foto1
Kraków - Sukiennice
foto1
Lwów - Wzgórza Wuleckie
foto1
Kraków - widok Wawelu od strony Wisły
foto1
Lwów - widok z Kopca Unii Lubelskiej
foto1
Lwów - panorama
Aleksander Szumański, rocznik 1931. Urodzony we Lwowie. Ojciec docent medycyny zamordowany przez hitlerowców w akcji Nachtigall we Lwowie, matka filolog polski. Debiut wierszem w 1941 roku w Radiu Lwów. Ukończony Wydział Budownictwa Lądowego Politechniki Krakowskiej. Dyplom mgr inż. budownictwa lądowego. Dziennikarz, publicysta światowej prasy polonijnej, zatrudniony w chicagowskim "Kurierze Codziennym". Czytaj więcej

Aleksander Szumanski

Lwowianin czasowo mieszkający w Krakowie

Jedyna kobieta wśród cichociemnych | Elżbieta Zawacka, „Zo” - Polityka.pl

GENERAŁ.ELŻBIETA ZAWACKA

„Miałam szczęśliwe życie”– tak zwykła mówić Elżbieta Zawacka, legenda konspiracji i jedyna kobieta w gronie „Cichociemnych”.

Odeszła 10 stycznia 2009 roku, gdyby dożyła 19 marca tegoż roku, miałaby równo

100 lat.

Podczas wojny odznaczona dwukrotnie Orderem Wojennym Virtuti Militari i pięciokrotnie Krzyżem Walecznych, a po 1989 r. Orderem Orła Białego i tytułem Kustosza Pamięci Narodowej, przyznawanym przez IPN. Kim była? I dlaczego mówiła, że jej życie było szczęśliwe? W chwili, gdy przyszła na świat, jej rodzinny Toruń należał jeszcze do zaboru pruskiego. Uczyła się w niemieckiej szkole i do 11. roku życia nie mówiła po polsku. Wiele lat później, podczas II Wojny Światowej, znajomość niemieckiego stanie się nieocenioną umiejętnością. Ale to przyszłość. Na razie jej osobowość kształtuje rodzina: Elżbieta jest najmłodszą z siedmiorga dzieci urzędnika sądowego; matka zajmuje się wychowaniem tej gromadki. Rodzice, choć niezamożni, dbają o kształcenie dzieci.

W NIEPODLEGŁEJ

Wszechstronnie uzdolniona, w 1927 r. Elżbieta kończy polskie już gimnazjum humanistyczne w Toruniu; cztery lata później uzyskuje absolutorium na Wydziale Matematyczno-Przyrodniczym Uniwersytetu Poznańskiego. To początek fascynacji pracą pedagogiczną. Wcześniej, w 1930 r., zaczyna się jej „przygoda”, która potrwa do końca życia i którą nazywać będzie Służbą Ojczyźnie. A wszystko zaczęło się od akademickiego hufca Przysposobienia Wojskowego Kobiet (PWK). „Ruch pewiacki zagarnął mnie bez reszty. To było takie całkowite zaprzedanie się idei” – wspominała w jednym z wywiadów przyszła instruktorka PWK. Równolegle zdobywała kolejne stopnie pedagogiczne (uprawnienia do uczenia matematyki w gimnazjach prywatnych i państwowych, z wykładowym polskim i niemieckim) oraz pewiackie stopnie instruktorskie, łącznie z najwyższym: oficer dyplomowany. Na obozach PWK poznawała wybitne kobiety. Miały one doświadczenia wojenne z lat 1914-20 i wynikające z nich przeświadczenie, że kobiety też należy przygotować do pomocy, gdyby konieczna stała się obrona świeżo wywalczonej niepodległości. W Garczynie pod Kościerzyną, na obozie, Elżbieta Zawacka poznała Marię Wittekównę – oficera Polskiej Organizacji Wojskowej (POW), założycielkę PWK, późniejszą komendantkę Organizacji Przysposobienia Wojskowego Kobiet (OPWK), a w latach 1939-45 szefa Wojskowej Służby Kobiet (WSK) w Komendzie Głównej AK (w 1991 r. jako pierwsza kobieta w dziejach polskiego wojska otrzyma ona awans na generała;

Elżbieta Zawacka – w 2006 r., jako druga). Na kolejnych obozach Elżbieta Zawacka nawiązywała przyjaźnie, bezcenne później w konspiracji. Uczyła i prowadziła działalność pewiacką w różnych miejscach: w Sompolnie, Otorowie, Toruniu, Tarnowskich Górach. W 1937 r., po uzyskaniu najwyższego stopnia instruktorskiego, została komendantką Rejonu Śląskiego PWK.

W okresie międzywojennym w Polsce przeszkolono około miliona dorosłych kobiet – do pomocniczych służb na wypadek wojny: sanitarnej, obrony przeciwlotniczej, przeciwpożarowej.

Wiele z nich znajdzie się później w konspiracji, a po tzw. "wyzwoleniu" – w działalności naukowej i społecznej. Ale to przyszłość. Teraz nadchodzi sierpień 1939 r. Rozkaz mobilizacyjny zastaje Elżbietę  Zawacką 26 sierpnia na obozie instruktorskim w Spale. Wraca do Katowic. Za chwilę zacznie się jej kolejna służba: wojenna.

"ZO" Z "ZAGRODY"

Działa szybko. „Skoszarowałam tyle instruktorek, ile się dało,

w mundurach z plecakami. Reszta powoli zjeżdża z wakacji. 1 września nalot na Katowice. Dostałam 2 września rozkaz, aby opuścić miasto”. Garstka pewiaczek pod dowództwem Elżbiety Zawackiej – umundurowanych, zorganizowanych (ewenement

w morzu bezładnie przemieszczających się cywilów) – zaczyna wędrówkę. Docierają do Lwowa, tu meldują się komendantce Marii Wittekównie. Wkrótce Lwów otaczają Niemcy, potem 22 września miasto zajmują Sowieci. Elżbiecie Zawackiej udaje się wydostać, dociera do Torunia. To początek niezwykłego splotu szczęśliwych okoliczności i fantastycznej wprost umiejętności wychodzenia z opresji, które będą jej towarzyszyć w kolejnych latach.

Czuje się żołnierzem. W październiku 1939 r. rusza do Warszawy, by zameldować się do dalszej służby. Nawiązuje kontakt z Marią Zawodzińską, działającą już w Służbie Zwycięstwu Polski (SZP) (przemianowanej potem na Związek Walki Zbrojnej, a w 1942  r. na Armię Krajową). 2 listopada 1939 r. zostaje zaprzysiężona przez Janinę Karasiównę, szefa łączności konspiracyjnej SZP. Przyjmuje pseudonim „Zelma”.

Wraca na Śląsk jako szef łączności w sztabie Podokręgu Zagłębia Dąbrowskiego. Odtąd z konspiracyjną łącznością będzie związana przez całą okupację – jako szef łączności na Śląsk i jako kurierka „Zagrody” (Wydziału Łączności Zagranicznej

Komendy Głównej ZWZ-AK; inne kryptonimy to „Zenobia”, „Łza”, „Załoga”). Tu będzie nosić pseudonim „Zo”. Od 1 lipca 1942 r., poszukiwana listem gończym przez Gestapo, pełni funkcję zastępczyni kierowniczki „Zagrody”. Do Wydziału tego należało organizowanie dróg przerzutu poczty i wysłanników Komendanta Głównego AK do sztabu Naczelnego Wodza w Londynie. Nie rezygnuje z tajnej pracy pedagogicznej i własnego dokształcania się. Uczy w warszawskim Gimnazjum Żeńskim Żmichowskiej, studiuje pedagogikę społeczną w tajnej Wolnej Wszechnicy Polskiej.

W OKUPOWANEJ EUROPIE

We wszystkich biografiach eksponowany jest fragment jej życiorysu, gdy przemierza okupowaną Europę jako emisariuszka dowództwa AK, zmierzając do Anglii. Potem zaś jej szkolenie jako „cichociemnej” – jedynej kobiety w gronie 316 – i powrót do kraju, na spadochronie. Ona sama, gdy o tym opowiadała, przyznawała, owszem, że były to epizody ważne, ale jako ważne zadanie dla konspiracji.

A jednak były to historie niezwykłe, nawet jak na tamten czas. Bo nie było to zwykłe przenoszenie poczty kurierskiej – emisariusz znał treść przewożonych wiadomości, mógł je wyjaśniać, interpretować. „Zo” została wybrana ze względu na znajomość języków (oprócz niemieckiego znała także angielski, francuski i hiszpański), a przede wszystkim – doświadczenie kurierskie: wielokrotne wyjazdy do Berlina,zorganizowanie komórki łączności zagranicznej działającej na szlaku Berlin – Alzacja – Szwajcaria, Berlin – Lotaryngia – Francja (do kwietnia 1942 r. ponad 100 razy przekraczała różne granice). Przełożeni widzieli też, że radzi sobie w sytuacjach ekstremalnych. „Zo” miała dwa zadania: usprawnienie łączności kurierskiej na trasie Londyn – Warszawa i ustalenie statusu żołnierskiego kobiet służących w Wojskowej Służbie Kobiet (WSK) w ramach AK (co nie było oczywiste). Wspominała: „Muszę opowiedzieć Władysławowi Sikorskiemu i jego pracownikom o tym, co dzieje się w Polsce, oni rozumieli z tego niewiele. (...) Poza tym mam przedstawić pogląd"Grota" na służbę wojskową kobiet. Generał bardzo ją doceniał, wiedział, że Armia Krajowa bez kobiet po prostu nie mogłaby działać. Ale myśmy nie miały praw żołnierskich, nie mogłyśmy być oficerami z władzą dyscyplinarną”. Jak ważne

było przyznanie praw kobietom-żołnierzom AK, okaże się po upadku Powstania Warszawskiego.

FRAU KUBICA, MADAME RIVIERE

Wyruszyła więc z kolejnym zadaniem jako Elizabeth Kubica, po drodze zmieniając się w madame Elise Riviere; w Anglii pojawiła się już jako Elizabeth Watson. „Cichociemny” Kazimierz Bilski (w Londynie pracował w Oddziale VI Sztabu Naczelnego Wodza, odpowiedzialnym m.in. za łączność z Polską) tak wspominał jej wyprawę: „Na owe czasy przybycie "Zo" do nas stanowiło niezwykłe wydarzenie, była ona bowiem pierwszą emisariuszką-kobietą, i to o bardzo dużych pełnomocnictwach”.

Oczekiwano jej niecierpliwie, a „"Zo" szła przez Europę jak wicher. Każda wieść o jej podróży, nadawana z punktów przejściowych, była spóźniona i odwrotnie – każde nasze polecenie o skierowanie "Zo" przybywało do baz już po jej odjeździe”.

Nie było to jednak tak proste, jak wynikało z relacji Bilskiego.

Elżbieta Zawacka wyruszała kilkakrotnie (najpierw w grudniu 1942 r.), zawracała, trzykrotnie usiłowała przejść Pireneje. Za czwartym razem dotarła do Barcelony, a potem przez Madryt i Gibraltar, okrętem płynącym w konwoju, 4 maja dotarła do Londynu. Trwało to w sumie około 12 tygodni. Pamiętajmy: jest rok 1943, wojna.

Bilski wspominał: „Przed nami stała niewiasta średniego wzrostu, blondynka, pełna życia i temperamentu... Spojrzała na nas przez okulary i z dużą pewnością siebie powiedziała: – A to właśnie panowie prowadzą łączność z nami! W powiedzeniu tym było coś, czego nie mogliśmy wziąć ani za wyraz radości, ani entuzjazmu. Miało ono po prostu charakter wymówki!”.

Potem „z niezmożoną energią egzaminowała całe biuro. Szukała naszych błędów, niedopatrzeń, pomyłek. Wnikała w każdą sprawę, w każdą zawiłość (...). Bez przerwy wynajdywała coraz to trudniejsze zagadnienia i niesamowite zawiłości. Stale narzekała na zaniedbanie, słabe wyniki w pracy itp.”. Wybiegając w przyszłość, zaznaczmy, że tak ujęta charakterystyka osobowości Elżbiety Zawackiej pozostała aktualna. O czym przekonali się także jej przyjaciele – oraz my, jej współpracownicy, kilkadziesiąt lat później.

SKOK DO POLSKI

W Londynie pracowała intensywnie, zapoznając z sytuacją w kraju emigracyjne władze cywilne i wojskowe (m.in. gen. Władysława Sikorskiego miała z nim tylko jedno spotkanie, podczas którego została odznaczona trzykrotnie Krzyżem Walecznych, do kolejnego spotkania nie doszło wskutek katastrofy gibraltarskiej), zabiegała przy tym o prawa kobiet-żołnierzy. Uczyła też kandydatów na „cichociemnych” zasad konspiracji w Polsce i szkoliła kobiety-żołnierzy na specjalnych obozach. To nie była łatwa misja. Natrafiła na opór materii: niechęć czy niemożność zrozumienia specyfiki krajowej, trudniejszą niż pokonanie Pirenejów. Zorientowawszy się w bezcelowości dalszego pobytu w Londynie (jedynie zabiegi o prawa kobiet-żołnierzy okazały się owocne: prezydent Rzeczypospolitej wydał dekret o ochotniczej wojskowej służbie kobiet),

zabiegała o powrót do Polski. Odbyła przyspieszony kurs spadochronowy, podczas którego zwichnęła nogi w obu kostkach. Ale „zabandażowali mi te nogi na sztywno i w nocy z 9 na 10 września polecieliśmy do Polski”. Zrzut o kryptonimie „Neon 4” miał miejsce w placówce odbiorczej „Solnica”; to majątek Osowiec na Mazowszu: 3 skoczków, 6 zasobników, 1 paczka.

Znów w Polsce, podjęła służbę w „Zagrodzie” – którą przerwała ogromna wsypa w marcu 1944 r., spowodowana zdradą.

Niemcy aresztowali około stu żołnierzy „Zagrody”. Dowództwo ocalało – „Zo” i „Marcysia” (Emilia Malessa, 1909-1949, szef „Zagrody”). Po wsypie „Zo” musiała odbyć „kwarantannę” w klasztorze niepokalanek koło Sochaczewa – w roli postulantki spędziła cztery miesiące.

A potem nastał 1 sierpnia 1944 r. „Nareszcie nadszedł dzień, na który w męce i w zaciętości czekaliśmy pięć, jakże nieskończenie długich lat. Warszawa walczy!” („Biuletyn Informacyjny” 2 sierpnia).

„Zo” otrzymuje przydział do Komendy Głównej AK, jako referentka szefostwa Wojskowej Służby Kobiet; walczy. Gdy Powstanie upada, trzeba podjąć decyzję: czy kobiety z Wojskowej Służby Kobiet  idą do niewoli, jako żołnierze AK, czy też do cywila albo dalszej pracy podziemnej? „Zo” otrzymuje rozkaz wyjścia z miasta z cywilami i kontynuowania konspiracji. Jej zadaniem jest powiązanie zerwanej łączności zagranicznej. Po dotarciu do Krakowa nawiązuje kontakt radiowy z Londynem,

osobiście sprawdza trasy kurierskie; przygotowuje przerzut do Szwajcarii emisariusza Jana Nowaka Jeziorańskiego (późniejszego szefa RWE).

W "WYZWOLONYM" KRAJU

19 stycznia 1945 r. gen. Leopold Okulicki wydaje rozkaz rozwiązania AK: „Żołnierze Armii Krajowej! Daję Wam ostatni rozkaz. Dalszą pracę i działalność prowadźcie w duchu odzyskania pełnej niepodległości Państwa i ochrony ludności przed zagładą. Starajcie się być przewodnikami Narodu i realizatorami niepodległego Państwa Polskiego. W tym działaniu każdy z Was musi być dowódcą”. To fragment testamentu Polski Podziemnej, który Elżbieta Zawacka będzie potem realizować przez dalsze życie.

Po demobilizacji zagląda do Torunia, ale szybko wraca do Warszawy, by nawiązać kontakty z kolejną konspiracją niepodległościową. Działa w Delegaturze Sił Zbrojnych (oczywiście łączność i kolportaż) Obszaru Zachodniego oraz w Zrzeszeniu Wolność i Niezawisłość (WiN).

Podejmuje również drugie studia magisterskie, a następnie doktoranckie – pedagogika społeczna.

Przedwojenna i okupacyjna współpraca z Marią Wittekówną trwa; w 1946 r. usiłują „wskrzesić” działalność Przysposobienia Wojskowego Kobiet w Państwowym Urzędzie WFiPW. Ale to już inna Polska.

Dawna „Zo” była nauczycielką, wraca więc do szkolnictwa: uczy w Łodzi, Toruniu, Olsztynie. Ale tu dopadają ją władze.

Prawie ukończona praca doktorska zostaje zarekwirowana podczas rewizji 5 września 1951 r. w olsztyńskim mieszkaniu Elżbiety Zawackiej.

Tego dnia zostaje aresztowana przez UB i osadzona w więzieniu mokotowskim pod zarzutem szpiegostwa. Wskutek odwołań i rewizji wyroki ulegają zmianom: najpierw 5 lat, następnie 7, w końcu 10. Siedzi w Fordonie, Grudziądzu, Bojanowie. 24 lutego 1955 r. zostaje zwolniona dzięki amnestii i zaczynającej się już „odwilży”.

Na nowo odnajduje się dzięki pasji pedagogicznej. Z uporem wraca do doktoratu (temat: „Szkoła korespondencyjna i jej uczniowie”). Kształcenie dorosłych staje się jej specjalnością.

Broszurka wydana w 1995 r. nakładem autorki: na okładce tytuł, „Kształcenie zdalne”, a w środku myśli o dydaktycznym wykorzystaniu filmu, radia, telewizji, tele

pedagogice, wielo medialnym kształceniu zdalnym. Doktorat broni w 1965 r., z trudem – oficer AK wciąż nie jest mile widziany przez władze PRL.

"HISTORYK" NA CELOWNIKU SB

Z biegiem lat opanowuje ją jeszcze jedna idea: utrwalanie pamięci o konspiratorach, szczególnie kobietach z wszelkich formacji (AK, polska armia na Zachodzie i na Wschodzie, konspiracja powojenna).

Już po wyjściu na wolność w 1955 r. uznaje, że formą oporu i sposobem na przetrwanie w PRL może być zachowanie tej pamięci. Zaczyna indywidualnie: dociera do koleżanek z przedwojennego PWK i wojennej Wojskowej Służby Kobiet (WSK), namawia do spisywania wspomnień. Mieszkając przez pewien czas w Gdańsku, organizuje„ niedziele pewiaczek”. W jej prywatnym archiwum przybywa relacji. Chce dotrzeć do jak największej liczby weteranów; nie tylko dowódców, także tych, których udział był nawet epizodyczny.

Jako pracownik naukowy – gdańska Wyższa Szkoła Pedagogiczna, następnie Uniwersytet Gdański i UMK w Toruniu – rozumie, że samo gromadzenie relacji to za mało. W połowie lat 70. zaczyna przygotowywać monografię „Zagrody”. Latem 1976 r. udaje się jej wyjazd do Londynu (rektor UMK poświadcza jej wyjazd służbowy). Przez dwa miesiące Elżbieta Zawacka szuka materiałów związanych z „Zagrodą” w archiwum Studium Polski Podziemnej i w Muzeum gen. Władysława Sikorskiego. Sporządza trzy teczki notatek i fotokopie kilkuset dokumentów. Ale nie będzie jej dane ich wykorzystać: gdy wraca, we wrześniu 1976 r., celnicy na Okęciu konfiskują wszystkie materiały – uznane za szkodliwe dla interesów PRL. Wiadomość o konfiskacie trafia do toruńskiej SB. Zaczynają się kolejne szykany, również ze strony uczelni. Polski Komitet UNESCO w Warszawie nie zatwierdza jej kandydatury na szefa, mającego powstać w Toruniu, Polskiego Ośrodka Naukowo-Informacyjnego w zakresie kształcenia zdalnego. Nie uwzględniono rekomendacji Międzynarodowej Rady Kształcenia Korespondencyjnego. Nie powołano planowanego Ośrodka.

Władze UMK opracowały strukturę mającego powstać Instytutu Pedagogiki, ale bez planowanego Zakładu Andragogiki, którym miała kierować Elżbieta Zawacka.

To nie koniec. SB zakłada kwestionariusz ewidencyjny o kryptonimie „Historyk”. Nęka ją telefonami, konfiskuje pocztę. Esbecy nachodzą ją w mieszkaniu, wypytują rodzinę i sąsiadów.

W 1976 r. zostaje wezwana na komisariat, na przesłuchanie – w tym czasie esbecy nielegalnie zakładają podsłuch w jej mieszkaniu.

Skutek – to choroba serca. W 1978 r. Elżbieta Zawacka przechodzi na emeryturę. SB zawiesza inwigilację, na pewien czas. A to jest znowu okres intensywnego zbierania relacji i zabiegania w Komisji Weryfikacyjnej Koła Żołnierzy AK w Londynie o przyznanie Krzyża AK dla 546 żołnierzy Pomorskiego Okręgu. Swoje działania musi skrzętnie ukrywać – to kolejna konspiracja. Listy słane do Londynu giną, dlatego każdy sporządza w czterech kopiach i wysyła na cztery różne adresy. Z odznaczeniami dociera do kombatantów osobiście lub za pośrednictwem zaufanych osób.

PLANY BEZ KOŃCA

Korzystając z szansy, jaką stwarza rok 1980, angażuje się w organizowanie

autentycznych struktur kombatanckich. Wchodzi do prezydium Rady Głównej Kombatantów AK przy NSZZ „Solidarność”, kieruje Komisją Historyczną tej rady.

13 grudnia 1981 r. funkcjonariusze SB i MO nie zastają jej w domu – przed internowaniem ratuje ją pobyt w sanatorium. SB ponownie zakłada jej kwestionariusz ewidencyjny, kryptonim „Penelopa”. Poniekąd trafny: „Zo” ma przecież kontakty z niepokornym „elementem”, akowcami, jest inicjatorką Społecznego Stowarzyszenia Obrony Praw Człowieka w Toruniu, jest też wykładowcą tajnego „latającego uniwersytetu”.

W 1987 r. w Toruniu, w piwnicy kamienicy przy ul. Kopernika, zawiązuje się Klub Historyczny przy toruńskim Oddziale Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, zajmujący się dziejami pomorskiej AK. To kolejna inicjatywa Elżbiety Zawackiej: „Powstała

nagła potrzeba – wspominała później – przyspieszenia pracy,znalezienia dojścia do ogółu jeszcze żyjących konspiratorów i wtedy pojawił się pomysł powołania Klubu”.

Nowe projekty wypełniają jej czas. „Ona ma niekończące się plany, jeszcze jednego nie skończy, a już dziesięć na Nią czeka.

Ja tak na oko liczyłam, Ona ma plany na 30 lat” – pisze w jednym z listów Irena Jagielska-Nowakowa (podczas okupacji łączniczka szefa sztabu Okręgu Pomorskiego AK). W toruńskim mieszkaniu Elżbiety  Zawackiej powstaje projekt pierwszego statutu

Stowarzyszenia Żołnierzy AK (dzisiaj Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej).

"NASZA SŁUŻBA TRWA"

Ale najukochańsze jej „dziecko” to Fundacja „Archiwum Pomorskie”,

początkowo tylko „Armii Krajowej” (legalnie funkcjonująca od 1990 r.), a z czasem „Archiwum i Muzeum AK oraz Wojskowej Służby Polek” oraz „Memoriał im. Marii

Wittek”. Poświęca temu całą energię; wciąga wolontariuszki (głównie kombatantki),

społeczników (naukowcy z Torunia i Gdańska), etatowych pracowników, młodzież. W jej zamyśle ma to być – i jest nadal – instytucja żywa, gdzie nie tylko gromadzone są dokumenty, ale spotykają się ludzie różnych pokoleń. I tak będzie, dopóki żyją weterani i osoby umiejące przekazać kolejnym generacjom pamięć o latach 1939-45 i następnych.

Pomysł powołania Fundacji powstaje w atmosferze zbliżającego się przełomu końca lat 80.; Elżbieta Zawacka uznaje, że najważniejszym celem jest teraz zorganizowanie Archiwum Armii Krajowej przy Stowarzyszeniu Żołnierzy AK, do którego mogłaby przekazać również swe zbiory. Powstaje Fundacja Archiwum i Muzeum AK im. Stefana „Grota” Roweckiego w Warszawie; niestety, nie rozwija działalności. To sprawia, że

Elżbieta Zawacka – wraz z profesorami Stanisławem Salmonowiczem i Grzegorzem Górskim – tworzą w Toruniu Fundację „Archiwum Pomorskie Armii Krajowej”.

Dzisiaj  Fundacja działa nadal jako swego rodzaju społeczny instytut naukowy – choć nie ma już jej ducha sprawczego. Gromadzi materiały, organizuje sesje naukowe, wystawy i zajęcia dla młodzieży, upamiętnia ślady działań konspiracyjnych, przygotowuje wydawnictwa (ponad 50 tomów opracowań i biuletyn). Realizuje testament Elżbiety Zawackiej: „Nasza służba trwa”. "Tak, to jednak było szczęśliwe życie".

Źródło:

Biuletyn IPN "Cichociemni" 27 marzec 2011 r. ; dodatek specjalny "Tygodnik Powszechny".