Jesteś tutaj: Start
PRAWDA O OBŁAWIE AUGUSTOWSKIEJ
NAJWIĘKSZA ZBRODNIA DOKONANA NA POLAKACH PO II WOJNIE ŚWIATOWEJ
72 ROCZNICA ŚRODA 12 LIPCA 2017 ROKU
Złożeniem kwiatów pod pomnikiem Armii Krajowej uczczono w środę w Białymstoku 72. rocznicę obławy augustowskiej, największej po II wojnie światowej niewyjaśnionej dotąd zbrodni dokonanej na Polakach. Kwiaty złożyli wojewoda podlaski Bohdan Paszkowski, dyrektor IPN w Białymstoku dr hab. Piotr Kardela, kombatanci, służby mundurowe. Decyzją Sejmu RP 12 lipca jest od 2015 r. Dniem Pamięci Ofiar Obławy Augustowskiej. 12 lipca 1945 roku obława się zaczęła. Śledztwo ws. obławy prowadzi IPN w Białymstoku. Jego głównym celem jest ustalenie liczby i nazwisk ofiar oraz odnalezienie miejsc ich pochówku. W lutym 2016 r. IPN odnalazł na internetowym portalu z materiałami z archiwów ministerstwa obrony Rosji kilka tysięcy stron sowieckich dokumentów o przebiegu obławy. To najnowszy materiał, który może posłużyć do wyjaśnienia zbrodni. Trwa tłumaczenie tych dokumentów. Odnalezione dokumenty dotyczą działalności 50. Armii III Frontu Białoruskiego Armii Czerwonej. IPN ocenia je jako „niesłychanie ważne”, bo przedstawiają cały plan tej – jak mówił wcześniej prowadzący śledztwo prokurator IPN w Białymstoku Zbigniew Kulikowski – „zbrodniczej akcji, zbrodni przeciwko ludzkości, która została zaplanowana i – z punktu widzenia prawa karnego – popełniona w zamiarze bezpośrednim zabójstwa ludzi tylko dlatego, że mieli inne przekonania polityczne”, a to nie ulega przedawnieniu. Obława Augustowska jest w tych dokumentach nazywana „operacją przeczesywania lasów”, skierowaną przeciwko Armii Krajowej, a także podziemiu litewskiemu. Objęła teren o powierzchni blisko 3,5 tys. km kw., około stu miejscowości, a w działaniach sowieckich wzięło udział ok. 40 tys. żołnierzy. – Tłumaczenia cały czas trwają, spływają i stanowią podstawę do tego, ażeby przybliżać się do tej prawdy – powiedział PAP w środę dyrektor IPN w Białymstoku dr hab. Piotr Kardela. Dodał, że jest pomysł organizacji wokół tematu obławy „dużej imprezy patriotyczno-historycznej”, trwają prace nad jej koncepcją. – Chcemy, żeby objęła ona i działania edukacyjne, i działania naukowe, żeby była organizowana w kooperacji z naszymi partnerami zewnętrznymi i ze wszystkimi osobami, które od lat pielęgnują – niezależenie od działań IPN – pamięć o ofiarach obławy augustowskiej – powiedział Kardela. Wojewoda podlaski Bohdan Paszkowski powiedział dziennikarzom, że ws. obławy ciągle nic nie wiadomo o ostatnich chwilach życia ofiar obławy, nie wiadomo gdzie byli, gdzie są ich groby. – Rzeczą podstawową, w polskiej tradycji i chrześcijańskiej tradycji, jest to, żeby ofiary upamiętnić, żeby zapewnić im godziwy pochówek. My nie znamy miejsca, gdzie te osoby zostały zabite, są różne dokonywane w tym zakresie ustalenia, ale one nie są jeszcze potwierdzone urzędowo – mówił Paszkowski. Wojewoda dodał, że jest to też ważna kwestia dla rodzin ofiar i „bolesna rana”. Mówił, że wszystkim uczestnikom dorocznych uroczystości w kolejne rocznice obławy (tegoroczne odbędą się w niedzielę, 16 lipca, w Gibach na Suwalszczyźnie) towarzyszy „rozgoryczenie”, że mimo tylu lat po wojnie, mimo zmian ustrojowych, które się dokonały w Polsce i u wschodnich sąsiadów, gdzie należy szukać źródeł brakujących informacji ws. obławy, „nie można się tej prawdy dobić”. – Nie można uzyskać tego urzędowego potwierdzenia, gdzie i w jakich okolicznościach te osoby, które zaginęły, zostały aresztowane, podlegały pewnie przecież też brutalnym śledztwom, gdzie te osoby i w jakich okolicznościach zginęły – powiedział Paszkowski. 72 lata temu, 12 lipca 1945 r., oddziały NKWD i „Smiersz” rozpoczęły na Suwalszczyźnie operację wymierzoną w działaczy podziemia niepodległościowego. W śledztwie IPN przyjęto, że w lipcu 1945 r., w nieustalonym dotychczas miejscu zginęło ok. 600 osób zatrzymanych w powiatach: augustowskim, suwalskim i sokólskim. Zatrzymali ich żołnierze sowieckiego Kontrwywiadu Wojskowego „Smiersz” III Frontu Białoruskiego Armii Czerwonej, przy współudziale funkcjonariuszy polskich organów Bezpieczeństwa Publicznego, MO oraz żołnierzy I Armii Wojska Polskiego. Od kilkudziesięciu lat o wyjaśnienie zbrodni zabiegają również Obywatelski Komitet Poszukiwań Ofiar Mieszkańców Suwalszczyzny Zaginionych w lipcu 1945 r. oraz Związek Pamięci Ofiar Obławy Augustowskiej, a także wielu historyków.
Najbardziej tragiczną odsłoną działań NKWD w Polsce była Obława Augustowska. Celem tej operacji było rozbicie oddziałów partyzanckich operujących na pograniczu polsko-litewskim – w Puszczy Augustowskiej i na terenach do niej przyległych.
Zarówno powiat suwalski, jak i augustowski po opuszczeniu przez frontowe wojska Armii Czerwonej w styczniu 1945 r. zostały praktycznie opanowane przez podziemie niepodległościowe. Partyzantka zwalczała terenowe agendy nowej władzy i komunistyczny aparat represji. W powiecie suwalskim do końca maja 1945 r. rozbito siedemnaście z osiemnastu posterunków MO, z czternastu zarządów gmin – działały tylko dwa. Rosyjski badacz Nikita Pietrow sugeruje, że – oprócz wzmożonej aktywności podziemia – przyczyną sowieckiej operacji mogło być zabezpieczenie przejazdu Józefa Stalina na konferencję w Poczdamie. Podjęto wówczas bezprecedensowe środki ostrożności – na terytorium Polski każdy kilometr torów był strzeżony przez ośmiu, dziesięciu żołnierzy Wojsk Wewnętrznych NKWD.
Obława Augustowska została przeprowadzona siłami 50. armii 3. Frontu Białoruskiego oraz 62 Dywizji Wojsk Wewnętrznych NKWD. Akcją dowodzili: Zastępca Szefa Głównego Zarządu Kontrwywiadu Smiersz gen. major Iwan Gorgonow oraz Szef Zarządu Kontrwywiadu 3. Frontu Białoruskiego gen. porucznik Paweł Zielenin. W operacji brali udział również funkcjonariusze lokalnych struktur polskiego komunistycznego aparatu bezpieczeństwa i milicji oraz ich tajni współpracownicy. Ponadto w powiecie suwalskim zaangażowane zostały dwie kompanie 1. Praskiego Pułku Piechoty WP.
Między 12 a 19 lipca 1945 r. oddziały sowieckie przeprowadziły szereg lokalnych operacji, podczas których zatrzymywano zarówno ludzi podejrzanych o kontakty z partyzantką niepodległościową, jak również osoby zupełnie przypadkowe, przebywające jedynie poza swoim miejscem zamieszkania. Sposoby i okoliczności aresztowania poszczególnych osób były różne – w domach, na drogach, w pracy, na polach, niekiedy otaczano całe wsie. W Jaziewie zwołano wiejskie zebranie, a następnie zatrzymano wszystkich jego uczestników. Kilkudziesięciu partyzantów dostało się w ręce NKWD po bitwie nad jeziorem Brożane.
21 lipca 1945 r. Szef Głównego Zarządu Kontrwywiadu Smiersz Wiktor Abakumow informował ludowego komisarza spraw wewnętrznych Ławrientija Berię, że podczas obławy zatrzymano 7049 osób, z których po przesłuchaniu (tzw. filtracji) 5115 zostało wypuszczonych. Aresztowanych Litwinów przekazano organom NKWD LSRS. 592 Polaków nigdy nie wróciło do domów – zostali zamordowani i pochowani w nieznanym miejscu.
Chociaż rozstrzeliwania podczas podobnych operacji czekistowsko-wojskowych były normalną praktyką, to liczba eksterminowanych osób czyni z Obławy Augustowskiej największą masową zbrodnię, popełnioną na cywilach w Europie między zakończeniem II wojny światowej a wojną w byłej Jugosławii w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Do dziś nie udało się ustalić miejsca spoczynku ofiar tej zbrodni.
W lipcu 1945 r. oddziały Armii Czerwonej przy pomocy Wojska Polskiego oraz funkcjonariuszy i współpracowników Urzędu Bezpieczeństwa przeprowadziły szeroko zakrojoną akcję pacyfikacyjną na terenie Puszczy Augustowskiej i jej okolic, określanej mianem Obławy Augustowskiej. Ze strony sowieckiej w operacji uczestniczyły jednostki 50. armii III Frontu Białoruskiego, Wojsk Wewnętrznych NKWD oraz funkcjonariusze kontrwywiadu wojskowego "Smiersz". Funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, Milicji Obywatelskiej i miejscowi konfidenci wspomagali działania Sowietów jako przewodnicy i tłumacze, asystowali także przy przesłuchaniach.
Oddziały sowieckie przetrząsały lasy i wsie, aresztując podejrzanych o kontakty z polską partyzantką niepodległościową. Nie znamy dokładnie ani daty początkowej, ani końcowej operacji - najczęściej umieszcza się ją między 12 a 28 lipca. W sumie zatrzymano kilka tysięcy osób, część z nich więziono i poddawano brutalnemu śledztwu. Ok. 600 osób nigdy nie powróciło do domów i do dziś nie są znane ich losy. Najprawdopodobniej wszyscy zostali pozbawieni życia na podstawie tej samej decyzji i należy ich uznać za ofiary Obławy Augustowskiej.
Możliwe, że miejsce stracenia i wiecznego spoczynku tych osób znajduje się w pobliżu granicy, po stronie białoruskiej. Pewne jest, że zamordowano ich przy akceptacji najwyższych sowieckich władz politycznych. Strona polska od wielu lat prowadzi starania o ustalenie losów osób zaginionych w obławie.
Dokumenty, źródła, cytaty:
http://oblawaaugustowska.pl
http://telewizjarepublika.pl/oblawa-augustowska-najwieksza-zbrodnia-na-polakach-po-ii-wojnie-swiatowej,51185.html
http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/185339,72-rocznica-oblawy-augustowskiej.html
SZOKUJĄCY WYWIAD Z ANETĄ KRAWCZYK
Zapis wywiadu z Anetą Krawczyk, przeprowadzonego przez dziennikarzy "Teraz my" w telewizji TVN.
Strona główna Wiadomości Polityka Szokujący wywiad z Anetą Krawczyk
Oskarża Andrzeja Leppera i Stanisława Łyżwińskiego, że zmuszali ją do seksu. O tym ostatnim mówi, że jest ojcem jej 3,5-letniej córki. I dodaje: poseł namawiał ją do aborcji, a asystent posła, weterynarz, wstrzyknął przyspieszającą poród oksytocynę. W zaledwie szóstym miesiącu ciąży. Pracę w Samoobronie dostałam za seks - mówi Aneta Krawczyk.
Pani Aneto, dlaczego zdecydowała się pani jednak pokazać twarz?
Nie powiem, że ta decyzja była łatwą decyzją. I ci, którzy mnie znają, wiedzą, że nie jestem ani osobą przebojową, ani tym bardziej medialną i sporo stresów i sporo nerwów kosztuje mnie. Natomiast stwierdziłam, że najwyższy czas, aby za tymi wyznaniami, które opisywały wczorajsze i dzisiejsze gazety, które pokazywały media, bodajże wszystkie, żeby stanęła wreszcie konkretna, namacalna osoba. Żeby nie była to jakaś Aneta K. Jakiś wycinek z życiorysu posła Stanisława Łyżwińskiego czy przewodniczącego Andrzeja Leppera. Chciałabym, żeby ludzie uwierzyli, że to się naprawdę wydarzyło.
Pani mówi, że informują wszystkie media. Rzeczywiście informują. Wszystkie gazety na pierwszych stronach informują o pani zwierzeniach. Jest pani zadowolona z siebie? O to pani chodziło? O takie zamieszanie?
To jest przede wszystkim wstyd. I kobieta, a przypuszczam, że takich kobiet jest wiele, które milczą rzeczywiście, myślę, że nawet jest przyzwolenie społeczne na tego typu praktyki.
Na wykorzystywanie seksualne?
Być może na wykorzystywanie seksualne nie, ale zatajanie tego. To jest przede wszystkim wstyd. I myślę, że takiego rozgłosu nie życzyłaby sobie żadna kobieta. Żaden człowiek.
Proszę mi powiedzieć, poseł Śpiewak, w takich wypowiedziach, które puszczaliśmy na początek, użył takiego określenia, że polityka to gnojówka. Po tym, co się dowiedział. Czy pani też ma takie wrażenie?
(westchnienie) No, spędziłam kilka lat wśród polityków, w kręgach politycznych. I można powiedzieć, że politykę uprawiałam będąc radną w sejmiku województwa łódzkiego. Tak, dokładnie tak. W zasadzie lepszego określenia nie mogłabym użyć.
Polityka to gnojówka, tak?
Dokładnie tak.
Dlaczego pani się pokazała, to już wiemy. Ale dlaczego pani to ujawniła, informacje dotyczące przewodniczącego Leppera?
Dlaczego ujawniłam, czy dlaczego ujawniłam teraz?
Dlaczego w ogóle pani ujawniła?
W zasadzie czy jest w ogóle dobry moment na ujawnienie tego typu sensacji?
(...) Nie trzeba było tego zrobić, kiedy padła ta propozycja?
Można było.
A nie byłoby lepiej?
Mogłam wtedy również dokonać wyboru, nie wiem... Na przykład przyjąć ofertę sprzątaczki w pobliskiej szkole podstawowej.
Jak pani teraz myśli, to nie było lepiej przyjąć tą ofertę?
Wówczas byłam ściśle związana z Samoobroną. Nie tylko byłam członkiem Samoobrony, ale również z ramienia Samoobrony byłam radną sejmiku województwa łódzkiego. Nie mogłam wtedy tak po prostu wystąpić. Nie wiem... zdradzić tej organizacji. Po prostu milczałam.
Jak to się zaczęło? Czy to jest tak, że pani została radną sejmiku, bo pani już zgodziła się na ten seks z panem Łyżwińskim?
Dokładnie tak. To była nagroda, to pierwsze miejsce.
To może wróćmy do początku. Jak się zaczęła pani znajomość z posłem Łyżwińskim?
Myślę, ze wszystkie gazety to opisywały. I w zasadzie to, co opisywały, wszystko pokrywa się z prawdą. Spotkanie miało miejsce w mojej miejscowości zamieszkania. W najbardziej renomowanej restauracji radomszczańskiej. Od tego się zaczęło, od tego spotkania.
Czy już wtedy była pani członkiem Samoobrony, kiedy pani spotkała posła Łyżwińskiego?
Nie.
(...)
Jak to było z przewodniczącym Lepperem? Andrzej Lepper powiedział pani wprost, po imieniu: "Musisz, Aneto, ze mną się przespać"?
Powiedział, że on mi pomoże, jeśli ja postaram się.
Tylko tyle powiedział?
Myślę, że czyny, które poszły za tymi słowami, były bardziej wymowne.
Czyny? Czyli co robił pan Andrzej Lepper?
Gdybym mogła już nie opowiadać o szczegółach, byłabym bardzo wdzięczna.
To się wszystko dzieje, rozumiem, w hotelu sejmowym, w pokoju przewodniczącego...
...w pokoju przewodniczącego Leppera...
...gdzie przyjechaliście z Łodzi, tak?
Nie, to znaczy... ja nie pamiętam dokładnie trasy, jaką dokładnie przebył przewodniczący Lepper. Wiem, że był w Radomsku i przyjechaliśmy z Radomska.
I poseł Łyżwiński wam towarzyszył?
Tak, dokładnie.
Jesteście w pokoju Andrzeja Leppera. Jest jakaś impreza...
To znaczy, trudno to tak nazwać.
Alkohol?
Alkohol był, rzeczywiście. Alkohol, który spożywali i przewodniczący, i poseł Łyżwiński.
Więc z gazet wynika, że pani zostaje na noc. To nie jest takie proste. Żeby zostać w hotelu poselskim na noc, trzeba mieć zgodę. Tzn. poseł, który kogoś u siebie nocuje (...), musi to zgłosić na recepcji.
Ale to nie był taki zwykły poseł. To był przewodniczący klubu.
Ale czy zgłaszał? Czy słyszała pani o tym, że zgłaszał?
Nie wiem tego, powiem szczerze. Wpisywałam się w księgę rejestrów. To znaczy teraz już wiem, że wpisywałam się, bo nie miałam problemów z przypomnieniem sobie tego. Wiem na pewno, że nie przechodziłam przez bramkę.
Ale wpisała się pani w księgę rejestru gości w hotelu poselskim w recepcji.
Tak, jest taka księga. Wpisałam się.
Czyli z tą datą. Z tą godziną, o której pani mówi. Czy jest według pani również napisane, kto panią wprowadzał? Powinno być.
Powiem szczerze, że cała ta sytuacja wtedy dość, że niezręczna, to jeszcze wszystko jakieś takie dość szokujące. Mało tego... nie wiem.
Ale w wypowiedziach prasowych mówi pani, że wiedziała, po co jedzie z Radomska do Warszawy.
No przecież... No przecież byłam dorosłym człowiekiem. Miałam świadomość tego.
No, ale dlaczego się pani na to zgodziła? Dlaczego się pani zgodziła, by być tak traktowaną? Przedmiotowo.
W danej chwili, wtedy... wtedy podjęłam taką decyzję. Teraz, mając ten bagaż doświadczeń, na pewno bym tego nie zrobiła. Ale wtedy uważałam, że to jest jedyne wyjście.
A może, przepraszam za to pytanie, myślała sobie pani: złapię posła, zedrę z niego kasę...
Nie wiedziałam, jak to jest. Nigdy wcześniej nie praktykowałam tego. Jak mówię: nigdy wcześniej nie robiłam takich rzeczy. Gdybym rzeczywiście tak chciała, to pewnie wzięłabym jakiś dyktafon albo ukrytą kamerę, prawda?
A czy czuła się pani uwiedziona ideami, które głosił Andrzej Lepper?
Bardzo.
Czyli była pani nim zafascynowana jako liderem partyjnym.
Oczywiście. Jak wtedy duża część społeczeństwa. Poszliśmy wszyscy za tym pierwszym porywem, prawda?
A była pani zaskoczona, że ten pani ideał, przywódca, tak panią traktuje, jak panią traktuje?
To znaczy wtedy może nie myślałam tylko o sobie, ale miałam świadomość, że na pewno nie jestem jedyną. Nie jestem pierwszą.
Andrzej Lepper zachowywał się tak, jakby to robił już po raz któryś, tak?
To znaczy był śmiały. Był otwarty w tym swoim działaniu. Żadnego skrępowania, absolutnie.
Chciałbym, żebyśmy teraz posłuchali wypowiedzi pana Andrzeja Leppera. On zdecydowanie zaprzecza, że z panią spał...
... to zrozumiałe...
W materiale filmowym przypomnienie programu "Kropka nad <i>", w którym Lepper podkreśla, że nigdy nie miał żadnego kontaktu seksualnego z Anetą Krawczyk. "To jest perfidne oszustwo" - stwierdza przewodniczcy Samoobrony.
I co pani na to?
Myślę, że sporo szczegółów dotyczących tego, że to zbliżenie jednak miało miejsce, zna już w tej chwili prokuratura łódzka.
Jakich szczegółów?
Bodajże, myślę, że bodajże nie mogę ujawniać szczegółów, bo już mnie obliguje milczenie ze względu na dobro śledztwa.
Chodzi o szczegóły budowy anatomicznej Andrzeja Leppera?
Też.
Czy prokuratorzy pytali o znaki szczególne Leppera? Jak wygląda bez ubrania?
(chwila zastanowienia) Dokładnie.
(...) Czytałem w "Gazecie Wyborczej", że pani spała z Andrzejem Lepperem dwukrotnie, tak?
Minimum dwukrotnie tam było napisane... mhm.
Rozumiem, że pierwszy raz to jest ten moment, kiedy pada propozycja pracy w zamian za seks. A drugi raz? W jakich okolicznościach?
To było kilka miesięcy później. Poseł Łyżwiński, z racji tego, że byłam półtora miesiąca później, kiedy byłam wicedyrektorem biura i awansowałam na dyrektora biura, miałam obowiązek przynajmniej raz w miesiącu zawozić do Sejmu do posła Łyżwińskiego dokumenty związane z prowadzeniem biura. W zasadzie tymi dokumentami zajmowała się jego małżonka. No i po zakończeniu tego poseł Łyżwiński zabierał mnie i prowadził do Andrzeja Leppera, po prostu.
I współżyła pani wtedy z Andrzejem Lepperem? Przyprowadzał panią do niego do biura...
Tak. Otwierał drzwi, wstawiał i częstował jak landrynką.
Mówiła pani, że jest pani zafascynowana Lepperem...
Ta fascynacja rzeczywiście minęła zaraz. Państwo nie wiecie, jak to wszystko wyglądało. Pierwsze to szok. Poza tym straszna męczarnia.
Dlaczego pani nie zaprotestowała? Jest pani w hotelu sejmowym. Można krzyknąć...
Właśnie. Z prominentnym politykiem.
Ale to jest jednak sytuacja, kiedy - wiadomo - jest dużo ludzi, tam są kamery na korytarzach. Wiadomo, że gdyby pani zrobiła jakiś gest protestu, on by został zauważony, zostałby odnotowany...
...a ja nie miałabym pracy.
A jest tak ciężko o pracę w Radomsku, tam, gdzie pani mieszka?
W województwie mamy najwyższy stopień bezrobocia, powyżej 20 procent. Naprawdę jest ciężko się przebić. Ja wtedy byłam na bardzo dużym zakręcie. Sprawy finansowe myślę, że najbardziej zadecydowały o tym. I fakt, że dwoje dzieci, które muszę utrzymać, nie mając własnego kąta, nie mając żadnych środków, dochodu. Myślę, że to wszystko jakoś skumulowało się i w tym rozgoryczeniu, w tym wszystkim...
Pani Aneto. Dzięki tym usługom seksualnym, które pani świadczyła liderom Samoobrony, ile pani miesięcznie zarabiała?
Na czysto było to 1200 złotych.
Ja mam tutaj pani oświadczenie majątkowe z 30 kwietnia 2003 roku. Wylicza pani, że za prowadzenie biura poselskiego dostawała pani 1600 zł miesięcznie...
...brutto...
...rada nadzorcza oczyszczalni ścieków w Tomaszowie Mazowieckim 966 zł.
To było później.
I jeszcze radna sejmiku wojewódzkiego.
To już było w 2002 roku.
Razem wyliczyłem 4909 złotych i 30 groszy.
Tak, to już było później.
Czyli to duże pieniądze...
Byłam lojalną pracownicą biura posła Łyżwińskiego.
I wzięła pani kredyt na mieszkanie.
Tak.
Czyli dorobiła się pani własnego kąta.
Ciężko było. Myślałam, że ten kredyt faktycznie mnie wykończy, ale go spłaciłam. Mam mieszkanie.
Czyli ma pani własne mieszkanie, w którym może pani z dziećmi mieszkać.
Tak, mam własny kąt.
Czy poseł Łyżwiński jest ojcem pani najmłodszej córki?
To żadna chluba dla mojego dziecka, ale jest tak.
Kiedy to się stało?
3,5 roku temu. To znaczy 3,5 roku temu córka się urodziła.
Jak poseł zareagował? Bo przecież pani powiedziała...
Jak zareagował na ciążę?
Gdy się dowiedział, że jest pani z nim w ciąży...
Kazał to załatwić. Jakoś.
Co to znaczy?
Usunąć oczywiście. Ale było za późno, na szczęście, na to.
Ale pani usłyszała, że ma to pani załatwić?
Tak, to było standardowe jego stwierdzenie, że "udowodnisz, że jesteś lojalna". Prawda... "Załatw to, bo...". Bo przecież on piął się na szczyty kariery politycznej.
Ale on uważał, że jest to lojalne wobec partii politycznej? Wobec niego?
Nie, wobec posła.
A on wymagał takiej lojalności wobec siebie?
(...) Tak, na każdym kroku.
A na czym to polegało? (...)
Dyspozycyjność 24-godzinna. Boże, nie wiem... Uległość. Jest mnóstwo, naprawdę mnóstwo przykładów.
Poseł Łyżwiński mówi - jak pani twierdzi - "załatw to". I co pani robi? Pani nie załatwia, nie posłuchała się.
Nie. Niesubordynacja.
On jako zdradę potraktował to?
To znaczy wyciszył się wtedy. W zasadzie ochłodziły się wtedy nasze kontakty. Ponieważ poseł wymyślił nowy plan, nowy pomysł miał. Sposób na załatwienie tej sprawy. A mianowicie, kiedy urodzi się dziecko, miałam po prostu pozostawić je w szpitalu.
Poseł Łyżwiński zaproponował pani, żeby zostawiła dziecko w szpitalu?
Żebym pozostawiła dziecko w szpitalu, zrzekła się praw rodzicielskich. I wtedy dokładnie ślad by został zatarty.
Nie zgodziła się pani na to?
Nie. Gdy się nie zgodziłam, były naciski. Cały czas przy mnie, po porodzie, w szpitalu był asystent posła Stanisława Łyżwińskiego, który pilnował, abym nie doszła do dziecka ani nie nawiązała tego pierwszego kontaktu.
A czy próbowano panią na siłę oddzielić od dziecka?
Tak teraz to widzę. Tak, dokładnie tak. Można tak to właśnie teraz nazwać.
Ale rozumiem, że pani nie oddała dziecka i to był pani koniec.
Potrzebowałam dwóch dni. Wypisałam się na własne żądanie ze szpitala. Pojechałam sama. Dziewczynka, córka moja, została w inkubatorze z racji tego, że była wcześniakiem...
A dlaczego była wcześniakiem?
Dlatego, że była za wcześnie urodzona.
Źle pani znosiła ciążę?
Słucham?
Źle pani znosiła ciążę, czy z powodu tych perturbacji?
Z powodu nacisków.
A to były tylko naciski słowne?
(westchnięcie) Były naciski asystenta posła Łyżwińskiego na wywołanie wcześniejszych, przyspieszających, nie wiem, urodzenie... w tym szóstym wówczas miesiącu. Szósty, siódmy miesiąc, to był. Urodzenie dziecka, to wiadomo, były niewielkie szanse na przeżycie.
A na czym polegały te naciski asystenta?
Na aplikowaniu różnych środków farmakologicznych, które miały przyspieszyć... Które miały wywołać skurcze porodowe.
On pani aplikował?
Dokładnie tak.
A z jakiej racji? On jest lekarzem?
Jest weterynarzem. Technikiem weterynarii.
Jakie środki pani aplikował?
To była oksytacyna.
Co to jest ta oksytacyna, bo to nam nic nie mówi?
To znaczy ja wiem też tylko z przekazów osób, które mają jakąś tam wiedzę na ten temat... To jest właśnie środek, który powoduje wywołanie skurczy porodowych. Nadmiar tego w organizmie kobiety ciężarnej powoduje skurcze.
Ale on jest weterynarzem. I znał się na lekach?
Znał się na terminach medycznych.
Ale ta oksytacyna jest dla ludzi? On mógł wypisać receptę?
Wypisał. Ta akurat oksytacyna nie była przeznaczona dla ludzi. Była przeznaczona dla zwierząt. Ale zapewnił mnie, że... To, to było straszne. To był szok wtedy. To były te naciski, groźby, że będę zniszczona, że nie znajdę pracy nigdzie, że on już się tak postara o to.
Ale to asystent posła?
Asystent posła w imieniu posła.
Ale on wypisał receptę, wziął lek.
Tak. I zaaplikował ją.
(...) Doustnie, czy zastrzyk zrobił.
Zastrzyk zrobił.
Lekiem dla zwierząt? Żeby wywołać wcześniejszy poród? Czy ja dobrze rozumiem?
Naprawdę nie jest łatwo o tym mówić...
Ale tak było?
Tak było, ale dziecko się urodziło. Na szczęście urodziło się zdrowe. Nic się nie stało. Zabrałam ją ze szpitala i zawiozłam do domu. Zdrowa, śliczna, kochana dziewczynka.
Czy poseł Łyżwiński kiedykolwiek odczuł potrzebę, żeby spotkać się z panią i z dzieckiem?
Nie, nigdy. Znaczy ze mną spotykał się, owszem. Ale z dzieckiem nie.
Później, rozumiem, po porodzie. Z dzieckiem nie?
Nie, nie.
A pani próbowała zwrócić jego uwagę, że ma córeczkę nieślubną poza związkiem swoim małżeńskim?
Tak.
I co on na to?
Pamiętam sytuację, kiedy powiedziałam mu o tym, że jest dziecko. On, kiedy już było to dziecko, kiedy już było w domu i nie dało się tego cofnąć, kiedy już wiedzieli wszyscy i zaczęły się plotki i spekulacje, wtedy pojawiła się następna propozycja. Następny pomysł posła Łyżwińskiego, aby wymyślić, że nie znam ojca, że nie wiem, kto jest ojcem tego dziecka, że brałam udział w jakiejś imprezie, prywatce, gdzie pod wpływem alkoholu nie wiem z kim spałam. I żeby napisać po prostu, że dziecko ma ojca nieznanego.
A gdzie to napisać?
W Urzędzie Stanu Cywilnego.
A co pani napisała?
Napisałam imię ojca biologicznego i swoje nazwisko. Takie prawo mi przysługiwało.
Tylko imię?
Tylko imię. Tak.
A dlaczego pani postanowiła nie wpisywać nazwiska?
Dlatego, że nie było jego zgody.
Pani złożyła teraz pozew o uznanie ojcostwa. I rozumiem, że będą badania genetyczne, które są w stanie bardzo łatwo ustalić ojcostwo.
Tak.
Nie boi się pani tych badań?
Nie.
A sądzi pani, że poseł Łyżwiński się podda?
Myślę, że tak.
Sam z własnej woli? Czy zostanie zmuszony przez sąd?
Myślę, że tak.
Z własnej woli, tak?
Myślę, że powinien.
Powinien, ale czy się podda?
Najpierw powinien się ujawnić.
Posła chroni immunitet.
No właśnie. Powinien się ujawnić, ale nie ujawni się myślę do czasu, póki nie wymyśli jakiejś mądrej, elokwentnej riposty. A to mu trochę czasu zajmie.
A jak pani myśli, dlaczego zniknął teraz? Dlaczego go nie ma?
Nie wiem, może nie potrafi odpierać tych zarzutów.
A czy próbował się z panią kontaktować (...), od kiedy "Gazeta Wyborcza" opisała wszystko? (...) A dzień przed publikacją, by wymusić na pani wycofanie tych wypowiedzi?
Nie. W zasadzie może były takie próby, ale ja nie odbierałam telefonów nieznanych. Odbierałam tylko te, które znałam.
A czy to nie jest taka zemsta kobiety zawiedzionej, rozczarowanej? Żyła pani z posłem Łyżwińskim, trzeba tak to nazwać. Mówiąc brutalnie - była pani jego kochanką. I czy to nie jest tak, że gdy on panią porzucił, pani się teraz na nim mści?
Ale przecież przestaliśmy współżyć już przynajmniej dwa lata temu, także miałam czas na to. Ja myślę, że nałożyło się sporo elementów na to. Było rozgoryczenie po wyborach, owszem. Ale pojawiło się w pewnym momencie, kiedy do posła Łyżwińskiego nie mogłam się dodzwonić. Zadzwoniłam do asystenta posła Łyżwińskiego i kiedy poprosiłam o pomoc, bo przecież włożyłam ileś pracy w tę partię, w tę organizację, skupiłam wokół siebie ludzi, którzy ufali nie tylko przewodniczącemu Lepperowi, ale również mnie. I nagle później słyszę, że niestety takie czasy i każdy musi liczyć na siebie, że może gdzieś po Nowym Roku jakieś pół etatu się znajdzie. "Jak będziesz lojalna, to ci się będzie opłacać". Więc mówię: mam dzisiaj na kolację czy jutro na obiad, mam dzieciom zafundować lojalność? Mówię: jaka jest cena tej lojalności?
A może jest coś w tym, co mówi Andrzej Lepper, że cała ta sprawa to kłótnia kochanków. On ma na myśli panią i posła Łyżwińskiego...
Na początku, kiedy dochodziło do zbliżeń, był bunt. Buntowałam się, ale w zasadzie było wtedy jeszcze gorzej. Byłam rozdarta wtedy strasznie. Później było obrzydzenie. Już nie tyle do posła, co do samej siebie. Nie było w tym na pewno uczucia, miłości. Może to jest jakiś syndrom, typ zboczenia: miłość do oprawcy. Bo wiem, że coś takiego też istnieje.
Andrzej Lepper przysięgał wczoraj na Boga, że z panią nie spał. Pani też może przysiąc?
Ja w przeciwieństwie do przewodniczącego Leppera wierzę w Boga, ale nie na pokaz. Nie chodzę do kościoła po to, żeby reporterzy mnie sfotografowali. Jeśli idę do kościoła to wtedy, kiedy faktycznie mam taką potrzebę. I wierzę w Boga. Moje dzieci też są wychowywane w wierze chrześcijańskiej. I ja mogę przysiąc na Boga. Ale nie ma takiej potrzeby.
Po tym wszystkim, jakie ma pani plany na przyszłość? Co pani zamierza teraz robić?
Mam nadzieję, że znajdę pracę mimo tego wszystkiego, co się wydarzyło. Mam nadzieję, że ktoś doceni wreszcie moje kompetencje. Bo przeszłam naprawdę porządną zaprawę prowadząc biuro posła Łyżwińskiego. Jeśli nie uda się tutaj, to rzeczywiście będę musiała wyjechać za granicę, choć bardzo kocham swoje miasto, bardzo kocham ten kraj. I to, co jeszcze - chciałabym pomagać dziewczynom, które nie mają odwagi mówić o tym. Wiem, jaki to jest trud. Wiem, jak to strasznie boli, ile to wymaga zachodu. Bije się każdy z myślami: czy zacząć mówić o tym, czy zacząć walczyć o to, o swoje prawa, czy nie. Chciałabym pomagać dziewczynom. I naprawdę apeluję do nich, żeby zaczęły mówić, żeby nie kryły tego w sobie. Bo wydaje się czasami, że człowiek zrobi coś, że zapomni o tym, bo są jakieś środki materialne, które to zrekompensują. Nie da się, bo to w momentach słabości wraca jak bumerang. Uderza ze zdwojoną siłą. Nie da się zapomnieć.
Gdyby teraz naprzeciwko pani siedział Andrzej Lepper, co by mu pani powiedziała?
Nie boję się go. Nie zastraszy mnie. Jeśli swoim wizerunkiem, jeśli swoim krzykiem czy uśmiechem będzie próbował mnie - nie wiem - zastraszyć... nie boję się go.
A co by mu pani powiedziała, gdyby miała taką możliwość?
Ja w zasadzie nie chcę już z nim rozmawiać. Straciłam dużo zdrowia, dużo nerwów. Nie chcę już z nim rozmawiać. Nie mam mu nic do powiedzenia. W zasadzie niech tylko zastanowi się, bo jest starszy ode mnie i może jest mu tylko trochę bliżej do Pana Boga. Niech zastanowi się nad swoim sumieniem. Jeśli wierzy w Boga, to może uderzy się w piersi rzeczywiście.
* Zapis wywiadu z Anetą Krawczyk, przeprowadzonego przez dziennikarzy "Teraz my" w telewizji TVN
Dokumenty, źródła, cytaty:
http://wiadomosci.dziennik.pl/polityka/artykuly/194832,szokujacy-wywiad-z-aneta-krawczyk.html
DOM POD RAKIEM W KRAKOWIE
WSPÓŁWŁASNOŚĆ ALEKSANDRA SZUMAŃSKIEGO i JEGO MAŁŻONKI ALINY DE CRONCOS - BORKOWSKIEJ - SZUMAŃSKIEJ
W Krakowie przy ulicy Szpitalnej pod numerem 7 stoi zabytkowa, z przełomu XV i XVI wieku, kamienica ze wspaniałym wielkim rakiem tuż nad bramą wejściową. Godło domu Pod Rakiem jest niewątpliwie godłem kupieckim, świadczącym o tym, że musiał to być kiedyś ośrodek handlu takim artykułem (podobnie zresztą, jak dom Pod Gruszką - ul. Szczepańska 1 w Krakowie - zwany tak już w XVI w., który był kiedyś składem owoców). Treść godła mieszczącego się na froncie domu ma zawsze jakiś z nim związek, który dziś czasem trudno wyśledzić. Wynika to z faktu, iż niektóre domy krakowskie liczą kilkaset lat i brak niejednokrotnie źródeł, wyjaśniających zagadkę powstania ich godeł. Wiadomo jednak, że handel rybami był tu kiedyś bardzo ożywiony, na co wpływ miało ścisłe przestrzeganie postów w dawnych wiekach.
Pod koniec XVIII w. rozwinął się w Krakowie handel książkami zużytymi i starymi. Zajmowali się nim prawie wyłącznie Żydzi, skupując zbiory z dworków na prowincji, po niedawno zmarłych, po bibliotekach skasowanych zakonów kontemplacyjnych czy likwidując rupieciarnie na strychach. Jednak w 1806 r. cesarz Franciszek II zakazał handlu domokrążnego i żydowscy bukiniści zaczęli sprzedawać z wózków i koszów ustawionych na Rynku, przy Kościele Św. Wojciecha, Kamienicy Hetmańskiej i Szarej Kamienicy. Od 1836 r. zmuszeni zostali do wycofania się na plac św. Krzyża i ulicę Szpitalną, która przeobrażała się od tej pory w centrum księgarstwa antykwaryczno - bukinistycznego w Krakowie. Zwano ją „Szpitalką” i przez przeszło sto pięćdziesiąt lat stanowiła ulicę polskich książek i wytrwałej, masowej obecności żydowskich antykwariatów.
O domu Pod Rakiem wiadomo, że w 1935 r. mieścił aż dwie antykwarnie należące do potomków słynnej rodziny Taffetów: sklep Leona Seidena i Marii Gesang (od 1930). W kronikach sądowych tamtego okresu pozostał ślad walki konkurencyjnej, jaka się między nimi toczyła. Otóż pani Gesangowa „umieściła na frontonie kamienicy głęboką gablotkę z wyborem swoich książek”. Przed tą gablotką stały „rozwarte drzwi wejściowe” do księgarni Seidena, który umieścił na nich napis: „Tu antykwarnia” i rączkę wskazującą do niej wejście. Gdy któregoś dnia przyszli klienci i zażądali egzemplarzy z wystawki Gesangowej - Seiden nie zaprzeczył ich własności, a nawet twierdził, że książki należą do niego, lecz są wyjątkowe i dopiero nazajutrz może je wydobyć. Stanął za to przed sądem grodzkim i skazany został na tydzień aresztu za wprowadzanie w błąd klienteli.
Także z kroniki kryminalnej pochodzi, opisana w książce „Pitaval krakowski” (autorzy: St. Salomonowicz, J. Szwaja, St. Waltoś), tajemnica domu „Pod Rakiem”. W nocy z 2 na 3 października 1867 miało tu miejsce skrytobójstwo rozbójnicze na osobie 83-letniej Agnieszki z Grotów Żychowiczowej, odnajmującej pokój od Leona Korytowskiego herbu Mora. Morderca szukał pieniędzy i papierów publicznych (obligacje, listy zastawne), które skąpa staruszka odziedziczyła po bracie. Denatka została zaskoczona podczas snu, uduszona pierzyną i uderzona młotkiem w skroń, co przyspieszyło śmierć. Wartościowe papiery zostały znalezione kilka dni po zabójstwie na piecu w salonie mieszkania Korytowskich. Podejrzenia padły na Mieczysława Korytowskiego, przebywającego właśnie z kilkudniową wizytą u rodziców. Tragicznej nocy spał on w salonie obok pokoju Żychowiczowej i miał powody by wszelkim sposobem zdobyć pieniądze. Poza tym znaleziono w jego pokoju hotelowym wytrych otwierający różne skrzynie i komody. Sugerowane wejście złoczyńcy z zewnątrz, wykluczyli prowadzący śledztwo detektywi, ponieważ ulicą Szpitalną całą noc przechadzali się nocni stróże i policjanci, nie było też śladów wspinaczki po murze. Do końca jednak procesu i w czasie rozpraw odwoławczych, skazany na 20 lat więzienia syn Korytowskich, nie przyznawał się do winy, tylko skrupulatnie notował wszelkie padające wówczas słowa. O ogromnym zainteresowaniu tą sprawą wśród współczesnych świadczą relacje z gazet („Czas” z października 1867 - lutego 1868) i pamiętniki tamtego okresu (np. K. Chłędowskiego).
Oprócz znaczenia handlowego i lokalowego, dom Pod Rakiem ma też swój udział w historii Polski. Na jego murach zawieszono w 1989 roku tablicę informacyjną autorstwa Antoniego Kostrzewy: „W tym domu mieścił się punkt werbunkowy młodzieży idącej w 1863 roku do Powstania Styczniowego”. Tuż nad pamiątkowym napisem wmurowany jest również obraz Matki Boskiej Częstochowskiej (za szkłem), zwieńczony słowami: „Boże Zbaw Polskę” i koroną.
Dom Pod Rakiem wpisany jest do rejestru zabytków Krakowa. Pierwotnie kamienica była podpiwniczonym budynkiem dwupiętrowym. W XIX wieku dobudowano trzecie piętro, a w wieku XX - jeszcze czwarte. W latach 60 naszego stulecia nastąpiła całkowita modernizacja obiektu: drewniane stropy zastąpiono żelbetonowymi, drewniana więźba została poddana konserwacji, zainstalowano ogrzewanie gazowe i wentylację grawitacyjną, adaptowano mieszkania, wyposażając każde w kuchnię i łazienkę (pierwotnie mieściły się na korytarzu). Pozostawiono jednak zabytkowy portal zewnętrzny z godłem kupieckim, portale wewnętrzne zdobione plątaniną roślin i orłami w koronie, drzwi z antycznymi okuciami (później zrabowanymi), kamienną klatkę schodową z kolumną i ławeczką przy wejściu oraz balustradą na piętrze, a także stare piwnice (dziś nie są używane). Obecnie budynek powrócił do swego pierwotnego przeznaczenia - kupiectwa, ale w niezwykłym stylu. Nie ma tu zwyczajnych sklepów czy punktów usługowych; nie dąży się do nowoczesności, lecz kultywuje tradycję.
RODZINNA SPUŚCIZNA
W latach trzydziestych właścicielami kamienicy byli państwo Helena i Józef Nowakowie. Mieli oni dwójkę dzieci: Jana i Tadeusza. Dr Jan Nowak został Wojewódzkim Konserwatorem Przyrody, a jego żona pani inż. Helena Krajewska - Nowak pracowała w Biurze Rozwoju Krakowa Wojewódzkiej Pracowni Urbanistycznej. Dziś pani Helena mieszka na drugim piętrze domu Pod Rakiem, w otoczeniu antycznych mebli, cennych obrazów i bibelotów z dawnych czasów.
Dr Tadeusz Nowak był natomiast kustoszem Muzeum Historycznego w Krakowie. Ożenił się z panią Franciszką Szumańską (z domu Babinowicz herbu Grzymała), wdową po lwowskim lekarzu, zamordowanym przez hitlerowców w ramach akcji „Nachtigall” („Słowiki” - likwidacja polskich intelektualistów), która przybyła do Krakowa z synem Alkiem. Aleksander Szumański figuruje w księgach wieczystych kamienicy przy Szpitalnej 7 od 1989 roku. Jest magistrem inżynierem budownictwa lądowego Politechniki Krakowskiej, , specjalistą od grzybów i owadów niszczących drewno, byłym pracownikiem budownictwa mieszkaniowego w Krakowie, ale nade wszystko - poetą i miłośnikiem sztuki dawnej. Jest właścicielem kilku cennych starych obrazów, m.in. portretów: dr Józefa Nowaka, dawnego właściciela kamienicy, i jego żony Heleny - pędzla Wojciecha Kossaka - oraz pięknego portretu pani Heleny dwadzieścia lat młodszej, namalowanego przez Teodora Axentowicza. Wszystkie obrazy oprawione są w XIX-wieczne ramy i przechowywane w depozycie galerii malarskiej, chroniącym przed kradzieżą.
Pan Szumański jest również twórcą-lirykiem, prezentującym swą poezję w znanych krakowskich salonach artystycznych: u Jana Poprawy w Piwnicy pod Ogródkiem, w Salonie Artystycznym Miasta Krakowa, w galerii „Avenir” i Klubie Dziennikarzy „Pod Gruszką”. Jego utwory to głównie refleksyjna i miłosna liryka, ciepła, tkliwa, uduchowiona, a czasem satyryczna, zwieńczona rytmem i rymem iście Lechoniowskim. „Poezja musi mieć ukrytą melodię” - twierdzi autor wydanego w 1996 roku tomiku zatytułowanego: „Odlatujące ptaki”. Następny zbiór, liczący około 700 wierszy, ukaże się pod koniec bieżącego roku.
WŚRÓD KSIĄŻEK I STARODRUKÓW
Na pierwszym piętrze domu Pod Rakiem od czerwca 1992 r. mieści się znany krakowski antykwariat książkowy o wdzięcznej nazwie: Rara Avis (Biały Kruk). Zajmuje on część dawnego mieszkania Korytowskich, o którym oprócz wspomnianej wyżej historii morderstwa, krąży jeszcze jedna niezwykła opowieść: o zbudowaniu kompletnego kadłubu jachtu pełnomorskiego.
Właściciele antykwariatu: pani Zuzanna Migo - Rożek i pan Janusz Pawlak, swoją działalnością kontynuują wspaniałą tradycję księgarską kamienicy. Czynią to jednak na poziomie o wiele wyższym. Od samego początku istnienia Rara Avis organizuje aukcje antykwaryczne, wystawiając na licytację książki, grafiki, druki ulotne, ekslibrisy, czasopisma i mapy. Osobno organizowane są aukcje starych pocztówek, którymi antykwariat zajmuje się tylko w takiej formie. Zainteresowani mogą wcześniej, za pośrednictwem katalogu aukcyjnego autorstwa pana Pawlaka, zapoznać się z pełną listą wystawionych dzieł i proponowanymi nań cenami wywoławczymi. Poza tym raz w miesiącu Rara Avis wydaje katalog ofertowy, zawierający ciekawsze pozycje do kupienia na Szpitalnej 7 i rozsyła go potencjalnie zainteresowanym kolekcjonerom prywatnym i instytucjom w kraju. Podobną ofertę antykwariat zamieszcza na stronie internetowej, którą przeglądają klienci z kraju i zagranicy. Na aukcje, oprócz kolekcjonerów polskich, przedstawicieli bibliotek i muzeum, przyjeżdżają też antykwariusze z Holandii, Niemiec, Austrii i in. Wiąże się to również z faktem, iż w Polsce nie ma organizowanych targów starej książki, takich, jakie od lat istnieją we Włoszech, Szwajcarii i Niemczech.
Edyta Pęchęrz "Gazeta Antykwaryczna"
"KOPPE" AKCJA SPECJALNA BATALIONU "PARASOL"
11 LIPCA 1944 ROKU
11 lipca 2017 roku przypada 73 rocznica akcji "Koppe" przeprowadzona przez Batalion "Parasol" elitarnego oddziału Kedywu Armii Krajowej
11 lipca 1944 r. żołnierze Batalionu „Parasol”, elitarnego oddziału Kedywu Armii Krajowej, przeprowadzili jedną z najbardziej śmiałych akcji zbrojnych przeciwko nazistowskiemu, niemieckiemu okupantowi. Jej celem był gen. Wilhelm Koppe, od listopada 1943 r. Wyższy Dowódca SS i Policji w Generalnym Gubernatorstwie (Höhere SS und Polizei Führer), pełniący jednocześnie funkcję sekretarza stanu do spraw bezpieczeństwa w tzw. rządzie GG.
Władze Polskiego Państwa Podziemnego wydały na niego wyrok śmierci. Początkowo wykonać go miał Kedyw Okręgu Krakowskiego AK. Niemieckiego dygnitarza, jednego z głównych organizatorów terroru wobec ludności polskiej, miał zastrzelić z karabinu snajperskiego oficer Kedywu AK, cichociemny Ryszard Nuszkiewicz "Powolny". Planowano wykorzystać wieżyczkę kamienicy na rogu ul. Bernardyńskiej, która była prawie na wysokości fragmentu dziedzińca wzgórza wawelskiego. Ze względu na możliwe represje wobec ludności cywilnej, a szczególnie wobec mieszkańców kamienicy, zrezygnowano z tego planu.
Zimą i wiosną 1944 r. prowadzono rozpoznanie Koppego i jego zwyczajów. Starano się możliwie dokładanie ustalić jego "rozkład dnia". Już w styczniu 1944 r., dzięki kontaktom z Polakami pracującymi na Wawelu, ustalono, że jeździ on szarozielonym mercedesem. W działaniach wywiadowczych, którymi kierował Józef Baster "Rak", uczestniczyła grupa dziewcząt z krakowskiej AK - "Ina", "Bobo", "Dzidzia", "Ada", "Tomek".
24 marca 1944 r. został aresztowany komendant Okręgu Krakowskiego AK Józef Spychalski "Luty". Kwestia akcji na Koppego skomplikowała się. Rozważano m. in. jego porwanie i "wymianę" za Spychalskiego.
Ostatecznie plany krakowskich struktur AK nie znalazły akceptacji w Komendzie Głównej i realizację zadania dowództwo Kedywu powierzyło oddziałowi z Warszawy - "Parasolowi". Ustalono, że akcję na Koppego przeprowadzą żołnierze z 1. kompanii (dawniej pierwszego plutonu), dowodzeni przez Stanisława Leopolda "Rafała". Zdecydowano, że wyrok zostanie wykonany w czasie przejazdu Koppego z Wawelu do budynku Akademii Górniczo-Hutniczej, gdzie mieścił się tzw. rząd Generalnego Gubernatorstwa.
Jako miejsce przeprowadzenia wybrano róg ul. Powiśle i placu Kossaka. Po akcji żołnierze mieli wycofać się samochodami w kierunku na północ od Krakowa w stronę Wolbromia i dalej Warszawy, korzystając z wsparcia lokalnych sił AK. Opracowania ostatecznego planu akcji dokonało dowództwo "Parasola" (dowódca Adam Borys "Pług", z-ca dowódcy Jerzy Zborowski "Jeremi", dowódca akcji "Rafał" i jego zastępcy), a w działaniach wywiadowczych czynnie uczestniczył Aleksander Kunicki "Rayski".
Czerwiec 1944 r. minął na intensywnych przygotowaniach (przerzut broni i sprzętu z Warszawy, przyjazd samochodów i żołnierzy). Pierwsze dwie próby przeprowadzenia akcji podjęto 5 i 7 lipca. Niestety Koppe wybrał inne trasy przejazdu.
TRZECIA PRÓBA
Ciepły, letni poranek, 11 lipca, piąty rok okupacji, zbliża się godz. 8. 50. Przed budynkiem przy ul. Powiśle 3 parkuje chevrolet 3/4 tony. W szoferce siedzi młody chłopak. Za rogiem, przed budynek numer 2 podjeżdża ciężarówka. Kierowca wysiada i coś naprawia przy silniku. Osobowy samochód parkuje przy placu Kossaka, w rejonie dzisiejszego postoju TAXI.
W okolicy przystanku tramwajowego stoi inny młody mężczyzna. Kilkanaście metrów dalej, w restauracji (od lat 50. dobrze znanej jako bar "Lajkonik"), pod adresem Zwierzyniecka 34 , siedzą klienci. Do lokalu wchodzi chłopak, tak "na oko" 20-letni. Siada przy stoliku, odkłada pudło z instrumentem muzycznym.
Jeżeli ktoś uważnie obserwowałby okolice ul. Powiśle, pl. Kossaka i ul. Zwierzynieckiej zauważyłby, że w tym rejonie prawie jednocześnie zjawiło się jeszcze kilka innych osób. Wszyscy to młodzi mężczyźni, mimo zapowiadającego się ciepłego dnia ubrani w płaszcze. Ktoś spacerował, ktoś inny czytał gazetę.
Trochę dalej, w rejonie Wawelu od ul. Straszewskiego stoją dziewczęta. Najmłodsza z nich ma 15 lat. Godz 9.18, może 9.20. Od strony Wawelu, ulicą Powiśle nadjeżdża mercedes - duża, 12-cylindrowa limuzyna. W środku, oprócz kierowcy, siedzi kapitan Hoheisel i SS-Obergruppenführer Wilhelm Koppe - następca Friedricha Wilhelm Krügera na stanowisku Wyższego Dowódcy SS i Policji.
Sygnał o wyjeździe Koppego z Wawelu dał "Rayski". Następnie "Ina" przekazała sygnał, że samochód wjeżdża w ul. Podzamcze. Kolejno na trasie stały "Ada", "Dzidzia", "Kama" i "Dewajtis", od której sygnał otrzymał dowódca akcji "Rafał". Wszystko przebiegało zgodnie z planem.
AKCJA
Cicha ulica nagle gwałtownie się ożywiła. "Zeus", siedzący w restauracji szybko sięgnął po leżące obok niego pudło na skrzypce. Gwałtownie je otwierając wyciągał... pistolet maszynowy "Błyskawica"! Założył 30-nabojowy magazynek. Wstał, rozkazują gościom i personelowi, aby ukryli się pod stołami. Nagle dostrzegł, że z ulicy do lokalu chce wejść niemiecki oficer. Bez namysłu strzelił! Postać w mundurze upadła.
"Zeus" wybiegł na ulicę, zajmując stanowisko. Jego zadaniem była osłona akcji od strony ul. Zwierzynieckiej. Mężczyzna stojący na Pl. Kossaka, u wylotu Powiśla gwałtownym ruchem rozchylił poły płaszcza! Wyciągnął broń - pistolet maszynowy Sten. Podszedł do znajdującej się kilka kroków od niego cembrowiny. Kilku kręcących się lub stojących pozornie bez celu młodych chłopaków nagle spod ubrań dobyło broni. Ciężarówka stojąca koło restauracji ruszyła w stronę ul. Powiśle. Rozpoczęła się akcja "Koppe" - ostatnia akcja elitarnego oddziału Kedywu Komendy Głównej AK.
Ostrzał samochodu Koppego miała rozpocząć II grupa uderzeniowa, której dalszym, a zarazem pierwszoplanowym zadaniem była eliminacja wozu z obstawą. Strzały miały być sygnałem dla "Otwockiego", który ciężarówką z kamieniami miał zatarasować drogę Koppemu.
Jednakże tego dnia Koppe jechał bez obstawy. Zdezorientowało to II grupę. "Otwocki" nie usłyszawszy strzałów, nie zdawał sobie sprawy, że Koppe jest już tak blisko. Ruszył zbyt wolno i wóz Koppego zdołał wyminąć ciężarówkę. Nie udało się zatrzymać niemieckiego pojazdu.
Ostrzeliwanie wozu Koppego rozpoczął "Rafał", strzelał także "Mietek" i inni. Za niemieckim samochodem, ostro przyspieszającym, ruszył chevrolet 3/4 tony. Siedzący na skrzyni strzelali. Oficer jadący z Koppem został śmiertelnie ranny. Jednakże nie udało się dogonić ciężarówką mercedesa z 12-cylindrowym silnikiem. Wóz Koppego był już na wysokości mostu Dębnickiego. "Pikuś" zawrócił. Rozległ się gwizdek dowódcy zarządzający odwrót.
Uczestnicy akcji rozlokowali się w czterech samochodach, był tylko jeden lekko ranny. Nie wiedzieli, czy cel akcji został osiągnięty.
Wozy ruszyły z pl. Kossaka w ul. Retoryka i jechały dalej ulicami Garncarską, Dolnych Młynów, Batorego, Łobzowską, Szlak - w stronę ul. Łokietka. W rejonie wiaduktu kolejowego zabrano dwie osoby "dr Maksa" i łączniczkę "Zetę".
Po wyjeździe z Krakowa samochody w kolumnie poruszały się w kierunku Ojcowa, Skały i dalej Wolbromia, przez tereny, na których ich przejazd zabezpieczali żołnierze Kedywu Obwodu Olkuskiego AK. Następnie kolumna wozów "Parasola" ruszyła w stronę Poręby Dzierżnej. Niedługo później nastąpił krótki postój.
Za wsią Kąty napotkano samochód z niemieckimi żandarmami. Doszło do strzelaniny, zginęło kilku Niemców. Ranny w brzuch został "Dietrich". Po chwili samochody "Parasola" ruszyły w stronę miejscowości Udórz, zatrzymując się na krótki czas.
W rejonie tej miejscowości doszło do kolejnego starcia z kilkudziesięcioma niemieckimi żołnierzami. W gwałtownej wymianie ognia byli ranni. W czasie odskoku zginął "Ali". Ranny "Orlik" najprawdopodobniej popełnił samobójstwo. Niemcy zabrali ze sobą rannych "Storcha", "Warskiego" i łączniczkę "Zetę". Trafili oni do więzienia Montelupich, gdzie 23 lub 24 lipca zostali zamordowani. W dniu 26 lipca 1944 r. ich ciała zostały przekazane jako NN do Zakładu Medycyny Sądowej.
Po przeprowadzeniu sekcji (obejmującej tylko oględziny zewnętrzne) zostały następnie bezimiennie pochowane. Na szczęście dla historyków protokoły sekcji zachowały się. Dowiadujemy się z nich, że Bogusław Niepokój "Storch" i Tadeusz Ulankiewicz "Warski" zostali zamordowani strzałami w potylicę. Ciała bohaterskich żołnierzy "Parasola" ekshumowano (aby ustalić ich losy w 1945 r. do Krakowa przyjechał "Parasolowiec" Wojciech Świątkowski) i spoczęły w Kwaterze Batalionu na warszawskich Powązkach.
Pojawia się pytanie, czy akcję na Koppego można było lepiej przygotować i przeprowadzić? Czy można było uniknąć krwawych strat w czasie odwrotu? Nie ma jasnych odpowiedzi na te pytania. Jedno jest jednakże oczywiste - bohaterstwo żołnierzy batalionu "Parasol". Nie byli zawodowymi żołnierzami, ale z młodzieńczą wiarą realizowali służbę Polsce.
Akcja "Koppe" nie powiodła się, zbrodniarz umknął w okresie wojny sprawiedliwości. W 1960 r., na terenie Republiki Federalnej Niemiec, poszukiwany przez władze PRL za zbrodnie wojenne Wilhelm Koppe został aresztowany. Ukrywał się posługując nazwiskiem Lohmann. Jednakże po dłuższym aresztowaniu, w 1962 r. został zwolniony. Ostatecznie w 1964 r. władze RFN wszczęły w jego sprawie postępowanie jednakże nigdy nie wytoczono mu procesu. Ślepa Temida? Zmarł w 1975 r.
Harcerskie bataliony "Parasol" i "Zośka" obecnie współtworzą dziedzictwo współczesnych polskich wojsk specjalnych. Tradycje "Parasola" kontynuuje Zespół Bojowy C Jednostki Wojskowej Komandosów z Lublińca. Na rękawach ich mundurów widać charakterystyczne naszywki.
Marcin Kapusta, Oddział IPN w Krakowie
Autor serdecznie dziękuje Panu dr. hab. Tomaszowi Konopce z Zakładu Medycyny Sądowej, a także Panu radnemu Krzysztofowi Jakubowskiemu.
Dokumenty, źródła, cytaty:
http://nowahistoria.interia.pl/polska-walczaca/news-koppe-akcja-specjalna-batalionu-parasol,nId,1465697#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=chrome
FOTOREPORTAŻ DR JÓZEF WIECZOREK
73 rocznica Akcji specjalnej Koppe
https://wkrakowie2017.wordpress.com/2017/07/08/73-rocznica-akcji-specjalnej-koppe/
73 rocznica Akcji specjalnej Koppe
Kraków, 8 lipca 2017 r.
(zdj. i wideo – Józef Wieczorek)
MY CHCEMY BOGA - HISTORYCZNA WIZYTA PREZYDENTA STANÓW ZJEDNOCZONYCH DONALDA TRUMPA NA PLACU KRASIŃSKICH W WARSZAWIE 6 LIPCA 2017 ROKU.
DONALD TRUMP W OBJĘCIACH NARODU POLSKIEGO W TYM POWSTAŃCÓW WARSZAWSKICH.
To co wydarzyło się dzisiaj 6 lipca 2017 roku na placu Krasińskich w Warszawie przejdzie do historii Polski. Ale nie tylko. Dzisiejsze wydarzenia warszawskie oglądali widzowie w telewizji światowej. I nie tylko Polacy na całym świecie kryli łzy wzruszenia, nie tylko światowa Polonia, ale również Polacy we Lwowie i w innych miastach rozsianych po całym świecie. Wzruszeni byli również mieszkańcy innych krajów. Poznali prawdziwą historię Polski. Martyrologię Narodu Polskiego w czasie II Wojny Światowej, Holokaust obywateli polskich Polaków i Żydów, Katyń, Oświęcim - symbole polskiej narodowej gehenny lat 1939 - 1945. Ale nie tylko tego okresu. Donald Trump prezydent Stanów Zjednoczonych przybliżył światu wieloletni dramat Polaków uciemiężonych reżimem
komunistycznym w latach powojennych.
Donald Trump podkreślił bohaterstwo Polaków w czasie Powstania Warszawskiego, przypominając walki w Alejach Jerozolimskich polskich bohaterów z niemieckim nazizmem. W czasie gdy jego córka Ivanka Trump składała kwiaty pod pomnikiem Bohaterów Getta, przypomniał bohaterstwo powstańców w getcie warszawskim .
W Holokauście zginęło 6 milionów obywateli polskich, w tym 3 miliony Żydów.
Te wydarzenia historycznego dnia warszawskiego 6 lipca 2017 roku powstały za przyczyną Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski i jej modlitwy do Pana Boga.
Niedawno obchodziliśmy setną rocznicę objawień fatimskich. To umocniło naszą wiarę i nasz Kult Maryjny. My chcemy Boga - pragną Polacy. I wszyscy mamy Pana Boga w sercach naszych. Módlmy się w dalszym ciągu o dobro naszej Ojczyzny Polski.
Polski etos wystrzelił w górę. Polska sercem Europy. Donald Trump w Warszawie 6 lipca 2017 roku. Polska pierwszym krajem podróży europejskiej prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa. Donald Trump w objęciach narodu polskiego. Pierwsza Dama Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej Melania Trump składa wieniec kwiatów pod pomnikiem Powstańców Warszawy. To Donald Trump wskazał właśnie plac Krasińskich w Warszawie jako miejsce swojego wystąpienia. Córka Donalda Trumpa Ivanka Trump składa wieniec kwiatów pod pomnikiem Bohaterów Getta.- Oto tytuły prasy światowej USA, NIEMIEC, W. BRYTANII, KRAJÓW MIĘDZYMORZA, KRAJÓW UNII EUROPEJSKIEJ, KRAJÓW CAŁEGO ŚWIIATA.
Wystąpienie prezydenta USA Donalda Trumpa na Zamku Królewskim.
Dziękuję bardzo, Panie Prezydencie, naprawdę dziękuję za bardzo uprzejmą gościnę, której zaznaliśmy. Naprawdę gościnność była wspaniała. Jesteśmy tu krótko, ale naród polski jest absolutnie fantastyczny. I jak wiecie, Amerykanie polskiego pochodzenia bardzo licznie popierali mnie podczas ostatnich wyborów i bardzo byłem z tego zadowolony. I chciałem podziękować. Dla mnie jest to prawdziwy zaszczyt, że mogę być tutaj w Polsce. To wspaniały naród, wspaniały kraj, naprawdę. Absolutnie spektakularne miejsce. Naprawdę bardzo inspirujące. Jesteście bogaci historią i macie absolutnie niezłomnego ducha. Jest to coś, o czym przekonaliśmy się na przestrzeni wielu lat. Pan prezydent i ja właśnie zakończyliśmy bardzo owocne spotkanie, podczas którego potwierdziliśmy trwałe więzi przyjaźni, które od wieków łączą naszych obywateli. Nigdy chyba z Polską bliżej nie byliśmy związani. Polska to nie tylko wielki przyjaciel Stanów Zjednoczonych, ale też naprawdę ważny sojusznik oraz partner. Jeśli chodzi o współpracę wojskową, umocniła ona nasze kraje, a świat uczyniła bezpiecznym. Szczególnie jesteśmy zadowoleni z roli, jaką Polska odegrała w pokonaniu tak zwanego Państwa Islamskiego i innych organizacji terrorystycznych, o czym Państwo niedługo usłyszą. Polska wraz z nami walczy, prowadząc misje rozpoznawcze i szkoląc żołnierzy w Iraku i w Afganistanie. W imieniu wszystkich Amerykanów chciałem tym żołnierzom i ich rodzinom wyrazić uznanie za ich służbę. Chciałem również podziękować narodowi polskiemu za życzliwość dla ponad 5 tysięcy amerykańskich żołnierzy, którzy stacjonują w waszym kraju. Nasz silny sojusz z Polską i NATO pozostaje nadal kluczowym elementem niedopuszczania do konfliktów i do zapewnienia, że wojna pomiędzy supermocarstwami już nigdy nie spustoszy Europy i świata, tak ja to miało miejsce w poprzednim stuleciu. Ameryka jest oddana sprawie utrzymania pokoju i bezpieczeństwa w Europie Środkowo-Wschodniej. Wraz z Polską wypracowujemy reakcje na agresywne działania i destabilizujące zachowania Rosji. Jesteśmy wdzięczni za przykład, jaki Polska daje wszystkim członkom Sojuszu Północno-Atlantyckiego. Polska jest jednym z niewielu krajów, które wypełniają swoje zobowiązania finansowe. Jak Państwo wiecie, bardzo mocno krytykowałem niektórych członków NATO, że nie uiszczają tych składek. Byłem krytykowany za swoje wystąpienia, ale na szczęście w NATO już mnie nie krytykują, bo pieniądze naprawdę zaczęły spływać, większe niż kiedykolwiek to było możliwe. Już najwyższy czas, aby wszystkie kraje Sojuszu Północnoatlantyckiego ponosiły koszty, wypełniały swoje zobowiązania. Polska tym swoim zobowiązaniom sprostała, a nawet je przekracza. Raz jeszcze pogratulowałem panu prezydentowi Dudzie niedawnego wyboru Polski do Rady Bezpieczeństwa ONZ. Również omówiliśmy nasze wzajemne oddanie takim wartościom, jak wolność, suwerenność i rządy prawa. Polska została członkiem Rady Bezpieczeństwa w naprawdę kluczowym momencie. Jest to kluczowy moment dla całego świata, bo wiecie, co się dzieje. Nie tylko musimy zagwarantować bezpieczeństwo naszym narodom zagrożonym terroryzmem, ale również stawić czoła zagrożeniu ze strony Korei Północnej. Jest to zagrożenie. I my stawimy mu czoła w sposób naprawdę bardzo stanowczy. Pan Prezydent Duda i ja wzywamy wszystkie narody do przeciwstawienia się temu globalnemu zagrożeniu i do publicznego zademonstrowania Korei Północnej, że poniesie konsekwencje dążenia do uzyskania broni jądrowej. Omówiliśmy również katastrofę humanitarną w Syrii oraz konieczność pokonania tak zwanego Państwa Islamskiego oraz innych grup terrorystycznych kontrolujących terytoria i ludność tam żyjącą. Walczymy bardzo mocno przeciwko Państwu Islamskiemu, odkąd objąłem urząd, i muszę przyznać, że zrobiliśmy ogromne postępy, jak nigdy wcześniej. Rakka i Mosul wkrótce zostaną wyzwolone z rąk tych morderczych przestępców i rzeźników. Zdajemy sobie sprawę, że Syria wymaga rozwiązania politycznego, które nie będzie wspierać niszczycielskich zamiarów Iranu i nie pozwoli na powrót organizacji terrorystycznych. Potwierdziliśmy, że żaden kraj, który ceni sobie życie ludzkie, nie będzie tolerować użycia broni chemicznej, i my też nie będziemy tego tolerować. No i na koniec zgodziliśmy się, że będziemy współpracować na rzecz rozszerzenia wymiany handlowej pomiędzy naszymi krajami. Mocno popieramy inicjatywę Trójmorza. Ameryka gotowa jest pomagać Polsce oraz innym narodom europejskim dywersyfikować dostawców energii, abyście nigdy już nie byli zakładnikami jednego tylko dostawcy, który był monopolistą. Cieszę się, że pierwsza dostawa amerykańskiego skroplonego gazu ziemnego dotarła w zeszłym miesiącu do Polski. Być może trochę podniesiemy cenę, ale jesteście trudnym negocjatorem. Już cieszymy się na zacieśnienie więzi gospodarczych pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Polską, związki handlowe, które są zrównoważone i wzajemne. Stany Zjednoczone wcześniej zawierały niekorzystne umowy handlowe. Teraz to się zmieni. Przyjaźń pomiędzy naszymi narodami sięga czasów wojny o niepodległość. Cieszę się, że dzisiaj będę mógł jeszcze więcej powiedzieć o tych trwałych więziach wiary i wolności podczas mojego przemówienia do całego narodu polskiego. Już niedługo. Zdaje się, że będzie naprawdę spory tłum, myślę, żeby wysłuchać Pana, a nie mnie. Panie Prezydencie, raz jeszcze dziękuję za powitanie Melanii i mnie w swoim ukochanym kraju. Razem będziemy mogli uczynić partnerstwo między naszymi krajami mocniejsze niż kiedykolwiek wcześniej. Jest to wyjątkowy kraj, wyjątkowy naród. To prawdziwy zaszczyt, że tu jestem.
Żona Donalda Trumpa Pierwsza Dama Melania Trump zlożyla kwiaty od pomnikiem Powstańców Warszawy.
Córka Donalda Trumpa Ivanka Trump zlozyla kwiaty pod pomnikiem Bohaterów Getta
Doradcą Donalda Trumpa d/s bezpieczeństwa jest jego zięć, potomek ofiar Holokaustu, obywateli polskich pochodzenia żydowskiego.
Prezydent USA Donald Trump w przemówieniu wygłoszonym na placu Krasińskich w Warszawie, podkreślił, że Amerykanie, Polacy i narody Europy cenią „indywidualną wolność i suwerenność”.
Fragmenty przemówienia udostępnił dziennikarzom Biały Dom.
- Musimy pracować razem, by przeciwstawić się siłom, czy to pochodzącym ze środka, czy to z zewnątrz, z Południa czy ze Wschodu, które grożą osłabieniem tych wartości i wymazaniem związków z kulturą, wiarą i tradycją sprawiających, że jesteśmy tym, kim jesteśmy - mówił Donald Trump.
Prezydent USA nawiązał do wyjątkowej historii Polski:
- Przez 4 dekady rządów komunistycznych Polska i inne kraje regionu walczyły z próbami wymazania waszej natury, kultury i ludzkości, ale przez to wszystko nigdy nie straciliście ducha. Najeźdźcy starali się was złamać, ale Polski nie da się złamać. Kiedy nadszedł 2 czerwca 1979 roku, kiedy milion Polaków zgromadziło się na pl. Zwycięstwa z polskim papieżem, każdy komunista musiał wiedzieć, że opresyjny system niedługo się zwali. Musieli wiedzieć, właśnie wtedy, gdy milion Polaków wzniósł modły wspólnie z papieżem, kiedy milion Polaków nie prosiło o bogactwo, ani przywileje. Milion Polaków wypowiedziało proste słowa: „My chcemy Boga!”. Te słowa to była obietnica lepszej przyszłości. Znaleźli siłę by przeciwstawić się opresji. Stwierdzili, że Polska, będzie Polską. Jestem tutaj przed tym tłumem, tego wiernego narodu. Nadal słyszymy te słowa, które niosą się echem w historii. Ich przesłanie jest tak samo prawdziwe jak wtedy. Polacy, europejczycy nadal krzyczą: „My chcemy Boga!”. Wspólnie z papieżem Janem Pawłem II, Polacy wzmocnili tożsamość narodu oddanego Bogu. Tą deklaracją zrozumieliście co trzeba zrobić i jak należy żyć. - mówił Donald Trump.
Prezydent USA wezwał również kraje Europy do wspólnej walki z terroryzmem i obrony podstawowych wartości:
- Stoi przed nami inna opresyjna ideologia, która stara się eksportować ekstremizm i terroryzm na cały świat. Ameryka i Europa ucierpiały. Jeden atak po drugim. Sprawimy, że to się skończy. Podczas historycznego spotkania w Arabii Saudyjskiej wezwałem aby przeciwstawić się temu wrogowi. Musimy pozbawić tego wroga jakiegokolwiek zaplecza technologicznego i wsparcia. Nasze granice będą zamknięte dla terroryzmu i ekstremizmu jakiejkolwiek odmiany. Walczymy przeciwko radykalnym terrorystom islamskim i zwyciężymy. Nie pogodzimy się z ludźmi, którzy odrzucają nasze wartości i nienawiścią motywują przestępstwa przeciwko naszym obywatelom. Zachód jest testowany, rzuca mu się wyzwanie w postaci propagandy, przestępstw finansowych i wojny w cyberprzestrzeni. Musimy dostosować się do walki na nowym polu walki - mówił Donald Trump.
Sporą część swojego przemówienia, Donald Trump poświęcił również kwestii walki z machiną biurokracji:
- Po obu stronach Atlantyku nasi obywatele stoją przed jeszcze jednym zagrożeniem. To pełzająca rządowa biurokracja, która pozbawia naród żywotności i bogactwa. Zachód stał się wielki nie dzięki papierkowej robocie i regulacjom, ale dlatego, że ludzie mieli swobodę podążania za swoimi marzeniami i przeznaczeniem. Musimy walczyć z siłami, które zagrażają wartościom, skądkolwiek by one nie były, które starają się zaszkodzić kulturze, wierze i tradycji, temu co czyni, że jesteśmy kim jesteśmy. Jeśli nie stawimy im czoła, te siły odbiorą nam ducha. Tak jak napastnicy z przeszłości dowiedzieli się tutaj w Polsce, te siły poniosą klęskę, jeśli tak będziemy chcieli, a my chcemy, żeby poniosły klęskę. Stawimy im czoła nie tylko dlatego, że mamy mocny sojusz. Nasi przeciwnicy poniosą klęskę, bo nigdy nie zapomnimy kim jesteśmy. Jeśli nie zapomnimy kim jesteśmy, po prostu nie da się nas pokonać. Jesteśmy największą wspólnotą. Nie ma takiej wspólnoty narodów jak nasza. Świat nie znał nigdy czegoś takiego jak nasza wspólnota. Piszemy symfonie, realizujemy wynalazki, badamy i odkrywamy nowe granice. Wynagradzamy doskonałość, szukamy tej doskonałości i cieszymy się dziełami sztuki. Cieszymy się rządami prawa i chronimy swobodę wypowiedzi. Uprzedmiotawiamy kobiety jako filar naszych społeczeństw. Wierzymy w rodzinę, nie w rząd, nie biurokrację. O wszystkim rozmawiamy, rzucamy wyzwanie, chcemy wszystko wiedzieć, żebyśmy lepiej znali siebie samych. Ponad wszystko cenimy prawo do ochrony ludzkiego życia. Łączy nas wiara, że wszyscy mamy żyć w wolności. To są nierozerwalne więzi, które nas łączą jako narody, jako cywilizację. Mamy coś, co odziedziczyliśmy po przodkach. To coś, czego nigdy wcześniej nie było na taką skalę. Jeśli tego nie obronimy, to już nigdy w przyszłości się nie odrodzi. Mamy jeszcze jedną wartość. To ludzie, są fundamentem tej wspólnoty, a nie możnowładcy. To ludzie są fundamentem tu w Polsce i to ludzie są fundamentem od samego początku w Ameryce. Ludzie nie stawili czoła złu, by stracić to wszystko z powodu braku dumy czy braku pewności. Nigdy się nie poddamy. Znamy naszą historię, tak długo jak o niej pamiętamy, będziemy wiedzieli jak budować przyszłość. Amerykanie wiedzą, że sojusze z wolnymi narodami to najlepsza inwestycja w celu zapewnienia bezpieczeństwa - mówił amerykański prezydent.
Donald Trump podkreślił również, że to właśnie Polska jest przykładem poszukiwania wolności. Prezydent USA wezwał Polskę i innych sojuszników USA w Europie do przeciwstawienia się ekstremizmowi.
- Polska jest przykładem dla innych poszukujących wolności i tych, którzy chcą wykazać się odwagą i wolą obrony cywilizacji. Historia Polski jest historią narodu, który nigdy nie stracił nadziei, który nigdy nie dał się złamać i który nigdy nie zapomniał, kim jest. [...] Doświadczenie Polski przypomina nam: obrona Zachodu opiera się w ostateczności nie na środkach, ale na woli jego narodu, by zwyciężyć. Fundamentalnym pytaniem naszych czasów jest to, czy Zachód ma wolę, by przetrwać – mówił Trump.
Donald Trump wspomniał o polskich bohaterach w historii Stanów Zjednoczonych Tadeuszu Kościuszce, Kazimierzu Pułaskim.
NIE TYLKO TADEUSZ KOŚCIUSZKO
POLACY, KTÓRZY RYZYKOWALI ŻYCIEM ZA AMERYKĘ
OTO POLACY, KTÓRZY RYZYKOWALI ŻYCIEM ZA AMERYKĘ
Polscy bohaterowie Ameryki - Włodzimierz Krzyżanowski i Kazimierz Pułaski.
Na pytanie o Polaków znanych w USA, wielu odpowiada niemal odruchowo: Jan Paweł II i Lech Wałęsa. Gdy zawęzimy pytanie do wskazania tych rodaków, którzy w Ameryce uchodzą za bohaterów, usłyszymy: Tadeusz Kościuszko, jeden z twórców potęgi elitarnej akademii West Point, walczący w wojnie o niepodległość USA. Kto jeszcze ryzykował życiem za Amerykę?
KAZIMIERZ PUŁASKI (1745-1779)
Kazimierz Pułaski to za Oceanem bohater pokroju Kościuszki. "Pułaski – bohaterski Polak, poległ śmiertelnie ugodzony, walcząc o wolność Ameryki w ataku pod Savannah w dniu 9 października 1779 r." – napis tej treści wyryli Amerykanie na wzniesionym w XIX wieku pomniku w hołdzie przybyszowi z dalekiego kraju.
Ale nie tylko ten monument, w którym złożono także szczątki polskiego dowódcy, przypomina o jego poświęceniu "za wolność waszą i naszą". Pułaski ma też pomniki w innych amerykańskich miastach, począwszy od Waszyngtonu, przez Baltimore i Detroit, po niewiele mówiące Utica, Stevens Point czy Nilwantee.
Kazimierz Pułaski - bohater wojny o niepodległość USA.• Muzeum im. Kazimierza Pułaskiego w Warce.
Jak czytamy na stronie fundacji jego imienia, Pułaski jest też patronem wielu gmachów użyteczności publicznej, ulic, organizacji i stowarzyszeń, a nawet autostrad. W dniu, w którym zmarł w wyniku odniesionych ran po bitwie pod Savannah, 11 października, przypomina się o tym niezwykłym bohaterstwie. "Pulaski Day" kojarzy każdy Amerykanin.
WŁODZIMIERZ KRZYŻANOWSKI (1826-1881)
W Polsce chyba mało kto, poza pasjonatami przeszłości i samymi historykami, słyszał o tym człowieku. Tymczasem jego kuzyna, Fryderyka Chopina, zna każdy. Krzyżanowski poszedł jednak zupełnie inną drogą. Bez reszty poświęcił się wojaczce.
Włodzimierz Krzyżanowski, uczestnik wojny secesyjnej.
– Być świadkiem długu, jaki ten kraj zaciągnął u ludzi polskiej krwi, to przywilej. (...) Człowiek, któremu oddajemy dziś honory, przyniósł nam, podobnież jak jego rodacy przybyli tu przed nim i po nim, aspirację wolności, której wszyscy jesteśmy dzisiaj uczestnikami – można było usłyszeć w amerykańskim radiu z okazji powtórnego pogrzebu polskiego generała. Spoczął na cmentarzu wojskowym w Arlington w 1937 roku, żegnały go tłumy. A przemawiał nie byle kto – sam amerykański prezydent, Franklin Delano Roosvelt.
Czym wielkopolski szlachcic zaskarbił sobie taki szacunek? Po przypłynięciu do brzegów Ameryki, nic nie zapowiadało, że będzie bohaterem. Miał za sobą co prawda już "karierę" konspiratora, był m.in. uczestnikiem wielkopolskiego zrywu z 1848 roku, ale ówczesne Stany Zjednoczone dalekie były od wojny domowej. Ale i ta stała się faktem – już w 1861 roku Krzyżanowski, zwolennik prezydenta Abrahama Lincolna, zaciągnął się do Armii Potomaku (główna siła wojska "Północy"). Walczył m.in. pod Chancellorsville.
HIPOLIT OLADOWSKI (1798-1878)
Po przeciwległej stronie konfliktu stał wtedy inny Polak, Hipolit Oladowski. Ten miał za sobą udział w powstaniu listopadowym i zesłanie przez Rosjan na katorgę. Wydostanie się z nieludzkiej ziemi, za jaką uchodziła Syberia, okazało się na szczęście możliwe.
Oladowski wyjechał do USA. Miał fach w ręku – znał się na rzemiośle wojskowym jak mało kto, był ekspertem od uzbrojenia. Gdy w 1846 roku wybuchła wojna amerykańsko-meksykańska, polski weteran stał się wielce przydatny. Nie pozostawał dłużny i szybko odwdzięczył się nowemu pracodawcy – armii Stanów Zjednoczonych.
Trudno się więc dziwić, że kiedy Ameryka pogrążyła się w krwawej bratobójczej walce, Oladowski niemal "od ręki" otrzymał wojskową posadę, a następnie awans. Stanął po stronie Konfederatów, cieszył się dobrą opinią i odpowiadał głównie za zaopatrzenie na froncie. Został nawet szefem służby uzbrojenia w całej Armii Missisipi.
ZYGMUNT ŻUŁAWSKI (1791 - 1886?)
Życiorys tego Polaka jest doprawdy wyjątkowy, ale jednocześnie smutny, bo nasz rodak – niegdyś walczący po stronie samego cesarza Napoleona, pod koniec życia obracał się w kręgu amerykańskiej biedoty. Nie mając stałego dochodu, włóczył się tu i ówdzie, usłyszał nawet zarzuty karne. Któż by wtedy pomyślał, że nędzarz był bohaterem wojny secesyjnej. Kiedy chwycił za broń, miał... 70 lat.
W jego życiu wiele jest białych plam. Nie wiadomo nawet do końca, czy Żuławski walczył w powstaniu listopadowym, choć niekiedy mu się to przypisuje. Z całą pewnością jednak wiadomo, że w latach 30. i 40. XIX stulecia przebywał na Węgrzech. Tam poślubił Emilię Kossuth, siostrę późniejszego przywódcy rewolucji Lajosa Kossutha.
W 1852 roku wraz z rodziną stanął na amerykańskiej ziemi. Wkrótce zaczął się rodzinny dramat – Żuławski zostawił żonę i... nagle się ulotnił. Co się działo z nim dalej, nie wiadomo. Aż do momentu, gdy w 1861 roku zaciągnął się na służbę do armii secesjonistów. Najpierw służył w kawalerii, potem jako artylerzysta. W międzyczasie jego czterej synowie założyli mundury armii Unii...
Aleksander Szumański - dziennikarz niezależny