foto1
Kraków - Sukiennice
foto1
Lwów - Wzgórza Wuleckie
foto1
Kraków - widok Wawelu od strony Wisły
foto1
Lwów - widok z Kopca Unii Lubelskiej
foto1
Lwów - panorama
Aleksander Szumański, rocznik 1931. Urodzony we Lwowie. Ojciec docent medycyny zamordowany przez hitlerowców w akcji Nachtigall we Lwowie, matka filolog polski. Debiut wierszem w 1941 roku w Radiu Lwów. Ukończony Wydział Budownictwa Lądowego Politechniki Krakowskiej. Dyplom mgr inż. budownictwa lądowego. Dziennikarz, publicysta światowej prasy polonijnej, zatrudniony w chicagowskim "Kurierze Codziennym". Czytaj więcej

Aleksander Szumanski

Lwowianin czasowo mieszkający w Krakowie

BAŁAK NA LWOWSKICH „KRAKIDAŁACH”

Czy na „Krakidałach” lwowskim targu mówiono jedynie szmoncesem? Oczywiście mówiono również bałakiem. Zachodzi retoryczne pytanie – która z tych gwar stanowiła bardziej lwowski folklor. Wypowiadam się jednak po stronie bałaku, który miał wyłączność gwary autentycznie lwowskiej z nie do odtworzenia akcentem (melodią) mowy kresowej, podczas gdy szmonces używany był nie tylko we Lwowie i wielokrotnie odtwarzany jako naśladownictwo, często pokraczne, a w najlepszym przypadku jako zamiennik oryginału. I jeszcze jedno – gwary owe miały „swoje melodie”, akcenty. Bałakowa – kresowa - nabyta rodzinnie i społecznie, wymawiana akcentem wschodnich rubieży II Rzeczypospolitej, szmonces zaś nie posiadał naleciałości mowy kresowej, rządził się całkowicie innym klimatem.

Jednakże stając w obronie szmoncesu należy podkreślić, iż obie te gwary stanowiły niezaprzeczalnie swoisty folklor językowy. Przykładami owego folkloru, a równocześnie różnorodności brzmienia zaświadczają najlepiej stare lwowskie anegdoty, dla przykładu:

Przed lwowskim sądem grodzkim toczy się rozprawa w sprawie naruszenia dóbr osobistych. Powodem jest pan Rozenzweig , a pozwanym pan Silberstein. Sędzia wydaje wyrok pojednawczy:

Panie Silberstein proszę się zwrócić do pana Rozenzweiga:

Panie Rozenzweig pan jest porządnym człowiekiem, ja pana bardzo przepraszam.

Silberstein:

Panie Rozenzweig pan jest porządnym człowiekiem? Ja pana bardzo przepraszam.

Sędzia:

Panie Silberstein co to znaczy takie przepraszanie?

Silberstein:

Panie sędzio, pana chodzi o sens, czy o melodię?

Aleksander Fredro wielki lwowianin napisał o żalach Henryka Polanowskiego:

 

„Wynalazku!

Pełno w nim było ludzi, pełno wszędzie wrzasku,

Dawniej gdzie czas przepędzić, gdzie pieniądze stracić,

Nigdzie, tylko we Lwowie, choćby i przepłacić.

Lecz minął już czas dawny, niema w nim tej chluby,

Zniknęły owe stroje i fioki i czuby."

 

Tak żalił się Henryk Polanowski na przełomie XVIII/XIX w. nad zmianami w życiu codziennym tętniącego, onegdaj bogatego Lwowa.

Kielich szampana od ręki do ręki,

Niosąc gospodarstwa dzięki,

Niósł razem dowcip do głowy,

W nogi moc i ogień nowy...

 

Aleksander Fredro o wspólnych zabawach z oficerami Napoleona, a w 1815 roku, po abdykacji Napoleona, wrócił do domu i gospodarował w rodzinnym majątku Beńkowa Wisznia.

Opuszczając Paryż po klęsce Napoleona, Aleksander hr. Fredro napisał:

Wyjechaliśmy razem, z odmiennych pobudek: Napoleon na Elbę, ja zasię do Rudek.

Jerzy Janicki autor „Krakidałów” pisze w swojej książce:

Czego mi tak naprawdę żal - to lwowskiego bałaku. Bo co tu dużo ukrywać, bo szkoda gadać, czyli właśnie po naszemu szkoden goden, ale niestety skazany jest ten nasz bałak na zagładę i tylko patrzeć a umrze i nie pozostanie po nim nawet wspomnienie. Na wszechświatowym lwowskim wygnaniu, które rozciąga się od Odry przez wszystkie kontynenty nie wyłączając Afryki i Australii, wszystko co lwowskie ocaleje, bo pamięcią pozostanie zawsze austriacka cenzurka dziadka, karnecik balowy babci, jakaś karta wstępu na Targi Wschodnie, albo opakowanie po czekoladzie od Zalewskiego, albowiem niezbadane są przyczyny dlaczego ludziska wszystko to wywieźli znad Pełtwi. To zbiorowe muzeum lwowskiej pamięci wszystko dla potomności jest w stanie zachować, niestety – mowa lwowska nie ocaleje. Bałak ten niesłychany amalgamat, mieszanina, czyli właśnie po naszemu miszkulencja, ten mariaż niemieckiego, ruskiego, węgierskiego, ormiańskiego, rumuńskiego, hebrajskiego, a nawet tureckiego, ten najbogatszy i najbarwniejszy na ziemskim globie bukiet tylu naraz dialektów – nie przetrwa i złożony zostanie do grobu niepamięci wraz z ostatnim schodzącym z tego świata mieszkańcem Bytomia i Wrocławia.Mam tu na myśli rzecz jasna bałak lwowski w jego wydaniu dźwiękowym, żywym, oddanym fonetycznie, bo frazeologicznie długo jeszcze będzie przypominać o sobie w pamiętnikach, memuarach kronikach i zapiskach. Lecz bałak napisany, wyobrazowany martwymi literami jest jak człowiek w letargu, ma się tak do mówionego bałaku łowionego uchem jak album fotograficzny do kasety video. Jak wypchany w skansenie żubr do żywego egzemplarza w Białowieskiej Puszczy. Albowiem nieocenione co prawda zasługi ma pani prof. Zofia Kurzowa, która odważnie, bo w latach panującego jeszcze zamordyzmu cenzury, wydała naukową rozprawę „Polszczyzna Lwowa i Kresów południowo-wschodnich”, ale… Wszystko tam jest bardzo naukowo wywiedzione , morfologiczno-leksykalne, każdy wyraz świadczy się inna interferencją i dziś już nie ma wątpliwości, skąd bierze się labializacja nagłosowych samogłosek tylnego „o” lub „u”. To łatwo przeczytać na czym polega element labialny głosek „u” lub „o” w takim przykładowo zdaniu jak „ A uo kogo ja nie widzy”. Ale kto jeszcze poza Kaziem Górskim Zbyszkiem Kurtyczem albo Tuniem Dzieduszyckim potrafi to p o w i e d z i e ć/. Podkreślam p o w i e d z i e ć.

Tu mała dygresja autora nin. opracowania – p o w i e d z i e ć w bałaku może jeszcze bardzo wielu żyjących, również znanych mi lwowian we Lwowie, Krakowie, Wrocławiu i w Bytomiu. Wymienię tylko niektóre nazwiska osób mi znanych – rok 2012:

- Krystyna Kowalczyk – Lwów - pedagog

- Bożena Rafalska – Lwów – redaktor naczelna „Lwowskich Spotkań”

- Mirosław Rowicki (Marcin Romer) – Stanisławów – redaktor naczelny „Kuriera Galicyjskiego”,

- Teresa Pakosz – Lwów – dziennikarka prezes Radia Lwów,

- Ania Gordijewska – Lwów – dziennikarka Radia Lwów,

- Ela Leusz – Lwów – dziennikarka Radia Lwów,

- Weronika Kachza – Lwów – mgr inż. budownictwa lądowego,

- Jerzy Czupachin – Lwów – pedagog, naukowiec,

- Janina Procajło – Lwów,

- Lesław Flis – Wrocław – dziennikarz – społecznik, działacz lwowski,

- Danuta Skalska – Bytom – dziennikarka Radia Katowice – prowadząca coniedzielną bieżącą audycję

bałakiem „Na wesołej Lwowskiej Fali”,

- Jan Skalski – Bytom - dziennikarz – przewodniczący Światowego Kongresu Kresowian,

- Adam Żurawski – Bytom – aktor

- Wojciech Habela – Kraków - aktor, syn muzykologa Jerzego Habeli, oraz

 niżej podpisany autor opracowania - Aleksander Szumański – lwowianin.

 A więc współcześni, w żywym, dźwiękowym języku – bałaku.

I dalej Jerzy Janicki:

Oczywiście przesadzam bo jeszcze tysiące ludzi we Wrocławiu Bytomiu Gliwicach ba – w Przemyślu powie to prawidłowo i wszystko będzie sztymować. Ba, taką melodię języka można jeszcze usłyszeć w środowiskach rodzin lwowskich w Londynie, nikt piękniej nie posługuje się metodyką bałaku w Kanadzie niż Elgin Scott, lub Nina Zawirska. Ale niestety umiejętności tej już nie ma lwowiak w Polsce. Nawet rodowity. Bo mu się ten bałak mimo woli skundlił jeśli w codziennym od rana do wieczora użyciu wysłuchiwać musiał od krakusów te ich „idzdze, idzdze bajoku” („bajtloku” – dopisek autora) albo od poznaniaków uczył się stawiania tego bezsensownego znaku zapytania „nie?” po każdym choćby nie wiem jak stanowczym stwierdzeniu. To nawet niedaleko od prawdy odbiega dowcip mówiący, że informatorka na stacji Poznań Główny zapowiada że odjazd pociągu do Warszawy nastąpi z peronu drugiego o godzinie piętnastej dwanaście, nie? Dzisiejsi przymusowi Anglicy czy Kanadyjczycy rodem ze Lwowa tylko dlatego zachowali prawidłową melodykę lwowskiego dialektu i cały bogaty wokabularz tego bałaku, że tubylcy nie są w stanie mu go popsuć posługując się na co dzień językiem Szekspira.

To brzmi jak paradoks ale najgorzej po lwowsku mówią dziś lwowiacy…we Lwowie. Oczywiście nie moje roczniki nie te matuzalemy co jeszcze zdążyły na hinter chodzić w szkole i oczywiście nie tak unikatowe wyjątki jak Jarmiłko Sudomlak, obie panie Pechaty, lub Jola Martynowicz. Wystarczyło jednak niestety ledwie pół wieku panowania nad Pełtwią pięknej skąd inąd mowy Puszkina, żeby bałak rodowitego lwowiaka zainfekowany został inna składnią żeby się wynaturzył i wykoleił inna metaforyką a jego przyrodzona śpiewność stała się bliższa jakimś nadwołżańskim dumkom niż nadpełtwiańskim sztajerkom. Krótko można by powiedzieć że z jakim przystajesz takim się stajesz. Można by ale po co, skoro my mamy do dyspozycji tę sama mądrość, ale gdzie tamtej do naszej, która powiada że jaki jichał, taki zdybał.

Ja sobie doskonale zdaję sprawę że rozważeniami tymi narobiłem sobie wrogów jak stąd do Winnik, że niejeden niesłusznie posądzany będzie mi się odgrażał że jak ci palny to polecisz na Szpitalny, a z Szpitalny na Krakosku, a z Krakoskiej na Janosku i że w ogóle reńka noga, mózg na ściani reszta będzi na parkani.

I otóż wszystko to z pokorą zniosę, pod warunkiem jednak że na pewno ta Krakoska będzie bez „w” i że na pewno będzie to reńka nie przez „ę” w środku, i że w ogóle to będzi, a nie grzeczne i leksykalnie ugrzecznione – będzie. Ale czy tego się można nauczyć? Boję się, że z tym się należy po prostu urodzić i to najlepiej w mieście pod Wysokim Zamkiem. Posłużę się przykładem. Kiedy pisałem serial „Dom” i zabrakło Michotka, którego nieopatrznie uśmierciliśmy już w czwartym odcinku, do roli jego brata przyjeżdżającego rzekomo z Anglii potrzebny był aktor mówiący oczywiście bałakiem. Wielki reżyser, jakim był Jasiu (proszę zauważyć że może on dla innych był Jasio, dla mnie jednak Jasiu, bo z Podhajec. Łomnicki coś z siedmiu aktorów, a wszyscy z tak zwanej górnej półki. Wszystkie nazwiska z pierwszych stron gazet, laureaci nagród państwowych, już z litości ich tu nie wymienię. Dostawali moje teksty pisane bałakiem i bardzo się nawet starali. No i co? I przyjechał z Bytomia sprowadzony awaryjnie na moja prośbę Ryszard Mosingiewicz, kompletny amator, ale za to morda odrapana, włosy jak badyli i ten genialny bałak wprost z Gródeckiej. I wszystkich zakasował.

Na szczęście nie ja jeden trzęsę się ze strachu na myśl, że co to będzie i co to się stanie z lwowskim bałakiem, kiedy naszych roczników zabraknie. Autorzy wszystkich niemal wydawanych na zachodzie pamiętników tą sama widać gnębieni są troską skoro każdy, dosłownie każdy poczytuje sobie za święty obowiązek bałakowi właśnie poświęcić cały oddzielny rozdział. Bo i Kazimierz Schleyen w swych „Lwowskich gawędach” wydanych w Londynie, i Adam Chciuk az w Australii załamują ręce w rozpaczy nad spodziewana agonia bałaku. Chciukowie… Bo dwóch ich było – Andrzej i Tadeusz. Ten drugi wsławił się w czasie drugiej wojny światowej jako kurier AK który przewiózł z okupowanej Polski do Anglii elementy niemieckiej broni V1. Obaj z Andrzejem drohobyczanie z urodzenia lata studenckie spędzili pod Wysokim Zamkiem, a bezbrzezna nostalgia Andrzeja za Lwowem zaowocowała takimi pięknymi książkami, jak „W krainie lwowskiego bałaku”, „Ziemia księżycowa” i „Pamiętnik poetycki”. Ten ostatni tytuł wydany w Melbourne w 1061 roku już na samym wstępie włącza się w nasze rozważania o mowie lwowskiej pięknym inwokacyjnym dziewięciozgłoskowym wierszem o takim właśnie tytule: „O lwowskim bałaku”. W następnej IV części Krakidałów przytocze ten piękny utwór. Do zobaczenia.

BAŁAKOWE UWAGI WŁASNE

Wszyscy dobrze wiemy co to są podróbki i nie należy ich używać, bo w najlepszym wypadku można kitę odwalić na ament. Czy może być coś gorszego od szpanu „aktorskiego” usiłującego udowodnić swoje nadzwyczajne talenta „dykcyjno-morfologiczno-leksykalne” i w dodatku opowiadające „autentyczne fakty”.

Otóż „lwowianka” Agata Młynarska, tak, tak, córka „lwowianina” Wojciecha Młynarskiego, opowiadała w TVP jak to przepięknie remontują Ukraińcy Lwów. Według pani Agaty szczególnie godna podziwu jest pięknie odremontowana brama wejściowa na Cmentarz Obrońców Lwowa.

A ja si zapytam paniom Agate dzie ona widziała bramy na Cmentarzu Orląt? Może jej si potentegowało z Ostru Bramu w Wilni, któru Litwini tak pienkni wyremuntowali, że si zaraz zawali. Ja si tyz zapytam pani Agaty czy widziała jak pinkni jadu we Lwowi udnuwiony tramwaji przez udrymuntuwanum ulicy Skarbkowską – tramwaj za tramwajim za tramwajim tramwaj a za tym tramwajim jeszcze jedyn tramwaj.

Ja si tez zapytam pani Agary czy do nij dotarło że juz dzisiaj dosłownie „cały Lwow na mój głów”, czyli kamień na kamieniu, na kamieniu kamień, a na tym kamieniu jeszcze jeden kamień.

Oglądałem również w „specjalnym batiarskim” programie TVP jak „kunsztownie zabłysnął lwowskim bałakiem” tatuś pani Agaty „lwowianin” Wojciech Młynarski. Po tym „batiarskim programie specjalnym” przypomniałem sobie fragment bałakowej piosenki:

Rach ciach, ciach

Babu w piach

I jasny anieli

Koguś w morde szczeli

                                                       Aleksander Szumański - nie tylko we Lwowie