Dnieje
Juz późno
Wszak to listopady
A mnie się wydaje
Pełnia lata w pełni
Czekam na trelefon
Napróżno
Na razie tylko głuchy dzwonek
To puste mieszkanie
Swym dźwiękiem wypełni
Ciekawie
Tylko kot spoziera
Mruży talerze swoje
Zielenią błyszczące
Żarówka nie świeci
Widocznie nie trzeba
Nowa dziura w nocnym ciuchu
Z papierosa cholera
Po co palę
Bo żyję
Filozofii magia
Głupota przecież
Też ma swe granice
Patrzę w lustro
Tyję
Żrę chyba za wiele
Na ulicy jakieś
Bezpańskie psy wyją
Tramwaj zaapiszczał
Na rdzawym zakrecie
Zapewne nie jeden
Jeszcze tramwaj jęknie
Otwieram okno
Jest pięknie
Bo leje
Wreszcie przyszła
W swej nowej
Różowej sukience