Image result for adrian maliniak dlugopis

CZTERY UPADKI ANDRZEJA DUDY. ILE RAZY JESZCZE WYWIESI BIAŁĄ FLAGĘ?

Autor Marcin Hałaś "Polska Niepodległa", "Głos" Toronto

 Prezydent Andrzej Duda na pewno potrafi zjednywać sobie sympatię. Jest dobrym mówcą. Ale jednocześnie czasami lubi „wskakiwać w buty” Unii Wolności - partii, do której notabene należał. W takich butach łatwo się potknąć lub wręcz upaść. Właśnie Duda „wsadził” na minę zarówno Prawo i Sprawiedliwość, jak i siebie samego. Chodzi oczywiście o propozycję pytań, jakie prezydent chciałby zadać w konsultacyjnym referendum w sprawie nowej konstytucji. Wyśmiewają i zarazem merytorycznie krytykują je już chyba wszyscy - z wyjątkiem samego Andrzeja Dudy. Dla jednych to zaledwie potknięcia, dla drugich, zwłaszcza tych reprezentujących tzw. żelazny elektorat prawicy - to już upadki. Chociaż wciąż nie widać (poza hipotetycznie powracającym Tuskiem) konkurenta, który mógłby stworzyć realne zagrożenie dla Dudy w ubieganiu się o drugą kadencję, to na razie prezydent raczej traci polityczne punkty, niż je zdobywa.Bo sukces ma właściwie jeden, olbrzymi, ale wciąż ten sam: nie jest wąsatym Bronisławem Komorowskim i nie choruje na niedyspozycję goleni prawej jak Aleksander Kwaśniewski.

 UPADEK PIERWSZY: WETA

 Prezydent Duda już dwa razy sięgnął po weto wobec ważnych ustaw uchwalonych przez jego środowisko polityczne. To powinno dziwić i niepokoić zarazem, bo z jednej strony może świadczyć, iż prezydent dystansuje się wobec partii, która go wykreowała, a z drugiej strony pokazuje, że dla PiS stał się partnerem niepewnym,

niestabilnym i nieprzewidywalnym.

.Chyba że Andrzej Duda z własnym zapleczem zaczyna grać w pewną niezbyt czystą grę, którą można streścić tak: będę robił, co zechcę. Prezydent Duda już dwa razy sięgnął po weto wobec ważnych ustaw uchwalonych przez jego środowisko polityczne. To powinno dziwić i niepokoić zarazem, bo z jednej strony może świadczyć, iż prezydent dystansuje się wobec partii, która go wykreowała, a z drugiej strony pokazuje, że dla PiS stał się partnerem niepewnym, niestabilnym i nieprzewidywalnym. . Wbrew pozorom, takim zachowaniem prezydent nie zdobędzie nowych zwolenników, a nawet jeśli jakiś pozyska - to z pewnością więcej ich straci we własnym obozie, a jak przyjdzie co do czego i tak na mnie zagłosujecie, bo nie będziecie mieli innego wyjścia, jeśli staniecie przed alternatywą Duda albo Tusk.

Latem ubiegłego roku Duda zawetował dwie spośród trzech ustaw z tzw.

pakietu sądowego: o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa. Owszem, ustawy były procedowane w pośpiechu, zarzucano że przygotowane zostały

niechlujnie, niemniej dla żelaznego elektoratu PiS-u był to szok. Wtedy po raz pierwszy pojawiły się głosy, że Duda „zdradził”, że stał się hamulcowym reformowania państwa,

że wybrał strategię siedzenia okrakiem na barykadzie. Ostatecznie jednak reformę sądownictwa przeprowadzono, pojawiły się nawet teorie, że cała sprawa była swoistą „ustawką”, w której Duda grał rolę dobrego policjanta i „obsługiwał” oczekiwania tzw. centrum, natomiast PiS spełniał zapotrzebowania „żelaznego elektoratu”. Ponoć weto Dudy miał osłabić impet protestów, jakie przeciw reformie sądów wznieciła totalna opozycja. Szczerze mówiąc, wątpię, żeby była to zaplanowana i wykalkulowana gra;

jeżeli tak wyszło i wyszło na dobre - to należy dziękować raczej Panu Bogu niż politycznemu geniuszowi Dudy.Tak na marginesie: teoria, iż Duda ma „obsługiwać” elektorat centrowy i tzw. niezdecydowanych oraz symetrystów, stała się nieaktualna z chwilą zmiany premiera. Bo teraz na potrzeby „centrum” pracuje już cały aparat władzy:nie tylko Duda, ale także Morawiecki, nie mówiąc już o duecie Gliński Gowin (pierwszy należał kiedyś do Unii Wolności, drugi był całkiem niedawno w Platformie Obywatelskiej).Za to elektorat prawdziwie antykomunistyczny, prawicowy i konserwatywny jest sekowany przez własną partię.W rządzie nie ma już Antoniego

Macierewicza, ustawy i projekty działań stają się coraz bardziej socjalne

(lewicowe), brakuje myślenia wolnościowego, a środowiska prolife zostały

przez PiS po prostu wystrychnięte na dudka. Być może to jest ta sama niezbyt czysta gra, w którą zaczął się bawić Andrzej Duda: politycy Prawa i Sprawiedliwości mają nadzieję, że jak przyjdzie co do czego, to żelazny konserwatywny elektorat i tak odda

głosy na partię Kaczyńskiego, bojąc się powrotu do władzy PO. Zwłaszcza jeżeli wcześniej PiS zmarginalizuje Ruch Narodowy i wspomoże proces rozpadu klubu Kukiz’15. O wiele bardziej bolesne było weto Andrzeja Dudy wobec tzw. ustawy

degradacyjnej. Tym bardziej, że tym razem trudno mówić o jakiejkolwiek „ustawce” - liderzy Prawa i Sprawiedliwości zostali tym posunięciem autentycznie zaskoczeni, a Duda na dodatek dokonał swoistej podwójnej „egzekucji” Antoniego Macierewicza, z którym toczył ostry spór. Podwójnej, bo uzyskał już dymisję Macierewicza ze stanowiska ministra obrony narodowej, a mimo to „ukatrupił” jeszcze pilotowaną przez MON ustawę o pozbawianiu stopni wojskowych osób i żołnierzy rezerwy, którzy

w latach 1943-1990 swoją postawą sprzeniewierzyli się polskiej racji

stanu. Uzasadnił to w sposób idiotyczny, przywołując postać „polskiego sowieckiego kosmonauty” Mirosława Hermaszewskiego: - W Wojskowej Radzie Ocalenia

Narodowego byli także inni członkowie. Wiele się mówiło o gen. Hermaszewskim, ale oprócz gen. Hermaszewskiego, który wtedy był podpułkownikiem, był jeszcze inny,

drugi podpułkownik i było jeszcze czterech pułkowników - a więc ludzi

znacznie niższych stopniem, niż generałowie było kilku. To byli jeszcze wtedy względnie młodzi ludzie. A jak przyznaje historyk z IPN dr Grzegorz Majchrzak, nie tylko pan gen. Hermaszewski został wpisany najprawdopodobniej do Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego bez swojej zgody. I de facto był to rozkaz po prostu, który był

wydany, żeby w Wojskowej Radzie Ocalenia Narodowego uczestniczyć. Pierwszy raz tak jasne okazało się wtedy, że o ile Duda jest dobrym mówcą, to potrafi być równie dobrym krętaczem. Narrację Dudy zmasakrowało wówczas wielu komentatorów,

przytoczę w tym miejscu celny wywód Wojciecha Muchy: - Nie przypominam sobie, by już po 1989 r. Mirosław Hermaszewski lub inni rzekomo pokrzywdzeni przez

Jaruzelskiego i Kiszczaka otwarcie kontestowali swój udział w tej zbrodni.

Nie wydawali pamiętników, nie udzielali wywiadów, w których odcinaliby

się od swojej roli w kierownictwie komunistycznego reżimu. (… ) To jednak nie przeszkodziło ani jemu, ani innym członkom WRON-u przez całą III RP korzystać z dobrodziejstw okrągłostołowego układu, który czynił z nich niemal nietykalnych - autorytety, komentatorów, polityków i dyplomatów. Dodajmy jeszcze, że na liście

członków Rady nie znaleźli się ludzie przypadkowi. To było zaufane, wąskie

grono tych, którzy mieli wgląd w funkcjonowanie aparatu władzy i dostęp do tajemnic. Tajemnic, których ani Hermaszewski, ani żaden inny z WRON-owców nigdy nie ujawnił.Tak więc to Andrzejowi Dudzie możemy dziś podziękować za to, że

przestępcy tacy jak Jaruzelski czy Kiszczak nadal są oficerami, generałami Wojska Polskiego niepodległej Rzeczpospolitej. Ktoś powie, że byłby to tylko symbol, że obecna sytuacja Polski nic by się nie zmieniła, gdyby zdegradowano pośmiertnie twórców stanu wojennego. Należy jednak odpowiedzieć: w polityce symbole bywają

równie ważne jak fakty. Czy ktoś potrafi wskazać dzień, w którym skończył się w Polsce komunizm, w którym dokonała się symboliczna Norymberga komuny? Zapewne nie. I dzięki Dudzie nadal nie ma takiej cezury.

 UPADEK DRUGI: ZAMYKANIE OCZU

 Andrzej Duda konsekwentnie ignoruje bardzo liczne środowiska patriotyczne - czyni tak albo ze względu na polityczny interes własnego środowiska, albo ze względu na jego polityczne dogmaty.W pierwszym przypadku chodzi o narodowców, w drugim o tzw. środowiska kresowe. Przy okazji dochodzi tutaj do paradoksu - z jednej strony

Duda chciałby się kreować na „ prezydenta wszystkich Polaków”, być swego rodzaju prawicową wersją Aleksandra Kwaśniewskiego (do tej myśli wrócę za chwilę). Równocześnie - nie jest prezydentem wszystkich Polaków, w jakiś sposób wyklucza

tych, którzy wiązali z nim duże nadzieje i zapewne w wielkiej części

właśnie na niego oddali swój głos w roku 2015.To wykluczanie najlepiej widać

w składzie powołanego przez Prezydenta RP Komitetu Obchodów 100- lecia Niepodległości. Znalazło się w nim aż dwóch liderów (dawny i obecny) Polskiego Stronnictwa Ludowego: Waldemar Pawlak i Władysław Kosiniak-Kamysz, a na dodatek trzeci szerzej nieznany przedstawiciel PSL, czyli Dariusz Klimczak. Fakt, iż w takim gremium zasiada Pawlak wydaje się nie tyle niesmaczny, co wręcz skandaliczny - w kontekście prasowych spekulacji na temat domniemanych zaniedbań w czasie negocjowania pod auspicjami Pawlaka polskiej umowy z Gazpromem. Podobnie

jak nie tyle niesmaczny, co wręcz skandaliczny jest udział w Komitecie Hanny Gronkiewicz-Waltz, za której rządów doszło w Warszawie do tzw. afery reprywatyzacyjnej. Natomiast nie znalazło się tam miejsce dla żadnego przedstawiciela środowisk narodowych - ani partii Ruch Narodowy, ani Stowarzyszenia Marsz Niepodległości. Co więcej - jak się wydaje ani u prezydenta, ani w rządzie nie ma woli politycznej, aby w program oficjalnych obchodów przypadającej

11 listopada tego roku 100. rocznicy włączyć Marsz Niepodległości - największą patriotyczną manifestację Polaków. Zresztą jest to być może jedyny punkt, w którym panuje pełna zgoda pomiędzy „Dużym Pałacem” (czyli ośrodkiem prezydenckim)

a Nowogrodzką, czyli centralą PiS. O ile jednak dla Nowogrodzkiej jest to taktyka osłabiania i eliminowana konkurencji w tej samej prawicowej „niszy ekologicznej”, o tyle wydaje się że dla ośrodka prezydenckiego ważniejsze są względy ideologiczne.

Usytuowani tam „jajogłowi” o mentalności krążącej pomiędzy zmarłą Unią Wolności a dogorywającą biznesowo „Gazetą Wyborczą” chyba naprawdę uważają, że narodowcy to nacjonaliści - czyli twór niegodny nowoczesnego polskiego społeczeństwa.

Podobną strategię ignorowania przyjął prezydent Duda wobec środowisk

kresowych, konsekwentnie odmawiając na przykład patronatu dla uroczystości upamiętniających ludobójstwo wołyńskie. To tym bardziej przykre, że

poparcie kresowiaków podczas wyborów Duda miał silne. - Na referendum nie pójdę, gdyż prezydent Andrzej Duda odmawia udziału w wydarzeniach upamiętniających ofiary ludobójstwa Polaków na Kresach. Na dodatek fraternizuje się z gloryfikatorami

UPA. Zachęcam Kresowian i ich potomków, aby w formie protestu też nie poszli do urn - napisał 12 czerwca na Twitterze ksiądz Tadeusz Isakowicz - Zaleski. I trudno nie oprzeć się refleksji, że ten apel ma szanse na wysłuchanie: w przeciwieństwie do wyborów podczas referendum nie będzie można używać straszaka: nie oddanie

głosu PiS-u zwiększa możliwość powrotu do władzy Platformy Obywatelskiej. A swoją drogą, proszę sobie wyobrazić sytuację, w której Prezydent RP mimo prośby

organizatorów ze środowisk żydowskich nie udziela patronatu społecznym obchodom rocznicy powstania w getcie warszawskim? To przecież nie do wyobrażenia - czyż nie? Do wspomnianego Komitetu Obchodów 100-lecia Niepodległości nie

powołał prezydent również żadnego przedstawiciela organizacji kresowych, choć znalazło się tam miejsce dla reprezentantów wielu organizacji społecznych typu PTTK albo Ludowe Zespoły Sportowe. I zaprawdę - tego słowa użyję świadomie, acz równocześnie z goryczą - nie tylko politycznym chamstwem było niezaproszenie do Komitetu 102-letniej Marii Mireckiej-Loryś, weteranki ruchu narodowego, żołnierza podziemia i Kresowiaczki zarazem. A i polityczna głupota to była: mógł przecież

prezydent jedną nominacją w sposób symboliczny „załatwić” reprezentację

narodowców i Kresowian w Komitecie, a równocześnie nie mieć w nim Winnickiego ani Isakowicza. Ale jak widać, w tym przypadku zacietrzewienie zwyciężyło.

 PREZYDENT WSZYSTKICH POLAKÓW?

 Któryś z publicystów dość celnie zauważył, że Andrzej Duda chciałby zostać

PiS-owskim Aleksandrem Kwaśniewskim, czyli cieszącym się szerokim poparciem prezydentem wszystkich Polaków. I z pewnością ma szanse zostać nawet lepszą prawicową wersją Kwaśniewskiego: nie łapie go choroba filipińska ani kontuzja goleni prawej, pewnie razem z Agatą Kornhauser-Dudą nie sprzedaje żadnej wilii. Tyle tylko, iż Kwaśniewski prezentując się jako „ prezydent wszystkich Polaków” dokonał przy pomocy życzliwych mu mediów oszustwa - tak naprawdę nigdy nie był mitycznym „prezydentem wszystkich Polaków”, był przede wszystkim prezydentempostkomunistów - ich delegatem i gwarantem nienaruszalności interesów.

Kwaśniewski nigdy nie zawetował jakiejkolwiek ustawy zgodnej z interesem swego politycznego klanu.Tymczasem naiwny Duda uwierzył na serio, że można być „ prezydentem wszystkich Polaków”, co ujawniło się wetem wobec ustawydegradacyjnej.O głupia (a nie: święta) naiwności! Szacunku tych, dla których jesteś Adrianem, Maliniakiem albo Długopisem, nie zdobyłeś, nadal uważają Cię za Adriana, Maliniaka i Długopisa. Ale za to bardzo dużo straciłeś, Panie Prezydencie, u prawych, uczciwych Polaków, których głosami zostałeś wybrany na swój urząd.

 UPADEK TRZECI: REFERENDUM KONSTYTUCYJNE

 Do spełnienia marzenia byciu „prezydentem wszystkich Polaków” i co za tym idzie bezproblemowym zdobyciu drugiej kadencji brakuje Andrzejowi Dudzie tylko jednego, choć równocześnie zapewne wszystkiego: samodzielnej pozycji politycznej. Przywołany Kwaśniewski był jednak niekwestionowanym liderem postkomunistów, a potem jednym z dwóch liderów („szorstka przyjaźń”z Leszkiem Millerem). W PiS-ie lider jest tylko jeden: Prezes; gdyby - strach pomyśleć - zabrakło Jarosława Kaczyńskiego, partia mogłaby się nie tyle rozsypać, co poważnie osłabić w dwa lata. Na dodatek wśród współpracowników Duda posiadał i nadal ma może poza Krzysztofem Szczerskim przede wszystkim samych „przeźroczystych jajogłowych”, ludzi w których charyzmy i ikry jest tyle, ile trucizny w zapałce. Wydaje się, że inicjatywa referendum konsultacyjnego w sprawie konstytucji miała być próbą budowania samodzielnej pozycji prezydenta. Tyle, że on i jego pomocnicy zabrali się do sprawy niczym filmowy gang Olsena do wielkiego skoku. Zapewne zaskoczę Czytelników, ale przegląd reakcji na ogłoszenie przez prezydenta propozycji 15 pytań (a dlaczego nie 21? - byłoby oczko) rozpocznę od zdania Pawła Wrońskiego z „Gazety Wyborczej”: - Na razie Duda osiągnął jedno: po dwóch latach wojny polsko-polskiej udało mu się zjednoczyć PiS oraz opozycję. Wszyscy żartują z jego propozycji, sugerując, że w zestawie pytań powinna być poruszona np. kwestia zapisania w konstytucji nakazu używania opon zimowych czy obowiązkowego zdrowia, szczęścia i pomyślności dla wszystkich obywateli. Może PiS-u z opozycją Duda nie zjednoczył, ale na pewno zjednoczył publicystów zarówno z jednej, jak i z drugiej strony. Wszyscy jeżdżą po propozycji Dudy niczym po przysłowiowej „ łysej kobyle”. – Nasz Prezydent zadaje 15 pytań do referendum konstytucyjnego, a amerykańska konstytucja ma 7 artykułów +preambuła. Tak tak plus poprawki …a jednak mówi to o jakimś przeroście czegoś – stwierdza Mariusz Gierej. Z kolei bloger Matka Kurka zapytał: – Czy jesteś za tym, żeby nie wywalać 200 milionów złotych na idiotyczne referendum „ konstytucyjne”, w którym pytania przypominają gimnazjalny egzamin z WOS? Propozycja wpisania do konstytucji członkostwa w Unii Europejskiej godna jest nowelizacji PRL-owskiej konstytucji z roku 1976, kiedy zapisano w niej wieczystą przyjaźń ze Związkiem Sowieckim. – Niezamierzonym efektem dziwacznych pytań referendalnych przedstawionych przez prezydenta Dudę może być rozchodząca się zagranicą plotka,że Polacy będą w referendum głosować nad swoim członkostwem w UE i NATO – dodał na Twitterze Krzysztof Bosak. Też fakt. Z kolei merytorycznie „rozjechał” prezydenckie propozycje redaktor naczelny „Nowej Konfederacji” Stefan Sękowski, zwracając uwagę, iż w dużej części pytają one o sprawy, które zapisane są już w obecnie obowiązującej ustawie zasadniczej: – Już czwarte z nich budzi wątpliwości w to, czy Duda w ogóle czytał obowiązującą Konstytucję, chce bowiem wiedzieć, czy jesteśmy „ za odwołaniem się w preambule Konstytucji RP do ponadtysiącletniego chrześcijańskiego dziedzictwa Polski i Europy jako ważnego źródła naszej tradycji, kultury i narodowej tożsamości”. Super, jesteśmy, tyle że byli za tym i twórcy obowiązującej Konstytucji, te przebrzydłe ateistyczne postkomuchy, które zgodziły się na to, by dziękować w niej naszym przodkom „za kulturę zakorzenioną w chrześcijańskim dziedzictwie Narodu”, i umieścić w niej dwa odwołania do Boga. Jeszcze gorzej wygląda sytuacja z pytaniem 14, które brzmi: „ Czy jest Pani/Pan za przyznaniem w Konstytucji RP gwarancji szczególnej opieki zdrowotnej kobietom ciężarnym, dzieciom, osobom niepełnosprawnym i w podeszłym wieku?”, mimo że art. 68 ust. 3 już obowiązującej ustawy zasadniczej brzmi: „ Władze publiczne są obowiązane do zapewnienia szczególnej opieki zdrowotnej dzieciom, kobietom ciężarnym, osobom niepełnosprawnym i osobom w podeszłym wieku”. Frekwencję w referendum chciał Duda zapewne zagwarantować pytaniem o wpisanie do konstytucji nienaruszalności świadczenia z Programu Rodzina 500 Plus jako prawa nabytego (pytanie nr 5). Tyle, że to też głupawe, bo jeżeli wpiszemy do konstytucji 500 Plus - może to oznaczać, że bez naruszenia ustawy zasadniczej nie będzie go można podnieść na przykład do poziomu 600 Plus. Wszystko więc wskazuje na to, że Duda chciał zostać drugim Kwaśniewskim, a postawił się w pozycji drugiego Komorowskiego. Przypomnijmy, że wymyślone przez Komorowskiego ad hoc, po pierwszej turze wyborów 2015 r. referendum konsultacyjne miało 7,8-pro-centową frekwencję. A tam były tylko trzy pytania,z których dwa pierwsze wydawały się konkretne i zrozumiałe! Z tego upadku, a właściwie wygłupu Andrzeja Dudy wynikną same straty polityczne - nie tylko dla niego, ale również dla całego obozu zjednoczonej prawicy. Bo jeśli senatorowie nie wyrażą zgody na referendum – co byłoby najlepszym spośród niedobrych wyjść ze złej sytuacji - opozycja będzie mogła suflować narrację o konflikcie PiS-u z PiS-owskim prezydentem. A jeśli referendum się odbędzie i frekwencja okaże się żenująco niska – będzie to strata wizerunkowa dla organizatorów, a opozycja zrobi wszystko, żeby wtłaczać do głów, iż było to referendum nie tyle prezydenckie, co referendum: władzy, prawicy, PiS-u i tak dalej…Zaszkodzi to sprawie uchwalenia nowej Konstytucji Rzeczpospolitej Polski, co przecież wydaje się bardzo potrzebne i pożądane. Bo opozycja będzie twierdzić, że bojkotując prezydenckie referendum (a właściwie wykazując się obojętnością wobec niego)- zademonstrowali poparcie dla obecnej konstytucji, skrojonej „pod Wałęsę”, promowaną przez Kwaśniewskiego, a napisaną przez pierdołów z kręgu Unii Wolności.Sprawa referendum nakazuje poważnie się zastanowić, czy wobec urzędującego prezydenta nie należałoby sparafrazować znanych słów z wiersza Cypriana Kamila Norwida: Mówca z Dudy jest olbrzym, ale polityk w Dudzie jest karzeł.

 UPADEK CZWARTY: SZYBKI PODPIS POD KAPITULACJĄ

 W polityce jest taka prawidłowość:jak upadniesz raz, to kolejne takie sytuacje przychodzą szybciej, łatwiej i częściej. Niestety, zasada ta sprawdza się także w przypadku Dudy - do tekstu zatytułowanego „ Trzy upadki Andrzeja Dudy” muszę naprędce dopisywać Upadek Czwarty. Oto bowiem prezydent Andrzej Duda wziął udział w ostatniej kapitulacji Prawa i Sprawiedliwości, czyli wycofaniu się pod naciskiem zagranicznym (środowisk żydowskich i państwa Izrael) z nowych zapisów ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej. Przy okazji prezydent zdemolował swój wizerunek, tak w oczach prawicowego, jak i nieprzychylnego mu elektoratu. Znów stał się „Adrianem” i „Długopisem”. Tyle że kiedy podpisywał zmiany w Trybunale Konstytucyjnym - współdziałał z partią silną. Teraz przyłożył swój długopis do pospiesznej i sromotnej zarazem kapitulacji. O pewnych faktach politycznych czasami można, a wręcz należy wypowiedzieć się wulgarnie. Jeżeli przyjmiemy założenie, że nowelizując ustawę o Instytucie Pamięci NarodowejPrawo i Sprawiedliwość wsadziło kij w mrowisko, to wycofując się z najważniejszych zmian - wyjęło ten kij z mrowiska i wsadziło go sobie w…tylną część ciała. Razem z mrówkami zresztą. Nie samo nagłe, pospieszne, kilkugodzinne zaledwie procedowanie zmian, byle tylko premier Morawiecki zdążył na wspólne oświadczenie z premierem Izraela, jest kompromitacją największą - chodzi przede wszystkim o ich cel i charakter. I to wszystko po deklaracjach czołowych przedstawicieli partii rządzącej, że ze zmian w ustawie o IPN się nie wycofamy. Prezydent Andrzej Duda nie pozostawił wątpliwości, że w takim dostosowywaniu polskiego prawa do życzeń zagranicy, czyli de facto utraty przez państwo polskie podmiotowości i możliwości samostanowienia - gorliwie bierze udział. Podpisał ustawę kapitulacyjną jeszcze w dniu jej uchwalenia, przebywając za granicą - na Łotwie. Nie bez przyczyny niektórym gest ten skojarzył się z abdykacją króla Stanisława Augusta Poniatowskiego podpisaną w Grodnie. Bo chyba obaj, młodzi i piękni, mieli podobne ambicje - chcieli być wybitnymi politykami, którzy odegrają wielką rolę w historii, a skończyli trochę jak fircyki gotowe na skinienie i polecenie zagranicznych ośrodków dyspozycyjnych. Co więcej, podpisując w takiej sytuacji kapitulację w sprawie ustawy o polskim Instytucie Pamięci Narodowej Duda pokazał, iż gotów jest podpisywać akty prawne na polecenie polityczne, nie mając szansy na prawdziwe zapoznanie się z ich treścią ani ich analizę. Tym samym zrzucił maskę, którą dla „pozyskiwania centrowego elektoratu” starał się nosić - jest jednak prezydentem partyjnym, PiS-owskim. Tyle że w oczach prawicowego elektoratu Duda również znowu opadł. Bo nie jest prezydentem PiS-u twardego, dekomunizującego,ale PiS-u kapitulującego, wywieszającego białą flagę. Zbigniew Herbert pisał w wierszu „Chodasiewicz”: „ na wzburzonej płynął fali na kształt glonu”. Czyżby to był od teraz pomysł Andrzeja Dudy na własną prezydenturę?

 Marcin Hałaś

"Polska Niepodległa", "Głos" Toronto nr 34 ; 29.08 2018