foto1
Kraków - Sukiennice
foto1
Lwów - Wzgórza Wuleckie
foto1
Kraków - widok Wawelu od strony Wisły
foto1
Lwów - widok z Kopca Unii Lubelskiej
foto1
Lwów - panorama
Aleksander Szumański, rocznik 1931. Urodzony we Lwowie. Ojciec docent medycyny zamordowany przez hitlerowców w akcji Nachtigall we Lwowie, matka filolog polski. Debiut wierszem w 1941 roku w Radiu Lwów. Ukończony Wydział Budownictwa Lądowego Politechniki Krakowskiej. Dyplom mgr inż. budownictwa lądowego. Dziennikarz, publicysta światowej prasy polonijnej, zatrudniony w chicagowskim "Kurierze Codziennym". Czytaj więcej

Aleksander Szumanski

Lwowianin czasowo mieszkający w Krakowie

WSPÓŁODPOWIEDZIALNOŚĆ ŻYDÓW ZA HOLOCAUST

 Prasa zachodnia doniosła w tym tygodniu, że zapowiadany na jesieni br. proces sądowy o zbrodnie wojenne przeciw John Demjaniukowi, rozpocznie się za trzy tygodnie, tj. przy końcu października 2012 roku.

Demjaniuk jest oskarżony za udział w zapędzeniu 29 000 Żydów do komór gazowych w Sobiborze, niemieckim obozie zagłady we wschodniej Polsce, gdzie pełnił funkcję wartownika. Według wcześniejszych zapowiedzi, śledztwo przeciw Demjaniukowi i proces sądowy ma rzucić światło na rolę wspólników i współpracowników bandy nazistowskiej w systemie zagłady Żydów. Według wstępnych obliczeń rozmaitych ekspertów, głównie niemieckich i żydowskich, w eksterminacji Żydów brało udział około200 000 osób, innej narodowości  niż niemieckiej. Wśród tych innych narodowości wymienieni są „polscy chłopi”, czyli Polacy. Natomiast całkowicie pominięci zostali Żydzi.

Mało kto dzisiaj pamięta, że żydowski Holokaust praktycznie nie istniał w mediach przed 1967 rokiem. Rodzić zaczął się dopiero po sześciodniowej wojnie izraelsko arabskiej. Trzeba było ponad 40 lat, żeby urósł do dzisiejszych rozmiarów. Do 1962 roku sprawa zbrodni dokonanych na Żydach była jasna: winni są Niemcy. Ponad 90 procent Niemców głosowało na partię Hitlera i na niego samego, tym samym na jego program i idee zawarte w „Mein Kampf”.  Nikt o zdrowych zmysłach tych prawd nie kwestionował. Do pewnego czasu.

Po upływie lat, od drugiej wojny światowej, do Niemiec zachodnich zaczęły napływać z zagranicy ogromne kapitały. Niemiecka Republika Federalna (RFN) musiała być silna ekonomicznie, by móc stawić mocny opór w wypadku agresji czerwonych hord ze Wschodu.

Dzięki tej pomocy Niemcy Zachodnie szybko się odbudowały i stały się potęgą gospodarczą. Niemcy Wschodnie (NRD) wówczas nie liczyły się, ani ekonomicznie ani politycznie; ot takie dwa Śląska w stosunku do Niemiec przedwojennych.

Nie uszło to uwadze Izraela, który potrzebował pieniędzy. Niemcy jako sprawcy ogromnej zbrodni dokonanej na Żydach, potrzebowali rehabilitacji od Żydów. Tak doszło do transakcji: „Za krew pieniądze, za pieniądze przywrócenie honoru. Dotyczy to tylko Żydów.” – pisał prawie czterdzieści lat temu Stefan Nowicki w swej książce pt. „Wielkie nieporozumienie” (wydanej w 1970 roku w Sydney w Australii).

„Dzisiejsze Niemcy – oświadczył w 1964 roku Ben Gurion, premier Izraela – są inne, ich władcy są inni i forma władzy jest inna.” (S. Nowicki, jak wyżej, str. 12)

W miarę wzrostu wypłat odszkodowawczych i pomocy materialno-militarnej, wzrastała sympatia do Niemców. (Proporcjonalnie malała do Polaków).

„Stosunek naszego rządu – pisał izraelski dziennik „Haolam Haze” z 1965 roku – do rządu Adenauera oparty jest na cynicznej transakcji, może najbardziej cynicznej od chwili, gdy Adolf Hitler proponował Brandtowi transakcję towarów za krew. Otrzymaliśmy pieniądze.

Otrzymaliśmy pomoc. Sprzedaliśmy NRF świadectwo moralności następującej treści:

My państwo Izrael, ofiary nazizmu, uratowani z Oświęcimia, dyplomowany symbol postępu i socjalizmu w świecie, potwierdzamy niniejszym, że posiadacz tego świadectwa nie jest już faszystą, lecz całkiem nowym Niemcem, który ma prawo być przyjęty do każdego grona”. (Za S. Nowicki, str. 13).

Dlaczego cofnąłem się tak daleko w czasie? Odpowiadam: dlatego, że głupia, oszczercza i dzika propaganda żydowska, skierowana swym ostrzem przeciw Polakom, Polsce i polskości, trwa z różnym natężeniem od czterdziestu  lat. A Polacy, zahukani i zaszachowani m.in. przez bardzo wpływowe lobby żydowskie w Polsce, nie wiedzą, jak się bronić przed tą nachalną i wrzaskliwą propagandą żydowską. Dzisiaj Izrael potrzebuje pieniędzy nie mniej, niż dawniej.

A jeszcze więcej pieniędzy potrzebują dziś rozmaici hochsztaplerzy, aferzyści i wydrwigrosze żydowscy w USA, do których dołączyli tacy sami w Europie. Od państwa niemieckiego za wiele już nie da się wyciągnąć. Trzeba znaleźć winnych pośród innych.

Opublikowany niedawno w „Der Spiegel” artykuł o odpowiedzialności innych narodów europejskich za zbrodnię dokonaną na Żydach, wywołał w Polsce poruszenie i falę polemik.

Przyczyną tego było wysunięcie stwierdzenia, że za tę zbrodnię winni są nie tylko Niemcy, ale i inne narody europejskie. Również Polacy przez „polskich chłopów”, którzy wykonywali zarządzenia niemieckich władz okupacyjnych.

Nie byłoby w tym stwierdzeniu nic ciekawego, gdyby nie pominięto jednego narodu europejskiego, o którym można wspominać i wymieniać go, ale tylko w takim kontekście i przy takich okazjach, w jakim naród ten przyzwala. Mowa tu jest oczywiście o europejskim narodzie żydowskim, bo chodzi tu przecież o Żydów europejskich. Interesującym jest to, że autorzy artykułu w „Der Spiegel”, wymieniając różne „narody europejskie”, które rzekomo przyłożyły się do tej zbrodni, poprzez współpracę z Niemcami, pomijają skrzętnie wymienienie narodu niemieckiego, austriackiego i żydowskiego. Niemcy - mordercy to dzisiejsi naziści.

Jeżeli mamy dzisiaj wyliczać, który z narodów europejskich i ile przyłożył się do śmierci Żydów, to nie sposób ominąć tutaj nacji żydowskiej z tej prostej racji, że była to wówczas nacja europejska. Współpraca Żydów z Niemcami na tym polu jest dobrze udokumentowana, a literatura na ten temat jest obszerna. Najbardziej interesujące są relacje Żydów, którzy przeżyli hekatombę hitlerowską. Dowiadujemy się od nich o szerokiej współpracy Żydów  z Gestapo i haniebnej roli Judenratów (Rad Żydowskich) w gettach na terenie okupowanej przez Niemcy Polski, współdziałających z władzami hitlerowskimi w wysyłce ludzi na śmierć.

Wspomniany wcześniej S. Nowicki, w odpowiedzi na oszczerstwa żydowskie pisze w swej książce pt. „Wielkie nieporozumienie” – cytuję:

„A czy nie było policjantów żydowskich w gettach, którzy pałkami bili swych współwyznawców? Było też Gestapo żydowskie w Warszawie, osławiona 13-stka, kierowana przez Abrahama Gancwajcha, oraz policja żydowska pod komendą takich nikczemników, jak Rumkowski  Lejkin, Szeryński, Kon i Keller oraz znani przed wojną działacze syjonistyczni Nosing i First.

Był Judenrat w getcie warszawskim, który segregował Żydów do Majdanka i komór gazowych. Byli bogaci Żydzi, którzy okupywali się żydowskim władzom, by nie wychodzić z getta w pierwszych transportach. Byli Żydzi, którzy denuncjowali swych braci i współpracowali z Gestapo. Zbrodnie Żydów dokonane na swych braciach mrożą krew w żyłach. Działalność Abrahama Gancwajcha jest przerażająca swym cynizmem i okrucieństwem. Ten gestapowiec żydowski, zwerbowany w służbie Hitlera jeszcze przed wojną, był znaną osobistością w świecie żydowskim. Był nauczycielem hebrajskiego w szkołach „Tarbut” w Częstochowie, należał do „Poalej - Syjonu Prawicy”, był współpracownikiem wiedeńskiego pisma „Gerechtigkeit”, a po aneksji Austrii założył w Łodzi prowokacyjny antyhitlerowski tygodnik pod nazwą  „Wolność”.

Wykaz prenumeratorów pisma posłużył Gestapo do masowych mordów Polaków. Po wkroczeniu, Niemców organizował z ich ramienia sieć szpiegowską na ziemiach wschodnich, a po ataku Niemiec na Sowiety skierowany został przez Gestapo do likwidowania warszawskiego getta i wyciągnięcia dla Niemców nagromadzonych tam bogactw".

Przytaczam ocenę żydowskich władz getta warszawskiego przez ocalałych z pogromu Żydów.

„Wiekopomna zdrada Rady Żydowskiej w Warszawie – pisał dr Szymon Datner – która  się wyraziła w formie zgody na przeprowadzenie „wysiedlenia” pozostanie na zawsze obok zdrady żydowskiej służby porządkowej niezatartą plamą na honorze władz żydowskich getta”.

Historyk żydowski, B. Mark, w książce pt. „Powstanie w getcie warszawskim” (Żydowski Instytut Historyczny, 1955 r.) pisze:

„Tylko dziesięć tysięcy Żydów żyje w dostatku, nawet lepiej niż przed wojną. Widocznie dla tych dziesięciu tysięcy przywieziono w lutym dwadzieścia tysięcy litrów wódki. W tym czasie zarejestrowano oficjalnie czterysta szesnaście tysięcy Żydów, z czego 80 % biednych przymierających głodem... Cała działalność Judenratów, to jedno pasmo wołające o pomstę krzywd wobec biedoty. Gdyby był na świecie Bóg, to zniszczyłby gromami to gniazdo okrucieństwa, obłudy i grabieży... Wszystkie zarządzenia okupanta były przeprowadzane przez Judenrat, który organizuje łapanki na pracę przymusową... Niektórzy piastowali kilka urzędów jednocześnie, wyciągając dochód do sześćdziesięciu tysięcy miesięcznie, podczas gdy pisarz i pedagog Janusz Korczak w podaniu prosi o dwa posiłki dziennie, widać, że i tego jemu ojcowie miasta odmówili...”

„Niemcy doprowadziły do tego – pisał Marek Edelman – że Rada Żydowska sama wydała wyrok na przeszło trzysta tysięcy mieszkańców getta... Nikt jeszcze nigdy tak nieustępliwie nie wypuszczał z rąk złapanego jak jeden Żyd, drugiego Żyda”.

"Trzeba też wspomnieć nazwisko dr Rudolfa Kasztnera, wiceprzewodniczącego Federacji Syjonistycznych Węgier i dyrektora Pomocy Rady  Ocalenia powstałej w 1943 roku, który współpracował z Eichmannem w likwidacji tysięcy Żydów węgierskich. I to za jaką cenę?

Za umożliwienie wyjazdu do Izraela tysiąc dwustu syjonistom węgierskim. Zbrodniarz ten dożył do 1967 roku. Został zastrzelony w Tel - Awiwie. Dlaczego nie stanął przed sądem, jako zbrodniarz wojenny?”  Tyle na razie Stefan Nowicki.

W książce pt. „Auschwitz, the nazis & the „Final Solution””, (wydanej w 2005 r. przez BBC Books, autor: Laurence Rees), znajduje się m.in. relacja Lucille Eichengreen, ocalałej cudem z getta łódzkiego, dokąd deportowani zostali Żydzi niemieccy. Wspomina tam, że od stycznia do maja 1942 roku zostało 55 000 Żydów wywiezionych i zamordowanych w Chełmnie.

O tym, kto miał pójść na śmierć, decydowały władze żydowskie getta - Judenraty. Dwa miesiące później do getta weszli Niemcy, żeby osobiście dokonać wyboru ludzi na zagładę. Wybierali w pierwszym rzędzie ludzi starych, chorych i dzieci, jako niezdolnych do pracy.

WIELKA SZPERA W ŁÓDZKIM GETCIE

Przywódca łódzkiego getta, Mordechai Chaim Rumkowski, polecił matkom współpracować z Niemcami i oddać im swoje dzieci. „Oddajcie im wasze dzieci, żebyśmy mogli żyć” – wołał. „Ja miałam wtedy 17 lat, kiedy słyszałam jego przemówienie” – mówi Lucille E. I dodaje – „Ja nie mogłam pojąć, że ktoś może polecać rodzicom, aby oddawali swoje dzieci na śmierć. Tego zresztą nie mogę pojąć jeszcze dzisiaj” .Rumkowski był znany z tego – czytamy w innym miejscu – że układając listę osób przeznaczonych do wywózki, wybierał tych, którzy w jakiś sposób mu się narazili  i których chciał sam się pozbyć z getta. Był również znany z wykorzystywania seksualnego młodych kobiet. Żadna nie mogła zaprotestować, bo miała świadomość, co ją czeka. Lucille E. wspomina w innym miejscu, że wreszcie dostała pracę w kuchni w getcie i pewnego razu, będąc sama w przyległym biurze, pojawił się M. Rumkowski, chwycił za krzesło i przysiadł się przy niej. „Mieliśmy parę rozmów. On gadał, ja słuchałam. W pewnym momencie chwycił mnie za rękę i położył ją na swoim penisie, po czym powiedział: „Szarpnij się i postaw go w stan pracy”.

 Relację młodziutkiej wówczas Lucille E. potwierdza Jacob Zylberstein, który był świadkiem zachowywania się przywódcy getta łódzkiego. „Rumkowski rzeczywiście wykorzystywał młodziutkie kobiety” – mówił – i dodaje przy tym: „Kiedy siedzieliśmy w jadalni, on przychodził, rozejrzał się po sali, kładł rękę na ramieniu wybranej i wychodził z nią. I nie jest to tak, że ja to słyszałem od kogoś. Ja to widziałem. Gdyby któraś mu odmówiła, znalazłaby się w śmiertelnym niebezpieczeństwie”.

Uratowana przez Polaków Żydówka, Alicja Zawadzka - Wetz, opisuje w swej książce przeżycia w getcie warszawskim. Pisze, że – cytuję:

„Najgorsze było to, że poznałam bestialstwo, do którego zdolni są ludzie oraz okrucieństwo i podłość ludzkiej natury.

Wśród społeczności, skazanej na śmierć, budzą się albo najniższe, albo najszlachetniejsze instynkty. Iluż to przedwojennych adwokatów, powszechnie szanowanych, stało się członkami policji żydowskiej  i gotowych było do największych podłości z szantażem włącznie... Ilu z nich biło do krwi dzieciaki, które usiłowały przedostać się poza mury, by zdobyć po drugiej stronie trochę żywności dla głodującej rodziny... Dobrzy, mieszczańscy mężowie porzucali żony, z którymi spędzili dziesiątki lat, by przeżyć jeszcze jedno, najtańsze choćby, doznanie miłosne, by przed śmiercią użyć życia... Zdarzały się wypadki, że w rodzinach okradano się wzajemnie z mizernych porcji gliniastego chleba.” (Zob. Alicja Zawadzka-Wetz, „Refleksje pewnego życia”, wyd. Instytut Literacki, Paryż 1967, w serii „Dokumenty”, str. 20-21).

Stefan Nowicki pisze w swej książce:

„Ocalałe pamiętniki Czerniakowa („Adam Czerniakow Warsaw Ghetto Story”, wyd. Żydowskiego Instytutu Historycznego Jad Vashem) dają obraz życia w getcie warszawskim.

„Na ulicach leżą trupy, a w wytwornych restauracjach odbywają się tańce”. Pod datą 14 czerwca 1941 roku czytamy: „Pochmurno. Dziś niedziela. Nie wiem czy orkiestra będzie mogła grać w ogródku. Okazało się, że grała pomimo lekkiego deszczu. Poleciłem sprowadzić dzieci z Izby Zatrzymań... Były to żywe kościotrupy rekrutujące się z żebraków ulicznych... Wstyd mi powiedzieć, że tak dawno nie płakałem. Dałem im po tabliczce czekolady. Potem otrzymali zupę. Przekleństwo tym z nas, co sami jedzą i piją, a o tych dzieciach zapominają”. Stosunki w Judenracie były okropne. Miały miejsce ostre starcia między tymi, którzy wysługiwali się Niemcom i żyli w warunkach luksusowych, a tymi, którzy żyli w nędzy i głodzie i ciężko pracowali w nieludzkich warunkach. Przydział żywności był nędzny, toteż przemyt był dobrze zorganizowany. Gdyby „Żydzi musieli żyć na chlebie oficjalnie racjonowanym – pisze Czerniakow – niewielu przeżyłoby rok zamknięcia za murami getta. Mimo tak nędznych przydziałów żywności, szła ona na czarny rynek".

Wyzysk, przekupstwo, donosicielstwo, wysługiwanie się Niemcom, łapownictwo i bogacenie się wpływowych Żydów w getcie doszły do potwornych rozmiarów (patrz załącznik „The Holocaust Kingdom”)”.

„The Holocaust Kingdom” jest książką-paszkwilem na Polaków, napisanym przez Żyda o nazwisku Michał Belg-Aleksander Donat, wydanym w USA. Paszkwil ten zieje nienawiścią do Polaków za to, że go uratowali od śmierci. Książka ta jest ciekawa dlatego, bo opisuje życie codzienne w getcie warszawskim. Urywki przytaczam za S.Nowicki, „Wielkie nieporozumienie”, str. 165. Z książki A. Donata dowiadujemy się:

 „Str. 34: Najbardziej niecnym z Żydów na żołdzie Gestapo, którzy również brali łapówki od ludzi szukających zabezpieczającego zatrudnienia, był Abraham Gancwajch. Był założycielem haniebnej instytucji (znanej pod nazwą „13-ki”, ponieważ biura ich znajdowały się na ul. Leszno, Nr 13), która wcześnie przejęła administrację dużej ilości domów mieszkalnych  w getcie. Stowarzyszenie lokatorów walczyło uparcie o umieszczenie swego przedstawiciela na tej tak ważnej placówce. Wielokrotnie zdarzało się, że dwóch czy trzech kandydatów, z których wszyscy dali już łapówki jednemu z pracowników Judenratu, dowiadywało się, że dwóch czy trzech innych, którzy przepłacili 13-kę „wyznaczono” równocześnie na to stanowisko".

 "Str. 43: 13-ka była specjalną agencją, złożoną z informatorów i sługusów Gestapo, która powstała w getcie, pomimo że tak Judenrat, jak i policja żydowska skrupulatnie wykonywały rozkazy nazistów i były naszpikowane szpiegami Gestapo. Wodzem tego, tak zwanego Urzędu do Walki z Lichwą i Przekupstwem był wszystkim znany Abraham Gancwajch, nie zwykły szpieg, ale prowokator i dywersant na tak wielką skalę, że nazywano go Azefem getta warszawskiego. Praca jego polegała na demoralizowaniu getta przez perswazję i tłumaczenie, że zwycięstwo Hitlera jest nieuniknione, więc opór bezcelowy.

Średniego wzrostu, szczupły, ciemnowłosy, o ostrych rysach i przenikliwych, magnetyzujących oczach pod grubymi szkłami, Gancwajch był niezwykle zdolnym człowiekiem, wysoce inteligentnym, ze zdolnością przekonywania. Urodzony demagog, znał cztery języki – niemiecki, polski, jidysz i hebrajski – przed wojną wykładał język hebrajski i pisywał do gazet. Kręcił się w kołach syjonistycznych i przypuszczalnie nawet już wówczas był na żołdzie Gestapo. Mówiono, że szpiegował na rzecz Gestapo, jakoby przeciw Rosji, w Białymstoku, Wilnie i Lwowie.

W getcie występował nie jako agent Gestapo, ale jako dobroczyńca, który mógł służyć Żydom w godzinie potrzeby, wykorzystując swe szerokie stosunki z Niemcami.

Gancwajch rozciągnął swe sieci szeroko i na wszystkie dziedziny życia w getcie. W jednej ze swych licznych „ról” pozował jako obrońca uciśnionych wobec „plutokratycznych wyzyskiwaczy”  z Judenratu, był również opiekunem sztuki i literatury żydowskiej... czarował szczególnie intelektualistów żydowskich... chciał uchodzić za wielkiego prowodyra getta, coś w rodzaju Mesjasza. Zakładając, że zwycięstwo Niemiec jest nieuniknione, rozsiewał kłamstwa, że w ostatnim etapie Żydzi będą przypuszczalnie przesiedleni na zdobyte tereny i wobec tego instytucja getta jest konieczna, ponieważ chroni nacjonalizm żydowski i autonomię kulturalną. Tak więc wmawiał Żydom, by nie tylko słuchali Niemców, lecz by z nimi współpracowali. Zapraszał prawników, doktorów, pisarzy, dziennikarzy i innych na odczyty, konferencje, dyskusje i obfite, wytworne przyjęcia, w czasie których wtłaczał im w mózgi te teorie. W czasie jednego z takich zebrań zapytano go wprost – Skąd przyszedłeś?

Kim właściwie jesteś? W czyim imieniu przemawiasz? Na co Gancwajch odpowiedział – sam diabeł mnie tu przysłał, ale chcę wam pomóc.

I wysiłki jego nie szły całkowicie na marne. Wielu nawet spośród grona znanych indywidualistów wchłaniało jego wywody. Nawet dr Emanuel Ringelblum (autor "Kroniki getta warszawskiego"), którego nic nie łączyło z Gancwajchem, poszedł tak daleko, że szukał go na „pogawędkę”, aby zadowolić swą ciekawość. Dzięki interwencji Gancwajcha został zwolniony z więzienia dr Janusz Korczak, sławny pisarz i uczony. Poza tym, chwalił się, że jego wpływom zawdzięczano, iż  ulica Sienna i Plac Grzybowski pozostały wewnątrz getta. Urząd Walki z Lichwą i Spekulacją, choć powszechnie był znany pod nazwą 13-ki, miał pewne zaufanie wśród głodujących mas, którym wydawało się, że kupcy bogacą się ich kosztem. W praktyce, jedyną korzyścią było, że kupcy musieli wystrzegać się jeszcze jednego wroga. Zdarzało się, że któryś z agentów Gancwajcha spenetrował, iż jakiś sklep sprzedaje kaszę powyżej wyznaczonej ceny. Kupiec „wypracowywał” łapówkę, która zadowoliłaby urząd, ukrywał 90% kaszy, a resztę sprzedawał po wyznaczonej cenie, nie szczędząc przy tym rozgłosu.

Gancwajch robił niesamowite pieniądze. Brał okup z około stu kamienic na ul. Leszno. Dostawał od Niemców 30 przepustek z getta na aryjską stronę i sprzedawał je po przeraźliwie wysokich cenach. Zorganizował służbę ambulansową,  która zwalniała swych pracowników od prac przymusowych i dawała im inne przywileje. Aby zostać członkiem tej służby, otrzymać jej specjalną kartę i nosić czerwoną czapkę, ludzie płacili fortuny.

Z okazji świąt wielkanocnych, Gancwajch dał parę tysięcy złotych na pomoc dla zubożałych pisarzy żydowskich.

Na uroczystość bat micwa swego syna przyjmował chlebem i kawą biednych, co, jak mówiono, kosztowało dziesiątki tysięcy złotych.

Gdy umarł jego ojciec, w półoficjalnym dzienniku żydowskim „Gazeta Żydowska” ukazały się nekrologi podpisane przez „grupę doktorów, prawników, dziennikarzy i pisarzy”, choć bez indywidualnych nazwisk.

Równocześnie grał na popularności, ujawniając brak zaufania i niechęć do Judenratu. Raz nawet, jego przyjaciele z Gestapo zaaresztowali Adama Czerniakowa, prezesa Judenratu. Wykorzystywał każdą możliwość zdobycia kontroli nad tą instytucją. Rozgłaszano pogłoski połączenia się 13-ki z Judenratem, z tym, że Gancwajch byłby prezesem nowej instytucji, do czego jednak nigdy nie doszło. Przypuszczalnie powodem były zakulisowe rozgrywki między cywilnym niemieckim komisarzem getta dr. Heinz Auerswaldem, zwierzchnikiem Czerniakowa i wysoko postawionymi oficerami Gestapo, którzy popierali Gancwajcha. Robił on wszystko, co było w jego mocy, aby uzyskać mandat od Zydów, który pozwoliłby mu występować w ich imieniu. – Wówczas – obiecywał – uzyskam dla was od Niemców cokolwiek zechcecie. Getto zacznie natychmiast pracować dla Wehrmachtu, skończą się bicia i łapanki, otrzymacie zadowalające przydziały żywności.

W międzyczasie, dwaj współpracownicy Gancwajcha – Moryc Kon i Zelig Heller – utworzyli własny „sklepik” po przeciwnej stronie ulicy na Lesznie pod Nr. 14. Specjalizowali się w dostawach jarzyn i uzyskiwali pewne, bardzo korzystne koncesje, łącznie z pozwoleniem na otwarcie targu na ul. Leszno, na handel rybami oraz zorganizowali transport konny w getcie. Wozy te nazywano „konhellerami”, na cześć koncesjonariuszy, ale znane były również jako „wszalnie”.

Kon i Heller robili potworne sumy na przemycie przyjaciół i ich rodzin z Łodzi i Białegostoku do getta warszawskiego, na zwalnianiu więźniów, unieważnianiu spraw cywilnych i rozkazów konfiskaty własności – wszystko to naturalnie, jako „usługi” uzyskiwane od oficjalistów niemieckich. (...).

W czerwcu 1942 roku ukazały się w getcie plakaty „Poszukiwany przez policję” z nazwiskami i fotografiami Gancwajcha i innych członków jego bandy. Mówiono, że udało im się uciec.”  - Relacja Żyda A. Donata.

"Według ustnej informacji, trudnej dzisiaj do zweryfikowania, uzyskanej w 1993 roku, Gancwajch, Kon i Heller oraz dwóch innych, nieznanych z nazwiska, uciekli z getta a nagromadzone tam pieniądze i złoto, użyli na opłacenie ukrywania się, pod zmienionymi nazwiskami, u jednego chłopa w radomskim. Po wejściu do Polski wojsk sowieckich i przejęciu władzy przez komunistów, zmienili znowu nazwiska. Tym razem na polsko brzmiące. Wstąpili do PPR i znaleźli zatrudnienie w UB (Kon, Heller i dwaj pozostali). Natomiast Gancwajch był oficerem znienawidzonego  G.Z. Informacji Wojskowej. Chłop, który ich ukrywał, został potem zastrzelony przez UB jako „bandyta” reakcyjnego podziemia.

Były też inne formy współpracy Żydów z Niemcami. Jest to  sprawa masowego mordu, gdzie zginęło ponad trzydzieści tysięcy Żydów, do czego przyczynili się wydatnie sami Żydzi. O tej zbrodni pisze się i mówi, ale na temat okoliczności milczy, zwłaszcza w Polsce i na Ukrainie.

Po zdobyciu Kijowa przez wojska niemieckie, ogłoszono przy końcu września 1941 roku zbiórkę Żydów. W związku z tym wywieszono w mieście i okolicy  plakaty z instrukcją:

„Należy zabrać ze sobą papiery identyfikacyjne, pieniądze i rzeczy wartościowe, obok ciepłego ubrania się”. Niemieckie Sonderkomando 4 A , które liczyło na co najwyżej pięć do sześciu tysięcy Żydów, którzy się zgłoszą, doznało niecodziennego zaskoczenia, bo stawiło się trzydzieści trzy tysiące siedemset siedemdziesięciu Żydów. W tej sytuacji jednostka 4A zmuszona była do zaangażowania 2 batalionów policji, żeby uporać się z wynikłym, nie z ich „winy”, problemem. Oczywiście, wszyscy, którzy stawili się na życzenie Niemców, zostali w pień wycięci. Mowa tu jest o masakrze w Babim Jarze na Ukrainie. Niewątpliwym jest fakt, że winnymi tej masowej zbrodni są Niemcy, ale dużo winy leży w żydowskiej mentalności i gotowości do współpracy z okupantem niemieckim. Co najmniej 27 tysięcy Żydów nie musiało tam wtedy zginąć". (Zobacz: Antony Beevor, „Stalingrad”, 1998).

W wyniku szeroko zakrojonej kampanii „Judenrein” (oczyszczania państwa niemieckiego z Żydów) dziesiątki tysięcy Żydów znalazło się poza granicami Niemiec. Ogromna ilość została przepędzona do Polski (obóz w Zbąszyniu), ale wielu znalazło się w krajach zachodnich. W Holandii na przykład, w miejscowości Westerbrok zbudowano w 1939 roku obóz dla uchodźców żydowskich. Po zajęciu w kwietniu 1940 roku Holandii przez wojska niemieckie, obóz ten został przekształcony przez okupanta na obóz więzienny. Jednocześnie Niemcy rozpoczęli szeroko zakrojoną akcję rejestracji Żydów w całym kraju i wysyłania ich do obozu w Westerbrok. Wkrótce nadszedł czas deportacji Żydów holenderskich do obozów zagłady w Sobiborze i Majdanku koło Lublina. Deportacja przebiegała sprawnie, bez najmniejszego oporu, dzięki gorliwej współpracy żydowskich władz obozu, które co tydzień układały skrupulatnie listę tysiąca kolejnych Żydów do transportu na Wschód. I tutaj wkład Żydów w zagładę swych współbraci jest też dobrze widoczny.

W związku z ekstradycją w maju 2012 roku Iwana Demjaniuka do Niemiec, by postawić go przed sądem za współudział w zagładzie Żydów w Sobiborze, prasa i oskarżyciele publiczni uważają, że bez pomocy stu Ukraińców, Niemcy nie byliby w stanie zamordować tam dwieście pięćdziesiąt tysięcy ludzi. Obozu strzegło trzydziestu SS- manów, z tego stale połowa była nieczynna z powodu choroby lub przebywania na przepustkach. Rozprawa sądowa przeciw Demjaniukowi ma posłużyć przede wszystkim do rzucenia światła na nie-niemieckich pomocników w dziele zagłady Żydów. Eksperci ustalili, że takich nie-niemieckich pomocników, którzy aktywnie pomagali Niemcom, było około dwieście tysięcy

Ciekawe jest, ilu wśród tych nie-niemieckich pomocników, aktywnych w Holokauście, było Żydów? I czy w tej liczbie znajdzie się policja żydowska, żydowskie Gestapo, członkowie żydowskich Judenratów i innych żydowskich organów pomocniczych?

Niektórzy historycy, znawcy zagadnienia, wysuwają tezę, że gdyby nie istniała gorliwa współpraca Żydów z Niemcami, szeroko zakrojone współdziałanie i skrupulatne wykonywanie, bez najmniejszego oporu, poleceń i zarządzeń niemieckich władz okupacyjnych, Holokaust przeżyłoby co najmniej jeden milion Żydów.

Jeszcze dalej poszła Hannach Arendt, teoretyk polityki, filozof i wybitna publicystka niemiecka, pochodzenia żydowskiego, która sławna stała się również z opisania i skomentowania procesu Adolfa Eichmanna w Izraelu, co zostało wydane w formie książki, uznanej za dzieło (ale nie w kołach żydowskich i filosemickich). Książka ta, pt. „Eichmann w Jerozolimie” zawiera bardzo dużo interesujących informacji, wśród których znajduje się rola Żydów, jaką odegrali w zagładzie własnego narodu. "Współpraca Żydów z Niemcami i pomoc udzielona nazistom w unicestwieniu własnego narodu stanowi najczarniejszy rozdział całej tej ponurej historii” – pisze Hannach Arendt. Twierdzi przy tym, że gdyby naród żydowski nie był zorganizowany i nie miał przywództwa żydowskiego, gotowego do współdziałania z nazistami, to Niemcy nie byliby w stanie wymordować od  czterech i pół do sześciu milionów ludzi.

Autorka powołuje się na dane różnych badaczy, według których – gdyby nie było tak ogromnego zaangażowania się Żydów, zwłaszcza w Judenratach, w współpracy z mordercami, „z wyżej wymienionej liczby uratowałaby się mniej lub więcej połowa”.

Twierdzenia powyższe są politycznie niepoprawne, bardzo nielubiane w kołach żydowskich, przez to oficjalnie dotąd nie poruszane z obawy przed skutkami w ewentualnej karierze naukowej, dlatego istnieją w drugim (nieoficjalnym) obiegu. Nie mniej sprawa udziału Żydów w zagładzie swych współbraci warta jest głębszego zbadania i wyciągnięcia na światło dzienne.

W świetle powyższych faktów nasuwa się pytanie: Kto ma na sumieniu więcej ofiar żydowskich  w wyniku współpracy z Niemcami – Ukraińcy, Łotysze, Litwini, Polacy,  czy Żydzi?

(To pytanie skierowane jest do cynicznych oszczerców typu Jana Tomasza Grossa (USA), Aliny Całej z Żydowskiego Instytutu. Historycznego w Warszawie i do głupich, wrzaskliwych Żydów amerykańskich, hohsztaplerów, mających chorobliwe pretensje do reprezentowania Żydów na całym świecie i do odgrywania roli ich jedynych spadkobierców).

 Opracowanie Aleksander Szumański "Kurier Codzienny" Chicago

Źródła:

-Władysław Gauza "Zawsze po stronie Narodu"

 http://www.fronda.pl/blogi/ciekawostki-o-zydach/wladyslaw-gauza-wspolodpowiedzialnosc-zydow-za-holocaust,29168.html

http://www.aferyprawa.eu/Artykuly/Wspolodpowiedzialnosc-Zydow-za-Holocaust-Wladyslaw-Gauza-2991