foto1
Kraków - Sukiennice
foto1
Lwów - Wzgórza Wuleckie
foto1
Kraków - widok Wawelu od strony Wisły
foto1
Lwów - widok z Kopca Unii Lubelskiej
foto1
Lwów - panorama
Aleksander Szumański, rocznik 1931. Urodzony we Lwowie. Ojciec docent medycyny zamordowany przez hitlerowców w akcji Nachtigall we Lwowie, matka filolog polski. Debiut wierszem w 1941 roku w Radiu Lwów. Ukończony Wydział Budownictwa Lądowego Politechniki Krakowskiej. Dyplom mgr inż. budownictwa lądowego. Dziennikarz, publicysta światowej prasy polonijnej, zatrudniony w chicagowskim "Kurierze Codziennym". Czytaj więcej

Aleksander Szumanski

Lwowianin czasowo mieszkający w Krakowie

 

IMPERATYW MORALNY DONALDA TUSKA Z MAŁGOŚKĄ W TLE

 

"Józef, dziadek Donalda Tuska, był oficerem SS i miał brać udział w zbrodniach nazistowskich" – napisał czeski portal internetowy stalo-se.cz. Słowa te padły w tekście opublikowanym z okazji rocznicy wybuchu II Wojny Światowej, w którym pojawiła się także informacja o wyborze Donalda Tuska na przewodniczącego Rady Europejskiej. Podobne doniesienia pojawiły się wcześniej w rosyjskich mediach - gazieta.ru.

Jest to oczywiście bezczelne łgarstwo, zapewnił przewodniczący Rady Europy w czasie swojego publicznego wypróżnienia w Brukseli.

Czytaj więcej: IMPERATYW MORALNY DONALDA TUSKA Z MAŁGOŚKĄ W TLE

FELIETON OKAZJONALNY

 

PRZYSZŁOŚĆ CZYHAJĄCA ZWIERZOSZETYNO -PIETRU

DURNY TOTALNY CYRK BALCEROWICZOWSKO - MICHNIKOWSKI

 

Ogólnie rzecz ujmując to nazywanIe opozycji totalną, jest błędem logicznym, ponieważ

nie jest to żadna opozycja, tylko liczna grupa błaznów - wampirów rodem z cyrku i to bardzo marnego, kategorii najniższej. Błaznów wampirów uzupełniają durne wrzeszczące babsztyle, które nawet na marszach równości byłyby wygwizdane.

 

KLASYFIKACJA BIOLOGICZNA RZEKOMEJ OPOZYCJI

 

Klasyfikacja biologiczna tych ssaków wprawdzie umieszcza ich wśród ssaków naczelnych, ale tylko zbliżonych do człowieka. Wprawdzie poruszają się na dwóch łapach, ale mają skłonności czworonożne. Są zaczepne, kopią przednimi łapami uzbrojonymi w kopyta. Wprawdzie nie przypominają rogatego bydła, ale upodobniają się do świń zwłaszcza kiedy wrzeszczą. Najbardziej zbliżone do świń są osobniczki usiłujące udawać postaci ludzkie.

Cechą charakterystyczną rodziny człowiekowatych jest skłonność do przyjmowania spionizowanej, dwunożnej postawy (choć gibony także większość czasu spędzają na dwóch łapach) oraz zdolność do wytwarzania i używania narzędzi (potrafią to także szympansy).

Samą zdolność do używania narzędzi już wcześniej zaobserwowano u innych gatunków (m.in. u słoni, ośmiornic, delfinów, goryli, szympansów, niektórych gatunków zwierząt drapieżnych).

 

ATAKI ZACZEPNE

 

Gdyby 10 lipca red. Michał Rachoń palcem tknął atakującego go bydlaka, musiałby uważać, aby go nie uszkodzić. Pan redaktor to kawał chłopa. Koszykarz, dwa metry wzrostu, wysportowany. Walnie raz i gościu załatwiony. Ale nie walnął, czym wprawił tłumy bydląd w osłupienie.

Jeśli ktoś przyjrzy się filmowi, łatwo zauważy bezrozumną agresję bydlaka machającego przednimi łapami.

Strategia PiS jest bardzo podobna do tego działania Michała Rachonia. Nie ulega prowokacji. Daje przeciwnikom czas na popełnianie błędów i szansę na sięgnięcie po rozum. Ludzie, którzy ulegają paranoi totalitarnej opozycji, wciąż mają  szansę powrotu do rozumu nieszkodliwych ssaków. Ich problem w tym, co zrobią. Nawet elity totalitarnej opozycji mają jeszcze szansę na pokazanie, czy im chodzi  o Polskę, czy o coś innego.

Jeśli wybiorą coś innego, to czeka ich fatalna katastrofa. Pierdel chyba nie, bo bydło idzie na rzeź.

Ostrożność Michała Rachonia, to bardzo mądra polityka, to wielka odpowiedzialność i rozwaga. Widzieliśmy wszyscy atak zaślepionego nienawiścią ogłupionego michnikowszczyzną prowokatora. Michał Rachoń tylko tknąłby paluszkiem tego furiata i byłby wrzask na cały świat. Rozjarzyłyby się petycje o interwencje zbrojne, sankcje, a może nawet bombardowania. Organizatorzy tej prowokacji tylko na to czyhają. Petru listy piszą.

Wyobraźmy sobie, że ten zaślepiony nienawiścią i bezdenną głupotą prowokator, to cała totalitarna, zacietrzewiona  opozycja. Patrzę na nich z boku i widzę ich tak właśnie jako zgraję głupców w amoku. Widzę kłamców, zarozumiałych hipokrytów. Widzę durnych i pazernych.

Umówili się dziś na piętnastą, aby przeżyć za 10 tysięcy złotych.

                                                              Maryśka z SN

 

 

PLACET NA "SPÓŁDZIELNIĘ DZIENNIKARSKĄ"

 

Zygmunt Korus - dziennikarz niezależny Chorzów 14 lipca 2017

 

Spółdzielczość ma wiele branż i podgrup – ale każda taka korporacyjna wspólnota interesów gospodarczych zawsze ma wpisany w statut jakąś wartość dodaną dla swoich członków, którą jest dobro społeczno-kulturalno-oświatowe. Po prostu rozumie się samo przez się na przykład jaką rolę pełnią choćby spółdzielcze kluby na osiedlach mieszkaniowych.

A w naszej debacie publicznej coraz bardziej widać, że mamy dwie spółdzielnie dziennikarskie: w pewien sposób koncesjonowaną (pytanie w JAKI i przez KOGO?) oficjalną, propaństwową, i tę POpapraną (Wiertnicza, Czerska), którą nie zamierzam się zajmować, bo zwyczajnie na głupoty szkoda mi czasu. Niech się międlą cwaniacy z przekaziorów z odbiorcami-bezmózgami, którzy taki sformatowany z antypolskiej propagandowej papki komunikat łykają jak czekoladowe bobki.

Mnie chodzi o cały segment dziennikarstwa życzliwego PiSowi, ale z racji misji tego zawodu, patrzącego partii rządzącej na ręce. Dobrym przykładem takiej postawy jest Witold Gadowski.1 A poza nim (choć bywa zapraszany do publicznej debaty rzadko) jakiejś znaczącej grupy dziennikarzy o podobnej postawie w obecnej "telewizji misyjnej" nie uświadczysz. W innych abonamentowych mediach jest podobnie.

Myśląc o tych wielkich nieobecnych, chodzi mi głównie o redaktorów "Warszawskiej Gazety", świetne pióra i bardzo poczytnych komentatorów życia politycznego w Polsce, takich jak Andrzej Leja (mój ulubiony), Stanisław Srokowski (pisarz niezrównany), Marcin Hałaś (swada i dowcip), Mirosław Kokoszkiewicz (w osądach bezpardonowy do bólu), Piotr Lewandowski (mistrz wywodu logicznego), Aldona Zaorska (zawsze ogarniająca więcej i widząca dalej), czy sam naczelny, Piotr Bachurski (z cicha pęk, ale wielki talent wydawniczy, o którego na pewno się upomni historia). Jest na nich, jak od dwóch lat widzę, chyba jakiś oficjalny zapis, czy jak? Żeby było cicho o "Warszawskiej" jak w grobowcach rodzin co poniektórych ofiar smoleńskich – członków PO i SLD.

Co i rusz oglądam w studio TVP Info, nawet u niby odważnego, uważanego za jedynego sprawiedliwego na tym naszym ideologicznym padole, Rachonia, jakichś chłoptasiów z nazwiskami oraz ich niszowymi portalami, o których pierwszy raz w życiu słyszę (a gdy to sprawdzam w sieci, to się potwierdza nędza intelektualna takich interlokutorów, bo źródła ukazują najzwyczajniej powijackie medialne bzdety), ale przedstawicieli tego coraz bardziej opiniotwórczego tygodnika nie uświadczysz w tzw. okienku głównej oglądalności (co ja mówię?! w żadnej ramówce TVP!) za chińskiego boga! Zero,nul – 100 tys. nakładu w kraju i w Ameryce – nie istnieje, nie liczy się! Cały segment czytelniczy (ok. 400 tys. ludzi) jest zupełnie pomijany w debacie publicznej. Nie ma możliwości przedstawienia własnego (zazwyczaj zbieżnego z kierunkiem oczekiwań pisowskiego elektoratu) punktu widzenia na przeprowadzane zmiany w Polsce...

A dlaczego? Czy tylko z tej przyczyny, że od czasu do czasu ta grupa dziennikarzy stanowczo ale kulturalnie upomni się o kogoś niewygodnego dla władzy, np. o Słomkę lub Miernika? Czy Kresowian? Albo wytknie jej coś, jakiś nepotyzm czy zalążek koterii, co należy do obowiązków dziennikarstwa niezależnego, które winno się kierować jedynie prawdą, a nie wyrozumiałością dla partyjniactwa, struktur lub znajomości...? Nowego układu...

Może tak, może nie... Nie sądzę jednak, żeby w obecnych czasach jakieś centralne decyzje zaważyły na owej szczelnej blokadzie głosów płynących ze środowiska "Warszawskiej" i jej wiernych prenumeratorów. Raczej zawalczyły tutaj o segment wpływów, opiniotwórczy i reklamodawczy, dwie dziennikarskie quasi-podspółdzielnie..., które żrąc się między sobą... podzieliły już wstępnie tort (ta druga, nadrabiająca maruderstwo w patriotyzmie posmoleńskim, ma nawet od niedawna własną telewizję, nomen omen o nazwie na barwach flagowych mających nie budzić wątpliwości kto zacz, w Polsce.

Widzimy stale walkę pomiędzy akolitami gie-mediów a zwolennikami "dobrej zmiany", co jest być może interesujące i ważne dla popychania spraw naprawy kraju do przodu, ale dla prawdziwej wolności słowa probierzem powinien być dzień, kiedy "nieustraszony Rachoń" zaprosi do swojego studia któregoś z redaktorów tygodnika, którego uporczywe przemilczanie takim jak ja daje do myślenia. Ot każdy zdroworozsądkowy kierownik państwowych mediów (czy wpływowy polityk) starałby się pozyskać i oswoić ów przychylny prawej stronie elektorat, a nie udawać, że go nie ma.

 

PANIE PREZESIE KRZYSZTOFIE SKOWROŃSKI

 

Panie Prezesie Krzysztofie Skowroński, może Pan, jako oficjalny przedstawiciel Większej Spółdzielni, Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, zabrałby wreszcie publicznie głos w tym temacie... Tylko nie w stylu: "Wicie, rozumicie... Takie tryndy mamy, musimy być trendy..." etc. Liczę na Pana. Chodzi o tę spółdzielczą wartość dodaną: równouprawnienie do dostępu głoszenia poglądów w publicznych środkach masowego przekazu.

Proszę się odnieść do tytułu: czy w dzisiejszej Polsce jest coś takiego jak placet na "Spółdzielnię Dziennikarską" poprzez rugowanie z przestrzeni publicznej dużej grupy głosów za pomocą ich przemilczania?

 

Opublikowano:

 

http://www.radiownet.pl/#/publikacje/placet-na-spoldzielnie-dziennikarska

 

http://3obieg.pl/placet-na-spoldzielnie-dziennikarska

 

http://naszeblogi.pl/47414-placet-na-spoldzielnie-dziennikarska

 

Jak ktoś ma czas, to niech posłucha: https://www.youtube.com/watch?v=KNrcV5g0C_Q

 

2 Ibidem

 

Zygmunt Korus - dziennikarz niezależny

 

 

 

Warszawa 29.07.2018

 

LIST OTWARTY ŚRODOWISK KRESOWYCH I PATRIOTYCZNYCH

 

 W OBRONIE KSIĘDZA TADEUSZA ISAKOWICZA-ZALESKIEGO

 

My, Kresowianie i potomkowie Kresowian, z oburzeniem przyjęliśmy informację, iż Robert Ethan Grey, były wiceminister spraw zagranicznych w rządzie Beaty Szydło, złożył pozew sądowy przeciwko Księdzu Tadeuszowi Isakowiczowi-Zaleskiemu.

Działania R.E. Greya traktujemy jako przejaw walki politycznej prowadzonej zza politycznego grobu przez środowisko skupione wokół Witolda Waszczykowskiego. Jest to kolejny wyraz szykan wymierzonych w kapelana Kresowian przez polityków przedstawiających siebie jako spadkobierców tzw. mitu Giedroycia. Po nagonce prasowej przyszła kolej na następną metodę walki politycznej, tj. nękanie sądowe.

Podzielamy stanowisko Ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego, że poczynania Roberta Ethana Greya mają podtekst polityczny i stanowią odwet za to, że kapelan Kresowian wielokrotnie krytykował polski MSZ za uległość wobec USA, Izraela i Ukrainy oraz za brak troski o pochówek ofiar ludobójstwa.

Akurat Grey nie powinien być zdziwiony tego rodzaju opiniami. Nie przeczy im powołanie go ­­– jako obywatela USA – do władz resortu odpowiedzialnego za kierowanie polską polityką zagraniczną. Nominacja Greya wzbudziła liczne kontrowersje zarówno wśród polityków, jak też komentatorów polskiego życia politycznego.

Opiniom Ks. Isakowicza-Zaleskiego nie przeczą również działania polskiego MSZ-u w czasie, gdy Robert E. Grey pełnił najpierw funkcję doradcy, a później piastował stanowisko wiceministra. Od dawna polskie MSZ wykazuje całkowitą bezradność wobec odradzania się na Ukrainie tradycji nazistowskich (kult SS Galizien) i szowinistycznych, a także wobec niespotykanego w cywilizowanym świecie antyhumanizmu, polegającego na odmawianiu ekshumacji ofiar ludobójstwa dokonanego przez zbrodniarzy z OUN-UPA. Nieudolność MSZ ma swe źródło tym, że polska polityka koncentruje się bardziej na sojuszu z ukraińskimi oligarchami, aniżeli na przywracaniu pamięci ofiar banderowskich zbrodni.

Stanowczo protestujemy przeciwko nękaniu sądowemu Księdza Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego, który za swoją wieloletnią i bezinteresowną troskę o pamięć i prawdę o ofiarach ukraińskiego ludobójstwa cieszy się powszechnym szacunkiem. Jego działalność społeczna została doceniona także przez śp. Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego i śp. Rzecznika Praw Obywatelskich Janusza Kochanowskiego oraz Instytut Pamięci Narodowej i Urząd ds. Kombatantów, które to osoby i instytucje przyznały swoje wysokie odznaczenia.

Apelujemy do Roberta E. Greya o wycofanie pozwu. Stanowczo zachęcamy byłego wiceministra do autorefleksji i uświadomienie sobie, że nie będzie mógł występować w sądzie przeciwko Ks. Isakowiczowi-Zaleskiemu bez narażania na śmieszność już nie tylko siebie, ale też ministerstwa, które do niedawna reprezentował, oraz formacji politycznej, która go w iście ukraińskim stylu na to stanowisko powołała. Ponieważ Robert E. Grey chce uchodzić za dystyngowanego polityka, powinien wiedzieć, że – jak to trafnie ujmuje współczesna aforystka Agnieszka Lisak – „Wielkość człowieka ocenia się nie po stanowisku, jakie zajmuje, ale po tym, czy potrafi zachować do niego dystans”.

Apelujemy do niezależnych publicystów, przedstawicieli świata polityki, kultury i nauki, a także środowisk Kościoła Katolickiego, o stanowcze przeciwstawienie się nasilającej się w naszym państwie tendencji do zaszczuwania ludzi o poglądach odbiegających od poprawności politycznej oraz ośmielających się polemizować z przedstawicielami władzy i wspierającym ich aparatem propagandowym państwa.

 

Patriotyczny Związek Organizacji Kresowych i Kombatanckich w Warszawie  – Prezes Witold Listowski

 

Światowy Kongres Kresowian w Bytomiu  – Prezydent Jan Skalski

 

Stowarzyszenie „Huta Pieniacka” we Wschowie  Prezes Małgorzata Gośniowska-Kola, Radna Sejmiku Lubuskiego

 

Stowarzyszenie Upamiętniania Polaków Pomordowanych na Wołyniu w Zamościu,  Prezes Janina Kalinowska

 

Instytut Pamięci I Dziedzictwa Kresowego w Lublinie  – Prezes prof. Włodzimierz Osadczy

 

Stowarzyszenie Kresowian w Kędzierzynie-Koźlu  – Prezes Witold Listowski

 

Stowarzyszenie Kresowian Ziemi Kłodzkiej  – Prezes Tadeusz Szewczyk

 

Towarzystwo Miłośników Lwowa w Bytomiu, Prezes Danuta Skalska, redaktor „Lwowskiej Fali” Radia Katowice

 

Stowarzyszenie Kresowian w Dzierżoniowie  – Prezes Florian Kuriata

 

Kresowe Towarzystwo Turystyczno-Krajoznawcze im. Orląt Lwowskich w Żarach  – Prezes Józef Tarniowy

 

Stowarzyszenie „Wspólnota Kresowa” w Głubczycach,  Prezes Leszek Antoszczyszyn, Radny Sejmiku Województwa Opolskiego

 

Stowarzyszenie „Kresy w Pamięci” w Węglińcu – Prezes Alfred Janicki

 

Stowarzyszenie Kresowian w Bielsku Białej – Prezes Zbigniew Miga

 

Stowarzyszenie Kresowian w Korfantowie  – Prezes Andrzej Polański

 

Warmińsko-Mazurskie Stowarzyszenie Polskich Dzieci Wojny 1939-1945 w Olsztynie  – Prezes Romuald Drohomirecki

 

Społeczna Fundacja Pamięci Narodu Polskiego w Warszawie – Prezes Wanda Tymińska Buczek

 

Stowarzyszenie Kresowe „Podkamień” w Wołowie  Prezes Henryk Bajewicz

 

Muzeum Lwowa i Kresów w Kuklówce Radziejowskiej  Dyrektor Aleksandra Biniszewska

 

Stowarzyszenie „Nasz Grodziec” w Grodźcu, Prezes dr Krzysztof Kleszcz

 

Towarzystwo Miłośników Lwowa i Kresów Południowo Wschodnich w Zielonej Górze  – Prezes Jan Tarnowski

 

Towarzystwo Miłośników Lwowa i Kresów Południowo Wschodnich w Brzegu –  Prezes Alicja Zbyryt

 

Towarzystwo Miłośników Lwowa i Kresów Południowo Wschodnich w Gliwicach               Prezes dr Zygmunt Partyka

 

Towarzystwo Miłośników Lwowa i Kresów Południowo Wschodnich w Nysie  Prezes Roman Kotowski

 

Towarzystwo Miłośników Lwowa i Kresów Południowo Wschodnich w Głubczycach  – Prezes Edward Wołoszyn

 

Towarzystwo Miłośników Lwowa i Kresów Południowo Wschodnich w Świdnicy   Prezes Antoni Jadach

 

Towarzystwo Miłośników Lwowa i Kresów Południowo Wschodnich w Częstochowie  Prezes Adam Kiwacki

 

Stowarzyszenie Pamięci Polskich Termopili i Kresów w Przemyślu – Prezes  Stanisław Szarzyński

 

Klub Inteligencji Katolickiej w Przemyślu – Prezes Stanisław Szarzyński

 

Wielkopolskie Stowarzyszenie Kresowe – Prezes Piotr Szelągowski

 

Stowarzyszenie „Dobro Ojczyzny” w Raciborzu  – Prezes Józef Sadowski

 

Stowarzyszenie „Patriotyczny Kędzierzyn”  – Prezes Krzysztof Tyliszczak

 

Gminny Związek Kombatantów i Osób Represjonowanych w Dzierżoniowie  – Prezes płk.     w stanie spoczynku Władysław Ostrowski

 

Stowarzyszenie „Lubuszanie dla Rzeczypospolitej”  w  Zielonej Górze    Prezes Tadeusz Naruszewicz

 

Krajowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej Oddział w Zielonej Górze – Przewodniczący Władysław Starczewski, Wiceprzewodniczący Czesław Laska

 

Klub Podole Stołecznego Oddziału Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo Wschodnich w Warszawie  – Prezes Irena Kotowicz

 

Stowarzyszenie „Solidarni 2010” Oddział w Zielonej Górze  Prezes Tomasz Naruszewicz

 

Porozumienie Orła Białego w Zakopanem  Prezes Wojciech Orawiec

Stowarzyszenie Kresy Wschodnie  -Dziedzictwo i Pamięć w Szczecinie   – Prezes  Jerzy Mużyło

 

Fundacja im.Czeslawa Slania – Szczecin

 

Prof. Leszek Jazownik – Zielona Góra

 

Dr Maria Jazownik  –  Zielona Góra

 

Ks. prof. Zygmunt Zieliński  – Lublin

 

Prof. Barbara Jedynak – Lublin

 

Prof. Bogumił Grott  – Kraków

 

Prof. Leszek Jankiewicz  –  Skierniewice

 

Prof. Czesław Partacz  – Koszalin

 

Dr Lucyna Kulińska  – Kraków

 

Dr Krzysztof Kopociński  – Żary  Klub Tarnopolan

 

Dr Zbigniew Kopociński  – Żary  Stowarzyszenie Upamiętnienia Ofiar Zbrodni Ukraińskich Nacjonalistów

 

Dr hab. Andrzej Zapałowski  – Przemyśl

 

Prof. Bogusław Paź  – Wrocław

 

Dr Józef Osada  –  Wrocław

 

Władysław Siemaszko –  oficer 27WDP AK Warszawa, Laureat Nagrody IPN Kustosz Pamięci Narodowej, badacz ludobójstwa na Wołyniu

 

Ewa Siemaszko  – Laureatka Nagrody IPN Kustosz Pamięci Narodowej, badacz ludobójstwa na Wołyniu  Warszawa

 

Elżbieta Kielska – Burmistrz Baborowa

 

Anna Lewak  – Warszawa

 

Janusz Sanocki  – Poseł niezależny  – Nysa

 

Ks. kan. Bolesław Stanisławiszyn kapelan Kresowian Ziemi Kłodzkiej w Kłodzku

 

Tadeusz Nowacki – Wiceprezes Patriotycznego Związku Organizacji Kresowych i Kombatanckich w Warszawie

 

Edward Bień – Prezes honorowy Stowarzyszenia Kresowian w Dzierżoniowie

 

Zdzisław Koguciuk – Przewodniczący Obywatelskiej Inicjatywy Budowy Pomnika Ludobójstwa Polaków na Kresach Wschodnich w Lublinie

 

Katarzyna Sokołowska – Członek Zarządu Patriotycznego Związku Organizacji Kresowych     i Kombatanckich w Warszawie

 

Wiesław Tokarczuk  Kraków  Animator kresowy

 

Zdzisław Malinowski  – Radca prawny, działacz kresowy  – Częstochowa

 

Dariusz Raczkiewicz płk rez. adwokat,  członek Zarządu Patriotycznego Związku Organizacji Kresowych i Kombatanckich w Warszawie

 

Karol Liwirski  Prezes honorowy Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo Wschodnich w Świdnicy

 

Wojciech Habela  Kraków  Aktor kresowy

 

Kazimierz Naumczyk – Przewodniczący Rady Miasta Głubczyc

 

Władysław Białowąs Prezes Honorowy Stowarzyszenia Kresowian w Korfantowie

 

Mieczysław Habuda – Wiceprezes Stowarzyszenia Kresowian w Kędzierzynie-Koźlu

 

Ewa Szakalicka  – reżyser, Warszawa

 

Michał Siekierka  –  Wrocław

 

Bożena Ratter  – Warszawa, Publicystka, blogerka

 

Tadeusz Puchałka – Publicysta Górnego Śląska

 

Marek Kuliński  — Kraków

 

Bogusław Serat  –  Lublin

 

Edward Sorka  – Redaktor Naczelny portalu SieMysli.info.ke

 

Lech Przychodzki  – reportażysta, tłumacz, filozof sztuki

Ewa Elzbieta Deoniziak synowa porucznika Teodora Deoniziak  z 27 WDP AK

Maciej Deoniziak syn porucznika Teodora Deoniziak z 27 WDP AK

 

Aleksander Szumański - pisarz, kombatant - Kraków

http://kresykedzierzynkozle.pl/patriotyczny-zwiazek-org-kresowych-i-kombatanckich/biezace-informacje/#listwobronieksiedza_1

 

 

PASZKWILE NA POLSKĘ

OHYDNE PORÓWNANIA MICHNIKA - POLSKA TO LADACZNICA, WYBORCY PIS ŁAJDACY

NIKCZEMNOŚCI I BREDNIE WYPISUJE MICHNIK W ŻYDOWSKIEJ GAZECIE

ADAM MICHNIK STRAŻNIK UKŁADU  NAJWIĘKSZY POLSKI FASZYSTA

 

Ohydne porównanie Michnika: Polska jak ladacznica, wyborcy PiS – łajdacy

Jak daleko można się posunąć, by zaatakować rząd Prawa i Sprawiedliwości? Nowe granice wyznaczył właśnie Adam Michnik. Redaktor naczelny „Gazety Wyborczej” w wywiadzie dla portalu wp.pl, nie tylko po raz kolejny atakuje Jarosława Kaczyńskiego, ale atakuje również Polaków, którzy wybierając PiS okazali się... łajdakami.

– Kaczyński to nieszczęście dla Polski. Kaczyński to polski putinista czystej krwi – oznajmił już w pierwszych słowach wywiadu Adam Michnik.

Prowadząca rozmowę zwróciła uwagę, że między Putinem a Kaczyńskim jest podstawowa różnica – w Rosji wybory od lat są fałszowane, a Polacy sami wybrali Prawo i Sprawiedliwość. Co na to Michnik?

Bywa, że piękna kobieta zapomni się i odda się na krótko jakiemuś łajdakowi. A potem trzeźwieje i wszystko wraca do normy. I ja wierzę, że Polska wytrzeźwieje. Mieliśmy rzeczywiście moment załamania zbiorowej świadomości i tożsamości zdegradowanej klasy. Karol Marks mówił, że „kobiecie i narodowi nie daruje się tej jednej chwili, kiedy ulega i poddaje się łajdakowi”. Dzisiaj tracimy bardzo dużo za ten moment etycznej i intelektualnej nieuwagi  – uznał naczelny „Wyborczej”.

Adam Michnik, dokonał też osobliwego porównania, mówiąc o liderze obecnej opozycji, który zintegruje środowisko przeciwko rządom Beaty Szydło.

Nikt przed sierpniem 1980 roku nie wiedział, kto to jest Wałęsa – ja go znałem, bo byłem w KOR-ze. W ciągu tygodnia stał się symbolem dla całego świata. A kto wiedział przed KOD-em o istnieniu Mateusza Kijowskiego?  – zapytał Michnik.

 

BANDERYZM ŻYDOWSKIEJ GAZETY

 

Przyjęcie uchwały to ze strony polskich parlamentarzystów demonstracja głupoty, szowinizmu i podłości. Było to splunięcie w twarz ukraińskiej demokracji, ukraińskim – często propolskim – patriotom – pisze Adam Michnik na łamach swojej gazety. O czym pisze? O uchwale Sejmu w sprawie ukraińskiego ludobójstwa na Kresach.

Większej bredni dawno nikt w naszym kraju nie opowiadał. Uchwała po raz pierwszy w dokumencie urzędowym nazywa rzecz po imieniu. Na Kresach doszło do straszliwego ludobójstwa. Ludobójstwa tego dokonali w latach 1939–1947 Ukraińcy z OUN i UPA. I to jest fakt niezaprzeczalny. To jest prawda. O tym właśnie uchwała mówi. Nikt rozsądny tego faktu nie podważa. Ale dla Michnika mówienie prawdy, pokazywanie faktów, to demonstracja głupoty, szowinizmu i podłości. Ileż trzeba mieć w sobie tupetu i łajdactwa, by wypisywać takie nikczemności. Nic dziwnego, że wielki polski poeta Zbigniew Herbert mówił o Michniku: Michnik jest manipulatorem. To jest człowiek złej woli, kłamca. Oszust intelektualny. Chciałoby się powiedzieć: nic dodać, nic ująć, ale można napisać kilka prac doktorskich, które by wykazały, jak wiele szkód poczynił Michnik w III RP, zakłamując rzeczywistość. Nie mamy na to jednak tutaj ani czasu, ani miejsca.

Ostatnio popularyzował Michnik także postać Jurija Szuchewycza, ukraińskiego deputowanego, syna jednego z największych oprawców, głównego dowódcy UPA, Romana Szuchewycza, nazywając go ukraińskim patriotą. A oto co ten „patriota” wygaduje: Na czym, jeśli nie na UPA, mamy budować nasz patriotyzm? A więc ukraiński patriotyzm buduje się na UPA. A UPA to zbrodnie, obcinanie polskim kobietom piersi, wypalanie i wydłubywanie oczu i rozpruwanie brzuchów. A więc krew, cierpienia, łzy i śmierć. I na polskiej krwi, łzach, cierpieniach i śmierci buduje się ukraiński patriotyzm. I tym się chwali syn kata Polaków z Kresów. A gazeta, która go popularyzuje, ani się nie zająknie, by spytać, dlaczego Ukraina nie znajdzie godnych bohaterów, choćby takich, którzy ratowali mordowanych sąsiadów. A było ich bardzo dużo, tysiące. I to o nich powinny powstawać książki, filmy, obrazy. Ich nazwiska winny być wymawiane z dumą i czcią. A czci się na Ukrainie morderców i ludobójców. Uchwała polskiego Sejmu mogła się stać dla Ukrainy znakomitą okazją do zweryfikowania swojej polityki historycznej, do wejścia na drogę prawdy. Ale ukraińskie elity wciąż nie chcą udźwignąć tej prawdy, boją się jej, uciekają przed nią. I okłamują własny naród, tak, jak czyni to Juryj Szuchewycz. I to jest wielki problem, nie tylko polityczny, ale i moralny, bo naród ukraiński wychowuje się w duchu kłamstwa, oszustw i manipulacji. Młode pokolenie nie wie, że Bandera, Szuchewycz, Kłaczkiwski, Łebed’ i inni przywódcy OUN i UPA to najwięksi mordercy i zbrodniarze. I powinni być osądzeni jako kaci swoich polskich sąsiadów.

Ukraińscy politycy, a za nimi ukraińskie elity kulturalne uciekają od odpowiedzialności. Nieraz ta ucieczka ma groteskowy charakter, choćby taki, jak groźba ustanowienia dni pamięci, jak powiadają, ofiar polskich zbrodni. Właśnie grupa ukraińskich polityków i intelektualistów, na czele z byłym prezydentem Krawczukiem, wystąpiła z apelem do swojego parlamentu, by zajął się „polskimi zbrodniami”. Schizofreniczny zabieg. Zamiast po męsku stanąć w obliczu upowskiej zbrodni, nazwać ją po imieniu i oczyścić się od krwawej przeszłości, ukraińscy politycy i intelektualiści za wszelką cenę uciekają przed własną historią, zamazują ją, przemilczają, wypaczają, myśląc, że w ten sposób uwolnią się od krwawych widm. Nie, nie uwolnią się. Co gorsza, spychają problem na nowe pokolenia, na barki swoich wnuków i prawnuków. To typowo tchórzowska postawa. Za kilkanaście albo kilkadziesiąt lat ich dalecy wnukowie, burząc pomniki Bandery, będą się wstydzić za swoich przodków. Ale to nieuchronne, skoro taki dar przerzucają na barki kolejnych pokoleń mędrcy współczesnej Ukrainy.

Słusznie poseł M. Dworczyk oburza się: To pokazuje prawdziwą twarz nacjonalizmu ukraińskiego. Ale cóż, złej woli po stronie ukraińskiej nie brakuje. Ambasador ukraiński w Warszawie Andrij Deszczycia widzi naturalnie, a jakże by inaczej, że Polaków popychają do konfliktu z Ukraińcami rosyjskie służby. I naturalnie, każdy, kto się wypowie źle o Banderze i banderowcach, jest, ma się rozumieć, ukraińskim agentem. Polityczna paranoja nie ma granic. Na tym tle warto zacytować słowa polskiego dyplomaty, byłego zastępcy ambasadora w Mińsku, Marka Bućki, który w rozmowie z Aleksandrem Szychtem z Kresów.pl wyznaje: jeśli idziesz po Kijowie i rozmawiasz po polsku – zostaniesz pobity. Oto do czego prowadzi heroizacja zbrodniarzy, Bandery, Szuchewycza i innych. Ukraino, otrząśnij się!

 

PASZKWILE NA POLSKĘ

 

 Co się dzieje w „kulturze”? Stosuję cudzysłów, bo przecież takie wydarzenia, jak „Klątwa” czy „Malowany ptak” na to miano nie zasługują.  Od długiego czasu jesteśmy poddawani presji nie tylko w brutalnej polityce czy w zakłamanej historiografii, ale również w szeroko pojętej kulturze, która nosi znamiona biczowania nas w ramach „pedagogiki wstydu”. Jeśli coś jest nieprawdą, to tym gorzej dla prawdy. Liczy się tylko efekt i skuteczność. Piramida kłamstw Ponad dwadzieścia lat temu Israel Singer (wówczas sekretarz Światowego Kongresu Żydów) rzucił znamienne słowa: „Więcej niż 3 mln Żydów zginęło w Polsce i Polacy nie będą spadkobiercami polskich Żydów. Nigdy na to nie zezwolimy. Będziemy nękać ich tak długo, dopóki Polska się znów nie pokryje lodem. Jeżeli Polska nie zaspokoi żydowskich żądań, będzie publicznie poniżana i atakowana na forum międzynarodowym”. Nawet, jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. W tym przypadku – o ogromne pieniądze (65 mld dolarów), oczekiwane od nas za tzw. mienie bezspadkowe. Co to znaczy, że mamy pokryć się lodem? To oczywiście przenośnia, ale to groźba, że zostaniemy zamienieni w pustynię. Ta groźba to w istocie nic nowego, podobnie było i przed tą wypowiedzią prominentnego przedstawiciela światowej społeczności żydowskiej. Ale to była zapowiedź ogromnej eskalacji jadowitej propagandy i w istocie z nią mamy do czynienia. Opowieść „Malowany ptak” Jerzego Kosińskiego (w istocie był to Józef Lewinkopf, polskie nazwisko otrzymał wraz z fikcyjnym świadectwem chrztu, co dawało mu skuteczną szansę ratunku przed Niemcami) po raz pierwszy ukazała się w USA w 1965 r. (po angielsku). Istniała wówczas tzw. żelazna kurtyna, bardzo szczelnie oddzielająca olbrzymią większość Polaków od świata zachodniego, nic więc dziwnego, że w powszechnej świadomości wówczas nie zaistniała. Na Zachodzie stała się jednak „odkryciem” i pośpiesznie weszła do kanonu literatury holokaustu. Miała to być drastyczna autobiografia autora, który jakoby poddał literackiej obróbce swój własny życiorys, dziecka żydowskiego przechowywanego przez polskich chłopów. Gdy na jaw zaczęły wychodzić prawdziwe elementy jego wojennej biografii (wcale nie tak dramatyczne, jak utrzymywał, gdyż spędził ten czas we względnym dostatku i bezpiecznie), autor obracał to w żart i tłumaczył się swoistą fantazją. Blamaż Kosińskiego Pojawiało się jednak coraz więcej kontrowersji – Kosiński w okresie, kiedy opowieść powstawała, ledwo mówił po angielsku, nie posługiwał się literackim angielskim i jej autorem po prostu być nie mógł. W 1989 roku wyszło wydanie polskie „Malowanego ptaka” i ze zrozumiałych względów wywołało burzę. Drastyczna pornografia, obrzydliwe sceny rodem z kultury plemiennej, pustynnej (całkowicie nam przecież obcej) – wtedy jeszcze to nie mieściło się w głowie, że ktoś przypisze nam takie cechy. Należy dodać, że polska społeczność, wśród której Kosiński był przechowywany podczas niemieckiej okupacji, stale ryzykowała życiem. Przechowywanie żydowskiego chłopca było wtedy bohaterstwem. Rosnąca sława Kosińskiego spowodowała, że zaczęto mu się uważniej przyglądać. I stało się. Oskarżany o plagiaty, utracił członkostwo amerykańskiego Pen Clubu (którego był nawet przez jedną kadencję prezesem!), zaczął być powszechnie marginalizowany. Nie mógł sobie z tym poradzić, w 1991 roku odebrał sobie życie. Ale jego podstawowe „dzieło” nie poszło całkiem w zapomnienie… Rzetelne badania biografii Kosińskiego, przeprowadzone przez Joannę Siedlecką (autorkę demaskatorskiego „Czarnego ptasiora”, 1993 r.), pokazały zupełnie inny obraz jego życia pod okupacją i relacje z Polakami. Kosiński spędził tamte lata we względnym dostatku i bez zagrożenia. Wydawać by się mogło, że po latach zdobędzie się jednak na choć odrobinę wdzięczności, a nie wyłącznie na jadowite ataki na swych dobroczyńców. Do końca tkwił jednak w czarnej chorej legendzie, która była wytworem jego wyobraźni, w końcu przyniosła mu sławę i pieniądze. Za publiczne pieniądze Przez lata „Malowany ptak” był praktycznie zapomniany, tak jak i sam Kosiński. Trudno było bowiem z topornej fikcji tworzyć coś finezyjnego i rzetelnego. Ale do czasu. Oto mamy do czynienia z ponurym zjawiskiem – w ramach „wizji artystycznej” polski widz będzie epatowany drastyczną wizją nie tego, jak było, ale tego, jak nie było, aby się z nią oswoił i po raz kolejny dostosował się do poprawnej (to nic, że zakłamanej) wersji holokaustu. Teatr Polski z Poznania i Teatr Żydowski znalazły w „Malowanym ptaku” płaszczyznę… porozumienia, serwując nam koprodukcję. W marcu odbyła się jej premiera w Poznaniu, teraz „sztuka” wchodzi na scenę w Warszawie. Być może popędzone zostaną na owo przedstawienie wycieczki szkolne (taka praktyka była bowiem do niedawna), spolegliwe media zamieszczą entuzjastyczne ochy i achy, natomiast pospolity widz ma się po prostu zagubić w tym labiryncie kłamstw, gdzie prowadzić go będą, jak ociemniałego, ludzie szczególnego pokroju – samozwańcze autorytety i gwiazdeczki w ramach... „wolności sztuki”. To wszystko dzieje się za nasze pieniądze. Zarówno Teatr Polski w Poznaniu, jak i Teatr Żydowski nie są prywatnymi instytucjami, całkowicie od nas niezależnymi i mamy prawo wymagać przyzwoitości i protestować, jeśli na scenę przedostają się wynaturzenia. Jeśli „artysta” żąda od nas całkowitej wolności, to pierwszym warunkiem powinna być jego wolność od naszych pieniędzy, od funduszy państwowych i samorządowych. Dyrektor artystyczny Teatru Polskiego w Poznaniu i jego współpracownicy oraz wykonawcy mogą przecież samoistnie złożyć się na sfinansowanie takiego przedsięwzięcia. Mogą też zaciągnąć kredyty (np. we frankach), zastawić domy i samochody, gromadząc w ten sposób pokaźny „fundusz twórczy”. I powinni na zasadach komercyjnych wynająć spełniający ich wymagania obiekt teatralny, opłacić cały personel, zatrudnić aktorów, suflerów itp. Powinni też wnieść stosowne opłaty i podatki od przedsięwzięcia artystyczno-gospodarczego. Następnym krokiem powinna być kalkulacja ceny biletów wstępu, która pokryje wszelkie wydatki oraz – ma się rozumieć – przyniesie im godziwy zysk. Z oczywistych powodów będzie ona wysoka, ale przecież prawdziwa sztuka kosztów i ceny się nie boi. Wtedy można mówić o wolności sztuki. Kto zechce, ten pójdzie to oglądać, przy okazji zyska dodatkową satysfakcję, że robi to za własne pieniądze, nie jest sponsorowany przez nieświadomych tego podatników. Może się jednak tak zdarzyć, że cena rynkowa takiego przedsięwzięcia nie spotka się z entuzjazmem potencjalnych widzów i zareagują nogami, nie ruszając się z domu. Wtedy – być może – nastąpi po prostu plajta. Ale to będzie weryfikacja rynkowa takich wizji i oczekiwań, co będzie wynikać z faktu, że nie mamy ochoty płacić za to, że ktoś nas traktuje niepoważnie i usiłuje za wszelką cenę upokarzać. Powinien nastąpić wreszcie kres bezmyślnego finansowania wszystkiego, co na ogół na wyrost nazywane jest „kulturą”. Bo prawdziwa kultura weryfikacji się nie obawia. Czas na „dobrą zmianę” również w tym zakresie. Tu zmniejszanie i przemieszczanie środków nie wystarczy. Niech wreszcie teatry polskie będą nimi nie tylko z nazwy.

 

STEFAN MICHNIK BYŁ AGENTEM INFORMACJI WOJSKOWEJ

 

Stefan Michnik, jeden z najbardziej znanych PRL-owskich zbrodniarzy był agentem Informacji Wojskowej – ujawnia na łamach „Wprost” Piotr Gontarczyk, historyk Instytutu Pamięci Narodowej.

Stefan Michnik należy do najbardziej znanych żyjących zbrodniarzy stalinowskich. W latach 1951-1953 był sędzią Wojskowego Sądu Rejonowego. Wydawał wyroki w fingowanych procesach oficerów Wojska Polskiego i wysyłał na śmierć żołnierzy polskiego podziemia. Mało kto wie, że w tym samym czasie był agentem Informacji Wojskowej.

Stefan Michnik zgłosił się ochotniczo do wojska w 1949 r. Po założeniu munduru trafił do jeleniogórskiej szkoły prawniczej im. Teodora Duracza, przygotowującej młodych „sędziów" na potrzeby ludowego wojska. W szkole podchorąży Stefan Michnik otrzymywał bardzo dobre opinie przełożonych i funkcjonariuszy Informacji Wojskowej.

Uświadomienie polityczne przyszłego sędziego zostało docenione. Od tej pory miał on nie tylko czytać kolegom najnowsze doniesienia radzieckiej prasy, ale i… donosić na nich. 26 lutego 1950 r. ppor. Straczyński z Informacji Wojskowej złożył „raport o zawerbowanie" Stefana Michnika w charakterze rezydenta. 13 marca 1950 r. doszło do spotkania werbunkowego. W notatce służbowej ppor. Straczyński pisał: „W czasie trwania werbunku zauważyłem, iż [Michnik] mocno był przejęty prowadzoną rozmową i zobowiązanie pisał z dużą powagą". Wspomniany dokument zachował się do dziś: „Ja, Michnik Stefan (…) zobowiązuję się do współpracy z Organami Informacji Odrodzonego Wojska Polskiego, mając na celu wykrywanie szpiegów, sabotażystów, dywersantów i wszelkiego innego wrogiego elementu, działającego na szkodę Wojska Polskiego i ustroju Polski Ludowej. (…) Wszystkie polecenia dawane mi przez Oficera Informacji będę wypełniał sumiennie i na czas, a materiały dostarczane na piśmie będę podpisywał pseudonimem »Kazimierczak«. (Jelenia Góra, 13 marca 1950 r.)".

Michnikowi powierzono funkcję rezydenta, czyli osoby obsługującej agentów Informacji Wojskowej w macierzystej kompanii. To od nich Kazimierczak miał odbierać donosy przeznaczone dla IW i przez niego w drugą stronę miały płynąć polecenia. Początkowo Michnikowi przekazano na kontakt dwóch informatorów, potem kolejnych. W sumie w różnych okresach było ich sześciu: Romański, Hetke, Żywiec, Czarnuch, Zych i Złotowski. Zarówno w czasie nauki w szkole, jak i podczas późniejszej działalności agenturalnej Michnik nie ścigał żadnych szpiegów. Głównym obszarem zainteresowania jego siatki byli koledzy z wojska i sądu, domniemani i fikcyjni członkowie „tajnych organizacji". Osobiście Michnik brał udział w rozpracowaniu założonym na kolegę pochodzącego z dawnych kresów Rzeczypospolitej. Zapewne oddanie komunistom spowodowało, że przez pewien czas Kazimierczak był brany pod uwagę jako kandydat na studia prawnicze w „przodującym" w tym względzie ZSRR.

W szkole nie pracował dla IW zbyt długo, bo tylko 11 miesięcy. W lutym 1951 r. ukończył kurs i został skierowany do służby w Wojskowym Sądzie Rejonowym w Warszawie. Poglądy poglądami, ale za agenturalną współpracę otrzymał wynagrodzenie - 1000 zł.

Dzięki pracy w Wojskowym Sądzie Rejonowym w Warszawie Stefan Michnik przeszedł do historii. Nigdy nie ukończył studiów prawniczych, legitymując się jedynie dyplomem ukończenia ośmiomiesięcznego kursu w szkole im. Duracza, co jednak nie przeszkadzało mu w wysyłaniu ludzi na szafot. Działalność Michnika „po linii sądu" została dokładnie opisana w publikacjach historyka IPN z Wrocławia Krzysztofa Szwagrzyka. Ustalił on, że już dwa tygodnie po przybyciu do sądu Michnik podpisał pierwszy wyrok - na żołnierza Narodowego Zjednoczenia Wojskowego Stanisława Bronarskiego, który resztę życia miał spędzić w więzieniu. Potem Stefan Michnik wydał wiele wyroków w fingowanych procesach oficerów Wojska Polskiego, nazywanych sprawą TUN - od nazwisk gen. Stanisława Tatara, płk. Mariana Utnika i płk. Stanisława Nowickiego. 22 grudnia 1951 r. podpisał wyrok dożywotniego więzienia dla członka Delegatury Rządu RP na powiat płocki Bolesława Jędrzejewskiego, pseudonim Koral. Potem wydawał wyroki śmierci na żołnierzy polskiego podziemia. Na drugi dzień po wykonaniu jednego z nich, w kwietniu 1952 r., otrzymał awans na podporucznika. 10 października 1953 r. w mokotowskim więzieniu uczestniczył w egzekucji cichociemnego rotmistrza Andrzeja Czaykowskiego, ps. Garda.

W tym samym czasie w najlepsze trwała współpraca Michnika z Informacją Wojskową. Nie był już wówczas rezydentem, lecz szeregowym konfidentem dostarczającym informacje o kolegach z sądu. Jego oficerem prowadzącym był wówczas ppor. Piaskowski. Za swoje raporty Michnik dostał kolejne wynagrodzenie - 50 zł. W czerwcu 1953 r. współpracę z Kazimierczakiem przerwano, a jego teczkę przekazano do archiwum.

 

NIE MA IMMUNITETU NA ŁAJDACTWA

 

Zaczęło się zrazu niewinnie…jakby z przymrużeniem oka, najpierw pisano lekko o narodowych przywarach, z czasem padały coraz mocniejsze oskarżenia pod adresem polskich obyczajów, tradycji i chrześcijańskich korzeni, by wreszcie padły najmocniejsze oskarżenia, a pierwsze pięści III RP uderzyły się tak mocno w piersi, że usłyszano ten huk zarówno w Moskwie jak i w Berlinie. Równocześnie pierwsze wargi III RP orzekły, iż  jesteśmy  narodem sprawców…zbrodni. Cały  świat to usłyszał z ust Bronisława Komorowskiego (tak, tak, to te wargi, te pięści).  Jako zwykłe przecież uzupełnienie oczywistej wiedzy o polskim narodzie, pełnym - jak to doskonale wiadomo -antysemitów i nacjonalistów.

Na pierwszym froncie  likwidowania Polski i polskości od samego początku transformacji znajdował się organ Adama Michnika. Konsekwentnie i od wielu lat michnikowcy pracują nad tym, byśmy znienawidzili najcenniejsze cechy narodowe, cechy polskiego ducha oraz robią wszystko, by zohydzić Polakom ich największych bohaterów, m.in. żołnierzy Armii Krajowej, których opluwał swego czasu w ,,Wybiórczej” Michał Cichy. Tutaj też padały najgorsze oskarżenia pod adresem polskiego narodu. Celował w tych obelgach Jan Tomasz Gross.  Z czasem jednak obrażanie Polaków i wyśmiewanie polskiego ducha  przestało wystarczać propagandzistom Wybiórczej. Przeszli do etapu myślenia o fizycznej likwidacji ,,wrogów”. Pod płaszczykiem walki z faszyzmem. Co za paradoks, by do tej walki z faszyzmem wzywać Niemców. To już naprawdę trzeba mieć zupełnie coś nie po kolei w głowie, by namawiać i wyprawiać przeciwko swoim rodakom niemieckich lewaków-bandytów.  Panie Blumsztajn, ach, szkoda słów...

Działalność najgorszego autoramentu lewactwa przyniosła już nadspodziewanie zatrute owoce. Oto niepostrzeżenie stało się tak, że niemal wszystko, co symbolizuje polskość, można opluć, zniesławić, zhańbić.  A polski(?! )nauczyciel w organie Michnika wzywa do ostrożności i lewackiej czujności, gdy ktoś odważy się powiedzieć, że jest dumny  z tego, iż jest Polakiem. Najgłupsze i najbardziej wstydliwe nawet słowa nie budzą już żadnego odruchu sprzeciwu w zmętnianych i ogłupiałych od lewackiej i antypolskiej propagandy głowach przedstawicieli POlactwa (świetny termin Ziemkiewicza, doskonale opisujący spustoszenia w głowach Polaków, głosujących na platformersów, lewaków i palikociarstwo). I nawet dumny Marsz Niepodległości staje się polem walki idiotów i niemieckich  bandytów z ludźmi ubranymi w stroje z elementami barw narodowych lub trzymającymi narodową flagę.  Przyznam, że to szczególnie bolesna lekcja dla naszego narodu.

I tak oto na naszych oczach likwidują nam Polskę, a my jak te bezwolne barany pozwalamy im na to.  Zapominają jednak o tym najważniejszym, że -  jak napisała kiedyś Maria Dąbrowska - nie ma immunitetu od łajdactwa. I przyjdzie czas,  że naród o tym  przypomni. I upomni się też o swoje prawa. Upomni się?

 

ADAM MICHNIK STRAŻNIK UKŁADU  NAJWIĘKSZY POLSKI FASZYSTA

ADAM MICHNIK, STRAŻNIK UKŁADU, NAJWIĘKSZY FASZYSTA W POLSCE -

POLITYCZNI I MEDIALNI GANGSTERZY ODCIĘCI OD WLADZY NIE COFNĄ SIĘ PRZED NICZYM ŻEBY JĄ ODZYSKAĆ

 

 Z Ewą Stankiewicz - dziennikarką, reżyserem, prezesem Stowarzyszenia Solidarni 2010, prozatorką, m.in. scenografem i reżyserem  filmu "Krzyż", współzałożycielką Ruchu Kontroli Wyborów, na łamach "Warszawskiej Gazety" ; nr 52 z 23 - 30 grudnia 2015 r. rozmawiała  Aldona Zaorska.

 

Aldona Zaorska. Jak Pani ocenia obecną histerię, z jaką mamy do czynienia w Polsce? Naprawdę demokracja jest zagrożona? Czy raczej przeciwnie - zagrożone są interesy wąskiej grupki ludzi poprzedniego układu politycznego?

 

Ewa Stankiewicz. Myślę, że jest to raczej próba przeprowadzenia przez komunistów i gangsterski układ III RP, drenujący od lat Polskę, typowego puczu pod hasłem demokracji. Przecież fakt, że większość w Sejmie ma dzisiaj Prawo i Sprawiedliwość, to właśnie przejaw demokracji - ludzie w wolnych, nieskrępowanych wyborach wskazali  komu ufają i komu powierzają mandat do sprawowania władzy . I ta decyzja społeczeństwa jest dzisiaj bardzo atakowana!

Nawiasem mówiąc te wybory były wolne, ale nie wolne od fałszu!

Solidarni 2010 opublikują już wkrótce raport z ich przebiegu. Szczegółowa analiza statystyczna wskazuje, że wynik wyborczy Prawa i Sprawiedliwości był najprawdopodobniej jeszcze o kilka procent wyższy od oficjalnie podanego.

 

A.Z. To dlaczego opublikowano właśnie takie dane, jakie poznali Polacy?

 

E.S. W Polsce jest bardzo mocno ugruntowana "tradycja" fałszerstw wyborczych. Jednak dzięki coraz większej kontroli społecznej tych wyborów, pomimo licznych wysiłków nie udało się zafałszować ich na tyle, by odwrócić decyzję społeczeństwa. Dlatego to z czym mamy teraz do czynienia, te wszystkie KOD - y, mainstreamowe lamenty i występy, to po prostu krzyk, przepraszam za wyrażenie "trzody" odrywanej od koryta. Przykłady można mnożyć, zaczynając od słynnego ostatnio Trybunału Konstytucyjnego. Sędzia Andrzej Rzepliński wcale nie reprezentuje prawa. On łamie prawo. To co robi, to klasyczne zawłaszczanie władzy - przecież to on razem z Tuleją i Biernatem napisał ustawę , którą w czerwcu przepchnął przez Sejm Komorowski. W tej ustawie przygotowuje się obalenie wybranego dosłownie kilka dni wcześniej nowego prezydenta. Napisana przez sędziów poszerzających swoją własną władzę, ustawa o Trybunale Konstytucyjnym jest tworem powstałym wbrew Konstytucji. Konstytucja limituje zakres działania TK. To wtedy doszło do próby zamachu stanu, nie teraz.

 

A.Z. Czyli to Platforma Obywatelska jest odpowiedzialna za naruszanie Konstytucji, łamanie prawa i faktyczne przeniesienie ciężaru władzy z Parlamentu i prezydenta na Trybunał, powołany zresztą do istnienia przez Wojciecha Jaruzelskiego w celu usankcjonowania bezprawnie wprowadzonego stanu wojennego?

 

E.S. Nie chodzi o przeniesienie ciężaru władzy, bo TK nie jest władzą, nie ma do niej prawa. Chodzi o to, że właśnie za sprawą tej zmiany przepchniętej kolanem przez Platformę, Trybunał próbuje to zrobić - próbuje stać się władzą. Trybunał to nie jest sąd. On nie ma kompetencji sądu. Tym samym wymuszanie traktowania go i jak sądu i jako władzy jest de facto próbą zamachu stanu.

 Z jednej strony ma się on dokonać rękami takich sędziów jak Rzepliński, Tuleja, Biernat, czy Wróbel, przy pomocy niezlustrowanej korporacji prawniczej, będącej źródłem niesamowitej korupcji w wymiarze sprawiedliwości, a z drugiej - przy pomocy usłużnych mediów, takich jak "Gazeta Wyborcza" i kreowanie ruchów ulicznych typu Komitet Obrony Demokracji (KOD) - pod hasłami wprowadzającymi ludzi w błąd. Wszystko razem wzięte jest żałosne - postkomuniści  i te "syte koty" transformacji - ludzie, którzy przez tyle lat okradali społeczeństwo, wychodzą dzisiaj protestować, bo grozi im utrata parasola ochronnego nad ich gangsterską działalnością. Widok Romana Giertycha  podskakującego wraz z tym towarzystwem i grupa ogłupiałych ludzi "wyhodowanych" przez "Gazetę Wyborczą" jest po prosu żenujący.

 

A.Z. Ale w mediach pokazywani są inaczej. Myśli Pani, iż społeczeństwo nie da się nabrać?

 

E.S. Tak właśnie uważam - społeczeństwo przecież pokazało czerwoną kartkę układowi reprezentowanemu przez Michnika i Petru. Michnik co prawda odchodzi już do lamusa, ale media, takie jak "Gazeta Wyborcza", czy TVN usiłują wciąż manipulować społeczeństwem i mamy festiwal propagandy.

 

A.Z. A propos Michnika - nazwała go Pani największym faszysta w Polsce...

 

 E.S. Nazwałam i podtrzymuję tę opinię. Nazwałam go faszystą, bo jeżeli traktować faszyzm jako ekstremę, która wyklucza jakąś część społeczeństwa z prawa do równego traktowania, upokarza ludzi przy pomocy bardzo brutalnych metod podżegających do nienawiści za pomocą kłamstwa i propagandy, to największym, najbardziej krzywdzącym społeczeństwo i życie publiczne w Polsce  jest Adam Michnik.

 

A.Z. Michnik stosuje myślenie na zasadzie - demokracja jest dla nas i dla tych, którzy myślą tak jak my?

 

E.S. Nie tylko o to chodzi. Chodzi przede wszystkim o próby odczłowieczenia przez niego całej części społeczeństwa. Przecież to jest człowiek, który zasiał taką nienawiść w Polsce i tak zatruł umysły ludzi, szczując na siebie całe grupy społeczne w naszym kraju, że powinien za to stanąć przed sądem.

W końcu mowa nienawiści, podżeganie do nienawiści są karalne.

 

A.Z. Może powód jest bardziej przyziemny i chodzi mu tylko o kasę, którą właśnie traci? Przecież zmiana władzy to dla Agory, dla "Gazety Wyborczej" utrata paru milionów z prenumerat i publicznych ogłoszeń...

 

E.S. Oczywiście, że w tych wszystkich "protestach" i działalności Adama Michnika w istocie chodzi o wielkie pieniądze, utracone źródło drenażu kasy państwowej. "Gazeta Wyborcza" wbrew naszej woli przez lata żywiła się z naszych pieniędzy, otrzymując naprawdę gigantyczne kwoty. Natomiast Michnikowi nie tylko o kasę chodzi. Moim zdaniem jemu chodziło zawsze o rząd dusz i nie może tego ścierpieć, że go utracił. On i jego cyngle. To bardziej go boli niż utrata pieniędzy. Moim zdaniem może tu być scena  manifestacji pod siedzibą Agory na Czerskiej, kiedy 13 grudnia ludzie przyszli pod "Gazetę Wyborczą" protestować przeciwko kłamstwu, propagandzie i nienawiści, jakie on uprawia i stanęli naprzeciw kordonu policji, który odgradzał ten bogaty budynek od protestujących.

A za plecami  policji stała garstka ludzi "Wyborczej", schowanych za policyjnym kordonem i ogromnej mocy zagłuszarką (sic!). To upominające się podobno o demokrację medium nie miało ochoty słuchać głosu ludu.

Zagłuszarka ryczała na cały regulator nagrane wcześniej (!) hasła, skandowania oraz piosenki Jacka Kaczmarskiego (wątpię, czy podobałoby mu się śpiewanie w tych okolicznościach, ale "Gazeta" skrupułów nie miała).

Reprezentująca establishment "najedzona" do granic wytrzymałości "Wyborcza", otoczona policyjną ochroną, zagłuszająca ludzi puszczanymi  przez megafony nagrania,  zza pleców policjantów chciała nagranymi głosami zagłuszyć głosy prawdziwe.

Główni propagandyści nie mieli odwagi by stanąć z ludźmi twarzą w twarz. Moim zdaniem ten obraz mówił wszystko - kto jest kim, po której stronie stoi i kogo reprezentuje.

 

A.Z. A jak Pani ocenia taką sytuację, że dziennikarze "Gazety Wyborczej" wypisują komentarze do niemieckich gazet, a potem te gazety grzmią o "zamachu stanu w Polsce"?

 

E.S. Jeżeli chodzi o "Wyborczą", to tradycja donosu do reżimowych władz na kolegów jest tam dość mocno zakorzeniona, a jej autorzy cenieni. To są zwykli donosiciele którzy nie zawahają się - tak jak kiedyś targowiczanie - poprosić o zewnętrzną pomoc w walce o władzę w Polsce. Przede wszystkim ci ludzie kłamią. A nie można bezkarnie formułować oszczerstw ani w Polsce, ani forum międzynarodowym. Jeżeli ktoś takie oszczerstwa wygłasza powinien ponieść odpowiedzialność.

Osobną sprawą są wystąpienia o retoryce pajaca Martina Schulza. Jeżeli najwyżsi urzędnicy Unii Europejskiej ośmielają się grozić Polsce, to jest to zadanie dla polskiego rządu i dyplomacji.

Władze polskie muszą na taką propagandę ostro zareagować i nie pozwolić na jej szerzenie. W przypadku polityków UE  nie ma mowy o jakiejś głupocie - ich zachowanie jest po prostu batem, którym potrząsają w celu utrzymania swoich interesów finansowych i ideologicznych w Polsce. A na to żaden suwerenny rząd, żadnego suwerennego państwa nie może pozwolić. Musi reagować i liczę, iż będzie to czynił skutecznie. Na szczęście moim zdaniem , tak jak ludzie są uodpornieni na na propagandę "Wyborczej", czy TVN-u, tak też są już uodpornieni na propagandę tej grupy, która zagarnęła ideologicznie i strukturalnie Unię Europejską.

Dlatego takie pokrzykiwania Schulza także ich nie przekonują.

Schulz to człowiek o skrajnych poglądach, o ile się orientuję to nieuk, w normalnych warunkach byłby odsunięty zupełnie na margines. To że stoi tak wysoko w strukturach Unii niestety powoduje jej destrukcję i osłabienie. Schulz nie ma już takiego wpływu, ludzie uodpornili się także na propagandę urzędników unijnych, tylko jeszcze ostatni dinozaur "Gazeta Wyborcza"  próbuje z niego zrobić bat na Polskę. Wciąż natomiast jest problemem propaganda w mediach zagranicznych.

 

A.Z. Dlaczego?

 

E.S. Dlatego, iż w skali Europy, czy świata, sytuacja na rynku medialnym jest podobna do tej w Polsce. Panuje ogólna tendencja lewacka propagowana przez olbrzymie koncerny mające swoje tytuły prasowe w wielu krajach i realizujące ideologię politycznej poprawności. Nawet, jeżeli ideologia nie odgrywa większej roli, to doświadczenie pokazuje, że coraz trudniej o fakty, coraz łatwiej o propagandę. Takimi mediami są "BBC", "Washington Post", czy "CNN", gdzie oszczerczy wobec Polski program zrobił kolega Radosława Sikorskiego i jego żony - Fareed Zakaria, pracujący zresztą na co dzień dla "Washington Post" - tej samej gazety, co Anne Appleubaum - żona Sikorskiego.

Ale pomijając te osobiste powiązania, których jest oczywiście znacznie więcej, mamy do czynienia z bardzo poważnymi sygnałami, wskazującymi, że obraz świata przekazywany przez powszechnie szanowane media, może być równie "rzetelny", jak ten pokazywany światu w sprawie Polski. Osobiście wątpię, aby kwestia mediów była tylko naszym kłopotem. Myślę, że podobnie jest w skali świata w naszym kręgu kulturowym.

 

 A.Z.  I co z tym zrobić?

 

E.S. Zacząć budować w skali świata sieć mediów, które sprzeciwią się tej propagandzie kłamstw, a jednocześnie dotrą do ludzi. Jednocześnie wypracować metody, które dadzą odpór tym medialnym oszustom i pokażą ich kłamstwa. Uczyć dzieci w szkole odwagi i samodzielnego myślenia.

 

A.Z. W Polsce byłoby najprościej przejąć media publiczne, które - nie ma co ukrywać - uprawiają dzisiaj propagandę kłamstwa w nie mniejszym stopniu, niż dwie największe stacje prywatne.

 

E.S. Moim zdaniem TVP- Info jest gorsza w tej chwili nawet od TVN24. Ludzie w niej pracujący "idą po bandzie". To nawet nie jest propaganda, to jest czysta walka, niejednokrotnie na poziomie bliskim Jerzego Urbana. Dlatego każdy dzień zwłoki w przywróceniu tego środka komunikacji społecznej Polsce i Polakom to gigantyczna strata. Tu naprawdę liczą się godziny. Trzeba odsunąć tych medialnych gangsterów od kamer i wypracować prawo przywracające TVP społeczeństwu.

 

A.Z. To niewątpliwie spotka się z atakiem. Tomasz Lis już poleciał wypłakiwać się Niemcom w rękaw, że wolność słowa jest zagrożona, bo traci pracę w telewizji publicznej...Tylko patrzeć, jak Niemcy znowu zaczną grzmieć, że tak właśnie jest...

 

E.S. Lis liczy na to, że poleci do mediów niemieckich, te podniosą larum, za nimi podniesie wrzask Unia, a polski rząd czym prędzej się ugnie. Nie ugnie się. Premier Beata Szydło wyraźnie to powiedziała. Zresztą ludzie dostrzegają propagandę mediów mainstreamowych także w innych krajach. Siła tych mediów słabnie wszędzie - ludzie po prostu mają ich dość. Lis za to szczucie powinien zostać zepchnięty na margines życia publicznego przez społeczeństwo. A grono "sierot po reżimie" może sobie budować KOD-y, pod warunkiem, że nie będą podżegać do nienawiści. Jak wiemy - miało to już miejsce i skończyło się tragicznie. Oby się nie powtórzyło. Lis jest właśnie takim medialnym imamem, który wzbudza nienawiść i może się dochować ludzi, którzy sięgną po broń. To jest moim zdaniem większe niebezpieczeństwo z jego strony niż oszczerstwa wypłakiwane w niemieckich gazetach. Demokratyczne kraje zakazują działania najbardziej agresywnym imamom.

 

A.Z. Zapytam więc nieco prowokacyjnie - nie boi się Pani, że protesty KOD-ów i tym podobnych tworów będą jednak przybierać na sile?

 

E.S.  Protesty nie. Ich organizatorzy mają nadzieję, że rozhuśtają nastroje społeczne. Może, dzięki propagandzie, w jakimś stopniu im się to uda, ale wątpię, by udało im się poderwać ludzi do protestów społecznych na większą skalę. Ludzie poprzedniego establishmentu walczą tylko i wyłącznie o własne interesy i pozostanie przy tzw. korycie. Ich nie obchodzą nawet ci, którzy na marsz KOD-owców poszli.

Zresztą - patrząc na wynik wyborów udało im sie ogłupić mniej więcej 20 procent społeczeństwa, a to za mało na rewolucję.

Mam nadzieję, że za chwilę z ich rąk zostanie wyrwana tuba propagandowa, którą uczynili z telewizji publicznej i stracą jeszcze więcej. Po stronie reformatorów jest ogromna determinacja.

Po stronie dawnego establishmentu jest walka na śmierć i życie. Oni nie odpuszczą i nie zrezygnują z niej. Dlatego, jeżeli się boję, to nie zorganizowania przez nich masowych protestów, tylko jakichś ekstremalnych zajść w rodzaju zamordowania śp. Marka Rosiaka. Ci polityczni i medialni gangsterzy, odcięci od władzy nie cofną się przed niczym żeby ją odzyskać.

 

Przecież to jest środowisko, które ma krew na rękach!

 

A.Z. Ma Pani na myśli 10 kwietnia i śmierć Lecha Kaczyńskiego?

 

E.S. Tak.

W przeprowadzeniu zamachu w Smoleńsku musiała uczestniczyć strona polska. Nie ma żadnego innego wytłumaczenia tego rozpadu samolotu, jak seria eksplozji ładunków wybuchowych na pokładzie. Wszystko wskazuje na to, że ładunki ulokowano w samolocie podczas jego remontu w rosyjskiej Samarze, a aktywowano je w Polsce przed startem 10 kwietnia z Okęcia.

Część przygotowań musiała mieć miejsce w Polsce. Cała grupa Sikorski, Arabski, Tusk, Miller, Klich, Kopacz, Bahr, Turowski - bez współpracy tych ludzi zamach by sie nie udał. Nie wiem, w czyim przypadku była to współpraca w pełni świadoma i ukierunkowana na mord, kto "tylko" dopuszczał, że jego działania mogą zakończyć się zamachem, a kto jedynie wierzył, że "dokopie" Kaczyńskiemu.

Ale nie mam wątpliwości, że bez ich współpracy, działań i zaniechań morderstwo by się nie powiodło. Stan faktyczny musi ustalić niezależna prokuratura.

 

A.Z. A inne działania związane z rozliczeniem tamtej ekipy? Jakie kroki powinny być podjęte w pierwszej kolejności?

 

E.S. Jak już mówiłam - ustawa w sprawie telewizji publicznej i uzdrowienie obecnej chorej sytuacji w mediach. Ale też nie wolno zapominać o telewizji prywatnej!

Nie widzę powodu dla ochrony prywatnego rynku medialnego przed Urzędem Antymonopolowym, który wchodzi, gdy tylko na rynku pojawi się monopolista.

Tymczasem de facto obie największe prywatne telewizje informacyjne mają wspólnie z TVP monopol na rynek medialny. Warto zwrócić uwagę, że wspomniane stacje reprezentują tylko 30 procent społeczeństwa. Aż 60 procent nie ma swojej mainstreamowej stacji informacyjnej. To musi się zmienić!

 

A.Z. Dalsze kroki?

 

E.S. Jestem zbudowana tym, że PiS rzeczywiście idzie do przodu i myślę, że nie ma potrzeby tu podpowiadać.

Na pewno należy rozliczyć tych kryminalistów, którzy rozkradali majątek narodowy czy podejmowali inne działania niezgodne z prawem. Nie może być tak, aby w Polsce skazywana na karę więzienia była staruszka, która z biedy ukradła kostkę masła, a przestępca, który wyprowadził miliony ze spółek Skarbu Państwa, pozostawał bezkarny. Nie może być tak, aby kary nie ponosiła osoba odpowiedzialna za przekręty prywatyzacyjne, czy sędzia łamiący prawo, tak jak to zrobił Rzepliński.

Demokracja na tym właśnie polega, że ludzie są równi wobec prawa i pora żeby tu demokrację właśnie zaprowadzić.

Konieczna jest też absolutna przejrzystość życia publicznego, w tym ujawnienie nazwisk wszystkich byłych TW, innymi słowy konieczna jest lustracja.

Trzeba też zwrócić uwagę na działalność Trybunału Konstytucyjnego, który dotychczas zablokował cały szereg ustaw mających wprowadzić demokratyzację życia publicznego w Polsce, m.in. właśnie lustrację, dekomunizację, czy otwarcie zawodów prawniczych.

Czas skończyć z sytuacją w której Trybunał Konstytucyjny jest bajpasem demokracji.

 

A.Z. Czy prezydent Andrzej Duda powinien ujawnić aneks do raportu z likwidacji WSI?

 

E.S.  Tak. Jest to absolutnIe konieczne! 

 

Z Ewą Stankiewicz - dziennikarką, reżyserem, prezesem Stowarzyszenia Solidarni 2010, na łamach "Warszawskiej Gazety" ; nr 52 z 23 - 30 grudnia 2015 r. rozmawiała  Aldona Zaorska.

 

                                               Opracował Aleksander Szumański "Warszawska Gazeta"

według wywiadu Aldony Zaorskiej z Ewą Stankiewicz

 

Dokumenty, cytaty, źródła:

 

"Warszawska Gazet" ; nr 52 z 23 - 30 grudnia 2015 r. rozmawiała  Aldona Zaorska.

 

http://www.naszdziennik.pl/mysl/182647,paszkwil-na-polske.html

 

https://www.google.pl/search?client=opera&q=MICHNIK+ADAM+WSZYSTKIE+LAJDACTWA&sourceid=opera&ie=UTF-8&oe=UTF-8

 

 

 

    

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Podkategorie

Polscy Żydzi krytykują klip amerykańskiej fundacji. "Określenie »polski  Holokaust« jest kłamliwe" - Polsat News

 ALIANCI BYLI GŁUSI NA LOS MORDOWANYCH ŻYDÓW

 Zmęczony biernością aliantów w czerwcu 1942 r. gen. Władysław Sikorski na falach rozgłośni BBC wygłosił dramatyczny apel do Anglików o podjęcie działań w celu zapobieżenia trwającej w Polsce zagładzie Żydów. Jego radiowe przemówienie rozesłane zostało później jako nota dyplomatyczna do wszystkich rządów sprzymierzonych.

Aleksander Szumański - Oskarżenia określonych kół żydowskich w Stanach Zjednoczonych, jak też Żydowskiego Instytutu Historycznego w Warszawie pod kierownictwem Pawła Śpiewaka o świadome mordowanie i grabienie mienia Żydów przez Polaków w czasie okupacji niemieckiej w Polsce zakrawa na jawne pogwałcenie polskiej racji stanu, zwłaszcza jeżeli zestawi się to z opiniami przekazywanymi w latach 1945-47 przez żydowską prasę amerykańską, a obecnie wrogi Polsce, Polakom i polskości żydowski „New York Times”.

Czytelnicy polscy w kraju ciągle za mało znają alarmujące ostrzeżenia głośnego polonijnego autora profesora Iwo Cypriana Pogonowskiego. Ten najwybitniejszy dziś wśród Polaków żyjących na Zachodzie znawca problematyki żydowskiej jest autorem opublikowanego już w dwóch wydaniach monumentalnego dzieła dokumentalnego "Jews in Poland" („Żydzi w Polsce”), ze wstępem znanego sowietologa żydowskiego pochodzenia - profesora Richarda Pipesa.

Profesor Iwo Cyprian Pogonowski od kilku lat wytrwale i systematycznie ostrzega przed tym, co robią niektórzy bardzo wpływowi Żydzi zagraniczni, zwłaszcza amerykańscy, dla przyczernienia obrazu polskiej historii i upokorzenia Polaków. Zdaniem profesora Igo Pogonowskiego wszystko jest tylko grą wstępną zmierzającą do ułatwienia nacisków na wypłatę przez Polskę jak najwyższych „odszkodowań za żydowskie mienie". Przed tym ostrzegał wybitny żydowski politolog w USA Norman Finkelstein (autor „Przedsiębiorstwa Holocaust).

W wywiadzie dla „Rzeczpospolitej" Norman Finkelstein powiedział, że Światowy Kongres Żydów chce szantażem zmusić Polskę do wypłaty 65-67 miliardów dolarów lobby żydowskiemu w Ameryce tytułem restytucji mienia żydowskiego w Polsce. W tym celu robi się wszystko, by upokorzyć Polskę, czym wprost otwarcie zagroził naszemu krajowi już parę lat temu jeden z czołowych przywódców żydowskich.

Za jeden z istniejących przejawów tego typu propagandy wymierzonej w Polskę Pogonowski uznał całokształt twórczości Jana Tomasza Grossa, zwłaszcza jego eseje "Upiorna dekada" oraz książki „Sąsiedzi”, „Strach”, „Złote żniwa”.

W ocenie prof. Pogonowskiego: „Propaganda Grossa pomaga EKSTREMISTYCZNYM ugrupowaniom żydowskim w ich próbach wymuszania od rządu polskiego haraczu za zbrodnie dokonane w Polsce przez Niemców, Sowietów i pospolitych kryminalistów.”

Aby uzyskać nakreślone wyżej cele, prowadzi się akcję ciągłego prowokowania Polaków przez kolejne agresywne zachowania. Przykłady takich działań to: usunięcia krzyża papieskiego w Oświęcimiu, próby usunięcia krzyża z Sejmu, ścięcie krzyża papieskiego na krakowskich Błoniach (antychrześcijański i antypolski akt kard. Stanisława Dziwisza i prezydenta Krakowa prof. Jacka Majchrowskiego), plany ścięcia krzyża na Giewoncie, usunięcie krzyża w Stalowej Woli i wszystkich krzyży ze Wzgórza Trzech Krzyży w Przemyślu, czy też decyzja szefa radomskiej policji Karola Szwalbego, który kazał usunąć krzyże w podległych mu komisariatach. Urządza się z inicjatywy Bronisława Komorowskiego i za zezwoleniem Hanny Gronkiewicz-Waltz lewackie awantury pod Pałacem Prezydenckim, etc. Podobnym celom służy stwarzanie różnego typu antypolskich „faktów prasowych", nagłaśnianie różnych rzekomych incydentów antyżydowskich, tak jak wymyślona afera z rzekomymi „antysemickimi" wystąpieniami na Majdanku. W Oświęcimiu odbywają się coroczne pochody wrogiej Polsce młodzieży izraelskiej, wychowywanej na żydowskim dekalogu Jerzego Kosińskiego „Malowany ptak”.

Jak to było możliwe, iż po dokonanym w 1940 roku przez NKWD ludobójstwie w Katyniu świat był o tej zbrodni informowany fałszywie lub w ogóle tego tematu nie poruszano?

Jak to było możliwe, iż alianci: Wielka Brytania i USA w czasie II wojny światowej nie uczyniły niczego, aby przeszkodzić Hitlerowi w dokonaniu zagłady Żydów, ponadto ukrywali przez lata prawdę o Katyniu?

70 lat temu polski rząd w Londynie poinformował aliantów o masowym mordowaniu Żydów przez Niemców. Przez kolejne lata żądał podjęcia działań, które powstrzymałyby, lub uniemożliwiły Niemcom dokonania Holocaustu. Bez efektu. Owo milczące przyzwolenie światowych potęg na eksterminowanie obywateli polskich, również pochodzenia żydowskiego, to do dzisiaj wstydliwa i niewyjaśniona karta historii. Trudno się dziwić, że w państwach tych dziś ochoczo wspiera się próbę przerzucenia na Polaków współodpowiedzialności za Holocaust. Lansuje się tezy, że w czasie wojny Polacy mieli rzekomo współdziałać z niemieckimi okupantami, korzystać finansowo z Zagłady (obrzydliwa teza Jana Tomasza Grossa) lub przynajmniej biernie przyglądać się rzezi współobywateli. Fakty są oczywiście inne, to właśnie Polacy z narażeniem własnego życia i swoich rodzin ratowali Żydów i domagali się podjęcia przez aliantów działań, które położą kres ludobójstwu.

Tymczasem dwaj najwięksi alianci Wielka Brytania i USA świadomie postanowiły nie reagować w sprawie zagłady Żydów. Już na początku 1940 roku dowództwo konspiracyjnego Związku Walki Zbrojnej poinformowało polski rząd w Londynie o prześladowaniu ludności żydowskiej. Premier i Wódz Naczelny Władysław Sikorski podzielił się tą informacją z premierem Wielkiej Brytanii Winstonem Churchilem i brytyjskim ministrem spraw zagranicznych Anthony Edenem.

W kwietniu 1940 r. Niemcy zdecydowali o utworzeniu obozu Auschwitz–Birkenau (Oświęcim–Brzezinka). Parę miesięcy później zaczęto tam zwozić polskich więźniów politycznych, a dopiero w następnej kolejności Żydów.

Aby poznać prawdę na temat sytuacji w Auschwitz, potrzebne były dokładne i bezpośrednie relacje, co tak naprawdę się dzieje w tym obozie zagłady. W połowie 1940 r. podporucznik Witold Pilecki, współzałożyciel Tajnej Armii Polskiej, jednej z konspiracyjnych organizacji, scalonej później ze strukturami Podziemia Niepodległościowego - Armii Krajowej, przedstawił plan przedostania się do Auschwitz. Celem akcji było zebranie pełnych informacji na temat funkcjonowania obozu i zorganizowanie w nim ruchu oporu. 19 września 1940 r. Pilecki dobrowolnie dał się ująć Niemcom podczas łapanki w Warszawie, aby trzy dni później jako Tomasz Serafiński znaleźć się w obozie.

To właśnie on przekazywał pierwsze źródłowe informacje o ludobójstwie, które zaczęło się w Auschwitz. Jego sprawozdanie poprzez konspiracyjną komórkę „Anna” w Szwecji zostało przesłane do Londynu. Z owego sprawozdania wynika m.in. jednoznacznie, iż jedynym sposobem ucieczki z Auschwitz był komin krematoryjny.

Nie istniały żadne zwolnienia przez Międzynarodowy Czerwony Krzyż, czy też przez komisję lekarską, jak kłamliwie podaje o swoim zwolnieniu na skutek rzekomej interwencji Międzynarodowego Czerwonego Krzyża, doradca Tuska „profesor” Władysław Bartoszewski. Czy niemiecka obozowa komisja lekarska w Oświęcimiu „zwolniłaby” z obozu chorego, obrzezanego Żyda? Zapewne tak - przez komin krematoryjny. „Zwolnienia” Żydów z obozu wyjaśnia raport Witolda Pileckiego.

W posiadaniu Józefa Rosołowskiego prezesa Polskiego Związku Byłych Więźniów Politycznych Hitlerowskich Więzień i Obozów Koncentracyjnych znajduje się oryginał raportu Witolda Pileckiego. http://www.polandpolska.org/dokumenty/witold/raport-witolda-1945.htm (link is external)

Wiosną 1941 r. Sikorski nasilił działania informujące aliantów i światową opinię o trwającym dramacie Żydów. 3 maja 1941 r. gen. Władysław Sikorski wystosował notę w języku francuskim, angielskim i hiszpańskim zatytułowaną „German occupation in Poland”, w której informował o eksterminacji Żydów. Informacje te były później wielokrotnie powtarzane przedstawicielom rządów Wielkiej Brytanii i USA. Jesienią 1941 r. władze III Rzeszy postanowiły „ostatecznie rozwiązać kwestię żydowską”. W praktyce oznaczało to wymordowanie wszystkich Żydów.

Komenda Główna AK dysponowała informacjami, że w obozie w Chełmnie trwa masowe mordowanie Żydów za pomocą spalin w zamkniętych ciężarówkach! Również i o tej sprawie w grudniu 1941 r. zostali poinformowani przedstawiciele zachodnich rządów. Na przełomie lat 1941–1942 rząd Sikorskiego czynił wszystko co mógł, aby zmusić aliantów do działania. Polskie Ministerstwo Informacji wydało specjalną broszurę dotyczącą Zagłady – „Bestialstwo nie znane dotąd w historii”.

Zmęczony biernością aliantów w czerwcu 1942 r. gen. Władysław Sikorski na falach rozgłośni BBC wygłosił dramatyczny apel do Anglików o podjęcie działań w celu zapobieżenia trwającej w Polsce zagładzie Żydów. Jego radiowe przemówienie rozesłane zostało później jako nota dyplomatyczna do wszystkich rządów sprzymierzonych. Bezdyskusyjnych dowodów trwającej zagłady Żydów dostarczyła misja Jana Karskiego (właściwie Jana Kozielskiego), który na polecenie polskich władz udał się do okupowanego kraju. Karski dwukrotnie przedostał się do getta warszawskiego, przebywał również dwukrotnie w obozie przejściowym w Izbicy.

 

Jesienią 1942 r. powrócił do Wielkiej Brytanii, gdzie jako naoczny świadek opowiedział o eksterminacji Żydów. W oparciu o przywiezione przez Karskiego dokumenty w grudniu 1942 r. minister spraw zagranicznych Edward Raczyński przygotował i przedstawił aliantom szczegółowy raport o Holocauście. Karski został przyjęty również przez prezydenta Stanów Zjednoczonych F.D. Roosevelta. Jan Karski spotkał się w Ameryce z wieloma wybitnymi osobistościami Ameryki – politykami – przedstawicielami mediów i świata artystycznego. Wszędzie apelował o ratunek dla zabijanych Żydów. Bez rezultatu.

10 grudnia 1942 r. Sikorski wydał kolejną notę do Narodów Zjednoczonych, w której nawoływał do przeciwstawienia się trwającej eksterminacji „obywateli polskich żydowskiego pochodzenia”. Noty dyplomatyczne poświęcone losom ludności żydowskiej wysyłał dwukrotnie do rządów sprzymierzonych ambasador RP w Londynie Edward Raczyński. Z podobnym apelem do międzynarodowej społeczności zwróciła się także Polska Rada Narodowa w Londynie.

18 grudnia 1942 r. Prezydent Rzeczypospolitej Władysław Raczkiewicz wezwał papieża Piusa XII do przerwania milczenia i wzięcia w obronę mordowanych Żydów i Polaków. W Polsce jako jedynym państwie okupowanym przez Niemcy za pomoc Żydom groziła kara śmierci. Zabijano nie tylko „winowajców”, ale także ich rodziny. Mimo to od samego początku władze Polski Podziemnej zaangażowały się w pomoc.

Już od początku 1941 r. w Komendzie Głównej Armii Krajowej istniał Referat Żydowski, który zbierał informacje o losach polskich Żydów. 4 grudnia 1942 r. została założona Rada Pomocy Żydom „Żegota” jako kontynuacja działającego od września 1942 r. Tymczasowego Komitetu Pomocy Żydom.

Przy Delegacie Rządu RP na Kraj działała Rada Pomocy Żydom – polska humanitarna organizacja podziemna działająca w latach 1942-1945, jako organ polskiego rządu na uchodźstwie, której zadaniem było organizowanie pomocy dla Żydów w gettach oraz poza nimi. Rada działała pod konspiracyjnym kryptonimem Żegota.

W marcu 1943 r. powołano Referat Żydowski w ramach Delegatury Rządu na Kraj, który m.in. przekazywał „Żegocie” fundusze na akcje pomocy i przesyłał raporty dla rządu w Londynie. Gdy w nocy z 26 na 27 kwietnia 1943 r. Pilecki uciekł z Auschwitz, przekazał na zachód kolejne dowody na trwające tam ludobójstwo Żydów. Polacy rozważali także desperacki atak na Auschwitz (broniło go 8 tys. esesmanów), aby zwrócić uwagę na zagładę Żydów.

W lipcu 1943 r. „Żegota” wystosowała propozycję, aby rząd w Londynie zwrócił się oficjalnie do aliantów z prośbą o wymianę ludności żydowskiej na obywateli niemieckich.

Także Kościół katolicki nie pozostał obojętny na Holocaust. 14 grudnia 1942 r. przebywający w Londynie biskup włocławski Karol Radoński ostro potępił w radiowym przemówieniu działania Niemców – „jeżeli chodzi o ludność żydowską to męka jej przewyższa wszystko co cokolwiek nienawiść i dzikość ciemiężcy zdolna jest wymyślić[…] jako biskup polski z całą stanowczością potępiam zbrodnie dokonywane na ludności żydowskiej”.

Papież Pius XII uratował więcej Żydów niż wszyscy inni polityczni i religijni przywódcy świata razem wzięci. Izraelski historyk i dyplomata Pinchas Lapide szacował, że Pius XII ocalił blisko 900 tysięcy ludzi! „Zrobiłem kiedyś szacunki i oznacza to, że 20 procent żyjących obecnie na świecie Żydów istnieje dzięki niemu” – Powiedział Pinchas Lapide.

To Pius XII nakłaniał admirała Miklosa Horthy'ego, żeby powstrzymał deportacje węgierskich Żydów do Auschwitz. Tylko ta interwencja uratowała 200 tysięcy ludzi.

Rządy USA i Wielkiej Brytanii były głuche na informacje o zagładzie Polaków i obywateli polskich pochodzenia żydowskiego w Polsce. Noty polskiego rządu spotykały się z obojętnością. Gdy na początku grudnia 1942 r. gen. Władysław Sikorski po raz kolejny nawoływał do zniszczenia bombami torów dojazdowych, komór gazowych i krematoriów w obozach zagłady w okupowanej Polsce, Churchill enigmatycznie obiecywał zająć się tą kwestią. Fakty są takie, że techniczne naloty na teren Oświęcimia były możliwe od 1942 r., a w 1944 r. przeprowadzano je regularnie. W 1944 r. o bombardowanie szlaków komunikacyjnych do niemieckich obozów zagłady prosili już nie tylko Polacy, ale także amerykańskie organizacje żydowskie.

Brytyjczycy posiadali informacje na temat zagłady Żydów nie tylko od Polaków. Na przykład udało im się przechwycić depesze chilijskiego konsula w Protektoracie Czech i Moraw, które donosiły o początkach zagłady Żydów. Churchill nie tylko milczał. Firmował bowiem politykę brytyjskich władz w Palestynie, które skrupulatnie pilnowały, aby nie napływali do niej uciekający przed Holocaustem europejscy Żydzi. Gdy w grudniu 1940 r. do brzegów Palestyny dopłynął statek „Salvador” z kilkuset nielegalnymi imigrantami, brytyjskie władze nie pozwoliły mu dopłynąć do Haify. Statek zatonął. Takich incydentów na palestyńskim wybrzeżu w latach 1940–1942 było wiele.

Aby zrozumieć obojętność Brytyjczyków trzeba znać realia tamtej epoki. Nie tylko Niemcy uważali się za lepszych rasowo (rasę panów). Podobnie uważali Brytyjczycy. Churchill wielokrotnie powtarzał we are superior (jesteśmy najlepsi). Dla brytyjskiej elity Żydzi, Arabowie, Hindusi, murzyni byli jedynie lesser races, czyli niższymi rasami. Sprawa zagłady Żydów zwyczajnie nie dotyczyła Brytyjczyków.

Podobnie zachowywał się rząd USA i amerykańskie elity. Prezydent Franklin. D. Roosevelt po prostu zabijał milczeniem polskie wołania o położenie kresu zagładzie. Roosevelt był skutecznym, cynicznym politykiem. Warto przypomnieć, że zgodził się, aby Stalin przypisał Niemcom odpowiedzialność za mord w Katyniu, bo nie chciał tłumaczyć wyborcom, dlaczego pomagają jednemu zbrodniarzowi w walce z drugim.

W sprawie Holocaustu Roosevelt dostrzegał zagrożenie dla swojego wizerunku. Wiedział bowiem, że gdyby podjął jakiekolwiek działania, mogłyby być przez opinię publiczną uznane za niewystarczające. Dlatego właśnie wolał milczeć. Gdy pod koniec października 1943 r. do Białego Domu przybyła delegacja amerykańskich rabinów, Roosevelt wymknął się potajemnie z Białego Domu, aby po raz kolejny uniknąć rozmowy na ten temat. O tym, że była to przemyślana polityka, świadczą działania amerykańskiego Departamentu Stanu.

Na początku 1943 r. urzędnicy odcięli amerykańskiej prasie dostęp do informacji o Zagładzie, jakie napływały od środowisk żydowskich ze Szwajcarii. Kilka tygodni później na tajnej konferencji amerykańsko-brytyjskiej na Bermudach podjęto decyzję, że alianci nie podejmą specjalnych działań, aby przerwać Zagładę. Przebieg tej konferencji do tej pory owiany jest tajemnicą. Dokumenty brytyjskie wciąż pozostają tajne. Amerykańskie odtajniono w niewielkim stopniu.

Rządy USA i Wielkiej Brytanii tylko raz oficjalnie odniosły się do Zagłady. 17 grudnia 1942 roku wydały notę dyplomatyczną, że po wojnie „winni nie unikną odpowiedzialności”. O ile Amerykanie i Brytyjczycy zwyczajnie ignorowali Holocaust, to trzeci co do ważności aliant zachodni - Francuzi brali w nim czynny udział.

Francuski rząd Vichy od samego początku starał się „zaimponować” Niemcom swoim antysemityzmem. Jeszcze w październiku 1940 r. z III Rzeszy do Francji przetransportowano sześć tysięcy Żydów. W tym samym miesiącu wdrożono antyżydowskie ustawodawstwo i rozpoczęto prześladowania. Żydom zakazano wykonywania określonych zawodów, a Żydów-cudzoziemców internowano w obozach. Po tym nastąpiła rejestracja i konfiskata majątków.

Władze Vichy były gotowe zintensyfikować prześladowania Żydów, byle tylko odebrana im własność trafiła do Francuzów. Władze Vichy same organizowały transporty do Auschwitz. Pierwszy z nich ruszył do Polski 27 marca 1942 r., zaś ostatni odjechał w lipcu 1944 r., już po lądowaniu aliantów w Normandii. Amerykański historyk Robert Paxton przekonywał w wydanej w 1972 r. książce „Francja Vichy”, że Niemcy utrzymywali we Francji znikome siły okupacyjne, bo większość zadań wykonywali sami Francuzi. Najlepszym komentarzem do całej sprawy jest spór pomiędzy francuskimi kolejami państwowymi a rządem o rachunki za wywóz Żydów do obozów śmierci w Polsce. Ponieważ nie zapłacił ich rząd Vichy, władze firmy domagały się uregulowania rachunków za tę usługę jeszcze rok po zakończeniu wojny. Te fakty wyglądają ciekawie na tle publikacji współczesnych mediów francuskich, piętnujących rzekomy polski antysemityzm i „polskie obozy zagłady”.

 

TEKST UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „WARSZAWSKA GAZETA” 20 WRZEŚNIA 2013 r.