foto1
Kraków - Sukiennice
foto1
Lwów - Wzgórza Wuleckie
foto1
Kraków - widok Wawelu od strony Wisły
foto1
Lwów - widok z Kopca Unii Lubelskiej
foto1
Lwów - panorama
Aleksander Szumański, rocznik 1931. Urodzony we Lwowie. Ojciec docent medycyny zamordowany przez hitlerowców w akcji Nachtigall we Lwowie, matka filolog polski. Debiut wierszem w 1941 roku w Radiu Lwów. Ukończony Wydział Budownictwa Lądowego Politechniki Krakowskiej. Dyplom mgr inż. budownictwa lądowego. Dziennikarz, publicysta światowej prasy polonijnej, zatrudniony w chicagowskim "Kurierze Codziennym". Czytaj więcej

Aleksander Szumanski

Lwowianin czasowo mieszkający w Krakowie

PRZECIW OKUPACJI SOWIECKIEJ

ŻOŁNIERZE WYKLĘCI NA KRESACH POŁUDNIOWO-WSCHODNICH

PO 1944 R.

 

Zarówno Naczelny Wódz Polskich Sił Zbrojnych, gen. Kazimierz Sosnkowski, jak i dowódca AK, gen. Tadeusz Komorowski „Bór" liczyli się z możliwością, że do chwili wkroczenia wojsk sowieckich na tereny Polski nie zostaną jeszcze nawiązane stosunki dyplomatyczne z ZSSR. Obawiali się również, że stosunek Rosjan do ujawniających się w ramach Akcji "Burza" oddziałów AK może być wrogi. Dlatego już w końcu 1943 r. przewidywali konieczność wcześniejszego utworzenia nowej tajnej organizacji, której odrębna struktura dowódcza pozostałaby w ukryciu. Na jej komendanta w Obszarze III Południowo-Wschodnim, został wyznaczony dotychczasowy szef sztabu Komendy Obszaru, ppłk dypl. Feliks Janson. Nie ujawnił się on podczas akcji „Burza", a po objęciu dowództwa Komendy Obszaru używał pseudonimu„Rajgras".

Nową organizację nazwano „Niepodległość", w skrócie „Nie". W pierwszych dniach sierpnia 1944 r. ppłk E. Janson - jeszcze jako szef sztabu - wydał rozkazy likwidujące strukturę sztabu Komendy Obszaru AK, już uszczuplonego m.in. przez aresztowanie szefów wywiadu (ppłk dypl. Henryk Pohoski) i kontrwywiadu (ppor. Jerzy Polaczek). Przestały się ukazywać drukowane czasopisma; jedynie Okręgowa Delegatura Rządu wydawała jeszcze do początku 1945 r. powielaną gazetkę dzienną. Do połowy roku działała jednak łączność radiowa z Londynem; szefem oddziału łączności operacyjnej został ppor. Julian Stefan Wiktor, a dowódcą oddziału radiowego ppor. R. Wiszniowski.

Komendę Okręgu Lwów - po wyjeździe do Żytomierza ppłk dypl. Stefan Czerwińskiego - objął jego zastępca ppłk Franciszek Rekucki „Bak", który w organizacji „Nie" przyjął pseudonim „Topór", a szefem sztabu po aresztowanym poprzedniku został mjr dypl. Bolesław Tomaszewski „Warta". Obaj byli już znani kontrwywiadowi sowieckiemu, więc w uzgodnieniu z ppłk. Jansonem wyjechali w końcu sierpnia 1944 r. na Rzeszowszczyznę, przenosząc tam ośrodek dowodzenia oddziałami leśnymi Okręgu, które licznie przechodziły na ten teren. Obaj też formalnie zatrzymali swoje stanowiska, a na ich miejsce wyznaczonomjr. Anatola Sawickiego „Młota" jako p.o. Komendanta, poprzednio Komendanta Inspektoratu Bóbrka, a jako p.o. szefa sztabu - mjr. Alfonsa Jabłońskiego „Radcę". Zmieniono też strukturę sztabu, w którego skład wchodziły teraz trzy oddziały. W samym Lwowie zorganizowano cztery Dzielnice (zamiast dotychczasowych pięciu), a poza Lwowem - dwa Inspektoraty (Bóbrka i Gródek Jagielloński). Do końca 1944 r. BIP Okręgu Lwów wydawała tygodnik „Lwowski Informator", w postaci maszynopisów.

Ze składu Komendy Okręgu Stanisławów „Nie" działał do aresztowania w lutym 1945 r. Komendant kpt. doc. dr inż. Władysław Herman „Globus", „Kudak", oraz początkowo trzy Inspektoraty: Stryj, Kołomyja i najsilniejszy Drohobycz, a zwłaszcza Obwód Sambor. Przez krótki czas, nieregularnie, ukazywały się cztery czasopisma, wydawane we Lwowie, Drohobyczu i Samborze.

Choć Komenda Okręgu Tarnopol „Nie" istniała do końca 1945 r., niewiele o niej wiadomo. Komendantami Okręgu byli: mjr Bronisław Zawadzki „Soroka" do aresztowania w grudniu 1944 r., a po nim kpt. Bronisław Zeglin „Ordon". Wydawano tu w 1945 r. trzy czasopisma, ale niestety nie zachował się żaden egzemplarz.

Działająca w zasadzie w ramach „Nie" Narodowa Organizacja Wojskowa, po akcji „Burza" była strukturą o dużej autonomii, choć komendant jej Okręgu Małopolska Wschodnia, por. inż. Bernard Grzywacz „Marek" pełnił funkcję kierownika referatu organizacyjnego w sztabie Okręgu Lwów „Nie". Sztab Komendy Okręgu NOW już od dawna nie istniał, został bowiem rozbity aresztowaniami w końcu maja 1943 r. Jedynym, który wówczas uniknął aresztowania, był kierownik propagandy, mgr Zbigniew Nowosad, jednak tuż po akcji „Burza" wyjechał do Jarosławia z zadaniem nawiązania kontaktu z centralnym kierownictwem Stronnictwa Narodowego i NOW. Jego miejsce we Lwowie zajął Jerzy Wojdyła „Górniak", któremu udało się odtworzyć aktywne struktury działu i uruchomić kontynuację organu prasowego SN-NOW „Słowo Polskie". Nieregularnie wychodził też satyryczny „Sowizdrzał", a na początku 1945 r. „Żołnierz Wielkiej Polski". W końcu stycznia 1945 r. grupa żołnierzy NOW pod dowództwem por. B. Grzywacza „Marka", wobec braku środków finansowych dla potrzeb organizacji, przeprowadziła udaną akcję na sklep „Gastronom" we Lwowie, ale wśród jej uczestników znalazł się agent NKWD i później wszyscy zostali aresztowani. Na początku marca 1945 r. NOW poniosła dotkliwą stratę, obława sowiecka otoczyła oddział leśny pod Brzozdowcami, na południe od Lwowa. W walce zginęli niemal wszyscy; dwóch ujęto, a tylko jeden z żołnierzy zdołał się przebić i ocalał.

Żołnierze z Okręgu XIV Południowo-Wschodniego NSZ w większości przeszli do AK w maju 1943 r. o działalności pozostałych, jak również o losach ich dowódcy, którym był por.mjr NSZ Wojciech Stefankiewicz „Gromski", brak wiadomości. Spośród innych organizacji wojskowych działała we Lwowie pod „drugą" okupacją sowiecką szczątkowa grupa Konwentu Organizacji Niepodległościowych (KON) ppłk. dypl. Jana Sokołowskiego „Trzaski", pozostająca poza strukturami AK-"Nie". J. Sokołowski jednak szybko opuścił Lwów, a grupa ta nie przejawiała żadnej działalności poza wydawaniem do połowy 1945 r. (dwa razy na tydzień) „Komunikatu", redagowanego przez Jadwigę Tokarzewską „Teresę". Żołnierze KON, podobnie jak oddziały NSZ, nie wzięli udziału w akcji „Burza".

Od momentu wkroczenia Sowietów na teren Małopolski Wschodniej sowiecki kontrwywiad (Smiersz) i NKWD rozpoczęły przy pomocy agentur tropienie żołnierzy AK-"Nie". Po krótkich procesach wywożono ich następnie do obozów w głąb ZSSR. W okresie od 31 lipca 1944 r. do końca 1945 r. kontrwywiad aresztował około 130 oficerów i szeregowych AK i „Nie", prawie wszystkich w samym Lwowie, w tym dowódców aresztowanych w Żytomierzu. Zostali osadzeni w obozach internowanych w Charkowie, Riazaniu, Diagilewie i innych mniejszych obozach i pozostali tam do lat 1947-1948. Z tej 130-osobowej grupy jeszcze we Lwowie udało się uciec ppłk. H. Pohoskiemu i zastępcy dowódcy oddziałów leśnych 14. p.uł. AK, Serbowi kpt. Draganowi Sotirovićowi „Draży". Wśród ogółu internowanych lwowiacy ci stanowili mniejszość. Potem część żołnierzy lwowskich, ujętych głównie na Rzeszowszczyżnie, znalazła się także w obozach internowania w Borowiczach i Stalinogorsku.

Równolegle (od 31 lipca 1944 r. aż do końca 1948 r.) aresztowania żołnierzy AK-"Nie" na całym terenie Obszaru III przeprowadzało NKWD. Między innymi w lutym 1945 r. został aresztowany Komendant Obszaru, ppłk Feliks Janson; jego miejsce zajął ppłk Jan Władysław Władyka. Aresztowani byli sądzeni niejednokrotnie w dużych grupach (do 40 osób), przez Wojenne Trybunały Wojsk NKWD (lub Kolejowego Oddziału NKWD), głównie we Lwowie, Drohobyczu i Czortkowie, ale także w innych miejscowościach.

Pierwszy taki zbiorowy proces odbył się we Lwowie 21 stycznia 1945 r. i dotyczył dwudziestu członków Okręgowej Delegatury Rządu. Spośród innych, m.in. 20 sierpnia sądzono kilkunastoosobową grupę żołnierzy Kedywu Okręgu Lwów. Z Sambora 40 osób sądzono we Lwowie 23 sierpnia, a 22 września w dwóch grupach postawiono przed Trybunałem NKWD-owskim trzydziestu aresztowanych w związku z wykryciem w czerwcu 1945 r. pod Lwowem radiostacji Komendy Obszaru. Innych sądzono w mniejszych grupach. W stosunku do niektórych wyroki zapadały zaocznie, podejmowane przez tzw. „trójki sędziowskie" (Osoboje Sowieszczanije). Zasądzone kary wahały się od 6-7 do 10 lat obozów poprawczo-roboczych dla kobiet i małoletnich (Isprawitelno-Trudowoj Lagier), a dla mężczyzn do 15-20 lat katorgi, później aż do 25 lat. Zapadały też wyroki śmierci, jednak niemal z reguły zamieniane były na katorgę. Znane są tylko dwie wykonane egzekucje, obydwie na żołnierzach „Nie" ze Lwowa. Znaczna część skazanych została zwolniona w latach 1947-48 (przeważnie kobiety), ale wielu pozostało w obozach lub na zasądzonych im administracyjnie „dożywotnich" zesłaniach do końca 1955 r. i dłużej.

Od połowy maja 1945 r. prokuratorzy sowieccy rozpoczęli przeprowadzanie w więzieniach rozmów mających na celu wyselekcjonowanie tych spośród więźniów oskarżonych o udział w AK (o „Nie" raczej nie mówiono), którzy mogliby nadać się na świadków w przygotowywanym procesie „szesnastu" z gen. Leopoldem Okulickim „Niedźwiadkiem". 25 maja 1945 r. kilkanaście wybranych osób przewieziono do Moskwy na Łubiankę i do Butyrek i tam podjęto nad nimi „pracę", mającą przygotować ich do składania odpowiednich zeznań. Z Obszaru III zgodziło się zeznawać według sowieckiego scenariusza pięciu. Ci, którzy wystąpili na procesie, otrzymali niskie wyroki: ppłk Feliks Janson - 5 lat, a kpt. W Herman oraz Komendant Inspektoratu Stryj, kpt. Zdzisław Kuźmiński (Pacak) - po 3 lata, ale zostali zwolnieni po roku. Natomiast ci, którzy nie zgodzili się i odmówili realizacji narzuconych im ról, otrzymali aż do kary śmierci włącznie (por. Grzywacz).

Wszyscy skazani we Lwowie, przed wywiezieniem do obozów byli przetrzymywani w obozie przejściowym (pieresyłka) przy ul. Pełtewnej. Wiosną i latem struktury konspiracyjne AK zaczęły przygotowywać masową ucieczkę z tego obozu przez kanały W mieście zorganizowano „meliny" i dokumenty Do ucieczki doszło 14 listopada 1945 r. Zdołało zbiec 16 lub 18 więźniów, raczej przypadkowych. Ostatni utknął w studzience włazu do kanału i został zaskoczony przez dozorcę. W trzy dni potem zbiegło, też przez kanały, jeszcze trzech więźniów wyprowadzonych do pracy w mieście.

W styczniu 1945 r. we Lwowie, a nieco wcześniej w powiatach drohobyckim, samborskim i gródeckim, NKWD przeprowadziło według wcześniej przygotowanych spisów masowe aresztowania w ramach akcji „państwowej weryfikacji" (gosprowierka), czyli przeglądu pod względem politycznej lojalności osób, które przeżyły okupację niemiecką. W tej licznej grupie znaleźli się także żołnierze AK-"Nie"; nie posiadano przeciwko nim dowodów, a jedynie podejrzenie o działalność konspiracyjną. Kilka tysięcy podejrzanych o „nielojalność" osób wywieziono do obozu sprawdzająco - filtrującego (Prowieroczno-Filtracyonnyj Łagier) w Krasnodonie, a aresztowanych poza Lwowem do Kamieńska i Szacht w Donbasie. Były to najgorsze z obozów: ciężka praca w prymitywnych, mokrych kopalniach węgla kamiennego przy równocześnie prowadzonych śledztwach spowodowała w ciągu niewiele ponad pół roku śmierć z chorób lub w wypadkach do 20% więźniów mniej więcej taki był procent strat wśród przebywających w obozach w ciągu 10 lat pobytu.

Aresztowania byłych żołnierzy AK-"Nie" z Obszaru III miały miejsce także po ich powrocie do Polski, przy czym niektórych przekazywano władzom sowieckim i sądzono w ZSSR. Odrębną była sprawa oficera lwowskiego Kedywu, mjr. Piotra Szewczyka, kuriera zagranicznego „Nie" aresztowanego w Warszawie w listopadzie 1945 r.

Społeczeństwo polskie, zwłaszcza mieszkańcy wsi, a w tym i żołnierze „Nie", ponosiło też straty z powodu napadów UPA, o czym była mowa wcześniej. W okresie tzw. drugiej okupacji sowieckiej szczególnie ucierpiały wsie województwa tarnopolskie-go, przede wszystkim w pierwszych miesiącach 1945 r. Młodych mężczyzn wcielano tam do „ludowego" Wojska Polskiego (Berlinga), Ukraińcy zaś przed poborem do Armii Czerwonej uciekali w szeregi UPA. W efekcie polskie wsie zostały prawie bezbronne, a UPA wzmocniona. Tylko w lutym 1945 r. na terenie Tarnopolszczyzny zamordowano okrutnie ponad tysiąc Polaków, a liczba spalonych wsi przekroczyła 50.

Jednak już od stycznia 1945 r. polscy mieszkańcy tych terenów, zaczęli organizować obronę. W Lataczu w pow. borszczowskim 16 stycznia zginęły wprawdzie 74 osoby, a 60 odniosło rany, ale poważne straty ponieśli też napastnicy. W lutym także doszło do walk obronnych: z 5 na 6 tego miesiąca w napadzie 600-osobowego oddziału UPA na Barysz w pow. buczackim. Tracąc ponad 100 zabitych i 100 rannych w obronie centrum wsi, zabito kilkudziesięciu napastników. W tym samym czasie na Czerwonogród w pow. zaleszczyckim napadł 800-osobowy oddział UPA; walka trwała 10 godzin, Polacy zorganizowani przez dowódcę kompanii „Nie", Bronisława Stachurskiego, stracili 48 zabitych i 24 rannych, ale straty UPA wyniosły około 100 zabitych i rannych. Równocześnie w Hleszczawie w pow. trembowelskim, napadniętej przez 500-osobowy oddział UPA, zginęło 48 osób i 36 zostało rannych, ale padło też 20 napastników Ginęli także sprzyjający Polakom Ukraińcy W Boryczówce w tym samym powiecie również walczono około 10 godzin; tu Polaków wsparł oddział sowiecki. Na Młyniska w pow. trembowelskim, gdzie samoobrona była dobrze zorganizowana, napadł 600-osobowy oddział UPA z ckm-ami; Polacy stracili 70 zabitych i 100 rannych, ale Ukraińcy 50 do 60. W napadach tych zginęło pięciu księży rzymskokatolickich.

Polaków przed śmiercią poddawano okrutnym i wymyślnym torturom. (...)

 

Broniąc się przed UPA, Polacy wstępowali do tzw. istrebitielnych batalionów, dowodzonych wprawdzie przez oficerów sowieckich, ale jednak dostarczających broń do walki. Bataliony te wzięły udział w obronie wielu wsi.

Oddziały leśne, które z terenu Okręgu Lwów przeszły w pierwszej połowie sierpnia za San - kompanie: kpt. Zenona Kubskiego „Lecha" i por. Tomasza Matyszewskiego „Ćwikły", ze zgrupowania w Mościskach, oraz 1. kompania samborska chor. Adama Ekierta „Pogardy", pod ogólnym dowództwem kpt. Witolda Szredzkiego „Sulimy", razem 200-300 żołnierzy, na wezwanie gen. T. Komorowskiego „Bora" wyruszyły 16 sierpnia na odsiecz Warszawie.

Oddziały te dotarły jednak tylko do Sarzyny i Rudnika nad Sanem, gdzie zostały otoczone przez wojska sowieckie, które zażądały ich rozbrojenia. Większości żołnierzy udało się wymknąć, wynosząc nawet broń, ale zostali aresztowani oficerowie z 6 kompanii 26 p.p. oraz chor. Adam Ekiert, których następnie internowano. Osobno z Mościsk wyruszyła grupa ppor. Mieczysława Szymańskiego „Paproci", która doszła aż pod Kock, a ze Lwowa 1 kompania 26 p.p. por. Józefa Bissa „Wacława", która będąc już pod Lublinem dowiedziała się o upadku Powstania Warszawskiego i powróciła na Rzeszowszczyznę.

Tymczasem w pierwszych dniach września 1944 r. przybyli ze Lwowa do Jarosławia ppłk Rekucki „Topór", Komendant Okręgu Lwów „Nie", oraz mjr Tomaszewski, szef sztabu Okręgu, i w uzgodnieniu z komendantem Obszaru, ppłk. Jansonem „Carmenem", zaczęli organizować zgrupowanie lwowskich oddziałów leśnych „Warta" na Rzeszowszczyźnie. Formowano cztery bataliony: „A" pod dowództwem por. Ludwika Kurtycza „Mazurkiewicza", poprzednio komendanta obwodu Mościska; „B" -kpt. Juliana Bistronia „Godziemby", Komendanta Obwodu Lubaczów; „C" - kpt. W Szredzkiego „Sulimy" i „D" rtm. Włodzimierza Białoszewicza „Dana". Wobec ciągłego napływu zza Sanu zarówno całych oddziałów leśnych jak i pojedynczych żołnierzy, oddziały „Warta" szybko osiągnęły stan do 1500 żołnierzy Wszyscy kwaterowali po wsiach polskich w czworoboku między Leżajskiem, Rzeszowem, Brzozowem a rzeką San, często zmieniając miejsca kwaterowania. Na skutek reorganizacji Batalion „B" został wkrótce przekształcony w Obwód „L" (Lubaczów) „Nie", podporządkowany bezpośrednio dowództwu „Warty"; jego komendantami byli ppor. Tadeusz Żelechowski „Ring", cichociemny, a po nim kpt. Edward Baszniak „Robert", „Orlicz". Po reorganizacji z batalionu pozostały tylko dwie kompanie. W Obwodzie wydawano czasopismo „Iskierki". Żołnierze obwodu „L" obsadzali w powiecie posterunki Milicji Obywatelskiej aż do czasu ujawnienia się.

Zgrupowanie „Warta" było w zasadzie przygotowane do ewentualnego pójścia na odsiecz Lwowa, gdyby miasto to ostatecznie zostało przyznane Polsce (ciągle łudzono się, że tak będzie) a Ukraińcy mimo wszystko próbowali je opanować. Ochraniano też wsie polskie przed UPA, staczając także utarczki z oddziałami sowieckimi. Do większych walk jednak nie doszło.

15 grudnia 1944 r. żołnierze kompanii „D14" pod dowództwem wachm. Feliksa Maziarskiego „Szofera" przeprowadzili śmiałą i udaną akcję odbicia z więzienia w Brzozowie kilkunastu osadzonych tam miejscowych żołnierzy „Nie", w tym Komendanta Obwodu, mjr. Andrzeja Wanica. Akcję przeprowadzono bez strat własnych.

5 marca 1945 r. w Ujazdach został przypadkowo ujęty przez sowieckich żołnierzy dowódca kompanii „D14", kpt. Dragan Sotirović „Draża", gdy skacząc przez okno z otoczonego domu doznał urazu nogi. Nierozpoznanego i podającego się za francuskiego oficera, uwolnili ze szpitala w Rzeszowie miejscowi żołnierze „Nie".

W marcu 1945 r. przybył do oddziałów „spalony" we Lwowie ppor. czasu wojny Władysław Sledzinski „Nemo" ze sztabu Komendy Okręgu Lwów „Nie" i stanął na czele oddziału wywiadu i propagandy „Warty". Zaczął od wydawania „Raportów Informacyjnych" dla Komendy „Warty", potem także pod jego kierunkiem wychodziło czasopismo „Serwis Informacyjno-Propagandowy ".

15 kwietnia 1945 r. płk Jan Rzepecki, Komendant „Nie" po aresztowaniu gen. Leopolda Okulickiego, zwrócił się do Naczelnego Wodza z wnioskiem o rozwiązanie „Nie" i utworzenie na jej miejsce nowej organizacji - Delegatury Sił Zbrojnych - i 7 maja uzyskał dla tej inicjatywy akceptację. Zapewne w związku z tym ppłk „Topór", przebywający w Krakowie, otrzymawszy instrukcję od płk. Rzepeckiego, zwołał odprawę dowódców baonów „Warty", na której zapowiedział i polecił przygotować rozwiązanie oddziałów „Warty". Doszło do tego 1 lipca 1945 r. i z tą właśnie datą podpisano rozkazy i wnioski awansowo i odznaczeniowe oraz podziękowania za służbę zasłużonym żołnierzom „Warty", a osobom cywilnym za współpracę.

Pod koniec sierpnia 1945 r. zakopano archiwum „Warty" w jednym z domów w Gniewczynie Łańcuckiej. Tam też odnaleziono je w roku 1995, gdy jeszcze żył ostatni z uczestników tej akcji.

We Lwowie organizacja „Nie" jeszcze istniała, ale i tam ppłk „Topór" przekazał 20 maja 1945 r. otrzymane od płk. Jana Rzepeckiego polecenie likwidacji „Nie". We wrześniu rozkaz taki wydał ppłk J.W Władyka, Komendant Obszaru po aresztowaniu ppłk. E Jansona. Dowódcy lwowscy, a wraz z nimi żołnierze „Nie" zaczęli opuszczać Lwów i Małopolskę Wschodnią, ale trwało to jeszcze do listopada-grudnia 1945 r.

Żołnierze oddziałów „Warty" po rozwiązaniu tej struktury zaczęli grupkami przenosić się na zachodnie tereny Dolnego Śląska. Płk Franciszek Rekucki przebywał nadal w Krakowie i zamierzał wycofać się z pracy konspiracyjnej. Na Dolny Śląsk do Karpacza przybył ppłk Bolesław Tomaszewski, a za nim większość oficerów „Warty". Delegatura Sił Zbrojnych została właśnie rozwiązana, ale 2 września 1945 r. zaczęto organizować w Warszawie nową organizację „Wolność i Niezawisłość" (WiN), której postawiono przede wszystkim cele polityczno-społeczno-wychowawcze.

Wiadomość o tym dotarła w Jeleniogórskie i we wrześniu zaczęto tu tworzyć Okręg WiN-u z siedzibą w Jeleniej Górze, wchodzący w skład Obszaru Południowego WiN; kierownictwo Okręgu było złożone z oficerów „Warty". Po wycofaniu się w październiku płk. Franciszka Rekuckiego, prezesem Okręgu został ppłk Bolesław Tomaszewski, a do kierownictwa należeli: mjr Włodzimierz Białoszewicz jako kierownik wydziału organizacyjnego i informacyjnego oraz ppor. Władysław Śledziński, kierujący wydziałem propagandy Zorganizowano trzy Rejony: Południowy w Jeleniej Górze (mjr Witold Szredzki, potem kpt. Ludwik Kurtycz), Środkowy w Legnicy (mjr Edward Baszniak) i Północny w Żarach (kpt. Jan Lewicki, potem mjr Szredzki).

W Okręgu prowadzono działalność skierowaną zarówno na zewnątrz - o charakterze propagandowo-uświadamiającym, jak i dla potrzeb samej organizacji - informacyjno-wywiadowczą; działalność zbrojna miała zakres minimalny Wydawano dwutygodnik „Wolność", powielany w nakładzie 600-800 egzemplarzy.

W czerwcu 1946 r. na skutek umieszczenia agenta w otoczeniu mjr. Szredzkiego UB aresztowało 62 osoby, działające w Okręgu lub w kontakcie z nim, całkowicie rozbijając na tym terenie struktury WiN-u. Wielu z tych, którzy uniknęli aresztowania w czerwcu 1946 r., zostało ujętych trzy lata później.

Aresztowanych, w tym ppłk. Bolesława Tomaszewskiego, przewieziono do Wrocławia do Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, gdzie poddano ich przesłuchaniom; na śledztwo przyjechał sam Józef Różański. W dniach 2-3 stycznia 1947 r. odbył się przed Wojskowym Sądem Rejonowym we Wrocławiu proces głównych oskarżonych. Ppłk B. Tomaszewski i mjr W Szredzki zostali skazani na karę śmierci, zamienioną na 15 lat więzienia; pozostali na 8 do 12 lat.

Tymczasem od pierwszych dni listopada do połowy grudnia 1945 r. przybywali zza Sanu oficerowie zlikwidowanego Okręgu Lwów „Nie", nie tracąc między sobą łączności. Wśród nich był mjr Anatol Sawicki, p.o. Komendanta Okręgu Lwów, i kpt. Marian Jędrzejewski, nieformalnie komendant miasta. Nawiązawszy kontakt z kierownictwem Obszaru Południowego WiN, a być może z Zarządem Głównym, otrzymali zgodę na organizowanie Eksterytorialnego Okręgu Lwowskiego WiN.

Komendę Okręgu objął mjr Anatol Sawicki „Młot", „Cybulski", „Kowalski", organizując 7-8 osobowy sztab. Podlegało mu „Miasto" (lub „Garnizon") i dwa Inspektoraty: „Bóbrka" i „Gródek Jagielloński". Taka struktura organizacyjna wynikała z potrzeby zachowania tożsamości. Bez względu na obecne miejsce zamieszkania, w nowej organizacji chciano skupić ludzi w takich samych jednostkach, w jakich byli poprzednio w AK i „Nie". Było to także pewnym zabezpieczeniem przed przeniknięciem w organizacyjne szeregi podstawionych przez UB agentów, a jednocześnie wzmacniało wzajemne zaufanie ludzi, znających się z poprzedniej działalności. W „Mieście", którego komendę objął kpt. Marian Jędrzejewski, utworzono trzy lub cztery Dzielnice: Północ „Gdynia" z Komendantem kpt. Franciszkiem Garwolem „Karasiem", „Tarnopolskim" i z pięcioma Rejonami; Wschód „Kluczbork" z Komendantem „Dwójką" (być może był to nieznany z AK pchor. Stanisław Kruszelnicki?) i z czteroma Rejonami, w tym dwa „wiejskie"; Południe „Zakopane" z Komendantem por. Zygfrydem Szynalskim „Trykiem", „Kulasem". Nie jest jasna sprawa Dzielnicy Zachód.

Ogólny stan liczebny „Miasta" wynosił około 1000 ludzi, a cały Eksterytorialny Okręg mógł liczyć nawet do 3 tysięcy.

W styczniu i lutym 1946 r. zaczęto zbierać wnioski awansowe i odznaczeniowe, przy czym awanse i odznaczenia przyznano z datą wsteczną 15 grudnia 1945 r., podpisując je 20 marca 1946 r. Rozkazy awansowe i odznaczeniowe podpisywał ostatni komendant Obszaru Południowo-Wschodniego „Nie", płk Władyka; nie wiadomo, czy był członkiem WiN-u, z pewnością nie należał do struktur Okręgu Eksterytorialnego. Przyjechał on do Krakowa w październiku 1945 roku z kilkoma współpracownikami z lwowskiej „Nie", przede wszystkim była z nim kierowniczka konspiracyjnej łączności, Emilia Maleczyńska, która wiozła archiwum lwowskie, potem wobec zagrożenia aresztowaniami spalone.

Okręg Eksterytorialny miał bardziej wojskowy charakter, niż Okręg Jeleniogórski; do zadań organizacji należało między innymi gromadzenie broni.

Aresztowania członków Eksterytorialnego Okręgu rozpoczęły się od października 1947 r. i trwały do kwietnia roku następnego. Pod koniec 1948 r. dosięgły oficerów z Komendy Obszaru: W kilku procesach, na rozprawach odbywających się od listopada 1948 r. do lutego l950 r. zapadło we Wrocławiu i w Warszawie kilka wyroków śmierci, zamienianych następnie na wieloletnie więzienie - w przypadku Mariana Jędrzejewskiego - pierwotnie na dożywocie. W czasie śledztwa zginął tragicznie ppłk Anatol Sawicki.

 

Kazimierz Wierzyński

Na proces moskiewski

 

Oskarżajcie nas wszystkich, nie tylko szesnastu,

Sądźcie poległych w grobie, to też winowajcy,

Sądźcie szkielet, co z wojny pozostał się miastu,

Gdy wyście jeszcze z diabłem kumali się, zdrajcy.

Oskarżcie także wolność, nic znane wam słowo,

Ten odwieczny zabobon, co zawsze nas dzieli,

Cały kraj polski weźcie, zamknijcie go w celi

I wprowadźcie pod sztykiem na salę sądową.

I choć wyrok spiszecie w ciemnicach swych na dnie

By w kremlińskiej go potem ujawnić asyście,

Jeszcze ten, kto jest wolny, bez trudu odgadnie,

Że zbrodniarzem w tej sali nic my, ale wyście.

My przyjmiemy wasz werdykt. Nie zdoła was zawieść

Polska pamięć i długie pokoleń wspomnienia,

Bo cokolwiek się stanie, jak świat się pozmienia,

Niezmienna wasza przemoc i gwałt i nienawiść.

Lecz kto wolny, a myśli, że z oczu odpędzi

Upiora waszych jaskiń, bagienny wasz opar,

Błądzi, bo moskiewskiego świat uląkł się sędzi,

Wolnych w walce opuścił, ciemięzcę ich poparł.

I osądził się hańbą i skazał sam siebie,

Uciekłszy od rozumu, szaleńczy trybunał,

I z diabłem się na polskich mogiłach pokumał

I potępiony będzie na ziemi i niebie.

 

http://www.lwow.home.pl/spotkania/przeciw.html

 

 

 

 

 


 
 

3 Maja w Krakowie

Wawel – Plac Matejki

(zdjęcia i wideo – Józef Wieczorek)


Obchody Święta 3 Maja w nowej formule

zmag 03-05-2013,

Piknikiem na Błoniach, pokazami musztry paradnej i orkiestr wojskowych uczczono w Krakowie 222. rocznicę uchwalenia Konstytucji 3 maja. Środowiska prawicowe zorganizowały pochód z Wawelu przed Grób Nieznanego Żołnierza na placu Matejki

Uroczystości 3 maja rozpoczęły się w Krakowie od złożenia kwiatów pod pomnikiem współtwórcy tego dokumentu Hugona Kołłątaja. Potem w katedrze na Wawelu odprawiona została msza w intencji ojczyzny.

Niepokojący relatywizm moralny

Metropolita krakowski kard. Stanisław Dziwisz mówił w homilii o obecnych niepokojących, głębokich podziałach w społeczeństwie, do których przyczyniają się "partie polityczne, którym nie wystarczy artykułowanie własnych zamierzeń i programów, dlatego podejmują walkę z inaczej myślącymi".

- Tymczasem taka walka jest jałowa: nie buduje, zrywa więzi, dezintegruje. W imię elementarnej troski o dobro wspólne potrzebne jest wsłuchiwanie się w racje drugiej strony. Spór polityczny, odzwierciedlający odmienne potrzeby zróżnicowanego społeczeństwa, powinien prowadzić do wypracowania najlepszych praw i programów działania, a nie służyć jedynie utrzymaniu się przy władzy albo do jej zdobycia - apelował metropolita krakowski.

Kard. Dziwisz wyraził niepokój ubóstwem wielu rodzin, losem bezrobotnych, przyszłością młodych opuszczających kraj w poszukiwaniu pracy oraz dramatycznym spadkiem urodzeń dzieci. - Niepokoi szerzący się relatywizm moralny. Ujawnia się on między innymi w pladze rozwodów, w trapiących nas patologiach i nałogach, w próbach legalizacji tak zwanych związków partnerskich, również homoseksualnych (). Niepokoi postawa niektórych przedstawicieli życia publicznego, którzy z jednej strony deklarują się jako katolicy, a z drugiej wyznają poglądy sprzeczne z nauką Kościoła - mówił.

W programie tegorocznych oficjalnych uroczystości nie było pochodu patriotycznego z Wawelu pod Grób Nieznanego Żołnierza na placu Matejki. Przemarsz taki zorganizowały środowiska prawicowe związane z m.in. PiS, klubami Gazety Polskiej i KPN - Obozem Patriotycznym.

Prezes Zarządu Okręgowego PiS w Krakowie Andrzej Adamczyk mówił do zgromadzonych na pl. Matejki, że po raz pierwszy w wolnej Polsce władze zdecydowały o zmianie formy obchodów święta Konstytucji 3 maja w Krakowie, która "urąga jej godności i znaczeniu". - Dziś jesteśmy w sytuacji, kiedy strach rządzących, ich obawa o przywileje i własne interesy znów prowadzą do podziału, nie pozwalają wspólnie świętować rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 maja - zaznaczył Adamczyk.

Jak przekonywał, organizatorzy pochodu przed nikim nie zamykają drzwi - Każdy może z nami świętować, bo przecież tworzymy jeden naród i jedno państwo, choć tak podzielone - dodał poseł PiS.

Zgodnie z wolą mieszkańców

Wojewoda małopolski Jerzy Miller tłumaczył wcześniej dziennikarzom, że tegoroczna zmiana formuły obchodów święta 3 maja wynika z życzeń mieszkańców. - Święto 3 maja będzie wyglądało tak, jak sobie tego życzą mieszkańcy. 3 maja to rocznica nadania uprawnień obywatelskich mieszczanom. To ich święto, a nie święto władzy, wojska ani Sejmu. To jest przede wszystkim święto społeczeństwa, które na ówczesne czasy w sposób bardzo nowoczesny zostało obdarzone władzą - mówił Miller.

- Jedni to święto chcą obchodzić jeżdżąc tramwajem i śpiewając patriotyczne piosenki dla mieszkańców Krakowa i turystów, inni będą chcieli pomaszerować z Wawelu na plac Matejki, a jeszcze inni będą nas bawić i zachęcać do wspólnego spędzenia czasu na Błoniach. To jest właśnie zdobycz i 3 maja sprzed 222 lat, i hutników strajkujących 25 lat temu. O to nam chodziło, żeby każdy miał prawo przeżywać Święto Narodowe, w taki sposób, jak chce. Ja się bardzo cieszę, że nie zabrakło tej inicjatywy zróżnicowanej, bo o taką wolność chodziło - dodał Miller.

W programie oficjalnych uroczystości w Krakowie pod hasłem "za3MAJ się" znalazł się piknik na Błoniach z prezentacjami pracy i sprzętu: policji, straży pożarnej, straży miejskiej, pogotowia i wojska. Studenci Akademii Wychowania Fizycznego i młodzież ze Związku Harcerstwa Polskiego przygotowali dla dzieci gry i zabawy.

Po południu na Rynku Głównym zaplanowano pokaz musztry paradnej i koncert w wykonaniu orkiestry wojskowej, a na Małym Rynku lekcję śpiewania piosenek patriotycznych. Wieczorem w Filharmonii Krakowskiej wręczone zostaną odznaczenia państwowe i akty nadania polskiego obywatelstwa

http://www.rp.pl/artykul/10,1005706-Obchody-swieta-3-maja-w-nowej-formule.html

TEKST I LINK PRZESŁAŁ ADAM SŁOMKA




 
 
 

W dniu 2 maja w Warszawie, Krakowie, Poznaniu i Wrocławiu rozpocznie się happeningowa akcja Programu III Polskiego Radia i Gazety Wyborczej „Orzeł może”, która została objęta patronatem Prezydenta RP Bronisława Komorowskiego. Moją uwagę przykuł wizerunek orła, który jest umieszczony na oficjalnym plakacie reklamującym akcję. Pióra prawego skrzydła orła ułożone są na wzór znaku Vegeta tj. w kształcie kółka utworzonego z kciuka i palca wskazującego. Gest ten ma znaczenie pejoratywne.

30.04.2013r.


   W dniu 2 maja w Warszawie, Krakowie, Poznaniu i Wrocławiu rozpocznie się happeningowa akcja Programu III Polskiego Radia i Gazety Wyborczej „Orzeł może”, która została objęta patronatem Prezydenta RP Bronisława Komorowskiego.
   

   Moją uwagę przykuł wizerunek orła, który jest umieszczony na oficjalnym plakacie reklamującym akcję. Pióra prawego skrzydła orła ułożone są na wzór znaku Vegeta tj. w kształcie kółka utworzonego z kciuka i palca wskazującego. Gest ten ma znaczenie pejoratywne. W Polsce i krajach anglosaskich oznacza, że wszystko jest dobrze, ale już w niektórych krajach Ameryki Południowej, Azji, Rosji jak również w Niemczech, Grecji, Turcji i Hiszpanii jest odczytywany, jako wulgarny i obraźliwy. Dlaczego organizatorzy zdecydowali się w ten sposób pokazać symbol Rzeczpospolitej Polskiej?  Przecież cel ich akcji jak to mówi dyrektor III Programu Radia Magdalena Jethon jest bardzo szczytny: „ Chcemy zachęcić rodaków do radosnego obchodzenia świąt i rocznic państwowych, będziemy przekonywać do okazywania naszego przywiązania do symboli narodowych.

 

    Jedną z atrakcji marszu, jaki ma odbyć się w Warszawie 2 maja będzie ogromny orzeł wykonany z białej czekolady. Ma on stanąć przed pałacem prezydenckim na Krakowskim Przedmieściu i być jak to wynika ze słów Magdaleny Jethon odsłonięty przez Prezydenta RP. „Mamy nadzieję, że pan Prezydent odsłoni tego pięknego orła”. Ku mojemu zdziwieniu na stronie internetowej III Programu PR zostało umieszczone zdjęcie tego właśnie orła z założonymi na głowie przeciwsłonecznymi różowymi okularami.

 

    Przecież Art.1 Ustawy o godle, barwach i hymnie Rzeczypospolitej Polskiej oraz o pieczęciach państwowych z 31 stycznia 1980 roku mówi: pkt1. Orzeł biały, biało-czerwone barwy, „Mazurek Dąbrowskiego” są symbolami Rzeczypospolitej Polskiej, 2. Otaczanie tych symboli czcią i szacunkiem jest prawem i obowiązkiem każdego obywatela.

 

Jak się to ma do przedstawianych powyżej faktów?

 

    W dniu 2 maja w samo południe mają być rozrzucone nad Warszawą, Krakowem, Poznaniem i Wrocławiem kolorowe ulotki promujące akcje -według Magdaleny Jethon -„zawierające żartobliwe, acz patriotyczne wierszyki”. Jakie to będą wierszyki możemy się tylko domyślać po tych, które już ujawniono:, „No i co wytrzeszczasz gały! To ja jestem orzeł biały” i „Polaku, nie bądź ponury. Rozwiń skrzydła! Dziób do góry!”

 

    Jestem więcej niż pewny, że na tych ulotkach nie znajdziemy wierszy poetów, dla których Orzeł Biały to polska świętość, to symbol pokoleń Polaków, którzy oddali swojej ojczyźnie to, co mieli najcenniejsze swoje własne życie.

 

    Chciałbym przytoczyć niektóre wersety z nadzieją, że organizatorzy akcji „Orzeł może” zdecydują się jednak umieścić je na swoich ulotkach.

Leć nasz orle, w górnym pędzie,
Sławie, Polsce, światu służ!
Kto przeżyje wolnym będzie
Kto umiera wolnym już

Jeszcze orzeł biały żyje,
Choć go czarny skubie,
Niech tylko i on wzrośnie
To się i odskubie
A tymczasem niech swe szpony
Zaostrza w cichości
Pomści on się za zagony
Wydarte własności.

Jak długo w sercu naszym,
Choć kropla polskiej krwi,
Jak długo w ręku naszym
Ognista szabla lśni

Stać będzie kraj nasz cały,
Stać będzie Piastów gród
Zwycięży Orzeł Biały
Zwycięży polski lud

O, wznieś się Orle Biały
O, Boże spraw ten cud:
Zwycięstwo polskiej sławy
Ogląda polski lud


    Moim zdaniem organizatorzy akcji „Orzeł może” pod pretekstem” okazywania przywiązania do symboli narodowych”, tak naprawdę pragną ściągnąć orła z piedestału na ziemię. Maria Konopnicka w wierszu „O Wrześni” pisała:

 

Wstał na gnieździe Orzeł biały,
Pióra mu się w blask rozwiały..
Gdzieś do Boga z skargą leci.

 

Celem tej akcji jest wyrzucenie orła z gniazda (naszej ojczyzny), ściągnięcie go ze sztandarów, pod którymi walczyły pokolenia Polaków, ośmieszenie i obdarcie z świętości, czci i szacunku. Orzeł biały nasz symbol narodowy 2 maja stanie się zwykłym happeningowym obiektem, przedmiotem żartów i zabawy.

 

    Moje przekonanie o słuszności tej tezy wynikają jeszcze z jednej przesłanki.

 

   Przeglądając obszerną listę celebrytów, którzy poparli tą akcję znalazłem jedno nazwisko, które szczególnie ostatnio utkwiło mi w pamięci. Jest to Maria Peszek autorka piosenki „Sorry Polsko”, którą pierwszy raz usłyszałem w okresie, kiedy w Polsce obchodzono „Dzień Żołnierzy Wyklętych”. Puszczano ją wtedy w „Trójce” wielokrotnie. Pozwolę sobie przytoczyć jej fragment:

 

gdyby była wojna…
po kanałach z karabinem
nie biegałabym
nie oddałabym ci Polsko
ani jednej kropli krwi
sorry Polsko

 

    Wtedy starałem się zrozumieć, dlaczego publiczna stacja radiowa, którą słucham wiele lat promuje piosenkę, która uwłacza pamięci bohaterom walczącym o wolna Polskę. Teraz, gdy zarówno „Trójka” jak i Maria Peszek promują akcję „Orzeł może” tylko utwierdza mnie to w słuszności moich stwierdzeń.
   

   Chciałbym jeszcze przytoczyć hymn „Hej Orle Biały”, którego słowa i muzykę napisał Ignacy Jan Paderewski.

 

Hej, Orle Biały, pierzchły dziejów mroki,
Leć dziś wspaniały, hen, na lot wysoki,
Nad pola chwały, nad niebios obłoki,
Ponad świat cały - wielki i szeroki.
Hej, Orle Biały, ongi tak zraniony,
Zbyt długo brzmiały pogrzebowe dzwony,
Rozpaczne szały i żałosne tony...
Wiedź nas na śmiały czyn nieustraszony!
Hej, na bój! Na bój! Gdzie wolności zorza!
Hej, na bój, na bój za polski brzeg morza!
Za Polskę wolną od tyrańskich tronów,
Za Polskę dawną. Piastów, Jagiellonów!
Hej, na bój, na bój! Taka wola Boża,
Hej, na bój! na Gdańsk i brzeg morza!
Za ziemię całą, tę rodzoną naszą,
Za wolność wszystkich, za naszą i waszą.

 

   Niech puentą mojego tekstu będą słowa Ignacego Jana Paderewskiego: „ Nad białoskrzydlnym, niezmazanym, nad najczcigodniejszym Ojczyzny symbolem kraczą kruki i wrony, chichocą obce a złowrogie puszczyki, urągają mu nawet swojskie, zacietrzewione orlęta”.

 

/dr Witold Zych, historyk sztuki/

xxxxxxxxxxx
 
 
 
xxxxxxxxxxxx
 

Podkategorie

Polscy Żydzi krytykują klip amerykańskiej fundacji. "Określenie »polski  Holokaust« jest kłamliwe" - Polsat News

 ALIANCI BYLI GŁUSI NA LOS MORDOWANYCH ŻYDÓW

 Zmęczony biernością aliantów w czerwcu 1942 r. gen. Władysław Sikorski na falach rozgłośni BBC wygłosił dramatyczny apel do Anglików o podjęcie działań w celu zapobieżenia trwającej w Polsce zagładzie Żydów. Jego radiowe przemówienie rozesłane zostało później jako nota dyplomatyczna do wszystkich rządów sprzymierzonych.

Aleksander Szumański - Oskarżenia określonych kół żydowskich w Stanach Zjednoczonych, jak też Żydowskiego Instytutu Historycznego w Warszawie pod kierownictwem Pawła Śpiewaka o świadome mordowanie i grabienie mienia Żydów przez Polaków w czasie okupacji niemieckiej w Polsce zakrawa na jawne pogwałcenie polskiej racji stanu, zwłaszcza jeżeli zestawi się to z opiniami przekazywanymi w latach 1945-47 przez żydowską prasę amerykańską, a obecnie wrogi Polsce, Polakom i polskości żydowski „New York Times”.

Czytelnicy polscy w kraju ciągle za mało znają alarmujące ostrzeżenia głośnego polonijnego autora profesora Iwo Cypriana Pogonowskiego. Ten najwybitniejszy dziś wśród Polaków żyjących na Zachodzie znawca problematyki żydowskiej jest autorem opublikowanego już w dwóch wydaniach monumentalnego dzieła dokumentalnego "Jews in Poland" („Żydzi w Polsce”), ze wstępem znanego sowietologa żydowskiego pochodzenia - profesora Richarda Pipesa.

Profesor Iwo Cyprian Pogonowski od kilku lat wytrwale i systematycznie ostrzega przed tym, co robią niektórzy bardzo wpływowi Żydzi zagraniczni, zwłaszcza amerykańscy, dla przyczernienia obrazu polskiej historii i upokorzenia Polaków. Zdaniem profesora Igo Pogonowskiego wszystko jest tylko grą wstępną zmierzającą do ułatwienia nacisków na wypłatę przez Polskę jak najwyższych „odszkodowań za żydowskie mienie". Przed tym ostrzegał wybitny żydowski politolog w USA Norman Finkelstein (autor „Przedsiębiorstwa Holocaust).

W wywiadzie dla „Rzeczpospolitej" Norman Finkelstein powiedział, że Światowy Kongres Żydów chce szantażem zmusić Polskę do wypłaty 65-67 miliardów dolarów lobby żydowskiemu w Ameryce tytułem restytucji mienia żydowskiego w Polsce. W tym celu robi się wszystko, by upokorzyć Polskę, czym wprost otwarcie zagroził naszemu krajowi już parę lat temu jeden z czołowych przywódców żydowskich.

Za jeden z istniejących przejawów tego typu propagandy wymierzonej w Polskę Pogonowski uznał całokształt twórczości Jana Tomasza Grossa, zwłaszcza jego eseje "Upiorna dekada" oraz książki „Sąsiedzi”, „Strach”, „Złote żniwa”.

W ocenie prof. Pogonowskiego: „Propaganda Grossa pomaga EKSTREMISTYCZNYM ugrupowaniom żydowskim w ich próbach wymuszania od rządu polskiego haraczu za zbrodnie dokonane w Polsce przez Niemców, Sowietów i pospolitych kryminalistów.”

Aby uzyskać nakreślone wyżej cele, prowadzi się akcję ciągłego prowokowania Polaków przez kolejne agresywne zachowania. Przykłady takich działań to: usunięcia krzyża papieskiego w Oświęcimiu, próby usunięcia krzyża z Sejmu, ścięcie krzyża papieskiego na krakowskich Błoniach (antychrześcijański i antypolski akt kard. Stanisława Dziwisza i prezydenta Krakowa prof. Jacka Majchrowskiego), plany ścięcia krzyża na Giewoncie, usunięcie krzyża w Stalowej Woli i wszystkich krzyży ze Wzgórza Trzech Krzyży w Przemyślu, czy też decyzja szefa radomskiej policji Karola Szwalbego, który kazał usunąć krzyże w podległych mu komisariatach. Urządza się z inicjatywy Bronisława Komorowskiego i za zezwoleniem Hanny Gronkiewicz-Waltz lewackie awantury pod Pałacem Prezydenckim, etc. Podobnym celom służy stwarzanie różnego typu antypolskich „faktów prasowych", nagłaśnianie różnych rzekomych incydentów antyżydowskich, tak jak wymyślona afera z rzekomymi „antysemickimi" wystąpieniami na Majdanku. W Oświęcimiu odbywają się coroczne pochody wrogiej Polsce młodzieży izraelskiej, wychowywanej na żydowskim dekalogu Jerzego Kosińskiego „Malowany ptak”.

Jak to było możliwe, iż po dokonanym w 1940 roku przez NKWD ludobójstwie w Katyniu świat był o tej zbrodni informowany fałszywie lub w ogóle tego tematu nie poruszano?

Jak to było możliwe, iż alianci: Wielka Brytania i USA w czasie II wojny światowej nie uczyniły niczego, aby przeszkodzić Hitlerowi w dokonaniu zagłady Żydów, ponadto ukrywali przez lata prawdę o Katyniu?

70 lat temu polski rząd w Londynie poinformował aliantów o masowym mordowaniu Żydów przez Niemców. Przez kolejne lata żądał podjęcia działań, które powstrzymałyby, lub uniemożliwiły Niemcom dokonania Holocaustu. Bez efektu. Owo milczące przyzwolenie światowych potęg na eksterminowanie obywateli polskich, również pochodzenia żydowskiego, to do dzisiaj wstydliwa i niewyjaśniona karta historii. Trudno się dziwić, że w państwach tych dziś ochoczo wspiera się próbę przerzucenia na Polaków współodpowiedzialności za Holocaust. Lansuje się tezy, że w czasie wojny Polacy mieli rzekomo współdziałać z niemieckimi okupantami, korzystać finansowo z Zagłady (obrzydliwa teza Jana Tomasza Grossa) lub przynajmniej biernie przyglądać się rzezi współobywateli. Fakty są oczywiście inne, to właśnie Polacy z narażeniem własnego życia i swoich rodzin ratowali Żydów i domagali się podjęcia przez aliantów działań, które położą kres ludobójstwu.

Tymczasem dwaj najwięksi alianci Wielka Brytania i USA świadomie postanowiły nie reagować w sprawie zagłady Żydów. Już na początku 1940 roku dowództwo konspiracyjnego Związku Walki Zbrojnej poinformowało polski rząd w Londynie o prześladowaniu ludności żydowskiej. Premier i Wódz Naczelny Władysław Sikorski podzielił się tą informacją z premierem Wielkiej Brytanii Winstonem Churchilem i brytyjskim ministrem spraw zagranicznych Anthony Edenem.

W kwietniu 1940 r. Niemcy zdecydowali o utworzeniu obozu Auschwitz–Birkenau (Oświęcim–Brzezinka). Parę miesięcy później zaczęto tam zwozić polskich więźniów politycznych, a dopiero w następnej kolejności Żydów.

Aby poznać prawdę na temat sytuacji w Auschwitz, potrzebne były dokładne i bezpośrednie relacje, co tak naprawdę się dzieje w tym obozie zagłady. W połowie 1940 r. podporucznik Witold Pilecki, współzałożyciel Tajnej Armii Polskiej, jednej z konspiracyjnych organizacji, scalonej później ze strukturami Podziemia Niepodległościowego - Armii Krajowej, przedstawił plan przedostania się do Auschwitz. Celem akcji było zebranie pełnych informacji na temat funkcjonowania obozu i zorganizowanie w nim ruchu oporu. 19 września 1940 r. Pilecki dobrowolnie dał się ująć Niemcom podczas łapanki w Warszawie, aby trzy dni później jako Tomasz Serafiński znaleźć się w obozie.

To właśnie on przekazywał pierwsze źródłowe informacje o ludobójstwie, które zaczęło się w Auschwitz. Jego sprawozdanie poprzez konspiracyjną komórkę „Anna” w Szwecji zostało przesłane do Londynu. Z owego sprawozdania wynika m.in. jednoznacznie, iż jedynym sposobem ucieczki z Auschwitz był komin krematoryjny.

Nie istniały żadne zwolnienia przez Międzynarodowy Czerwony Krzyż, czy też przez komisję lekarską, jak kłamliwie podaje o swoim zwolnieniu na skutek rzekomej interwencji Międzynarodowego Czerwonego Krzyża, doradca Tuska „profesor” Władysław Bartoszewski. Czy niemiecka obozowa komisja lekarska w Oświęcimiu „zwolniłaby” z obozu chorego, obrzezanego Żyda? Zapewne tak - przez komin krematoryjny. „Zwolnienia” Żydów z obozu wyjaśnia raport Witolda Pileckiego.

W posiadaniu Józefa Rosołowskiego prezesa Polskiego Związku Byłych Więźniów Politycznych Hitlerowskich Więzień i Obozów Koncentracyjnych znajduje się oryginał raportu Witolda Pileckiego. http://www.polandpolska.org/dokumenty/witold/raport-witolda-1945.htm (link is external)

Wiosną 1941 r. Sikorski nasilił działania informujące aliantów i światową opinię o trwającym dramacie Żydów. 3 maja 1941 r. gen. Władysław Sikorski wystosował notę w języku francuskim, angielskim i hiszpańskim zatytułowaną „German occupation in Poland”, w której informował o eksterminacji Żydów. Informacje te były później wielokrotnie powtarzane przedstawicielom rządów Wielkiej Brytanii i USA. Jesienią 1941 r. władze III Rzeszy postanowiły „ostatecznie rozwiązać kwestię żydowską”. W praktyce oznaczało to wymordowanie wszystkich Żydów.

Komenda Główna AK dysponowała informacjami, że w obozie w Chełmnie trwa masowe mordowanie Żydów za pomocą spalin w zamkniętych ciężarówkach! Również i o tej sprawie w grudniu 1941 r. zostali poinformowani przedstawiciele zachodnich rządów. Na przełomie lat 1941–1942 rząd Sikorskiego czynił wszystko co mógł, aby zmusić aliantów do działania. Polskie Ministerstwo Informacji wydało specjalną broszurę dotyczącą Zagłady – „Bestialstwo nie znane dotąd w historii”.

Zmęczony biernością aliantów w czerwcu 1942 r. gen. Władysław Sikorski na falach rozgłośni BBC wygłosił dramatyczny apel do Anglików o podjęcie działań w celu zapobieżenia trwającej w Polsce zagładzie Żydów. Jego radiowe przemówienie rozesłane zostało później jako nota dyplomatyczna do wszystkich rządów sprzymierzonych. Bezdyskusyjnych dowodów trwającej zagłady Żydów dostarczyła misja Jana Karskiego (właściwie Jana Kozielskiego), który na polecenie polskich władz udał się do okupowanego kraju. Karski dwukrotnie przedostał się do getta warszawskiego, przebywał również dwukrotnie w obozie przejściowym w Izbicy.

 

Jesienią 1942 r. powrócił do Wielkiej Brytanii, gdzie jako naoczny świadek opowiedział o eksterminacji Żydów. W oparciu o przywiezione przez Karskiego dokumenty w grudniu 1942 r. minister spraw zagranicznych Edward Raczyński przygotował i przedstawił aliantom szczegółowy raport o Holocauście. Karski został przyjęty również przez prezydenta Stanów Zjednoczonych F.D. Roosevelta. Jan Karski spotkał się w Ameryce z wieloma wybitnymi osobistościami Ameryki – politykami – przedstawicielami mediów i świata artystycznego. Wszędzie apelował o ratunek dla zabijanych Żydów. Bez rezultatu.

10 grudnia 1942 r. Sikorski wydał kolejną notę do Narodów Zjednoczonych, w której nawoływał do przeciwstawienia się trwającej eksterminacji „obywateli polskich żydowskiego pochodzenia”. Noty dyplomatyczne poświęcone losom ludności żydowskiej wysyłał dwukrotnie do rządów sprzymierzonych ambasador RP w Londynie Edward Raczyński. Z podobnym apelem do międzynarodowej społeczności zwróciła się także Polska Rada Narodowa w Londynie.

18 grudnia 1942 r. Prezydent Rzeczypospolitej Władysław Raczkiewicz wezwał papieża Piusa XII do przerwania milczenia i wzięcia w obronę mordowanych Żydów i Polaków. W Polsce jako jedynym państwie okupowanym przez Niemcy za pomoc Żydom groziła kara śmierci. Zabijano nie tylko „winowajców”, ale także ich rodziny. Mimo to od samego początku władze Polski Podziemnej zaangażowały się w pomoc.

Już od początku 1941 r. w Komendzie Głównej Armii Krajowej istniał Referat Żydowski, który zbierał informacje o losach polskich Żydów. 4 grudnia 1942 r. została założona Rada Pomocy Żydom „Żegota” jako kontynuacja działającego od września 1942 r. Tymczasowego Komitetu Pomocy Żydom.

Przy Delegacie Rządu RP na Kraj działała Rada Pomocy Żydom – polska humanitarna organizacja podziemna działająca w latach 1942-1945, jako organ polskiego rządu na uchodźstwie, której zadaniem było organizowanie pomocy dla Żydów w gettach oraz poza nimi. Rada działała pod konspiracyjnym kryptonimem Żegota.

W marcu 1943 r. powołano Referat Żydowski w ramach Delegatury Rządu na Kraj, który m.in. przekazywał „Żegocie” fundusze na akcje pomocy i przesyłał raporty dla rządu w Londynie. Gdy w nocy z 26 na 27 kwietnia 1943 r. Pilecki uciekł z Auschwitz, przekazał na zachód kolejne dowody na trwające tam ludobójstwo Żydów. Polacy rozważali także desperacki atak na Auschwitz (broniło go 8 tys. esesmanów), aby zwrócić uwagę na zagładę Żydów.

W lipcu 1943 r. „Żegota” wystosowała propozycję, aby rząd w Londynie zwrócił się oficjalnie do aliantów z prośbą o wymianę ludności żydowskiej na obywateli niemieckich.

Także Kościół katolicki nie pozostał obojętny na Holocaust. 14 grudnia 1942 r. przebywający w Londynie biskup włocławski Karol Radoński ostro potępił w radiowym przemówieniu działania Niemców – „jeżeli chodzi o ludność żydowską to męka jej przewyższa wszystko co cokolwiek nienawiść i dzikość ciemiężcy zdolna jest wymyślić[…] jako biskup polski z całą stanowczością potępiam zbrodnie dokonywane na ludności żydowskiej”.

Papież Pius XII uratował więcej Żydów niż wszyscy inni polityczni i religijni przywódcy świata razem wzięci. Izraelski historyk i dyplomata Pinchas Lapide szacował, że Pius XII ocalił blisko 900 tysięcy ludzi! „Zrobiłem kiedyś szacunki i oznacza to, że 20 procent żyjących obecnie na świecie Żydów istnieje dzięki niemu” – Powiedział Pinchas Lapide.

To Pius XII nakłaniał admirała Miklosa Horthy'ego, żeby powstrzymał deportacje węgierskich Żydów do Auschwitz. Tylko ta interwencja uratowała 200 tysięcy ludzi.

Rządy USA i Wielkiej Brytanii były głuche na informacje o zagładzie Polaków i obywateli polskich pochodzenia żydowskiego w Polsce. Noty polskiego rządu spotykały się z obojętnością. Gdy na początku grudnia 1942 r. gen. Władysław Sikorski po raz kolejny nawoływał do zniszczenia bombami torów dojazdowych, komór gazowych i krematoriów w obozach zagłady w okupowanej Polsce, Churchill enigmatycznie obiecywał zająć się tą kwestią. Fakty są takie, że techniczne naloty na teren Oświęcimia były możliwe od 1942 r., a w 1944 r. przeprowadzano je regularnie. W 1944 r. o bombardowanie szlaków komunikacyjnych do niemieckich obozów zagłady prosili już nie tylko Polacy, ale także amerykańskie organizacje żydowskie.

Brytyjczycy posiadali informacje na temat zagłady Żydów nie tylko od Polaków. Na przykład udało im się przechwycić depesze chilijskiego konsula w Protektoracie Czech i Moraw, które donosiły o początkach zagłady Żydów. Churchill nie tylko milczał. Firmował bowiem politykę brytyjskich władz w Palestynie, które skrupulatnie pilnowały, aby nie napływali do niej uciekający przed Holocaustem europejscy Żydzi. Gdy w grudniu 1940 r. do brzegów Palestyny dopłynął statek „Salvador” z kilkuset nielegalnymi imigrantami, brytyjskie władze nie pozwoliły mu dopłynąć do Haify. Statek zatonął. Takich incydentów na palestyńskim wybrzeżu w latach 1940–1942 było wiele.

Aby zrozumieć obojętność Brytyjczyków trzeba znać realia tamtej epoki. Nie tylko Niemcy uważali się za lepszych rasowo (rasę panów). Podobnie uważali Brytyjczycy. Churchill wielokrotnie powtarzał we are superior (jesteśmy najlepsi). Dla brytyjskiej elity Żydzi, Arabowie, Hindusi, murzyni byli jedynie lesser races, czyli niższymi rasami. Sprawa zagłady Żydów zwyczajnie nie dotyczyła Brytyjczyków.

Podobnie zachowywał się rząd USA i amerykańskie elity. Prezydent Franklin. D. Roosevelt po prostu zabijał milczeniem polskie wołania o położenie kresu zagładzie. Roosevelt był skutecznym, cynicznym politykiem. Warto przypomnieć, że zgodził się, aby Stalin przypisał Niemcom odpowiedzialność za mord w Katyniu, bo nie chciał tłumaczyć wyborcom, dlaczego pomagają jednemu zbrodniarzowi w walce z drugim.

W sprawie Holocaustu Roosevelt dostrzegał zagrożenie dla swojego wizerunku. Wiedział bowiem, że gdyby podjął jakiekolwiek działania, mogłyby być przez opinię publiczną uznane za niewystarczające. Dlatego właśnie wolał milczeć. Gdy pod koniec października 1943 r. do Białego Domu przybyła delegacja amerykańskich rabinów, Roosevelt wymknął się potajemnie z Białego Domu, aby po raz kolejny uniknąć rozmowy na ten temat. O tym, że była to przemyślana polityka, świadczą działania amerykańskiego Departamentu Stanu.

Na początku 1943 r. urzędnicy odcięli amerykańskiej prasie dostęp do informacji o Zagładzie, jakie napływały od środowisk żydowskich ze Szwajcarii. Kilka tygodni później na tajnej konferencji amerykańsko-brytyjskiej na Bermudach podjęto decyzję, że alianci nie podejmą specjalnych działań, aby przerwać Zagładę. Przebieg tej konferencji do tej pory owiany jest tajemnicą. Dokumenty brytyjskie wciąż pozostają tajne. Amerykańskie odtajniono w niewielkim stopniu.

Rządy USA i Wielkiej Brytanii tylko raz oficjalnie odniosły się do Zagłady. 17 grudnia 1942 roku wydały notę dyplomatyczną, że po wojnie „winni nie unikną odpowiedzialności”. O ile Amerykanie i Brytyjczycy zwyczajnie ignorowali Holocaust, to trzeci co do ważności aliant zachodni - Francuzi brali w nim czynny udział.

Francuski rząd Vichy od samego początku starał się „zaimponować” Niemcom swoim antysemityzmem. Jeszcze w październiku 1940 r. z III Rzeszy do Francji przetransportowano sześć tysięcy Żydów. W tym samym miesiącu wdrożono antyżydowskie ustawodawstwo i rozpoczęto prześladowania. Żydom zakazano wykonywania określonych zawodów, a Żydów-cudzoziemców internowano w obozach. Po tym nastąpiła rejestracja i konfiskata majątków.

Władze Vichy były gotowe zintensyfikować prześladowania Żydów, byle tylko odebrana im własność trafiła do Francuzów. Władze Vichy same organizowały transporty do Auschwitz. Pierwszy z nich ruszył do Polski 27 marca 1942 r., zaś ostatni odjechał w lipcu 1944 r., już po lądowaniu aliantów w Normandii. Amerykański historyk Robert Paxton przekonywał w wydanej w 1972 r. książce „Francja Vichy”, że Niemcy utrzymywali we Francji znikome siły okupacyjne, bo większość zadań wykonywali sami Francuzi. Najlepszym komentarzem do całej sprawy jest spór pomiędzy francuskimi kolejami państwowymi a rządem o rachunki za wywóz Żydów do obozów śmierci w Polsce. Ponieważ nie zapłacił ich rząd Vichy, władze firmy domagały się uregulowania rachunków za tę usługę jeszcze rok po zakończeniu wojny. Te fakty wyglądają ciekawie na tle publikacji współczesnych mediów francuskich, piętnujących rzekomy polski antysemityzm i „polskie obozy zagłady”.

 

TEKST UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „WARSZAWSKA GAZETA” 20 WRZEŚNIA 2013 r.