foto1
Kraków - Sukiennice
foto1
Lwów - Wzgórza Wuleckie
foto1
Kraków - widok Wawelu od strony Wisły
foto1
Lwów - widok z Kopca Unii Lubelskiej
foto1
Lwów - panorama
Aleksander Szumański, rocznik 1931. Urodzony we Lwowie. Ojciec docent medycyny zamordowany przez hitlerowców w akcji Nachtigall we Lwowie, matka filolog polski. Debiut wierszem w 1941 roku w Radiu Lwów. Ukończony Wydział Budownictwa Lądowego Politechniki Krakowskiej. Dyplom mgr inż. budownictwa lądowego. Dziennikarz, publicysta światowej prasy polonijnej, zatrudniony w chicagowskim "Kurierze Codziennym". Czytaj więcej

Aleksander Szumanski

Lwowianin czasowo mieszkający w Krakowie

KTO KOGO ZGWAŁCIŁ

KTO KOGO ZAMORDOWAŁ

 

Codziennie gdy świt już

Przejmuje władanie

To takie sam sobie

Zadaję pytanie

Kto kogo dziś zgwałcił

Kto kogo mordował

Co Macron wymyśli

Z Angeli M. głową

Czy Polskę oplują

Jak to w ich zwyczaju

Czy zwykłe to szuje

Czy też w tym rodzaju

Europa już gnije

Za sprawą Oskara

Co Junkers wymyśli

W koronie new cara

Czy zacny Timmermans

Z Adamem Michnikiem

Obsrają Polaków

I będzie po krzyku

Gdy Francja we wrześniu

Trzydziestym dziewiątym

W Paryżu z Berlinem

Zdradziła nas śpiących

Petain z Lavalem

Gdy ludzie już spali

W Paryżu z Hitlerem

Żydów mordowali

I dzisiaj razem

Z Europą na przedzie

Francuzi też gwałcą

Ktokolwiek przyjedzie

Niemcy mówili

Polnische schweine

Francuzi również

Z niewinną już minę

Na Pigallu śpiewają

Że Polak jest świnią

W  chórze prostytutek

Macron udział bierze

Przed nim prostytutki

Z żoneczką na przedzie

Dzisiaj stary sojusz

Francję obejmuje

Nie ma Hitlera

To z Merkel spiskuje

Francuzi śpiewają

Z Niemcami flirtują

 

Żydów z Polakami

Teraz wymordują

 

                                  Aleksander Szumański 29.08.2017

 

 

 

 ZDRADA ANDRZEJA DUDY prof. Jerzy Robert Nowak Oficjalny blog

 

Wspierajmy Jerzego Roberta Nowaka Oficjalna strona internetowa Jerzego Roberta Nowaka

sobota, 29 lipca 2017

Zdrada Andrzeja Dudy (I)

(Manifest antyprezydencki )

 

W tekście tym odsłaniam dla szerszego grona wiele faktów mało znanych z życia i wystąpień Dudy, cierpliwie wygrzebanych z wielostronnej literatury na jego temat.

 

Najhaniebniejszym i zarazem najbardziej wstydliwym wydarzeniem ostatniego roku było ogłoszenie w dniu 24 lipca 2017 r. przez prezydenta Andrzeja Dudę dwóch wet paraliżujących na nie wiadomo jak długo, gruntowną reformę sądownictwa w Polsce. Sądownictwa stanowiącego najbardziej patologiczną dziedzinę III Rzeczpospolitej, faktycznie swoistej stajni Augiasza. Sądownictwa, które umożliwiło zablokowanie skazania największych zbrodniarzy PRL-u na czele z gen. W .Jaruzelskim i C. Kiszczakiem, które wielokrotnie prowadziło do uwalniania wielkich złodziei i skazywania ludzi niewinnych. Weta Dudy doprowadziły do czasowego utrącenia najważniejszej reformy rządu Dobrej Zmiany, przygotowanej przez zespół ministra Zbigniewa Ziobry i cieszącej się ogromnym poparciem Pani Premier Beaty Szydło i prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego.

 

Krzysztof Wyszkowski: A. Duda podpalił Polskę

 

Jeden z czołowych działaczy dawnej opozycji solidarnościowej , członek kolegium IPN Krzysztof Wyszkowski wystąpił 24 lipca 2017 r. ze szczególnie ostrym potępieniem wet prezydenta Dudy, stwierdzając bez ogródek: „Panie Prezydencie - Podpala Pan Polskę. Może ma Pan subiektywne poczucie odpowiedzialności, ale nie ma Pan politycznego rozumu”.(Podkr.- JRN).

 

Już dziś widać jak katastrofalne są wielostronne skutki obu wet prezydenckich. Najważniejszym negatywem jest to, co znana z odwagi i bezkompromisowości publicystka i reżyser Ewa Stankiewicz wyraziła w słowach: „To jest moim zdaniem bardzo zła decyzja, która będzie miała swoje złe konsekwencje dla Polski. Prezydent stanął po stronie uprzywilejowanej kasty i tych, którzy opłacali protesty. Pan prezydent dał paliwo tym ludziom. (Podkr.-JRN). - My musimy zmieniać Polskę, ale moim zdaniem jest to utrata szansy na systemowe zmiany”. W innej wypowiedzi - z 24 lipca 2017 r. E. Stankiewicz stwierdziła expressis verbis: „Panie Prezydencie. Właśnie stracił Pan mój głos. Jeden z 30 mln. To niewiele. Stracił Pan zaufanie i zawiódł nadzieję. To dużo”. Bardzo krytycznie i szczegółowo skrytykował weta prezydenta Dudy inny znakomity publicysta Michał Karnowski, pisząc o trzech błędach prezydenta A. Dudy:

 

„Po pierwsze, Andrzej Duda założył, że deklaracje totalnej opozycji i świata sędziowskiego o pragnieniu reformowania sądownictwa, tylko „mądrzej” i „lepiej”, są szczere. To nie jest prawda. Z dziesiątek oświadczeń, zjazdów, kongresów, wywiadów establishmentu prawniczego wyłania się obraz środowiska zachwyconego sobą, uważającego, że wszystko jest świetnie, że trzeba jeszcze więcej tej patologicznej „samorządności”, w rzeczywistości będącej oligarchizacją. I dlatego mimo weta, ani jedna osoba z tego świata, nie zdobyła się na powiedzenie swoim wspólnikom z ulicy i ich płatnikom od Sorosa: kończcie, bo teraz rozmawiamy poważnie z prezydentem. I dlatego z panią Gersdorf, niestety, pan prezydent niczego nie zreformuje.

 

Po drugie, i co gorsze, sam Andrzej Duda nie udzielił poważnego napomnienia protestującym. Jakby wezwania do wieszania byłych kolegów z Prawa i Sprawiedliwości były normą. Jakby wezwania do zorganizowania w Polsce krwawego „odwróconego” - bo w obronie oligarchii - majdanu, były do zaakceptowania. Jakby nad wulgarnymi, palikociarskimi w stylu, manifestacjami pod domem prezesa partii, który wskazał go jako kandydata na prezydenta, można przejść do porządku dziennego. A przecież mógł postawić warunek, że zawetuje, a więc da coś opozycji, jeśli ona zaprzestanie tej wojny domowej. Zdecydował się jednak oddać zasób wypracowany przez swoje środowisko, niczego się od obozu przeciwnego nie domagając.

Po trzecie, Andrzej Duda ustąpił w kulminacyjnym punkcie protestów, tuż po niedzieli, zwykle takie akcje ułatwiającej. Nie poczekał nawet aż manifestacje zaczną przygasać, co było o tyle oczywiste, że ani na moment nie przekroczyły stanu krytycznego, ani na chwilę nie przekroczyły stałego zasobu opozycji, o czym zresztą pisałem codziennie na tych łamach. Nie było też żadnych poważnych sygnałów sondażowych wskazujących iż postulaty tej hałaśliwej grupy podzielane są przez większość społeczeństwa. Odwrotnie - wsparcie dla zmian w sądownictwie, dla prezesa Prawa i Sprawiedliwości oraz działań rządu Beaty Szydło i ministra Zbigniewa Ziobry było na stałym, ogromnie wysokim poziomie. To pozwalało przynajmniej poczekać. Prezydent zdecydował inaczej - oddał wszystko, w momencie najgorszym.

 

Dlatego właśnie totalna opozycja żąda i będzie żądała więcej. W tej sprawie, ale

 

także w każdej innej. Jeśli raz się udało zaszantażować kilkoma milionami rzuconymi nie wiadomo skąd, kilkoma tonami świeczek i kilkudziesięcioma zaledwie tysiącami demonstrantów, to już zawsze będą próbować. I wszystko wskazuje, że nie będzie ani reform, ani spokoju.

Przykro to pisać, ale ten cios zadany obozowi reform pod względem politycznym trudny jest do zrozumienia i usprawiedliwienia. Długo będziemy za niego jeszcze płacili. Polityka to jednak poważna sprawa, za takie błędy i złudzenia płaci się słono. (Podkr.-JRN) .I nie chodzi tylko o to, że dziś cieszą się u Sorosa, u Schetyny i w „Wyborczej”, a smucą w tych polskich domach, gdzie na płotach wieszano plakaty Dudy, często płacąc za to cenę prześladowań i ostracyzmu. Chodzi przede wszystkim o twardy polityczny realizm, w którym nie kapituluje się bez konieczności. Nie trzeba było, nie należało tego robić”.

Zdradził polityk, który wszystko zawdzięcza PiS-owi i J.Kaczyńskiemu

Moim zdaniem zaskakujące dwa weta prezydenta A. Dudy, paraliżujące gruntowniejszą reformę sądownictwa, należy uznać za zdradę. I to zdradę tym bardziej oburzającą, że dokonał jej polityk, który wszystko zawdzięcza PiS-owi i J. Kaczyńskiemu. A jest to zdrada brzemienna w skutkach. Prezydent Duda wielokrotnie zdradził. Zdradził zaufanie ministra sprawiedliwości Z. Ziobry, paraliżując mu reformę. Ziobry, który w 2005 r. wyciągnął mało znanego krakowskiego prawnika Dudę z politycznego niebytu, powołując go na wiceministra sprawiedliwości, a potem polecając prezydentowi L. Kaczyńskiemu. Co gorsza, Duda zdradził zaufanie prezesa PiS J. Kaczyńskiego i PiS-u jako partii, bez których nie miał żadnej szansy zostać prezydentem RP. Ten mały człowieczek zdradził zaufanie milionów Polaków, którzy na niego głosowali. Postępowanie Dudy wywołało oburzenie wśród polityków PiS-u. Sam prezes PiS-u Jarosław Kaczyński, występując w Telewizji Trwam w dniu 27 lipca nazwał weta prezydenta Dudy „bardzo poważnym błędem”. Duda zdradził również zaufanie obecnej premier Beaty Szydło, której pracowitości i poświęceniu jako szefowej jego kampanii prezydenckiej zawdzięczał w niemałej mierze swój triumf wyborczy. Sam Duda mówił o niej na wieczorze wyborczym: „Beata była wspaniałym, dobrym duchem tej kampanii”. Nieprzypadkowo właśnie Szydło, zawiedziona zablokowaniem przez Dudę tak ważnych reform przygotowanych przez jej ministrów mówiła z takim rozgoryczeniem o prezydencie w transmitowanym przez TVP orędziu: „Dzisiejsze weto Pana Prezydenta spowolniło prace nad reformą. Co więcej, zostało potraktowane jako zachęta przez tych, którzy walczą o utrzymanie niesprawiedliwego systemu. Systemu wielkich i małych nadużyć i opresji dla wielu uczciwych obywateli. Ale aby dobrze zreformować polskie sądy, trzeba przede wszystkim słuchać głosu zwykłych Polaków (...) Chcemy państwa prawa, a nie państwa prawników”. (Podkr.-JRN).

 

Z ostrą krytyką zachowania Dudy wystąpiło bardzo wielu publicystów (przegląd ich głosów, a także nielicznych wybielaczy Dudy typu Ziemkiewicza , Terlikowskiego i Zaremby, dam za parę dni w trzecim odcinku tekstu „Zdrada Andrzeja Dudy”). Teraz zaznaczę, że 27 lipca w wieczornym programie TVP Info z miażdżącą krytyką obu wet prezydenta Dudy wystąpił Wojciech Cejrowski, nazywając je krokiem „głupim”, a nawet „idiotycznym”. Duże brawa dla p. Wojciecha za ten tak szczery osąd! Niezwykle ostre tony krytyki prezydenta Dudy zabrzmiały w wystosowanym do niego liście otwartym naczelnego redaktora „Warszawskiej Gazety” Piotra Bachurskiego: „Z terrorystami się nie negocjuje” (nr z 28 lipca 2017 r.). Red. Bachurski pisał m. in. : „Jest Pan naszym prezydentem (...) Ludzie czekali na zmiany i walczyli o nie przez osiem lat oszukańczych rządów PO. A Pan dziś negocjuje z tymi, którzy niszczyli naszą Ojczyznę (...) Dlaczego nie odwołał się Pan do Narodu . Patriotycznego Narodu, który Pana wybrał na Prezydenta? Milionów Polaków, które Panu zaufały. Gdzie jest nasza wieloletnia praca na rzecz wolnej katolickiej Polski? Dzisiaj jednym gestem zmarnował Pan lata pracy. Zmarnował Pan zaufanie Polaków”. (Podkr.-JRN).

 

Red. Eliza Olczyk z „Wprost”. przytacza bardzo krytyczne dla Dudy wypowiedzi rozmówców z PiS. Jeden z ich mówi „Straciliśmy go. Kroczy drogą Marcinkiewicza i tak jak on skończy (Te słowa „straciliśmy go” - choć wydają się przesadzone, takie nie są. PiS bowiem stracił zaufanie do swego prezydenta, a w polityce to jest kluczowa sprawa. - Już w niektórych środowiskach zyskał etykietkę zdrajcy, w mediach społecznościowych pojawił się te hashtag: „Szydło na prezydenta” opowiada nasz rozmówca z PiS (...) Andrzej Duda, dziś aspirujący do roli lidera całej prawicy, zostanie niespełna 50-letnim emerytem i nigdy juz nie odegra żadnej roli na scenie politycznej - ripostuje polityk z twardego jądra PiS”. ((Por. Eliza Olczyk : Sąd ostateczny”, „Wprost” z 24 lipca 2017 r.)

 

Co skłoniło A. Dudę do zawetowań, godzących w politykę i pozycję PiS?

 

Myślę, że w głównej mierze wpłynął na Dudę jego kompleks niedowartościowania, poczucie zmarginalizowania, spychającego go do roli ośmieszanego „Adriana”. Po drugie. Duda wpadał w coraz bardziej jadowitą zawiść w związku z rosnącą rolą ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, którego oceniał jako najgroźniejszego rywala w późniejszej walce o schedę na czele PiS po J. Kaczyńskim. Swoją rolę w tej sytuacji mogły też odgrywać podjudzania ze strony lobby żydowskiego, którego silnym przedstawicielem we własnej rodzinie jest teść - żydowski polakożerca J. Kornhauser, a być może i żona Agata, przypuszczalnie znacznie mądrzejsza od nieszczęsnego „Dudusia”. Lobby żydowskie przypuszczalnie uznało, że doprowadzenie najbardziej prożydowskiego prezydenta w Polsce po 1989 r. A. Dudy do pozycji Numer Jeden w naszym kraju może stać się okazją do podporządkowania Polski w pełni wpływom żydowskim. Tak jak to się stało na Ukrainie dzięki Żydom: prezydentowi Poroszence (Walcmanowi) i premierowi Hrojsmanowi oraz większości ukraińskich oligarchów o żydowskim rodowodzie. Dodatkową role mogły oddziałać podjudzania Dudy z zewnątrz Polski.

 

Czy to A. Merkel podjudziła A. Dudę do weta

 

Prezydent A. Duda zapewniał, że do zawetowania ustaw przekonała go 76-letnia opozycjonistka (nota bene lewaczka z KOR-u ) Zofia Romaszewska. Być może jednak ten ulegający wpływom innych miękki człowiek zawetował pod wpływem zupełnie innej pani, spoza Polski - Angeli Merkel. Red. Mirosław Kokoszkiewicz z „Warszawskiej Gazety” (nr z 28 lipca 2017 r). przypomniał : „Kiedy we wtorek 18 lipca toczyły się parlamentarne boje o reformę sadownictwa, media podały lakoniczną wiadomość, że oto w czasie tego politycznego amoku totalnej opozycji Angela Merkel odbyła 45-minutową rozmowę z prezydentem Andrzejem Dudą )...) Chciałbym wierzyć, że ta dziwna koincydencja zdarzeń, czyli telefonu z Berlina i wystąpienia prezydenta, to zwykły zbieg okoliczności. Niepokoi jednak to, że rzecznik niemieckiego rządu Steffen Seifert, pytany o rozmowę na linii Merkel-Duda, jako jeden z tematów rozmowy wymienił „kwestie związane z państwem prawa”. (Podkr.-JRN). Trzeba być bardzo naiwnym, by sądzić, że łatwo wyswobodzimy się z objęć Moskwy i Berlina”. (Por. M. Kokoszkiewicz: William i Kate kontra Adaś i Henia, „Warszawska Gazeta” 28 lipca 2017 r.) Były tak wpływowy polityk Platformy Obywatelskiej Jan Maria Rokita widzi w decyzji Dudy także wpływ oddziaływań na Dudę jego byłych kolegów z krakowskiej Unii Wolności, a także polityków z PO, podjudzających prezydenta do zdystansowania się od PiS. W tekście : Kto postawił na Dudę, „Polska the Times”z 28 lipca 2017 ) Rokita przypomniał: „Tu przed sławnym podwójnym wetem, prezydenta w sprawie sądów dziennik „Rzeczpospolita” zamieściła artykuł - apel pod znaczącym tytułem: „Postawmy na Andrzeja Dudę”. Autorem tekstu był jeden z najbliższych współpracowników Donalda Tuska i były minister spraw wewnętrznych Bartłomiej Sienkiewicz,. W żarliwym tonie apelował on do przeciwników PiS-a, aby przestali wbijać szpile i ciskać gromy na prezydenta, gdyż to nie demonstranci uliczni, nie Platforma, KOD, ani Nowoczesna, ale Andrzej Duda obali pisowską władzę. (Podkr.-JRN). Wedle Sienkiewicza, polityczny plan opozycji winien więc nie tylko zakładać konflikt i podział wewnątrz obecnego obozu władzy, ale także ów konflikt i podział ułatwić i przyśpieszyć. To zaś wymaga zasadniczej zmiany postawy wobec Dudy (...)”. Dobrze znający sytuację polityczną w Krakowie, jego mieszkaniec Rokita dodawał : „Andrzej Duda, niegdyś działacz z krakowskiej Unii Wolności, znając w związku z tym osobiście wielu dawnych sympatyków tamtej partii, wywodzących się z Krakowa, z natury rzeczy musiał stać się teraz w PiS-ie obiektem podejrzeń (...) I właśnie przez to podejrzenie powrót partii do dawnego zaufania do prezydenta graniczy z niepodobieństwem”. Zabiegi wrogów PiS-u przyniosły rezultat .Wśród gorąco gratulujących Dudzie za jego weta znaleźli się lewacki rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar, Bronisław Komorowski, Monika Olejnik i Lech Wałęsa. Ogromnej satysfakcji nie kryje „Gazeta Wyborcza”. Mięczaka A. Dudę pochwalił za wetowania także inny mięczak , jego ojciec profesor AGH. Ten sam, który niedawno „wsławił się” wystąpieniem - wbrew rządowi Zjednoczonej Prawicy - za przyjmowaniem imigrantów w Polsce. Faktycznie na szkodę Polski. A co na ten temat myśli sam prezydent Duda ?

 

Życiorys Dudy z jedną dużą skazą

 

W młodości Duda jakoś nie wyróżnił się żadną samodzielną inicjatywą - w przeciwieństwie do Z. Ziobry, który w 1998 r .był współzałożycielem . Stowarzyszenia Katon, zajmującego się pomocą ofiarom przestępstw i Centrum Pomocy Ofiarom Przestępstw. Swą działalność polityczną Duda zaczął od niegodnego falstartu. Ten obecny „nasz prezydent” przez lata, jeszcze po 2000 r „błąkał się” jako działacz tak antynarodowej partii jak Unia Wolności, przewodzonej przez wyjątkowo złowieszczego palanta W. Frasyniuka, który jeszcze w 2009 r. występował za wystawieniem pomnika wdzięczności Wojciechowi Jaruzelskiemu. Ciekawe jak wytłumaczą panegiryści Dudy tę wielką skazę w jego życiorysie - udział w Unii Wolności, jak wyjaśnią motywy ,które nim kierowały przy akcesie do tak podłej partii. Kurzą ślepotą polityczną? W 2005 r. wszedł do zwycięskiego wówczas PiS-u, gdzie na swe szczęście znalazł prawdziwie dobrego protektora - Zbigniewa Ziobro. To Ziobro zapewnił mu wyjście z niebytu politycznego w 2006 r, gdy jeszcze był tylko mało znanym radcą prawnym, powołując go na wiceministra sprawiedliwości. W 2007 r. także Ziobro, promując karierę polityczną Dudy, polecił go prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu do jego kancelarii. Jeszcze w 2007 r. Duda przegrał w swych pierwszych wyborach parlamentarnych, startując z okręgu tarnowskiego. W 2007 r. został jednak wybrany do Trybunału Stanu, a w 2008 r. został podsekretarzem stanu w kancelarii prezydenta L. Kaczyńskiego. W wyborach samorządowych w 2010 r. Duda bez powodzenia kandydował z ramienia PiS na prezydenta Krakowa, zajmując dopiero 3 miejsce w pierwszej turze glosowania z wynikiem 22,38% głosów. Został jednak radnym miejskim . W 2011 r. Ziobro walczy dla Dudy o jedynkę” na liście PiS w Krakowie. (Wg. Anna Gielewska, współpraca Joanna Misiołek : O dwóch takich, „Wprost” z 24 lipca .2017 r.). I wtedy właśnie Duda uzyskał pierwsze liczące się powodzenie , zdobywając mandat z poparciem 79 981 głosów.. z listy PiS-u. W 2014 r. został eurodeputowanym. W grudniu 2014 r. został wysunięty przez prezesa PiS J. Kaczyńskiego na kandydata na prezydenta RP, wygrywając w 2015 r. wybory prezydenckie dzięki bardzo dynamicznej kampanii, prowadzonej przez Beatę Szydło. Jak z tego widać swą nadzwyczajną karierę polityczną zawdzięczał wyłącznie kolejnym poparciom: Z. Ziobry, J. Kaczyńskiego i B. Szydło. Bez PiS-u byłby nikim! Ciekawe, że podczas kampanii prezydenckiej Duda celowo pomijał Ziobrę w swym politycznym życiorysie.(Wg. A.Gielewska: op.cit.,)

 

O Andrzeju Dudzie bez taryfy ulgowej

 

Od kilku miesięcy już alarmowałem na tym blogu w sprawie niegodnych „wyczynów” prezydenta A. Dudy. Poświęciłem przeanalizowaniu jego wszystkich „dokonań” ponad miesiąc czasu, dochodząc do coraz bardziej nieoczekiwanych spostrzeżeń. Początkowo , jeszcze z pół roku temu myślałem, że winę za jego błędy ponoszą głównie źle dobrani doradcy. Stopniowo jednak coraz bardzie przekonywałem się, że ten krasomówca, wygłaszający piękne przemówienia bez kartki, w rzeczywistości jest tylko mięczakiem politycznym, celebrytą i unikającym rozwiązywania trudniejszych spraw miglancem, „prezydentem- strusiem”. A przy tym ,pomimo wygłaszania świetnych przemówień nad grobami bohaterów (znakomity „mówca pogrzebowy”) faktycznie jest na bakier z polskim patriotyzmem.

 

Czy tak zachowuje się dobry patriota polski ?

 

Pytam jak wytłumaczyć polskiego „męża stanu”, który na każdym kroku występuje z potępieniem domniemanego polskiego „antysemityzmu”, nawet w rozmowach z największymi zagranicznymi żydowskimi polakożercami, a milczy jak grób o dużo groźniejszym zagranicznym i polskim antypolonizmie? W komunikatach z wizyt A. Dudy w Izraelu i w USA ,tak eksponujących problem antysemityzmu zabrakło jakiegokolwiek zdania o i martyrologii polskiej w drugiej wojnie światowej. Dlaczego pan prezydent zap „zapomniał” o martyrologii, która dotknęła miliony polskich rodzin (ja też straciłem wówczas ojca) ? Mógł prezydent wspomnieć o tym zresztą poprzez uwagę, że zarówno Polaków jak i Żydów łączy ogrom cierpień z doby wojny. Dlaczego nie przypomnieli o tym prezydentowi K. Szczerski i inni doradcy? Można powiedzieć, że w swych wystąpieniach w Izraelu i w Nowym Jorku prezydent Duda reprezentował żydowską, a nie polską politykę historyczną. 

 

Czy można uznać za dobrego polskiego patriotę polityka, który bezkrytycznie prowadzi rozmowy w Nowym Jorku z jednym z największych tamtejszych polakożerców i katolikożerców Abrahamem Foxmanem, prezesem Ligi Antydyfamacyjnej, związanej z żydowską masońską Bnai Birth. Co więcej w tej rozmowie nawet na chwilę nie zająknął się o rozmiarach tak potężnej w USA żydowskiej christianofobii i polakożerstwie. Chętnie gaworzył natomiast o polskim antysemityzmie i o tak bezprawnych żydowskich roszczeniach wobec nas, do czego nikt w Polsce go nie upoważnił. Czy nie było to zdradą polskich narodowych interesów? Czy można uznać za dobrego polskiego patriotę polityka, który przyznał największe polskie odznaczenie Szewachowi Weissowi, zajadłemu żydowskiemu roszczeniowcy wobec Polski, skrajnemu faryzeuszowi i oszustowi. Weissowi, który niejednokrotnie publicznie wybielał rolę żydowskich katów w UB, mówiąc, że w UB było może 5- 6 Żydów. Czy można uznać za dobrego polskiego patriotę polityka, który obściskiwał się w Izraelu z największym izraelskim polakożercą - prezydentem Reuvenem Rivlinem. To ten polityk izraelski. który głosił w Knessecie w czasie wizyty W. Bartoszewskiego w Izraelu w 2000 r., że Polacy są współodpowiedzialni za Holocaust Żydów. Dodajmy: prezydent Rivlin jest strasznym głupolem, który parę lat temu podczas wizyty w Warszawie na otwarciu wystawy w Muzeum Historii Żydów pochwalił się, że jest w prostej linii potomkiem jednodniowego żydowskiego króla Polski, jakiegoś Srula (żydowska legenda w stylu opowieści o królu Ćwieczku, czy szewczyku Dratewce). Rivlin twierdził tam również, że Żydzi dali Polakom wielu wojskowych bohaterów. Świetnie wyszydził to red. Mirosław Kokoszkiewicz z „Warszawskiej Gazety” ( w tekście „O królu, Srulu i żydowskiej husarii”) pisząc, że to pewnie żydowskie chorągwie zmiażdżyły Krzyżaków pod Grunwaldem, żydowska husaria rozniosła Turków pod Wiedniem, a Zawisza Czarny był oczywiście śniadym. Czy można uznać za dobrego polskiego patriotę polityka, który bezmyślnie podniósł pośmiertnie do rangi generała Jana Karskiego. choć ten w ostatnich 15 latach życia był zajadłym antypolskim renegatem. Karski w we wszystkich debatach polsko-żydowskich w USA stał niebywale stronniczo po stronie Żydów, pisał w postkomunistycznej „Trybunie”, że „Polska była wrzodem Europy w XIX wieku”. W czasie kampanii prezydenckiej 1995 r. Karski całkowicie poparł Kwaśniewskiego, wybielając Jaruzelskiego, Bermana, Bieruta, Cyrankiewicza etc., sugerując, że byli to polscy patrioci, zmuszeni do wykonywania rozkazów Kremla. Brednie te wywołały w „Rzeczpospolitej” otwarty protest byłych żołnierzy Państwa Podziemnego, m.in. Zofii Korbońskiej, Jana Nowaka - Jeziorańskiego i Władysława Bartoszewskiego.

 

Czy można uznać za dobrego polskiego patriotę polityka, który przyjeżdża w lipcu 2016 r. do Kielc, by powtórzyć dawno już obalone oszczercze tezy komunistycznej propagandy PRL-owskiej o rzekomym pogromie Żydów przez Polaków w odniesieniu do zbrodni NKWD i UB? Zapytam, czy dobry patriota polski może sobie pozwolić na bezkrytyczne wysławianie Ludowego Wojska Polskiego w służbie komunistów i Sowietów, tak jak to zrobił prezydent A. Duda występując w kwietniu 2017 r. podczas uroczystości z okazji 72. rocznicy forsowania Odry przez 1. Armię Wojska Polskiego .Prezydent Andrzej Duda. powiedział wówczas m.in. „Moim obowiązkiem jako Zwierzchnika Sił Zbrojnych jest, by pochylić głowę i uklęknąć przy grobach tych, którzy przelali krew za ojczyznę. Chylimy czoło nad ich bohaterstwem, nad ich poświęceniem, nad ich dziełem, którego umiłowanym efektem jest wolna Polska (podkr.,-JRN) – Prezydent A. Duda podkreślał także, że „krew przelana za ojczyznę jest jedna, krwi przelanej za ojczyznę nie można dzielić i nie można dzielić tych, którzy za nią oddali życie".). Podkr.-JRN) 

Przypomnijmy: to Ludowe Wojsko Polskie było od początku jego powstawania dowodzone przez sowieckich i żydowskich politruków, a od maja 1945 r. jego głównym zadaniem było zwalczanie wielotysięcznej armii polskich patriotów -„żołnierzy wyklętych”. Nic dziwnego, że członek kolegium IPN Sławomir Cenckiewicz, wybitny badacz historii PRL ostro skrytykował Dudę pisząc: „Nie rozumiem potrzeby pisania takich listów, nie akceptuję honorowania LWP i PRL, tej niezgodnej z prawdą historyczną nowomowy III RP o „wyznaczaniu zachodniego krańca naszego państwa” (to nie Stalin wyznaczył granice tylko LWP w ciężkim boju z Niemcami?) i różnych „żołnierskich drogach”… (czyli II Korpus Andersa czy podziemie niepodległościowe zwalczane dokładnie przez formacje LWP forsujące Odrę biły się o to samo?) Z szacunku do Głowy Państwa nic więcej nie napiszę!” Ten sam prezydent Duda, który tak bezrozumnie patronował wybielaniu roli Ludowego Wojska Polskiego, w lipcu tego roku odmówił przyjęcia patronatu nad uroczystymi społecznymi obchodami kolejnej rocznicy okrutnego ukraińskiego ludobójstwa na Polakach. Wywołało to ostre protesty takich działaczy kresowych jak ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski, słynny pisarz kresowy Stanisław Srokowski, współautorka monumentalnego dzieła o ludobójstwie na Kresach Ewa Siemaszko, prezes Witold Listowski.

 

Katolicyzm Dudy w ogniowej próbie

 

  1. Duda wciąż występuje w roli arcyreligijnego „bohaterskiego” polityka, który zręcznie ratuje hostię przed upadkiem, zręcznie ratuje przewracający się obraz Matki Boskiej przed upadkiem. Zastanawia mnie, jak z tą jego tak mocno eksponowaną religijnością współgra fakt, ze nie wystąpił z publicznym potępieniem podłego bluźnierczego spektaklu „Klątwa” w Warszawie.? Zastanawia mnie niesamowicie fakt , jak to się stało, że Duda, ten domniemany „wielki katolik” , choć nagrodził Orderem Orła Białego żydowskiego wyłudzacza Szewacha Weissa, nie zdobył się na przyznanie tegoż wielkiego polskiego odznaczania największemu polskiemu bohaterowi drugiej wojny światowej - świętemu o. Maksymilianowi Kolbe. Przypuszczalnie bał się ostrej reprymendy ze strony swego teścia polakożercy J. Kornhausera, który pewnie uważa św..ojca Maksymiliana za antysemitę, jak robi dotąd wielu Żydów. A robią to wbrew jednoznacznym ustaleniom w czasie procesu beatyfikacyjnego, a potem kanonizacyjnego o. Kolbe. Jak to się stało, że Dudzie „gorącemu katolikowi” nie przeszkodziło w wybraniu S. Weissa na kawalera Orderu Orła Białego to, iż Weiss kiedyś brutalnie zaatakował Prymasa Polski kardynała Józefa Glempa. Zaatakował go za jego jakże słuszny postulat po Jedwabnem, żeby Żydzi też zdobyli się na przeproszenie Polaków za swoje zbrodnie wobec nich. Przypomnijmy tu, co stwierdził znakomity żydowski publicysta Jack Sack, autor świadomie przemilczanej w Polsce przez służalczych żurnalistów doskonałej książki „Oko za Oko” o zbrodniach S. Morela i innych żydowskich ubeków w Świętochłowicach (zabili wówczas ponad 1600 niewinnych Polaków i Niemców w ciągu niecałego roku). Uczciwy, szlachetny Żyd J. Sack w wywiadzie udzielonym polonijnemu „Tygodnikowi Polskiemu” w Australii ,apelował do Żydów, by przeprosili Polaków za swe zbrodnie. Na tak rzecz nigdy nie zdobyłby się tak służalczy wobec Żydów „nasz prezydent” A. Duda. Jak to się stało, że tak „gorliwy katolik” Duda nic nie zrobił w czasie rozmowy z żydowskim katolikożercą A. Foxmanem dla potępienia rozlicznych żydowskich akcji antychrześcijańskich w USA (m. in. niebywale chamskich napaści na papieża Jana Pawła II ).

 

 Dlaczego „wielce katolicki” prezydent Duda wyraźnie promował skrajnego katolikożercę Aleksandra Smolara, prezesa sorosowskiej Fundacji Batorego? Dlaczego zaprosił tego socjologa, nie mającego nic wspólnego z badaniami historii na spotkanie historyków z prezydentem. Podczas tego spotkania socjolog Smolar „wyróżnił się” jako jedyny uczestnik spotkania atakiem na politykę historyczną PiS-u. Przypomnijmy, że Smolar wielokrotnie atakował Kościół katolicki w Polsce (m.in. na łamach „Le Quotidien de Paris”), atakował Prymasa Polski Józefa Glempa, oskarżał Kościół o rzekome niszczenie demokracji w Polsce. (Por. szerzej: J. R. Nowak: „Czerwone dynastie”, Warszawa 2014, t.3,ss.102-103).

 

Dowiedziałem się z internetowej wypowiedzi red. Stanisława Michalkiewicza z 27 lipca 2017 r., że tegoż dnia Duda spotkał się z A. Smolarem. Ciekaw jestem, o czym pouczył Dudę Smolar, szef Fundacji Batorego, sterowanej przez arcywroga chrześcijaństwa George’ a Sorosa? Zapytajmy, dlaczego „wielce katolicki” prezydent A. Duda nawet nie odpowiedział na skierowany do niego list b. europosła z LPR Witolda Tomczaka, proszącego prezydenta o przerwanie przez ułaskawienie toczonej przeciw niemu od 11 lat nagonki policji i prokuratury za odrzucenie kamienia przygniatającego papieża Jana Pawła II w antykatolickiej pseudo rzeźbie. Bycie katolikiem nie oznacza tylko gorliwego eksponowania się w czasie udziału we Mszach Świętych. To oznacza bronienie wiary i wartości chrześcijańskich w trudnych sytuacjach, wobec przeciwników Kościoła. W takich sytuacjach jednak pan Duda woli być prezydentem - strusiem, zamiast „stanąć w prawdzie”.

 

Autor: Jerzy Robert Nowak o 22:31:00

http://jerzyrnowak.blogspot.com/2017/07/zdrada-andrzeja-dudy-i.html

 

 

Anonimowy30 lipca 2017 17:20

Na przyszłość proponowałbym wprowadzenie do szkół lekcji - logiki, jak wielu uczonych w Pańskim wieku podnosi, od siebie dodam - muzyki, gdyż zlikwiduje to chałę puszczaną przez media muzyczne oraz - retorykę.

Jest wielu dobrych ludzi którzy byliby świetnymi politykami, mężami stanu gdyby byli lepsi w kontaktach z ludźmi, dlatego Pis nikogo lepszego nie ma. Nawet taki tuman jak Kaczor Donald po PR-owskich szkoleniach wypłynął, to co dopiero inteligentny lecz nieco mało wgadany patriota jakby potrafił lepiej przemawiać?

 

Odpowiedz

 

JEN GRZEGORZEWSKI30 lipca 2017 18:52

Duda zdradził się kim naprawdę jest a jest zdrajcą

 

Odpowiedz

 

Unknown30 lipca 2017 20:58

Gorąco pozdrawiam,trafna i odwazna ocena

Andrzej

 

 

Odpowiedz

 

Karol Bart31 lipca 2017 09:51

Płacz i rozpacz nad "elitami' rządzącymi opłacanymi i sterowanymi z zewnątrz przez najbardziej zajadłych wrogów Polski i Polskości. I nie są to Ruski.

 

Odpowiedz

 

Anonimowy31 lipca 2017 11:34

Mnie zdziwiło podejście prezydenta Dudy do żydowskich roszczeń, gdy był zaproszony do audycji w Radiu Maryja, podczas jego kampanii wyborczej. Na pytanie słuchacza o żydowskie roszczenia w kwocie 60 milardów dolarów, Andrzej Duda nie odpowiedział, że takie roszczenia się nie należą, tylko odpowiedział, że Polskę na razie nie stać na ich wypłatę i Polska ich na razie nie wypłaci.

Serdecznie pozdrawiam Pana Profesora.

 

Odpowiedz

 

Anonimowy31 lipca 2017 12:57

ciężko się nie zgodzić

 

Odpowiedz

 

Anonimowy31 lipca 2017 18:47

Niestety A. Duda zdradził i to jest bezdyskusyjne. Pytanie, co dalej, czy będzie także hamulcowym innych reform PIS-u? Jeśli tak, to sytuacja jest nieciekawa...Pan Prezydent zawiódł zaufanie milionów Polaków, którzy całym sercem go popierali.

 

Odpowiedz

 

Anonimowy4 sierpnia 2017 00:27

Dziwne i podejrzane w tym wszystkim jest to, że kolejny raz J.Kaczyński wkłada głowę w piasek, tak jak to było w 1992 i 2007 i można by było dorzucić jeszcze 1989. Nie chce poprosić narodu o poparcie rządu i pomoc. Jedno jego słowo i Polska stanęłaby pod Pałacem Zdrajcy domagając się podpisania ustaw, albo złożenia dymisji.

Kolejny raz JK zachowuje się jak struś i liczy wyłącznie na jakąś nieokreśloną demokrację. Czeka, że Naród sam z siebie się zorganizuje i załatwi sprawę, tak jak RKW załatwił sprawę wyborów za PiS.

To niestety wygląda tak, że PiS jest wentylem bezpieczeństwa ubekistanu i kiedy następuje napięcie, uruchamia się wentyl bezpieczeństwa i spuszcza z Narodu powietrze.

 

Odpowiedz

 

Boguslaw Biedrzynski7 sierpnia 2017 06:51

"PO było grupą przestępczą!"

Polska Rzeczpospolita Korupcyjna: postępowanie karne obrzędowe?

http://www.oglaszamy24.pl/ogloszenie/1621166570/Polska-Rzeczpospolita-Korupcyjna-postepowanie-karne-obrzedowe.html

 

Odpowiedz

 

Anonimowy9 sierpnia 2017 11:32

A co z aborcją czyli mordowaniem najbardziej niewinnych dzieci? Jak to się ma do katolicyzmu naszych rządzących?

 

Odpowiedz

 

Boguslaw Biedrzynski12 sierpnia 2017 07:44

Wolne sądy. Jelenia Góra .

Ostatnio przez Polskę przewaliła się fala protestów w obronie „wolnych sądów”.

Zdaniem „totalitarnej” opozycji sądy biorą nas w obronę przed władzą i jej zakusami.

Jednak list, jaki wpłynął do kancelarii ministra Zbigniewa Ziobro zdaje się wskazywać na to, że sądy oraz tzw. biegli sądowi są tylko znaczącym trybem w mechanizmie służącym do oskubywania Polaków.

http://3obieg.pl/wolne-sady-jelenia-gora

Kasta z powiatu Jelegórskiego zrobiła sobie prawdziwe eldorado na kradzieży nieruchomości .

http://www.oglaszamy24.pl/ogloszenie.php?advert_id=691659437

Poszkodowani przez wymiar niesprawiedliwości.

https://www.facebook.com/624680607593846/photos/pcb.1509187412476490/1509186269143271/?type=3&theater

 

Odpowiedz

 

Anonimowy13 sierpnia 2017 22:55

Diękuję za pierwszą część odkrywania prawd.

 

Odpowiedz

 

Anonimowy14 sierpnia 2017 08:48

Dobrze, że jest ktoś kto ujawnia fakty.

 

Odpowiedz

 

Zenon24 sierpnia 2017 06:26

Nie czytam wypowiedzi profesora po kolei - być może podświadomie chcę uniknąć szoku z percepcji pojawiającego się portretu A. Dudy i Prezydenta A. Dudy. O ile mogę się zgodzić, że różnego rodzaju 'przecierki' w kręgach rządzących są i będą o tyle zachowania, decyzje i środowisko otaczające A. Dudę budzi znaczny niepokój. Myślę, że wszystkie nasze wątpliwości, nadzieje i oczekiwania zostaną wkrótce ukojone albo pozytywnie albo negatywnie - dewastująco negatywnie. Negatywny wynik naszych oczekiwań wpłynie bardzo demoralizująco na społeczeństwo Polski i kto wie może kolejny raz RP wpadnie w ręce bandytów z zachodu i ze wschodu. Coraz boleśniej słyszę echa słów Jarosława Kaczyńskiego odnoście skłonności części Polaków do zdrady - tego "gorszego sortu". Mieszkam od ponad 30 lat za granicami RP i dziś widzę, że żyło mi się w miarę beztrosko przez 27 lat to jest do czasu, gdy wzmogło się moje zainteresowanie sprawami Polski...

 

Dodam, że w latach 90-tych (przez około 6 lat)udzielałem się w Brisbańskiej Polonii i ten niby dziś nowo poznany charakter Polaka (czy kilka Jego - Polaka - cech) nie jest nowością. To coś, takie wredne jest w nas wszystkich a nasze zachowania zależą tylko od zdolności kontrolowania tej wredności. A może to jedna z wielu naturalnych cech człowieka bez względu na jego narodowość?

 

 

PREZYDENCI, PREZYDENCI

 

Prezydenci prezydenci

Magdalenki stół się kręci

Jaruzelski dał początek

I nie zboczył z PRL toru

Bo to człowiek jest honoru

Głową państwa był Wałęsa

To nieprawda że był Bolkiem

On się z Bolkiem B. wałęsał

Co się w Moskwie zrobił w trupa

Lech Wałęsa woń Bieruta

Po Wałęsie był Kwaśniewski

Z imć Jolantą prezio męski

Trochę nakradł, nieco przepił

Nic jak wódka tak nie krzepi

To nie wódka to ozdoba

Filipińska to choroba

Nie narażaj się bęcwale

Jestem kwas to tw Alek

Wszystkich mogę pozamykać

Wszystkich mogę też wypstrykać

No i będzie po kawale

Widzę Alka w kryminale

Po nim był B Komorowski

Co z służbami tęgo psocił

I afera po aferze

Co zrabował WSI bierze

Na fotele wyskakiwał

Żona przez rz pisywał

Nowomową popisywał

W bulu ukradł w pośmiewisku

Obraz bydło na pastwisku

Czytelniku chcesz mieć wroga

To receptę w mig ci podam

Gdy przysługę dasz osobie

To w rewanżu masz po mordzie

W poczcie panów prezydentów

Pojawił się Andrzej Duda

I przysługi zbierał ego

Od samego Kaczyńskiego

Ziobry i Beaty Szydło

Co kampanię mu wygrała

Prezydenta hołdowała

Więc odpłacił jej się równo

Poczem wdepnął w samo g..o

Gersdorf  Waldemara Żurka

Zolla, Stępnia i powtórka

W pani Romaszewskiej biurko

A w rocznicę zbrodni UPA

Nie wziął od nas patronatu

Więc pojechał do Kijowa

Banderowców obcałować

Pierwsza Dama zaś w komplecie

W politykę się nie miesza

I miesza się w poezje

Swego taty imć Juliana

Co na własne oczy widział

W swoich oczach mocium pana

Jak akowska brać szemrana

Z orzełkami na swych czapkach

Co się Żydom bardzo chwali

Więc dziewczynki pałowali

I po głowach zabijali

Aby dzieci nie rodziły

Żydów plemię ukróciły.

 

A poniżej wiersz pana Juliana Kornhausera teścia prezydenta Andrzeja Dudy

 

Julian Kornhauser - poeta, prozaik, krytyk literacki, znawca i tłumacz literatury serbo-chorwackiej, profesor Instytutu Filologii Słowiańskiej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Jeden z czołowych reprezentantów poetyckiej Nowej Fali lat 70. W ramach projektu udostępnimy jego tom z 1978 roku pt. "Zjadacze kartofli".

https://wolnelektury.pl/

 

WIERSZ O ZABICIU DR SEWERYNA KAHANE

 

A jacy to źli ludzie mieszczanie kielczanie,

żeby pana swego, Seweryna Kahane,

zabiliście, chłopi, kamieniami, sztachetami!

Boże że go pożałuj i wszech synów Dawidowych

iże tako marnie zeszli od nierównia swojego!

Chciałci i jego bracia miła królowi służyć

swą chorągiew mieć, ale żołnierze dali go zabić.

Żołnierze, milicjanci, kieleccy rodzice

świętości nie mieli, bezbronne dzieci zatłukli!

Zabiwszy, ulicami powlekli, bić Żydów krzyczeli,

Polacy, kielczanie jako psy kłamacze.

Okrutność śmierci poznali, szkarady posłuchali,

krwią splamili przyjacioły, na bruk ich wyrzucili.

Bóg Polaków zamknięty w obozie, w baraku

drży, gdy dzielni chłopcy z orzełkami na czapkach

dobijają dziewczynki żydowskie, rurkami, na odlew.

 

 

 

 

 

 

 

RECENZJA KARNAWAŁ  LWOWSKI

POLONEZA CZAS ZACZĄĆ - W KARNAWALE WE LWOWIE

 

Specjalnie dla "Barw Kresów" "Kresowego Serwisu Informacyjnego"Aleksander Szumański

 

W sobotę 28 stycznia 2017 roku Fundacja Ocalenia Kultury Kresowej - prezes Karol Wróblewski oraz Aleksander Szumański w gościnnych progach krakowskiej "Loży" w Rynku Głównym, Stowarzyszenia Polskich Artystów Teatru Filmu i Telewizji zorganizowali koncert wspomnień "Karnawał we Lwowie". Wzruszający był to spektakl, czego dowodem były łzy wzruszeń wspomnieniowych wśród licznie zebranej widowni.

Koncert rozpoczął się brawurową prezentacją pięknej klaczy "Grażynki". Oto jak się to odbyło:

Po marmurowych schodach, wysłanych czerwonym dywanem, wolno, dostojnie wchodziła bułana klacz. Na kopyta miała założone czarne kalosze, aby nie ślizgać się po posadzkach. Prowadził ją podoficer w galowym mundurze. Gdy do sali balowej wkroczyła klacz  Grażynka - panie wydały okrzyk radości. Po obu stronach klaczy podążali dwaj żołnierze, niosąc na lśniących tacach kostki cukru. Biegły więc szanowne damy i młodziutkie panie karmić Grażynkę cukrem i marchwią. Na grzbiecie Grażynki umieszczano siodło z płaskim koszem z bukiecikami kwiatów do kotyliona. Przypinano je sobie, wśród wybuchów radości i podniecenia.

W białej sali lustrzanej, oświetlonej kryształowymi kandelabrami i pająkami, wirowały w tańcu dziesiątki malowniczych par: panie w długich sukniach, wydekoltowane, strojne perłami, szmaragdami, w ramionach panów we frakach, częściej jednak w galowych mundurach oficerskich.

Wodzireje (a było ich kilku, aby mogli zmieniać się dla wypoczynku) prowadzili tańce z doświadczeniem i wymaganą elegancją.

W naszym kraju karnawał pojawił się za czasów szlachty sarmackiej, a staropolskie obchody określane były jako zapusty. Polacy lubili szukać okazji do zabawy, bowiem życie w wiejskich dworkach bywało monotonne i nudne, dlatego karnawał przypadł im do gustu i przez cały jego okres wyprawiali uczty, organizowali kuligi z ogniskiem, pieczeniem mięsa i piciem na umór. Okres trwania karnawału rozpoczynało święto Trzech Króli, a kończył tradycyjnie, tak jak obecnie, Wielki Post. Najważniejsze były w czasie karnawału... kuligi. Zabawa polegała na tym, że sanie jeździły po dworkach, w których odbywały się obfite uczty. Trwało to zwykle wiele dni, a w każdym takim dworku bawiono się i nocowano. Karnawałowe obchody wymagały starannego przygotowania domu, opracowania menu i atrakcji dla gości. Taki kulig możemy zobaczyć w filmie nakręconym według „Popiołów” Stefana Żeromskiego. Kościół popiera te formy karnawału, które nie są sprzeczne z kulturą chrześcijańską. Bawmy się więc w ostatki i niech towarzyszą nam tańce, śpiewy i dobra muzyka.

Podtrzymujmy nasze piękne tradycje, rozpalajmy ogniska, cieszmy się i śpiewajmy.

Pierwszy ponoć bal karnawałowy w Polsce odbył się na Wawelu w 1519 roku za sprawą królowej Bony. Ówczesne bale rozpoczynały się o godz. 10 wieczorem i trwały krótko, bo zaledwie cztery godziny. Dopiero w wieku XIX wydłużono ten czas do... białego rana.

Zwyczajem i zarazem przywilejem magnatów było urządzanie w karnawale polowań. W "Kiermaszu wieśniackim", zbiorku sowizdrzalskim z początku XVII wieku, pisano:

 

Mięsopusty, zapusty,

Nie chcą państwo kapusty,

Wolą sarny, jelenie

I żubrowe pieczenie.

 

 

Polowania traktowano jako zabawę rycerską, dostępną tylko dla szlachetnie urodzonych. Odbywały się na różne sposoby: z psami, z obławą, z sokołami. Za najszlachetniejsze uchodziło sokolnictwo, a ptakami łowczymi były: orły, krogulce, jastrzębie, sokoły, rarogi, sowy i inne. Szczytowy rozwój karnawałowych ceremoniałów nastąpił w XIX wieku, kiedy to na przekór zaborcom przyjęło się demonstracyjnie rozpoczynać bale polonezem. A balów było wtedy bez liku. Były bale proszone, bale składkowe, bale panieńskie, bale kawalerskie, bale określonych sfer i grup zawodowych. W Krakowie natomiast brylowano na wieczorach tanecznych w najpiękniejszych pałacach: Pod Baranami u Potockich i Na Szlaku u Tarnowskich.. W III ćwierci XIX wieku modne stały się na dworze wiedeńskim tzw. bale polskie będące nie tylko rodzajem manifestacji polskości polskiej arystokracji, ale także wyrazem sympatii dla Polaków kół politycznych i arystokratycznych ówczesnej Europy. Wyrazy sympatii dla Polaków okazywał także cesarz Rudolf, który podczas balu kazał się prezentować polskiej arystokracji. Podobnie arcyksiężna Stefania podczas balu w 1887 roku, który odbył się w pałacu księcia Eugeniusza Sabaudzkiego będącego siedzibą ministerstwa skarbu, założyła toaletę w polskich barwach narodowych; białą suknię z dopiętym trenem z czerwonego aksamitu.

Bal polski na dworze wiedeńskim, któremu patronowały damy z całej austriacko-węgierskiej arystokracji rozpoczynał się polonezem, następnie tańczono modnego wówczas i obowiązkowego walca i mazura.

 

LWOWSKIE BALE

 

Lwów, miasto wiecznie żywe, otwarte, towarzyskie, lubiło się bawić. Świadczą o tym liczne bale, wydawane na różne okazje. Przygotowane z klasą, przyciągały do tego miasta. Największa kumulacja i mnogość bali miała swój czas w porze karnawału, ten okres ożywiał całą społeczność Lwowa. Stawał się okazją do spotkań, zawierania nowych

przyjaźni, zarówno w sferze politycznej, jak i towarzyskiej. To właśnie na balach odbywały się swoistego rodzaju „jarmarki” matrymonialne, na których młodzi kawalerowie szukali odpowiadających im majątkiem przyszłych żon, a rodzice wprowadzali swoje córki w świat dorosłych.

Najpiękniejsze i najważniejsze bale wydawali gospodarze pałacu namiestnikowskiego oraz rody arystokratyczne miasta Lwowa. Każdy namiestnik w miejscu swego rezydowania organizował i uczestniczył w tego rodzaju imprezach. Bale, które pamiętano i z chęcią wspominano jako wesołe i udane imprezy towarzyskie, miały miejsce w pałacu namiestnikowskim w czasie kadencji Alfreda Potockiego (1875–1883). Patronowała tym balom żona pana Alfreda – Maria z Sanguszków Potocka, znana w towarzystwie lwowskim jako pani Alfredowa.. To właśnie karnawał był wyznacznikiem i cezurą życia towarzyskiego i kulturalnego Lwowa.

Z niezwykłym przepychem i bogactwem organizowano bale na cześć przybyłych do Lwowa cesarza Franciszka Józefa i arcyksięcia Rudolfa. Na te okazje w roku 1880 wydano dwa bale – miasta Lwowa w Ratuszu i bal szlachty w salach Kasyna Miejskiego. Na balu miasta w Ratuszu na czele organizatorów stał prezydent stołecznego miasta Lwowa – Michał Gnoiński. Monarchę przywitała rada miejska, w strojach polskich, u wjazdu do ratusza. Wejście na salę balową cesarza odbyło się w towarzystwie pani Alfredowej. Na samym początku na cześć cesarza odtańczono mazura, taniec, który lubił władca, ale tylko jako obserwator. Oczywiście lwowianie zadbali, by pierwszy taniec wypadł imponująco, dlatego do tego tańca wybierano najlepszych tancerzy i najurodziwsze lwowianki.

Bale to nie tylko rozrywka dla elity. Bawił się każdy, kto miał ochotę. Organizowano bale dla poszczególnych grup zawodowych, np. Bale Prasy, które tłumnie gromadziły świat dziennikarski w salach Kasyna Miejskiego.

W pomieszczeniach tego budynku swe bale mieli także aktorzy, medycy, urzędnicy, prawnicy. Poza balem marszałkowskim i innymi w prywatnych pałacach odbywały się bale publiczne w pięknych salach Kasyna Miejskiego, które gromadziły zamożne mieszczaństwo oraz lwowskie sfery wojskowe, adwokackie i urzędnicze.

W salach Kasyna, miały też miejsce bale dobroczynne.  Bale we Lwowie były organizowane z różnych okazji i o różnym charakterze. Nie sposób pominąć bali kostiumowych, które można określić jednym słowem – widowisko. Gospodarze i goście dbali o to, by każdy bal był niezwykły, lepszy od poprzedniego, zawsze próbowano zaskoczyć strojem, zachowaniem.

W karnawale 1885 roku zorganizowano Bal „Sienkiewiczowski”. Pomysł na nazwę związany był z Trylogią Henryka Sienkiewicza, która w tym czasie odnosiła sukcesy. Myśl zatem rzucona w ratuszu przez zacnego i zasłużonego prezydenta miasta Rutowskiego, by urządzić bal kostiumowy, gdzie te wszystkie postacie ożyły, znalazł ogólny aplauz w wysoce kulturalnych i patriotycznych sferach mieszczaństwa lwowskiego. Jak zwykle w takich razach, delegacja komitetu balowego z prezydentem Rutowskim na czele udała się do pani Alfredowej z prośbą o objęcie protektoratu. Po uroczystym polonezie i ognistym mazurze, odtańczonych przez sienkiewiczowskie postacie, doskonale ukostiumowane i poprawnie oddane przez grupy mieszczaństwa lwowskiego, wpadło na salę  kilkadziesiąt par krakowskich, i odtańczyło z werwą wyuczone figury, stając przed panią Alfredową siedzącą w majestacie przed wszystkimi innymi patronesami. Urządzano także inne bale kostiumowe, dla elit urzędniczych. Całą imprezę nazwano "Jarmark kołomyjski". Furorę zrobił Tadeusz Rutowski, gdy pojawił się na balu kostiumowym, ucharakteryzowanym np. na postaci z „Ogniem i Mieczem”, on jako Skrzetuski. W programie tanecznym grano polonezy, walce, kadryle, polki, mazury, galopy, o których pisano w zaproszeniach.

Nie sposób pominąć balu w pałacu przy ul. Kurkowej, wydawanego przez Włodzimierza Dzieduszyckiego raz do roku. Podczas gdy „wesele krakowskie” wpadło na salę ze zwykłym impetem i harmidrem podkówek i brzękadeł i po mistrzowsku odtańczyło swoje krakowiaki przeplatane dowcipnymi i wesołymi śpiewkami, po tym cicho, spokojnie przy dźwiękach jakiejś huculskiej melodii granej przez wiejskich skrzypków, w tym charakterystycznym u naszych Hucułów jakby trochę tęsknym nastroju, i pokłoniwszy się według zwyczaju do kolan  dostojnych, a przez wszystkich tak kochanych gospodarzy, zaśpiewali okolicznościową pieśń. Było to tak nastrojowe, tak malownicze, że zachwyt był ogólny. Pan Włodzimierz kochał Hucułów, był wprost rozczulony. Barwność, pomysłowość – te słowa najlepiej określają lwowskie bale kostiumowe. Każdemu taki bal na pewno pozostał w pamięci na długi czas, jako niezapomniane przeżycie. Powyższa prezentacja bali pokazuje nam wystawność i rozmach lwowskiego karnawału. Pomysłowe stroje, aura radości i zabawy – to wielobarwne tło do ukazania życia towarzyskiego zamożnej części lwowskiego społeczeństwa.

Sezon karnawału to też pora zawierania związków małżeńskich. Tenże fakt wpływał na zwiększoną liczbę gości i dodawał splendoru każdemu karnawałowi. W roku 1890 miało miejsce wesele Stanisława Siemińskiego z Zofią Tarnowską, córką marszałka krajowego hr. Jana z Dzikowa i Zofii z Zamoyskich. Ponieważ wesele miało miejsce w czasie karnawału, w programie oprócz tradycyjnych, corocznych bali, obiadów, przyjęć i fet odbyło się wesele, które trwało przeszło tydzień, kończąc się obrzędem ślubnym w lwowskiej katedrze.

Karnawałowe bale w II Rzeczypospolitej mają swoją wspaniałą historię. Osobną kartę stanowiły bale wojskowe licznie stacjonujących przed wojną pułków piechoty, artylerii lekkiej i ciężkiej, łączności, lotnictwa i kawalerii. Właśnie bale ułańskie były ozdobą karnawałowego szaleństwa, popisem oryginalności i wyszukanych manier. Po tych balach pozostawały wspomnienia, łzy wzruszeń.

Bezdyskusyjną palmę pierwszeństwa pośród dwudziestu siedmiu pułków ułanów II Rzeczypospolitej dzierżył bal Ułanów Jazłowieckich ze Lwowa. Najwspanialszym pułkiem ułanów, opromienionym nimbem bohaterstwa, znanym z fantazji oraz poczucia honoru i humoru, był 14. Pułk Ułanów Jazłowieckich. Sławne czyny Ułanów Jazłowieckich zapisały się na kartach historii jazdy polskiej.

Od Jazłowca w brawurowej szarży wyzwolonego, z cudownym obrazem Matki Bożej Jazłowieckiej w miejscowym klasztorze, Chmielowa, Szczurowic, Wernyhorodek, Komarowa, Radziechowa, po Wólkę Węglową w 1939 r. - to tylko kilka ważniejszych miejsc bitew 14. Pułku. W czasie wojny nie było dla ułanów niewykonalnych rozkazów, natomiast w okresie pokoju ułani godnie podtrzymywali tradycje pułku.

Bal ułanów jazłowieckich od 1927 r. odbywał się zawsze 1 lutego, w dniu imienin prezydenta RP, patrona Pułku. Ponieważ Pułk stacjonował we Lwowie, bal urządzano w najbardziej reprezentacyjnym hotelu miasta, znanym z pięknych wnętrz - u słynnego "Georga".

Pod koniec grudnia dowódca Pułku rozsyłał zaproszenia na bal na pięknym papierze czerpanym. Zapraszał lwowskie elity, przedstawicieli ziemiaństwa oraz dowódcę korpusu i generalicję. Osobiście dowódca Pułku zapraszał prezydenta RP - prof. Ignacego Mościckiego, który na bal delegował swojego przedstawiciela.

Przed balem główną salę hotelu oraz inne, mniejsze, ułani dekorowali proporczykami pułkowymi, szablami, lancami, emblematami kawaleryjskimi. Z wielkich pomieszczeń piwnicznych na czas balu usuwano wszelkie zapasy żywności, trunków, doprowadzano do perfekcyjnej czystości podłogi, ściany i sufity oraz instalowano w nich wojskową stajnię z dziesięcioma boksami i żłobami pełnymi pachnącego siana. Zamiast koni do boksów przywożono stoliki i atłasowe krzesła. Przed samym balem w żłobach umieszczano metalowe pojemniki z lodem i butelkami francuskiego szampana. Centralną stajnię i boksy oświetlały kolorowe lampiony i normalne lampy stajenne.

Do balu oficerowie byli w pełnej mobilizacji - jak do bitwy: każdy miał przez dowódcę wyznaczone zadania do wykonywania i funkcję.

Były również surowe rozkazy dowódcy. Jednym z takich był rozkaz tańczenia przez oficera tylko jeden raz z poszczególną damą. Chodziło o to, aby wszystkie damy tańczyły - a na bal przychodziły również panie niezbyt powabne, chociaż dostojne. Nie do pomyślenia było, aby oficerowie nadużywali podczas balu alkoholu. Obowiązywał całkowity zakaz spożywania dowolnych trunków, poza kilkoma określonymi toastami.

Bal rozpoczynał się o godz. 9.00 wieczorem. Godzinę wcześniej meldowali się u płk. Godlewskiego wszyscy oficerowie, do majorów włącznie. Moderunek musiał być nienaganny.

W głównej sali balowej grała orkiestra pułkowa, a trębacze grali marsza pułkowego. Przy dźwiękach marsza generalskiego na salę wchodzili generałowie, a kiedy, jako ostatni, wchodził na salę przedstawiciel prezydenta RP - orkiestra grała hymn państwowy. Trzeba dodać (bo dzisiaj, niestety, nie zawsze tak bywa), że wszyscy obecni stali wyprężeni na baczność.

Zaczynano - jakże mogłoby być inaczej - polonezem. Ustawiały się pary. W pierwszej parze szedł reprezentant prezydenta z najbardziej dostojną, zasłużoną damą, w drugiej - dowódca pułku z żoną, a za nimi 150 par! Polonez trwał niedługo, po czym trębacze zaczynali grać walca. Nareszcie zaczynał się prawdziwy bal.

Tańczono walce, tanga, slow-foksy, fokstroty, bluesy, samby. O północy milkła orkiestra. Stali uczestnicy balów wiedzieli, jaka ich czeka niespodzianka. Opisałem to wyżej o klaczy Grażynce.Był to bal reprezentacyjny 14. Pułku Ułanów Jazłowieckich, więc nie do pomyślenia był fakt zaistnienia drobnego nawet nadużycia alkoholu przez oficera.

 

 

W celu zapobieżenia podobnym wypadkom, dowódca Pułku wyznaczał dwóch oficerów do specjalnej służby, polegającej na dyskretnym obserwowaniu, czy nie zachodzi potrzeba usunięcia delikwenta do specjalnie przygotowanego pokoju na piętrze hotelu. Kiedy bal trwał w najlepsze, bułaną klacz odprowadzano do stajni koszarowej, gdzie wreszcie mogła najeść się do syta. Trzeba bowiem dodać, że klacz na parę tygodni przed balem była na specjalnej diecie warzywnej, aby na sali nie zrobiła niemiłej niespodzianki. A bal trwał, strzelały butelki szampana, rozwijały się flirty, rodziły się i gasły uczucia, nadzieje, padały czułe słowa, powłóczyste spojrzenia rozmarzonych dam w ramionach tańczących oficerów. O 6.00 przed hotel zajeżdżały pojazdy pułkowe, prawie zawsze o tej porze roku - sanie.

Sanie dowódcy Pułku zaprzężone były w białe konie, dowódców szwadronów - w kare. Przy uprzęży wszystkie miały dzwoniące janczary. Kiedy rozwożono gości do domów, a biały puch pokrywał dachy domów i wieże kościołów, po uśpionym mieście niosło się radosne ich dźwięczenie.

Odeszły w przeszłość ułańskie bale i ów najsławniejszy - Ułanów Jazłowieckich razem ze Lwowem oderwanym od Polski bezprawiem Jałty.

Przez całe dwudziestolecie przed drugą Wojną Światową Lwów był niewątpliwie najweselszym miastem Rzeczypospolitej. Nie płocha Warszawa z jej słynnymi kabaretami, nie solidny Kraków z jego czcigodną uniwersytecką profesurą, dumną arystokracją i statecznym mieszczaństwem, nie spokojny, gospodarny Poznań, nie ciche, powolne, melancholijne Wilno, i wreszcie nie żadne inne miasto Polski – ale właśnie Lwów. Wszyscy lwowianie, poczynając od prostego, przedmiejskiego batiara, a kończąc na czcigodnym profesorze Uniwersytetu Jana Kazimierza czy Politechniki Lwowskiej, cały ten serdeczny lwowski lud (z wyjątkami oczywiście), odznaczali się na ogół, obok wszelkich innych cech charakteru i usposobienia, także znacznym optymizmem, stałą pogodą ducha, dużym poczuciem humoru, niepoślednim dowcipem i znakomitym refleksem sytuacyjnym.

Barwnie opisał karnawały lwowskie Wiktor Budzyński- twórca niezapomnianej audycji radiowej, , "Wesoła lwowska fala”. .Lwów umiał się bawić, jak to  się u nas mówiło: „od drzwi do klamki!”. W karnawale mieliśmy do wyboru — „tańcówki” od najtańszych i najpopularniejszych do najwytworniejszych bali w Kasynie Miejskim i Kole Literackim. „Babraj - wybiraj!” jak wołały na rynku lwowskim - sprzedawczynie tanich pomarańcz ... Więc „babraliśmy” i wybieraliśmy -karnawałowe rozrywki w zależności od „przeciągu w kieszeni” albo od gustów naszej aktualnej sympatii płci słabej. Lwów - tańczył w każda sobotę karnawałową we wszystkich dzielnicach miasta do białego rana, które witano białym mazurem albo błękitnym walcem. Chodźmy! Pójdźmy spacerem przez karnawałowy Lwów!

 

ZACZNIJMY OD BALU KAFLARZY

 

Kaflarz po lwowsku; w innych dzielnicach Polski - zdun. Przy ulicy Zielonej, gdzie raczono nas wódką z pieprzem, gdzie obowiązywał „fason” (białe rękawiczki dla panów!) gdzie okazywano tyle gościnności i serdeczności, że czułeś się jak we własnym domu! A ta wyżerka! Ten bufet! Te zaproszenia i namowy: „ta wcinaj pan!” „ta frygaj braci!” Do dziś wzrusza mnie wspomnienie tego najbardziej demokratycznego balu lwowskiego, urok panienek w perkalikowych kolorowych sukienkach, wdzięk i nieskazitelne maniery młodzieńców, prostota i szczerość starszych .. .Z ulicy Zielonej skoczmy do

„Gwiazdy” - do domu rzemieślników i rękodzielników lwowskich - niedaleko - na Łyczakowie .. .W sali „Gwiazdy” - spotykał się rzemieślnik lwowski z akademikiem, praktykant szewski ze studentem - i razem pili piwo  i razem bili się o każdą ładną dziewczynę!

Nas  tam w takim mieście chcieli Sowieci uczyć prawdziwej demokracji? Żyła ona z nami. Tańczyła w karnawale.  Z „Gwiazdy” – idziemy- znowu do niedalekiego sąsiedztwa, gdzie ulokował się „zamek lwowskich kupców” czyli Lwowska „Strzelnica”. Idzie z nami do kupców lwowskich na ich bal karnawałowy rękodzielnik z Gwiazdy i kaflarz z ulicy Zielonej. Na

„Strzelnicy” -z okazji świąt narodowych i rocznic - noszono (nie dacie wiary!) kontusze, czamary i wspaniałe kołpaki, w karnawale obowiązywały fraki, smokingi, żakiety i nawet stare zapomniane już dziś austriackie „an- glezy” .. . Ale my studenci, akademicy, goście z Gwiazdy i z Zielonej ulicy - przychodziliśmy w tak zwanych „strojach dowolnych” (jak głosiło zaproszenie).

Gdy na „Strzelnicy” zabawka się „nie kleiła” - no to szło się całą kupą - do miasta, gdzie w samym centrum ulokował się „Sokół” (Sokół - Macierz) bo na przedmieściach były różne filie (Sokoła-Macierzy!) Tam w „Sokole” zabawa była murowana, popularna, dostępna dla wszystkich, tania i wesoła. W bufecie pączki i chrust domowego wyrobu Koła Pań, tradycyjny barszcz, parówki (kiełbaski), orkiestra dęta! Po pijaku, czyli w pijanym widzie, można było nawet poćwiczyć na drążkach albo — skakać przez „kozioł” ! Na każdej zabawie, od ulicy

Zielonej do centrum miasta, główną rolę grał wodzirej, który w kolorowych szarfach biegał jak opętany i stopniowo tracił głos. U nas nazywano go „aranżerem”..

Na każdej zabawie - główną atrakcją balu był kotylion, walc kotylionowy, połączony z walcem dla pań czyli „panie wybierają”. Panie wręczały ulubieńcom piękne kotyliony czyli barwne szarfy, panowie musieli „fundnąć” damom bukieciki kwiatków . . .Jeżeli w „Sokole” jest nam za gorąco, bo za wielki ścisk - to skoczmy niedaleko znowu - do Kasyna Oficerskiego przy ulicy Fredry, gdzie rzadko widywano oficerów, a sala tego kasyna stała się jedną z wielu najbardziej demokratycznych i popularnych sal karnawałowego Lwowa.

Jeżeli uznamy, że towarzystwo tu jest zbyt „mieszane” - o śmietankę tam było trudno! - i że nastrój jest pod „magulanie” (bitka!) to - parę kroków stąd na ulicę Akademicką, i już - wchodzimy do najbardziej wytwornych sal Kasyna i Koła Literackiego, gdzie kończy się jakiś bal prasy albo bal lekarzy .. . Ale nam wszystko jedno jaki bal, grunt, że gra orkiestra i to niezła, grunt, że panny - trochę już senne - chętnie płyną w błękitnym walcu o świcie i że w bufecie zniżyli ceny na „kanapki” (lwowskie „sandwicze” !).

Już jest świt - pada śnieg - dzwony kościołów zwołują na pierwsze „roraty niedzielne” - niektórzy prosto z Kasyna pójdą do Katedry lwowskiej, inni na słynny rosół do głośnego Icka Spucha - a my wołamy lwowskiego fiakra i zamienionego na sanki i pędzimy w białej bajce -

do pobliskich Winnik na gorący „grog” albo do niedalekiego Janowa - na królewski miód Sobieskiego.”

Z ulicy Janowskiej i Kliparowskiej przenosimy się do Zamarstynowa "...gdzie za drągiem u Kiżyka klawo ciuchra szac muzyka..." Ta dzielnica Lwowa zamieszkana była

przez robotników. Posiadała wiele zakładów przemysłowych i komunalnych przy ulicach: Zamarstynowskiej, Św. Marcina, i Żółkiewskiej. Tutaj znajdowała się słynna fabryka wódek i likierów Baczewskiego."... A kto z was ma tęgie krzyże, niech nie siedzi sam w chawirze, niechaj z nami browar chiży, niech za patyk gna...".

Bal u Ciotki Bandziuchowej odbywał się w audycji radiowej ,, Wesoła lwowska fala” do 1939r.. I jako jedyny z lwowskich balów przetrwał do dnia dzisiejszego jest organizowany corocznie na zakończenie karnawału w Krakowie przez Fundację Ocalenia Kultury Kresowej ,,Chawira”. Odbędzie się także w tym roku a piosenką tytułową jest ,,Przy muzyczce fajno płynie czas”

Przed wojną we Lwowie przy ul. Ochronek 1 miało swoją siedzibę "Towarzystwo Weteranów".

Ta organizacja wojskowa skupiała emerytowanych oficerów i podoficerów wojskowych. Organizowano tutaj bardzo popularne zabawy i bale karnawałowe. Znalazły one swoje miejsce także w piosence która nosi tytuł ,,Bal u weteranów”. Dzięki lwowskim żołnierzom służącym w wojsku austriackim została rozpropagowana na całą Polskę. Lwowski chór Eriana śpiewał ją w wersji rozszerzonej.

Mam nadzieję że udało mi się choć trochę przybliżyć Szanownym Czytelnikom atmosferę karnawału i zabawy karnawałowej we Lwowie. Jeżeli nie to zapraszamy na ,,Bal u Ciotki Bańdziuchowej” który odbędzie się na zakończenie tegorocznego karnawału w Krakowie.

 

Przypomnę, iż w programie koncertu wysłuchaliśmy piosenek

 

  1. ,,Poloneza Ogińskiego”
  2. ,,Biały mazur”
  3. ,,Książe”
  4. ,,Klawo jest”
  5. ,,Walc Francois”
  6. ,,Jeszcze jeden mazur dzisiaj”
  7. ,,O dwunastej godzinie”
  8. ,,Grand zabawa”
  9. ,,Że studencikiem jestem ja”
  10. ,,Sztajerek lwowski”
  11. ,,Tam na rogu na Janowskiej”
  12. ,,Polka zamarstynowska”
  13. ,,Przy muzyczce”
  14. ,,Bal u weteranów”
  15. ,,Party w Londynie”

 

w wykonaniu artystów zespołu "Chawira"  - Magdaleny Sowy, Ireny Paprockiej, Ewy Rudnik, Marka Kaczmarczyka, Wojciecha Habeli,, Karola Wróblewskiego, Stefana Czyża, Jerzego Skrejki

oraz Franciszka Makucha, Doroty Helbin i Mateusza Dudka

 

Scenariusz i reżyseria oraz układ tekstu konferansjerki Karol Wróblewski

 

Konferansjerka Wojciech Habela i Aleksander Szumański

 

ORGANIZATORZY KONCERTU

 

Stowarzyszenie Polskich Artystów Teatru, Filmu i Telewizji  Oddział w Krakowie Rynek Główny 41

Fundacja Ocalenia Kultury Kresowej ,,Chawira” z Krakowa oraz

Aleksander Szumański

 

Przesyłamy serdeczne pozdrowienia Szanownym Czytelnikom KSI

 

Znalezione obrazy dla zapytania tylko we lwowie

 

TAŃCZU POLKI Z FIGURAMI ZE SZCZYPANIUM I MACANIUM

 

 

SPECJALNIE DLA "KRESOWEGO SERWISU INFORMACYJNEGO" - BARWY KRESÓW

                             WYŁĄCZNIE DLA LWOWIANEK

                                             

Aleksander Szumański - prosto zy Lwowa, tymczasowo w Krakowie - recenzja z koncertu, którego nie było i nie będzie.

 

Recenzję z koncertu którego nie było, pisałem wspólnie z mecenasem Jerzym Parzyńskim, również publicystą, który pisał w "Dzienniku Polskim" recenzje z koncertów w krakowskiej filharmonii, których nie było z Chopinem, Mozartem, Schubertem, Janem Kiepurą w tle.

 

 

 „…tańczu polki z figurami,

husia, siusia, husia, siusia,

knaju pary, za parami,

husia, siusia, husia, sia,

aligancku i zy szykim,

husia, siusia, husia, siusia,

przeplatajunc wrzaskim, krzykim,

husia, siusia, husia, sia,

i du siebi i ud siebi,

wszysku skaczy jakby w niebi

ze szczypanium i macanim,

hula polka husia, siusia…

 

…trarara Antyk na harmonii gra,

trarara on przybirać klawo zna,

trarara, baw si, braci, póki czas,

skoro dzisiaj na zabawu prostu do nas wlaz.”

 

 

My wcali nie byli chirni jak si rozpoczął  Ogólnopolski Festiwal Piosenki  Lwowskiej i Bałaku Lwowskiego Kraków 2017, a właściwie 8 lipca 2017  jego druga odsłona, jak powim gdzie si to zjawisku odbyło, to mózg stai i nie tylko.

Ta to w kamienicy nr 1 przy ul. Szczepańskiej w Krakowie „Pod Gruszką” w Klubie Dziennikarzy, w sali Fontany. Kamienica ta była w wieku XIV własnością rodziny Morsztynów. W roku 1386 Jadwiga  Królowa Polski miała tu ponoć odwiedzać swego ukochanego, księcia austriackiego Wilhelma Habsburga, z którym nie mogła się związać, ze względu na ślub z Jagiełłą, ale to taka prawda, jak w koszyku mojej cioci z Pohulanki woda.

Wewnątrz kamienicy zachowane zostały gotyckie wnętrza. Najbardziej znanym pomieszczeniem jest Sala Fontanowska. Jej nazwa pochodzi od XVII-wiecznego artysty – Baltazara Fontany. Ozdobił on wspomnianą salę stiukami na polecenie jednego z właścicieli – chorążego Andrzeja Żydowskiego, od którego zapewne powstał szmonces,  gwara lwowska i żydowska , ja tak myśli.

W jednej części można zauważyć gotyckie sklepienie żebrowe pod dekoracją stiukową. Na ścianach znajdują się XVIII-wieczne holenderskie kafelki. Te zabytkowe wnętrza są więc uznawane za jedne z piękniejszych wnętrz świeckich w Europie. Na parterze kamienicy znajdowała się apteka "Pod złotym Tygrysem", tak piszą, a tu figa z makiem, z pasternakiem, apteki ni ma, bo ją wygryźli najtańsze w Europi pudatki pobierane przez krakowskich bajtloków.

Obok niej zachował się XVI-wieczny renesansowy portal (obecnie będący witryną kwiaciarni).

Jaki kwiaty! Co za kwiaty! Pachnoncy i nie tylko!

Ta daj Pani Boży zdrowi kwiaciarkom krakoskim! A tu krok do Rynku Głównego

dzie takich kwiatów ni ma!

Na pierwszym piętrze znajduje się obecnie Klub Dziennikarzy, oraz restauracja "Pod Gruszką". Można tam dostać dobrą  ćmagę,  ali nie widziałem chirnych, same galanty siedzą.

A ulica Szczepańska – ulica w Krakowie prowadząca od Rynku Głównego na północny zachód, w kierunku placu Szczepańskiego i Plant.

Przy ul. Szczepańskiej znajduje się m.in. Kamienica nr 2, Pałac Krzysztofory.

 

Pałac "Pod Krzysztofory" jest jednym z najznakomitszych i najokazalszych krakowskich miejskich pałaców. Na przestrzeni wieków pałac gościł wiele znakomitych osobistości, m.in.: królów Jana Kazimierza, Michała Korybuta Wiśniowieckiego, oraz Stanisława Augusta Poniatowskiego, a także księcia Józefa Poniatowskiego, który przebywał tu w roku 1809, a także zespół "Chawira" Fundacji Ocalenia Kultury Kresowej z prezesem Karolem Wróblewskim i najważniejszymi konferansjerami a la' Rudolf Valentino, czy też Fryderyk Jarossy - Wojciechem Habelą i Aleksandrem Szumańskim, lwowskimi batiarami.

Nazwa pałacu pochodzi od patrona średniowiecznej kamienicy, która niegdyś znajdowała się w tym miejscu – św. Krzysztofa.

W przeciągu wieków kamienica ta zmieniała swoich właścicieli: w XIV wieku była własnością rodu Spycymirów, a w XV wieku przeszła w ręce rodziny Morsztynów wpływowej rodziny kupieckiej, której własnością była również kamienica "Pod Gruszką".

W drugim kwartale XVII wieku, z inicjatywy marszałka nadwornego koronnego Adama Kazanowskiego, rozpoczęto prace budowlane na tym obszarze. Połączono gotyckie kamienice usytuowane na rogu Rynku Głównego i ulicy Szczepańskiej. W latach 1682-1684 na zlecenie ówczesnego właściciela, Wawrzyńca Jana Wodzickiego, dokonano zasadniczej przebudowy budynku. Pracami kierował słynny  architekt , Jakub Solari.

I w takim otoczeniu, przy takiej ulicy, w takiej sali, i takiego projektanta dziele,  tańczono wczoraj lwowską” poleczkę, husia, siusia”, której fragment batiarskiego tekstu przytaczam powyżej.

 

Na koncercie nie było Henryka Zbierzchowskiego, ale za to przyjechał specjalnie ze Lwowa, z ul. Jagiellońskiej 4, gdzie również mieszkam ,sam maestro  Julian Tuwim, który przywitał publiczność urokliwym fragmentem „Kwiatów polskich”:

 

„Któż wtedy wiedział, że daleką

Stanie się Kraków świętą Mekką,

A góra Giewont – Siódmą Górą,

A rzeka Wisła – Siódmą Rzeką?

 

My contry is my home. Ojczyzna

Jest moim domem. Mnie w udziele

Dom polski przypadł. To – ojczyzna,

A inne kraje są hotele”.

 

Julianowi Tuwimowi odpowiedziała publiczność:

 

Leopolis semper Fidelis

We Lwowie muzy śpiewały zawsze.

 

 

 

 

 

 

A niżej podpisany stwierdził:

 

„Dwa miasta otrzymałem w darze,

A które piękniejsze?

Czy Lwów Katedrą marzeń,

Czy Groby Królewskie”.

 

Ale po kolei, gdy zespół muzyczny „Chawira” pod kierownictwem Karola Wróblewskiego rozpoczął koncert, to natychmiast pomyślałem o Jerzym Połomskim, ale właściwie o „Big Cycu” z którym pan Jerzy wylansował piosenkę „Cała sala śpiewa z nami”. Dlaczego?

Z tej prostej przyczyny, iż cała sala, około 100 osób śpiewała wraz z Karolem Wróblewskim  „Tylko we Lwowie”. A więc na samym otwarciu koncertu pojawili się Tońcio i Szczepcio ze swoim nieodłącznym „kawałkiem” z filmu „Włóczęgi” do tekstu Emanula  Szlechtera i muzyki Henryka Warsa. Śpiewająca sala nie zamierzała przestać śpiewać, ale dopiero, gdy na estradzie pojawiła się Pani Grażyna Potoczek, kierownik Klubu Dziennikarzy "Pod Guszką' prezentująca wykonawców koncertu, zaległa cisza.  

Kto ze 100 znanych  osób tworzył widownię?

 

 Nie zawiodła mnie moja muza, piękna lwowianka Alusia, twierdząca, że jest moją ślubną i nie myląca się. Ilekroć piszę o mojej małżonce, to przypominam sobie przykazanie mojej tak pięknej, co mądrej Mamy, oczywiście również lwowianki: „…pamiętaj, gdy będziesz wybierał żonę, to niech to będzie lwowianka, ale najlepiej, aby to była Żydówka ze Lwowa…”.

Taką opinię mieli również bohaterowie „Wesołej Lwowskiej Fali” Aprikozenkranz i Untenbaum, obecni na widowni, jak zwykle w czasie naszych  koncertów lwowskich . Tu muszę zawieść moja dorodną Mamę, której przykazanie spełniłem, czy ja wiem, może w połowie. Alusia jest pełnokrwistą piękną lwowianką, ale niestety z pyrkatym gojskim noskiem, nie chodzi więc do bóżnicy, tylko do kościoła. To mi się akurat podoba, ale ożenić się z gojką?

Z satysfakcją zawsze odnotowuję obecność Wiktora Budzyńskiego, twórcę tej wspaniałej audycji radiowej "Wesoła Lwowska Fala", jak i Lopka Krukowskiego, który wszak nie urodził się we Lwowie, ale jak mówił szmonces, to był sam cymes /„miód”/. Cały zespół  „Wesołej Lwowskiej Fali” pojawił się na koncercie  oczywiście jak zwykle.  I jak  zwykle najbardziej się cieszę z obecności Włady Majewskiej, która tym razem nie zaśpiewała, ponieważ postanowiła oddać głos młodszym artystkom, jak się wyraziła. Śpiewały więc w zastępstwie stuletniej Pani Włady, Dominika Cieślik - Lauf z Magdaleną Sową. Niestety nie akompaniował tym wokalistkom, które licząc wspólne lata nie ukończyły 30-stki Leopold Kozlowski ( najstarszy stuletni klezmer), który "Pod Baranami" poderwał następną dziunię i nie dziwię się, iż nie miał już siły akompaniować pięknym Dominice i Magdalenie.

Miały też  zaśpiewać Wiktoria Zawistowska i Ewa Rudnik  wchodzące w skład zespołu „Chawira”. Miały. Ale nie zaśpiewały, myśląc, że Pani Włada zaśpiewa i tak powstał z mojej winy cały galimatias, a ja kacap i durny pacan nie wyjaśniłem tego w garderobie.

 

Kogo nie było?

 

Nie przyjechały Panie;  prezes „Radia Lwów” Teresa Pakosz i redaktor naczelna tego radia Ania Gordijewska. Ale są usprawiedliwione, ponieważ od kilku tygodni nie wykonują nic innego, tylko układają cykl audycji o mojej poezji. Jeszcze podobno tak szybko nie skończą. Nie było również mojej szefowej Pani Bożeny Rafalskiej, redaktor naczelnej „Lwowskich Spotkań”, której logo przyjęła dzisiejsza odsłona festiwalu. Zatelefonowała do mnie i powiedziała:

„Alek nie przyjadę, bo muszę składać teksty o twojej poezji”. I jak tu nie usprawiedliwić ich nieobecności?

 

Gdy zapytałem redaktora Zbigniewa Ringera, autora licznych reklam prasowych naszego koncertu, czy zadowolony jest z frekwencji, pękającej w szwach Sali „Fontany”, odpowiedział: „…iż tylko wariat mógł zrezygnować”.

Faktycznie nie zauważyłem czołowych lwowskich „myszygine kiepełe”, o których opowiadał „cały Lwów”:

 

„LOLO WARIAT” - nostalgiczny , niechlujny osobnik, jednakowo "wywatowany" w zimie i w lecie, wyglądem wzbudzający ogólną sensację .

 

„WARSZAWA – WAWA” - gentelman w batiarskim kaszkiecie - proponujący napotkanym przechodniom podróż do Warszawy. Bez względu na decyzję "ruszał" truchtem naśladując lokomotywę parową - "warszawa wawa, warszawa wawa" - powtarzał rytmicznie. Dzieci oczywiście za nim biegały, a jakże, łącznie ze mną i z Adamem Macedońskim współtwórcą krakowskiego słynnego "Przekroju".

 

PROFESOR JEGIER” - stał niezmiennie w wylocie bramy przy ul. Legionów w zapomnianym już dzisiaj pasażu Hellera, od rana do wieczora . Wykrzywiał śmiesznie usta wołając: profesor Jegier, profesor Jegier, reklamując kalesony jegierowskie, równocześnie rozciągając rzekomo elastyczne nogawki śnieżno białych kalesonów. Ten akurat chyba nie był stuknięty, interes mu szedł jak się patrzy. Trwał do września 1939 roku.

 

„ŁUCYK” - uzdrowiciel szarlatan ubrany w długą szatę przystrojoną mosiężnymi gwiazdami i kołami, z wężem grzechotnikiem w zarękawku. Sprzedawał pigułki na wszystko, własnego wyrobu.

 

„BARONEK” - zubożały baron, hulaka, trochę pomylony, żyjący z jałmużny. Wystawał pod hotelem George'a i przemawiał po francusku. Podobno językiem literackim.

 

„DOKTOR” - stojący zawsze na placu Gołuchowskich, przemawiający do siebie po żydowsku i po niemiecku.

 

„PROFESOR” lub „FILOZOF” - poeta, piszący na zamówienie okolicznościowe wiersze, stał z książką w ręku, zwykle na ul. Wałowej i deklamował łacińskie wiersze, lub młodzieży szkolnej odrabiał zadania z łaciny .

 

„DURNY IGNAŚ” - grywał na skrzypkach pod murem kamienicy na rogu ul. Kurkowej i Czarnieckiego. Zaczepiany przez batiarów okrzykiem: "Ignaś Zośka cię nie kocha". Wołał za nimi w złości: "Idź ty beńkart magistracki!". Wykrzyknik ten stał się popularnym, potocznym zwrotem lwowian, wyrażającym zniecierpliwienie .

 

„BEN HUR” - albo „BUGAJ” - na poły oryginał , na poły pomyleniec, który wyśpiewywał w kółko: „buwajty  zdorowa,  moja  zołoteńka".

 

„DODIO” - dziwak, emeryt z górnego Łyczakowa, chodził w czarnej kapocie z pasją zdzierał afisze z murów, którymi wypychał kieszenie.

 

„ALTESZIKER ” / stary pijak / - Żyd, szewc i pijak, tańczący po ulicach.

 

„DURNY JASIU” - syn przekupki z rynku. Śmiano się z jego powiedzonek: "ni kupujci  barszczu u moij mamy, bo si tam szczur utopił".

 

 

 

ŚLEPA MIŃCIU - siadywała na składanym stołeczku na Wałach Hetmańskich pod pomnikiem Sobieskiego przygrywała na harmonii i śpiewała ówczesne szlagiery np. "Śliczny gwóździki", "Pienkny  tulipani". Zaczepiana przez uliczników wołała za nimi: "ty miglanc”!

 

Wszystkich tych oryginałów, dziwaków i pomyleńców lwowska ulica obejmowała nazwą "świrk" . Wyraz " świrk " był neologizmem lwowskim oznaczającym chorego umysłowo, wariata, pomyleńca - wywodzącym się podobno od zachowania pewnego symulanta, który chcąc się wykręcić od służby w wojsku austriackim udawał wariata ćwierkając jak świerszcz "świrk , świrk". Od "świrka" pochodzą inne popularne we Lwowie wyrazy: świrkowaty - głupkowaty, pomylony, ześwirkować - zachowywać się jak świrk, t.j. wariat, lub po prostu świr.

 

Nie było również Wojtka Habeli, Franka Makucha i Alka Szumańskiego  niejednokrotnie prezentujących estradowo tych „świrkowatych”,z  przyczyny prozaicznej,  artyści mieli występy.  Franciszek śpiewał w programie operetki, Wojtek miał występ w teatrze, a Alek był jak zwykle chirny.

 

I tak nam niestety wypadł szmonces z programu. Gdy zapytałem Wojtka co zrobimy  w zamian, wówczas  doradził: ” Alek opowiedz dwa fajne szlagiery szmoncesowe”:

 

 

- Icek, powiedz mucha,

 ny mucha,

Icuniu, powiedz mucha,

ny, mucha,

Icek ty powiedz samo mucha,

mucha, ny,

 

 lub,

 

Icuniu, zjedz ciasteczko,

nie chce mi się,

Icuniu, ty zjedz czekoladkę,

nie chce mi się,

Icuniu, ty zjedz jabłuszko, mamunia bardzo prosi,

nie chce mi się,

to co ty chcesz Icuniu?

Żeby ciocię Rózię szlag trafił.

 

Jak ja wrócił do chałupy wieczór po śpiwaniu, oczywiście  już chirny, to się rozdzwoniły telefony, jak w kuczki, czy też po kuczkach,  a to stacjonarny, a to mój komórkowy, a to komórkowy mojej ślubnej, od oficjalnych mediów i władz naczelnych Państwa i Krakowa z gratulacjami i równocześnie z przeprosinami, iż nie mogli przybyć na koncert lwowski, ponieważ przepisy Unii Europejskiej tego nie zezwalają.

 

Jeden galanty nawet powiedział: „ty nie bądź taki awojler jing” / odważny chłopaczek /.

 

Powoływali się na tak zwany paragraf rozsądku nr 7 Traktatu, który  nie zezwala na śpiewanie  batiarskich piosenek nawet po kuczkach, członkom Unii Europejskiej. Miałem nawet telefony gratulacyjne z Brukseli, ale nie powoływali się na paragraf rozsądku, jedynie na kinderską  piosenkę, która ich zdaniem jest nie obyczajowa. To ja se „ftedy” rąbnął pół basa chiry i i już byłem z powrotem lordem, ale  powiedziałem żonie: aus z nami.

 

Pocieszyła mnie małżonka mówiąc: „ ty ich bajtluj, że ci bebechy z żalu popenkaju,  gdy nie będzie lwowskich festiwali i rób swoje, śpiwaj swoje, deklamuj swoje i rób za absztyfikanta, czy chabala wszystkich dziuń , możesz nawet  powozić dziunie i ciumać się z nimi na oczach całej Unii Europejskiej i nawet samego prezydenta, masz moje zezwolenie, ale tylko na klawe dziunie  , a gdy ci powiedzą, że są dalej festiwali, i z dziuniami fertig,  to powidz, że to chyba jakiś chatrak - hołodryga, czy czerepacha  ich informował i bądź blat i mogą cię całować w kinol i nie tylko”.

Posłuchał ja żony i dzisiaj gdy zadzwonił jakiś galanty z magistratu i pytał czy to prawda, że jakiś festiwal się odbędzie w Warszawie, to żona mi wyrwała słuchawkę i powiedziała: „panie galanty od tego się pan , bo my z mężem teraz gramy w cymbergaja i ja się odgrywam, nie mam czasu i fertig”.

I zrobiła się w magistracie po tym telefonie cała hałaburda, aż bebechi z bandziocha wyłaziły, o batiarsku  mowu  u nas w domu, bo to nie był telefon od jakiegoś galantego, tylko zwykły czerepacha, czy hołodryga dzwonił. A festiwal się w Warszawie odbędzie jeszcze w sierpniu 2017 i bedzie śpiwać Włada Majewska z Magdaleną Sową i Dominiką Cieślik - Lauf  i mogą w ”Wybiórczej”, czy w innym   telewizorze pocałować  kwargiel,  pindę, lub potyrcze .   

Ale co było dalej w sali Fontany?  Swoje wiersze czytała lwowianka Danuśka Jasińska-Mróz z samej Pohulanki. Publiczności bardzo podobały się wiersze miłosne Danki, bo i publiczność miłosna:

 

„Co to jest miłość”

 

„Serce moje pytam Cię,

Co to miłość nad życie?

Dwie dusze, a jedna myśl

Dwa serca, a jedno bicie”.

 

Danka sama wzruszona  od wzruszonej publiczności dostała kwiaty, ode mnie całusy, a co, może  nie wolno, z kim ta to ja  si mam całować? Z magistratem? Z rezydentem, co robi za prezydenta? Brr!

Karol Wróblewski prezes fundacji Ocalenia Kultury Kresowej po kilku wierszach, czasami i moich śpiewał  i ciuchrał na harmoszce jak na habala Danuśki przystało , ze swoim zespołem „Chawira” wybrane piękności lwowskie renomowanych autorów jak Mariana Hemara, czy też Emenuela  Szlechtera i Henryka Warsa, jak również i te najpiękniejsze anonimowe, uliczne.

 

A oto ciąg dalszy tekstu otwarcia koncertu:

 

„… tańczy mały, tańczy wielki,

husia, siusia, husia, siusia,

je salcesun, so syrdelki,

husia, siusia, husia, sia,

wszystku si uwija żwawu

i wywija w lewu w prawu,

Felek aranżuje klawu

naszy polki husia, siusia

trarara….

 

Gdy muzyczka gra wesołu,

husia, siusia, husia, siusia,

wszysku tańczy, skaczy wkołu,

husia, siusia, husia, sia,

Felik Mańki wzioł pud boki,

Husia, siusia, husia, siusia,

aligancku stawia kroki

husia, siusia, husia, sia,

Naprzód w lewu, potym w prawu,

tak wywija z Mańku żwawu,

z obracanim, potruncanim,

przy ty polcy husia, siusia,

trarara”…

 

A ja sam w ancugu nowym jak si wkatulałem na estrady i ta to na bezhirno, to mnie Wróblewski musiał ściągać, bo nie chciałem zejść, tak mi było fajni.

Na zakończeni to mi nawyt Pani dr Lucyna Kulińska pocałowała w obydwa policzki, a pozdrowienia dla całej naszej hebry przesłał Pan dyrektor Janusz Paluch redaktor „Cracovia Leopolis”, o czym powiadamia serdecznie Państwa obsługujący całe widowisko i nie tylko.

                                        

                                     ALEKSANDER SZUMAŃSKI

                                     LWÓW, UL. ZAMARSTYNOWSKA 45  I PIĘTRO MIESZKANIE 9 

                                                                                             BEZ PUKANIA  I BEZ WINDY    

 

                                     MILE WIDZIANE DZIUNIE BLONDYNKI                                                                                        

 

 

 

Oto podręczny słowniczek bałakania:

 

absztyfikant – adorator

awojler jing / szmonces / - odważny chłopaczek

bałak – gwara lwowska

bebechi – wnętrzności

bandzioch - brzuch

blatować - łagodzić - rozmowa, gadka

na bezhirno – na trzeźwo

habal – adorator

ciumać się – całować się

cymbergaj - gra

ćmaga - wódka

chatrak - konfident

chirus – pijak

chira – wódka

chirny – pijany

czerepacha – mętny typ

dziunia klawa - ładna dziewczyna

powozić dziunię - reszta jest milczeniem

galanty - elegancki

hebra – zbieranina

hajda - wynocha

handełes - handlarz

hołodryga - oberwaniec

jadaczka - gęba

juszka - rzadka zupa

jucha z kinola - krew z nosa

kacap – głupiec

kinol – nos

kwargiel - ser

kuczki – żydowskie święto

pacan - głupiec

pedały - nogi

pinda - niedorosła dziewczyna

potyrcze - pomietło

szantrapa - niechlujna kobieta

ścierka - ladacznica

śledź - krawat

myszygine kiepełe – zwariowana głowa

myszygine - wariat

 

 

 

 

 

 

 

Podkategorie

Polscy Żydzi krytykują klip amerykańskiej fundacji. "Określenie »polski  Holokaust« jest kłamliwe" - Polsat News

 ALIANCI BYLI GŁUSI NA LOS MORDOWANYCH ŻYDÓW

 Zmęczony biernością aliantów w czerwcu 1942 r. gen. Władysław Sikorski na falach rozgłośni BBC wygłosił dramatyczny apel do Anglików o podjęcie działań w celu zapobieżenia trwającej w Polsce zagładzie Żydów. Jego radiowe przemówienie rozesłane zostało później jako nota dyplomatyczna do wszystkich rządów sprzymierzonych.

Aleksander Szumański - Oskarżenia określonych kół żydowskich w Stanach Zjednoczonych, jak też Żydowskiego Instytutu Historycznego w Warszawie pod kierownictwem Pawła Śpiewaka o świadome mordowanie i grabienie mienia Żydów przez Polaków w czasie okupacji niemieckiej w Polsce zakrawa na jawne pogwałcenie polskiej racji stanu, zwłaszcza jeżeli zestawi się to z opiniami przekazywanymi w latach 1945-47 przez żydowską prasę amerykańską, a obecnie wrogi Polsce, Polakom i polskości żydowski „New York Times”.

Czytelnicy polscy w kraju ciągle za mało znają alarmujące ostrzeżenia głośnego polonijnego autora profesora Iwo Cypriana Pogonowskiego. Ten najwybitniejszy dziś wśród Polaków żyjących na Zachodzie znawca problematyki żydowskiej jest autorem opublikowanego już w dwóch wydaniach monumentalnego dzieła dokumentalnego "Jews in Poland" („Żydzi w Polsce”), ze wstępem znanego sowietologa żydowskiego pochodzenia - profesora Richarda Pipesa.

Profesor Iwo Cyprian Pogonowski od kilku lat wytrwale i systematycznie ostrzega przed tym, co robią niektórzy bardzo wpływowi Żydzi zagraniczni, zwłaszcza amerykańscy, dla przyczernienia obrazu polskiej historii i upokorzenia Polaków. Zdaniem profesora Igo Pogonowskiego wszystko jest tylko grą wstępną zmierzającą do ułatwienia nacisków na wypłatę przez Polskę jak najwyższych „odszkodowań za żydowskie mienie". Przed tym ostrzegał wybitny żydowski politolog w USA Norman Finkelstein (autor „Przedsiębiorstwa Holocaust).

W wywiadzie dla „Rzeczpospolitej" Norman Finkelstein powiedział, że Światowy Kongres Żydów chce szantażem zmusić Polskę do wypłaty 65-67 miliardów dolarów lobby żydowskiemu w Ameryce tytułem restytucji mienia żydowskiego w Polsce. W tym celu robi się wszystko, by upokorzyć Polskę, czym wprost otwarcie zagroził naszemu krajowi już parę lat temu jeden z czołowych przywódców żydowskich.

Za jeden z istniejących przejawów tego typu propagandy wymierzonej w Polskę Pogonowski uznał całokształt twórczości Jana Tomasza Grossa, zwłaszcza jego eseje "Upiorna dekada" oraz książki „Sąsiedzi”, „Strach”, „Złote żniwa”.

W ocenie prof. Pogonowskiego: „Propaganda Grossa pomaga EKSTREMISTYCZNYM ugrupowaniom żydowskim w ich próbach wymuszania od rządu polskiego haraczu za zbrodnie dokonane w Polsce przez Niemców, Sowietów i pospolitych kryminalistów.”

Aby uzyskać nakreślone wyżej cele, prowadzi się akcję ciągłego prowokowania Polaków przez kolejne agresywne zachowania. Przykłady takich działań to: usunięcia krzyża papieskiego w Oświęcimiu, próby usunięcia krzyża z Sejmu, ścięcie krzyża papieskiego na krakowskich Błoniach (antychrześcijański i antypolski akt kard. Stanisława Dziwisza i prezydenta Krakowa prof. Jacka Majchrowskiego), plany ścięcia krzyża na Giewoncie, usunięcie krzyża w Stalowej Woli i wszystkich krzyży ze Wzgórza Trzech Krzyży w Przemyślu, czy też decyzja szefa radomskiej policji Karola Szwalbego, który kazał usunąć krzyże w podległych mu komisariatach. Urządza się z inicjatywy Bronisława Komorowskiego i za zezwoleniem Hanny Gronkiewicz-Waltz lewackie awantury pod Pałacem Prezydenckim, etc. Podobnym celom służy stwarzanie różnego typu antypolskich „faktów prasowych", nagłaśnianie różnych rzekomych incydentów antyżydowskich, tak jak wymyślona afera z rzekomymi „antysemickimi" wystąpieniami na Majdanku. W Oświęcimiu odbywają się coroczne pochody wrogiej Polsce młodzieży izraelskiej, wychowywanej na żydowskim dekalogu Jerzego Kosińskiego „Malowany ptak”.

Jak to było możliwe, iż po dokonanym w 1940 roku przez NKWD ludobójstwie w Katyniu świat był o tej zbrodni informowany fałszywie lub w ogóle tego tematu nie poruszano?

Jak to było możliwe, iż alianci: Wielka Brytania i USA w czasie II wojny światowej nie uczyniły niczego, aby przeszkodzić Hitlerowi w dokonaniu zagłady Żydów, ponadto ukrywali przez lata prawdę o Katyniu?

70 lat temu polski rząd w Londynie poinformował aliantów o masowym mordowaniu Żydów przez Niemców. Przez kolejne lata żądał podjęcia działań, które powstrzymałyby, lub uniemożliwiły Niemcom dokonania Holocaustu. Bez efektu. Owo milczące przyzwolenie światowych potęg na eksterminowanie obywateli polskich, również pochodzenia żydowskiego, to do dzisiaj wstydliwa i niewyjaśniona karta historii. Trudno się dziwić, że w państwach tych dziś ochoczo wspiera się próbę przerzucenia na Polaków współodpowiedzialności za Holocaust. Lansuje się tezy, że w czasie wojny Polacy mieli rzekomo współdziałać z niemieckimi okupantami, korzystać finansowo z Zagłady (obrzydliwa teza Jana Tomasza Grossa) lub przynajmniej biernie przyglądać się rzezi współobywateli. Fakty są oczywiście inne, to właśnie Polacy z narażeniem własnego życia i swoich rodzin ratowali Żydów i domagali się podjęcia przez aliantów działań, które położą kres ludobójstwu.

Tymczasem dwaj najwięksi alianci Wielka Brytania i USA świadomie postanowiły nie reagować w sprawie zagłady Żydów. Już na początku 1940 roku dowództwo konspiracyjnego Związku Walki Zbrojnej poinformowało polski rząd w Londynie o prześladowaniu ludności żydowskiej. Premier i Wódz Naczelny Władysław Sikorski podzielił się tą informacją z premierem Wielkiej Brytanii Winstonem Churchilem i brytyjskim ministrem spraw zagranicznych Anthony Edenem.

W kwietniu 1940 r. Niemcy zdecydowali o utworzeniu obozu Auschwitz–Birkenau (Oświęcim–Brzezinka). Parę miesięcy później zaczęto tam zwozić polskich więźniów politycznych, a dopiero w następnej kolejności Żydów.

Aby poznać prawdę na temat sytuacji w Auschwitz, potrzebne były dokładne i bezpośrednie relacje, co tak naprawdę się dzieje w tym obozie zagłady. W połowie 1940 r. podporucznik Witold Pilecki, współzałożyciel Tajnej Armii Polskiej, jednej z konspiracyjnych organizacji, scalonej później ze strukturami Podziemia Niepodległościowego - Armii Krajowej, przedstawił plan przedostania się do Auschwitz. Celem akcji było zebranie pełnych informacji na temat funkcjonowania obozu i zorganizowanie w nim ruchu oporu. 19 września 1940 r. Pilecki dobrowolnie dał się ująć Niemcom podczas łapanki w Warszawie, aby trzy dni później jako Tomasz Serafiński znaleźć się w obozie.

To właśnie on przekazywał pierwsze źródłowe informacje o ludobójstwie, które zaczęło się w Auschwitz. Jego sprawozdanie poprzez konspiracyjną komórkę „Anna” w Szwecji zostało przesłane do Londynu. Z owego sprawozdania wynika m.in. jednoznacznie, iż jedynym sposobem ucieczki z Auschwitz był komin krematoryjny.

Nie istniały żadne zwolnienia przez Międzynarodowy Czerwony Krzyż, czy też przez komisję lekarską, jak kłamliwie podaje o swoim zwolnieniu na skutek rzekomej interwencji Międzynarodowego Czerwonego Krzyża, doradca Tuska „profesor” Władysław Bartoszewski. Czy niemiecka obozowa komisja lekarska w Oświęcimiu „zwolniłaby” z obozu chorego, obrzezanego Żyda? Zapewne tak - przez komin krematoryjny. „Zwolnienia” Żydów z obozu wyjaśnia raport Witolda Pileckiego.

W posiadaniu Józefa Rosołowskiego prezesa Polskiego Związku Byłych Więźniów Politycznych Hitlerowskich Więzień i Obozów Koncentracyjnych znajduje się oryginał raportu Witolda Pileckiego. http://www.polandpolska.org/dokumenty/witold/raport-witolda-1945.htm (link is external)

Wiosną 1941 r. Sikorski nasilił działania informujące aliantów i światową opinię o trwającym dramacie Żydów. 3 maja 1941 r. gen. Władysław Sikorski wystosował notę w języku francuskim, angielskim i hiszpańskim zatytułowaną „German occupation in Poland”, w której informował o eksterminacji Żydów. Informacje te były później wielokrotnie powtarzane przedstawicielom rządów Wielkiej Brytanii i USA. Jesienią 1941 r. władze III Rzeszy postanowiły „ostatecznie rozwiązać kwestię żydowską”. W praktyce oznaczało to wymordowanie wszystkich Żydów.

Komenda Główna AK dysponowała informacjami, że w obozie w Chełmnie trwa masowe mordowanie Żydów za pomocą spalin w zamkniętych ciężarówkach! Również i o tej sprawie w grudniu 1941 r. zostali poinformowani przedstawiciele zachodnich rządów. Na przełomie lat 1941–1942 rząd Sikorskiego czynił wszystko co mógł, aby zmusić aliantów do działania. Polskie Ministerstwo Informacji wydało specjalną broszurę dotyczącą Zagłady – „Bestialstwo nie znane dotąd w historii”.

Zmęczony biernością aliantów w czerwcu 1942 r. gen. Władysław Sikorski na falach rozgłośni BBC wygłosił dramatyczny apel do Anglików o podjęcie działań w celu zapobieżenia trwającej w Polsce zagładzie Żydów. Jego radiowe przemówienie rozesłane zostało później jako nota dyplomatyczna do wszystkich rządów sprzymierzonych. Bezdyskusyjnych dowodów trwającej zagłady Żydów dostarczyła misja Jana Karskiego (właściwie Jana Kozielskiego), który na polecenie polskich władz udał się do okupowanego kraju. Karski dwukrotnie przedostał się do getta warszawskiego, przebywał również dwukrotnie w obozie przejściowym w Izbicy.

 

Jesienią 1942 r. powrócił do Wielkiej Brytanii, gdzie jako naoczny świadek opowiedział o eksterminacji Żydów. W oparciu o przywiezione przez Karskiego dokumenty w grudniu 1942 r. minister spraw zagranicznych Edward Raczyński przygotował i przedstawił aliantom szczegółowy raport o Holocauście. Karski został przyjęty również przez prezydenta Stanów Zjednoczonych F.D. Roosevelta. Jan Karski spotkał się w Ameryce z wieloma wybitnymi osobistościami Ameryki – politykami – przedstawicielami mediów i świata artystycznego. Wszędzie apelował o ratunek dla zabijanych Żydów. Bez rezultatu.

10 grudnia 1942 r. Sikorski wydał kolejną notę do Narodów Zjednoczonych, w której nawoływał do przeciwstawienia się trwającej eksterminacji „obywateli polskich żydowskiego pochodzenia”. Noty dyplomatyczne poświęcone losom ludności żydowskiej wysyłał dwukrotnie do rządów sprzymierzonych ambasador RP w Londynie Edward Raczyński. Z podobnym apelem do międzynarodowej społeczności zwróciła się także Polska Rada Narodowa w Londynie.

18 grudnia 1942 r. Prezydent Rzeczypospolitej Władysław Raczkiewicz wezwał papieża Piusa XII do przerwania milczenia i wzięcia w obronę mordowanych Żydów i Polaków. W Polsce jako jedynym państwie okupowanym przez Niemcy za pomoc Żydom groziła kara śmierci. Zabijano nie tylko „winowajców”, ale także ich rodziny. Mimo to od samego początku władze Polski Podziemnej zaangażowały się w pomoc.

Już od początku 1941 r. w Komendzie Głównej Armii Krajowej istniał Referat Żydowski, który zbierał informacje o losach polskich Żydów. 4 grudnia 1942 r. została założona Rada Pomocy Żydom „Żegota” jako kontynuacja działającego od września 1942 r. Tymczasowego Komitetu Pomocy Żydom.

Przy Delegacie Rządu RP na Kraj działała Rada Pomocy Żydom – polska humanitarna organizacja podziemna działająca w latach 1942-1945, jako organ polskiego rządu na uchodźstwie, której zadaniem było organizowanie pomocy dla Żydów w gettach oraz poza nimi. Rada działała pod konspiracyjnym kryptonimem Żegota.

W marcu 1943 r. powołano Referat Żydowski w ramach Delegatury Rządu na Kraj, który m.in. przekazywał „Żegocie” fundusze na akcje pomocy i przesyłał raporty dla rządu w Londynie. Gdy w nocy z 26 na 27 kwietnia 1943 r. Pilecki uciekł z Auschwitz, przekazał na zachód kolejne dowody na trwające tam ludobójstwo Żydów. Polacy rozważali także desperacki atak na Auschwitz (broniło go 8 tys. esesmanów), aby zwrócić uwagę na zagładę Żydów.

W lipcu 1943 r. „Żegota” wystosowała propozycję, aby rząd w Londynie zwrócił się oficjalnie do aliantów z prośbą o wymianę ludności żydowskiej na obywateli niemieckich.

Także Kościół katolicki nie pozostał obojętny na Holocaust. 14 grudnia 1942 r. przebywający w Londynie biskup włocławski Karol Radoński ostro potępił w radiowym przemówieniu działania Niemców – „jeżeli chodzi o ludność żydowską to męka jej przewyższa wszystko co cokolwiek nienawiść i dzikość ciemiężcy zdolna jest wymyślić[…] jako biskup polski z całą stanowczością potępiam zbrodnie dokonywane na ludności żydowskiej”.

Papież Pius XII uratował więcej Żydów niż wszyscy inni polityczni i religijni przywódcy świata razem wzięci. Izraelski historyk i dyplomata Pinchas Lapide szacował, że Pius XII ocalił blisko 900 tysięcy ludzi! „Zrobiłem kiedyś szacunki i oznacza to, że 20 procent żyjących obecnie na świecie Żydów istnieje dzięki niemu” – Powiedział Pinchas Lapide.

To Pius XII nakłaniał admirała Miklosa Horthy'ego, żeby powstrzymał deportacje węgierskich Żydów do Auschwitz. Tylko ta interwencja uratowała 200 tysięcy ludzi.

Rządy USA i Wielkiej Brytanii były głuche na informacje o zagładzie Polaków i obywateli polskich pochodzenia żydowskiego w Polsce. Noty polskiego rządu spotykały się z obojętnością. Gdy na początku grudnia 1942 r. gen. Władysław Sikorski po raz kolejny nawoływał do zniszczenia bombami torów dojazdowych, komór gazowych i krematoriów w obozach zagłady w okupowanej Polsce, Churchill enigmatycznie obiecywał zająć się tą kwestią. Fakty są takie, że techniczne naloty na teren Oświęcimia były możliwe od 1942 r., a w 1944 r. przeprowadzano je regularnie. W 1944 r. o bombardowanie szlaków komunikacyjnych do niemieckich obozów zagłady prosili już nie tylko Polacy, ale także amerykańskie organizacje żydowskie.

Brytyjczycy posiadali informacje na temat zagłady Żydów nie tylko od Polaków. Na przykład udało im się przechwycić depesze chilijskiego konsula w Protektoracie Czech i Moraw, które donosiły o początkach zagłady Żydów. Churchill nie tylko milczał. Firmował bowiem politykę brytyjskich władz w Palestynie, które skrupulatnie pilnowały, aby nie napływali do niej uciekający przed Holocaustem europejscy Żydzi. Gdy w grudniu 1940 r. do brzegów Palestyny dopłynął statek „Salvador” z kilkuset nielegalnymi imigrantami, brytyjskie władze nie pozwoliły mu dopłynąć do Haify. Statek zatonął. Takich incydentów na palestyńskim wybrzeżu w latach 1940–1942 było wiele.

Aby zrozumieć obojętność Brytyjczyków trzeba znać realia tamtej epoki. Nie tylko Niemcy uważali się za lepszych rasowo (rasę panów). Podobnie uważali Brytyjczycy. Churchill wielokrotnie powtarzał we are superior (jesteśmy najlepsi). Dla brytyjskiej elity Żydzi, Arabowie, Hindusi, murzyni byli jedynie lesser races, czyli niższymi rasami. Sprawa zagłady Żydów zwyczajnie nie dotyczyła Brytyjczyków.

Podobnie zachowywał się rząd USA i amerykańskie elity. Prezydent Franklin. D. Roosevelt po prostu zabijał milczeniem polskie wołania o położenie kresu zagładzie. Roosevelt był skutecznym, cynicznym politykiem. Warto przypomnieć, że zgodził się, aby Stalin przypisał Niemcom odpowiedzialność za mord w Katyniu, bo nie chciał tłumaczyć wyborcom, dlaczego pomagają jednemu zbrodniarzowi w walce z drugim.

W sprawie Holocaustu Roosevelt dostrzegał zagrożenie dla swojego wizerunku. Wiedział bowiem, że gdyby podjął jakiekolwiek działania, mogłyby być przez opinię publiczną uznane za niewystarczające. Dlatego właśnie wolał milczeć. Gdy pod koniec października 1943 r. do Białego Domu przybyła delegacja amerykańskich rabinów, Roosevelt wymknął się potajemnie z Białego Domu, aby po raz kolejny uniknąć rozmowy na ten temat. O tym, że była to przemyślana polityka, świadczą działania amerykańskiego Departamentu Stanu.

Na początku 1943 r. urzędnicy odcięli amerykańskiej prasie dostęp do informacji o Zagładzie, jakie napływały od środowisk żydowskich ze Szwajcarii. Kilka tygodni później na tajnej konferencji amerykańsko-brytyjskiej na Bermudach podjęto decyzję, że alianci nie podejmą specjalnych działań, aby przerwać Zagładę. Przebieg tej konferencji do tej pory owiany jest tajemnicą. Dokumenty brytyjskie wciąż pozostają tajne. Amerykańskie odtajniono w niewielkim stopniu.

Rządy USA i Wielkiej Brytanii tylko raz oficjalnie odniosły się do Zagłady. 17 grudnia 1942 roku wydały notę dyplomatyczną, że po wojnie „winni nie unikną odpowiedzialności”. O ile Amerykanie i Brytyjczycy zwyczajnie ignorowali Holocaust, to trzeci co do ważności aliant zachodni - Francuzi brali w nim czynny udział.

Francuski rząd Vichy od samego początku starał się „zaimponować” Niemcom swoim antysemityzmem. Jeszcze w październiku 1940 r. z III Rzeszy do Francji przetransportowano sześć tysięcy Żydów. W tym samym miesiącu wdrożono antyżydowskie ustawodawstwo i rozpoczęto prześladowania. Żydom zakazano wykonywania określonych zawodów, a Żydów-cudzoziemców internowano w obozach. Po tym nastąpiła rejestracja i konfiskata majątków.

Władze Vichy były gotowe zintensyfikować prześladowania Żydów, byle tylko odebrana im własność trafiła do Francuzów. Władze Vichy same organizowały transporty do Auschwitz. Pierwszy z nich ruszył do Polski 27 marca 1942 r., zaś ostatni odjechał w lipcu 1944 r., już po lądowaniu aliantów w Normandii. Amerykański historyk Robert Paxton przekonywał w wydanej w 1972 r. książce „Francja Vichy”, że Niemcy utrzymywali we Francji znikome siły okupacyjne, bo większość zadań wykonywali sami Francuzi. Najlepszym komentarzem do całej sprawy jest spór pomiędzy francuskimi kolejami państwowymi a rządem o rachunki za wywóz Żydów do obozów śmierci w Polsce. Ponieważ nie zapłacił ich rząd Vichy, władze firmy domagały się uregulowania rachunków za tę usługę jeszcze rok po zakończeniu wojny. Te fakty wyglądają ciekawie na tle publikacji współczesnych mediów francuskich, piętnujących rzekomy polski antysemityzm i „polskie obozy zagłady”.

 

TEKST UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „WARSZAWSKA GAZETA” 20 WRZEŚNIA 2013 r.