foto1
Kraków - Sukiennice
foto1
Lwów - Wzgórza Wuleckie
foto1
Kraków - widok Wawelu od strony Wisły
foto1
Lwów - widok z Kopca Unii Lubelskiej
foto1
Lwów - panorama
Aleksander Szumański, rocznik 1931. Urodzony we Lwowie. Ojciec docent medycyny zamordowany przez hitlerowców w akcji Nachtigall we Lwowie, matka filolog polski. Debiut wierszem w 1941 roku w Radiu Lwów. Ukończony Wydział Budownictwa Lądowego Politechniki Krakowskiej. Dyplom mgr inż. budownictwa lądowego. Dziennikarz, publicysta światowej prasy polonijnej, zatrudniony w chicagowskim "Kurierze Codziennym". Czytaj więcej

Aleksander Szumanski

Lwowianin czasowo mieszkający w Krakowie

POLACY RATUJĄCY ŻYDÓW

RUMINOWIE, LUDWIK  BOREK I JAKUB TOKARZ - ZAMORDOWANI ZA POMOC ŻYDOM NA SĄDĘCCZYŹNIE

 „Dom w którym mieszkaliśmy, stał na uboczu w lesie. Posiadał jedną izbę, nad którą znajdował się strych. Żydzi ukrywani byli właśnie na strychu. Wieczorem schodzili do izby, a wtedy ja z rodzeństwem siedzieliśmy w oknach i pilnowaliśmy, czy nikt nie nadchodzi”.

Tak wspominał po latach tamte wydarzenia Józef, syn i brat zamordowanych za pomoc Żydom Agnieszki i Jana Ruminów. Na Sądecczyźnie w 1944 r. za wsparcie udzielone grupie osób z rodzin Kauferów, Neugröschelów i Schreiberów  Niemcy zamordowali w sumie cztery osoby.

W okresie niemieckiej okupacji Józef Ludwik Borek, zamieszkały w Mystkowie, wsi położonej w odległości kilku kilometrów od Nowego Sącza, przyjął pod swój dach grupę żydowskich uciekinierów. Pomagał mu w tym Jakub Tokarz z Ptaszkowej. Z czasem sześć osób z tej grupy przeniosło się do znajdującego się kilkaset metrów od dotychczasowego schronienia gospodarstwa Marii Górki, zwanej przez miejscowych „Górecka”. U Józefa Borka pozostały wciąż co najmniej dwie osoby.

Po pewnym czasie Żydzi przebywający u „Góreckiej” opuścili również i tę kryjówkę, udając się w nowe miejsce. Prawdopodobnie pod koniec 1942 r. lub na początku

1943 r. Mojżesz Kaufer z żoną Blimką i teściową, jego szwagier Aba (Abek) Schreiber z narzeczoną Rutą oraz jej brat Chaim (Heniek) znaleźli schronienie pod dachem Agnieszki Rumin w Popardowej. Znała ona Kauferów jeszcze z okresu przedwojennego. Pochodzili oni z Zawady i trudnili się handlem bydłem. Jej mąż, Marcin Rumin, był wówczas pracownikiem Kaufera.

UBOGI  DOM NA SKRAJU LASU

Rodzina Ruminów składała się z dwojga rodziców oraz siedmiorga dzieci: Eleonory, Stanisławy, Marcina, Kunegundy, Józefa, Ignacego i najstarszego syna Jana. Córka Eleonora wymagała ciągłej opieki, ponieważ była niepełnosprawna, nie słyszała i nie mówiła. Rodzina żyła w nędzy w ubogim drewnianym domu, stojącym na skraju lasu. W chwili przybycia Żydów Marcin Rumin nie przebywał w domu. Najprawdopodobniej już w 1940 r. został wywieziony do pracy w Rzeszy. Agnieszka dorabiała jako praczka u Stadnickich w Nawojowej. Jej najstarszy syn Jan pracował w tartaku. Także pozostałe dzieci pracowały u pobliskich gospodarzy, przebywając u nich okresowo na tzw. „służbie”.

Kunegunda, jedna z córek Agnieszki, tak wspominała ukrywających się u nich Żydów:

„Przymierali oni głodem, tak samo jak my. Kobiety-Żydówki haftowały obrusy, które mama sprzedawała, nadto dawali mamie do sprzedania swoje ubrania. Mieszkali na strychu, gotowali u nas na dole. Gdzie się myli i prali tego już nie pamiętam, przypuszczam, że na strychu”.

W okresie zimowym jeden z Żydów uczył dzieci czytać i pisać.

Podczas ukrywania się u Ruminów urodziło się dziecko Ruth i Abrahama.

„Wszyscy bali się obecności dziecka, że płacz tego dziecka może zdradzić ich kryjówkę”– wspominała Stanisława Korzec, córka Agnieszki. Dlatego ze względów bezpieczeństwa zdecydowano się zanieść dziewczynkę, której nadano imię Oleńka, do bezdzietnego małżeństwa. Dziecko prawdopodobnie przeżyło wojnę, jednakże w świetle dostępnych źródeł nie znamy jego dalszych losów.

ŚLADY NA ŚNIEGU

Pewnej nocy, na przełomie zimy i wiosny 1944 r., Abek z Kauferem udali się do zagrody „Góreckiej”, gospodyni, u której wcześniej się ukrywali i zabrali jałówkę oraz dwa króliki. Następnie zwierzęta zostały zaprowadzone do gospodarstwa Ruminów. Tam krowa została zabita. Prawdopodobnie dwa tygodnie później ponownie dokonano kradzieży. Zabrano około dwóch kwintali ziemniaków.

Według powojennych relacji świadków, okradziona gospodyni wraz ze znajomym, kierując się śladami pozostawionymi przez sprawców kradzieży na śniegu, dotarła do domu Ruminów. Tam wywiązała się kłótnia. Żydzi mieli obiecać przybyłej kobiecie, że jeżeli przeżyją wojnę, jej straty zostaną wynagrodzone. Prawdopodobnie jako doraźną rekompensatę mieli przekazać jej odzież, a okradziona miała obiecać, że nie zawiadomi Niemców. Jednakże wkrótce zmieniła zdanie i poinformowała władze okupacyjne o dokonanej kradzieży. Konsekwencją tego była niemiecka akcja przeprowadzona w domu Ruminów.

OBŁAWA

W marcu 1944 r. grupa co najmniej kilku funkcjonariuszy otoczyła dom Ruminów i przeprowadziła w nim rewizję. W tym czasie w domu nie było Agnieszki Rumin ani jej najstarszego syna Jana. Świadkami dokonanej masakry były małe dzieci Ruminów.

„Byłam wtedy w domu, jak przyszli Niemcy – wspominała Kunegunda – zaczęli strzelać w górę, gdzie byli Żydzi, następnie dwóch weszło do korytarza i kazali im schodzić na dół. Wpierw zeszły kobiety, Abek rzucił się na któregoś z Niemców i chciał mu odebrać broń. Wtedy drugi Niemiec go zastrzelił. Ponieważ Kaufer nie zszedł na dół, więc Niemcy poszli na górę, zastrzelili go i zrzucili na dół. Ja to wszystko widziałam przez otwarte drzwi. Pozostałym przy życiu Żydom, tzn. trzem kobietom i chłopcu, kazali wyjść z budynku. Polecili, aby wszyscy położyli się na wzniesieniu, które znajdowało się obok budynku. Kobiety się położyły, a chłopak zaczął uciekać do lasu, jednakże Niemcy oddali do niego serię z karabinów i chłopak upadł. Zabili wszystkie trzy kobiety. Widziałam to przez okno”.

W wyniku przeprowadzonej akcji wszyscy ukrywający się Żydzi zostali zastrzeleni. Dzieci Agnieszki Rumin były w tym czasie pilnowane przez jednego z niemieckich funkcjonariuszy. Następnie ciała pomordowanych osób zostały na rozkaz Niemców wrzucone do dołu, wykopanego obok domostwa przez miejscowych.

Agnieszka Rumin, pomimo ostrzeżenia o obławie, wraz z synem Janem powróciła do domu. Oboje zostali aresztowani i zaprowadzeni na posterunek w Łabowej. Następnie przewieziono ich na posterunek żandarmerii w Nowym Sączu. 24 marca 1944 r. Agnieszka Rumin została rozstrzelana. Natomiast jej najstarszy syn został przetransportowany do więzienia w Tarnowie. 30 marca 1944 r. na obwieszczeniu, podanym do publicznej wiadomości wskazano, że za udzielenie schronienia Żydom Jan Rumin został skazany na karę śmierci jako zakładnik. W świetle dostępnych źródeł nie znamy miejsca wykonania wyroku. Pozostałymi dziećmi Agnieszki zaopiekowała się najbliższa rodzina.

ŚMIERĆ BORKA I TOKARZA

Jakiś czas później, po obławie urządzonej w gospodarstwie Ruminów, funkcjonariusze niemieckiej policji przybyli wraz z psem do Mystkowa. W gospodarstwie Józefa Ludwika Borka znaleźli ukrywających się Żydów, których zatrzymali. Ich dalszy los nie jest znany, jednakże prawdopodobnie zostali zamordowani. Udzielającego im pomocy gospodarza znaleziono dopiero 10 kwietnia 1944 r., w Poniedziałek Wielkanocny, ukrywającego się w stajni Józefa Kiełbasy, również zamieszkałego w Mystkowie. Złapanego uciekiniera wyprowadzono na podwórko, bito, kopano, a potem zamordowano w pobliżu zabudowań Kiełbasów.

„Jego ciało znaleźliśmy po odjeździe gestapowców  pod gruszą w odległości 30–40 metrów od domu”– zeznał w latach osiemdziesiątych przesłuchiwany jako świadek tamtych wydarzeń Józef Kiełbasa.

Aresztowano także Jakuba Tokarza z Ptaszkowej. Na obwieszczeniu z Nowego Sącza z 3 maja 1944 r. podano do wiadomości, że za wspieranie Żydów został on skazany na karę śmierci. Według relacji jego syna Jakuba i żony Anny został on rozstrzelany w Zbylitowskiej Górze w Tarnowie w czerwcu 1944 r.

 WŁADYSŁAW GÜNTHER - SCHWARZBURG - UCHODŹCY ŻYDOWSCY W GRECJI PODCZAS II WOJNY ŚWIATOWEJ.

EPIZOD Z DZIAŁAŃ POSELSTWA RP W ATENACH

Gdy wybuchła II Wojna Światowa, Grecja ogłosiła neutralność, lecz w październiku 1940 r. dyktator włoski Mussolini zażądał od gen. Ioanisa Metaxasa, który wprowadził w kraju dyktaturę wojskową, zgody na wkroczenie do Grecji włoskich wojsk.

Przywódca grecki wypowiedział wówczas tylko jedno słowo – ochi, co znaczy po grecku „nie” i z pomocą Wielkiej Brytanii udało mu się odeprzeć włoski atak. Na pamiątkę jego słów dzisiaj w Grecji 28 października obchodzi się święto narodowe pod nazwą Dzień Ochi.

ROZBIÓR GRECJI W 1941 ROKU

Ponownie Grecja została zaatakowana w kwietniu 1941 r. Tym razem nacierały na nią nie tylko wojska włoskie, lecz również niemieckie, które zmusiły ją do kapitulacji. Zwycięska kampania Niemców doprowadziła do tego, że państwo zostało podzielone na trzy strefy okupacyjne: niemiecką, bułgarską i włoską. III Rzesza Niemiecka  zajęła Ateny, Saloniki oraz zachodnią część Macedonii, Kretę, kilka wysp na Morzy Egejskim, a także pas przy granicy z Turcją. Bułgaria zagarnęła natomiast zachodnią Trację i wschodnią Macedonię. Reszta greckiego terytorium przypadła Włochom.

 POLSKI POSEŁ W ATENACH

W Atenach od 1919 r. działało polskie poselstwo, którym w latach 1936-1942 kierował Władysław Günther-Schwarzburg (1885-1974). Pochodził on z rodziny ziemiańskiej. W 1908 r. ukończył studia na Sorbonie, uzyskując doktorat z filozofii. W służbie dyplomatycznej pracował od 1918 r.

Do czasu, gdy na skutek uwarunkowań wojennych polskie poselstwo w Grecji zostało zlikwidowane w kwietniu 1941 r., działalność jego kierownika nie ustawała. Wśród wielu zadań, jakie od tego czasu wykonywał Günther-Schwarzburg, znalazła się również działalność na rzecz uchodźców żydowskich, którzy byli polskimi obywatelami.  Nie była ona dotychczas znana.

EXODUS ŻYDÓW

Wedle danych, którymi dysponował poseł, na terenie Grecji do 1941 r. przebywało w różnych miesiącach tego roku od 30 do 130 Żydów obywateli polskich na ogólną ich liczbę od 100 do 194. Rozpiętość w liczbach nie może dziwić, ponieważ ilość uciekinierów nieustannie się zmieniała ze względu na warunki wojenne. Jak jednak podkreślał poseł, zawsze osoby narodowości żydowskiej stanowiły większą część żywiołu uchodźczego.

Poseł polski uważał, iż wyjazdy powinny objąć całą ludność żydowską zamieszkującą Bałkany właśnie na tereny palestyńskie. Wielu polskim dyplomatom wydawało się to najprostszym rozwiązaniem problemu żydowskiego w tej części Europy w obliczu zagrożenia niemieckiego. Dzięki takiej ewakuacji ocalone zostałoby wiele żydowskich istnień.

Niestety nie wiemy, skąd Żydzi ci przybyli i nie znamy ich szlaków ucieczki, tym niemniej po przyjeździe do Grecji prawdopodobnie większość z nich zamieszkała w  Atenach lub w ich najbliższych okolicach. Część z nich zaopatrzona była w greckie wizy, które zdobyła w nielegalny sposób.

Polski poseł już w lutym i następnie w listopadzie 1940 r. podjął starania celem wyekspediowania ich z Grecji. Jak zauważył, Żydzi byli szczególnie nieufnie traktowani przez władze greckie, a ponadto skarżył się na to, że „na uchodźców cywilnych Poselstwo nie rozporządza ani groszem”, tym bardziej zależało mu więc na ich bezpiecznej ewakuacji. Planował porozumieć się w tej sprawie z przedstawicielstwem brytyjskim w Grecji celem przetransportowania Żydów do Palestyny.

Interesujące, że uważał, iż wyjazdy powinny objąć całą ludność żydowską zamieszkującą Bałkany właśnie na tereny palestyńskie. Warto zwrócić uwagę na ten pomysł, ponieważ wielu polskim dyplomatom wydawał się on najprostszym rozwiązaniem problemu żydowskiego w tej części Europy w obliczu zagrożenia niemieckiego. Dzięki takiej ewakuacji ocalone zostałoby wiele żydowskich istnień.

POSTAWA BRYTYJCZYKÓW

Niestety, rząd brytyjski, który mógłby wjazdy te wówczas zorganizować, lub wydatnie w nich pomóc, nie zainteresował się tym projektem, podnoszonym zresztą nie tylko przez Günther-Schwarzburga, lecz przez polski rząd na emigracji. Brytyjczycy pod koniec 1940 r. uznali, że kierunek palestyński był „wyczerpany i nasycony polską emigracją”, dlatego w tym okresie rozważali oni tylko emigrację grupy polskiej, wśród Żydów z licznych krajów europejskich, do Bombaju. Nic z tych planów w 1940 r. jednak nie wyszło.

Brytyjczycy wydali tajne zarządzenie, w myśl którego zakazano wręczać wizy polskim cywilom niezaangażowanym w walkę frontową. Poselstwo polskie padło ofiarą obłudnych i fałszywych zapewnień brytyjskich. Wywoływało to wielkie rozgoryczenie członków kolonii polskiej, a nawet głośne protesty.

Należy podkreślić, że kwestia żydowskiego uchodźstwa stała się w Grecji problemem dopiero w zimie 1941 r., zresztą nie tylko dla strony polskiej, ponieważ w lutym tego roku wszystkie poselstwa, w tym angielskie, stanęły wobec żądań władz greckich nakazujących wyjazdy Żydów. Do tego czasu nie zmieniło to jednak w niczym brytyjskiej blokady kierunku palestyńskiego.

Stanowisko brytyjskie formalnie uległo zmianie po rozpoczęciu ataku III Rzeszy Niemieckiej  na Grecję. Wówczas na polskie prośby Brytyjczycy zaproponowali wyjazd dla 100 polskich Żydów do Palestyny, a dla kolejnych 30 do Mjanmy (Birma). Koncepcja ta nie weszła jednak w fazę realizacji, ponieważ sojusznik brytyjski, nie rozumiejąc jeszcze wagi swoich decyzji, tylko zwodził stronę polską fałszywymi obietnicami. W rzeczywistości nie zamierzał w tym okresie pomagać obywatelom innych państw, ograniczając się do ogólnikowych zapewnień. Taką wiedzę o postępowaniu Brytyjczyków w Grecji wówczas przekazywał kierownik Poselstwa RP w Atenach.

W obliczu braku zainteresowania strony angielskiej polskimi Żydami, poseł Günther-Schwarzburg na własną rękę w kwietniu 1941 r. próbował zorganizować dla swoich podopiecznych wyprawę morską statkiem „Warszawa”, lecz stanął wobec trudności nie do pokonania – nie mógł pozyskać dla nich ani wiz palestyńskich, ani egipskich, o których wydaniu współdecydowali Anglicy. Miesiąc wcześniej Brytyjczycy wydali zresztą tajne zarządzenie, w myśl którego zakazano wręczać wizy polskim cywilom niezaangażowanym w walkę frontową. Poselstwo padło więc ofiarą obłudnych i fałszywych zapewnień brytyjskich. Wywoływało to wielkie rozgoryczenie członków kolonii polskiej, a nawet głośne protesty, zwłaszcza że podopieczni Günther-Schwarzbura  obserwowali z goryczą, jak z Grecji uciekali obywatele brytyjscy, nie zabierając na statki grup polskich.

PO RAZ CZWARTY PROSZĘ...

Polski poseł, chcąc uchronić grupę polską przed zbliżającym się niebezpieczeństwem, apelował więc o wizy do MSZ w Londynie kilkukrotnie, w tym szczególnie dla Żydów:

„Po raz czwarty proszę o maksymalny natychmiastowy wysiłek celem uzyskania polecenia wywiezienia z Grecji Polaków”.

Ponieważ był osobą niezwykle zdeterminowaną, dostał w sprawie wiz stanowczą odpowiedź od polskiego ministra spraw zagranicznych Augusta Zaleskiego:

„Proszę zaprzestać wysyłać skargi wizowe na rząd angielski i polski. Oba te rządy, jak można się domyśleć, mają też i inne kłopoty niż wizy. Pomimo to robią, co mogą dla ulżenia doli uchodźców”.

Odpowiedź ta nie oznaczała bynajmniej, że rząd polski nie czynił starań o wizy – wręcz przeciwnie zabiegał o nie od 7 kwietnia 1941 r., lecz starania nie przynosiły efektów ze względu na uzależnienie działań polskiego rządu od rządu brytyjskiego w tej sprawie.

Niestety nie wiemy, czy polska grupa uchodźcza wydostała się z Grecji. Sam Günther-Schwarzburg miał ograniczone możliwości działania, ponieważ musiał niebawem opuścić Grecję. Najpierw udał się na Kretę, a potem do Kairu – swoją dalszą misję pełnił od połowy kwietnia 1941 r. do stycznia 1942 r. przy rządzie greckim na uchodźstwie w Londynie. Na początku tego roku zastąpił go Roger Adam Raczyński (1889-1945), o którego działalności w sprawie żydowskich uchodźców jak na razie nic nie wiemy, niemniej badania nad postawami polskich dyplomatów wobec Żydów nabierają tempa i niewykluczone, że kwestie te zostaną jeszcze naświetlone.

AKCJA PACZKOWA POLSKIEGO KOMITETU POMOCY UCHODŹCOM W PORTUGALII NA RZECZ ŻYDÓW W GENERALNYM GUBERNATORSTWIE

Podczas II Wojny Światowej Portugalia stała się bardzo ważnym krajem, w którym po ewakuacji rządu polskiego z Francji w 1940 r. znalazło się wielu polskich uchodźców, w tym także kierownicy państwa polskiego.

Portugalia była dla Polaków podczas II  Wojny Światowej względnie bezpiecznym miejscem schronienia, ponieważ jej premier Antonio de Oliveira Salazar (1889-1970) ogłosił neutralność, lawirując między aliantami i państwami Osi – tym pierwszym od 1943 r. udostępniał bazy lotnicze i morskie na Azorach, a III Rzeszy Niemieckiej sprzedawał wolfram.

UCHODŹCY W ESTADO NOVO

Formalny brak zaangażowania po którejkolwiek ze stron konfliktu militarnego spowodował, że Portugalia stanęła przed poważnym problemem uchodźczym. Po zajęciu przez Niemców Paryża w 1940 r., rozpoczęła się przez Francję i Hiszpanię ekspulsja ludności na zachód. W wielu wspomnieniach, tak polskich, jak i żydowskich, pojawiała się wizja gościnnej Portugalii jako ostatniego względnie wolnego od niemieckiej przemocy bastionu, znajdującego się na krańcu Europy, skąd uciec można było już tylko do Ameryki Południowej i USA lub Wielkiej Brytanii.

Portugalia to kolejny po Szwajcarii kraj neutralny, gdzie doszło do owocnej polsko-żydowskiej współpracy, czego efektem był ratunek dla tysięcy ludzkich istnień.

Szacuje się, że w różnych okresach na ziemi portugalskiej przebywało około 12 tys. osób polskiego pochodzenia. Dane cząstkowe wskazują natomiast, że od czerwca 1940 r. do lata 1941 r. Poselstwu RP w Lizbonie udało się ewakuować około 3 tys. uchodźców na tereny znajdujące się poza zasięgiem III Rzeszy Niemieckiej, głównie do Ameryki Południowej i na Karaiby. Większość z nich miała żydowskie pochodzenie.

KOMITET POMOCY UCHODŹCOM POLSKIM

W akcjach ewakuacyjnych uczestniczyło bezpośrednio lub pośrednio Poselstwo RP w Lizbonie, na którego czele od końca lat 30. stał Karol Dubicz-Penther (1892-1945). Obok jego działań kluczowe znaczenie z punktu widzenia życia uchodźczego miał także spontanicznie zorganizowany już pod koniec 1939 r. Komitet Pomocy Uchodźcom Polakom, reprezentowany przez Stanisława Schimitzka (1895-1975). Z czasem swoje czynności wykonywał on jako oficjalny przedstawiciel Ministerstwa Pracy i Opieki Społecznej rządu polskiego na uchodźstwie.

Sytuacja polskich uchodźców w Portugalii, wbrew niektórym publikacjom traktujących o losie Polaków w tym kraju, nie należała do najłatwiejszych, ponieważ utrudniano im integrację i hamowano wszelką aktywność. Niechętna była nie tylko władza, lecz także portugalskie społeczeństwo. Na wyróżnienie zasługuje płk Henrico de Campos Fereira Lima, sekretarz generalny Towarzystwa Przyjaźni Portugalsko-Polskiej (Grupo Amizade Luzo-Polaca).

AKCJA PACZKOWA

Siedziba Komitetu początkowo znajdowała się na zapleczu lizbońskiego sklepu papierośniczego „Tabaqueira Hawana” należącego do belgijskiego konsula honorowego. Z czasem, ponieważ Polacy okazali się zręcznymi organizatorami, przeniesiono ją do reprezentatywnego budynku przy rue Rodrigo da Fonesca. Od tej pory Komitet miał do dyspozycji 11 pokoi. 

Formalny brak zaangażowania po którejkolwiek ze stron konfliktu militarnego spowodował, że Portugalia stanęła przed poważnym problemem uchodźczym.

Największym dokonaniem Komitetu, wymagającym wielkiej mobilizacji i pomysłowości, było zainicjowanie przez niego tak zwanej akcji paczkowej, którą rozpoczęto już w grudniu 1940 r. Jak podawał po wojnie Schimitzek ogółem wysłano ich z Portugalii do okupowanej Polski około 600 tys.

Od końca 1940 r. do listopada 1941 r. Komitet wysłał ponad 26 tys. paczek. Każda ważyła pół kilo i zawierała herbatę, kawę lub kakao. Oczywiście była to kropla w morzu potrzeb, z czego wszyscy zdawali sobie sprawę, niemniej wówczas liczono, że inicjatywa ta rozwinie się. Wkrótce Komitet zdobył dofinansowanie Ministerstwa Pracy i Opieki Społecznej, a sprawą paczek interesował się osobiście Ludwik Grosfeld (1889-1955), jeden z dyrektorów departamentu MPiOS. Na jesieni 1941 r. przysłał na ten cel do Lizbony sumę ponad 6500 dolarów. Akcję ponadto zdecydował się poprzeć także Związek Żydów Polskich w Argentynie (Ispol – Union Israelita Polaca en la Argentina). Prawdopodobnie od tego czasu, tj od jesieni 1940 r. paczki, początkowo w niewielkiej ilości, zaczęły trafiać także go gett.

PRZEŁAMYWANIE OPORÓW

Niestety, akcja paczkowa nie spodobała się portugalskim oficjelom. Od późnej jesieni 1941 r., decyzją władz, lizbońska poczta główna mogła przyjmować tylko od 40 do 60 paczek dziennie, a inne urzędy pocztowe zaledwie po 5 od jednego nadawcy. Ponadto miały być one dostarczane do godziny ósmej rano, chodziło więc o zahamowanie polskich wysyłek.

Schimitzek wielokrotnie w takich sytuacjach w swych wspomnieniach utyskiwał na brak zrozumienia sytuacji w Polsce przez Portugalczyków – nie skutkowały rozmowy, w których Komitet powoływał się na względy humanitarne i trudną sytuację w okupowanym przez Niemców kraju. Dlatego uciekano się do innych metod. Bez ogródek szef Komitetu wspomina:

W sukurs przychodzi nam jednak bezgraniczne uwielbienie Portugalczyków dla blondynek. Jedna z naszych podopiecznych, jasnowłosa Buna Sukiennik, podejmuje się zmiękczyć serce dyrektora poczty, którego zna, w zamian za zatrudnienie jej ojca w ekspedycji działu paczkowego za normalnie stosowanym wynagrodzeniem w postaci dodatku do zasiłku uchodźczego.

POMOC SZMULA ZYGIELBOJMA

Dzięki temu typu działaniom akcja paczkowa trwała. Widząc, że ta przesyłka żywności przez ten kanał jest skuteczna, w marcu 1942 r. zapragnął włączyć się w nią także Szmul  Zygielbojm, członek Rady Narodowej, który był żywo zainteresowany akcją pomocy żywnościowej dla Żydów w Polsce. W rozmowie ze Schimitzkiem obiecał mu, że postara się o kredyty, by rozszerzyć tę akcję.

Szacuje się, że w różnych okresach na ziemi portugalskiej przebywało około 12 tys. osób polskiego pochodzenia.

Szmul Zygielbojm dotrzymał słowa. Pierwszy przekaz dotarł do Lizbony w końcu czerwca 1942 r. (480 funtów). Całość sumy przekazanej przez Szmula Zygielbojma wynosiła 4 tys. funtów.  W połowie sierpnia dotarła także dotacja od Jewish Labour Committe z Nowego Yorku na zakup 600 paczek, a na jesieni docierały kolejne kwoty na pomoc Żydom – 3 tys. funtów od Board of Deputies of British Jews (BDBJ), od której przyszedł wykaz z około 6 tys. adresami w Polsce. Dla ułatwienia segregacji korespondencji, która napływała z kraju, ustalono na zlecenie Board of Deputies of British Jewish odrębny adres fikcyjnego nadawcy: Emilia Langner, Caldas de Rainha. Pomoc ta zaczęła więc docierać do okupowanego kraju po rozpoczęciu przez Niemców eksterminacji Żydów.

W połowie grudnia 1942 r. na prośbę dyrektora Jointu polski Komitet w Lizbonie zdecydował o wysłaniu do Judenratów w okupowanej Polsce od 12 do 15 tys. niepoleconych paczek miesięcznie.

Po krótkim czasie dystrybucję jednak wstrzymano, ponieważ Joint nie miał wówczas pomysłu na to, w jaki sposób zapewnić kontrolę nad doręczeniem przesyłek w okupowanej Polsce. Zagłada była w toku, więc zastanawiano się, czy pomoc paczkowa miała w ogóle sens.

POTWIERDZENIA ODBIORU I KONFISKATY

W końcu stycznia 1943 r. BDBJ podała więc nową listę z około 4 tys. adresów. Schimitzek wspólnie z nowym przedstawicielem ekspozytury Jointu w Lizbonie – Herbertem Katzkim – ustalili, że od połowy lutego tego roku na każdy z ponad 10 tys. adresów, które udało się ustalić, zostanie wysłana jedna paczka na próbę za recepisem zwrotnym. Ponadto dary (2 tys. paczek) zostały skierowane do Judenratu krakowskiego na ręce dr Michała Weicherta (1890-1967).

Sytuacja polskich uchodźców w Portugalii, wbrew niektórym publikacjom traktujących o losie Polaków w tym kraju, nie należała do najłatwiejszych, ponieważ utrudniano im integrację i hamowano wszelką aktywność.

Miesiąc później nadeszły odpowiedzi od osób indywidualnych – pierwsza przyszła z Andrychowa. Następne potwierdzenia odbioru pochodziły od Judenratów z Łodzi, Stryja i Włodawy. Lustracja dotychczasowych wyników akcji wysyłkowej nie napawała jednak entuzjazmem – na około 10 tys. adresatów odezwało się początkowo zaledwie 400 osób z potwierdzeniem odbioru, potem tysiąc. Obliczono też, że otrzymano około 150 zwrotów. Ponadto polska placówka dostała z Krakowa i Warszawy recepisy zwrotne z zawiadomieniem o konfiskacie „na zasadzie przepisów dewizowych”. Ogółem 4 tys. paczek zostało skonfiskowanych. Łącznie na zlecenie BDBJ Komitet wysłał ponad 27 tys. paczek na adresy indywidualne i do Judenratów.

Odpowiedzi nadchodziły przeważnie właśnie od Judenratów; 80% z nich pochodziło z Łodzi i innych rad żydowskich znajdujących się na terenach ziem wcielonych do III Rzeszy Niemieckiej oraz z Galicji.

Akcję wysyłkową przerwano na polecenie MPiOS, gdy stwierdzono, że krakowski Judenrat, do którego paczki pomyślnie docierały, pracował, jak oceniono, dla Niemców. Zamiast do Krakowa, pomoc skierowano więc do Terezina, gdzie znajdował się żydowski obóz, lecz nie docierała ona do adresatów, toteż w marcu 1944 r. zawieszono wszystkie wysyłki.

Zarówno akcja paczkowa, jak i transfer uchodźców żydowskich za ocean były przedsięwzięciami, które wymagały dużych zdolności organizacyjnych, wielu zabiegów dyplomatycznych i środków. Portugalia to kolejny po Szwajcarii kraj neutralny, gdzie doszło do owocnej polsko-żydowskiej współpracy, czego efektem był ratunek dla tysięcy ludzkich istnień.

POMOC UKRYWAJĄCYM SIĘ ŻYDOM W POWIECIE BIŁGORAJSKIM

Zagłada ludności żydowskiej, jaka miała miejsce w 1942 r., zapoczątkowała jednocześnie kolejny etap w historii okupacyjnej Polski. Trudno znaleźć region, na którym nie mielibyśmy do czynienia z mordowaniem czy wywózkami Żydów na skalę do tej pory niewyobrażalną.

To jednocześnie początek okresu, w którym pomoc Polaków dla żydowskich sąsiadów była determinująca i niezbędna, by mogli oni przeżyć. Z zachowanych relacji i wspomnień wyłania się obraz tych dramatycznych czasów i problemów, z jakimi zmagali się mieszkańcy południowej Lubelszczyzny. W nowej rzeczywistości musieli się odnaleźć zarówno Polacy jak i Żydzi. Obydwie nacje chciały przeżyć mając za sobą doświadczenie trzech lat okupacji. Terror niemiecki skazywał ich na dokonywanie niesamowicie trudnych wyborów.

HISTORIA JANA GRIDUŁY

Charakterystycznym przykładem jest historia Jana Gniduły. Charakterystycznym nie ze względu na okoliczności, ale z uwagi na skutek niezamierzony. Otóż Jan Gniduła prowadził gospodarstwo rolne w miejscowości Majdan Nowy k. Księżpola. Od jesieni 1942 r. do mieszkańców wsi zaczęli przychodzić ukrywający się Żydzi z prośbą o jedzenie i o tymczasowe ukrycie.

W nowej rzeczywistości musieli się odnaleźć zarówno Polacy jak i Żydzi. Obydwie nacje chciały przeżyć mając za sobą doświadczenie trzech lat okupacji. Terror niemiecki skazywał ich na dokonywanie niesamowicie trudnych wyborów.

Jan Gniduła udzielił wówczas schronienia Żydówce o nazwisku Boruch (lub Berech). Pomagała mu w tym jego gosposia – Katarzyna Margol. W pomoc zaangażowali się też inni mieszkańcy. Gdy Niemcy złapali Żydówkę Boruch, próbowali wydobyć z niej wszelkie informacje na temat Polaków ze wsi Majdan Nowy, którzy angażowali się w ratowanie Żydów. Torturowali ją i obiecywali wolność. Żydówka podała nazwiska osób, które jej pomagały.

28 grudnia 1942 r. niemieccy policjanci z Biłgoraja zorganizowali obławę w Majdanie Nowym. Przyjechali furmanką. Towarzyszyła im Żydówka Boruch. Najpierw szukali Jana Kowala i mieszkającego u Jana Gniduły  Mikołaja Lekana, ale ich nie znaleźli. Następnie udali się do innych gospodarstw wskazanych przez Żydówkę. W wyniku tej obławy 28-29 grudnia 1942 r. zostały rozstrzelane następujące osoby: Jan Gniduła, Katarzyna Margol, Katarzyna Kowal i jej syn Józef, Anastazja Łubiarz, jej teściowa Maria Łubiarz, Kazimierz Szabat. Ich ciała zakopano w miejscu zamieszkania. Niemcy spalili także budynki należące do Gniduły i Andrzeja Płoszaja oraz ograbili Kowalów i Łubiarzów.

KUSIAKOWIE, STAROŃSCY I PACYFIKACJA SZARAJÓWKI

Podobny przypadek mieliśmy w Aleksandrowie. 5 stycznia 1943 r. Niemcy podpalili dom Romana Kusiaka i zabili 7 osób (w tym jedną Żydówkę). Powodem było wydanie rodziny Kusiaków przez inną Żydówkę, która także przechowywała się w tym domu.

Inną historię znamy z Korchowa. Wiosną 1942 r. podczas obławy niemiecka policja aresztowała i skatowała Michała i Andrzeja Starońskich. Przez kilka miesięcy przechowywali oni dwóch Żydów w swoim domu. Zostali przez Niemców wywiezieni na Majdanek, gdzie obaj zginęli. Natomiast Żydzi ostrzeżeni o obławie przez opiekunów uciekli do lasu.

Mamy informacje o dziesiątkach Polaków, którzy przechowywali, karmili czy w jakikolwiek inny sposób pomagali Żydom. Byli też tacy, którzy wyrabiali fałszywe dokumenty, pomagając ukrywać się w ten sposób poza Lubelszczyzną.

Każdy z tych przypadków nosi w sobie dużą wagę emocjonalną. Można się jedynie domyślać, jaki skutek wśród sąsiadów i sąsiednich miejscowości przyniosły te informacje. Ilu Żydów musiało szukać nowego schronienia? Ilu Polaków przestraszyło się konsekwencji przechowywania Żydów?

Jeszcze bardziej szokująco przedstawia się historia pacyfikacji wsi Szarajówka. Według ustaleń Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, dwaj Żydzi, którzy przebywali przez jakiś czas w grupie rabunkowej Iwana Kaniuka, przekazali żandarmerii niemieckiej informację o współpracy z grupą mieszkańców tej wsi. Skutkiem tego w grudniu 1942r. Niemcy okrążyli wieś i aresztowali 9 mieszkańców, których wywieziono do niemieckiego obozu koncentracyjnego.

POMOC WBREW ZAGROŻENIU

Pomimo tego na terenie powiatu mamy szereg innych przypadków pomocy dla ukrywającej się ludności żydowskiej. Znana jest historia rodziny Trzcińskich, w  której za ukrywanie Żydów zginęło małżeństwo, a ich córka dzięki opiece Opatrzności uratowała się i do końca wojny ukrywała w obawie przed śmiercią. Znana jest historia rodziny Mikulskich, którzy pomagali ukrywać się kilku Żydom w Woli Dużej.

Czy takich przypadków było więcej? Z pewnością. 27 osób z powiatu biłgorajskiego otrzymało tytuł Sprawiedliwego Wśród Narodów Świata.

POLICJANT GRANATOWY STANISŁAW KACZMAREK RATUJĄCY ŻYDÓW

O cichym bohaterstwie należy wspomnieć w kontekście Stanisława Kaczmarka. Ten policjant granatowy z Kocudzy nie tylko ukrywał Żydów przed złapaniem przez Niemców, ale także przewoził ich do innych kryjówek od wsi do wsi.

A to tylko niewielka część z grona pomagających. Mamy informacje o dziesiątkach Polaków, którzy przechowywali, karmili czy w jakikolwiek inny sposób pomagali Żydom. Byli też tacy, którzy wyrabiali fałszywe dokumenty, pomagając ukrywać się w ten sposób poza Lubelszczyzną czy, co zabrzmi absurdalnie, na robotach przymusowych w Niemczech. Warto wymienić tych, którzy nie zawahali się ryzykować życia swojego i swojej rodziny, a którzy z różnych powodów zniknęli z kart historii.

Wojciech Odrzywolski od 1941 r. ukrywał u siebie Żyda Joshka Pech, krawca. Przeżył on szczęśliwie wojnę i wyjechał do Niemiec. Franciszka Malec z Kolonii Zagrody przechowywała troje Żydów: Chaję Blander, Josefa Blandera i Nutę Moszka. Wszyscy przeżyli wojnę. O ukrywanych wiedzieli sąsiedzi. Maria Oklińska z Biłgoraja przechowywała Eugenię Skotnicką, która również przeżyła wojnę. Franciszek Droździel z Pordysówki ukrywał Idkę Fiszel. Ona także przeżyła, po wojnie wyjechała do Izraela. Franciszek Chorębała z Goraja wraz z Walentym Kowalikiem ukrywali na zmianę dwie Żydówki: Gitlę i Esterę. Jedna z nich zginęła zamordowana przez Niemców, druga przeżyła wojnę ukrywając się u tych gospodarzy. Aleksander Nalepa z Kamionki ukrywał Sendera Rossa, krawca. Przeżył wojnę i wyjechał z Polski. Maciej Lembryk z Korchowa ukrywał u siebie Szaję Fisiel z Babic. Kilku Żydów przechowywało się u Józefa Szkaluby (m.in. Szaja Tajer). O cichym bohaterstwie należy wspomnieć w kontekście Stanisława Kaczmarka. Ten policjant granatowy z Kocudzy nie tylko ukrywał Żydów przed złapaniem przez Niemców, ale także przewoził ich do innych kryjówek od wsi do wsi.

Wiele innych przypadków pomocy i przechowywania Żydów można odnaleźć w materiałach znajdujących się w Instytucie Pamięci Narodowej. Przechowywanie i pomoc Żydom była postępowaniem skrajnie niebezpiecznym. Do mordowania Polaków za pomoc udzielaną Żydom dochodziło wielokrotnie. W samym powiecie biłgorajskim znamy przynajmniej 10 takich przypadków. Na podstawie zachowanych materiałów trudno jednak przesądzić, czy jest to liczba ostateczna.

Często Niemcy nie podawali informacji, co było przyczyną egzekucji, z reguły określając ją jako pomoc „dla bandytów”. Niemcy zdawali sobie sprawę, że takie przypadki skutecznie odstraszą Polaków od okazywania pomocy prześladowanym Żydom. I z pewnością ich kalkulacje w jakiejś części się nie zawiodły. Na taką pomoc zdecydowali się, dziś już często zapomniani, bohaterzy.