foto1
Kraków - Sukiennice
foto1
Lwów - Wzgórza Wuleckie
foto1
Kraków - widok Wawelu od strony Wisły
foto1
Lwów - widok z Kopca Unii Lubelskiej
foto1
Lwów - panorama
Aleksander Szumański, rocznik 1931. Urodzony we Lwowie. Ojciec docent medycyny zamordowany przez hitlerowców w akcji Nachtigall we Lwowie, matka filolog polski. Debiut wierszem w 1941 roku w Radiu Lwów. Ukończony Wydział Budownictwa Lądowego Politechniki Krakowskiej. Dyplom mgr inż. budownictwa lądowego. Dziennikarz, publicysta światowej prasy polonijnej, zatrudniony w chicagowskim "Kurierze Codziennym". Czytaj więcej

Aleksander Szumanski

Lwowianin czasowo mieszkający w Krakowie

Znalezione obrazy dla zapytania DUET ZEN - BARA

Znalezione obrazy dla zapytania DUET TANECZNY ZEN - BARAZnalezione obrazy dla zapytania DUET TANECZNY ZEN - BARA

 

DUET TANECZNY ZEN - BARA

BARBARA I ZENON HAJDUGOWIE

 

SPATiF ODDZIAŁ W KRAKOWIE WSPOMINA

 

Zenon Hajduga urodził się w Brzesku Nowym w 1936 roku, gdzie jego ojciec i wujek prowadzili przed wojną sklepy. Swoje dzieciństwo, które przypadło na lata okupacji hitlerowskiej spędził w Nowym Brzesku. Po wojnie wyjechał wraz z rodzicami do Krakowa. W 2003 roku został wybrany przez nowobrzeską kapitułę laureatem nagrody samorządowej "Zasłużony dla Ziemi Nowobrzeskiej". Po wojnie rodzina Hajdugów wyjechała z Nowego Brzeska do Krakowa. Tam przyszły artysta ukończył Szkołę podstawową im. św. Mikołaja, a potem Technikum Handlowe i Liceum Ekonomiczne. - Po ukończeniu Liceum studiowałem w latach 1952-1956 finanse i rachunkowość przemysłu w krakowskiej Wyższej Szkole Ekonomicznej, późniejszej Akademii Ekonomicznej. Jednak od najmłodszych lat interesował mnie taniec, czułem potrzebę ruchu i zabawy. Zachowane z dzieciństwa zdjęcia (1942 r.) dowodzą, że "debiutowałem" jako tancerz jeszcze w Nowym Brzesku. W szkole średniej i na studiach należałem do zespołów baletowych, kiedy więc w 1954 roku Krakowskie Towarzystwo Operowe organizowało operę, zostałem od razu zaangażowany jako tancerz zespołowy. Potem przeszedłem kolejne stopnie baletowego wtajemniczenia, byłem koryfejem i wreszcie solistą baletu. W 1960 roku stworzyliśmy z żoną Barbarą, również artystką baletu, duet artystyczny, który nazwaliśmy "Zen-Bara" od naszych imion: Zenon i Barbara - mówi artysta.

Czytaj więcej: DUET ARTYSTYCZNY ZEN - BARA

 Znalezione obrazy dla zapytania aleksander szumanski

ALUSI NA URODZINKI        

Co to jest miłość

Czy to grzech

Wiosenny kaprys

Pusty śmiech

 

Cząstka przeżycia

Szara mgła

Postać niebycia

W sercu skra

 

Radość spełnienia

Szara nić

Szał uniesienia

Wieczne nic

 

Kabaret wrażeń

Myśli splot

Spełnienie marzeń

Ptasi lot

 

Kukułcze gniazdo

Pusty śmiech

Ściśnięte gardło

Mokry las łez

 

Burza wiosenna

Lodu szkło

Kochanka senna

Dobro i zło

 

Czy kocie oczy

Wschodzący świt

Światło przeźroczy

Prawda i mit

 

Uśmiech czy smutek

Przegrana noc

Czas niezabudek

Słoneczna moc

 

Już szara mgła

I pierwszy śnieg

I ty to ja

I ptaków śpiew

 

Wędrówki trop

I srogi mróz

Błąd przebaczenia

Splecenie dusz

 

Wrogość nienawiść

Wyznania zew

Zwyczajna szarość

I wichru wiew

 

Przeżycia radość

Czy chaos dnia

I wieczna szarość

Czy dobroć zła

 

Świat uniesienia

Cisza skarg

Czystość sumienia

Lunapark

 

Głos  oburzenia

Lament zła

Światło spojrzenia

Szara mgła

 

Co to jest miłość

Nagi grzech

Wiosenna zamieć

Pusty śmiech

 

Radość przeżycia

Serca kłam

Pustka niebycia

Śmiechu kram

 

Mitu fortuna

Pusty trzos

Śnieżna laguna

Ludzki stos

 

Co to jest miłość

Nie wiem sam

Czy serc zawiłość

Czy życia kłam?

 

             

 

                        Alusi na urodzinki 06. lutego 2017 r.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Znalezione obrazy dla zapytania wielka szperaZnalezione obrazy dla zapytania wielka szperaZnalezione obrazy dla zapytania wielka szperaZnalezione obrazy dla zapytania wielka szperaZnalezione obrazy dla zapytania wielka szpera

 

 

"WIELKA SZPERA" ŁÓDZKIM GETCIE

 

W  łódzkim getcie (Litzmannstadt Ghetto) wywieszono plakaty ogłaszające "Wielką Szperę". Nikt nie mógł opuszczać swego domu.

Córki i synów zabierano rodzicom, mordowano wszystkich chorych i ludzi, którzy skończyli 65 lat. Po "Wielkiej Szperze" w 1942 roku łódzkie getto ( Litzmannstadt Ghetto) zamieniło się obóz pracy.

Lolek Grynfeld przeżył Wielką Szperę. Był w środku tych dramatycznych wydarzeń, pracował w szpitalu przy ul. Łagiewnickiej 36. Wspomnienia tamtych dni wracają jak koszmarny sen.

- Wciąż nie mogę o tym spokojnie opowiadać - mówi Lolek Grynfeld, 89-letni mieszkaniec Holon koło Tel Awiwu, który urodził się w Łodzi, a potem został więźniem Litzmannstadt Ghetto.

 - Widziałem, jak zabijano malutkie dzieci, rozpacz ich rodziców... Zbliża się 70. rocznica Wielkiej Szpery. Ta nazwa pochodzi od niemieckiego Allgemeine Gehsperre, czyli całkowitego zakazu wychodzenia z domu.

To było jedno z najdramatyczniejszych wydarzeń w życiu więźniów Litzmannstadt Ghetto. Paweł Spodenkowicz z łódzkiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej, autor książki "Zaginiona dzielnica" poświęconej łódzkim Żydom, wyjaśnia, że deportacje więźniów getta do obozów zagłady przeprowadzono w sześciu etapach. "Wielka Szpera" była ostatnim z czterech z roku 1942. Ci, co pozostali, zostali wywiezieni na śmierć w dwóch etapach w roku 1944. - Pod koniec sierpnia 1942 roku Niemcy zażądali od żydowskiej administracji getta kontyngentu dzieci do lat 10 i dorosłych, którzy skończyli 65 lat - dodaje Paweł Spodenkiewicz. - Według dokładnie prowadzonych w getcie ewidencji, było 13 tysięcy takich osób. Ale jeszcze zanim nastąpiła Wielka Szpera, 1 i 2 września Niemcy zaczęli likwidować szpitale w getcie. Wywieźli z nich około tysiąca chorych. Za początek Wielkiej Szpery przyjmuje się datę 4 września. Wtedy miało miejsce pamiętne wystąpienie Chaima Rumkowskiego, przełożonego Starszeństwa Żydów w Litzmannstadt Ghetto. "Na nasze getto spadło wielkie nieszczęście - mówił. - Żądają od niego, by oddało najlepsze co posiada - dzieci i starych ludzi (...) Od chwili, gdy dowiedziałem się o naszym nieszczęściu jestem całkowicie załamany". Chaim Rumkowski wyjaśniał, że zażądano od niego 24 tysiące ofiar w ciągu ośmiu dni. Można było tę liczbę zmniejszyć do 20 tysięcy, pod warunkiem, że wysiedlone zostaną dzieci do 10 lat. Ale, że dzieci i starców było 13 tys. to uzupełniono tę liczbę chorymi... 5 września następuje ogłoszenie Wielkiej Szpery. Nikt nie ma prawa opuścić miejsca swego zamieszkania. Pod kamienice podjeżdżają ciężarówki z hitlerowcami oraz gettowską policją. - Niemcy mieli nadzieję, że tę selekcję dzieci i starszych osób załatwi żydowska administracja, z pomocą policji getta, strażaków i znanych z siły wozaków wożących mąkę, tak zwanej białej gwardii - tłumaczy Paweł Spodenkiewicz. - Obiecano im, że w zamian za to ocalą swoje dzieci. Postawiono ich przed diabelskim wyborem. Nie wiem jak sam zachowałbym się w tej sytuacji. Dlatego potępiam nie tych żydowskich policjantów, ale esesmanów, którzy stawiali ludzi przed takimi wyborami. Po pierwszym dniu szpery Niemcy zauważyli, że żydowska policja niezbyt gorliwie podchodzi do postawionego przed nią celu, więc wzięli sprawy w swoje ręce. Lolek Grynfeld niechętnie wspomina tamte wydarzenia, ale wie, że musi o nich mówić. Jest jednym z niewielu żyjących świadków tamtych tragicznych dni. Kiedy razem z mamą został przesiedlony do getta, zamieszkał w kamienicy przy ul. Lutomierskiej 14. Pracował najpierw jako listonosz. Któregoś dnia zaniósł list do prewentorium na Marysinie. Tam jedna z sióstr powiedziała, że musi dostarczyć poufną przesyłkę do głównej przełożonej centralnego szpitala przy ul. Łagiewnickiej 36. Kiedy zobaczyła go przełożona powiedziała, że wygląda na bystrego chłopca i może pracować u nich. Obiecała dodatkową zupę.

- Dodatkowa zupa to była wielka rzecz - opowiada Lolek Grynfeld. - Kompletowali siostry do szpitala. Ja chodziłem do ich domów, patrzyłem jak żyją, czy czysto mieszkają, oceniałem, czy nadają się do pracy w szpitalu. Potem dostał stałe zatrudnienie w centralnym szpitalu przy ul. Łagiewnickiej 36. Robił tam wszystko. Mył chorych, pracował w trupiarni, był gońcem. Gdy brakowało ludzi, siedział w izbie przyjęć, wypełniał za lekarzy dokumenty. - Nauczyłem się na pamięć 300 jednostek chorobowych po łacinie - wspomina. - Brali mnie na salę operacyjną. Mnie wszyscy lubili, ze wszystkimi się kolegowałem. Dostałem się nawet do biura szpitala. 1 2 › » Tagi: wielka szpera Litzmannstadt ghetto łódzkie getto getto łódź Wielka Szpera Łódź

Niedługo przed Wielką Szperą Lolek zachorował na żółtaczkę. Ale dwa tygodnie miał czekać na miejsce w szpitalu. Termin nadszedł na początku września. Matka, która pracowała w resorcie papierniczym odprowadzała go na ul. Łagiewnicką. Pod drodze spotkali siostrę z jego szpitala. Powiedziała im, żeby wracali.

- Niemcy ładują chorych na ciężarówki i wywożą! - ostrzegła pielęgniarka z centralnego szpitala. Lolek kazał matce wracać do domu. Sam ubrany w biały fartuch poszedł do szpitala. Nie wiedział, że rozpoczęła się Wielka Szpera....

Potem widział straszne rzeczy. Na ul. Łagiewnickiej 36 był punkt zborny, gdzie przywożono dzieci i starców z całego getta. Widział ciężarówki, do których ładowano przestraszonych ludzi, bitych, poniewieranych. Niektórzy próbowali uciekać. Niemcy strzelali do nich jak do kaczek. Na ul. Łagiewnickiej 37 znajdował się szpital dziecięcy. Dzieci wyrzucano z okien.

- Najpierw wyrzucano pierzyny, a potem dzieci - opowiada Lolek. - Wiele z nich było noworodkami. Widziałem jak ze szpitala wybiegła jedna z dziewczynek. Jeden z esesmanów strzelił do niej z zimną krwią. Był to Günter Fuchs, na którego procesie zeznawałem po wojnie.

W szpitalu w tym czasie leżał kuzyn Lolka, Moniek Lisser, syn siostry jego matki. Miał kłopoty z nerkami. Lolek poszedł go szukać. Liczył, że uda mu się go ukryć. Ale Mońka już niestety nie było...

Przez całą "Wielką Szperę" bał się o matkę, która została w kamienicy przy ul. Lutomierskiej. Miała tylko 42 lata, ale była schorowana, wyglądała na starszą. Naprzeciw znajdowała się straż ogniowa. Pracował w niej kolega Lolka. Umówił się z nim, że będzie dzwonił do niego ze szpitala i pytał czy jest bezpiecznie. Matka wiedziała, że razie niebezpieczeństwa ma wywiesić czerwoną płachtę. Na początku września 1942 roku ta płachta pojawiła się w oknie. Lolek pobiegł na ul. Lutomierską. Mieszkańcy kamienicy stali w rzędzie. Mama też. W kolejce do selekcji. Lolek ustawił się przy niej. Niemiec, który dokonywał selekcji, zapytał chłopaka co tu robi. Odpowiedział, że pracuje w szpitalu, ale idzie z matką. Esesman kopnął go w tyłek i razem z matką przesunął na stronę życia...

Nieżyjący już Julian Baranowski, wielki znawca tematyki Litzmannstadt Ghetto w swojej książce "Vademecum getta" cytuje wspomnienia 18-letniego wtedy Dawida Sierakowiaka: "Po drugiej (...) zajechały na naszą ulicę rolwagi z komisjami lekarskimi, policjantami, strażakami, pielęgniarkami, którzy rozpoczęli brankę. Zamknięto dom naprzeciwko nas (ul. Spacerowa 8), skąd po półtorej godzinie wydobyto troje dzieci. Krzyki, walka i płacz matek oraz całej asystującej ulicy były nie do opisania. Rodzice zabieranych dzieci formalnie szaleli...".

Paweł Spodenkiewicz opowiada, że podczas "Wielkiej Szpery" dochodziło do dantejskich scen. Rodzice nie chcieli oddać dzieci. Wielu szło za nimi. Inni próbowali uciekać z synami, córkami.

- Przeanalizowałem Kronikę Getta i oszacowałem na podstawie statystyki pochówków, że zastrzelono około 200 rodziców, którzy nie chcieli oddać swych dzieci - mówi Paweł Spodenkiewicz.

 

Od 3 do 12 września 1942 roku do obozu w Chełmnie nad Nerem wywieziono 15,6 tysiąca dzieci, starców i chorych. Dzieci pracowników administracji pozostały. Z tych urodzonych na terenie getta uratowano kilkoro, m.in. syna Borucha Praszkiera, szefa wydziału ds. poruczeń, zaprzyjaźnionego z Rumkowskim. Rumkowski akceptował listy osób przeznaczonych do wywózki do obozu w Chełmnie. Powołał też tzw. komisję wysiedleń. Przewodniczącym był Stanisław Jacobson, prezydent sądu. Policja przyprowadzała wytypowane osoby do punktów zbiorczych, głównie do centralnego więzienia przy ul. Czarneckiego. Stamtąd byli odprowadzani na stację Radegast.

Wywózka z września 1942 roku zakończyła proces przekształcania getta w jeden olbrzymi obóz pracy. Ograniczono liczbę pracowników żydowskiej administracji, która wcześniej liczyła 14 tysięcy urzędników, policjantów, listonoszy, tramwajarzy. Większość więźniów getta musiała pracować w rozmaitych zakładach.

Potem na prawie dwa lata wstrzymano wywózki do obozów zagłady. Decyzja o ostatecznej likwidacji Litzmannstadt Ghetto zapadła w maju 1944 roku. Wtedy odpowiedni rozkaz wydał Heinrich Himmler. W czerwcu przystąpiono do realizacji tego rozkazu. Ruszyły transporty do Chełmna nad Nerem. Od 23 czerwca do 15 lipca wywieziono ponad 7170 osób. Potem zaprzestano wywózek. Ale tylko do 1 sierpnia 1944 roku .

- Ścierały się wtedy koncepcje o to co zrobić z gettem, które zaopatrywało dwie dywizje armii niemieckiej - opowiadał Julian Baranowski. - Albert Speer, odpowiedzialny za gospodarkę wojenną Rzeszy, minister amunicji i uzbrojenia, spowodował że deportacje wstrzymano. Wybuch Powstania Warszawskiego sprawił, że transporty znów ruszyły i powrócono do ostatecznej likwidacji getta. Chaim Rumkowski został poinformowany o wznowieniu "ewakuacji w głąb III Rzeszy"... Na nic zdały się apele Rumkowskiego i władz niemieckich, by ludzie zgłaszali się dobrowolnie do transportów. Zgłosiło się tylko kilkadziesiąt osób. Rozpoczęły się łapanki, blokady ulic. Ta akcja trwała 20 dni. Tyle, że od sierpnia wagony z ludźmi ze stacji Radegast nie jechały już do Chełmna nad Nerem, ale do Auschwitz-Birkenau.

Kolaborant niemiecki, szef łódzkiego Judenratu (Rady Żydowskiej)  Chaim Rumkowski  (wyraził zgodę na "Wielką Szperę" grożąc rodzicom śmiercią i innymi karami.

 

Dokumenty, źródła, cytaty:

 

http://www.dzienniklodzki.pl/artykul/647617,70-lat-temu-w-lodzkim-getcie-rozpoczela-sie-wielka-szpera,id,t.html 

 

 

 

Znalezione obrazy dla zapytania TREBLINKA

TREBLINKA BOHATEROWIE W RATOWANIU ŻYDÓW

 Edward Kopówka i ks. Paweł Rytel-Andrianik udokumentowali ofiarę ponad 310 Polaków (w tym 18 księży) z rejonu Treblinki, którzy oddali życie za pomoc Żydom, oraz dokonania 335 osób odznaczonych medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata.

Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, jak wielkie szkody przynoszą "rewelacje" Jana Tomasza Grossa dla wizerunku Polski w świecie. Wielu historyków zniechęca się do podejmowania badań dotyczących relacji polsko-żydowskich w obawie, że ich ustalenia i tak nie przebiją się przez medialny zgiełk nabudowany na antypolskich stereotypach.

Tym bardziej cieszy wydana przez Wydawnictwo Sióstr Loretanek książka "Dam im imię na wieki. Polacy z okolic Treblinki ratujący Żydów" (Oksford - Treblinka 2011) autorstwa Edwarda Kopówki, kierownika Muzeum w Treblince, i ks. Pawła Rytla-Andrianika, będąca rzetelnym studium historycznym ukazującym zupełnie inny od grossowego obraz Narodu Polskiego.
Treblinka należy do jednych z najbardziej symbolicznych miejsc zagłady Żydów i Romów (ocenia się, że zginęło tam ponad 800 tys. ludzi). 1 września 1941 r. zapadła decyzja Niemców o powołaniu do życia obozu pracy Treblinka I, dodajmy obozu przeznaczonego głównie dla Polaków.

Od 23 lipca 1942 r. do 19 sierpnia 1943 r. działał tam również obóz zagłady przeznaczony głównie dla Żydów i Romów (Treblinka II). Obóz ten zasłynął również tym, że 2 sierpnia 1943 r. wybuchło tam powstanie, nastąpiła wielka ucieczka więźniów (udało się uciec ok. 200 osobom).

Na skutek tego w tym samym roku Niemcy podjęli decyzję o likwidacji obozu. Okoliczna ludność przeżywała gehennę, gdyż poddawana była nieustannej presji okupantów. Zdarzały się przykłady demoralizacji, ale o wiele ważniejsze były działania altruistyczne wielu mieszkańców tego terenu.
Co ważne, Treblinka stała się też jednym z symbolicznych miejsc w ostatniej publikacji Jana Tomasza Grossa, w której stara się on wykazać rzekome zezwierzęcenie okolicznej ludności, która jakoby obłowiła się na okradaniu ofiar Holokaustu, organizując tzw. "złote żniwa". Niestety jego opis Polski i Polaków jest w świecie uznawany za prawdziwy.
Oczywiście nie tylko Gross przyczynił się do takiego obrazu Polski, wiele nieprzychylnych nam mediów wciąż powtarza rewelacje o "polskich obozach koncentracyjnych".

Wszystko to odbywa się na kanwie tzw. światowej polityki historycznej. Na tej płaszczyźnie toczy się dziś nieustanna wojna. Można to zaobserwować chociażby w kwestii stosunków polsko-rosyjskich (sprawa katyńska, kwestia jeńców sowieckich 1920 r. itp.), widać to bardzo mocno w sprawie obciążania winą Polaków za Holokaust.
Tymczasem omawiana publikacja Biblioteki Drohiczyńskiej jest niezwykle cennym źródłowym materiałem pokazującym zupełnie inny obraz społeczeństwa polskiego. Rejon Treblinki nie był objęty szerszym zakresem działań Żegoty, tak więc pomoc Żydom, jaka tu była organizowana, miała charakter bardziej spontaniczny. Autorzy recenzowanej publikacji udokumentowali ofiarę ponad 310 Polaków (w tym 18 księży) z tamtego rejonu, którzy oddali życie za pomoc Żydom, oraz dokonania 335 osób odznaczonych medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata. Widzimy zatem, że książka "Dam im imię na wieki" jest owocem niezwykle ofiarnej, kilkunastoletniej pracy badaczy.
Książka składa się z dwóch części - pierwsza zawiera listę osób z krótkim opisem charakterystyki pomocy. Druga część poświęcona jest szerszemu opisowi wybranych postaci. Na końcu mamy relacje świadków - byłych więźniów Treblinki I oraz okolicznych mieszkańców. Obszar badań dotyczył 15 powiatów będących w sąsiedztwie obozu.

Jak podkreślają autorzy, książka ta nie ma wymiaru polemicznego, ale ma charakter faktograficzny. Nie ulega jednak wątpliwości, że ciężar tych faktów sam przez się skłania do refleksji polemicznych. Wszak autorzy zajęli się bardzo wąskim wycinkiem działalności pomocowej ludności polskiej. Jednak nawet to budzi podziw, a zarazem zdziwienie, że piszący o stosunkach polsko-żydowskich Jan Tomasz Gross nie zbadał i nie przedstawił w swojej pracy tych dokonań.

Tym bardziej zestawienie siły faktu prezentowanego w książce z postmodernistyczną narracją Grossa musi szokować.
Należy podkreślić, że prezentowane w recenzowanej publikacji materiały źródłowe zostały gruntownie zweryfikowane, choć autorzy nie zdołali wyczerpać wszystkich źródeł.

W Muzeum Walki i Męczeństwa w Treblince jest jeszcze dużo materiałów nieopracowanych, które z pewnością dopełniłyby obrazu zaangażowania Polaków w pomoc Żydom w rejonie Treblinki.
Dokumenty przedstawione w książce "Dam im imię na wieki" mówią zatem z jednej strony o zagładzie ludności żydowskiej, ale z drugiej - o bohaterstwie tych Polaków, którzy oddawali życie, ratując Żydów.

Mało kto dzisiaj wie, szczególnie na Zachodzie, jakie kary groziły Polakom za pomoc ludności żydowskiej i jakie ofiary poniesiono. Na bazie rozporządzenia generalnego gubernatora Hansa Franka z 15 października 1941 r. przewidywano karę śmierci dla Żyda, który ucieknie z getta, ale taka sama kara groziła Polakom, którzy udzielali pomocy Żydom.

Takiego prawa nie było w zachodniej Europie, a jednak skala pomocy dla ludności żydowskiej była w Polsce o wiele większa niż na Zachodzie.
Omawiana publikacja dowodzi jeszcze jednego, mianowicie tego, że Polacy byli narodem, który obok narodu żydowskiego wycierpiał bodaj najwięcej w czasie II Wojny Światowej.

Podkreślił to Papież Benedykt XVI, który pielgrzymując do Polski w 2006 roku, powiedział (w Auschwitz, 28 maja): "Jan Paweł II był tu jako syn polskiego narodu. Ja przychodzę tutaj jako syn narodu niemieckiego i dlatego muszę i mogę powtórzyć za moim poprzednikiem: Nie mogłem tutaj nie przybyć. Przybyć tu musiałem. Papież Jan Paweł II pielgrzymował tu jako syn narodu, który obok narodu żydowskiego najwięcej wycierpiał w tym miejscu i ogólnie podczas wojny" (s. 32).
W świecie, w którym jest moda na antypolską historiografię, na uproszczenia w stylu: "polski obóz zagłady", tego rodzaju prace dokumentacyjne jak książka Edwarda Kopówki i ks. Pawła Rytla - Andrianika mają o wiele większe niż doraźno-propagandowe znaczenie.  

Do nich można wracać po wielu nawet latach, gdyż prawda się "nie przedawnia". Przedawniają się zaś kłamliwe nowinki propagandowe. Dlatego każdy wysiłek badawczy pokazujący prawdę o tamtych czasach ma potężne znaczenie dla współczesnych i przyszłych pokoleń Polaków.

Tylko bowiem tak możemy uratować pamięć o naszych przodkach i tylko tak możemy uratować narodową dumę i honor.

E. Kopówka, ks. P. Rytel-Andrianik, Dam im imię na wieki (Księga Izajasza 56, 5). Polacy z okolic Treblinki ratujący Żydów, Wydawnictwo Sióstr Loretanek, Oksford - Treblinka 2011.

 

Dokumenty, źródła, cytaty:

 

http://www.katolickie.media.pl/publikacje/autorski-przeglad-mediow/2747-prof-mieczysaw-ryba-przemilczani-bohaterowie-z-treblinki


http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110809&typ=my&id=my07.txt (kn)

 

www.katolickie.media.pl

Copyright © 2012. All Rights Reserved.

Designed by JAND Andrzej Skrabek.

 

 

Znalezione obrazy dla zapytania O KRÓLEWNIE PIZDOLONEJ

BAŚŃ O TRZECH BRACIACH I KRÓLEWNIE

ALEKSANDER FREDRO   

    Mrok wieczorny — babcia siwa

    przy kominku głową kiwa.

    Nos jak haczyk, okulary,

    Coś pierdoli babsztyl stary.

    Snuje bajdy niestworzone,

    O królewnie Pizdolonie,

    O trzech braciach jak niewielu,

    O matuli ich z burdelu,

    Opowiada stare dzieje…

    A na dworze wicher wieje.

Czytaj więcej: BAŚŃ O TRZECH BRACIACH I KRÓLEWNIE

Podkategorie

Polscy Żydzi krytykują klip amerykańskiej fundacji. "Określenie »polski  Holokaust« jest kłamliwe" - Polsat News

 ALIANCI BYLI GŁUSI NA LOS MORDOWANYCH ŻYDÓW

 Zmęczony biernością aliantów w czerwcu 1942 r. gen. Władysław Sikorski na falach rozgłośni BBC wygłosił dramatyczny apel do Anglików o podjęcie działań w celu zapobieżenia trwającej w Polsce zagładzie Żydów. Jego radiowe przemówienie rozesłane zostało później jako nota dyplomatyczna do wszystkich rządów sprzymierzonych.

Aleksander Szumański - Oskarżenia określonych kół żydowskich w Stanach Zjednoczonych, jak też Żydowskiego Instytutu Historycznego w Warszawie pod kierownictwem Pawła Śpiewaka o świadome mordowanie i grabienie mienia Żydów przez Polaków w czasie okupacji niemieckiej w Polsce zakrawa na jawne pogwałcenie polskiej racji stanu, zwłaszcza jeżeli zestawi się to z opiniami przekazywanymi w latach 1945-47 przez żydowską prasę amerykańską, a obecnie wrogi Polsce, Polakom i polskości żydowski „New York Times”.

Czytelnicy polscy w kraju ciągle za mało znają alarmujące ostrzeżenia głośnego polonijnego autora profesora Iwo Cypriana Pogonowskiego. Ten najwybitniejszy dziś wśród Polaków żyjących na Zachodzie znawca problematyki żydowskiej jest autorem opublikowanego już w dwóch wydaniach monumentalnego dzieła dokumentalnego "Jews in Poland" („Żydzi w Polsce”), ze wstępem znanego sowietologa żydowskiego pochodzenia - profesora Richarda Pipesa.

Profesor Iwo Cyprian Pogonowski od kilku lat wytrwale i systematycznie ostrzega przed tym, co robią niektórzy bardzo wpływowi Żydzi zagraniczni, zwłaszcza amerykańscy, dla przyczernienia obrazu polskiej historii i upokorzenia Polaków. Zdaniem profesora Igo Pogonowskiego wszystko jest tylko grą wstępną zmierzającą do ułatwienia nacisków na wypłatę przez Polskę jak najwyższych „odszkodowań za żydowskie mienie". Przed tym ostrzegał wybitny żydowski politolog w USA Norman Finkelstein (autor „Przedsiębiorstwa Holocaust).

W wywiadzie dla „Rzeczpospolitej" Norman Finkelstein powiedział, że Światowy Kongres Żydów chce szantażem zmusić Polskę do wypłaty 65-67 miliardów dolarów lobby żydowskiemu w Ameryce tytułem restytucji mienia żydowskiego w Polsce. W tym celu robi się wszystko, by upokorzyć Polskę, czym wprost otwarcie zagroził naszemu krajowi już parę lat temu jeden z czołowych przywódców żydowskich.

Za jeden z istniejących przejawów tego typu propagandy wymierzonej w Polskę Pogonowski uznał całokształt twórczości Jana Tomasza Grossa, zwłaszcza jego eseje "Upiorna dekada" oraz książki „Sąsiedzi”, „Strach”, „Złote żniwa”.

W ocenie prof. Pogonowskiego: „Propaganda Grossa pomaga EKSTREMISTYCZNYM ugrupowaniom żydowskim w ich próbach wymuszania od rządu polskiego haraczu za zbrodnie dokonane w Polsce przez Niemców, Sowietów i pospolitych kryminalistów.”

Aby uzyskać nakreślone wyżej cele, prowadzi się akcję ciągłego prowokowania Polaków przez kolejne agresywne zachowania. Przykłady takich działań to: usunięcia krzyża papieskiego w Oświęcimiu, próby usunięcia krzyża z Sejmu, ścięcie krzyża papieskiego na krakowskich Błoniach (antychrześcijański i antypolski akt kard. Stanisława Dziwisza i prezydenta Krakowa prof. Jacka Majchrowskiego), plany ścięcia krzyża na Giewoncie, usunięcie krzyża w Stalowej Woli i wszystkich krzyży ze Wzgórza Trzech Krzyży w Przemyślu, czy też decyzja szefa radomskiej policji Karola Szwalbego, który kazał usunąć krzyże w podległych mu komisariatach. Urządza się z inicjatywy Bronisława Komorowskiego i za zezwoleniem Hanny Gronkiewicz-Waltz lewackie awantury pod Pałacem Prezydenckim, etc. Podobnym celom służy stwarzanie różnego typu antypolskich „faktów prasowych", nagłaśnianie różnych rzekomych incydentów antyżydowskich, tak jak wymyślona afera z rzekomymi „antysemickimi" wystąpieniami na Majdanku. W Oświęcimiu odbywają się coroczne pochody wrogiej Polsce młodzieży izraelskiej, wychowywanej na żydowskim dekalogu Jerzego Kosińskiego „Malowany ptak”.

Jak to było możliwe, iż po dokonanym w 1940 roku przez NKWD ludobójstwie w Katyniu świat był o tej zbrodni informowany fałszywie lub w ogóle tego tematu nie poruszano?

Jak to było możliwe, iż alianci: Wielka Brytania i USA w czasie II wojny światowej nie uczyniły niczego, aby przeszkodzić Hitlerowi w dokonaniu zagłady Żydów, ponadto ukrywali przez lata prawdę o Katyniu?

70 lat temu polski rząd w Londynie poinformował aliantów o masowym mordowaniu Żydów przez Niemców. Przez kolejne lata żądał podjęcia działań, które powstrzymałyby, lub uniemożliwiły Niemcom dokonania Holocaustu. Bez efektu. Owo milczące przyzwolenie światowych potęg na eksterminowanie obywateli polskich, również pochodzenia żydowskiego, to do dzisiaj wstydliwa i niewyjaśniona karta historii. Trudno się dziwić, że w państwach tych dziś ochoczo wspiera się próbę przerzucenia na Polaków współodpowiedzialności za Holocaust. Lansuje się tezy, że w czasie wojny Polacy mieli rzekomo współdziałać z niemieckimi okupantami, korzystać finansowo z Zagłady (obrzydliwa teza Jana Tomasza Grossa) lub przynajmniej biernie przyglądać się rzezi współobywateli. Fakty są oczywiście inne, to właśnie Polacy z narażeniem własnego życia i swoich rodzin ratowali Żydów i domagali się podjęcia przez aliantów działań, które położą kres ludobójstwu.

Tymczasem dwaj najwięksi alianci Wielka Brytania i USA świadomie postanowiły nie reagować w sprawie zagłady Żydów. Już na początku 1940 roku dowództwo konspiracyjnego Związku Walki Zbrojnej poinformowało polski rząd w Londynie o prześladowaniu ludności żydowskiej. Premier i Wódz Naczelny Władysław Sikorski podzielił się tą informacją z premierem Wielkiej Brytanii Winstonem Churchilem i brytyjskim ministrem spraw zagranicznych Anthony Edenem.

W kwietniu 1940 r. Niemcy zdecydowali o utworzeniu obozu Auschwitz–Birkenau (Oświęcim–Brzezinka). Parę miesięcy później zaczęto tam zwozić polskich więźniów politycznych, a dopiero w następnej kolejności Żydów.

Aby poznać prawdę na temat sytuacji w Auschwitz, potrzebne były dokładne i bezpośrednie relacje, co tak naprawdę się dzieje w tym obozie zagłady. W połowie 1940 r. podporucznik Witold Pilecki, współzałożyciel Tajnej Armii Polskiej, jednej z konspiracyjnych organizacji, scalonej później ze strukturami Podziemia Niepodległościowego - Armii Krajowej, przedstawił plan przedostania się do Auschwitz. Celem akcji było zebranie pełnych informacji na temat funkcjonowania obozu i zorganizowanie w nim ruchu oporu. 19 września 1940 r. Pilecki dobrowolnie dał się ująć Niemcom podczas łapanki w Warszawie, aby trzy dni później jako Tomasz Serafiński znaleźć się w obozie.

To właśnie on przekazywał pierwsze źródłowe informacje o ludobójstwie, które zaczęło się w Auschwitz. Jego sprawozdanie poprzez konspiracyjną komórkę „Anna” w Szwecji zostało przesłane do Londynu. Z owego sprawozdania wynika m.in. jednoznacznie, iż jedynym sposobem ucieczki z Auschwitz był komin krematoryjny.

Nie istniały żadne zwolnienia przez Międzynarodowy Czerwony Krzyż, czy też przez komisję lekarską, jak kłamliwie podaje o swoim zwolnieniu na skutek rzekomej interwencji Międzynarodowego Czerwonego Krzyża, doradca Tuska „profesor” Władysław Bartoszewski. Czy niemiecka obozowa komisja lekarska w Oświęcimiu „zwolniłaby” z obozu chorego, obrzezanego Żyda? Zapewne tak - przez komin krematoryjny. „Zwolnienia” Żydów z obozu wyjaśnia raport Witolda Pileckiego.

W posiadaniu Józefa Rosołowskiego prezesa Polskiego Związku Byłych Więźniów Politycznych Hitlerowskich Więzień i Obozów Koncentracyjnych znajduje się oryginał raportu Witolda Pileckiego. http://www.polandpolska.org/dokumenty/witold/raport-witolda-1945.htm (link is external)

Wiosną 1941 r. Sikorski nasilił działania informujące aliantów i światową opinię o trwającym dramacie Żydów. 3 maja 1941 r. gen. Władysław Sikorski wystosował notę w języku francuskim, angielskim i hiszpańskim zatytułowaną „German occupation in Poland”, w której informował o eksterminacji Żydów. Informacje te były później wielokrotnie powtarzane przedstawicielom rządów Wielkiej Brytanii i USA. Jesienią 1941 r. władze III Rzeszy postanowiły „ostatecznie rozwiązać kwestię żydowską”. W praktyce oznaczało to wymordowanie wszystkich Żydów.

Komenda Główna AK dysponowała informacjami, że w obozie w Chełmnie trwa masowe mordowanie Żydów za pomocą spalin w zamkniętych ciężarówkach! Również i o tej sprawie w grudniu 1941 r. zostali poinformowani przedstawiciele zachodnich rządów. Na przełomie lat 1941–1942 rząd Sikorskiego czynił wszystko co mógł, aby zmusić aliantów do działania. Polskie Ministerstwo Informacji wydało specjalną broszurę dotyczącą Zagłady – „Bestialstwo nie znane dotąd w historii”.

Zmęczony biernością aliantów w czerwcu 1942 r. gen. Władysław Sikorski na falach rozgłośni BBC wygłosił dramatyczny apel do Anglików o podjęcie działań w celu zapobieżenia trwającej w Polsce zagładzie Żydów. Jego radiowe przemówienie rozesłane zostało później jako nota dyplomatyczna do wszystkich rządów sprzymierzonych. Bezdyskusyjnych dowodów trwającej zagłady Żydów dostarczyła misja Jana Karskiego (właściwie Jana Kozielskiego), który na polecenie polskich władz udał się do okupowanego kraju. Karski dwukrotnie przedostał się do getta warszawskiego, przebywał również dwukrotnie w obozie przejściowym w Izbicy.

 

Jesienią 1942 r. powrócił do Wielkiej Brytanii, gdzie jako naoczny świadek opowiedział o eksterminacji Żydów. W oparciu o przywiezione przez Karskiego dokumenty w grudniu 1942 r. minister spraw zagranicznych Edward Raczyński przygotował i przedstawił aliantom szczegółowy raport o Holocauście. Karski został przyjęty również przez prezydenta Stanów Zjednoczonych F.D. Roosevelta. Jan Karski spotkał się w Ameryce z wieloma wybitnymi osobistościami Ameryki – politykami – przedstawicielami mediów i świata artystycznego. Wszędzie apelował o ratunek dla zabijanych Żydów. Bez rezultatu.

10 grudnia 1942 r. Sikorski wydał kolejną notę do Narodów Zjednoczonych, w której nawoływał do przeciwstawienia się trwającej eksterminacji „obywateli polskich żydowskiego pochodzenia”. Noty dyplomatyczne poświęcone losom ludności żydowskiej wysyłał dwukrotnie do rządów sprzymierzonych ambasador RP w Londynie Edward Raczyński. Z podobnym apelem do międzynarodowej społeczności zwróciła się także Polska Rada Narodowa w Londynie.

18 grudnia 1942 r. Prezydent Rzeczypospolitej Władysław Raczkiewicz wezwał papieża Piusa XII do przerwania milczenia i wzięcia w obronę mordowanych Żydów i Polaków. W Polsce jako jedynym państwie okupowanym przez Niemcy za pomoc Żydom groziła kara śmierci. Zabijano nie tylko „winowajców”, ale także ich rodziny. Mimo to od samego początku władze Polski Podziemnej zaangażowały się w pomoc.

Już od początku 1941 r. w Komendzie Głównej Armii Krajowej istniał Referat Żydowski, który zbierał informacje o losach polskich Żydów. 4 grudnia 1942 r. została założona Rada Pomocy Żydom „Żegota” jako kontynuacja działającego od września 1942 r. Tymczasowego Komitetu Pomocy Żydom.

Przy Delegacie Rządu RP na Kraj działała Rada Pomocy Żydom – polska humanitarna organizacja podziemna działająca w latach 1942-1945, jako organ polskiego rządu na uchodźstwie, której zadaniem było organizowanie pomocy dla Żydów w gettach oraz poza nimi. Rada działała pod konspiracyjnym kryptonimem Żegota.

W marcu 1943 r. powołano Referat Żydowski w ramach Delegatury Rządu na Kraj, który m.in. przekazywał „Żegocie” fundusze na akcje pomocy i przesyłał raporty dla rządu w Londynie. Gdy w nocy z 26 na 27 kwietnia 1943 r. Pilecki uciekł z Auschwitz, przekazał na zachód kolejne dowody na trwające tam ludobójstwo Żydów. Polacy rozważali także desperacki atak na Auschwitz (broniło go 8 tys. esesmanów), aby zwrócić uwagę na zagładę Żydów.

W lipcu 1943 r. „Żegota” wystosowała propozycję, aby rząd w Londynie zwrócił się oficjalnie do aliantów z prośbą o wymianę ludności żydowskiej na obywateli niemieckich.

Także Kościół katolicki nie pozostał obojętny na Holocaust. 14 grudnia 1942 r. przebywający w Londynie biskup włocławski Karol Radoński ostro potępił w radiowym przemówieniu działania Niemców – „jeżeli chodzi o ludność żydowską to męka jej przewyższa wszystko co cokolwiek nienawiść i dzikość ciemiężcy zdolna jest wymyślić[…] jako biskup polski z całą stanowczością potępiam zbrodnie dokonywane na ludności żydowskiej”.

Papież Pius XII uratował więcej Żydów niż wszyscy inni polityczni i religijni przywódcy świata razem wzięci. Izraelski historyk i dyplomata Pinchas Lapide szacował, że Pius XII ocalił blisko 900 tysięcy ludzi! „Zrobiłem kiedyś szacunki i oznacza to, że 20 procent żyjących obecnie na świecie Żydów istnieje dzięki niemu” – Powiedział Pinchas Lapide.

To Pius XII nakłaniał admirała Miklosa Horthy'ego, żeby powstrzymał deportacje węgierskich Żydów do Auschwitz. Tylko ta interwencja uratowała 200 tysięcy ludzi.

Rządy USA i Wielkiej Brytanii były głuche na informacje o zagładzie Polaków i obywateli polskich pochodzenia żydowskiego w Polsce. Noty polskiego rządu spotykały się z obojętnością. Gdy na początku grudnia 1942 r. gen. Władysław Sikorski po raz kolejny nawoływał do zniszczenia bombami torów dojazdowych, komór gazowych i krematoriów w obozach zagłady w okupowanej Polsce, Churchill enigmatycznie obiecywał zająć się tą kwestią. Fakty są takie, że techniczne naloty na teren Oświęcimia były możliwe od 1942 r., a w 1944 r. przeprowadzano je regularnie. W 1944 r. o bombardowanie szlaków komunikacyjnych do niemieckich obozów zagłady prosili już nie tylko Polacy, ale także amerykańskie organizacje żydowskie.

Brytyjczycy posiadali informacje na temat zagłady Żydów nie tylko od Polaków. Na przykład udało im się przechwycić depesze chilijskiego konsula w Protektoracie Czech i Moraw, które donosiły o początkach zagłady Żydów. Churchill nie tylko milczał. Firmował bowiem politykę brytyjskich władz w Palestynie, które skrupulatnie pilnowały, aby nie napływali do niej uciekający przed Holocaustem europejscy Żydzi. Gdy w grudniu 1940 r. do brzegów Palestyny dopłynął statek „Salvador” z kilkuset nielegalnymi imigrantami, brytyjskie władze nie pozwoliły mu dopłynąć do Haify. Statek zatonął. Takich incydentów na palestyńskim wybrzeżu w latach 1940–1942 było wiele.

Aby zrozumieć obojętność Brytyjczyków trzeba znać realia tamtej epoki. Nie tylko Niemcy uważali się za lepszych rasowo (rasę panów). Podobnie uważali Brytyjczycy. Churchill wielokrotnie powtarzał we are superior (jesteśmy najlepsi). Dla brytyjskiej elity Żydzi, Arabowie, Hindusi, murzyni byli jedynie lesser races, czyli niższymi rasami. Sprawa zagłady Żydów zwyczajnie nie dotyczyła Brytyjczyków.

Podobnie zachowywał się rząd USA i amerykańskie elity. Prezydent Franklin. D. Roosevelt po prostu zabijał milczeniem polskie wołania o położenie kresu zagładzie. Roosevelt był skutecznym, cynicznym politykiem. Warto przypomnieć, że zgodził się, aby Stalin przypisał Niemcom odpowiedzialność za mord w Katyniu, bo nie chciał tłumaczyć wyborcom, dlaczego pomagają jednemu zbrodniarzowi w walce z drugim.

W sprawie Holocaustu Roosevelt dostrzegał zagrożenie dla swojego wizerunku. Wiedział bowiem, że gdyby podjął jakiekolwiek działania, mogłyby być przez opinię publiczną uznane za niewystarczające. Dlatego właśnie wolał milczeć. Gdy pod koniec października 1943 r. do Białego Domu przybyła delegacja amerykańskich rabinów, Roosevelt wymknął się potajemnie z Białego Domu, aby po raz kolejny uniknąć rozmowy na ten temat. O tym, że była to przemyślana polityka, świadczą działania amerykańskiego Departamentu Stanu.

Na początku 1943 r. urzędnicy odcięli amerykańskiej prasie dostęp do informacji o Zagładzie, jakie napływały od środowisk żydowskich ze Szwajcarii. Kilka tygodni później na tajnej konferencji amerykańsko-brytyjskiej na Bermudach podjęto decyzję, że alianci nie podejmą specjalnych działań, aby przerwać Zagładę. Przebieg tej konferencji do tej pory owiany jest tajemnicą. Dokumenty brytyjskie wciąż pozostają tajne. Amerykańskie odtajniono w niewielkim stopniu.

Rządy USA i Wielkiej Brytanii tylko raz oficjalnie odniosły się do Zagłady. 17 grudnia 1942 roku wydały notę dyplomatyczną, że po wojnie „winni nie unikną odpowiedzialności”. O ile Amerykanie i Brytyjczycy zwyczajnie ignorowali Holocaust, to trzeci co do ważności aliant zachodni - Francuzi brali w nim czynny udział.

Francuski rząd Vichy od samego początku starał się „zaimponować” Niemcom swoim antysemityzmem. Jeszcze w październiku 1940 r. z III Rzeszy do Francji przetransportowano sześć tysięcy Żydów. W tym samym miesiącu wdrożono antyżydowskie ustawodawstwo i rozpoczęto prześladowania. Żydom zakazano wykonywania określonych zawodów, a Żydów-cudzoziemców internowano w obozach. Po tym nastąpiła rejestracja i konfiskata majątków.

Władze Vichy były gotowe zintensyfikować prześladowania Żydów, byle tylko odebrana im własność trafiła do Francuzów. Władze Vichy same organizowały transporty do Auschwitz. Pierwszy z nich ruszył do Polski 27 marca 1942 r., zaś ostatni odjechał w lipcu 1944 r., już po lądowaniu aliantów w Normandii. Amerykański historyk Robert Paxton przekonywał w wydanej w 1972 r. książce „Francja Vichy”, że Niemcy utrzymywali we Francji znikome siły okupacyjne, bo większość zadań wykonywali sami Francuzi. Najlepszym komentarzem do całej sprawy jest spór pomiędzy francuskimi kolejami państwowymi a rządem o rachunki za wywóz Żydów do obozów śmierci w Polsce. Ponieważ nie zapłacił ich rząd Vichy, władze firmy domagały się uregulowania rachunków za tę usługę jeszcze rok po zakończeniu wojny. Te fakty wyglądają ciekawie na tle publikacji współczesnych mediów francuskich, piętnujących rzekomy polski antysemityzm i „polskie obozy zagłady”.

 

TEKST UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „WARSZAWSKA GAZETA” 20 WRZEŚNIA 2013 r.