foto1
Kraków - Sukiennice
foto1
Lwów - Wzgórza Wuleckie
foto1
Kraków - widok Wawelu od strony Wisły
foto1
Lwów - widok z Kopca Unii Lubelskiej
foto1
Lwów - panorama
Aleksander Szumański, rocznik 1931. Urodzony we Lwowie. Ojciec docent medycyny zamordowany przez hitlerowców w akcji Nachtigall we Lwowie, matka filolog polski. Debiut wierszem w 1941 roku w Radiu Lwów. Ukończony Wydział Budownictwa Lądowego Politechniki Krakowskiej. Dyplom mgr inż. budownictwa lądowego. Dziennikarz, publicysta światowej prasy polonijnej, zatrudniony w chicagowskim "Kurierze Codziennym". Czytaj więcej

Aleksander Szumanski

Lwowianin czasowo mieszkający w Krakowie

 

                ALEKSANDER SZUMAŃSKI

       KORESPONDENCJA  Z POLKĄ Z FIGURAMI,

GRANĄ, TAŃCZONĄ, ŚPIWANĄ, SZCZYPANĄ I MACANĄ

 

             SPECJALNIE DLA KRESOWEGO SERWISU

                           INFORMACYJNEGO

           OPRACOWAŁ ALEKSANDER  SZUMAŃSKI 

 

 

POLKA Z FIGURAMI ZE SZCZYPANIUM I MACANIM

 

 

„…tańczu polki z figurami,
husia, siusia, husia, siusia,
knaju pary, za parami,
husia, siusia, husia, sia,
aligancku i zy szykim,
husia, siusia, husia, siusia,

przeplatajunc wrzaskim, krzykim,
husia, siusia, husia, sia,
i du siebi i ud siebi,
wszysku skaczy jakby w niebi
ze szczypanium i macanim,
hula polka husia, siusia…

…trarara Antyk na harmonii gra,
trarara on przybirać klawo zna,
trarara, baw si, braci, póki czas,
skoro dzisiaj na zabawu prostu do nas wlaz.”



My wcali nie byli chirni jak si rozpoczął ten  Ogólnopolski Festiwal Piosenki  Lwowskiej i Bałaku Lwowskiego Kraków 2011, a jak powim gdzie si to zjawisku odbyło, to mózg stai i nie tylko.

Ta to w kamienicy nr 1 przy ul. Szczepańskiej w Krakowie „Pod Gruszką” w Klubie Dziennikarzy, w sali „Fontany”. Kamienica ta była w wieku XIV własnością rodziny Morsztynów. W roku 1386 Jadwiga  Królowa Polski miała tu ponoć odwiedzać swego ukochanego, księcia austriackiego Wilhelma Habsburga, z którym nie mogła się związać, ze względu na ślub z Jagiełłą, ale to taka prawda, jak w kuszyku mojej cioci - drybci na Pohulance ćmaga.

 

Wewnątrz kamienicy zachowane zostały gotyckie wnętrza. Najbardziej znanym pomieszczeniem jest „Sala Fontanowska”. Jej nazwa pochodzi od XVII-wiecznego artysty – Baltazara Fontany. Ozdobił on wspomnianą salę stiukami na polecenie jednego z właścicieli – chorążego Andrzeja Żydowskiego, od którego zapewne powstał szmonces, / gwara lwowska, żydowska / ja tak myśli. W jednej części można zauważyć gotyckie sklepienie żebrowe pod dekoracją stiukową.

Na ścianach znajdują się XVIII-wieczne holenderskie kafelki. Te zabytkowe wnętrza są więc uznawane za jedne z piękniejszych wnętrz świeckich w Europie.

 

Na parterze kamienicy znajduje się apteka "Pod złotym Tygrysem", tak piszą, a tu figa z makim, z pasternakim, apteki ni ma, bo ją wygryźli najtańsze w Europi pudatki, jak przyrzek pan premier.

 

Obok nij zachował się XVI-wieczny renesansowy portal (obecnie będący witryną kwiaciarni). Ta jaki kwiaty! Ta daj Pani Boży zdrowi tym kwiaciarkom krakowskim!

 

Na pierwszym piętrze znajduje się obecnie „Klub Dziennikarzy”, oraz restauracja "Pod Gruszką". Można tam dostać dobrą  ćmage,  ali nie widziałem chirnych, same szac galanty siedzą.

 

 
A ulica Szczepańska – ulica w Krakowie prowadząca od Rynku Głównego na północny zachód, w kierunku placu Szczepańskiego i Plant.
Przy ul. Szczepańskiej znajduje się m.in. Kamienica nr 2 „Pałac Pod Krzysztofory”.
 
„Pałac Pod Krzysztofory" jest jednym z najznakomitszych i najokazalszych krakowskich miejskich pałaców. Na przestrzeni wieków pałac gościł wiele znakomitych osobistości, m.in: królów Jana Kazimierza, Michała Korybuta Wiśniowieckiego, oraz Stanisława Augusta Poniatowskiego, a także księcia Józefa Poniatowskiego, który przebywał tu w roku 1809.

Nazwa pałacu pochodzi od patrona średniowiecznej kamienicy, która niegdyś znajdowała się w tym miejscu – św. Krzysztofa.
 
W przeciągu wieków kamienica ta zmieniała swoich właścicieli: w XIV wieku była własnością rodu Spycymirów, a w XV wieku przeszła w ręce rodziny Morsztynów wpływowej rodziny kupieckiej, której własnością była również kamienica "Pod Gruszką".
 
W drugim kwartale XVII wieku, z inicjatywy marszałka nadwornego koronnego Adama Kazanowskiego, rozpoczęto prace budowlane na tym obszarze. Połączono gotyckie kamienice usytuowane na rogu Rynku Głównego i ulicy Szczepańskiej.

W latach 1682-1684 na zlecenie ówczesnego właściciela, Wawrzyńca Jana Wodzickiego, dokonano zasadniczej przebudowy budynku. Pracami kierował słynny  architekt , Jakub Solari.

I w takim otoczeniu, przy takiej ulicy, w takiej sali, i takiego projektanta dziele,  tańczono  lwowską” poleczkę, „husia - siusia”, której fragment batiarskiego tekstu przytaczam.

Na koncercie obecny był sam maestro  Julian Tuwim, który przywitał publiczność „Kwiatami polskimi”:                

 

„Któż wtedy wiedział, że daleką
Stanie się Kraków świętą Mekką,
A góra Giewont – Siódmą Górą,
A rzeka Wisła – Siódmą Rzeką?

My contry is my home. Ojczyzna
Jest moim domem. Mnie w udziele
Dom polski przypadł. To – ojczyzna,
A inne kraje są hotele”.


Julianowi Tuwimowi odpowiedziano:

Leopolis semper Fidelis
We Lwowie muzy śpiewały zawsze.


A niżej podpisany stwierdził:

„Dwa miasta otrzymałem w darze,
A które piękniejsze?
Czy Lwów Katedrą marzeń,
Czy Groby Królewskie”.


Ale po kolei, gdy zespół muzyczny rozpoczął koncert, to natychmiast pomyślałem o Jerzym Połomskim, ale właściwie o „Big Cycu” z którym pan Jerzy wylansował piosenkę „Cała sala śpiewa z nami”. Dlaczego?
 
Z tej prostej przyczyny, iż cała sala, około 100 osób śpiewała  „Tylko we Lwowie”. A więc na samym otwarciu koncertu pojawili się Tońcio i Szczepcio ze swoim nieodłącznym „kawałkiem” z filmu „Włóczęgi” do tekstu Emanula  Szlechtera i muzyki Henryka Warsa. Śpiewająca sala nie zamierzała przestać śpiewać, ale dopiero, gdy na estradzie pojawiła się Pani Grażyna Potoczek  prezentująca wykonawców koncertu, zaległa cisza. 
 

 

Kto ze 100 znanych  osób tworzył widownię?

Nie zawiodła mnie moja muza, piękna lwowianka Alusia, twierdząca z błyskiem w oczach, że jest moją ślubną i nie myląca się. Ilekroć piszę o mojej małżonce, to przypominam sobie przykazanie mojej tak pięknej, co mądrej Mamy, oczywiście również lwowianki:

 

„…pamiętaj, gdy będziesz wybierał żonę, to niech to będzie lwowianka, ale najlepiej, aby to była Żydówka ze Lwowa…”.

 

Taką opinię mieli również bohaterowie „Wesołej Lwowskiej Fali” Aprikozenkranc i Untenbaum, obecni na widowni, jak zwykle w czasie naszych koncertów lwowskich .

 

Z satysfakcją zawsze odnotowuję obecność Wiktora Budzyńskiego, twórcę tej wspaniałej audycji radiowej, jak i Lopka Krukowskiego, który wszak nie urodził się we Lwowie, ale jak mówił szmonces, to był sam cymes . Cały zespół  „Wesołej Lwowskiej Fali” pojawił się na koncercie  oczywiście jak zwykle, a Jerzy Janicki zadedykował publiczności swoją najnowszą książkę „Cały Lwów na mój głów”.

 

I jak  zwykle najbardziej się cieszę z obecności Włady Majewskiej, która tym razem nie zaśpiewała, ponieważ postanowiła oddać głos młodszym artystkom, jak się wyraziła. I miała zaśpiewać Wiktoria Zawistowska wchodząca w skład zespołu muzycznego. Miała. Ale nie zaśpiewała, myśląc, że Pani Włada zaśpiewa i tak powstał z mojej winy cały galimatias, a ja kacap i durny pacan nie wyjaśniłem tego w garderobie.

Kogo nie było?

Nie przyjechały Panie;  prezes „Radia Lwów” Teresa Pakosz i redaktor naczelna tego radia Ania Gordijewska. Ale są usprawiedliwione, ponieważ od kilku tygodni nie wykonują nic innego, tylko układają cykl audycji o mojej poezji. Jeszcze podobno tak szybko nie skończą. Nie było również mojej szefowej Pani Bożeny Rafalskiej, redaktor naczelnej „Lwowskich Spotkań”, której logo przyjęła dzisiejsza odsłona festiwalu. Zatelefonowała do mnie i powiedziała:

 „Alek nie przyjadę, bo muszę składać teksty o twojej poezji”. I jak tu nie usprawiedliwić ich nieobecności?

 

 

 

 

 

 

 

Nie było również Adama Żurawskiego i Ryszarda Mosingiewicza współczesnych konkurentów Szczepcia i Tońcia, którzy usiłowali wygrać dialogi kinderskie z oryginałami Tońciem i Szczepciem, w końcu przyjechały oryginały, oczywiście z Wiktorem Budzyńskim prosto ze Lwowa.

Gdy zapytałem redaktora Zbigniewa Ringera, autora licznych reklam prasowych naszego koncertu, czy zadowolony jest z frekwencji, pękającej w szwach sali „Fontany”, odpowiedział: „…iż tylko wariat mógł zrezygnować”.

 

Faktycznie nie zauważyłem czołowych lwowskich „myszygine kiepełe”, o których opowiadał „cały Lwów”:

„LOLO WARIAT” - nostalgiczny , niechlujny osobnik, jednakowo "wywatowany" w zimie i w lecie, wyglądem wzbudzający ogólną sensację.

„WARSZAWA – WAWA”
- gentelman w batiarskim kaszkiecie - proponujący napotkanym przechodniom podróż do Warszawy. Bez względu na decyzję "ruszał" truchtem naśladując lokomotywę parową - "warszawa wawa, warszawa wawa" - powtarzał rytmicznie.

Dzieci oczywiście za nim biegały, a jakże, łącznie ze mną i z Adamem Macedońskim, dzisiaj Kustoszem Pamięci Narodowej, współtwórcą krakowskiego słynnego "Przekroju".

„PROFESOR JEGIER” – od rana do wieczora stał niezmiennie u wylotu bramy przy ul. Legionów, w kamienicy, w której mieszkałem, w zapomnianym już dzisiaj pasażu Hellera. Wykrzywiał śmiesznie usta wołając: profesor Jegier, profesor Jegier, reklamując kalesony jegierowskie, równocześnie rozciągając rzekomo elastyczne nogawki śnieżno białych kalesonów. Ten akurat chyba nie był stuknięty, interes mu szedł jak się patrzy. Trwał do września 1939 roku.

„ŁUCYK” - uzdrowiciel szarlatan ubrany w długą szatę przystrojoną mosiężnymi gwiazdami i kołami, z wężem grzechotnikiem w zarękawku. Sprzedawał pigułki na wszystko, własnego wyrobu.

„BARONEK” - zubożały baron, hulaka, trochę pomylony, żyjący z jałmużny. Wystawał pod hotelem George'a i przemawiał po francusku. Podobno językiem literackim.

„DOKTOR” - stojący zawsze na placu Gołuchowskich, przemawiający do siebie po żydowsku i niemiecku.


 

 

„PROFESOR” lub „FILOZOF” - poeta, piszący na zamówienie okolicznościowe wiersze, stał z książką w ręku, zwykle na ul. Wałowej i deklamował łacińskie wiersze, lub młodzieży szkolnej odrabiał zadania z łaciny .

„DURNY IGNAŚ” - grywał na skrzypkach pod murem kamienicy na rogu ul. Kurkowej i Czarnieckiego. Zaczepiany przez batiarów okrzykiem: "Ignaś Zośka cię nie kocha". Wołał za nimi w złości: "Idź ty beńkart magistracki!". Wykrzyknik ten stał się popularnym, potocznym zwrotem lwowian, wyrażającym zniecierpliwienie .

„BEN HUR” - albo „BUGAJ” - na poły oryginał , na poły pomyleniec, który wyśpiewywał w kółko: „buwajty  zdorowa,  moja  zołoteńka".


„DODIO” - dziwak, emeryt z górnego Łyczakowa, chodził w czarnej kapocie z pasją zdzierał afisze z murów, którymi wypychał kieszenie.

„ALTESZIKER ” / stary pijak / - Żyd, szewc i pijak, tańczący po ulicach.

„DURNY JASIU” - syn przekupki z rynku. Śmiano się z jego powiedzonek: "ni kupujci  barszczu u moij mamy, bo si tam szczur utopił".

"ŚLEPA MIŃCIU" - siadywała na składanym stołeczku na Wałach Hetmańskich pod pomnikiem Sobieskiego przygrywała na harmonii i śpiewała ówczesne szlagiery np. "Śliczny gwóździki", "Pienkny  tulipani". Zaczepiana przez uliczników wołała za nimi: "ty miglanc”!

Wszystkich tych oryginałów, dziwaków i pomyleńców lwowska ulica obejmowała nazwą "świrk" . Wyraz " świrk " był neologizmem lwowskim oznaczającym chorego umysłowo, wariata, pomyleńca - wywodzącym się podobno od zachowania pewnego symulanta, który chcąc się wykręcić od służby w wojsku austriackim udawał wariata ćwierkając jak świerszcz "świrk , świrk". Od "świrka" pochodzą inne popularne we Lwowie wyrazy: świrkowaty - głupkowaty, pomylony, ześwirkować - zachowywać się jak świrk, t.j. wariat, lub po prostu świr.

Nie było również Wojtka Habeli i Franka Makucha niejednokrotnie prezentujących estradowo tych „świrkowatych”,z  przyczyny prozaicznej, obaj artyści mieli występy.  Franciszek śpiewał w programie operetki, a Wojtek miał występ w teatrze.

I tak nam niestety wypadł szmonces z programu. Gdy zapytałem Wojtka co zrobimy  w zamian, wówczas  doradził: ” Alek opowiedz  fajne szlagiery szmoncesowe”:


- Icek, powiedz mucha,
ny mucha,
Icuniu, powiedz mucha,
ny, mucha,
Icek ty powiedz samo mucha,
mucha, ny,

 

albo:

 

- telefon do Mariana Spychalskiego marszałka Polski:

- „czy można prosić Mońka Spychalskiego do telefonu?

 - Tutaj nie mieszka żaden Moniek Spychalski, tutaj mieszka marszałek Polski Marian Spychalski.

Za chwilę następny telefon:

Czy można prosić do telefonu marszałka Polski Mariana Spychalskiego?

Odpowiedź:

Proszę uprzejmie; Moniek telefon do ciebie”!


lub jak Szyjka przechytrzył rabina:

 

Szyjka purknął na lekcji,

Nauczyciel rabin wyrzuca go z klasy

Szyjka pęka ze śmiechu

Nu, z czego ty śmiejesz Szyjka? Pyta rabin.

Bo rebe będzie teraz wąchał moje smrody,

a ja pójdę na spacer.

 

także:

Icuniu, zjedz ciasteczko,
nie chce mi się,
Icuniu, ty zjedz czekoladkę,
nie chce mi się,
Icuniu, ty zjedz jabłuszko, mamunia bardzo prosi,
nie chce mi się,
to co ty chcesz Icuniu?
Żeby ciocię Rózię szlag trafił.



Jak ja wrócił do chałupy wieczór po śpiwaniu, oczywiście  już chirny, to się rozdzwoniły telefony, jak w kuczki, czy też po kuczkach,  a to stacjonarny, a to mój komórkowy, a to komórkowy mojej żony, od oficjalnych mediów i władz naczelnych Państwa i Krakowa z gratulacjami i równocześnie z przeprosinami, iż nie mogli przybyć na koncert lwowski, ponieważ przepisy Unii Europejskiej tego nie zezwalają.


Jeden super szpic galanty nawet powiedział: „ty nie bądź taki awojler jing” / odważny chłopaczek /.

Powoływali się wszyscy po kolei na tak zwany „paragraf rozsądku”, czyli zwykłe brechnie, który  nie zezwala na śpiewanie  batiarskich, czy kinderskich piosenek niepoprawnym politycznie, nawet po kuczkach, członkom Unii Europejskiej.

Miałem nawet telefony gratulacyjne z Brukseli, ale nie powoływali się na żaden bajer, jedynie na kinderską  piosenkę, która ich zdaniem jest nie obyczajowa. To ja se „ftedy” rąbnął pół metra chiry i  już byłem z powrotem lordem, tylko  powiedziałem żonie: aus z nami.

Pocieszyła mnie małżonka mówiąc: „ ty ich bajtluj, że ci bebechy z żalu popenkaju,  gdy nie będzie lwowskich festiwali i rób swoje, śpiwaj swoje, deklamuj swoje i rób za absztyfikanta, czy chabala wszystkich dziuń , możesz nawet  powozić dziunie i ciumać się z nimi na oczach całej Unii Europejskiej, samego Barosso, czy ober cfaniaka Buzka i nawet samego prezydenta, masz moje zezwolenie, ale tylko na klawe dziunie  , a gdy ci powiedzą, że są aus festiwali, i z dziuniami i potyrczami też fertig,  to powiedz, że to chyba jakiś chatrak - hołodryga, czy czerepacha  ich informował i bądź blat i mogą cię całować w kinol, bajrysz, bratrure na durch i nie tylko”.


Posłuchał ja żony i dzisiaj gdy zadzwonił jakiś bałaguła galanty z magistratu i pytał czy to prawda, że jakiś festiwal się odbędzie w Warszawie, to żona mi wyrwała słuchawkę i powiedziała: „panie galanty od tego się pan , bo my z mężem teraz gramy w cymbergaja i ja się odgrywam, nie mam czasu i fertig”.

I zrobiła się w magistracie po tym telefonie cała hałaburda, aż bebechi z bandziocha wyłaziły, o batiarski i kinderski bałak  u nas w domu, bo to nie był telefon od jakiegoś zwyczajnego galantego, tylko zwykły czerepacha, czy hołodryga dzwonił. A festiwal się w Warszawie odbędzie jeszcze w lipcu 2011 i bedzie śpiwać Włada Majewska i mogą w ”Wybiórczej”, czy w innym   telewizorze pocałować kwargiel,  pindę, lub potyrcze.  

Ale co było dalej w sali „Fontany”?  Swoje wiersze czytała lwowianka Danuśka Jasińska-Mróz, z samej Pohulanki przyjechała, klawa binia. Publiczności bardzo podobały się wiersze miłosne Danuśki, bo i publiczność była miłosna:


 

 

 

 

 

„Co to jest miłość”

„Serce moje pytam Cię,
Co to miłość nad życie?
Dwie dusze, a jedna myśl
Dwa serca, a jedno bicie”.


Danuśka sama wzruszona,  od wzruszonej publiczności dostała kwiaty, ode mnie buziaki, a co? Może  nie wolno? Z kim ta to ja  si mam ciumać? Z magistratem? Po breżniewowsku z samym  rezydentem, co robi za prezydenta? Brr!

 

Stefan Czyż śpiwał  i ciuchrał na fleci, klarneci, harmoszce i innych klawych specyfindrach muzykalnych, jak na habala Danuśki przystało , ze swoim zespołem  muzycznym, nie tylko wybrane piękności lwowskie renomowanych autorów jak Marian Hemar, czy też Emenuel  Szlechter i Henryk Wars, ale również i te najpiękniejsze anonimowe, uliczne.

 

Jak pan Stefan zaśpiwał „…na ulicy Kupernika tańczy panna bez bucika…”, to cała sala, jeszcze bezhirna śpiwała. Razem z nim. Widowisko było teraz jak makagigi – specyjał od Ślepej Mińci na Wałach Hetmańskich kupione.

A oto ciąg dalszy tekstu otwarcia koncertu:

„… tańczy mały, tańczy wielki,
husia, siusia, husia, siusia,
je salcesun, so syrdelki,
husia, siusia, husia, sia,
wszystku si uwija żwawu
i wywija w lewu w prawu,
Felek aranżuje klawu
naszy polki husia, siusia
trarara….

Gdy muzyczka gra wesołu,
husia, siusia, husia, siusia,
wszysku tańczy, skaczy wkołu,
husia, siusia, husia, sia,
Felik Mańki wzioł pud boki,
Husia, siusia, husia, siusia,
aligancku stawia kroki
husia, siusia, husia, sia,
Naprzód w lewu, potym w prawu,
tak wywija z Mańku żwawu,
z obracanim, potruncanim,
przy ty polcy husia, siusia,
trarara”…

A ja sam w ancugu nowym jak si wkatulałem na estrady i ta to na bezhirno, to mnie żadna dziunia nie mogła ściągnąć, bo nie chciałem zejść, tak mi było fajni.

Na zakończeni to ta to mi nawyt Pani dr Lucyna Kulińska ciumnęła w obydwa policzki, a jej mąż powiedział: „panie spec, nawet nie widać jak pan bałaka, że pan taki belbas  i wręczył mi dwa chabazie, dla mnie i dla mojej żonki, a pozdrowienia dla całej naszej hebry przesłał Pan dyrektor Janusz Paluch redaktor „Cracovia Leopolis”, o czym powiadamiam bardzo serdecznie Państwa obsługując to całe widowisko i nie tylko.
                                       
                                                          Aleksander Szumański ze Lwowa

                                                                tymczasowo w Krakowie,

                                                 Chicago, Toronto, Johannesburgu i gdzie nas

                                                                       nie ma i nie tylko.




Oto podręczny słowniczek bałakania:

absztyfikant – adorator
awojler jing / szmonces / - odważny chłopaczek
bałak – gwara lwowska
bebechi – wnętrzności
bandzioch - brzuch
blatować - łagodzić - rozmowa, gadka
na bezhirno – na trzeźwo
habal – adorator
ciumać się – całować się
cymbergaj - gra
ćmaga - wódka
chatrak - konfident
chirus - pijak
czerepacha – mętny typ
dziunia klawa - ładna dziewczyna
powozić dziunię - reszta jest milczeniem
galanty - elegancki
hebra – zbieranina
chirny – pijany
chira - wódka
hajda - wynocha
handełes - handlarz
hołodryga - oberwaniec
jadaczka - gęba
juszka - rzadka zupa
jucha z kinola - krew z nosa
kacap – głupiec
kinol – nos
kwargiel - ser
kuczki – żydowskie święto
pacan - głupiec
pedały - nogi
pinda - niedorosła dziewczyna
potyrcze - pomietło
szantrapa - niechlujna kobieta
ścierka - ladacznica
śledź - krawat
myszygine kiepełe – zwariowana głowa
myszygine – wariat

 

UWAGA – TEKST PISANY W KWIETNIU 2011 PRZED ŚMIERCIĄ Pani Włady Majewskiej. Ukończyła 100 lat !!!