ukraińskich central gospodarczych, pozostających w bezpośrednich stosunkach z Berlinem, bez żadnej kontroli. Podobny proces radykalizacji jak w placówkach gospodarczych  zachodził w ukraińskich organizacjach kulturalno-oświatowych z „Proświtą” i „Ridną Szkołą” na czele. Stały się one z czasem kuźnią skrajnego nacjonalizmu ukraińskiego.

Na tym tle szczególne miejsce zajmuje legalna ukraińska młodzieżowa organizacja „Łuh” – owocniefortunnego eksperymentu władz. Wprawdzie wywiad alarmował, że jest ona w praktyce zakonspirowaną ukraińską organizacją wojskową, zapleczem terrorystycznej UWO,  jednak organizacja „Łuh” – ochraniana przez tajne służby państwa – okazała się niezniszczalna i dotrwała do roku 1939. W „Łuhach” przeszkolono ok. 50 tys. ludzi. Władze liczyły na to, że owa siła „odwojuje” dla siebie sowiecką Ukrainę. Stało się inaczej – większość tych młodych ludzi w czasie wojny zasiliła szeregi  UPA i splamiła się masowymi mordami.

Warunki rozwoju stworzone Ukraińcom w Polsce na tle państw ościennych należy uznać za zupełnie przyzwoite lub co najmniej dobre. Jest na to dość dowodów, jak chociażby spektakularny rozwój ukraińskiej spółdzielczości, placówek kulturalnych, reprezentacji parlamentarnej, szkolnictwa . itp. Ponieważ polityka władz wobec mniejszości ukraińskiej była stosunkowo liberalna, aby doprowadzić eskalacji konfliktu między obu narodami, przywódcy szowinistycznych organizacji ukraińskich musieli dokonać sporego wysiłku propagandowego popartego agresywną, faszystowską ideologią. Z braku wystarczająco silnych atutów natury politycznej postanowili odwołać się do argumentów ekonomicznych, akcentując upośledzoną pozycję społeczną i socjalną Ukraińców w Polsce. Obwiniając nowo powstałe państwo o ten stan, nie przyjmowali do wiadomości, że musiało się ono zmagać ze spuścizną zaborów, zniszczeniami I wojny światowej i wielkim światowym kryzysem ekonomicznym, a wszystkie te problemy dotykały przecież nie tylko Ukraińców, ale i Polaków.

Polska w zderzeniu ze zjawiskiem terroryzmu zmuszona była  do obrony. Jednak władze musiały się ograniczyć do ram prawnych zakreślonych przepisami kodeksu karnego, ustawami wewnętrznymi i ograniczeniami narzuconymi przez Ligę Narodów. Były wyjątki od tej reguły, ale w sytuacjach wymuszonych, kiedy płonęły setki domostw i stodół ze zbiorami i zaistniała realna możliwość niekontrolowanych odwetów i samosądów ze strony pokrzywdzonych Polaków.

Władzom bardzo trudno było uporać się z problemem UWO i OUN pozostających na żołdzie państw sąsiednich i parających się w całym okresie międzywojennym szeroko rozumianą działalnością wywrotową i szpiegostwem. Teren całej Rzeczypospolitej pokryty był siecią wywiadu wojskowego, a jego szlaki prowadziły przez Kraków, Warszawę, Poznań, Gdańsk lub Królewiec do Berlina . W opracowaniach polskiego wywiadu przyznawano, że: „Nasze zagadnienie obronności kraju, nasz potencjał militarny, wojskowy przemysł wojenny, nawet życie polityczne i gospodarka w ogóle były przedmiotem penetracji czynników obcych przy pomocy wojskowych elementów ukraińskich. Procesy sądowe o szpiegostwo i nasz wywiad wojskowy dostarczały coraz to nowych wiadomości o rozmiarach prowadzonej na Ziemiach Polskich akcji. Olga Besarabowa, Włodzimiera Pipczyńska, pułkownik Andrzej Melnyk, kapitan Osyp Dumin, kpt. Ryszard Jary i wielu innych, wśród których nie brakło i przedstawicieli UNR (petlurowców), jak pułkownik Mikołaj Czebotariw, działało z ramienia lub w ścisłym związku z owymi referatami i  komórkami wojskowymi, wymienionych wyżej organizacji” . Podkreślano też absolutną ciągłość personalną w strukturach OUN po wybuchu II wojny światowej.

           Pomiędzy opisywanymi  wydarzeniami z okresu międzywojennego, a ludobójstwem dokonanym na polskiej ludności Kresów w czasie II wojny światowej zachodził bezpośredni związek przyczynowo-skutkowy. Niewątpliwie ta sama ideologia, która pojawiła się u kolebki ukraińskiego nacjonalizmu nabrała w sprzyjających okolicznościach II wojny światowej ludobójczego wymiaru. Hasło „Ukrainy czystej jak szklanka wody” wprowadzono w życie...

W pismach OUN czytamy, że „OUN nie dopuści by na ziemiach ukraińskich znajdujących się pod okupacją- (to znaczy w Polsce- przyp. aut.) zapanował spokój”. Świadomość swej skrajnie destrukcyjnej roli mieli sami ojcowie ukraińskiego nacjonalizmu. W aktach Senyka znalazł się list w którym Iwan Gabrusewicz (Habrusewycz) pisał do J. Konowalca: „UWO jest rozsadnikiem destrukcji, kolosalnym rozpętaniem instynktów, aby tanim kosztem stać się bohaterem. Z większości jego członków wyrastają bandyci” .

Nawet wtedy gdy w roku 1943 rozkaz eksterminacji był realizowany, wśród samych nacjonalistów ukraińskich rodziły się wątpliwości. Taras Bulba- Boroweć pisał „Uwolnić jakieś terytorium od narodowych mniejszości może jedynie suwerenne państwo, drogą wymiany ludności, a nie armia (...) poprzez represje (...) zasadę zbiorowej i rodzinnej odpowiedzialności mogą stosować tylko barbarzyńcy” .

Taki pogląd na działalność UWO-OUN wydaje się dla części ukraińskich historyków nadal trudny do zaakceptowania. Ich przedstawiciele na seminariach polsko-ukraińskich twierdzili publicznie, że zwalczanie terrorystów i dywersantów to dowód antyukraińskiej polityki władz. Prof. W. Rezmer przytoczył wypowiedź prof. M. Kuczerepy, który po przedstawieniu w referacie fragmentu tajnego raportu Wołyńskiego Urzędu Wojewódzkiego, w którym pisano: „...w wyniku przeprowadzonych akcji oczyszczono teren ze znacznej ilości dywersantów oraz uspokojono ludność na tym terenie...” skomentował to następująco: „...Jednakże na tym polskie władze nie poprzestały, nadal kontynuując politykę antyukraińską...” . Na innym z semiariów  prof. Witalij Makar wypowiedział znamienne słowa: „Żaden świadomy narodowo Ukrainiec nie może pogodzić się ze spotwarzaniem założeń programowych i działalności OUN-UPA” . Dla historyków polskich są to stwierdzenia zatrważające. Kult UWO- OUN i UPA rozwija się dramatycznie zarówno na Ukrainie, w Kanadzie, jak i, niestety, wśród mniejszości ukraińskiej w Polsce.  OUN doczekała się swej następczyni w postaci terrorystycznej organizacji UNA-UNSO , czy Swobody.  Ku czci przywódców-morderców Polaków i Ukraińców, jak Bandera, Kłaczkiwśkij czy Szuchewycz,  sypie się kurhany, buduje pomniki, nazywa ulice, uczy się o nich młodzież w szkołach. Przedstawia się ich jako bohaterów. Ich osobom i ideologii przypisuje się udział w uzyskaniu przez Ukrainę niepodległości. Także osoby będące dziś na czołowych stanowiskach na Ukrainie nie tylko nigdy nie odcięły się od ounowskiej schedy, ale stały się rzecznikami postbanderowców.

Można zadać pytanie, czy rzeczywiście upadek Polski w roku 1939 był dla ukraińskich obywateli Polski okolicznością tak pomyślną, jak sami twierdzą? Trudno o jednoznaczną odpowiedź  . Jeżeli wszyscy Ukraińcy uznają terror UWO-OUN, następnie czyszczenie etniczne terytorium „Zachodniej Ukrainy” z Polaków, a także starcie z powierzchni ziemi kilkusetletniej wspólnej historii, za godne najwyższej czci i chwały, to z bólem trzeba będzie uznać, że ideologia OUN zwyciężyła.

„Nie ma zbrodniczych narodów tylko zbrodnicze ideologie” – powtarzał w swych pracach ukraiński historyk Wiktor Poliszczuk. Za opisywanymi  działaniami terrorystycznymi stały właśnie organizacje kierujące się okrutną i niebezpieczną ideologią. Nie ulega wątpliwości, że ideologia taka powinna zostać potępiona i usunięta zarówno z teorii jak i praktyki życia politycznego dzisiejszej Europy.

Tolerowanie radykalizmu mniejszości narodowych i ich prawa do separatyzmu było uznawane w Europie Zachodniej za wyznacznik skuteczności działania demokracji. Tymczasem wojny bałkańskie i czeczeńskie, wydarzenia baskijskie, katalońskie, korsykańskie i belgijskie, narastająca wrogość mniejszości muzułmańskich do rodowitych mieszkańców państw Europy Zachodniej i wiele innych, każą na nowo stawiać pytania o granice, do których może posuwać się separatyzm, i o metody, do jakich wolno sięgać w politycznej i zbrojnej walce o niezawisłość. Czy cena jaką każą płacić ekstremistyczne organizacje ludności miejscowej w swej walce, nie jest zbyt wygórowana? Czy nagminnie stosowany terroryzm powinien być interpretowany wyłącznie jako akt desperacji biednych i uciśnionych? Czy nie bywa on czasem wyrachowanym postępowaniem – bronią polityczną nastawioną na skruszenie zaufania do państwa i jego instytucji, odwołującym się do najniższych instynktów: chęci zagrabienia ziemi sąsiada, dorobku jego życia, pozycji społecznej? Dobro jednostek, w tym często prawo do życia, dla terrorystów się nie liczy. Mają oni jedynie realizować oparte na ideologii, a często i demagogii plany organizacji. 

Do tego dochodzą pytania o zbrodnicze ideologie, na których opierają się ugrupowania skrajne. Mimo, że często w sposób nieuprawniony odwołują się one do najwyższych wartości, patriotyzmu, religii, w praktyce ich podłoże okazuje się jawnie rasistowskie, faszystowskie, komunistyczne lub anarchistyczne. Tak było w przypadku procesów haskich o zbrodnie w byłej Jugosławii, gdzie część oskarżonych odwoływała się do ideologii Dmytra Doncowa . Choroba nienawiści, staje się plagą całej ludzkości, a nie tylko wybranych krajów. Aby można było marzyć o rezygnacji ze skrajnie agresywnych działań należy nie tylko zniszczyć i potępić skrajne ideologie popychające ludzi do zbrodni. Dlatego stworzono hamulce w postaci religii i prawa, w tym międzynarodowego. Jednak by dokonywać czynów tak okrutnych jakich dopuścili się skrajni nacjonaliści ukraińscy w czasie ostatniej wojny wobec Polaków, trzeba było jeszcze czegoś więcej: stłumienia nie tylko społecznej, ale pierwotnej, biologicznej moralności, zakazującej ludziom czynienia krzywdy przedstawicielom własnego gatunku .

W rozważaniach socjobiologów istnieje również pojęcie pamięci genetycznej albo „przyczyny kształtującej” . Wiele wskazuje bowiem na pewną niezmienność w historycznych sposobach postępowania społeczności. Niektóre typy zachowań (w tym agresywnych) mogły się powtarzać częściej niż wynikałoby to ze statystyki, szczególnie wtedy, gdy przynosiły one grupie, lub jej członkom, wymierne korzyści (łupy, zyski terytorialne itp.) i nie spotkały się z wystarczającą karą, która w przyszłości zniechęcałaby do takich działań. Mimo zmiennych okoliczności tworzy się być może pewien stały wzorzec postępowania. W przypadku określonej społeczności można z dużą dozą prawdopodobieństwa przewidzieć, jakie tendencje przeważą przy rozwiązywaniu spraw spornych, do jakich metod ucieknie się w rywalizacji i walce, z kim zawierać będzie sojusze itd. Aby wykazać, że zasada ta działa, można przeprowadzać ciekawe analizy historyczne . W wypadku interesującego nas tematu warto prześledzić nawracające od powstań Chmielnickiego okresy eskalacji agresywnych zachowań wobec polskiej ludności, a nawet próby czyszczenia  etnicznego terenu. Z reguły zbrodnie te pozostawały nieukarane i niepotępione.

Są to rozważania teoretyczne, ale istotne, gdyż okrutne zbrodnie, takie jak ludobójstwo trwają w świadomości narodów przez wiele pokoleń, gdyż, jak pisał Marian Malikowski „pamięć zbiorowa jest bardziej odporna na zmiany rzeczywistości niż pamięć indywidualna” . Zatem nadzieja na uporanie się z upiorami przeszłości przez uporczywe przemilczanie prawdy może okazać się zawodne. Znane powiedzenie mówi, że ci, którzy ignorują historię, skazani są na jej powtarzanie.

Potraktować więc powinniśmy przypadek Polski w dwudziestoleciu międzywojennym, nie jako wyjątek, ale jeden z wielu dramatów, którego przebieg wskazuje na nieuchronność krwawej rozprawy ze strony wywodzących się z mniejszości etnicznych przeciwników państwa (szczególnie gdy znajdzie się ono w trudnej sytuacji międzynarodowej lub ekonomicznej), jeśli mniejszość jest wystarczająco liczna, a na dodatek znajdą się w niej ugrupowania kierujące się skrajnie szowinistyczną ideologią odrzucającą metody określane przez kulturę Zachodu jako „cywilizowane”. Czy źródła pozwolą na zrekonstruowanie takiego przebiegu zdarzeń w skali szerszej i dopuszczającej uogólnienia, wykażą niewątpliwie prowadzone w tym kierunku badania.

                                dr Lucyna Kulińska tekst pomieszczony w IPN