foto1
Kraków - Sukiennice
foto1
Lwów - Wzgórza Wuleckie
foto1
Kraków - widok Wawelu od strony Wisły
foto1
Lwów - widok z Kopca Unii Lubelskiej
foto1
Lwów - panorama
Aleksander Szumański, rocznik 1931. Urodzony we Lwowie. Ojciec docent medycyny zamordowany przez hitlerowców w akcji Nachtigall we Lwowie, matka filolog polski. Debiut wierszem w 1941 roku w Radiu Lwów. Ukończony Wydział Budownictwa Lądowego Politechniki Krakowskiej. Dyplom mgr inż. budownictwa lądowego. Dziennikarz, publicysta światowej prasy polonijnej, zatrudniony w chicagowskim "Kurierze Codziennym". Czytaj więcej

Aleksander Szumanski

Lwowianin czasowo mieszkający w Krakowie

AFERA MARSZAŁKOWA. ROLA B.KOMOROWSKIEGO

Afera marszałkowa – bo tak (od ówczesnej funkcji Bronisława Komorowskiego) nazwałem cykl wydarzeń z lat 2007-2008 jest „matką” wszystkich afer z czasów rządów PO-PSL. Powstały wówczas układ, oparty na relacjach służby-media-politycy stanowił fundament kolejnych patologicznych zdarzeń i do dnia dzisiejszego decyduje o przebiegu wielu procesów publicznych.

Kulisy afery marszałkowej nigdy nie zostały wyjaśnione i zdecydowana większość Polaków nie posiada żadnej wiedzy o jej przebiegu. Autor słów „muszę zobaczyć aneks przed publikacją” skutecznie uchylał od udzielenia odpowiedzi na pytania posłów Prawa i Sprawiedliwości, odmawiał stawienia przed Komisją Weryfikacyjną i wielokrotnie wykorzystywał swoją pozycję, by uciec od składania rzeczowych wyjaśnień.

Nad sprawą zaciągnięto tak szczelną zasłonę milczenia, że opinia publiczna nie miała możliwości zapoznać się z tematem nawet w trakcie kampanii prezydenckiej 2010 roku. Można przypuszczać, że gdyby afera marszałkowa została wyjaśniona, a jej mechanizmy ujawnione, zablokowałoby to dalszą karierę polityczną Komorowskiego i uniemożliwiło mu start w wyborach prezydenckich. Jest wielce prawdopodobne, że odsłonięcie patologicznych relacji już w roku 2008 uchroniłoby nas od niebezpieczeństw wywołanych wpływem „czynnika rosyjskiego” na życie polityczne, zapobiegło knowaniom w ramach konfliktu rząd-prezydent, a w rezultacie utrudniło lub wręcz udaremniło możliwość zastawienia pułapki smoleńskiej.

Przed ośmioma laty rząd Prawa i Sprawiedliwości podjął historyczną decyzję o likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych, zaś Sejm zatwierdził prawo umożliwiające weryfikację oświadczeń żołnierzy tej służby. Pozwoliło to sporządzić dokument o nazwie „Raport o działaniach żołnierzy i pracowników WSI” opublikowany następnie w Monitorze Polskim, na mocy postanowienia Prezydenta Lecha Kaczyńskiego z dnia 16 lutego 2007 r.

W Raporcie, korzystającym z wagi dokumentu urzędowego, zawarto opis dziesiątków wydarzeń, jakie miały miejsce na przestrzeni 15 lat istnienia WSI. Dokument wymienia setki nazwisk żołnierzy i funkcjonariuszy tej służby, nazwiska polityków, dziennikarzy i innych osób publicznych oraz wskazuje na stopień ich odpowiedzialności wobec prawa.

Nazwisko Bronisława Komorowskiego pojawia się na kartach Raportu blisko 60 razy i wymieniane jest w kontekście wielorakiej odpowiedzialności tego polityka.

Nakreślony w Raporcie wizerunek Bronisława w niczym nie przypomina obrazu „spokojnego konserwatysty” i  „męża stanu”, jaki próbują narzucić nam ośrodki propagandy III RP. To wizerunek człowieka, który od początków swojej politycznej kariery wspierał ludzi komunistycznych służb, generałów po moskiewskich uczelniach, żołnierzy wojskowej bezpieki, kursantów GRU oraz osoby oskarżane o korupcję lub współpracę z obcymi służbami. Jako wiceminister i szef resortu obrony Komorowski ponosił odpowiedzialność nie tylko za afery z udziałem ludzi WSI, nieudolność i brak profesjonalizmu tej służby, ale także za realizację polityki kadrowej, która pozwalała na zachowanie w strukturach Wojska Polskiego dominacji wyższych oficerów tzw. Ludowego Wojska Polskiego. Antoni Macierewicz podsumował kiedyś postawę Komorowskiego słowami: „Marszałek Komorowski przez lata chronił ludzi z WSI i powinien za to ponieść odpowiedzialność.”

Likwidacja WSI – tego „peryskopu, za pomocą którego Rosjanie pozyskiwali wiedzę o mechanizmach funkcjonowania naszego państwa” (jak określił tę służbę prof. Andrzej Zybertowicz) sprawiła, że funkcjonujący dotąd triumwirat III RP oparty na relacji służby-biznes –politycy  został mocno zdezorganizowany i osłabiony.

Z tej przyczyny, jedynym z priorytetów rządu Donalda Tuska stało się przywrócenie wpływów środowiska WSI i powrót do wzorca służb ustalonego w roku 2004. Z chwilą przejęcia władzy przez PO, wszelkie działania rządu zostały ukierunkowane na zablokowanie procesu weryfikacji żołnierzy WSI, przejęcie nowopowstałych służb wywiadu i kontrwywiadu wojskowego oraz pełną reaktywację komunistycznego układu. Tuż po powstaniu rządu nastąpiły czystki w służbach specjalnych, szykany wobec ich szefów, przesłuchania i represje wobec nowych funkcjonariuszy kontrwywiadu wojskowego. Kolejne miesiące przyniosły szereg zawiadomień do prokuratury przeciwko członkom Komisji Weryfikacyjnej oraz zawiadomień i pozwów wymierzonych w Antoniego Macierewicza.

W czerwcową noc 2008 roku, Sejm głosami obecnej koalicji uchwalił nowelizację ustawy o SKW i SW, która faktycznie zakończyła proces weryfikacji. W uzasadnieniu noweli napisano wprost: „Projektowane przepisy generalnie otworzą drogę żołnierzom zawodowym zniesionych Wojskowych Służbach Informacyjnych do „zagospodarowania ich” niezależnie od faktu czy Komisja Weryfikacyjna wyda, czy też nie, swoje stanowisko.”

Jednocześnie, na wszelkie sposoby utrudniano pracę Komisji Weryfikacyjnej, dyskredytowano i zastraszano jej członków, pomawiano szefa komisji, a wokół procesu likwidacji WSI wytworzono medialną atmosferę oskarżeń i klimat działań nielegalnych.

Pod koniec 2007 roku rozpoczęto kombinację operacyjną z udziałem ośrodków propagandy, ludzi WSW/WSI, szefostwa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego oraz ówczesnego marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego - nazwaną przeze mnie aferą marszałkową.

Warto podkreślić, że przez pierwsze miesiące rozgrywania sprawy w obszarze publicznym funkcjonowała ona pod nazwą „afera aneksowa”. Wszystkie ośrodki propagandy, blogerzy oraz media kojarzone z opozycją zgodnie używały określenia, które było głównym przekaźnikiem dezinformacji. To określenie miało bowiem sugerować, że aneks do Raportu z Weryfikacji WSI stał się przedmiotem działań aferalnych, korupcyjnych. Takiej tezy dotyczyła "sztandarowa" publikacja gazety "Dziennik" z 19 listopada 2007 r. zatytułowana „Aneks do raportu o WSI na sprzedaż” i opatrzoną nagłówkiem "Każdy może kupić tajne dokumenty". Kolejne publikacje umacniały takie przeświadczenie i stanowiły jeden z podstawowych elementów dezinformacji. Medialnym zwieńczeniem rzekomej „afery aneksowej” była publikacja Anny Marszałek, Michała Majewskiego i Pawła Reszki z kwietnia 2008 roku zatytułowana – „Kto gra aneksem Macierewicza?”. „Handel aneksem Macierewicza", w  której alarmowano: „Po Warszawie od wielu miesięcy biega przeszkolony w Moskwie oficer służb wojskowych, który oferuje sprzedaż aneksu o weryfikacji”.

Żadne z kłamstw rozpowszechnianych przez funkcjonariuszy medialnych nie znalazło potwierdzenia. Nigdy nie było „afery z aneksem”, nigdy też nie wykazano, by nastąpił przeciek z tego dokumentu. Wszelkie oskarżenia i rzekome dowody, o których miesiącami zapewniali nas żurnaliści i rezonujący im „specjaliści” z WSI okazały się fałszywe.

Określenie kombinacja operacyjna, zaczerpnięte z arsenału służb specjalnych, nie jest tu przypadkowe. Chodzi bowiem o cały zespół planowych działań, wzajemnie ze sobą powiązanych i podporządkowanych jednolitej koncepcji. Miały one na celu takie oddziaływanie na przeciwnika, aby przez wprowadzenie go w błąd lub wykorzystanie błędu doprowadzić go do z góry zakładanych zachowań, które umożliwią wykonanie określonych zadań operacyjnych.

Afera marszałkowa polegała zatem na działaniach zmierzających do uzyskania dostępu do tajnego uzupełnienia (aneksu) z Raportu z Weryfikacji WSI, a gdy okazało się to niemożliwe, na skompromitowaniu członków Komisji Weryfikacyjnej oraz dziennikarza Wojciecha Sumlińskiego. Działania te miały również na celu dezawuowanie treści zawartych w aneksie oraz uprzedzenie ewentualnych zarzutów dotyczących powiązań polityków PO ze środowiskiem byłych WSI. Priorytetem kombinacji pozostawała osłona politycznego „patrona” wojskowych służb - Bronisława Komorowskiego.

18 października 2007r. „Gazeta Polska” zamieściła artykuł Leszka Misiaka zatytułowany „Komorowski i WSI”, w którym nawiązywano do wcześniejszej publikacji tygodnika „Wprost”. W artykule mogliśmy przeczytać o tajemniczym przyjacielu Komorowskiego, który w marcu 2004r. informował Leszka Misiaka o wypadku samochodowym, jakiemu uległ syn Komorowskiego. Dziennikarz napisał:

„W tamtym czasie nie wiedziałem kim jest ów informator, jego nazwisko nic mi nie mówiło. Przedstawiał się jako lobbysta, mówił, że często bywa w Sejmie, kiedyś nawet spotkałem go przed Sejmem. Prawie dwa lata później dowiedziałem się, że to pułkownik WSI, były szef Zarządu I Szefostwa WSW Aleksander L”.

Ujawniając fakt wieloletniej znajomości Komorowskiego z płk L. dziennikarz zakończył pytaniem:„ Jaki interes miał wysoki rangą oficer WSI, by występować jako rzecznik Bronisława Komorowskiego? Co łączy czy łączyło obu panów? Czy była to znajomość prywatna czy też miała inny charakter? Te pytania chcieliśmy zadać marszałkowi Komorowskiemu.”

Komorowski nie znalazł wówczas czasu, by rozmawiać z "GP", zaś asystent marszałka kilkakrotnie przekładał termin wywiadu, odsyłając dziennikarza do sejmowego sekretariatu.

Kilkanaście dni później,  27 października 2007r. „Wprost” powiadomił że „Aneks do raportu komisji weryfikacyjnej Wojskowych Służb Informacyjnych trafił już do prezydenta”. Poinformowano również, że „na najbliższy poniedziałek przed komisję został wezwany były minister obrony narodowej Bronisław Komorowski. Jego wezwanie ma związek z nielegalnymi podsłuchami stosowanymi przez funkcjonariuszy WSI w latach 2000-2001.”

W odpowiedzi na to doniesienie, Komorowski oświadczył: „są to próby podważenia mojej wiarygodności. Nie tylko próbuje się stworzyć sprawę nieistniejącą, bo żadnej inwigilacji opozycji, w czasach gdy ja byłem ministrem, w moim najgłębszym przekonaniu, nie było, ale również próbuje się stworzyć wrażenie, że jest o co mnie przesłuchiwać”.

30 października 2007r. w „Rzeczpospolitej” napisano: „Nazwiska Komorowskiego, Onyszkiewicza, Kalisza, Szmajdzińskiego i Rusaka znajdują się w aneksie do raportu o Wojskowych Służbach Informacyjnych”.

Antoni Macierewicz, pytany wówczas o powód wezwania przez Komisję tych osób, uzasadnił to następująco: „Ustalenia, które są w aneksie do raportu o WSI, wymagają, aby ci panowie się do nich ustosunkowali. Jeśli tego nie zrobią, to trudno, aneks i tak zostanie opublikowany”. Jednocześnie Macierewicz przypomniał, że po opublikowaniu Raportu z Weryfikacji WSI pojawiły się zarzuty, iż szereg osób nie miało możliwości złożenia wyjaśnień, a gdyby ją miały, to "sprawy byłyby inaczej opisane". Macierewicz zaznaczył więc, że „wszyscy wezwani przez komisję będą się mogli odnieść do dokumentów i informacji, na podstawie których aneks został napisany.”

Następnego dnia, po ukazaniu się informacji o wezwaniu Komorowskiego  przed Komisję, kandydat PO na marszałka Sejmu oświadczył:   „Pan Macierewicz powinien zniknąć ze swojej instytucji. Kwestia odwołania ministra Macierewicza wydaje się być kwestią oczywistą” i zapowiedział:  „ Przyjdzie nowy minister, zostaną przeprowadzone zmiany personalne i jedną z pierwszych decyzji będzie odsunięcie pana Macierewicza od wpływów na tak newralgiczny obszar państwa”. Komorowski wyjaśnił też, że Komisja Weryfikacyjna WSI, "zachowuje się bardzo dziwnie": „Komisja próbuje wzywać na przesłuchania kandydata na marszałka Sejmu. Tu może chodzić o chęć zepsucia atmosfery i mojego wizerunku, a nie o dojście do prawdy”.

Niewiele dni później, 19 listopada 2007r. „Dziennik” przyniósł sensacyjną informację, opatrzoną nagłówkiem –„Każdy może kupić tajne dokumenty, pt. „Aneks do raportu o WSI na sprzedaż”. Dziennikarze gazety donosili: „DZIENNIK zdobył kolejne potwierdzenie, że tajne archiwa WSI oraz dokumenty komisji weryfikacyjnej zostały skopiowane. Ale to jeszcze nie wszystko. Gazeta ustaliła, że aneks Antoniego Macierewicza do raportu o WSI można kupić na czarnym rynku.”

W kontekście rzeczywistego przebiegu afery marszałkowej, ta i wiele innych publikacji (zwykle autorstwa A. Marszałek i P. Reszki) mają istotne znaczenie. Jedne z nich mogły wywołać określone reakcje Komorowskiego, inne zaś świadczyły o włączeniu ośrodków propagandy w przebieg kombinacji operacyjnej.

Z treści zeznań złożonych przez Bronisława Komorowskiego w prokuraturze (protokół z dn24.07.2008 link załączony pod tekstem) wynika, że spotkał się on z płk. Aleksandrem L. „około 19 listopada 2007 roku”. Już przed spotkaniem Komorowski wiedział zatem, że znajomością z pułkownikiem WSW/WSI interesują się dziennikarze. Powstała sytuacja mogła zagrozić interesom obu rozmówców: L. który działał wśród dziennikarzy i chciał uchodzić za wiarygodne źródło informacji, z możliwością dostępu do aneksu oraz Komorowskiemu, któremu groziło wezwanie przed Komisję Weryfikacyjną oraz ujawnienie związków z oficerem WSW/WSI podejrzewanym o kontakty z obcymi służbami. Nadto, pojawiły się sygnały, że prezydent Lech Kaczyński będzie chciał ujawnić aneks do Raportu.

Z zeznań Komorowskiego jednoznacznie wynika, że spotkał się on z L. i przystał na propozycję uzyskania nielegalnego dostępu do informacji stanowiących ścisłą tajemnicę państwową, a następnie umówił się z L. w kwestii dalszych kontaktów.

W czasie obrad sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka 23 września 2008 roku, Antoni Macierewicz pytał:

„Czy prokuratura ma informacje, że poza panem L. i panem Tobiaszem, w tym okresie, przed poinformowaniem kogokolwiek o czymkolwiek, pan marszałek Komorowski spotykał się z dwiema innymi jeszcze osobami związanymi z byłą WSI. Czy tę wiedzę posiada prokuratura?[…] Przecież równolegle, też 19 listopada, a więc w tym czasie, kiedy pan L. przychodzi zaanonsowany przez Buczyńskiego do Komorowskiego, rozpoczyna się wielka nagonka prasowa mówiąca o tym, że jest wyciek aneksu, że można go kupić gdzieś na ulicy, na bazarze. Ta nagonka towarzyszy spotkaniom pana marszałka Komorowskiego z oficerami byłej WSI i byłego WSW.”

Komorowski przyznał również, że spotykał się z byłym oficerem Zarządu III WSI płk Leszkiem Tobiaszem, wobec którego prokuratury prowadziły w tym czasie postępowanie karne w sprawach o fałszowanie dokumentów i złożenie nieprawdziwego oświadczenia weryfikacyjnego.  Tobiasz miał skontaktować się z Komorowskim, by powiadomić go o rzekomej korupcji w Komisji Weryfikacyjnej ‒ chodziło o pozytywną weryfikację żołnierzy WSI w zamian za łapówkę.

Z dalszego przebiegu afery marszałkowej można wnioskować, że płk Tobiasz miał zająć się uzyskaniem „materiałów dowodowych” obciążający członków Komisji oraz dziennikarza Wojciecha Sumlińskiego. Dla uwiarygodnienia tych zarzutów było konieczne, by „ofiarą” stał się także Aleksander L., z którym rozmowy Tobiasz miał nagrywać. Nie przypadkiem, w wielu publikacjach z tego okresu pojawiają się absurdalne twierdzenia o znajomości L. z Antonim Macierewiczem.

Na początku listopada 2007 r., z inicjatywy Komorowskiego doszło z kolei do spotkania Tobiasza z szefem ABW Krzysztofem Bondarykiem, płk. Grzegorzem Reszką (p.o. szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego) oraz Pawłem Grasiem (ówczesnym zastępcą przewodniczącego sejmowej komisji ds. służb specjalnych). Na spotkaniu poczyniono ustalenia w zakresie działań dotyczących członków Komisji Weryfikacyjnej.

Warto podkreślić, że o tym spotkaniu Komorowski nie poinformował podczas przesłuchania przed prokuratorem.

W efekcie zawartych wówczas ustaleń, płk Tobiasz, w oparciu o zgromadzone komprmateriały miał złożyć zawiadomienie do prokuratury o podejrzeniu korupcji wokół Komisji Weryfikacyjnej, obciążając Aleksandra L. i Wojciecha  Sumlińskiego. Jednocześnie uruchomiono zmasowaną kampanię dezinformacyjną, mającą na celu wytworzenie fałszywego przekonania, iż doszło do handlowania aneksem przez ludzi związanych z Komisją Weryfikacyjną.

Momentem kulminacyjnym kombinacji był dzień 15 maja 2008 r. gdy ABW dokonała przeszukania w domach Sumlińskiego, Bączka i Pietrzaka, licząc zapewne na znalezienie dowodu potwierdzającego tezę o "wycieku" aneksu. Aresztowanie płk L. miało zaś uwiarygodnić wersję, iż oficer ten współpracował z ludźmi Komisji.

Jak wiemy, podjęto również próbę „aresztu wydobywczego” wobec Wojciecha Sumlińskiego, licząc prawdopodobnie na zastraszenie dziennikarza i uzyskanie materiałów obciążających członków Komisji. Ponieważ do aresztowania dziennikarza nie doszło, zaś prezydent Lech Kaczyński ogłosił, iż nie opublikuje aneksu, zdecydowano o zakończeniu kombinacji.

W listopadzie 2008 roku, Antoni Macierewicz komentując zachowania Bronisława Komorowskiego, zauważył: „Ostatnio kilkakrotnie widziałem marszałka w stanie silnego podenerwowania. Pierwszy raz, gdy pytano go o związaną z WSI spółkę „Pro civili”. Drugi raz niedawno, gdy pytano go o kontakty z Leszkiem Tobiaszem i Aleksandrem L.”

Zdenerwowanie Komorowskiego wydaje się zrozumiałe, jeśli dostrzec liczne rozbieżności w zeznaniach byłego marszałka Sejmu z zeznaniami Tobiasza, a nawet z zeznaniami byłego szefa ABW Krzysztofa Bondaryka. Dotyczą one dat oraz okoliczności, w jakich doszło do współpracy Tobiasza z ABW.

Z zeznań Bondaryka wynikało, że Komorowski wezwał szefa ABW 23 listopada 2007 roku, zaś spotkanie z Tobiaszem odbyło się tego samego dnia na terenie Sejmu. Tobiasz – zdaniem Bondaryka,  miał mieć przy sobie dowody na korupcję w Komisji Weryfikacyjnej WSI. W tym samym dniu, Bondaryk swoim samochodem przewiózł Tobiasza do siedziby Agencji na Rakowiecką, zaprowadził do pokoju, po czym wezwał „funkcjonariusza pionu śledczego panią Fetke”. Tobiasz został przesłuchany i przyjęto od niego zawiadomienie o przestępstwie.

Tymczasem Bronisław Komorowski zeznawał, iż jego pierwsze spotkanie z Tobiaszem miało miejsce 21 listopada 2007r., podkreślając: „tej daty jestem pewien, w kalendarzu niestety nie zapisano dnia spotkania z L., ale mogło to być około dzień lub dwa przed rozmową z Tobiaszem.” Dalej Komorowski oświadczył: „Tobiasz chciał mi okazać zdobyte dowody w postaci nagrań i na kolejne spotkanie, 3 grudnia 2007 r. – przyniósł je. Widziałem kamerę, dyktafon, kasetę video i kasety do dyktafonu.” „O ile pamiętam – oświadczył Komorowski prokuratorowi - następnego dnia przekazałem powyższą informację Ministrowi Koordynatorowi Pawłowi Grasiowi oraz szefowi SKW płk. Reszce. Minister Graś następnie powiedział mi , że jest to sprawa, którą powinno zająć się ABW z uwagi nie tylko na korupcję, ale również na zagrożenie państwa. Po kilku dniach przeprowadziłem rozmowę z szefem ABW panem Bondarykiem. Po pewnym czasie, myślę że po około dwóch tygodniach, Tobiasz stawił się w umówionym miejscu i czasie do dyspozycji ABW, która zajęła się tą sprawą.”

Zeznaniom Komorowskiego zaprzeczył także Leszek Tobiasz. Według jego zeznań, do spotkania z Komorowski doszło prawie miesiąc wcześniej, niż twierdził marszałek Sejmu. Choć Tobiasz nie potrafił podać dokładnej daty pierwszego spotkania, to pytany przez prokuraturę wskazał ścisły przedział czasowy. Oświadczył, że do spotkania doszło między 20 października a 2 listopada 2007 r., to zaś oznacza, że o blisko miesiąc poprzedziło ono spotkanie Komorowskiego z płk Aleksandrem L.

Należy podkreślić, że jeśli do spotkania z Tobiaszem doszło między 20 października a 2 listopada 2007r., burzy to całkowicie logikę zeznań Komorowskiego. W swoich zeznaniach marszałek Sejmu podkreślał bowiem- „Pod koniec rozmowy z Tobiaszem powiedziałem mu, że do mnie próbował docierać płk. L.”

Dowodziłoby to, że Komorowski spotkał się z L. przed 20 października 2007r., a zatem skłamał prokuratorowi twierdząc, że do spotkania doszło „około 19 listopada”.

Gdyby przyjąć wersję Komorowskiego, jak wówczas wyjaśnić twierdzenie marszałka zawarte w treści zeznań, iż płk L. przyszedł do niego, gdy było już wiadome, że polityk PO obejmie fotel marszałka Sejmu?: „Ja fotel Marszałka objąłem z dniem 5 listopada 2007r.więc L. po raz pierwszy docierając do mnie wiedział, że będę miał dostęp do aneksu” .

Jeśli L. był u Komorowskiego przed Tobiaszem (a taka jest logika zeznań Komorowskiego) musiałoby to nastąpić przed 20 października. Ale wówczas, skąd miałby wiedzieć, że Komorowski zostanie marszałkiem i będzie miał potencjalny dostęp do aneksu?

Istotne rozbieżności dotyczą także terminu i okoliczności poznania płk Tobiasza. Komorowski zeznał bowiem przed prokuraturą, iż to posłanka PO Jadwiga Zakrzewska przekazała mu informację, że chce się ze z nim spotkać pułkownik z WSI, „który jest jej sąsiadem”. Tymczasem Zakrzewska występując 16 września 2008 roku w programie "Misja specjalna" zdecydowanie zaprzeczyła sąsiedzkiej znajomości z Tobiaszem.

Gdy w styczniu 2009 roku Bronisław Komorowski złożył ponowne zeznania w tej sprawie, utrzymywał już, że Zakrzewska tylko pośredniczyła w organizacji spotkania, bo miał ją o to prosić starosta powiatowy z jej okręgu wyborczego i to on miał być sąsiadem oficera WSI, który szukał kontaktu z Komorowskim.

W pierwszych zeznaniach złożonych w Prokuraturze Krajowej, Komorowski oświadczył także: „nazwisko Wojciecha Sumlińskiego kojarzę jedynie z prasy. Nie znam go osobiście”. Tymczasem w listopadzie 2008 roku Wojciech Sumliński składając wyjaśnienia przed sejmową komisją ds. służb specjalnych przypomniał, że spotykał się z Komorowskim w roku 2007, a tematem ich rozmów był przygotowywany dla programu „30 minut" w TVP Info materiał o Fundacji Pro Civili.

Nie można wykluczyć, że właśnie ta okoliczność spowodowała włączenie Sumlińskiego w zakres ówczesnej kombinacji. Obok byłego oficera WSW/WSI, dziennikarz piszący o WSI i mający kontakty z jednym z członków Komisji Weryfikacyjnej (Leszkiem Pietrzakiem) wydawał się właściwym kandydatem dla uwiarygodnienia konstrukcji prowokacji. Być może podczas przeszukania w domu Sumlińskiego liczono również na przejęcie niewygodnych dla Komorowskiego materiałów dotyczących fundacji Pro Civili.

Kolejne istotne rozbieżności można zauważyć konfrontując zeznania Komorowskiego z zeznaniami Pawła Grasia. Wynika z nich, że sprawa zaczęła się znacznie wcześniej niż twierdzi Komorowski. Graś zeznał bowiem, że jeszcze przed wyborami w 2007 r., w czasie gdy był szefem komisji ds. służb specjalnych, skontaktował się z nim Komorowski i powiadomił, że posiada jakieś ważne informacje dotyczące bezpieczeństwa państwa. Doszło wówczas do spotkania, w którym brali udział Graś, Komorowski oraz płk. Leszek Tobiasz. Graś oświadczył również, że Komorowski poinformował go, iż płk L. jest powiązany z rosyjskimi służbami. Z zeznań Grasia wynikało, że po powołaniu rządu Donalda Tuska ówczesny marszałek Komorowski skontaktował się z nim ponownie, mówiąc, że znów jest u niego płk Tobiasz. Dopiero po tej informacji Graś zadzwonił do Krzysztofa Bondaryka, który kilka dni wcześniej został p.o. szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Wówczas dopiero Tobiasz miał złożyć zawiadomienie o przestępstwie.

Śmierć tego głównego świadka ( w lutym 2012 roku) przekreśliła szansę na skonfrontowanie jego zeznań z oświadczeniami Komorowskiego. Zeznania Tobiasza, w wielu miejscach sprzeczne z wersją Komorowskiego, mogły mieć kluczowe znaczenie dla sprawy i być może pozwoliłyby usunąć liczne wątpliwości związane z rolą ówczesnego marszałka Sejmu.

Wojciech Sumlinski podkreślał, że  „jak udało się wykazać, że L. kłamał, tak samo bez problemu wykazałbym to odnośnie Tobiasza”. Obrońcy dziennikarza planowali złożenie wniosku o przeprowadzenie konfrontacji, pomiędzy płk. Tobiaszem, płk. L. i Bronisławem Komorowskim.

 Protokół przesłuchania B. Komorowskiego z 24.07.2008r:

http://bezdekretu.blogspot.com/2008/09/protok-przesuchania-przez-prokuratur.html

 Źródła:

 https://bezdekretu.blogspot.com/2014/12/czym-bya-afera-marszakowa-rola.html