Jesteś tutaj: Start
AGNIESZKA HOLLAND W CIEMNOŚCI
W WIEKU 70 LAT MA MIESIĄCZKĘ.
KUR(W)IOZUM W SKALI ŚWIATOWEJ.
ŻYDOKOMUNA - POLSKI ANTYSEMITYZM.
Reżyser filmowa Agnieszka Holland należy do najbardziej fanatycznych wyrazicielek fobii antyreligijnych i antypatriotycznych. Łączy je z ciągłym tropieniem antysemityzmu, zajadłą wrogością do prawicy i grubiańskimi atakami na Jarosława Kaczyńskiego i zamordowanych prezydentów RP Lecha Kaczyńskiego i Ryszarda Kaczorowskiego.
Niejednokrotnie publicznie występuje w roli obrońcy „Bestii” opisanych przez Tadeusza Płużańskiego.
Względami szczególnymi darzy plk. NKWD Natalię Brystygierową „Krwawą Lunę” nie tylko podkreślając jej pochodzenie, ale nie wspominając o „wyczynach” Brystygierowej wsadzającej w lwowskich więzieniach NKWD jądra przesłuchiwanych do szuflady, gwałtownie ją zatrzaskując.
Fałszywy obraz Polaków „W ciemności” wyłudzających w kanałach getta pieniądze od ukrywających się przed Niemcami Żydów należy do antypolskich serii rozpoczętych książką „Malowany ptak”, Jerzego Kosińskiego i "literaturę faktu” Jana Tomasza Grossa.
W wywiadach udzielanych przez Agnieszkę Holland wciąż spotykamy się z negatywnymi uogólnieniami na temat Polaków jako Narodu, który jest rzekomo niedojrzały, antysemicki i ksenofobiczny, przesycony płytką nierozumną religijnością, etc... Z taką werwą karcąca Polaków Agnieszka. Holland faktycznie kontynuuje metody fanatycznej agitacji komunistycznej swoich rodziców Henryka Hollanda i Ireny Rybczyńskiej. Ta para stalinowców z zajadłością uczestniczyła w nagonkach na nonkonformistycznych naukowców, m.in. w haniebnym donosie na znakomitego polskiego naukowca – profesora Władysława Tatarkiewicza.
Ojciec Agnieszki Holland i jej siostry Magdaleny Łazarkiewicz pochodził z rodziny żydowskiej. Podczas wojny służył w Armii Czerwonej, potem w Ludowym Wojsku Polskim. Autor wielu napastliwych artykułów prasowych pod adresem Armii Krajowej oraz Podziemia Niepodległościowego. Prowadził walkę ideologiczną z przedstawicielami nauki polskiej występując m.in. przeciwko Lwowsko-Warszawskiej Szkole Filozoficznej, podsycając atmosferę oskarżeń ideologicznych skutkujących aresztowaniami i innymi represjami.
Spokrewniona z Agnieszką Holland nie tylko ideologicznie, Wisława Szymborska de domo Rottermund ,przekonywała, iż Lenin jest Adamem nowego człowieczeństwa.
Wszyscy Polacy to antysemici, mający nawet po siedemdziesiątce miesiączki - twierdzili "wybitni" antypolscy rodzice Agnieszki Holland, Henryk Holland i Irena Rybczyńska.
A tu niespodzianka współczesna, Agnieszka Holland w siedemdziesiątym roku życia ma miesiączkę.
Gdy o miesiączce Holland dowiedziała się Joanna Senyszyn, z zazdrością na swoim blogu zawyła: "szkoda, że ciebie matka nie wyskrobała".
Holland zadziwiła świat swoją miesiączką, wyznając dumnie Jackowi Żakowskiemu:
"Mnie się te miesięcznice kojarzą się z moją miesiączką. Te obchody urodziły groźne jajowęże!"
Czy Agnieszka Holland bardziej ceni jaja węża od męskich? Oto jest pytanie?
W audycji radiowej - Radia TOK FM Agnieszka Holland temat swojej miesiączki poszerzyła o powieść futurystyczną, mówiąc: "miesięcznica to dziwna nowomowa,
mnie się to również skojarzyło z moją miesiączką, bo miesiączka to jest comiesięczne krwawienie płodnej kobiety, jaką jestem".
Po tej płodnej rozmowie zaszła w ciążę pomimo jaj węża i urodziła obrzezaną w poprzek dziewczynkę...
Pani reżyser odnosiła się do ostatniej wizyty na Krakowskim Przedmieściu i kilku zdjęć, jakie pojawiły się w sieci. Widać na nich Holland z "Obywatelami RP" stojącą naprzeciwko policjantów dbających o porządek przed miesięcznicą smoleńską.
Holland zwróciła się z zapytaniem do policji dlaczego już istnieje ogrodzenie skoro miesiączka odbędzie sie dopiero jutro.
Pytanie było retoryczne, skierowane do policji, a nie do ginekologa - położnika, bo skąd biedny policjant miał znać terminy periodów Agnieszki Holland?
Ale mądry policjant odpowiedział pytaniem: "a kiedy pani miała klimakterium?"
Pytaniem na pytanie odpowiadają tylko Żydzi, a ten policjant był autentycznym gojem i dlatego zadziwił.
Dziwił się również goj Jacek Żakowski, że konsekwentnie Żydówka używa terminu „miesiączka”, a nie „miesięcznica”, że widocznie nie zna literackiej polszczyzny, tylko jidysz, na co Holland zareagowała:
"Kaczyński powiedział, że ma się odbyć 96 miesiączek. (…) Tak ludzie mówią, z pewną taką ironią. Miesięcznica to brzmi jak z jakiejś powieści futurystycznej; to dziwna nowomowa. Mnie się to również skojarzyło z miesiączką, bo miesiączka to jest comiesięczne krwawienie płodnej kobiety. A mnie się wydaje, że te obchody urodziły groźne jajowęże! Coś powstało, co zatruwa nasz organizm społeczny i narodowy"
Agnieszka Holland dzieliła się również swoimi spostrzeżeniami po tym, co zobaczyła na Krakowskim Przedmieściu. Jak przekonywała, "Obywatelom RP" należy się wielki szacunek, a policjanci zachowywali się dziwnie.
"Chciałam pokazać ich dowód sympatii dla mojej córeczki, która, jak dorośnie i będzie miała miesiączkę, to stanie ramię w ramię z "Obywatelami RP" i z KOD-em. bo ich wytrwałość i spokój budzą mój szacunek.
A oni stali w napiętym milczeniu, widać było, że coś się w nich dzieje, że to nie jest zwykłe stanie, lubiane przez Agnieszkę Holland - że tam jest frustracja, pretensja…
(…) Zwróciłam uwagę policjantowi, że nie życzę sobie filmowania. Nie zrobiło to na nim wrażenia, ale po paru minutach zniknął i już nie stoi. Coś tajemniczego tam się działo; wszystko to było teatralne i potwornie przygnębiające"— powiedziała Holland, podkreślając, że miesiączki Kaczyńskiego wywołują u niej nienawiść talmudyczną - tak jąk ją uczyła mama.
Przeszukałem Talmud i nawet Koran i nigdzie nie odnalazłem męskich miesiączek.
Z własnych doświadczeń parlamentarnych wiem, iż miesiączki miewają wyłącznie
chłopo - baby, jak Anna Grodzka, przyjaciółka Agnieszki Holland.
Agnieszka Holland spodziewała się Oskara za swój piękny film "W ciemności", wykazujący obrazowo, jak w lwowskim kanale szmalcownicy z Armii Krajowej żądają od ukrywających się w kanale Żydów wszystkich pieniędzy i kosztowności. A tu g...o.
W jury zasiadali sami Niemcy i nie rozumiem dlaczego "W ciemności' nie otrzymał Oskara?
Ale po żydobolszewickich rodzicach przed Agnieszką Holland jest jeszcze wszystko.
Aleksander Szumański "Z lotu ptaka" Tel-Aviv
ODSŁONIĘCIE POMNIKA GEN. RYSZARDA KUKLIŃSKIEGO W MORAWICY
AUTOR DR MONIKA BIENIEK
11 czerwca 2017 r. w Morawicy na Polskiej Górze Przemienienia odsłonięto pomnik gen. Ryszarda Kuklińskiego z okazji 87. urodzin bohatera (13 czerwca 1930 r.). Pomysłodawcą tego przedsięwzięcia był Andrzej Andy Waligóra – prezes fundacji Jack Strong. Wspierali go w tym członkowie fundacji: Konrad Augustyniak, dr Monika Bieniek, mec. Andrzej Lorenc, Daniel Jan Potocki oraz grono ludzi dobrej woli.
Było ich wielu, wystarczy wspomnieć ks. Władysława Palmowskiego, proboszcza kościoła p.w. św. Bartłomieja w Morawicy, osoby związane z telewizją jak Mariusz Pilis, osoby z wiązane z Klubem "Gazety Polskiej" w Wiedniu i sympatycy klubu "Gazety Polskiej" w Krakowie, prezes AKO im. Lecha Kaczyńskiego Andrzej Ossowski i niezależny dziennikarz dr Józef Wieczorek, który zrobił wspaniały film z uroczystości. Wystarczy tylko spojrzeć na nazwiska umieszczone na cegiełkach pod pomnikiem, one mówią za wszystko.
I wreszcie całe grono artystów, pragnących uczcić osobę wielkiego Polaka, bardziej docenionego przez wywiad amerykański niż wywiad i kontrwywiad w Polsce. Ten ostatni działał wyłącznie na korzyść Moskwy, zajmując się głównie robieniem interesów na rzecz Rosji i szpiegowaniem opozycjonistów, a zatem działając zawsze jako zbrojne ramię Sowietów i sowieciarzy w Polsce.
Wracając do tematu, w uroczystości udział wzięli rodzice Pana Prezydenta RP dr Andrzeja Dudy – pan prof. Jan Tadeusz Duda i jego małżonka prof. Janina Duda w asyście kombatantów WiN-u: kpt. W. Szuro, kpt. Edwarda „H” Serwińskiego i Wacława Szaconia, ps. „Czarny”, Żołnierza Wyklętego dokonali aktu odsłonięcia pomnika.
Posąg gen. Kuklińskiego w Morawicy jest dziełem Krzysztofa Krzysztofa, artysty oddanego sprawie uczczenia niezłomnych bohaterów, piszącego także doktorat na temat szkodliwego wpływu haniebnych obelisków zniewolenia Polaków przez Sowietów na mentalność Polaków.
Przedstawił on młodego Ryszarda Kuklińskiego w płaszczu i garniturze, stojącego obiema nogami na konturach Polski, ale zarazem czyniącego krok na Zachód, czyli w momencie podejmowania ostatecznej decyzji o współpracy z amerykańskim wywiadem. Płk Ryszard Kukliński podejmując tę decyzję musiał się liczyć z niebezpieczeństwem swoim i swojej rodziny.
Wiedział, co groziło za udostępnienie tajnych dokumentów wywiadu i kontrwywiadu wojskowego w Polsce a przede wszystkim supertajnych dokumentów i planów Moskwy, dotyczących inwazji Armii Czerwonej na Europę.
Jednak kara, która go dotknęła: wygnanie, wyrok śmierci we własnym kraju i to do 1995 r. – banicja i infamia, ciągłe oskarżenia o zdradę, wyrok wykonany na synu musiały go boleć. Ryszard Kukliński w wizji p. Krzysztofa patrzy z Góry Przemienienia w kierunku Krakowa, symbolicznie obejmując wzrokiem także i całą Polskę.
Pomnik wyróżnia się pięknym złotym kolorem, który w słońcu nabiera szczególnego wyrazu.
Postać gen. Ryszarda Kuklińskiego zaczyna korowód wielkich Polaków umieszczonych na Górze Przemienienia. Gen. Ryszard Kukliński jest postacią graniczną, istniejącą w PRL- u między pracą w wojsku Układu Warszawskiego a działalnością agenturalną na rzecz Ameryki i w ten sposób także i wolnej Polski.
Widać to również w Morawicy: Gen, Ryszard Kukliński stoi na wprost kamienia chrztu Polski, jakby mówił, że my z niego wszyscy i zarazem wprowadza zwiedzających to miejsce w historię III RP, zaczynającą się prawie 10 lat po opuszczeniu przez niego Polski. Zdecydowana większość „bohaterów” III RP jak Czesław Kiszczak, Wojciech Jaruzelski i Lech Wałęsa określiła gen. Ryszarda Kuklińskiego mianem zdrajcy.
Mówił o tym Tadeusz Płużański przed mszą św. w kościele parafialnym w Morawicy zaproszony na uroczystość jako gość specjalny.
Uroczystość w kościele była bardzo piękna w asyście wojska i według wojskowego rytuału. Osobą prowadzącą był aktor Teatru Ludowego, pan Piotr Piecha. Wykonał on z towarzyszeniem gitary pieśń Boba Dyla w przekładzie polskim "Odpowie ci wiatr", podobno była to ulubiona pieśń gen. Ryszarda Kuklińskiego. Obok niego wystąpił także aktor Wojciech Habela z recytacją wiersza Władysława Bełzy: "Katechizm polskiego dziecka".
Po przejściu pod pomnik i po odsłonięciu posągu gen, Ryszarda Kuklińskiego nastąpiła część artystyczna z udziałem orkiestry wojskowej WP.
Ważnym wojskowym akcentem uroczystości było złożenie przysięgi przez żołnierzy z Drużyny Strzeleckiej im. gen. Ryszarda Kuklińskiego z Mysłowic.
W części artystycznej Paweł Muniak, bratanek Janusza Muniaka zagrał na trąbce pieśń Czesława Niemena: "Dziwny jest ten świat", recytował Mieczysław Święcicki z Piwnicy pod Baranami.
Były przemówienia, składanie kwiatów, warta honorowa i zdjęcia pod pomnikiem. Nota bene jest to pierwszy taki pomnik w Małopolsce, z wyjątkiem popiersia w Krakowskim Parku im. dr T. Jordana.
Natomiast trzeci w Polsce. Dziwi więc fakt, że to wydarzenie przeszło prawie bez echa. Z wyjątkiem filmu pana dr Józefa Wieczorka, krótkiej migawki w Krakowskiej Kronice Filmowej, wywiadu z Tadeuszem Płużańskim w "Gazecie Polskiej Codziennie", krótkiej wzmianki w "Niedzieli" z 25 czerwca. W prawicowych mediach było na ten temat niewiele, prawie że milczenie.
Za cały ten trud pro publico bono, którego większość polityków i dziennikarzy zdaje się kompletnie nie rozumieć padły tylko dwa zdania w artykule Jana Przemyskiego z "Gazety Polskiej Codziennie" 13 czerwca br.: „Inicjatywa była całkowicie oddolna i to daje nadzieje, że w innych częściach Polski też dojdzie do upamiętnienia. Szkoda tylko, że lokalne władze rzadko się w to włączają”.
Opracowała dr Monika Bieniek
AMERYKAŃSCY ŻYDZI PRZECIWKO POLSCE
Według "Forward", żydowskiego pisma w USA, wysuwane roszczenia mają dziś jednoczyć Żydów i Niemców. Dotychczasowe powodzenie żydowskiego ruchu roszczeniowego skłania ludzi biorących w nim udział do dalszych działań wymierzonych w Polskę.
Artykuł Nathaniela Poppera w żydowskim piśmie "Forward" z 6 sierpnia 2004 r. nawołuje Żydów i Niemców, by wspólnymi siłami zaspokajali swoje roszczenia przeciw Polsce. Tekst nosi znamienny tytuł: "Bitwa roszczeniowa rozszerza się na polski front".
Autor pisze, że "wspólna walka Żydów i etnicznych Niemców stwarza nową sytuację w historii roszczeń tych, którzy przeżyli Holocaust... Nowe światło pada na opór Polski w zaspakajaniu [niby słusznych] majątkowych roszczeń". W tym artykule znalazł się uderzający zwrot o tych, "którzy przeżyli Holocaust" jako kategorii obejmującej wspólnie Żydów i Niemców. Do niedawna, według Żydów, wyłącznie Żydzi mieli prawo być uznani jako "Holocaust survivors", czyli ci, którzy przeżyli Holokaust. Teraz w tej samej kategorii Popper umieszcza i Żydów i Niemców - dzięki temu, że łączy ich w ruchu roszczeniowym przeciw Polsce. Popper cytuje Żyda, doradcę prezydenta Clintona, Stuarta Eizenstata: "Jest rzeczą wysoce niemoralną, że rząd USA nie poparł żydowskich roszczeń wtedy, kiedy Polska przystępowała do NATO i do Unii Europejskiej".
KIM NAPRAWDĘ JEST PROF. ANDRZEJ RZEPLIŃSKI?
O CO GRA SZEF TRYBUNAŁU KONSTYTUCYJNEGO?
RZEPLIŃSKI ZHAŃBIŁ PAMIĘĆ BŁ. KS. JERZEGO POPIEŁUSZKI
ZATAJAJĄC SWOJĄ WIEDZĘ O GŁÓWNYCH SPRAWCACH MORDU BEZPIEKI
Z ATAKIEM NA RADIO MARYJA W TLE
66-letni prof. Andrzej Rzepliński, szef Trybunału Konstytucyjnego chce uchodzić za apolitycznego obrońcę Konstytucji. Prestiżowe funkcje zawdzięcza jednak głosom polityków Platformy Obywatelskiej i postkomunistów z SLD. Cieniem na jego wizerunku kładzie się milczące przyzwolenie na bezkarność faktycznych sprawców mordu na bł. ks. Jerzym Popiełuszce, przez wycofanie się Fundacji Helsińskiej z monitorowania śledztwa, a także firmowanie przez niego zapisów w ustawie lustracyjnej z 1998 roku, które chroniły najważniejszych konfidentów peerelowskich tajnych służb.
MARSZAŁEK TRZECIEJ IZBY STRAŻNIK III RP
Trybunał Konstytucyjny pełni w polskim systemie politycznym funkcję bezpiecznika III RP.
Profesor Rzepliński dużo czasu poświęcił w ostatnich tygodniach, aby podkreślać przynależność członków TK do korporacji sędziowskiej. Faktycznie TK w polskim ustroju jest trzecią izbą parlamentu, tyle, że wybieraną przez polityków. Szef TK pełni w nim rolę zbliżoną do Marszałka Sejmu lub Senatu. W zamyśle komunistycznych twórców TK (powstał on w latach 1982 - 1985, a więc w apogeum stanu wojennego) miał on zagwarantować obronę ich pozycji, wpływów, majątków po dokonaniu transformacji.
Stabilności tego "bezpiecznika" miały służyć długie 9 - letnie kadencje sędziów TK. Aby móc zmienić III RP, trzeba było zdobyć większość , pozwalająca zmienić Konstytucję, albo utrzymać się przy władzy minimum dwie kadencje, by obsadzić swoimi ludźmi TK. Czyli scenariusz bardzo trudny do zrealizowania.
Rzepliński do TK trafił w 2007 roku dzięki głosom koalicji PO - PSL. Na początku grudnia 2010 roku dzięki wskazaniu prezydenta Bronisława Komorowskiego został prezesem TK. To bardzo odpowiedzialna funkcja, bo to szef TK decyduje o priorytetach prac Trybunału, a także ustala składy sędziowskie. Tuż po nominacji w wywiadzie udzielonym Robertowi Mazurkowi otwarcie przyznał: mój system wartości konserwatywnego liberała jest bliski systemowi wartości Platformy Obywatelskiej.
Zanim Rzepliński został sędzią TK, Platforma próbowała bezskutecznie uczynić go w 2005 roku Rzecznikiem Praw Obywatelskich. Dwukrotnie przegrywał głosowania w 2005 roku. Najpierw w Sejmie, a przy drugim podejściu w Senacie zdominowanym wówczas przez SLD. W obu wypadkach przeciwko jego kandydaturze głosowali także politycy PiS.Platforma zgłosiła po raz pierwszy kandydaturę Rzeplińskiego na członka TK, ale nie uzyskało to aprobaty większości sejmowej.
Przez 8 lat bycia sędzią TK Rzepliński starał się budować wizerunek bezstronnego strażnika Konstytucji. Czasem jednak ponosił go wrodzony temperament lub konieczność spłaty politycznych długów. Gdy w 2014 roku po kompromitujących wpadkach Państwowej Komisji Wyborczej przy wyborach samorządowych (trwające tygodnie obliczanie wyników, ogromna liczba nieważnych głosów, bardzo duża różnica między sondażami przed lokalami wyborczymi a podanymi wynikami) podniosły się głosy opozycji (PiS, SLD, Korwin), domagające się powtórzenia wyborów, Rzepliński wszedł w rolę komentatora politycznego. To był dobry moment, żeby zejść, a nie został wykorzystany - powiedział, odnosząc sie do apeli szefa SLD Leszka Millera, kwestionujących uczciwość wyborów.
Dowód, że pamięta o sympatiach politycznych dał tuż po nominacji na szefa TK w kwietniu 2011 roku, gdy zażądał zmiany prowadzącego debatę poświęconą pamięci Rzecznika Praw Obywatelskich, która miała się odbyć w siedzibie Trybunału.
Grożąc odmową goszczenia uczestników, zmusił organizatorów do rezygnacji z zaproszenia dla krytykującego rząd PO - PSL publicysty Łukasza Warzechy.
Największy popis lojalności partyjnej Rzepliński dał jednak patronując skokowi PO na Trybunał Konstytucyjny po przegranych wyborach prezydenckich w maju 2015 roku. PO, czując zbliżającą się kolejną klęskę wyborczą, postanowiło zadbać o ugruntowanie swoich wpływów i przegłosowało nowelizację ustawy o TK . Jednocześnie dokonało wyboru pięciu nowych sędziów , którzy mieli zastąpić w TK tych, którym w końcu tego roku upływała kadencja.
W wypadku dwóch sędziów kadencja miała się skończyć się dopiero w grudniu, ale zmiana prawa umożliwiła dokonanie wyborów na "zapas".
W ten sposób PO chciało uczynić z TK skuteczny miecz do waliki z prezydentem Andrzejem Dudą i przyszłym rządem PiS.
Rzepliński nie tylko nie bronił TK przed zawłaszczeniem go przez koalicję PO - PSL, ale odegrał w tej operacji kluczową rolę. To on był prawdziwym twórcą projektu PO dotyczącego nowelizacji ustawy o TK i to on akceptował ostatecznie wszystkich kandydatów na nowych sędziów, jakich zgłosiła koalicja PO - PSL.
Czy powinno to być zaskoczeniem? Raczej nie!
Rzepliński od początku narodzin III RP zajmował się technicznym "doglądaniem" trwałości jej konstytucyjnej konstrukcji po to, aby odpowiadała ona potrzebom jej elit.
FUNDACJA HELSIŃSKA UMYWA RĘCE
ZBRODNIA ESBECKA DOKONANA NA KSIĘDZU JERZYM POPIEŁUSZCE
Wraz z ukonstytuowaniem się rządu Tadeusza Mazowieckiego duża część społeczeństwa miała nadzieję na wyjaśnienie zbrodni komunistycznej bezpieki. Również tych najgłośniejszych, np. na ks. Jerzym Popiełuszce - kapelanie "Solidarności". I początkowo nadzieje te wydawały się mieć realne podstawy. W sierpniu 1989 roku powołano Sejmową Komisję Nadzwyczajną do Zbadania Działalności MSW na czele której stanął poseł Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego (OKP) Jan Maria Rokita.
Wiosną 1990 roku w Departamencie Prokuratury ówczesnego Ministerstwa Sprawiedliwości powołano specjalny zespół prokuratorów, który miał zająć się śledztwami w sprawie zbrodni komunistycznej bezpieki. W zespole tym znalazło się m.in. dwóch doświadczonych prokuratorów: Józef Gurgul i Andrzej Witkowski, którym w lipcu 1990 roku powierzono do prowadzenia sprawę kierowania wykonaniem zabójstwa księdza Jerzego Popiełuszki. Od początku było jasne, że kluczowymi osobami w tym śledztwie będą skazani w procesie toruńskim z 1985 roku czterej esbecy: Grzegorz Piotrowski, Adam Pietruszka, Leszek Pękala i Waldemar Chmielewski. Sprawą tego śledztwa od początku interesowało się wiele organizacji, w tym przede wszystkim działacze polskiego Komitetu Helsińskiego w osobach Marka Nowickiego i Andrzeja Rzeplińskiego. Uczestniczyli oni prowadzonych przez Gurgula i Witkowskiego przesłuchaniach skazanych w toruńskim procesie. Głównie dlatego, że do Komitetu Helsińskiego dotarły informacje o tym, że ich prawa jako więźniów są od wielu lat nagminnie łamane. Chodziło zwłaszcza o Pietruszkę, który najbardziej nie mógł pogodzić się z werdyktem, jaki zapadł w jego sprawie. Najważniejsze przesłuchanie miało miejsce w dniu 8 czerwca 1990 roku w Zakładzie Karnym w Barczewie. Odpytywany przez prokuratora Gurgula Pietruszka bardzo precyzyjnie opisał wówczas w jaki sposób szef MSW Czesław Kiszczak zmuszał go do przyjęcia na siebie winy za zbrodnię na ks. Jerzym Popiełuszce. Fakty, jakie wyjawił w czasie tego przesłuchania Pietruszka, dawały podstawę do postawienia byłemu szefowi MSW zarzutu manipulowania śledztwem w sprawie zbrodni na księdzu, jakie MSW prowadziło na przełomie listopada i grudnia 1985 roku. Na protokole ze wspomnianego przesłuchania widnieje następująca adnotacja: stosownie do prośby Adama Pietruszki przy wykonywaniu niniejszej czynności procesowej są obecni przedstawiciele Komitetu Helsińskiego: panowie Marek Nowicki i Andrzej Rzepliński , zamieszkali w Warszawie.
W ten sposób Rzepliński stał się powiernikiem kluczowej wiedzy na temat tuszowania tej zbrodni przez gen. Kiszczaka.
Ale uczestnictwo w tamtym przesłuchaniu stało się dla Rzeplińskiego sygnałem do tego, aby...wycofać się z udziału w czynnościach procesowych. Mogło to wydawać sie dziwne, albowiem Rzepliński jako działacz walczącego o prawa człowieka Komitetu Helsińskiego powinien czuć się szczególnie zobligowany do zbadania sprawy w aspekcie praw, jakie przysługują wszystkim więźniom, a byłych esbeków ewidentnie szykanowano, ograniczając widzenia z rodziną i uniemożliwiając korespondencję z otoczeniem. Skąd taka postawa?
Bardzo szybko okazało się, że w sprawie tuszowania zbrodni na księdzu Jerzym Popiełuszce, obok szefa MSW, zamieszane były także inne ważne osoby. Chodziło przede wszystkim o ówczesnego Rzecznika Praw Obywatelskich (RPO) prof. Ewę Łętowską, a także sędziów Sądu Najwyższego, prokuratorów Prokuratury Generalnej. Kiszczak najzwyczajniej w świecie przesyłał im informacje o ustawianym przez siebie śledztwie, dzieląc się z nimi przy okazji odpowiedzialnością za swoje ustalenia. Rzepliński zachował się pragmatycznie. Nie chciał walczyć z wpływowymi ludźmi "po fachu". Zapewne ocenił, że to mogłoby zwichnąć całą jego zawodową karierę. Musiał też mieć świadomość, że rewizja "prawdy" ustalonej na procesie toruńskim mogłaby rozsadzić fundamenty na których zbudowano Polskę po roku 1989. Tym fundamentem była bezkarność Kiszczaka i jego szefa gen. Wojciecha Jaruzelskiego.
Właśnie te czynniki przesądziły ostatecznie o porzuceniu przez niego roli bezstronnego obserwatora śledztwa z ramienia Komitetu Helsińskiego.
Zresztą los tego śledztwa został ostatecznie przesądzony latem 1991 roku, gdy Witkowski postanowił postawić zarzuty Kiszczakowi.
Został wówczas odsunięty od prowadzenia sprawy, a całe śledztwo zablokowane na ponad dekadę. Trzeba było wielu lat, aby pojawiła się szansa na ponowne jego podjęcie.
Taka szansa zaistniała z chwilą powołania Instytutu Pamięci Narodowej.
Formalne śledztwo w sprawie zamordowania ks. Jerzego Popiełuszki(dotyczyło istnienia związku przestępczego w strukturach MSW) zostało wznowione w 2002 roku, a jego prowadzeniem zajął się powołany w ramach lubelskiego IPN zespół kierowany przez wspomnianego prokuratora Witkowskiego.
Początkowo wszystko w tym śledztwie szło dobrze. Ale po dwóch latach atmosfera wokół śledztwa zaczęła znów się zagęszczać. Latem 2004 roku, kiedy Witkowski zamierzał postawić zarzuty byłemu szefowi MSW, zaczęły się dziać "dziwne rzeczy".
Członkowie kolegium IPN - ciała doradczego prezesa Leona Kieresa(obecny sędzia TK) - zaczęli zarzucać Witkowskiemu , prowadzi śledztwo wbrew historii. A ta, jak można było się domyślać z ich słów, została już dawno napisana.
Swoje zastrzeżenia wobec śledztwa zaczął również formułować Andrzej Rzepliński - doradca ówczesnego prezesa IPN Leona Kieresa, zarzucając Witkowskiemu m.in. to, że formułuje zbyt radykalne wnioski i że jest zbyt blisko...Radia Maryja.
13 października 2004 roku prof. Witold Kulesza szef pionu śledczego IPN , w latach 2000–2006 dyrektor Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu po konsultacjach z Rzeplińskim podjął decyzję o odsunięciu Witkowskiego od śledztwa. Formalnym powodem tej decyzji miało być to, że w 1993 roku został on w nim przesłuchany w charakterze świadka. Ów pretekst był całkowicie nieprawdziwy, bowiem Witkowski został przesłuchany jedynie w związku z pobocznym wątkiem sprawy ks. Popiełuszki, który został wyłączony ze śledztwa głównego do odrębnego postępowania. W ten sposób po raz drugi nie doszło do postawienia zarzutów Kiszczakowi, a prof. Rzepliński miał w tym swój udział.
W późniejszych latach prof. Rzepliński dał dowód ogromnego, autentycznego, pozytywnego zaangażowania w sprawy śledztw, z którymi wymiar sprawiedliwości, w jego ocenie, sobie nie radził. Potrafił np. w ostrych słowach łajać prokuratorów, którzy w sprawie śmierci Jarosława Ostapkowicza przyjęli wersję wypadku. Rzepliński konsekwentnie domagał się rewizji ustaleń kilku śledztw prowadzonych w tej sprawie i uznanie, że doszło do morderstwa, piętnując je z pasją i swadą godną publicysty, a nie poważnego prawnika. Nie wnikając w szczegóły tej skomplikowanej sprawy można zauważyć tylko różnicę w podejściu prof. Rzeplińskiego do sprawy obu śledztw. Z jednej strony duże zaangażowanie w sprawę o znaczeniu lokalnym, z drugiej brak zainteresowania i zaangażowania w wyjaśnienie i ukaranie winnych jednej z najważniejszych zbrodni popełnionej w imieniu władz PRL.
LUSTRACJA KONCESJONOWANA
Po zwycięstwie wyborczym Akcji Wyborczej "Solidarność" stało się jasne, że dalsze próby blokowania w Polsce procesu lustracji są niemożliwe. Wiadomo było, że odpowiednia ustawa musi powstać. I tutaj było jak w słynnej powieści Giuseppe Tornasi di Lampedusa "Lampart", opisującej transformację Włoch po zjednoczeniu w XIX wieku: wiele się musiało zmienić, aby wszystko zostało po staremu. A rolę tego, który zadbał o odpowiednie zapisy, wziął na siebie właśnie Rzepliński. To on był głównym twórcą ustawy o IPN, którą 18 grudnia 1998 roku przegłosował Sejm. Zawierała ona zapis chroniący najbardziej wpływową agenturę PRL. Na mocy art. 39 ustawy szef Urzędu Ochrony Państwa (dla służb cywilnych) i minister obrony narodowej (dla służb wojskowych) mogli zastrzec, że do przekazywanych przez nich do powstającego IPN-u dokumentów, nikt , poza wskazanymi przez nich osobami, nie będzie miał dostępu. Na podstawie tych przepisów w 2003 roku szef IPN Leon Kieres (późniejszy senator z list Platformy Obywatelskiej, a obecnie sędzia Trybunału Konstytucyjnego) zawarł specjalne porozumienie z Agencją Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Agencją Wywiadu
( powstały po zreformowaniu UOP w 2001 roku) oraz Wojskowymi Służbami Informacyjnymi.
Na mocy tych umów polskie tajne służby mogły od tej pory zastrzegać znajdujące się w IPN dokumenty, które uważały za "istotne dla bezpieczeństwa państwa". Owo "bezpieczeństwo państwa" nigdy jednak nie zostało zdefiniowane. W praktyce oznaczało to, że nie wszyscy byli tajni współpracownicy komunistycznych służb mogli zostać zlustrowani. Aby tego uniknąć wystarczyło, że nawiązali współpracę ze służbami specjalnymi III RP. Bardzo często nie musieli spełniać nawet tego warunku, bo same służby decydowały o tym, kogo umieścić w tzw. zbiorze zastrzeżonym IPN. W ten sposób w czasach III RP lustracji uniknęła spora część agentury, z reguły ta, która dalej funkcjonowała zawodowo na różnych poziomach struktur polskiego państwa. Miało to zasadnicze konsekwencje dla przebiegu lustracji w Polsce. Gdy odpowiedzialny za lustrację Rzecznik Interesu Publicznego sędzia Bogusław Nizieński zwracał się do IPN o akta lustrowanych osób publicznych otrzymywał informacje wyłącznie na podstawie zbioru ogólnego IPN. Skutek był taki, że wielu agentów pełniących funkcje publiczne pozytywnie przeszło cały proces lustracyjny. Materiałów ze zbioru zastrzeżonego nie ujawniano także prowadzącym śledztwo prokuratorom.
Prowadzącemu śledztwo w sprawie morderstwa ks. Popiełuszki prokuratorowi Andrzejowi Witkowskiemu odmówiono kwerendy w zbiorze zastrzeżonym.
Rzepliński tworząc ustawę o IPN, nie mógł nie wiedzieć, że wprowadzony do niej zapis będzie kneblował nie tylko lustrację, ale i cały proces rozliczania komunistycznej przeszłości.
Rzepliński odpowiadał zresztą nie tylko za regulacje prawne, ale również za pierwsze lata działalności IPN. Został bowiem najważniejszym doradcą prezesa IPN prof. Leona Kieresa, człowieka o słabym charakterze, który kierował instytutem w latach 1998 - 2005.Nie jest tajemnicą, że najważniejsze decyzje w IPN podejmował wówczas nie Kieres, a właśnie Rzepliński. Ta ich "współpraca" przeniosła się później do TK, w którym dzięki poparciu Rzeplińskiego znalazł się Kieres.
W 2005 roku, gdy rząd PiS próbował zmienić ustawę lustracyjną, tak aby była ona bardziej powszechna i realna, jednym z jej głównych krytyków z ramienia fundacji Helsińskiej był właśnie prof. Rzepliński. Kres ustawie położyło orzeczenie TK z maja 2007 roku, w której zakwestionowano zakres lustracji, przychylając się do poglądów prof. Rzeplińskiego. TK zakwestionował wówczas m.in. lustrację rektorów, prokuratorów i dyrektorów szkół niepublicznych, a także objęciem lustracją naukowców ze szkół prywatnych, szefek spółek będących wydawcami oraz szefów spółek giełdowych i...ogółu dziennikarzy.
Pogląd, że uczestnicy życia publicznego nie mogą być zmuszani do składania oświadczeń lustracyjnych, jest delikatnie mówiąc bardzo konrowersyjny.
Służy po prostu ochrony interesów agentury służb PRL.
PIROMAN STRAŻAKIEM
Obrona interesów wąskiej prawniczej kasty III RP, do której sam Rzepliński przynależy zawsze była jego najważniejszym celem. Być może ma to związek z jego pochodzeniem. Rzeplinski należał do pokolenia, które awans społeczny wiązało z powstaniem PRL.. Urodził się w chłopskiej rodzinie pod Ciechanowem , w której jako jedyny z trójki dzieci zaczął się uczyć na wyższym poziomie.
- Mój ojciec jest przykładem ówczesnego awansu społecznego; jedno z dzieci się uczy, reszta pozostaje na gospodarce - opowiadała w jednym z wywiadów jego córka Róża.
W 1971 roku Rzepliński wstąpił do PZPR, w której pozostawał do 1982 roku. Gdy do partii wstępował Rzepliński nikt nie mógł mieć wątpliwości, czym jest komunizm w PRL, było to przecież kilka miesięcy po masakrze robotników na wybrzeżu w 1970 roku. Z partii Rzeplinski nie wystąpił też po pacyfikacji protestów robotniczych w Radomiu w 1976 roku i zmianach Konstytucji PRL w tymże roku, polegającej na wpisaniu wieczystej przyjaźni z ZSRR. Z partii usunięto go w 1982 roku, jeżeli wierzyć "Gazecie Wyborczej", to za spalenie legitymacji partyjne. Tej historii nie towarzyszą jednak żadne konkrety.
Charakterystyczne jest, że w CV Rzeplińskiego jest infnormacja, że doradzał też Zbigniewowi Siemiątkowskiemu, koordynatorowi służb specjalnych w czasie rządów SLD, konsekwentnemu przeciwnikowi lustracji.
Analiza kariery prof. Rzeplińskiego pozwala postawić tezę, że jest oportunistą i koniunkturalistą, gotowym dla osiągnięcia swoich celów tworzyć prawo, manipulować faktami, wywierać brutalne naciski, a jeśli i to zawodzi to "wzniecić pożar", aby potem wystąpić w roli strażaka zbierającego pochwały za jego gaszenie.
Dokładnie tak jest obecnie w sprawie Trybunału Konstytucyjnego. To prof. Rzeplinski odpowiada w największej mierze za powstanie kryzysu wokół TK. Jego rola wydaje się być kluczową w operacji zdominowania Trybunału przez Platformę Obywatelską.
Gdyby rzeczywiście Rzeplińskiemu zależało na zachowanie bezstronności i autorytetu Trybunału, podniósł by larum już wówczas, gdy Platforma Obywatelska ujawniła zamiar jego bezprawnego opanowania i kiedy szykowała nowelizację ustawy o TK, a potem forsowała niezgodnie z prawem wybór swoich sędziów. Ale Rzepliński tego nie zrobił. Wymownie milczał. Zrobił to nie tylko w imię interesów Platformy Obywatelskiej, ale także dlatego, że PiS i prezydent Andrzej Duda otwarcie mówią o konieczności zmiany konstytucyjnej konstrukcji Polski, a to niewątpliwie zagraża interesom obecnych elit, do których zalicza się prof. Rzepliński.
A te są gotowe - niczym komuniści - uciąć każdą rękę, która podnoszona jest na ich przywileje.
Źródła:
Leszek Pietrzak., Jan Piński "Warszawska Gazeta" ; 31 grudnia 2015 - 7 stycznia 2016.
LIST OTWARTY DO PREZYDENTA RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ DR. ANDRZEJA DUDY."WARSZAWSKA GAZETA" 26 LIPCA 2017 ROKU; RED. NACZ. POTR BACHURSKI.
Z TERRORYSTAMI SIĘ NIE NEGOCJUJE.
Przez dwa lata nie znalazł Pan czasu na przygotowanie swojego projektu reform w sądownictwie. A czyż nie obiecywał Pan tego w trakcie kampanii wyborczej? Skąd zatem zaskoczenie, że zabrał się za to rząd?
Jest Pan naszym prezydentem. Nie komunistycznym zbrodniarzem , esbeckim kapusiem, alkoholikiem czy chamem chodzącym po czyichś meblach. Ludzie czekali na zmiany i walczyli o nie przez osiem lat oszukańczych rządów PO. A Pan dziś negocjuje z tymi, którzy niszczyli naszą Ojczyznę?
Gdzie Pan był i co Pan robił, Panie Prezydencie przez dwa lata? Gdzie Pan był kiedy powstawały zawetowane przez Pana nowelizacje ustaw? Na salonach z Donaldem Trumpem czy może z księciem Wiliamem? Może za dużo czasu spędza Pan na spotkaniach towarzyskich i zapomniał Pan co przyrzekał milionom wyborców? A teraz ugina się Pan, bo kilkadziesiąt tysięcy ludzi spośród czterdziestu mionów wyszło na ulica w niektórych miastach?
Z terrorystami się nie negocjuje, Panie Prezydencie. A lewactwo jest jak Al-Kaida. To są polityczni terroryści, którzy chcą siłą przywrócić swoje rządy. Dla nich demokracja istnieje tylko wtedy, kiedy oni rządzą. Trybunał Konstytucyjny jest uczciwy tylko wtedy, kiedy ich sędziowie są na stołkach...
Dlaczego nie odwołał się Pan do Narodu? Do Patriotycznego Narodu, który Pana wybrał na prezydenta? Milionów Polaków, które Panu zaufały. Gdzie jest nasza wieloletnia praca na rzecz wolnej katolickiej Polski? Dzisiaj jednym gestem zmarnował Pan lata pracy.
ZMARNOWAŁ PAN ZAUFANIE POLAKÓW
A gdzie jest manifestacja poparcia dla rządu? Od ponad roku piszemy w "Warszawskiej Gazecie" o potrzebie takiej manifestacji. I co?
Dlaczego pozwolono totalnej opozycji na bezczelną propagandę, że PiS chce cofnąć Polskę do czasów PRL-u? A przecież to oczywiście jest, że jest dokładnie odwrotnie. Rząd Beaty Szydło chce uwolnić sądownictwa od złogów komunistycznych. Wszyscy, którzy twierdzą, że wraca PRL, kłamcami, żerującymi na uczuciach uczciwych ludzi.
Język nienawiści używany przez lewackie środowiska ma za zadanie wywołać zamęt i zamieszki.
ZWOŁYWANIE LUDZI POD DOMEM JAROSŁAWA KACZYŃSKIEGO
JEST ZWYCZAJNYM ZBYDLĘCENIEM
Czy nie powinniśmy zacząć chodzić pod domy Grzegorza Schetyny, Ryszarda Petru lub Adama Michnika i terroryzować ich rodziny i sąsiadów? Może taka właśnie powinna być reakcja patriotycznych środowisk? Oko za oko, ząb za ząb.
Jeżeli pragniemy zorganizować prawdziwy "Marsz Miliona", to odpowiednim dniem jest niedziela 17 września - rocznica napaści Sowietów na Polskę.
Jako prezydent będzie Pan miał czas na przygotowanie własnego projektu ustawy o naprawie sądów, który da możliwość faktycznych zmian, a marsz potwierdzi oczekiwania Narodu.
Do tego jednak jest potrzebne szerokie poparcie wśród patriotycznych środowisk, W śród których najważniejszym jest środowisko "Radia Maryja" i telewizji "Trwam" (300 tysięcy ludzi).
To największa siła społeczna w Polsce pod duchowym przywództwem ojca Tadeusza Rydzyka. To także górnicy, stoczniowcy i cała Solidarność pod przywództwem Piotra Dudy (80 tysięcy ludzi). Bardzo istotne jest zaangażowanie się polityków PiS poprzez ich biura poselskie, czy senatorskie, które powinny pomóc ludziom (około 100 tysięcy osób) w dotarciu na "Marsz Miliona".
Nie wolno zapominać o środowisku "Marszu Niepodległości" (to kolejne 100 tysięcy ludzi) i o wszystkich organizacjach studenckich.
ZAANGAŻOWANIE SIĘ TYGODNIKÓW "wSIECI". "GAZETY POLSKIEJ" I "POLSKI NIEPDLEGŁEJ".
Jest bardzo ważne, wiemy już, że "Kluby Gazety Polskiej" to grupa patriotów
licząca wraz z sympatykami około 3 tysiące osób.
Trzeba zaprosić na marsz naszych braci Węgrów. A 17 września to dobry termin również dla rolników, których także nie powinno zabraknąć.
Cytując jednego z Pańskich niechlubnych poprzedników, do których Pan się niebezpiecznie zbliżył swoją decyzją, niech Pan nie idzie więcej tą drogą.
Jeden błąd Naród może Panu wybaczyć, jeżeli go Pan naprawi.
Kolejnych - już nie.
Piotr Bachurski redaktor naczelny "Warszawska Gazeta"
Na dokumencie pieczęć "Kancelaria Prezydenta RP" Kancelaria Główna
- wpłynęło 2017 - 07 - 26 podpis