Jesteś tutaj: Start
MARSZ RÓWNOŚCI
Marsz równości się odbył
W sercu Polski Warszawie
Zapytam więc wierszem
Aby było ciekawiej.
Marsz równości jest jaką
Formą znaku przyczyną
Czy równości z mężami
Czy też dziewczyn z dziewczyną?
Mąż mężowi jest równy
Czy też żonka żoneczce
Czy seks Olka z Danusią
Czy też żonki z córeczką?
Kto też dzieci przynosi
Czy bocianie bliźnięta
Czy też prawo adopcji
Bolka z Ziutkiem panienką?
Kto na kogo wciąż mruga
I kto mówi nic mucha
Kiedy chłopak chłopaka
Bez dziewczyny chce ruchać?
Czy dziewczyna z chłopakiem
Czy panienka z panienką
Czy to wszystko jest równe
Tak jak woda w łazience?
I lawina tych pytań
Cały świat już zalewa
Czy mi stanie w przyszłości
Do dziewczyny cholera?
Aleksander Szumański w marszu równości 2017
Dnieje
Juz późno
Wszak to listopady
A mnie się wydaje
Pełnia lata w pełni
Czekam na trelefon
Napróżno
Na razie tylko głuchy dzwonek
To puste mieszkanie
Swym dźwiękiem wypełni
Ciekawie
Tylko kot spoziera
Mruży talerze swoje
Zielenią błyszczące
Żarówka nie świeci
Widocznie nie trzeba
Nowa dziura w nocnym ciuchu
Z papierosa cholera
Po co palę
Bo żyję
Filozofii magia
Głupota przecież
Też ma swe granice
Patrzę w lustro
Tyję
Żrę chyba za wiele
Na ulicy jakieś
Bezpańskie psy wyją
Tramwaj zaapiszczał
Na rdzawym zakrecie
Zapewne nie jeden
Jeszcze tramwaj jęknie
Otwieram okno
Jest pięknie
Bo leje
Wreszcie przyszła
W swej nowej
Różowej sukience
SAMOBÓJCY -OSOBY NIE WKOMPONOWANE W SYSTEM
W sieci krąży lista osób jakie zginęły w dosyć tajemniczych okolicznościach, skorygowaliśmy i uzupełniliśmy ten wykaz o dodatkowe nazwiska publikując wszystko w jednym materiale. Przedstawiamy naszym czytelnikom listę 44 osób ze świata polityki, mediów, nauki i wojskowości, które naraziły się pewnym grupom interesów i nie wkomponowały się w system. Podważając, negując i wytykając błędy w oficjalnej wersji wydarzeń, głośno mówiąc o nieprawidłowościach. Dziwnym trafem częstą przyczyną tych zgonów były samobójstwa...
1) Generał Sławomir Petelicki - były dowódca jednostki "Grom". Znaleziony martwy 16 czerwca 2012 roku. Ostro krytykował ustalenia Komisji Badania Wypadków Lotniczych i opieszałość polskiego rządu przy wyjaśnianiu przyczyn katastrofy w Smoleńsku. Zmarł na skutek ran postrzałowych.
2) Andrzej Lepper - polityk Samoobrony, wicepremier w rządzie PiS – LPR – Samoobrona, znaleziony został wiszący w swoim biurze. Wbrew oficjalnej wersji lansowanej w mediach, przyjaciele Leppera twierdzą że polityk Samoobrony nie był skłonny do takiego czynu. Wreszcie poprawiał się stan ciężko chorego syna, tymczasem kochający ojciec popełnia samobójstwo? Nie zbadano faktu siedmiu śladów butów w biurze Leppera, otwartego okna pomimo obecności klimatyzatora czy dziwnego rusztowania za oknem. Faktem jest, że Lepper miał olbrzymią wiedzę. To On pierwszy mówił o Talibach lądujących w Polsce, o finansowaniu polskich partii przez obce mocarstwa i wielu innych niewygodnych faktach. Więcej już nic nie powie.
Syn Andrzeja Leppera ujawnia, że ojciec przed śmiercią nie był załamany. Wyjawia także, że Andrzejowi Lepperowi grożono śmiercią!
Tomasz Lepper o śmierci Andrzeja Leppera opowiedział tygodnikowi „Newsweek”. Widział się z ojcem trzy dni przed jego śmiercią.
– Obeszliśmy gospodarstwo, jak zawsze. Był ze mną na łąkach, u bydła. Był jak zawsze. Gdy przyjeżdżał, ściągał garnitur, przebierał się w zwykłe ciuchy i szedł zobaczyć gospodarstwo – mówi Tomasz Lepper.
Dodaje, że otrzymana kilka dni później wiadomość o śmierci ojca była dla niego szokiem.
– Ja tylko zadzwoniłem do Samoobrony, że nikogo z nich nie życzę sobie na pogrzebie taty, ale zaczęło się opowiadać, że straszyłem, była nawet sprawa o groźby karalne. Po niemal dwóch latach sprawa została umorzona, broń mi oddano. Nie będę wszystkich krytykować, bo zapewne nie każdy na to zasłużył. Samoobrona już jednak dla mnie nie istnieje. Nie chcę ich znać. Tam większość to były złe duchy. 90 procent – mówi Tomasz Lepper i dodaje, że wystąpił o broń dlatego, że Andrzejowi Lepperowi grożono śmiercią.
– Kiedyś, gdy tato jeszcze był w polityce, odbieraliśmy telefony z pogróżkami, żebyśmy uważali, bo on może zginąć jak Papała. Wystąpiłem o pozwolenie, zdałem egzaminy i od tamtej pory mam berettę – mówi „Newsweekowi”.
3) Róża Żarska – adwokatka Leppera – „zmarła” w lipcu 2011 r. w Moskwie.
4) Marek Papała – komendant główny policji – zamordowany 25.06.1998 r.
5) Artur Zirajewski ps. Iwan (29.01.1972 – 03.01.2010) – samobójstwo (?), płatny morderca, jeden z głównych świadków w sprawie zabójstwa komendanta głównego policji Marka Papały. Zmarł w gdańskim więzieniu, gdzie odbywał wyrok za działalność w tzw. Klubie płatnych zabójców. Według TVN24, miał on otruć się po otrzymaniu tajemniczego grypsu. Na łamach „Gazety Wyborczej” min. Krzysztof Kwiatkowski zdementował te doniesienia i powiedział, że przyczyną śmierci był „zator płucny”.
6) Pułkownik Leszek Tobiasz – były oficer WSI, główny świadek oskarżenia w tzw. aferze marszałkowej dotyczącej m.in Bronisława Komorowskiego. Po przegranych przez PiS wyborach zgłosił się do ówczesnego Marszałka Sejmu – Bronisława Komorowskiego informując o rzekomej korupcji w szeregach Komisji Weryfikacyjnej WSI co okazało się nieprawdą, ale umożliwiło działania operacyjne w stosunku do członków Komisji. W marcu 2012 miał zeznawać, ale nie zdążył bowiem zmarł kilka tygodni wcześniej. Poinformowano, że zgon nastąpił „z przyczyn naturalnych”.
7) Jacek Dębski – polityk, były minister sportu – zamordowany 12.04.2001 r.
W 2001 roku zamordowany został Stanisław F. – kelner z hotelu, w którym spotykali się członkowie mafii paliwowej z prokuratorami, politykami i oficerami służb. Oficjalnie jego śmierć uznano za samobójstwo.
W lutym 2002 roku zamordowany został Zdzisław M. – drugi kluczowy świadek w sprawie mafii paliwowej. Jego zgon również uznano za samobójstwo, a syna, który zabiegał o sekcję zwłok i rzetelne śledztwo, wsadzono na 3 miesiące do aresztu.
8) Chorąży Stefan Zielonka - szyfrant Służby Wywiadu Wojskowego, posiadający dostępy do najtajniejszych informacji wywiadu wojskowego. Znał klucze, hasła, systemy tajnej komunikacji, również NATO-wskiej, był zorientowany w kwestii polskich służb wywiadowczych za granicą. Mimo to, przez dwa tygodnie po zaginięciu jest poszukiwany jak zwykły obywatel a nie osoba mająca wiedzę o największych tajemnicach państwa. Śledztwo prowadzone jest opieszale, dopiero po dłuższym czasie następuje przeszukanie ogródków działkowych na których Zielonka często przebywał. Zaczęły się pojawiać plotki o chorobie psychicznej szyfranta, o dezercji na nawet zdradzie. W kwietniu 2010 dwóch mężczyzn znajduje rozkładające się ciało a przy nim sznur, rzeczy niezidentyfikowane przez rodzinę i doskonale zachowane dokumenty. Badania kośćca wykazały, że ciało należy do szyfranta Zielonki, badania zęba jednak wykluczyły to. Ostatecznie w czerwcu 2010 roku, poinformowano że znalezione zwłoki to zwłoki szyfranta Zielonki.
9) Grzegorz Michniewicz – dyrektor generalny Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, członek rady nadzorczej PKN Orlen. Jego ciało znaleziono wiszące 23 grudnia 2009 roku a więc w dniu, w którym do Polski wrócił remontowany w Rosji TU – 154, który później rozbił się w Smoleńsku. Grzegorz Michniewicz miał dostęp do najbardziej poufnych informacji i dokumentów.
- Choć prokuratura umorzyła dochodzenia w sprawie śmierci Grzegorza Michniewicza, dyrektora generalnego kancelarii premiera Tuska, okoliczności jego zgonu trudno uznać za wyjaśnione - piszą Leszek Misiak i Grzegorz Wierzchołowski w książce "Smoleńsk. Kulisy katastrofy" opublikowanej jako specjalne wydanie miesięcznika "Nowe Państwo".Tu-154M 101 wrócił z Samary do Polski 23 grudnia 2009 r. Tego samego dnia w podwarszawskiej wsi Głosków-Letnisko (pow. piaseczyński) znaleziono ciało Grzegorza Michniewicza - od 4 stycznia 2008 r. do śmierci dyrektora generalnego kancelarii Donalda Tuska. Zaczynał on swoją urzędniczą karierę w Kancelarii Senatu, od końca lat 90. pracował w kancelarii premiera. Był tam kolejno dyrektorem Biura Dyrektora Generalnego, dyrektorem Biura Ochrony, pełnomocnikiem ds. ochrony informacji niejawnych i administratorem danych. Ponadto w latach 2000-2001 był pełnomocnikiem ds. ochrony informacji niejawnych w Rządowym Centrum Legislacji, do śmierci pełnił też funkcję członka rady nadzorczej PKN Orlen. Miał najwyższe poświadczenia bezpieczeństwa, zarówno krajowe, jak i NATO oraz Unii Europejskiej. Przez jego ręce przechodziły niemal wszystkie dokumenty kancelarii premiera, także tajne. Dlatego mogło dziwić, że wokół zagadkowej śmierci Michniewicza - jednego z najważniejszych podwładnych Donalda Tuska - szybko zapadło niewyjaśnione milczenie. Prokuratura po kilkunastu miesiącach śledztwa umorzyła zresztą śledztwo, przyjmując, że Grzegorz Michniewicz popełnił samobójstwo.
Wśród dziennikarzy i w Internecie krążyły plotki o problemach rodzinnych dyrektora kancelarii, a także o nieuleczalnej chorobie, która miała doprowadzić go do targnięcia się na własne życie.
10) Jarosław Ziętara – dziennikarz śledczy, badał afery gospodarcze, wytropił aferę w PKS Śrem. Zamordowany 1 września 1992. Dopuszczono się na szczeblu kierownictwa MSW i UOP zacierania śladów prowadzących do służb specjalnych – pisze autor spisu.
11) Profesor Stefan Grocholewski – był profesorem PP w Zakładzie Badań Operacyjnych i Sztucznej Inteligencji w Instytucie Informatyki Politechniki Poznańskiej. Wykrył manipulacje w nagraniach czarnych skrzynek z Casy, która rozbiła się w Mirosławcu. Zginął niedługo później w tajemniczych okolicznościach.
12) Marek Dulinicz – specjalista w dziedzinie archeologii średniowiecza, zastępca dyrektora Instytutu Archeologii i Etnologii PAN do spraw naukowych. Miał na czele grupy archeologów jechać do Smoleńska badać teren katastrofy. Zginął razem z żoną w wypadku samochodowym.
13) Siergiej Tretiakow - były agent rosyjskiego wywiadu, który przeszedł na stronę USA. Zmarł 13 czerwca 2010 roku. Najpierw poinformowano, że zadławił się podczas posiłku, kolejna wersja mówi o ataku serca. Włoscy dziennikarze utrzymywali, że śmierć byłego szpiega „miała związek z katastrofą smoleńską”.
14) Eugeniusz Wróbel – wiceminister transportu, wykładowca na Politechnice Śląskiej, jeden z najlepszych w Polsce znawców komputerowych systemów sterowania lotem. Eugeniusz Wróbel poddawał w wątpliwość to, czy szczątki na lotnisku Siewiernyj to wrak TU – 154, zmarł trzy dni przed ogłoszeniem raportu MAK. Oficjalnie poinformowano, że zabił Go i poćwiartował własny syn a następnie wrzucił do Zalewu Rybnickiego.
15) Dr Ryszard Kuciński – były prokurator, adwokat, radca prawny, jeden z najbliższych zaufanych współpracowników Andrzeja Leppera. Jako prawnik obsługiwał spółki, w których zasiadali ludzie związani ze służbami specjalnymi lub byli funkcjonariusze służb. To właśnie u Ryszarda Kucińskiego, Andrzej Lepper zdeponował dowody obciążające ważne osoby w państwie, które chciał ujawnić. Sam Kuciński twierdził, że gdyby ujawnił te dokumenty wiele karier „wyleciałoby w powietrze”. Zmarł w szpitalu.
16) Wiesław Podgórski – był doradcą Andrzeja Leppera ds. kultury i dziedzictwa narodowego w czasie, gdy ten był ministrem rolnictwa. Odpowiadał za budowę na polach Grunwaldu pomnika upamiętniającego bitwę pod Grunwaldem, co wzbudzało wiele kontrowersji. Pod koniec czerwca 2011 roku popełnił samobójstwo.
17) Dariusz Szpinieta - ekspert i prezes spółki lotniczej Ad Astra Executive Charter SA. Zawodowy pilot, instruktor pilotażu, wielki miłośnik lotnictwa. Kilkakrotnie wypowiadał się w mediach na temat katastrofy smoleńskiej, mówiąc że lot TU – 154 był lotem wojskowym. Szpinieta zawiadomił również prokuraturę o podejrzeniu korupcji w Urzędzie Lotnictwa Cywilnego. W roku 2011, został znaleziony martwy w łazience, podczas wakacji w Indiach, choć jego towarzysze twierdzili, że przed powieszeniem był w dobrym humorze.
18) Jerzy Pronobis - był prezesem spółki Club&Travel, zajmującej się rozprowadzaniem biletów na Euro2012 w Polsce i na Ukrainie. Pojawiały się głosy, że dystrybucja biletów na Mistrzostwa Europy przebiegała w atmosferze korupcji i układów. Oficjalnie podaje się, że Pronobis popełnił samobójstwo, rzucając się pod pociąg.
19) Jerzy Urbanowicz - był m.in. pracownikiem kontrwywiadu, gdzie zajmował się kryptografią i teleinformatyką.
W 2012 r. został sekretarzem komitetu organizacyjnego konferencji poświęconej badaniom katastrofy polskiego Tu-154M w Smoleńsku metodami nauk ścisłych.
Był też m.in. członkiem Rady Naukowej Instytutu Polska Racja Stanu im. Lecha Kaczyńskiego.
Urbanowicz był również współautorem raportu, mówiącego że PKW korzysta z rosyjskich serwerów, a co za tym idzie, że służby rosyjskie mogą wpływać na wyniki wyborów w Polsce. Naukowiec chorował na serce, zmarł dzień po ujawnieniu raportu.
20) Krzysztof Knyż – operator Faktów, który razem z Wiktorem Baterem był na miejscu katastrofy. Zmarł w Moskwie na sepsę.
21) Dr inż. Włodzimierz Abramowicz (1952-2012) - Jeden z najlepszych na świecie specjalistów od zagadnień kontaktowych, czyli zderzenia obiektów takich jak samoloty, statki, samochody, z którego dokonań i programów zderzeniowych korzystały dziesiątki firm na świecie. Dokładnie ktoś taki (np we współpracy ze śp ministrem Wróblem), kto powinien wyjaśnić nam, co się stało w Smoleńsku. I chciał wyjaśnić.
Abramowicz chciał zweryfikować wyniki prac prof Biniendy, wykorzystując inny program. Nie zdążył – śmierć w III RP ma zawsze „perfect timing”. Zmarł nagle, jak wielu innych, szczególnie po 10/04. Czy ktoś wie jak? W sieci (podobnie jak w przypadku red Knyża) – poza nekrologiem i skromnym wpisem na stronie „Instytutu pojazdów” – cisza. Wybitny naukowiec, lat 50, znika z powierzchni ziemi. Dlaczego brak nawet zdjęć?
22) Bp. Mieczysław Cieślar - duchowny, był przewodniczącym Kolegium Komisji Historycznej w sprawie inwigilacji luteran przez SB. Twierdził że już po katastrofie TU – 154 otrzymał sms-a od jednego z pasażerów – ks. Adama Pilcha. Zginął w wypadku samochodowym.
23) Dariusz Ratajczak – doktor historii na Uniwersytecie w Opolu zaszczuty, szykanowany i ochrzczony mianem antysemity, za przytoczenie w swojej książce cytatów ludzi kwestionujących Zbrodnię Oświęcimską. Wyrzucony z uczelni, bez szans na znalezienie nowej pracy, utrzymywał się ze zmywania naczyń i palenia w kotłach c.o. Znaleziony został martwy w samochodzie stojącym na parkingu przed supermarketem. Oficjalnie mówiło się, że samochód stał tam prawie dwa tygodnie. Wielce prawdopodobne jest jednak to, że auto zostało podrzucone dużo później.
24) Anatol Lawina (10.07.1940 – 16.09.2006) – pobicie przez nieznanych sprawców, bezpośredni przełożony Falzmanna, były dyrektor Zespołu Analiz Systemowych w Najwyższej Izbie Kontroli
25) Michał Falzmann – kontroler NIK-u, badający sprawę FOZZ – umiera „na serce” 18.07.1991 r.
26) Walerian Pańko – prezes NIK i szef Felzmanna – ginie wkrótce po nim w tajemniczym wypadku samochodowym 7.10.1991 r.
Z jego sejfu zniknęły ważne dokumenty w sprawie FOZZ. Śledztwo wykazało, że samochód rozpadł się w wyniku wybuchu bomby umieszczonej pod autem. Jednak trzej policjanci, którzy jako pierwsi byli na miejscu wypadku, utonęli kilka miesięcy później podczas weekendowego wypoczynku (wszyscy trzej świetnie pływali). Oficjalnie podano że śmierć Pańki była wynikiem nieszczęśliwego wypadku.
Jego kierowca został... skazany na więzienie i wkrótce... również zmarł.
W 1991 r. roku został zastrzelony Andrzej S. – były oficer kontrwywiadu wojskowego PRL, który pracował w firmie handlującej bronią. S. chciał się zwolnić, gdy kazano mu nielegalnie sprzedawać broń do innych krajów.
27) Piotr Jaroszewicz – premier PRL – zamordowany 01.09.1992 r. wraz z żoną.
28) Jacek Sz. – oskarżony w sprawie FOZZ – umarł w 1993 r.
W 1997 roku w tajemniczym wypadku zginął były poseł Tadeusz Kowalczyk, który dużo wiedział o związkach polityków i mafii.
27) Marek Karp – był założycielem Ośrodka Studiów Wschodnich, który zajmował się analizami sytuacji politycznej i ekonomicznej w krajach byłego bloku sowieckiego. „Oni za mną chodzą, śledzą mnie nawet tutaj, w szpitalu, ja stąd nie wyjdę żywy, za dużo wiem o wszystkim” – mówił do swojego przyjaciela na kilka dni przed śmiercią.
Dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich leczył się z urazów po wypadku samochodowym, który wydarzył się 28 sierpnia 2004 r. w pobliżu Białej Podlaskiej. Trafił do szpitala, gdzie według oficjalnej wersji „zmarł z powodu powikłań powypadkowych”. Prokuratura sprawę umorzyła, lecz prawdziwe okoliczności wypadku nie zostały wyjaśnione do dziś. Przed śmiercią badał sprawę przejmowania polskiego sektora energetycznego przez rosyjskie spółki kontrolowane przez KGB i GRU. Podobno była to zaplanowana i zrealizowana w najdrobniejszych szczegółach egzekucja, dokonana dla zabezpieczenia paliwowych i energetycznych interesów rosyjskich służb specjalnych.
28) Daniel Podrzycki – kandydat na prezydenta w 2005 r. Zmarł podczas kampanii wyborczej w wyniku obrażeń odniesionych w wypadku drogowym. W latach 90. współpracował z gen. Tadeuszem Wileckim i Andrzejem Lepperem. W 1997 wraz z A. Lepperem, W. Bojarskim i W. Michałowskim podpisał zawiadomienie do prokuratury w związku z nadużyciami podczas podpisywania kontraktu na budowę rurociągu Jamalskiego.
29) Jan Budziński – w 1991 doznał zawału serca (?), kierowca służbowej lancii którą jechali Pańko i Zaporowski Dwaj policjanci, którzy pierwsi przyjechali na miejsce wypadku również zmarli. Przyczyną zgonu było utonięcie (na rybach).
30) Janusz Zaporowski – dyrektor Biura Informacyjnego Kancelarii Sejmu – zmarł 07.10.1991.
W przeciągu kilku miesięcy od wypadku zmarł zarówno kierowca Lancii, jak i policjanci, którzy jako pierwsi przybyli na miejsce wypadku.
31) Ireneusz Sekuła – poseł na Sejm – samobójstwo, 3-krotnie strzelił sobie w brzuch 29.04.2000 r.
„O godz. 5.17 Sekuła trafia na izbę przyjęć szpitala MON przy Szaserów. Jest przytomny. Choć nikt go o to nie pyta, mówi lekarzowi, że sam się postrzelił. „To było dziwne” – powie później policjantom lekarz.
32) Andrzej Struglik – W 1991 r. roku został zastrzelony były oficer kontrwywiadu wojskowego PRL, który pracował w firmie handlującej bronią. Struglik chciał się zwolnić, gdy kazano mu nielegalnie sprzedawać broń do innych krajów.
33) Tadeusz Kowalczyk - W 1997 roku w tajemniczym wypadku zginął były poseł, który dużo wiedział o związkach polityków i mafii.
34) Stanisław Faltynowski – W 2001 roku zamordowany został kelner z hotelu, w którym spotykali się członkowie mafii paliwowej z prokuratorami, politykami i oficerami służb. Oficjalnie jego śmierć uznano za samobójstwo.
35) Zdzisław Majka – w lutym 2002 roku zamordowany został drugi kluczowy świadek w sprawie mafii paliwowej. Jego zgon również uznano za samobójstwo, a syna który zabiegał o sekcję zwłok i rzetelne śledztwo, wsadzono na 3 miesiące do aresztu.
36) Jeremiasz Barański ps. Baranina – 07.05.2003 – samobójstwo w więzieniu, przestępca, jeden z przywódców gangu pruszkowskiego .
37) Marian Goliński – zginął w „wypadku drogowym”, zjechał na drugi tor wprost na tira o rosyjskich rejestracjach.
38) Stanisław Skalski – 12.11.2004 – pobicie przez nieznanych sprawców, pilot, generał brygady WP, as myśliwski okresu II Wojny Światowej, po 1989 polityk, współzałożyciel partii Przymierze Samoobrona.
39) Szymon Zalewski – 29.11.2004 – samobójstwo (?), ochroniarz BOR i kierowca Zbigniewa Sobotki (poseł SLD skazany w tzw. aferze starachowickiej; ułaskawiony przez Aleksandra Kwaśniewskiego).
40) Lech Grobelny (18.06.1949 – 28.03.2007) – zamordowany, założyciel Bezpiecznej Kasy Oszczędności
41) Barbara Blida (zm. 25 kwietnia 2007 r.) – Posłanka popełniła samobójstwo w trakcie akcji ABW w jej domu. Przyczyną śmierci był postrzał w klatkę piersiowa. Kobieta była podejrzewana o pomocnictwo w przekazaniu łapówki w śledztwie związanym z tzw. Mafią węglową.
42) Remigiusz Muś – technik pokładowy JAK-a 40, który wylądował w Smoleńsku tuż przed TU – 154. Otwarcie mówił, że słyszał przez radio, jak kontrolerzy lotów zezwolili załodze prezydenckiego samolotu zejść na 50 metrów. Prokuratura od razu poinformowała, że było to samobójstwo.
Nikt bowiem z twórców portalu nie planuje popełnić samobójstwa, dodatkowo cieszymy się wyśmienitym zdrowiem.
TAJEMNICZE ZGONY PO KATASTROFIE SMOLEŃSKIEJ
Katastrofa Smoleńska – zgony po 10 kwietnia
Oprócz 96 ofiar katastrofy pod Smoleńskiem, warto zwrócić uwagę na śmierć osób powiązanych z wizytą w Katyniu, wyjaśnianiem przyczyn tragedii lub związanych z Prawem i Sprawiedliwością. Żaden z poniższych ludzi nie umarł z przyczyn naturalnych (tzn. śmierć nie była konsekwencją podeszłego wieku):
Grzegorz Michniewicz [zgon nastąpił 23 grudnia 2009 roku]. Dyrektor generalny kancelarii premiera, osoba mająca najwyższy status dostępu do informacji tajnych. Jego przełożonym był Tomasz Arabski. Zginął tego samego dnia, kiedy do Polski z remontu w Rosji, w zakładach Olega Deripaski powrócił tupolew. Wedle oficjalnej wersji, popełnił samobójstwo wieszając się na kablu.
Biskup Mieczysław Cieślar [18 kwietnia 2010 roku]. Zginął w wypadku samochodowym. Miał być następcą ks. Adama Pilcha, pełniącego obowiązki Naczelnego Kapelana Ewangelickiego Wojska Polskiego, który poniósł śmierć w Smoleńsku. Miał po katastrofie otrzymać smsa od ks. Adama Pilcha.
Krzysztof Knyż [2 czerwca 2010 roku]. Moskiewski operator „Faktów” TVN. Zdawkowe komunikaty TVN mówiły o chorobie. Prasa zagraniczna pisała, iż został zamordowany we własnym mieszkaniu. Był operatorem, który sfilmował podchodzenie do lądowania polskiego samolotu prezydenckiego na lotnisku w Smoleńsku. Był jednym z pierwszych reporterów, któremu udało się znaleźć w miejscu wypadku zanim rosyjskie siły specjalne zmusiły do jego opuszczenia. Materiały telewizyjne z pierwszych chwil, gdy nie było wiadomo jeszcze co się stało i tuż sprzed katastrofy – zniknęły.
Prof. Marek Dulinicz [6 czerwca 2010 roku]. Wybitny polski archeolog. Zginął w wypadku samochodowym. Szef ekipy archeologów, która miała w czerwcu wyjechać do Smoleńska. Dulinicz był pomysłodawcą wyprawy oraz osobą aktywną w staraniach o wyjazd.
Siergiej Tretiakow [13 czerwca 2010 roku]. Śmierć byłego funkcjonariusza rosyjskich służb wywiadowczych Siergieja Tretjakowa może mieć związek z katastrofą smoleńską – pisze włoski tygodnik „L’Espresso”. W e-mailu z 22 kwietnia 2010 roku. Fred Burton z firmy Stratfor cytował opinię Siergieja Trietiakowa, który w rozmowie z nim twierdził, że: „Rosjanie celowo nie pozwolili na lądowanie samolotu, wiedząc, że polski prezydent albo zmusiłby pilota do lądowania, albo samolot zawróciłby i nie wylądował na miejscu”. W ten sposób pokrzyżowaliby plany uroczystości rocznicy mordu katyńskiego. W odpowiedzi inny analityk Stratforu Marko Papic pisze, że pokrywa się to z tym, co powiedziały mu „jego źródła”. Trietiakow miał twierdzić również, że Rosjanie mają różne gotowe scenariusze które mogą być ściągnięte z półki, jeżeli zechce tego Putin.
Eugeniusz Wróbel [15 października 2010 roku]. Minister w rządzie Prawa i Sprawiedliwości. Ekspert od spraw lotniczych. Specjalista od komputerowych systemów sterowania lotem samolotów. Specjalista od precyzyjnej nawigacji satelitarnej dla lotnictwa. Zaginął 15 października. Jego poćwiartowane zwłoki zostały wyłowione z Zalewu Rybnickiego. Został zamordowany przez rzekomo chorego psychicznie syna (żona Wróbla jest psychiatrą i przez 20 lat nie zauważyła choroby syna). Syn nie zdradzający zaburzeń umysłowych początkowo przyznał się do winy, po czym wyparł się jej. Podobno niepoczytalny syn poćwiartował piłą zwłoki ojca, lecz w pokoju – gdzie miało się to odbyć – nie ma śladów makabrycznego czynu. Minister Wróbel mówił w prywatnych rozmowach, że wrak znajdujący się na lotnisku Smoleńsk-Siewiernyj nie jest wrakiem tupolewa, którym lecieć miała polska delegacja.
Marek Rosiak [19 października 2010 roku]. Pracownik biura poselskiego posła Janusza Wojciechowskiego (Prawo i Sprawiedliwość) w Łodzi. Zamordowany przez byłego członka Platformy Obywatelskiej. Sprawca Ryszarda C. zamordował Marka Rosiaka i poważnie ranił drugą osobę z tej partii. Jak sam powiedział, jego „celem” był Jarosław Kaczyński. Morderstwo nastąpiło w bezpośrednim następstwie medialnej nagonki na polityków i zwolenników Prawa i Sprawiedliwości po katastrofie smoleńskiej.
gen. Konstantin Moriew [sierpień 2011 roku]. Szef FSB (Rosyjska Służba Bezpieczeństwa) z Tweru. 53-letni Moriew zginął w końcu sierpnia 2011 roku. Ciało znaleziono w jego gabinecie. Jak uznano, zastrzelił się z broni służbowej. Choć nie pozostawił listu pożegnalnego, śledczy przyjęli wersję samobójstwa. To właśnie Moriew przesłuchiwał smoleńskich kontrolerów po katastrofie. Moriew został przydzielony do Tweru, któremu podlega lotnisko Siewiernyj w Smoleńsku, w 2007 roku. Na jego terenie służyli oficerowie, którzy 10 kwietnia 2010 roku znajdowali się w wieży lotniska w Smoleńsku – mjr Wiktor Ryżenko i płk Nikołaj Krasnokutski.
Nazwisko utajnione [w 2011 roku]. Samobójstwo przez powieszenie popełnił oficer Służby Kontrwywiadu Wojskowego, służący w Centrum Wsparcia Teleinformatycznego i Dowodzenia Marynarki Wojennej w Wejherowie. Żołnierz posiadał najwyższą klauzulę dostępu do materiałów niejawnych.
Dariusz Szpineta [2 grudnia 2011 roku], ekspert i prezes spółki lotniczej, został znaleziony martwy (powieszony) w łazience ośrodka wczasowego w Indiach. Wcześniej parokrotnie wypowiadał się w mediach w sprawie Smoleńska, wskazując, że lot Tu-154M był lotem wojskowym. Wypowiedź Szpinety dla TVN:
Generał Sławomir Petelicki [16 czerwca 2012 roku]. Były dowódca jednostki „Grom”. Ujawnił m.in kwestię SMS-a rozsyłanego przez Sikorskiego z instrukcjami na temat „oficjalnej” wersji przyczyn katastrofy. Według oficjalnej wersji popełnił samobójstwo. Gen. Petelicki nie zostawił jednak listu pożegnalnego, nie był chory, nie miał problemów rodzinnych ani finansowych, nie pozostawił też testamentu. Biegli nie stwierdzili na ciele Petelickiego śladów wskazujących na gwałtowną obronę, ale nie potrafili wyjaśnić pochodzenia pojedynczych siniaków w okolicach kolan i na plecach. Na pistolecie, z którego padł strzał znaleziono odcisk palca lewej ręki gen. Sławomira Petelickiego, choć był on praworęczny. Na magazynku i nabojach nie znaleziono odcisków palców, a monitoring garażu, w którym znaleziono ciało Sławomira Petelickiego nie obejmował miejsca, w którym miało dojść do samobójstwa.
Prof. Józef Szaniawski [4 września 2012 roku]. Historyk, dziennikarz, sowietolog, wykładowca Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu, ostatni więzień PRL. Zginął w Tatrach, spadł w przepaść. Niezłomny człowiek walczący z komunizmem, krytycznie podchodzący do ustaleń przyczyny katastrofy smoleńskiej, otwarcie mówiący o zamachu.
Remigiusz Muś [27 października 2012]. Chorąży Wojska Polskiego. Bardzo ważny świadek w śledztwie smoleńskim. Fakty przez niego podawane przeczyły oficjalnym ustaleniom: ujawnił między innymi, że kontroler z wieży na smoleńskim lotnisku wydał pilotom TU 154M komendę o zejściu na wysokość 50 metrów (oficjalne raporty mówią o komendzie 100m ze strony kontrolerów). Chorąży Muś mówił także o odgłosie 2 wybuchów, które słyszał w momencie katastrofy. Powieszone ciało znaleziono w piwnicy bloku, w którym mieszkał. Z przeprowadzonych badań wynika m.in., że tylko na lince, na której znajdowało się ciało chorążego, nie stwierdzono żadnych odcisków palców. Ślady DNA Remigiusza Musia zabezpieczono jedynie na krótszym fragmencie linki, gdzie wykonano pętlę.
Dwa miesiące przed śmiercią Remigiusz Muś uległ dziwnemu wypadkowi, jadąc samochodem zjechał z drogi i uderzył w płot. Policja stwierdziła, że był trzeźwy jednak z powodu dziwnego zachowania został przewieziony do szpitala psychiatrycznego. Wyszedł na własną prośbę po trzech dniach. Przeprowadzone badania psychiatryczne i psychologiczne nie ujawniły u niego choroby psychicznej, w tym depresji, ani innych zakłóceń czynności psychicznych. We krwi nie stwierdzono też alkoholu ani narkotyków.
Krzysztof Zalewski [10 grudnia 2012 roku]. Ekspert lotniczy, który wielokrotnie wypowiadał się na temat katastrofy smoleńskiej. Był jednym z bohaterów filmu „10.04.10” Anity Gargas. Krytykował raporty komisji MAK i komisji Jerzego Millera. Był gościem Konferencji Smoleńskiej. 10 grudnia 2012 roku do siedziby wydawnictwa Magnum-X przy ulicy Grochowskiej na warszawskiej Pradze wtargnął mężczyzna, który zadał kilka ciosów nożem 46-letniemu Krzysztofowi Zalewskiemu. Mężczyzna zmarł na miejscu. 48-letni napastnik odpalił również ładunek wybuchowy. Doszło do eksplozji, ale siła rażenia nie była duża. Ranny zabójca (jak się okazało, prezes wydawnictwa) trafił do szpitala.
Źródła:
https://omon.pl/omomix/371-lista-smierci-zobacz-kto-podpadl-seryjnemu-samobojcy-dziwne-i-tajemnicze-smierci-osob-publicznych (link is external)
http://wpolityce.pl/polityka/169023-tajemnicze-zabojstwa-i-samobojstwa-iii-rp-uzasadnienie-smierci-petelickiego-tym-ze-przestal-byc-zapraszany-do-tvn-to-sa-kpiny (link is external)
http://forum-ogrodnicze.oleander.pl/tajemnicze-samobojstwa-w-iii-rp-t2150.html (link is external)
http://yelita.pl/artykuly/art/lista-tajemniczych-zgonow (link is external)
https://mariuszbober.wordpress.com/2012/06/21/lista-tzw-samobojcow-i-zamordowanych-w-iii-rp/ (link is external)
http://www.fakt.pl/wydarzenia/polityka/lista-smierci-krazy-w-internecie-samobojstwa-dziwne/1tgdcys (link is external)
http://niepoprawni.pl/blog/1830/tajemnice-iii-rp-co-wiedzial-minmwilczek
http://ksymenes.salon24.pl/295812,tajemnicze-i-przedziwne-smierci-samobojstwa-w-iii-rp (link is external)
http://natemat.pl/37213,po-smierci-czlonka-zalogi-jaka-40-mnoza-sie-watpliwosci-to-nie-jedyne-owiane-tajemnica-samobojstwo-w-iii-rp (link is external)
https://omon.pl/omomix/371-lista-smierci-zobacz-kto-podpadl-seryjnemu-samobojcy-dziwne-i-tajemnicze-smierci-osob-publicznych (link is external)
http://www.bliskopolski.pl/katastrofa-smolenska/zgony-poza-katastrofa/ (link is external)
https://www.google.pl/?gws_rd=ssl#q=tajemnicze+zgony+po+katastrofie+smole%C5%84skiej+lista (link is external)
POLONEZA CZAS ZACZĄĆ W KARNAWALE WE LWOWIE
Dla "Barw Kresów" Aleksander Szumański
W sobotę 28 stycznia 2007 roku Fundacja Ocalenia Kultury Kresowej - prezes Karol Wróblewski oraz Aleksander Szumański w gościnnych progach krakowskiej "Loży" w Rynku Głównym, Stowarzyszenia Polskich Artystów Teatru Filmu i Telewizji zorganizowali koncert wspomnień "Karnawał we Lwowie". Wzruszający był to spektakl, czego dowodem były łzy wzruszeń wspomnieniowych wśród licznie zebranej widowni.
Koncert rozpoczął sie brawurowa prezentacją pięknej klaczy "Grażynki". Oto jak się to odbyło:
Po marmurowych schodach, wysłanych czerwonym dywanem, wolno, dostojnie wchodziła bułana klacz. Na kopyta miała założone czarne kalosze, aby nie ślizgać się po posadzkach. Prowadził ją podoficer w galowym mundurze. Gdy do sali balowej wkroczyła klacz Grażynka - panie wydały okrzyk radości. Po obu stronach klaczy podążali dwaj żołnierze, niosąc na lśniących tacach kostki cukru. Biegły więc szanowne damy i młodziutkie panie karmić Grażynkę cukrem i marchwią. Na grzbiecie Grażynki umieszczano siodło z płaskim koszem z bukiecikami kwiatów do kotyliona. Przypinano je sobie, wśród wybuchów radości i podniecenia.
W białej sali lustrzanej, oświetlonej kryształowymi kandelabrami i pająkami, wirowały w tańcu dziesiątki malowniczych par: panie w długich sukniach, wydekoltowane, strojne perłami, szmaragdami, w ramionach panów we frakach, częściej jednak w galowych mundurach oficerskich.
Wodzireje (a było ich kilku, aby mogli zmieniać się dla wypoczynku) prowadzili tańce z doświadczeniem i wymaganą elegancją.
W naszym kraju karnawał pojawił się za czasów szlachty sarmackiej, a staropolskie obchody określane były jako zapusty. Polacy lubili szukać okazji do zabawy, bowiem życie w wiejskich dworkach bywało monotonne i nudne, dlatego karnawał przypadł im do gustu i przez cały jego okres wyprawiali uczty, organizowali kuligi z ogniskiem, pieczeniem mięsa i piciem na umór. Okres trwania karnawału rozpoczynało święto Trzech Króli, a kończył tradycyjnie, tak jak obecnie, Wielki Post. Najważniejsze były w czasie karnawału... kuligi. Zabawa polegała na tym, że sanie jeździły po dworkach, w których odbywały się obfite uczty. Trwało to zwykle wiele dni, a w każdym takim dworku bawiono się i nocowano. Karnawałowe obchody wymagały starannego przygotowania domu, opracowania menu i atrakcji dla gości. Taki kulig możemy zobaczyć w filmie nakręconym według „Popiołów” Stefana Żeromskiego. Kościół popiera te formy karnawału, które nie są sprzeczne z kulturą chrześcijańską. Bawmy się więc w ostatki i niech towarzyszą nam tańce, śpiewy i dobra muzyka.
Podtrzymujmy nasze piękne tradycje, rozpalajmy ogniska, cieszmy się i śpiewajmy.
Pierwszy ponoć bal karnawałowy w Polsce odbył się na Wawelu w 1519 roku za sprawą królowej Bony. Ówczesne bale rozpoczynały się o godz. 10 wieczorem i trwały krótko, bo zaledwie cztery godziny. Dopiero w wieku XIX wydłużono ten czas do... białego rana.
Zwyczajem i zarazem przywilejem magnatów było urządzanie w karnawale polowań. W "Kiermaszu wieśniackim", zbiorku sowizdrzalskim z początku XVII wieku, pisano:
Mięsopusty, zapusty,
Nie chcą państwo kapusty,
Wolą sarny, jelenie
I żubrowe pieczenie.
Polowania traktowano jako zabawę rycerską, dostępną tylko dla szlachetnie urodzonych. Odbywały się na różne sposoby: z psami, z obławą, z sokołami. Za najszlachetniejsze uchodziło sokolnictwo, a ptakami łowczymi były: orły, krogulce, jastrzębie, sokoły, rarogi, sowy i inne. Szczytowy rozwój karnawałowych ceremoniałów nastąpił w XIX wieku, kiedy to na przekór zaborcom przyjęło się demonstracyjnie rozpoczynać bale polonezem. A balów było wtedy bez liku. Były bale proszone, bale składkowe, bale panieńskie, bale kawalerskie, bale określonych sfer i grup zawodowych. W Krakowie natomiast brylowano na wieczorach tanecznych w najpiękniejszych pałacach: Pod Baranami u Potockich i Na Szlaku u Tarnowskich.. W III ćwierci XIX wieku modne stały się na dworze wiedeńskim tzw. bale polskie będące nie tylko rodzajem manifestacji polskości polskiej arystokracji, ale także wyrazem sympatii dla Polaków kół politycznych i arystokratycznych ówczesnej Europy. Wyrazy sympatii dla Polaków okazywał także cesarz Rudolf, który podczas balu kazał się prezentować polskiej arystokracji. Podobnie arcyksiężna Stefania podczas balu w 1887 roku, który odbył się w pałacu księcia Eugeniusza Sabaudzkiego będącego siedzibą ministerstwa skarbu, założyła toaletę w polskich barwach narodowych; białą suknię z dopiętym trenem z czerwonego aksamitu.
Bal polski na dworze wiedeńskim, któremu patronowały damy z całej austriacko-węgierskiej arystokracji rozpoczynał się polonezem, następnie tańczono modnego wówczas i obowiązkowego walca i mazura.
LWOWSKIE BALE
Lwów, miasto wiecznie żywe, otwarte, towarzyskie, lubiło się bawić. Świadczą o tym liczne bale, wydawane na różne okazje. Przygotowane z klasą, przyciągały do tego miasta. Największa kumulacja i mnogość bali miała swój czas w porze karnawału, ten okres ożywiał całą społeczność Lwowa. Stawał się okazją do spotkań, zawierania nowych
przyjaźni, zarówno w sferze politycznej, jak i towarzyskiej. To właśnie na balach odbywały się swoistego rodzaju „jarmarki” matrymonialne, na których młodzi kawalerowie szukali odpowiadających im majątkiem przyszłych żon, a rodzice wprowadzali swoje córki w świat dorosłych.
Najpiękniejsze i najważniejsze bale wydawali gospodarze pałacu namiestnikowskiego oraz rody arystokratyczne miasta Lwowa. Każdy namiestnik w miejscu swego rezydowania organizował i uczestniczył w tego rodzaju imprezach. Bale, które pamiętano i z chęcią wspominano jako wesołe i udane imprezy towarzyskie, miały miejsce w pałacu namiestnikowskim w czasie kadencji Alfreda Potockiego (1875–1883). Patronowała tym balom żona pana Alfreda – Maria z Sanguszków Potocka, znana w towarzystwie lwowskim jako pani Alfredowa.. To właśnie karnawał był wyznacznikiem i cezurą życia towarzyskiego i kulturalnego Lwowa.
Z niezwykłym przepychem i bogactwem organizowano bale na cześć przybyłych do Lwowa cesarza Franciszka Józefa i arcyksięcia Rudolfa. Na te okazje w roku 1880 wydano dwa bale – miasta Lwowa w Ratuszu i bal szlachty w salach Kasyna Miejskiego. Na balu miasta w Ratuszu na czele organizatorów stał prezydent stołecznego miasta Lwowa – Michał Gnoiński. Monarchę przywitała rada miejska, w strojach polskich, u wjazdu do ratusza. Wejście na salę balową cesarza odbyło się w towarzystwie pani Alfredowej. Na samym początku na cześć cesarza odtańczono mazura, taniec, który lubił władca, ale tylko jako obserwator. Oczywiście lwowianie zadbali, by pierwszy taniec wypadł imponująco, dlatego do tego tańca wybierano najlepszych tancerzy i najurodziwsze lwowianki.
Bale to nie tylko rozrywka dla elity. Bawił się każdy, kto miał ochotę. Organizowano bale dla poszczególnych grup zawodowych, np. Bale Prasy, które tłumnie gromadziły świat dziennikarski w salach Kasyna Miejskiego. W pomieszczeniach tego budynku swe bale mieli także aktorzy, medycy, urzędnicy, prawnicy. Poza balem marszałkowskim i innymi w prywatnych pałacach odbywały się bale publiczne w pięknych salach Kasyna Miejskiego, które gromadziły zamożne mieszczaństwo oraz lwowskie sfery wojskowe, adwokackie i urzędnicze.
W salach Kasyna, miały też miejsce bale dobroczynne. Bale we Lwowie były organizowane z różnych okazji i o różnym charakterze. Nie sposób pominąć bali kostiumowych, które można określić jednym słowem – widowisko. Gospodarze i goście dbali o to, by każdy bal był niezwykły, lepszy od poprzedniego, zawsze próbowano zaskoczyć strojem, zachowaniem.
W karnawale 1885 roku zorganizowano Bal „Sienkiewiczowski”. Pomysł na nazwę związany był z Trylogią Henryka Sienkiewicza, która w tym czasie odnosiła sukcesy. Myśl zatem rzucona w ratuszu przez zacnego i zasłużonego prezydenta miasta Rutowskiego, by urządzić bal kostiumowy, gdzie te wszystkie postacie ożyły, znalazł ogólny aplauz w wysoce kulturalnych i patriotycznych sferach mieszczaństwa lwowskiego. Jak zwykle w takich razach, delegacja komitetu balowego z prezydentem Rutowskim na czele udała się do pani Alfredowej z prośbą o objęcie protektoratu. Po uroczystym polonezie i ognistym mazurze, odtańczonych przez sienkiewiczowskie postacie, doskonale ukostiumowane i poprawnie oddane przez grupy mieszczaństwa lwowskiego, wpadło na salę kilkadziesiąt par krakowskich, i odtańczyło z werwą wyuczone figury, stając przed panią Alfredową siedzącą w majestacie przed wszystkimi innymi patronesami. Urządzano także inne bale kostiumowe, dla elit urzędniczych. Całą imprezę nazwano "Jarmark kołomyjski". Furorę zrobił Tadeusz Rutowski, gdy pojawił się na balu kostiumowym, ucharakteryzowanym np. na postaci z „Ogniem i Mieczem”, on jako Skrzetuski. W programie tanecznym grano polonezy, walce, kadryle, polki, mazury, galopy, o których pisano w zaproszeniach.
Nie sposób pominąć balu w pałacu przy ul. Kurkowej, wydawanego przez Włodzimierza Dzieduszyckiego raz do roku. Podczas gdy „wesele krakowskie” wpadło na salę ze zwykłym impetem i harmidrem podkówek i brzękadeł i po mistrzowsku odtańczyło swoje krakowiaki przeplatane dowcipnymi i wesołymi śpiewkami, po tym cicho, spokojnie przy dźwiękach jakiejś huculskiej melodii granej przez wiejskich skrzypków, w tym charakterystycznym u naszych Hucułów jakby trochę tęsknym nastroju, i pokłoniwszy się według zwyczaju do kolan dostojnych, a przez wszystkich tak kochanych gospodarzy, zaśpiewali okolicznościową pieśń. Było to tak nastrojowe, tak malownicze, że zachwyt był ogólny. Pan Włodzimierz kochał Hucułów, był wprost rozczulony. Barwność, pomysłowość – te słowa najlepiej określają lwowskie bale kostiumowe. Każdemu taki bal na pewno pozostał w pamięci na długi czas, jako niezapomniane przeżycie. Powyższa prezentacja bali pokazuje nam wystawność i rozmach lwowskiego karnawału. Pomysłowe stroje, aura radości i zabawy – to wielobarwne tło do ukazania życia towarzyskiego zamożnej części lwowskiego społeczeństwa.
Sezon karnawału to też pora zawierania związków małżeńskich. Tenże fakt wpływał na zwiększoną liczbę gości i dodawał splendoru każdemu karnawałowi. W roku 1890 miało miejsce wesele Stanisława Siemińskiego z Zofią Tarnowską, córką marszałka krajowego hr. Jana z Dzikowa i Zofii z Zamoyskich. Ponieważ wesele miało miejsce w czasie karnawału, w programie oprócz tradycyjnych, corocznych bali, obiadów, przyjęć i fet odbyło się wesele, które trwało przeszło tydzień, kończąc się obrzędem ślubnym w lwowskiej katedrze.
Karnawałowe bale w II Rzeczypospolitej mają swoją wspaniałą historię. Osobną kartę stanowiły bale wojskowe licznie stacjonujących przed wojną pułków piechoty, artylerii lekkiej i ciężkiej, łączności, lotnictwa i kawalerii. Właśnie bale ułańskie były ozdobą karnawałowego szaleństwa, popisem oryginalności i wyszukanych manier. Po tych balach pozostawały wspomnienia, łzy wzruszeń. Bezdyskusyjną palmę pierwszeństwa pośród dwudziestu siedmiu pułków ułanów II Rzeczypospolitej dzierżył bal Ułanów Jazłowieckich ze Lwowa. Najwspanialszym pułkiem ułanów, opromienionym nimbem bohaterstwa, znanym z fantazji oraz poczucia honoru i humoru, był 14. Pułk Ułanów Jazłowieckich. Sławne czyny Ułanów Jazłowieckich zapisały się na kartach historii jazdy polskiej.
Od Jazłowca w brawurowej szarży wyzwolonego, z cudownym obrazem Matki Bożej Jazłowieckiej w miejscowym klasztorze, Chmielowa, Szczurowic, Wernyhorodek, Komarowa, Radziechowa, po Wólkę Węglową w 1939 r. - to tylko kilka ważniejszych miejsc bitew 14. Pułku. W czasie wojny nie było dla ułanów niewykonalnych rozkazów, natomiast w okresie pokoju ułani godnie podtrzymywali tradycje pułku.
Bal ułanów jazłowieckich od 1927 r. odbywał się zawsze 1 lutego, w dniu imienin prezydenta RP, patrona Pułku. Ponieważ Pułk stacjonował we Lwowie, bal urządzano w najbardziej reprezentacyjnym hotelu miasta, znanym z pięknych wnętrz - u słynnego "Georga".
Pod koniec grudnia dowódca Pułku rozsyłał zaproszenia na bal na pięknym papierze czerpanym. Zapraszał lwowskie elity, przedstawicieli ziemiaństwa oraz dowódcę korpusu i generalicję. Osobiście dowódca Pułku zapraszał prezydenta RP - prof. Ignacego Mościckiego, który na bal delegował swojego przedstawiciela.
Przed balem główną salę hotelu oraz inne, mniejsze, ułani dekorowali proporczykami pułkowymi, szablami, lancami, emblematami kawaleryjskimi. Z wielkich pomieszczeń piwnicznych na czas balu usuwano wszelkie zapasy żywności, trunków, doprowadzano do perfekcyjnej czystości podłogi, ściany i sufity oraz instalowano w nich wojskową stajnię z dziesięcioma boksami i żłobami pełnymi pachnącego siana. Zamiast koni do boksów przywożono stoliki i atłasowe krzesła. Przed samym balem w żłobach umieszczano metalowe pojemniki z lodem i butelkami francuskiego szampana. Centralną stajnię i boksy oświetlały kolorowe lampiony i normalne lampy stajenne.
Do balu oficerowie byli w pełnej mobilizacji - jak do bitwy: każdy miał przez dowódcę wyznaczone zadania do wykonywania i funkcję.
Były również surowe rozkazy dowódcy. Jednym z takich był rozkaz tańczenia przez oficera tylko jeden raz z poszczególną damą. Chodziło o to, aby wszystkie damy tańczyły - a na bal przychodziły również panie niezbyt powabne, chociaż dostojne. Nie do pomyślenia było, aby oficerowie nadużywali podczas balu alkoholu. Obowiązywał całkowity zakaz spożywania dowolnych trunków, poza kilkoma określonymi toastami.
Bal rozpoczynał się o godz. 9.00 wieczorem. Godzinę wcześniej meldowali się u płk. Godlewskiego wszyscy oficerowie, do majorów włącznie. Moderunek musiał być nienaganny.
W głównej sali balowej grała orkiestra pułkowa, a trębacze grali marsza pułkowego. Przy dźwiękach marsza generalskiego na salę wchodzili generałowie, a kiedy, jako ostatni, wchodził na salę przedstawiciel prezydenta RP - orkiestra grała hymn państwowy. Trzeba dodać (bo dzisiaj, niestety, nie zawsze tak bywa), że wszyscy obecni stali wyprężeni na baczność.
Zaczynano - jakże mogłoby być inaczej - polonezem. Ustawiały się pary. W pierwszej parze szedł reprezentant prezydenta z najbardziej dostojną, zasłużoną damą, w drugiej - dowódca pułku z żoną, a za nimi 150 par! Polonez trwał niedługo, po czym trębacze zaczynali grać walca. Nareszcie zaczynał się prawdziwy bal.
Tańczono walce, tanga, slow-foksy, fokstroty, bluesy, samby. O północy milkła orkiestra. Stali uczestnicy balów wiedzieli, jaka ich czeka niespodzianka. Opisałem to wyżej o klaczy Grażynce.Był to bal reprezentacyjny 14. Pułku Ułanów Jazłowieckich, więc nie do pomyślenia był fakt zaistnienia drobnego nawet nadużycia alkoholu przez oficera. W celu zapobieżenia podobnym wypadkom, dowódca Pułku wyznaczał dwóch oficerów do specjalnej służby, polegającej na dyskretnym obserwowaniu, czy nie zachodzi potrzeba usunięcia delikwenta do specjalnie przygotowanego pokoju na piętrze hotelu. Kiedy bal trwał w najlepsze, bułaną klacz odprowadzano do stajni koszarowej, gdzie wreszcie mogła najeść się do syta. Trzeba bowiem dodać, że klacz na parę tygodni przed balem była na specjalnej diecie warzywnej, aby na sali nie zrobiła niemiłej niespodzianki. A bal trwał, strzelały butelki szampana, rozwijały się flirty, rodziły się i gasły uczucia, nadzieje, padały czułe słowa, powłóczyste spojrzenia rozmarzonych dam w ramionach tańczących oficerów. O 6.00 przed hotel zajeżdżały pojazdy pułkowe, prawie zawsze o tej porze roku - sanie.
Sanie dowódcy Pułku zaprzężone były w białe konie, dowódców szwadronów - w kare. Przy uprzęży wszystkie miały dzwoniące janczary. Kiedy rozwożono gości do domów, a biały puch pokrywał dachy domów i wieże kościołów, po uśpionym mieście niosło się radosne ich dźwięczenie.
Odeszły w przeszłość ułańskie bale i ów najsławniejszy - Ułanów Jazłowieckich razem ze Lwowem oderwanym od Polski bezprawiem Jałty.
Przez całe dwudziestolecie przed drugą Wojną Światową Lwów był niewątpliwie najweselszym miastem Rzeczypospolitej. Nie płocha Warszawa z jej słynnymi kabaretami, nie solidny Kraków z jego czcigodną uniwersytecką profesurą, dumną arystokracją i statecznym mieszczaństwem, nie spokojny, gospodarny Poznań, nie ciche, powolne, melancholijne Wilno, i wreszcie nie żadne inne miasto Polski – ale właśnie Lwów. Wszyscy lwowianie, poczynając od prostego, przedmiejskiego batiara, a kończąc na czcigodnym profesorze Uniwersytetu Jana Kazimierza czy Politechniki Lwowskiej, cały ten serdeczny lwowski lud (z wyjątkami oczywiście), odznaczali się na ogół, obok wszelkich innych cech charakteru i usposobienia, także znacznym optymizmem, stałą pogodą ducha, dużym poczuciem humoru, niepoślednim dowcipem i znakomitym refleksem sytuacyjnym.
Barwnie opisał karnawały lwowskie Wiktor Budzyński- twórca niezapomnianej audycji radiowej, , "Wesoła lwowska fala”. .Lwów umiał się bawić, jak to się u nas mówiło: „od drzwi do klamki!”. W karnawale mieliśmy do wyboru — „tańcówki” od najtańszych i najpopularniejszych do najwytworniejszych bali w Kasynie Miejskim i Kole Literackim. „Babraj - wybiraj!” jak wołały na rynku lwowskim - sprzedawczynie tanich pomarańcz ... Więc „babraliśmy” i wybieraliśmy -karnawałowe rozrywki w zależności od „przeciągu w kieszeni” albo od gustów naszej aktualnej sympatii płci słabej. Lwów - tańczył w każda sobotę karnawałową we wszystkich dzielnicach miasta do białego rana, które witano białym mazurem albo błękitnym walcem. Chodźmy! Pójdźmy spacerem przez karnawałowy Lwów!
ZACZNIJMY OD BALU KAFLARZY
Kaflarz po lwowsku; w innych dzielnicach Polski - zdun. Przy ulicy Zielonej, gdzie raczono nas wódką z pieprzem, gdzie obowiązywał „fason” (białe rękawiczki dla panów!) gdzie okazywano tyle gościnności i serdeczności, że czułeś się jak we własnym domu! A ta wyżerka! Ten bufet! Te zaproszenia i namowy: „ta wcinaj pan!” „ta frygaj braci!” Do dziś wzrusza mnie wspomnienie tego najbardziej demokratycznego balu lwowskiego, urok panienek w perkalikowych kolorowych sukienkach, wdzięk i nieskazitelne maniery młodzieńców, prostota i szczerość starszych .. .Z ulicy Zielonej skoczmy do
„Gwiazdy” - do domu rzemieślników i rękodzielników lwowskich - niedaleko - na Łyczakowie .. .W sali „Gwiazdy” - spotykał się rzemieślnik lwowski z akademikiem, praktykant szewski ze studentem - i razem pili piwo i razem bili się o każdą ładną dziewczynę!
Nas tam w takim mieście chcieli Sowieci uczyć prawdziwej demokracji? Żyła ona z nami. Tańczyła w karnawale. Z „Gwiazdy” – idziemy- znowu do niedalekiego sąsiedztwa, gdzie ulokował się „zamek lwowskich kupców” czyli Lwowska „Strzelnica”. Idzie z nami do kupców lwowskich na ich bal karnawałowy rękodzielnik z Gwiazdy i kaflarz z ulicy Zielonej. Na
„Strzelnicy” -z okazji świąt narodowych i rocznic - noszono (nie dacie wiary!) kontusze, czamary i wspaniałe kołpaki, w karnawale obowiązywały fraki, smokingi, żakiety i nawet stare zapomniane już dziś austriackie „an- glezy” .. . Ale my studenci, akademicy, goście z Gwiazdy i z Zielonej ulicy - przychodziliśmy w tak zwanych „strojach dowolnych” (jak głosiło zaproszenie).
Gdy na „Strzelnicy” zabawka się „nie kleiła” - no to szło się całą kupą - do miasta, gdzie w samym centrum ulokował się „Sokół” (Sokół - Macierz) bo na przedmieściach były różne filie (Sokoła-Macierzy!) Tam w „Sokole” zabawa była murowana, popularna, dostępna dla wszystkich, tania i wesoła. W bufecie pączki i chrust domowego wyrobu Koła Pań, tradycyjny barszcz, parówki (kiełbaski), orkiestra dęta! Po pijaku, czyli w pijanym widzie, można było nawet poćwiczyć na drążkach albo — skakać przez „kozioł” ! Na każdej zabawie, od ulicy
Zielonej do centrum miasta, główną rolę grał wodzirej, który w kolorowych szarfach biegał jak opętany i stopniowo tracił głos. U nas nazywano go „aranżerem”..
Na każdej zabawie - główną atrakcją balu był kotylion, walc kotylionowy, połączony z walcem dla pań czyli „panie wybierają”. Panie wręczały ulubieńcom piękne kotyliony czyli barwne szarfy, panowie musieli „fundnąć” damom bukieciki kwiatków . . .Jeżeli w „Sokole” jest nam za gorąco, bo za wielki ścisk - to skoczmy niedaleko znowu - do Kasyna Oficerskiego przy ulicy Fredry, gdzie rzadko widywano oficerów, a sala tego kasyna stała się jedną z wielu najbardziej demokratycznych i popularnych sal karnawałowego Lwowa.
Jeżeli uznamy, że towarzystwo tu jest zbyt „mieszane” - o śmietankę tam było trudno! - i że nastrój jest pod „magulanie” (bitka!) to - parę kroków stąd na ulicę Akademicką, i już - wchodzimy do najbardziej wytwornych sal Kasyna i Koła Literackiego, gdzie kończy się jakiś bal prasy albo bal lekarzy .. . Ale nam wszystko jedno jaki bal, grunt, że gra orkiestra i to niezła, grunt, że panny - trochę już senne - chętnie płyną w błękitnym walcu o świcie i że w bufecie zniżyli ceny na „kanapki” (lwowskie „sandwicze” !).
Już jest świt - pada śnieg - dzwony kościołów zwołują na pierwsze „roraty niedzielne” - niektórzy prosto z Kasyna pójdą do Katedry lwowskiej, inni na słynny rosół do głośnego Icka Spucha - a my wołamy lwowskiego fiakra i zamienionego na sanki i pędzimy w białej bajce -
do pobliskich Winnik na gorący „grog” albo do niedalekiego Janowa - na królewski miód Sobieskiego.”
Z ulicy Janowskiej i Kliparowskiej przenosimy się do Zamarstynowa "...gdzie za drągiem u Kiżyka klawo ciuchra szac muzyka..." Ta dzielnica Lwowa zamieszkana była
przez robotników. Posiadała wiele zakładów przemysłowych i komunalnych przy ulicach: Zamarstynowskiej, Św. Marcina, i Żółkiewskiej. Tutaj znajdowała się słynna fabryka wódek i likierów Baczewskiego."... A kto z was ma tęgie krzyże, niech nie siedzi sam w chawirze, niechaj z nami browar chiży, niech za patyk gna...".
Bal u Ciotki Bandziuchowej odbywał się w audycji radiowej ,, Wesoła lwowska fala” do 1939r.. I jako jedyny z lwowskich balów przetrwał do dnia dzisiejszego jest organizowany corocznie na zakończenie karnawału w Krakowie przez Fundację Ocalenia Kultury Kresowej ,,Chawira”. Odbędzie się także w tym roku a piosenką tytułową jest ,,Przy muzyczce fajno płynie czas”
Przed wojną we Lwowie przy ul. Ochronek 1 miało swoją siedzibę "Towarzystwo Weteranów".
Ta organizacja wojskowa skupiała emerytowanych oficerów i podoficerów wojskowych. Organizowano tutaj bardzo popularne zabawy i bale karnawałowe. Znalazły one swoje miejsce także w piosence która nosi tytuł ,,Bal u weteranów”. Dzięki lwowskim żołnierzom służącym w wojsku austriackim została rozpropagowana na całą Polskę. Lwowski chór Eriana śpiewał ją w wersji rozszerzonej.
Mam nadzieję że udało mi się choć trochę przybliżyć Szanownym Czytelnikom atmosferę karnawału i zabawy karnawałowej we Lwowie. Jeżeli nie to zapraszamy na ,,Bal u Ciotki Bańdziuchowej” który odbędzie się na zakończenie tegorocznego karnawału w Krakowie.
Przypomnę, iż w programie koncertu wysłuchaliśmy piosenek
w wykonaniu artystów zespołu "Chawira" - Magdaleny Sowy, Ireny Paprockiej, Ewy Rudnik, Marka Kaczmarczyka, Wojciecha Habeli,, Karola Wróblewskiego, Stefana Czyża, Jerzego Skrejki
oraz
Franciszka Makucha, Doroty Helbin i Mateusza Dudka
Scenariusz i reżyseria oraz układ tekstu konferansjerki Karol Wróblewski
Konferansjerka Wojciech Habela i Aleksander Szumański
ORGANIZATORZY KONCERTU
Stowarzyszenie Polskich Artystów Teatru, Filmu i Telewizji Oddział w Krakowie Rynek Główny 41
Fundacja Ocalenia Kultury Kresowej ,,Chawira” z Krakowa oraz
Aleksander Szumański
Wstęp wolny
Uczestnicy koncertu oraz organizatorzy serdecznie pozdrawiają Redakcję "Kresowego Serwisu Informacyjnego" oraz Szanownych Czytelników.
WALZMAN (PSEUD. PETRO POROSZENKO) ŻYDOWSKI PREZYDENT BANDEROWSKIEJ UKRAINY
SŁUGUSI ZWYRODNIALCA
AUTOR STANISŁAW SROKOWSKI "WARSZAWSKA GAZETA"
Już widzę oczami wyobraźni, jak miłośnicy zbrodniarza wojennego, kata Polaków, mordercy polskich dzieci i kobiet – Stepana Bandery, zacierają ręce, wpisując mnie na listę sądowego, a może nie tylko sądowego, rozstrzelania. Bo oto wielbiciele najstraszliwszego zbira drugiej wojny światowej na Kresach postanowili się w Polsce zjednoczyć w dziele ochrony pamięci rzeźnika polskich bezbronnych ofiar oraz jemu podobnych bandziorów z Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińskiej Powstańczej Armii i pragną stworzyć, a może nawet już stworzyli coś na kształt Czarnej Księgi Polaków, którzy się źle wyrażają o ich „świetlanych bohaterach”, takich właśnie jak Bandera, Szuchewycz, Kłaczkiwski, Łebed’ i im podobni.
Przysłał mi w tej materii informację zasłużony tłumacz bieżącej publicystyki ukraińskiej, Wiesław Tokarczuk, który wyłapuje w niej perełki geniuszu prawnego potomków i wielbicieli talentów największych bandziorów tamtych czasów.
Czytam w tej korespondencji co następuje: "Apologeci OUN-UPA zamierzają ciągać po sądach dzieci, wnuków i prawnuków ofiar zbrodniarzy, czyli na co Związek Ukraińców w Polsce ma pieniądze. Niedawno w Warszawie została, między innymi przez Petra Fedusio, przeszkolona brygada ochotników, która będzie za pomocą specjalnych programów komputerowych wyławiać „podpadające pod paragraf” komentarze internautów. Może się więc zdarzyć, że krewny ludzi bestialsko zamordowanych na Wołyniu napisze o tym w Internecie prawdę, że zrobiły to bestie w ludzkiej skórze, zidentyfikowane przez cudem ocalałych, często dzięki pomocy dobrych Ukraińców, osiwiałych ze zgrozy świadków, jako Ukraińcy, i za to zostanie zawleczony do (polskiego!) sądu przez apologetów OUN-UPA i ukarany wysoką karą finansową, od kilku tysięcy złotych wzwyż. Wiemy, skąd Związek Ukraińców w Polsce (ZUwP) ma pieniądze, teraz dowiadujemy się, na co je przeznacza – na prześladowanie ludzi przechowujących pamięć o zbrodniach ukraińskich integralnych nacjonalistów (…). To, co powinniśmy teraz zrobić, to przyłączyć się do powstającego pozwu pana Majkowskiego przeciwko „Naszemu Słowu” (organizacje kresowe, organizacje patriotyczne i osoby prywatne). Ja na przykład poczułem się znieważony porównaniem pamięci o Wołyniu do „ulicznego bandytyzmu”.
Ubocznym produktem działalności brygady powołanej przez ZUwP będą prawdopodobnie wykazy osób wypowiadających się publicznie i negatywnie na temat OUN-UPA. Nie wiem, jak u Państwa, ale u mnie pojawiają się bardzo nieprzyjemne skojarzenia – z wykazami „wrogów” sporządzanych kiedyś przez OUN-UPA. Znalezienie się na takim wykazie OUN-UPA byłoby równoznaczne z wyrokiem śmierci... Ale póki co, nie mogą nas w Polsce zabijać, chcą więc nam zabierać pieniądze, a na ten cel mają pieniądze polskich podatników. Zanim to nastąpi – mam nadzieję, że przyłączymy się do pozwu pana Majkowskiego i zażądamy od „Naszego Słowa”, które od państwa polskiego otrzymało ponad 400 000 złotych, wpłaty, na przykład, 150 000 złotych na budowę pomnika ofiar OUN-UPA.
Dodajmy, że „Nasze Słowo” to pismo ukraińskie wychodzące w Polsce, które dość często, by nie powiedzieć: nieustannie atakuje Polskę i Polaków, i obraża naszą godność narodową. Zaś Majkowski, to, jak się dowiaduję, Mirosław Majkowski – manager zakładu produkującego materiały tapicerskie, a także pasjonat historii i wiedzy o dawnych walkach zbrojnych naszych rodaków. Dał się też poznać jako sprawny i bystry organizator głośnych widowisk regionalnych i szef Stowarzyszenia Rekonstrukcji Historycznych. Jedna z działaczek społecznych, Lidia Kalinowska, opowiadała o nim: W środowisku aktywistów był odbierany bardzo pozytywnie. Organizowane przez niego wydarzenia wpisywały się w modę na widowiska historyczne. Były spektakularne.
Mirka postrzegano jako pozytywnie zakręconego pasjonata. I właśnie on postanowił wytoczyć ukraińskiemu pismu proces sądowy.
Rzeczywiście, byłoby dobrze, by inne organizacje kresowe włączyły się do tego procesu. Będziemy obserwować nowe pole walki, jakie otwiera mniejszość ukraińska w Polsce, by prowokować polskie środowiska patriotyczne i wolnościowe.
Sprawa wygląda bardzo poważnie, gdyż, jak mi podpowiadają korespondenci, już zdarzył się taki przypadek z Kielcach, gdzie pewien autor antyukraińskiego komentarza został ukarany przez sąd grzywną w wysokości 3 tys. zł. Zaczyna się więc zastraszanie, terror psychiczny, a organizatorzy tego terroru czają się po różnych kątach naszego kraju i wypatrują, od kogo by jeszcze wyciągnąć kilka tysięcy złotych. Znaleźli sobie niezłe źródło dochodów.
Oczywiście wszystko to będzie się mieściło w „mowie nienawiści”, bo jakże by inaczej. Brzmi to poprawnie politycznie i zapewnia sukces. No, zobaczymy! W jednym z kolejnych felietonów zajmę się śmiałą tezą, że prezydent Ukrainy, Poroszenko, działa w zmowie z Putinem przeciwko własnemu narodowi. Taka teza zapewne także da się zakwalifikować jako mowa nienawiści.
Stanisław Srokowski "Warszawska Gazeta" 24.02 - 02.03. 2017
Dokumenty, źródła, cytaty:
http://warszawskagazeta.pl/felietony/jadlospis/item/4640-slugusi-zwyrodnialca