foto1
Kraków - Sukiennice
foto1
Lwów - Wzgórza Wuleckie
foto1
Kraków - widok Wawelu od strony Wisły
foto1
Lwów - widok z Kopca Unii Lubelskiej
foto1
Lwów - panorama
Aleksander Szumański, rocznik 1931. Urodzony we Lwowie. Ojciec docent medycyny zamordowany przez hitlerowców w akcji Nachtigall we Lwowie, matka filolog polski. Debiut wierszem w 1941 roku w Radiu Lwów. Ukończony Wydział Budownictwa Lądowego Politechniki Krakowskiej. Dyplom mgr inż. budownictwa lądowego. Dziennikarz, publicysta światowej prasy polonijnej, zatrudniony w chicagowskim "Kurierze Codziennym". Czytaj więcej

Aleksander Szumanski

Lwowianin czasowo mieszkający w Krakowie

 

 

RZECZPOSPOLITA AFEROWA

KOALICJA ŚMIECIOWA PO - PSL

 ŚRODOWISKO AFEROWE

 

Ministerstwo Środowiska należało zawsze do najbardziej „cichych” resortów. Większość Polaków nie miała i nie ma pojęcia, kto nim kieruje, bo nie jest to stanowisko, które zajmowaliby politycy z pierwszych stron gazet. Ba, często w ogóle nie zajmują go politycy, tylko „bezpartyjni eksperci”. Ale ten wizerunek najbardziej „fachowego” ministerstwa to tylko fasada, za którą kryją się realne interesy, często ocierające się o prywatę. Jeżeli prawdziwe jest powiedzenie, że „wielkie pieniądze lubią ciszę”, to w zaciszu gabinetów wielkiego gmachu przy ulicy Wawelskiej w Warszawie wielkie pieniądze mają się znakomicie. Gorzej z interesem publicznym, którego ma strzec resort środowiska…

O tym ministerstwie Polacy słyszą ostatnio nadzwyczaj często. Po pierwsze, w kontekście „rewolucji śmieciowej”. Wprowadzona 1 lipca nowa „Ustawa o utrzymaniu porządku i czystości w gminach” powstała właśnie w resorcie środowiska. Poprzedni minister (także w rządzie Tuska) Andrzej Kraszewski niemal trzy lata temu przekonywał: „Przekazanie nad odpadami gminom jest najważniejszym moim projektem i sercem reformy gospodarki odpadami, nad którą pracuję od pierwszego dnia, kiedy zostałem ministrem. Cieszę się, że rząd poparł skupienie tych kompetencji w rękach samorządów. Mamy szansę na uzdrowienie systemu gospodarki odpadami w Polsce i uniknięcie płacenia kolosalnych kar – a ten projekt i jego rozwiązania są dla tego procesu kluczowe”. Jak wygląda to „uzdrowienie”, możemy obserwować od dwóch miesięcy: po prostu mamy powrót do czasów PRL, tyle że komunistyczny monopol na wywóz śmieci został przeniesiony na poziom każdej gminy i wolny rynek w tej dziedzinie należy już do przeszłości, a w dodatku na obywateli narzucony został absurdalny obowiązek segregowania odpadów.

Co ciekawe, obecny minister Marcin Korolec już nie wygłasza takich patetycznych przemówień, jak jego poprzednik, a tylko stara się robić dobrą minę do złej gry. 11 lipca rozpoczął serię spotkań z samorządowcami, tłumacząc: „Zapewne można już sformułować pierwsze konkretne wnioski, jakie dodatkowe wsparcie możemy zaoferować samorządom. Być może potrzebne są dodatkowe konsultacje z ekspertami lub zidentyfikowano usterki legislacyjne wymagające szybkiej naprawy”. Od tej pory ministerstwo wstydliwie milczy na temat „śmieciowej rewolucji”, tym bardziej że nawet sam minister – jak ujawnił „Super Express” – nie segreguje śmieci we własnym domu.

 

ŁUPKI ZA ŁAPÓWKI

 

Drugi temat, który wiąże się z tym resortem, to afera korupcyjna wokół gazu łupkowego. Na początku sierpnia media obiegła wiadomość, że do sądu trafił akt oskarżenia wobec siedmiu osób, w tym byłej dyrektorki Departamentu Geologii i Koncesji Geologicznych oraz dwojga innych pracowników Ministerstwa Środowiska. Urzędnicy zostali oskarżeni o to, że napisali trzem spółkom wnioski o koncesję na poszukiwanie gazu łupkowego, które następnie sami rozpatrywali. Mieli za to przyjmować łapówki w wysokości od 13 do 55 tys. zł. W tej sprawie ministerstwo ma do powiedzenia tylko tyle, że wszyscy oskarżeni zostali zwolnieni z pracy już w dniu zatrzymania przez ABW, czyli 10 stycznia 2012 r. O tym, co robili wcześniej, resort najwyraźniej woli nie mówić, bo uderzałoby to w „łupkową” propagandę premiera Tuska.

 SZCZYT ZA 100 MILIONÓW

 I wreszcie trzecia sprawa: szczyt klimatyczny ONZ, który ma się rozpocząć w Warszawie 11 listopada br. Politycy PiS uznali taki wybór terminu za prowokację, gdyż na tego typu imprezy przyjeżdżają z całego świata alterglobaliści i inne grupy lewackie, które mogą zakłócić obchody Święta Niepodległości. Jednak minister Korolec arogancko odpowiedział, że „co drugi dzień w roku to jest święto narodowe, znalezienie dwóch dni bez takiego święta jest praktycznie niemożliwe”. Duże wątpliwości budzi też wybór Stadionu Narodowego jako miejsca obrad szczytu i umowa, jaką resort środowiska zawarł na wynajęcie tego obiektu – za 26,4 mln zł, co pozwoli wreszcie ministerstwu sportu pochwalić się, że stadion na siebie zarabia. W sumie koszty szczytu szacuje się na 100 mln zł (szerzej pisaliśmy o tym w poprzednim numerze „NP”). Dodajmy, że to już druga tego typu impreza za rządów Tuska – w grudniu 2008 r. szczyt klimatyczny ONZ obradował w Poznaniu. Ale nawet takie imprezy nie są w stanie podnieść międzynarodowego prestiżu Polski, o czym świadczy niedawna porażka ministra Korolca w walce o fotel przewodniczącego UNIDO – Organizacji Narodów Zjednoczonych ds. Rozwoju Przemysłowego (szefem UNIDO został Chińczyk).

 UKŁAD KIK - OWSKI

 Marcin Korolec pozostanie więc w kraju, a zapewne i w rządzie, bo trudno sobie wyobrazić, by premier odwołał go przed listopadowym szczytem i w obliczu krytyki opozycji. Choć jeszcze niedawno wydawało się, że dni tego ministra są policzone. Podczas majowego szczytu energetycznego w Brukseli Donald Tusk w bezprecedensowy sposób publicznie skarcił Korolca za zapóźnienia w pracach nad przepisami niezbędnymi do eksploatacji łupków. W rzeczywistości zapóźnienia te obciążają konto poprzedników obecnego szefa resortu, którzy zignorowali projekty przygotowane jeszcze przez rząd PiS. Ale Tusk zawsze szuka „kozła ofiarnego”, żeby tylko samemu nie przyznać się do winy, więc powszechnie uważano, że los Korolca jest przesądzony.

Tym bardziej że to jedyny członek obecnego rządu, który przyszedł z poprzedniej ekipy. Był bowiem wiceministrem gospodarki w rządach Marcinkiewicza i Kaczyńskiego, utrzymał stanowisko w pierwszej kadencji rządu Tuska, a po wyborach w 2011 r. awansował na ministra środowiska. W tym resorcie utrzymał wielu współpracowników z czasów rządów PiS, a ówczesny minister gospodarki Piotr Woźniak jest dziś wiceministrem środowiska i głównym geologiem kraju. Jednak to nie jakiś „PiS-owski układ” rządzi dziś resortem środowiska – jak czasem twierdzą „salonowe” media. To raczej układ z warszawskiego Klubu Inteligencji Katolickiej, do którego należą i Korolec, i Woźniak, ale też obecny szef Kancelarii Prezydenta Jacek Michałowski, który swego czasu jako dyrektor generalny Kancelarii Premiera Buzka ściągnął swego przyjaciela Piotra Woźniaka na stanowisko doradcy AWS-owskiego szefa rządu, co rozpoczęło jego polityczną karierę. To ciekawa ilustracja tego, jak bardzo powierzchowne są partyjne podziały w III RP…

 MINISTROWIE NIE DO RUSZENIA

 Ale Marcin Korolec to już trzeci minister środowiska w ekipie Tuska. Ministrowie się więc zmieniają, ale już ich zastępcy trwają od lat. Zwłaszcza ci z politycznego „klucza”. Wiceminister Stanisław Gawłowski jest szefem Platformy Obywatelskiej na Pomorzu Zachodnim, więc nie zaszkodzi mu nawet ujawnienie plagiatu pracy doktorskiej przez jeden z tygodników. Z kolei wiceminister i główny konserwator przyrody Janusz Zaleski to wieloletni pracownik leśnictwa i bliski współpracownik byłego ministra Stanisława Żelichowskiego z PSL.

Nazwisko Zaleskiego wiąże się z ujawnioną w 1997 r. aferą wokół budowy osiedla Eko-Sękocin w Jankach pod Warszawą, na którą Lasy Państwowe wydały w sumie 21 mln zł. Inwestycja powstała bez wymaganych zezwoleń, na terenie chronionym, bez zgody właściciela, na dodatek z pieniędzy przeznaczonych na inne cele. Wybudowała je bez przetargu firma Insbud z Mławy, której właścicielem był znajomy ministra Żelichowskiego. W luksusowym osiedlu mieli zamieszkać szefowie i urzędnicy Lasów Państwowych, a w osobnej willi – ówczesny wicepremier Grzegorz Kołodko. Budynków nigdy jednak nie zasiedlono. Gdy w 2001 r. do władzy wróciła koalicja SLD-PSL, podjęto decyzję o przebudowie osiedla na siedzibę LP. Przebudowy nie udało się jednak dokończyć, mimo że jej koszt przekroczył 11 mln zł. Jeszcze wiosną 2005 r. szefostwo Lasów kupiło meble do niewykończonych budynków. Za zakup odpowiadał wiceszef tej firmy Janusz Zaleski, który – jak podawała później prasa – przekroczył swoje uprawnienia, gdyż miał upoważnienie do zawierania umów do 30 tys. euro, a meble kosztowały ok. 1,5 mln zł. Co więcej, meble przez prawie dwa lata stały w magazynie, za który LP płaciły 1000 zł miesięcznie. Gdy w 2007 r. przeprowadzono ich inwentaryzację, okazało się, że mebli brakuje, i to na kwotę prawie 600 tys. zł.

 RESORT AFERZYSTÓW

 Eko-Sękocin to nie jedyny skandal związany z resortem środowiska. Znacznie większy wiąże się z nazwiskiem Macieja Nowickiego, który kierował resortem dwukrotnie. Gdy po raz pierwszy był ministrem, namówił rząd Jana Krzysztofa Bieleckiego – który negocjował redukcję zadłużenia po PRL – do zgłoszenia propozycji tzw. ekokonwersji długu. Zagraniczni wierzyciele Polski zgodzili się na to, by 10 proc. pozostałej do spłacenia kwoty przelewać na konto specjalnie utworzonego funduszu, ten zaś miał przeznaczać te pieniądze na inwestycje w ochronę środowiska. W ten sposób powstała fundacja EkoFundusz, zaś jej prezesem został Nowicki, pełniący tę funkcję aż do ponownego objęcia teki ministerialnej, czyli przez 15 lat (1992-2007). W tym czasie przez konta EkoFunduszu przepłynęło niemal 1,5 mld zł, a część tych pieniędzy znalazła się w portfelu Nowickiego. Uchwałą rady fundacji z 1998 r. określono bowiem wysokość jego pensji na 10-krotność średniej krajowej, a w 2001 r. podniesiono ją do 12-krotności. Nic dziwnego, że w złożonym zaraz po powrocie do rządu oświadczeniu majątkowym Nowicki wykazał posiadanie tylko na kontach bankowych prawie 2 mln zł w różnych walutach. Takie wynagrodzenia nie byłyby możliwe, gdyby pieniądze zarządzane przez EkoFundusz uznano za publiczne: obowiązywała wówczas tzw. ustawa kominowa, ograniczająca wysokość płacy do 6-krotności średniej krajowe. Ale wskutek kuriozalnej interpretacji Ministerstwa Finansów, środków przekazywanych fundacji z budżetu państwa nie uznano za publiczne. Dzięki temu w 2006 r. Nowicki mógł zignorować stanowisko NIK, która zarzucała zarządowi EkoFunduszu pobranie nienależnych pieniędzy.

W tym kontekście trudno się dziwić reakcji ministra Nowickiego na skandal wokół jednego z jego zastępców. Pod koniec 2008 r. media ujawniły, jak Maciej Trzeciak – którego Nowicki mianował wiceministrem i głównym konserwatorem przyrody – kupował ziemię w Zachodniopomorskiem. Grunt w 2007 r. sprzedawała w przetargu Agencja Nieruchomości Rolnych w Reczu. Mogły go kupić osoby, które miały gospodarstwo w tej gminie i były zameldowane w okolicy. Trzeciak fikcyjnie zameldował się w odległym o 30 km Choszcznie i wydzierżawił 2 ha ziemi w Reczu. Dzięki temu kupił w przetargu 206 ha, z czego prawie połowę obsadził orzechami włoskimi. Na swoją plantację corocznie dostawał ponad 220 tys. zł dopłat unijnych. Minister Nowicki bronił swego zastępcy, twierdząc, że „nie zrobił niczego złego, co uzasadniałoby nagonkę na niego”. Wiceminister stracił jednak stanowisko, a prokuratura postawiła mu zarzuty poświadczenia nieprawdy w dokumentach, co na interwencję tuskolandu postępowanie przygotowawcze umorzono.

 Źródło:

 "Nasza Polska" nr 34; 20.08.2013

 file:///C:/Users/User/Desktop/PAWE%C5%81%20SERGIEJCZYK/Nasza%20Polska%20%E2%80%93%20Wikipedia,%20wolna%20encyklopedia.htm

 

 

 

 

 

 

KIM BYŁ I JEST WŁADYSŁAW FRASYNIUK?

SKĄD WZIĘŁA SIĘ LEGENDA I MAJĄTEK WŁADYSŁAWA FRASYNIUKA?

 

ANDRZEJ ROZPŁOCHOWSKI WYJAŚNIA.

 

Hej Władek, przebrała się miarka. Ponieważ należysz do tych, co to lubią publicznie

pozować na ludzi prawych, teraz zatroskanych o stan rzekomo zagrożonej w Polsce demokracji i praw obywatelskich, czego jak słucham, to mi się nóż otwiera w kieszeni,opowiedz - w jaki to sposób po przemianach „okrągłego stołu” - z kierowcy miejskiego autobusu stałeś się właścicielem dużej firmy transportowej?

Prawda na ten temat najlepiej charakteryzuje cwaniaczków takich, jak ty. W latach 80. ludzie we Wrocławiu za ciebie się modlili, bo byłeś dla nich ikoną „Solidarności” i ich bohaterem, ale kim ty naprawdę już wtedy byłeś?

Czytaj więcej: KIM BYŁ I JEST WŁADYSŁAW FRASYNIUK

 

NASTĘPNY ATAK TOTALNEJ OPOZYCJI NA POLSKĘ

KRONIKA KŁAMLIWEJ HISTERII WYMIERZONEJ W PAMIĘĆ POMORDOWANYCH W LUDOBÓJSTWIE NIEMIECKIM W AUSCHWITZ.

 

Uroczyste obchody 77. rocznicy pierwszej deportacji polskich więźniów politycznych do niemieckiego obozu Auschwitz odbyły się w środę w Oświęcimiu. 14 czerwca przypada Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Niemieckich Nazistowskich Obozów Koncentracyjnych. (PAP).

Czytaj więcej: NASTĘPNY ATAK TOTALNEJ OPOZYCJI NA POLSKĘ

Znalezione obrazy dla zapytania FRASYNIUK KOD

 

FRASYNIUK WCZORAJ I DZISIAJ.

 

Władysław Frasyniuk po tym co zrobił i co go za to spotkało 10 czerwca 2017 r. w Warszawie grzmi, że dzisiaj czuje się jak w stanie wojennym i że "Lech Kaczyński byłby po naszej stronie". Jest to cynicznie absurdalna i nikczemna retoryka tego byłego działacza "Solidarności" z lat 80., powtarzana teraz również przez obóz tzw. totalnej opozycji. Frasyniuk 2 dni temu wystąpił jako członek bojówki Obywatele.RP, która publicznie zapowiedziała, że będzie tego dnia łamała prawo. I Frasyniuk razem z nią te prawo łamał, okupując jezdnię na trasie przemarszu uczestników legalnej uroczystości religijno-patriotycznej. Zachował się więc jak prowokator, który po niezastosowaniu się do wezwań policji, został przez nią usunięty w inne miejsce. Ale w trakcie tych wydarzeń zachował się on również jak pospolity przestępca, bo naruszył nietykalność osobistą policjanta na służbie. Został więc spisany i grozi mu za to odpowiedzialność karna. I taką sytuację ten człowiek śmie porównywać do realizowanego w Polsce przez komunistów stanu wojennego lat 80., w którym i ja siedziałem w więzieniu, dłużej od Frasyniuka.

Czytaj więcej: FRASYNIUK WCZORAJ I DZISIAJ

 

SETNA ROCZNICA OBJAWIEŃ FATIMSKICH

MATKA BOŻA NAS RATUJE

 

W 100. rocznicę objawień fatimskich Polacy czcili Matkę Bożą. Tłumnie gromadzili się na Jasnej Górze. W Warszawskim Ursusie uroczystościom w parafii Matki Bożej Fatimskiej przewodził metropolita warszawski kardynał Kazimierz Nycz. Kaplica wybudowana w 1982 roku jest wotum wdzięczności za ocalenie życia papieża Jana Pawła II, który został postrzelony w zamachu w 1981 r., właśnie w rocznicę objawień fatimskich.

Czytaj więcej: SETNA ROCZNICA OBJAWIEŃ FATIMSKICH

Podkategorie

Polscy Żydzi krytykują klip amerykańskiej fundacji. "Określenie »polski  Holokaust« jest kłamliwe" - Polsat News

 ALIANCI BYLI GŁUSI NA LOS MORDOWANYCH ŻYDÓW

 Zmęczony biernością aliantów w czerwcu 1942 r. gen. Władysław Sikorski na falach rozgłośni BBC wygłosił dramatyczny apel do Anglików o podjęcie działań w celu zapobieżenia trwającej w Polsce zagładzie Żydów. Jego radiowe przemówienie rozesłane zostało później jako nota dyplomatyczna do wszystkich rządów sprzymierzonych.

Aleksander Szumański - Oskarżenia określonych kół żydowskich w Stanach Zjednoczonych, jak też Żydowskiego Instytutu Historycznego w Warszawie pod kierownictwem Pawła Śpiewaka o świadome mordowanie i grabienie mienia Żydów przez Polaków w czasie okupacji niemieckiej w Polsce zakrawa na jawne pogwałcenie polskiej racji stanu, zwłaszcza jeżeli zestawi się to z opiniami przekazywanymi w latach 1945-47 przez żydowską prasę amerykańską, a obecnie wrogi Polsce, Polakom i polskości żydowski „New York Times”.

Czytelnicy polscy w kraju ciągle za mało znają alarmujące ostrzeżenia głośnego polonijnego autora profesora Iwo Cypriana Pogonowskiego. Ten najwybitniejszy dziś wśród Polaków żyjących na Zachodzie znawca problematyki żydowskiej jest autorem opublikowanego już w dwóch wydaniach monumentalnego dzieła dokumentalnego "Jews in Poland" („Żydzi w Polsce”), ze wstępem znanego sowietologa żydowskiego pochodzenia - profesora Richarda Pipesa.

Profesor Iwo Cyprian Pogonowski od kilku lat wytrwale i systematycznie ostrzega przed tym, co robią niektórzy bardzo wpływowi Żydzi zagraniczni, zwłaszcza amerykańscy, dla przyczernienia obrazu polskiej historii i upokorzenia Polaków. Zdaniem profesora Igo Pogonowskiego wszystko jest tylko grą wstępną zmierzającą do ułatwienia nacisków na wypłatę przez Polskę jak najwyższych „odszkodowań za żydowskie mienie". Przed tym ostrzegał wybitny żydowski politolog w USA Norman Finkelstein (autor „Przedsiębiorstwa Holocaust).

W wywiadzie dla „Rzeczpospolitej" Norman Finkelstein powiedział, że Światowy Kongres Żydów chce szantażem zmusić Polskę do wypłaty 65-67 miliardów dolarów lobby żydowskiemu w Ameryce tytułem restytucji mienia żydowskiego w Polsce. W tym celu robi się wszystko, by upokorzyć Polskę, czym wprost otwarcie zagroził naszemu krajowi już parę lat temu jeden z czołowych przywódców żydowskich.

Za jeden z istniejących przejawów tego typu propagandy wymierzonej w Polskę Pogonowski uznał całokształt twórczości Jana Tomasza Grossa, zwłaszcza jego eseje "Upiorna dekada" oraz książki „Sąsiedzi”, „Strach”, „Złote żniwa”.

W ocenie prof. Pogonowskiego: „Propaganda Grossa pomaga EKSTREMISTYCZNYM ugrupowaniom żydowskim w ich próbach wymuszania od rządu polskiego haraczu za zbrodnie dokonane w Polsce przez Niemców, Sowietów i pospolitych kryminalistów.”

Aby uzyskać nakreślone wyżej cele, prowadzi się akcję ciągłego prowokowania Polaków przez kolejne agresywne zachowania. Przykłady takich działań to: usunięcia krzyża papieskiego w Oświęcimiu, próby usunięcia krzyża z Sejmu, ścięcie krzyża papieskiego na krakowskich Błoniach (antychrześcijański i antypolski akt kard. Stanisława Dziwisza i prezydenta Krakowa prof. Jacka Majchrowskiego), plany ścięcia krzyża na Giewoncie, usunięcie krzyża w Stalowej Woli i wszystkich krzyży ze Wzgórza Trzech Krzyży w Przemyślu, czy też decyzja szefa radomskiej policji Karola Szwalbego, który kazał usunąć krzyże w podległych mu komisariatach. Urządza się z inicjatywy Bronisława Komorowskiego i za zezwoleniem Hanny Gronkiewicz-Waltz lewackie awantury pod Pałacem Prezydenckim, etc. Podobnym celom służy stwarzanie różnego typu antypolskich „faktów prasowych", nagłaśnianie różnych rzekomych incydentów antyżydowskich, tak jak wymyślona afera z rzekomymi „antysemickimi" wystąpieniami na Majdanku. W Oświęcimiu odbywają się coroczne pochody wrogiej Polsce młodzieży izraelskiej, wychowywanej na żydowskim dekalogu Jerzego Kosińskiego „Malowany ptak”.

Jak to było możliwe, iż po dokonanym w 1940 roku przez NKWD ludobójstwie w Katyniu świat był o tej zbrodni informowany fałszywie lub w ogóle tego tematu nie poruszano?

Jak to było możliwe, iż alianci: Wielka Brytania i USA w czasie II wojny światowej nie uczyniły niczego, aby przeszkodzić Hitlerowi w dokonaniu zagłady Żydów, ponadto ukrywali przez lata prawdę o Katyniu?

70 lat temu polski rząd w Londynie poinformował aliantów o masowym mordowaniu Żydów przez Niemców. Przez kolejne lata żądał podjęcia działań, które powstrzymałyby, lub uniemożliwiły Niemcom dokonania Holocaustu. Bez efektu. Owo milczące przyzwolenie światowych potęg na eksterminowanie obywateli polskich, również pochodzenia żydowskiego, to do dzisiaj wstydliwa i niewyjaśniona karta historii. Trudno się dziwić, że w państwach tych dziś ochoczo wspiera się próbę przerzucenia na Polaków współodpowiedzialności za Holocaust. Lansuje się tezy, że w czasie wojny Polacy mieli rzekomo współdziałać z niemieckimi okupantami, korzystać finansowo z Zagłady (obrzydliwa teza Jana Tomasza Grossa) lub przynajmniej biernie przyglądać się rzezi współobywateli. Fakty są oczywiście inne, to właśnie Polacy z narażeniem własnego życia i swoich rodzin ratowali Żydów i domagali się podjęcia przez aliantów działań, które położą kres ludobójstwu.

Tymczasem dwaj najwięksi alianci Wielka Brytania i USA świadomie postanowiły nie reagować w sprawie zagłady Żydów. Już na początku 1940 roku dowództwo konspiracyjnego Związku Walki Zbrojnej poinformowało polski rząd w Londynie o prześladowaniu ludności żydowskiej. Premier i Wódz Naczelny Władysław Sikorski podzielił się tą informacją z premierem Wielkiej Brytanii Winstonem Churchilem i brytyjskim ministrem spraw zagranicznych Anthony Edenem.

W kwietniu 1940 r. Niemcy zdecydowali o utworzeniu obozu Auschwitz–Birkenau (Oświęcim–Brzezinka). Parę miesięcy później zaczęto tam zwozić polskich więźniów politycznych, a dopiero w następnej kolejności Żydów.

Aby poznać prawdę na temat sytuacji w Auschwitz, potrzebne były dokładne i bezpośrednie relacje, co tak naprawdę się dzieje w tym obozie zagłady. W połowie 1940 r. podporucznik Witold Pilecki, współzałożyciel Tajnej Armii Polskiej, jednej z konspiracyjnych organizacji, scalonej później ze strukturami Podziemia Niepodległościowego - Armii Krajowej, przedstawił plan przedostania się do Auschwitz. Celem akcji było zebranie pełnych informacji na temat funkcjonowania obozu i zorganizowanie w nim ruchu oporu. 19 września 1940 r. Pilecki dobrowolnie dał się ująć Niemcom podczas łapanki w Warszawie, aby trzy dni później jako Tomasz Serafiński znaleźć się w obozie.

To właśnie on przekazywał pierwsze źródłowe informacje o ludobójstwie, które zaczęło się w Auschwitz. Jego sprawozdanie poprzez konspiracyjną komórkę „Anna” w Szwecji zostało przesłane do Londynu. Z owego sprawozdania wynika m.in. jednoznacznie, iż jedynym sposobem ucieczki z Auschwitz był komin krematoryjny.

Nie istniały żadne zwolnienia przez Międzynarodowy Czerwony Krzyż, czy też przez komisję lekarską, jak kłamliwie podaje o swoim zwolnieniu na skutek rzekomej interwencji Międzynarodowego Czerwonego Krzyża, doradca Tuska „profesor” Władysław Bartoszewski. Czy niemiecka obozowa komisja lekarska w Oświęcimiu „zwolniłaby” z obozu chorego, obrzezanego Żyda? Zapewne tak - przez komin krematoryjny. „Zwolnienia” Żydów z obozu wyjaśnia raport Witolda Pileckiego.

W posiadaniu Józefa Rosołowskiego prezesa Polskiego Związku Byłych Więźniów Politycznych Hitlerowskich Więzień i Obozów Koncentracyjnych znajduje się oryginał raportu Witolda Pileckiego. http://www.polandpolska.org/dokumenty/witold/raport-witolda-1945.htm (link is external)

Wiosną 1941 r. Sikorski nasilił działania informujące aliantów i światową opinię o trwającym dramacie Żydów. 3 maja 1941 r. gen. Władysław Sikorski wystosował notę w języku francuskim, angielskim i hiszpańskim zatytułowaną „German occupation in Poland”, w której informował o eksterminacji Żydów. Informacje te były później wielokrotnie powtarzane przedstawicielom rządów Wielkiej Brytanii i USA. Jesienią 1941 r. władze III Rzeszy postanowiły „ostatecznie rozwiązać kwestię żydowską”. W praktyce oznaczało to wymordowanie wszystkich Żydów.

Komenda Główna AK dysponowała informacjami, że w obozie w Chełmnie trwa masowe mordowanie Żydów za pomocą spalin w zamkniętych ciężarówkach! Również i o tej sprawie w grudniu 1941 r. zostali poinformowani przedstawiciele zachodnich rządów. Na przełomie lat 1941–1942 rząd Sikorskiego czynił wszystko co mógł, aby zmusić aliantów do działania. Polskie Ministerstwo Informacji wydało specjalną broszurę dotyczącą Zagłady – „Bestialstwo nie znane dotąd w historii”.

Zmęczony biernością aliantów w czerwcu 1942 r. gen. Władysław Sikorski na falach rozgłośni BBC wygłosił dramatyczny apel do Anglików o podjęcie działań w celu zapobieżenia trwającej w Polsce zagładzie Żydów. Jego radiowe przemówienie rozesłane zostało później jako nota dyplomatyczna do wszystkich rządów sprzymierzonych. Bezdyskusyjnych dowodów trwającej zagłady Żydów dostarczyła misja Jana Karskiego (właściwie Jana Kozielskiego), który na polecenie polskich władz udał się do okupowanego kraju. Karski dwukrotnie przedostał się do getta warszawskiego, przebywał również dwukrotnie w obozie przejściowym w Izbicy.

 

Jesienią 1942 r. powrócił do Wielkiej Brytanii, gdzie jako naoczny świadek opowiedział o eksterminacji Żydów. W oparciu o przywiezione przez Karskiego dokumenty w grudniu 1942 r. minister spraw zagranicznych Edward Raczyński przygotował i przedstawił aliantom szczegółowy raport o Holocauście. Karski został przyjęty również przez prezydenta Stanów Zjednoczonych F.D. Roosevelta. Jan Karski spotkał się w Ameryce z wieloma wybitnymi osobistościami Ameryki – politykami – przedstawicielami mediów i świata artystycznego. Wszędzie apelował o ratunek dla zabijanych Żydów. Bez rezultatu.

10 grudnia 1942 r. Sikorski wydał kolejną notę do Narodów Zjednoczonych, w której nawoływał do przeciwstawienia się trwającej eksterminacji „obywateli polskich żydowskiego pochodzenia”. Noty dyplomatyczne poświęcone losom ludności żydowskiej wysyłał dwukrotnie do rządów sprzymierzonych ambasador RP w Londynie Edward Raczyński. Z podobnym apelem do międzynarodowej społeczności zwróciła się także Polska Rada Narodowa w Londynie.

18 grudnia 1942 r. Prezydent Rzeczypospolitej Władysław Raczkiewicz wezwał papieża Piusa XII do przerwania milczenia i wzięcia w obronę mordowanych Żydów i Polaków. W Polsce jako jedynym państwie okupowanym przez Niemcy za pomoc Żydom groziła kara śmierci. Zabijano nie tylko „winowajców”, ale także ich rodziny. Mimo to od samego początku władze Polski Podziemnej zaangażowały się w pomoc.

Już od początku 1941 r. w Komendzie Głównej Armii Krajowej istniał Referat Żydowski, który zbierał informacje o losach polskich Żydów. 4 grudnia 1942 r. została założona Rada Pomocy Żydom „Żegota” jako kontynuacja działającego od września 1942 r. Tymczasowego Komitetu Pomocy Żydom.

Przy Delegacie Rządu RP na Kraj działała Rada Pomocy Żydom – polska humanitarna organizacja podziemna działająca w latach 1942-1945, jako organ polskiego rządu na uchodźstwie, której zadaniem było organizowanie pomocy dla Żydów w gettach oraz poza nimi. Rada działała pod konspiracyjnym kryptonimem Żegota.

W marcu 1943 r. powołano Referat Żydowski w ramach Delegatury Rządu na Kraj, który m.in. przekazywał „Żegocie” fundusze na akcje pomocy i przesyłał raporty dla rządu w Londynie. Gdy w nocy z 26 na 27 kwietnia 1943 r. Pilecki uciekł z Auschwitz, przekazał na zachód kolejne dowody na trwające tam ludobójstwo Żydów. Polacy rozważali także desperacki atak na Auschwitz (broniło go 8 tys. esesmanów), aby zwrócić uwagę na zagładę Żydów.

W lipcu 1943 r. „Żegota” wystosowała propozycję, aby rząd w Londynie zwrócił się oficjalnie do aliantów z prośbą o wymianę ludności żydowskiej na obywateli niemieckich.

Także Kościół katolicki nie pozostał obojętny na Holocaust. 14 grudnia 1942 r. przebywający w Londynie biskup włocławski Karol Radoński ostro potępił w radiowym przemówieniu działania Niemców – „jeżeli chodzi o ludność żydowską to męka jej przewyższa wszystko co cokolwiek nienawiść i dzikość ciemiężcy zdolna jest wymyślić[…] jako biskup polski z całą stanowczością potępiam zbrodnie dokonywane na ludności żydowskiej”.

Papież Pius XII uratował więcej Żydów niż wszyscy inni polityczni i religijni przywódcy świata razem wzięci. Izraelski historyk i dyplomata Pinchas Lapide szacował, że Pius XII ocalił blisko 900 tysięcy ludzi! „Zrobiłem kiedyś szacunki i oznacza to, że 20 procent żyjących obecnie na świecie Żydów istnieje dzięki niemu” – Powiedział Pinchas Lapide.

To Pius XII nakłaniał admirała Miklosa Horthy'ego, żeby powstrzymał deportacje węgierskich Żydów do Auschwitz. Tylko ta interwencja uratowała 200 tysięcy ludzi.

Rządy USA i Wielkiej Brytanii były głuche na informacje o zagładzie Polaków i obywateli polskich pochodzenia żydowskiego w Polsce. Noty polskiego rządu spotykały się z obojętnością. Gdy na początku grudnia 1942 r. gen. Władysław Sikorski po raz kolejny nawoływał do zniszczenia bombami torów dojazdowych, komór gazowych i krematoriów w obozach zagłady w okupowanej Polsce, Churchill enigmatycznie obiecywał zająć się tą kwestią. Fakty są takie, że techniczne naloty na teren Oświęcimia były możliwe od 1942 r., a w 1944 r. przeprowadzano je regularnie. W 1944 r. o bombardowanie szlaków komunikacyjnych do niemieckich obozów zagłady prosili już nie tylko Polacy, ale także amerykańskie organizacje żydowskie.

Brytyjczycy posiadali informacje na temat zagłady Żydów nie tylko od Polaków. Na przykład udało im się przechwycić depesze chilijskiego konsula w Protektoracie Czech i Moraw, które donosiły o początkach zagłady Żydów. Churchill nie tylko milczał. Firmował bowiem politykę brytyjskich władz w Palestynie, które skrupulatnie pilnowały, aby nie napływali do niej uciekający przed Holocaustem europejscy Żydzi. Gdy w grudniu 1940 r. do brzegów Palestyny dopłynął statek „Salvador” z kilkuset nielegalnymi imigrantami, brytyjskie władze nie pozwoliły mu dopłynąć do Haify. Statek zatonął. Takich incydentów na palestyńskim wybrzeżu w latach 1940–1942 było wiele.

Aby zrozumieć obojętność Brytyjczyków trzeba znać realia tamtej epoki. Nie tylko Niemcy uważali się za lepszych rasowo (rasę panów). Podobnie uważali Brytyjczycy. Churchill wielokrotnie powtarzał we are superior (jesteśmy najlepsi). Dla brytyjskiej elity Żydzi, Arabowie, Hindusi, murzyni byli jedynie lesser races, czyli niższymi rasami. Sprawa zagłady Żydów zwyczajnie nie dotyczyła Brytyjczyków.

Podobnie zachowywał się rząd USA i amerykańskie elity. Prezydent Franklin. D. Roosevelt po prostu zabijał milczeniem polskie wołania o położenie kresu zagładzie. Roosevelt był skutecznym, cynicznym politykiem. Warto przypomnieć, że zgodził się, aby Stalin przypisał Niemcom odpowiedzialność za mord w Katyniu, bo nie chciał tłumaczyć wyborcom, dlaczego pomagają jednemu zbrodniarzowi w walce z drugim.

W sprawie Holocaustu Roosevelt dostrzegał zagrożenie dla swojego wizerunku. Wiedział bowiem, że gdyby podjął jakiekolwiek działania, mogłyby być przez opinię publiczną uznane za niewystarczające. Dlatego właśnie wolał milczeć. Gdy pod koniec października 1943 r. do Białego Domu przybyła delegacja amerykańskich rabinów, Roosevelt wymknął się potajemnie z Białego Domu, aby po raz kolejny uniknąć rozmowy na ten temat. O tym, że była to przemyślana polityka, świadczą działania amerykańskiego Departamentu Stanu.

Na początku 1943 r. urzędnicy odcięli amerykańskiej prasie dostęp do informacji o Zagładzie, jakie napływały od środowisk żydowskich ze Szwajcarii. Kilka tygodni później na tajnej konferencji amerykańsko-brytyjskiej na Bermudach podjęto decyzję, że alianci nie podejmą specjalnych działań, aby przerwać Zagładę. Przebieg tej konferencji do tej pory owiany jest tajemnicą. Dokumenty brytyjskie wciąż pozostają tajne. Amerykańskie odtajniono w niewielkim stopniu.

Rządy USA i Wielkiej Brytanii tylko raz oficjalnie odniosły się do Zagłady. 17 grudnia 1942 roku wydały notę dyplomatyczną, że po wojnie „winni nie unikną odpowiedzialności”. O ile Amerykanie i Brytyjczycy zwyczajnie ignorowali Holocaust, to trzeci co do ważności aliant zachodni - Francuzi brali w nim czynny udział.

Francuski rząd Vichy od samego początku starał się „zaimponować” Niemcom swoim antysemityzmem. Jeszcze w październiku 1940 r. z III Rzeszy do Francji przetransportowano sześć tysięcy Żydów. W tym samym miesiącu wdrożono antyżydowskie ustawodawstwo i rozpoczęto prześladowania. Żydom zakazano wykonywania określonych zawodów, a Żydów-cudzoziemców internowano w obozach. Po tym nastąpiła rejestracja i konfiskata majątków.

Władze Vichy były gotowe zintensyfikować prześladowania Żydów, byle tylko odebrana im własność trafiła do Francuzów. Władze Vichy same organizowały transporty do Auschwitz. Pierwszy z nich ruszył do Polski 27 marca 1942 r., zaś ostatni odjechał w lipcu 1944 r., już po lądowaniu aliantów w Normandii. Amerykański historyk Robert Paxton przekonywał w wydanej w 1972 r. książce „Francja Vichy”, że Niemcy utrzymywali we Francji znikome siły okupacyjne, bo większość zadań wykonywali sami Francuzi. Najlepszym komentarzem do całej sprawy jest spór pomiędzy francuskimi kolejami państwowymi a rządem o rachunki za wywóz Żydów do obozów śmierci w Polsce. Ponieważ nie zapłacił ich rząd Vichy, władze firmy domagały się uregulowania rachunków za tę usługę jeszcze rok po zakończeniu wojny. Te fakty wyglądają ciekawie na tle publikacji współczesnych mediów francuskich, piętnujących rzekomy polski antysemityzm i „polskie obozy zagłady”.

 

TEKST UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „WARSZAWSKA GAZETA” 20 WRZEŚNIA 2013 r.