Jesteś tutaj: Start
RECENZJA KARNAWAŁ LWOWSKI
POLONEZA CZAS ZACZĄĆ - W KARNAWALE WE LWOWIE
Specjalnie dla "Barw Kresów" "Kresowego Serwisu Informacyjnego"Aleksander Szumański
W sobotę 28 stycznia 2017 roku Fundacja Ocalenia Kultury Kresowej - prezes Karol Wróblewski oraz Aleksander Szumański w gościnnych progach krakowskiej "Loży" w Rynku Głównym, Stowarzyszenia Polskich Artystów Teatru Filmu i Telewizji zorganizowali koncert wspomnień "Karnawał we Lwowie". Wzruszający był to spektakl, czego dowodem były łzy wzruszeń wspomnieniowych wśród licznie zebranej widowni.
Koncert rozpoczął się brawurową prezentacją pięknej klaczy "Grażynki". Oto jak się to odbyło:
Po marmurowych schodach, wysłanych czerwonym dywanem, wolno, dostojnie wchodziła bułana klacz. Na kopyta miała założone czarne kalosze, aby nie ślizgać się po posadzkach. Prowadził ją podoficer w galowym mundurze. Gdy do sali balowej wkroczyła klacz Grażynka - panie wydały okrzyk radości. Po obu stronach klaczy podążali dwaj żołnierze, niosąc na lśniących tacach kostki cukru. Biegły więc szanowne damy i młodziutkie panie karmić Grażynkę cukrem i marchwią. Na grzbiecie Grażynki umieszczano siodło z płaskim koszem z bukiecikami kwiatów do kotyliona. Przypinano je sobie, wśród wybuchów radości i podniecenia.
W białej sali lustrzanej, oświetlonej kryształowymi kandelabrami i pająkami, wirowały w tańcu dziesiątki malowniczych par: panie w długich sukniach, wydekoltowane, strojne perłami, szmaragdami, w ramionach panów we frakach, częściej jednak w galowych mundurach oficerskich.
Wodzireje (a było ich kilku, aby mogli zmieniać się dla wypoczynku) prowadzili tańce z doświadczeniem i wymaganą elegancją.
W naszym kraju karnawał pojawił się za czasów szlachty sarmackiej, a staropolskie obchody określane były jako zapusty. Polacy lubili szukać okazji do zabawy, bowiem życie w wiejskich dworkach bywało monotonne i nudne, dlatego karnawał przypadł im do gustu i przez cały jego okres wyprawiali uczty, organizowali kuligi z ogniskiem, pieczeniem mięsa i piciem na umór. Okres trwania karnawału rozpoczynało święto Trzech Króli, a kończył tradycyjnie, tak jak obecnie, Wielki Post. Najważniejsze były w czasie karnawału... kuligi. Zabawa polegała na tym, że sanie jeździły po dworkach, w których odbywały się obfite uczty. Trwało to zwykle wiele dni, a w każdym takim dworku bawiono się i nocowano. Karnawałowe obchody wymagały starannego przygotowania domu, opracowania menu i atrakcji dla gości. Taki kulig możemy zobaczyć w filmie nakręconym według „Popiołów” Stefana Żeromskiego. Kościół popiera te formy karnawału, które nie są sprzeczne z kulturą chrześcijańską. Bawmy się więc w ostatki i niech towarzyszą nam tańce, śpiewy i dobra muzyka.
Podtrzymujmy nasze piękne tradycje, rozpalajmy ogniska, cieszmy się i śpiewajmy.
Pierwszy ponoć bal karnawałowy w Polsce odbył się na Wawelu w 1519 roku za sprawą królowej Bony. Ówczesne bale rozpoczynały się o godz. 10 wieczorem i trwały krótko, bo zaledwie cztery godziny. Dopiero w wieku XIX wydłużono ten czas do... białego rana.
Zwyczajem i zarazem przywilejem magnatów było urządzanie w karnawale polowań. W "Kiermaszu wieśniackim", zbiorku sowizdrzalskim z początku XVII wieku, pisano:
Mięsopusty, zapusty,
Nie chcą państwo kapusty,
Wolą sarny, jelenie
I żubrowe pieczenie.
Polowania traktowano jako zabawę rycerską, dostępną tylko dla szlachetnie urodzonych. Odbywały się na różne sposoby: z psami, z obławą, z sokołami. Za najszlachetniejsze uchodziło sokolnictwo, a ptakami łowczymi były: orły, krogulce, jastrzębie, sokoły, rarogi, sowy i inne. Szczytowy rozwój karnawałowych ceremoniałów nastąpił w XIX wieku, kiedy to na przekór zaborcom przyjęło się demonstracyjnie rozpoczynać bale polonezem. A balów było wtedy bez liku. Były bale proszone, bale składkowe, bale panieńskie, bale kawalerskie, bale określonych sfer i grup zawodowych. W Krakowie natomiast brylowano na wieczorach tanecznych w najpiękniejszych pałacach: Pod Baranami u Potockich i Na Szlaku u Tarnowskich.. W III ćwierci XIX wieku modne stały się na dworze wiedeńskim tzw. bale polskie będące nie tylko rodzajem manifestacji polskości polskiej arystokracji, ale także wyrazem sympatii dla Polaków kół politycznych i arystokratycznych ówczesnej Europy. Wyrazy sympatii dla Polaków okazywał także cesarz Rudolf, który podczas balu kazał się prezentować polskiej arystokracji. Podobnie arcyksiężna Stefania podczas balu w 1887 roku, który odbył się w pałacu księcia Eugeniusza Sabaudzkiego będącego siedzibą ministerstwa skarbu, założyła toaletę w polskich barwach narodowych; białą suknię z dopiętym trenem z czerwonego aksamitu.
Bal polski na dworze wiedeńskim, któremu patronowały damy z całej austriacko-węgierskiej arystokracji rozpoczynał się polonezem, następnie tańczono modnego wówczas i obowiązkowego walca i mazura.
LWOWSKIE BALE
Lwów, miasto wiecznie żywe, otwarte, towarzyskie, lubiło się bawić. Świadczą o tym liczne bale, wydawane na różne okazje. Przygotowane z klasą, przyciągały do tego miasta. Największa kumulacja i mnogość bali miała swój czas w porze karnawału, ten okres ożywiał całą społeczność Lwowa. Stawał się okazją do spotkań, zawierania nowych
przyjaźni, zarówno w sferze politycznej, jak i towarzyskiej. To właśnie na balach odbywały się swoistego rodzaju „jarmarki” matrymonialne, na których młodzi kawalerowie szukali odpowiadających im majątkiem przyszłych żon, a rodzice wprowadzali swoje córki w świat dorosłych.
Najpiękniejsze i najważniejsze bale wydawali gospodarze pałacu namiestnikowskiego oraz rody arystokratyczne miasta Lwowa. Każdy namiestnik w miejscu swego rezydowania organizował i uczestniczył w tego rodzaju imprezach. Bale, które pamiętano i z chęcią wspominano jako wesołe i udane imprezy towarzyskie, miały miejsce w pałacu namiestnikowskim w czasie kadencji Alfreda Potockiego (1875–1883). Patronowała tym balom żona pana Alfreda – Maria z Sanguszków Potocka, znana w towarzystwie lwowskim jako pani Alfredowa.. To właśnie karnawał był wyznacznikiem i cezurą życia towarzyskiego i kulturalnego Lwowa.
Z niezwykłym przepychem i bogactwem organizowano bale na cześć przybyłych do Lwowa cesarza Franciszka Józefa i arcyksięcia Rudolfa. Na te okazje w roku 1880 wydano dwa bale – miasta Lwowa w Ratuszu i bal szlachty w salach Kasyna Miejskiego. Na balu miasta w Ratuszu na czele organizatorów stał prezydent stołecznego miasta Lwowa – Michał Gnoiński. Monarchę przywitała rada miejska, w strojach polskich, u wjazdu do ratusza. Wejście na salę balową cesarza odbyło się w towarzystwie pani Alfredowej. Na samym początku na cześć cesarza odtańczono mazura, taniec, który lubił władca, ale tylko jako obserwator. Oczywiście lwowianie zadbali, by pierwszy taniec wypadł imponująco, dlatego do tego tańca wybierano najlepszych tancerzy i najurodziwsze lwowianki.
Bale to nie tylko rozrywka dla elity. Bawił się każdy, kto miał ochotę. Organizowano bale dla poszczególnych grup zawodowych, np. Bale Prasy, które tłumnie gromadziły świat dziennikarski w salach Kasyna Miejskiego.
W pomieszczeniach tego budynku swe bale mieli także aktorzy, medycy, urzędnicy, prawnicy. Poza balem marszałkowskim i innymi w prywatnych pałacach odbywały się bale publiczne w pięknych salach Kasyna Miejskiego, które gromadziły zamożne mieszczaństwo oraz lwowskie sfery wojskowe, adwokackie i urzędnicze.
W salach Kasyna, miały też miejsce bale dobroczynne. Bale we Lwowie były organizowane z różnych okazji i o różnym charakterze. Nie sposób pominąć bali kostiumowych, które można określić jednym słowem – widowisko. Gospodarze i goście dbali o to, by każdy bal był niezwykły, lepszy od poprzedniego, zawsze próbowano zaskoczyć strojem, zachowaniem.
W karnawale 1885 roku zorganizowano Bal „Sienkiewiczowski”. Pomysł na nazwę związany był z Trylogią Henryka Sienkiewicza, która w tym czasie odnosiła sukcesy. Myśl zatem rzucona w ratuszu przez zacnego i zasłużonego prezydenta miasta Rutowskiego, by urządzić bal kostiumowy, gdzie te wszystkie postacie ożyły, znalazł ogólny aplauz w wysoce kulturalnych i patriotycznych sferach mieszczaństwa lwowskiego. Jak zwykle w takich razach, delegacja komitetu balowego z prezydentem Rutowskim na czele udała się do pani Alfredowej z prośbą o objęcie protektoratu. Po uroczystym polonezie i ognistym mazurze, odtańczonych przez sienkiewiczowskie postacie, doskonale ukostiumowane i poprawnie oddane przez grupy mieszczaństwa lwowskiego, wpadło na salę kilkadziesiąt par krakowskich, i odtańczyło z werwą wyuczone figury, stając przed panią Alfredową siedzącą w majestacie przed wszystkimi innymi patronesami. Urządzano także inne bale kostiumowe, dla elit urzędniczych. Całą imprezę nazwano "Jarmark kołomyjski". Furorę zrobił Tadeusz Rutowski, gdy pojawił się na balu kostiumowym, ucharakteryzowanym np. na postaci z „Ogniem i Mieczem”, on jako Skrzetuski. W programie tanecznym grano polonezy, walce, kadryle, polki, mazury, galopy, o których pisano w zaproszeniach.
Nie sposób pominąć balu w pałacu przy ul. Kurkowej, wydawanego przez Włodzimierza Dzieduszyckiego raz do roku. Podczas gdy „wesele krakowskie” wpadło na salę ze zwykłym impetem i harmidrem podkówek i brzękadeł i po mistrzowsku odtańczyło swoje krakowiaki przeplatane dowcipnymi i wesołymi śpiewkami, po tym cicho, spokojnie przy dźwiękach jakiejś huculskiej melodii granej przez wiejskich skrzypków, w tym charakterystycznym u naszych Hucułów jakby trochę tęsknym nastroju, i pokłoniwszy się według zwyczaju do kolan dostojnych, a przez wszystkich tak kochanych gospodarzy, zaśpiewali okolicznościową pieśń. Było to tak nastrojowe, tak malownicze, że zachwyt był ogólny. Pan Włodzimierz kochał Hucułów, był wprost rozczulony. Barwność, pomysłowość – te słowa najlepiej określają lwowskie bale kostiumowe. Każdemu taki bal na pewno pozostał w pamięci na długi czas, jako niezapomniane przeżycie. Powyższa prezentacja bali pokazuje nam wystawność i rozmach lwowskiego karnawału. Pomysłowe stroje, aura radości i zabawy – to wielobarwne tło do ukazania życia towarzyskiego zamożnej części lwowskiego społeczeństwa.
Sezon karnawału to też pora zawierania związków małżeńskich. Tenże fakt wpływał na zwiększoną liczbę gości i dodawał splendoru każdemu karnawałowi. W roku 1890 miało miejsce wesele Stanisława Siemińskiego z Zofią Tarnowską, córką marszałka krajowego hr. Jana z Dzikowa i Zofii z Zamoyskich. Ponieważ wesele miało miejsce w czasie karnawału, w programie oprócz tradycyjnych, corocznych bali, obiadów, przyjęć i fet odbyło się wesele, które trwało przeszło tydzień, kończąc się obrzędem ślubnym w lwowskiej katedrze.
Karnawałowe bale w II Rzeczypospolitej mają swoją wspaniałą historię. Osobną kartę stanowiły bale wojskowe licznie stacjonujących przed wojną pułków piechoty, artylerii lekkiej i ciężkiej, łączności, lotnictwa i kawalerii. Właśnie bale ułańskie były ozdobą karnawałowego szaleństwa, popisem oryginalności i wyszukanych manier. Po tych balach pozostawały wspomnienia, łzy wzruszeń.
Bezdyskusyjną palmę pierwszeństwa pośród dwudziestu siedmiu pułków ułanów II Rzeczypospolitej dzierżył bal Ułanów Jazłowieckich ze Lwowa. Najwspanialszym pułkiem ułanów, opromienionym nimbem bohaterstwa, znanym z fantazji oraz poczucia honoru i humoru, był 14. Pułk Ułanów Jazłowieckich. Sławne czyny Ułanów Jazłowieckich zapisały się na kartach historii jazdy polskiej.
Od Jazłowca w brawurowej szarży wyzwolonego, z cudownym obrazem Matki Bożej Jazłowieckiej w miejscowym klasztorze, Chmielowa, Szczurowic, Wernyhorodek, Komarowa, Radziechowa, po Wólkę Węglową w 1939 r. - to tylko kilka ważniejszych miejsc bitew 14. Pułku. W czasie wojny nie było dla ułanów niewykonalnych rozkazów, natomiast w okresie pokoju ułani godnie podtrzymywali tradycje pułku.
Bal ułanów jazłowieckich od 1927 r. odbywał się zawsze 1 lutego, w dniu imienin prezydenta RP, patrona Pułku. Ponieważ Pułk stacjonował we Lwowie, bal urządzano w najbardziej reprezentacyjnym hotelu miasta, znanym z pięknych wnętrz - u słynnego "Georga".
Pod koniec grudnia dowódca Pułku rozsyłał zaproszenia na bal na pięknym papierze czerpanym. Zapraszał lwowskie elity, przedstawicieli ziemiaństwa oraz dowódcę korpusu i generalicję. Osobiście dowódca Pułku zapraszał prezydenta RP - prof. Ignacego Mościckiego, który na bal delegował swojego przedstawiciela.
Przed balem główną salę hotelu oraz inne, mniejsze, ułani dekorowali proporczykami pułkowymi, szablami, lancami, emblematami kawaleryjskimi. Z wielkich pomieszczeń piwnicznych na czas balu usuwano wszelkie zapasy żywności, trunków, doprowadzano do perfekcyjnej czystości podłogi, ściany i sufity oraz instalowano w nich wojskową stajnię z dziesięcioma boksami i żłobami pełnymi pachnącego siana. Zamiast koni do boksów przywożono stoliki i atłasowe krzesła. Przed samym balem w żłobach umieszczano metalowe pojemniki z lodem i butelkami francuskiego szampana. Centralną stajnię i boksy oświetlały kolorowe lampiony i normalne lampy stajenne.
Do balu oficerowie byli w pełnej mobilizacji - jak do bitwy: każdy miał przez dowódcę wyznaczone zadania do wykonywania i funkcję.
Były również surowe rozkazy dowódcy. Jednym z takich był rozkaz tańczenia przez oficera tylko jeden raz z poszczególną damą. Chodziło o to, aby wszystkie damy tańczyły - a na bal przychodziły również panie niezbyt powabne, chociaż dostojne. Nie do pomyślenia było, aby oficerowie nadużywali podczas balu alkoholu. Obowiązywał całkowity zakaz spożywania dowolnych trunków, poza kilkoma określonymi toastami.
Bal rozpoczynał się o godz. 9.00 wieczorem. Godzinę wcześniej meldowali się u płk. Godlewskiego wszyscy oficerowie, do majorów włącznie. Moderunek musiał być nienaganny.
W głównej sali balowej grała orkiestra pułkowa, a trębacze grali marsza pułkowego. Przy dźwiękach marsza generalskiego na salę wchodzili generałowie, a kiedy, jako ostatni, wchodził na salę przedstawiciel prezydenta RP - orkiestra grała hymn państwowy. Trzeba dodać (bo dzisiaj, niestety, nie zawsze tak bywa), że wszyscy obecni stali wyprężeni na baczność.
Zaczynano - jakże mogłoby być inaczej - polonezem. Ustawiały się pary. W pierwszej parze szedł reprezentant prezydenta z najbardziej dostojną, zasłużoną damą, w drugiej - dowódca pułku z żoną, a za nimi 150 par! Polonez trwał niedługo, po czym trębacze zaczynali grać walca. Nareszcie zaczynał się prawdziwy bal.
Tańczono walce, tanga, slow-foksy, fokstroty, bluesy, samby. O północy milkła orkiestra. Stali uczestnicy balów wiedzieli, jaka ich czeka niespodzianka. Opisałem to wyżej o klaczy Grażynce.Był to bal reprezentacyjny 14. Pułku Ułanów Jazłowieckich, więc nie do pomyślenia był fakt zaistnienia drobnego nawet nadużycia alkoholu przez oficera.
W celu zapobieżenia podobnym wypadkom, dowódca Pułku wyznaczał dwóch oficerów do specjalnej służby, polegającej na dyskretnym obserwowaniu, czy nie zachodzi potrzeba usunięcia delikwenta do specjalnie przygotowanego pokoju na piętrze hotelu. Kiedy bal trwał w najlepsze, bułaną klacz odprowadzano do stajni koszarowej, gdzie wreszcie mogła najeść się do syta. Trzeba bowiem dodać, że klacz na parę tygodni przed balem była na specjalnej diecie warzywnej, aby na sali nie zrobiła niemiłej niespodzianki. A bal trwał, strzelały butelki szampana, rozwijały się flirty, rodziły się i gasły uczucia, nadzieje, padały czułe słowa, powłóczyste spojrzenia rozmarzonych dam w ramionach tańczących oficerów. O 6.00 przed hotel zajeżdżały pojazdy pułkowe, prawie zawsze o tej porze roku - sanie.
Sanie dowódcy Pułku zaprzężone były w białe konie, dowódców szwadronów - w kare. Przy uprzęży wszystkie miały dzwoniące janczary. Kiedy rozwożono gości do domów, a biały puch pokrywał dachy domów i wieże kościołów, po uśpionym mieście niosło się radosne ich dźwięczenie.
Odeszły w przeszłość ułańskie bale i ów najsławniejszy - Ułanów Jazłowieckich razem ze Lwowem oderwanym od Polski bezprawiem Jałty.
Przez całe dwudziestolecie przed drugą Wojną Światową Lwów był niewątpliwie najweselszym miastem Rzeczypospolitej. Nie płocha Warszawa z jej słynnymi kabaretami, nie solidny Kraków z jego czcigodną uniwersytecką profesurą, dumną arystokracją i statecznym mieszczaństwem, nie spokojny, gospodarny Poznań, nie ciche, powolne, melancholijne Wilno, i wreszcie nie żadne inne miasto Polski – ale właśnie Lwów. Wszyscy lwowianie, poczynając od prostego, przedmiejskiego batiara, a kończąc na czcigodnym profesorze Uniwersytetu Jana Kazimierza czy Politechniki Lwowskiej, cały ten serdeczny lwowski lud (z wyjątkami oczywiście), odznaczali się na ogół, obok wszelkich innych cech charakteru i usposobienia, także znacznym optymizmem, stałą pogodą ducha, dużym poczuciem humoru, niepoślednim dowcipem i znakomitym refleksem sytuacyjnym.
Barwnie opisał karnawały lwowskie Wiktor Budzyński- twórca niezapomnianej audycji radiowej, , "Wesoła lwowska fala”. .Lwów umiał się bawić, jak to się u nas mówiło: „od drzwi do klamki!”. W karnawale mieliśmy do wyboru — „tańcówki” od najtańszych i najpopularniejszych do najwytworniejszych bali w Kasynie Miejskim i Kole Literackim. „Babraj - wybiraj!” jak wołały na rynku lwowskim - sprzedawczynie tanich pomarańcz ... Więc „babraliśmy” i wybieraliśmy -karnawałowe rozrywki w zależności od „przeciągu w kieszeni” albo od gustów naszej aktualnej sympatii płci słabej. Lwów - tańczył w każda sobotę karnawałową we wszystkich dzielnicach miasta do białego rana, które witano białym mazurem albo błękitnym walcem. Chodźmy! Pójdźmy spacerem przez karnawałowy Lwów!
ZACZNIJMY OD BALU KAFLARZY
Kaflarz po lwowsku; w innych dzielnicach Polski - zdun. Przy ulicy Zielonej, gdzie raczono nas wódką z pieprzem, gdzie obowiązywał „fason” (białe rękawiczki dla panów!) gdzie okazywano tyle gościnności i serdeczności, że czułeś się jak we własnym domu! A ta wyżerka! Ten bufet! Te zaproszenia i namowy: „ta wcinaj pan!” „ta frygaj braci!” Do dziś wzrusza mnie wspomnienie tego najbardziej demokratycznego balu lwowskiego, urok panienek w perkalikowych kolorowych sukienkach, wdzięk i nieskazitelne maniery młodzieńców, prostota i szczerość starszych .. .Z ulicy Zielonej skoczmy do
„Gwiazdy” - do domu rzemieślników i rękodzielników lwowskich - niedaleko - na Łyczakowie .. .W sali „Gwiazdy” - spotykał się rzemieślnik lwowski z akademikiem, praktykant szewski ze studentem - i razem pili piwo i razem bili się o każdą ładną dziewczynę!
Nas tam w takim mieście chcieli Sowieci uczyć prawdziwej demokracji? Żyła ona z nami. Tańczyła w karnawale. Z „Gwiazdy” – idziemy- znowu do niedalekiego sąsiedztwa, gdzie ulokował się „zamek lwowskich kupców” czyli Lwowska „Strzelnica”. Idzie z nami do kupców lwowskich na ich bal karnawałowy rękodzielnik z Gwiazdy i kaflarz z ulicy Zielonej. Na
„Strzelnicy” -z okazji świąt narodowych i rocznic - noszono (nie dacie wiary!) kontusze, czamary i wspaniałe kołpaki, w karnawale obowiązywały fraki, smokingi, żakiety i nawet stare zapomniane już dziś austriackie „an- glezy” .. . Ale my studenci, akademicy, goście z Gwiazdy i z Zielonej ulicy - przychodziliśmy w tak zwanych „strojach dowolnych” (jak głosiło zaproszenie).
Gdy na „Strzelnicy” zabawka się „nie kleiła” - no to szło się całą kupą - do miasta, gdzie w samym centrum ulokował się „Sokół” (Sokół - Macierz) bo na przedmieściach były różne filie (Sokoła-Macierzy!) Tam w „Sokole” zabawa była murowana, popularna, dostępna dla wszystkich, tania i wesoła. W bufecie pączki i chrust domowego wyrobu Koła Pań, tradycyjny barszcz, parówki (kiełbaski), orkiestra dęta! Po pijaku, czyli w pijanym widzie, można było nawet poćwiczyć na drążkach albo — skakać przez „kozioł” ! Na każdej zabawie, od ulicy
Zielonej do centrum miasta, główną rolę grał wodzirej, który w kolorowych szarfach biegał jak opętany i stopniowo tracił głos. U nas nazywano go „aranżerem”..
Na każdej zabawie - główną atrakcją balu był kotylion, walc kotylionowy, połączony z walcem dla pań czyli „panie wybierają”. Panie wręczały ulubieńcom piękne kotyliony czyli barwne szarfy, panowie musieli „fundnąć” damom bukieciki kwiatków . . .Jeżeli w „Sokole” jest nam za gorąco, bo za wielki ścisk - to skoczmy niedaleko znowu - do Kasyna Oficerskiego przy ulicy Fredry, gdzie rzadko widywano oficerów, a sala tego kasyna stała się jedną z wielu najbardziej demokratycznych i popularnych sal karnawałowego Lwowa.
Jeżeli uznamy, że towarzystwo tu jest zbyt „mieszane” - o śmietankę tam było trudno! - i że nastrój jest pod „magulanie” (bitka!) to - parę kroków stąd na ulicę Akademicką, i już - wchodzimy do najbardziej wytwornych sal Kasyna i Koła Literackiego, gdzie kończy się jakiś bal prasy albo bal lekarzy .. . Ale nam wszystko jedno jaki bal, grunt, że gra orkiestra i to niezła, grunt, że panny - trochę już senne - chętnie płyną w błękitnym walcu o świcie i że w bufecie zniżyli ceny na „kanapki” (lwowskie „sandwicze” !).
Już jest świt - pada śnieg - dzwony kościołów zwołują na pierwsze „roraty niedzielne” - niektórzy prosto z Kasyna pójdą do Katedry lwowskiej, inni na słynny rosół do głośnego Icka Spucha - a my wołamy lwowskiego fiakra i zamienionego na sanki i pędzimy w białej bajce -
do pobliskich Winnik na gorący „grog” albo do niedalekiego Janowa - na królewski miód Sobieskiego.”
Z ulicy Janowskiej i Kliparowskiej przenosimy się do Zamarstynowa "...gdzie za drągiem u Kiżyka klawo ciuchra szac muzyka..." Ta dzielnica Lwowa zamieszkana była
przez robotników. Posiadała wiele zakładów przemysłowych i komunalnych przy ulicach: Zamarstynowskiej, Św. Marcina, i Żółkiewskiej. Tutaj znajdowała się słynna fabryka wódek i likierów Baczewskiego."... A kto z was ma tęgie krzyże, niech nie siedzi sam w chawirze, niechaj z nami browar chiży, niech za patyk gna...".
Bal u Ciotki Bandziuchowej odbywał się w audycji radiowej ,, Wesoła lwowska fala” do 1939r.. I jako jedyny z lwowskich balów przetrwał do dnia dzisiejszego jest organizowany corocznie na zakończenie karnawału w Krakowie przez Fundację Ocalenia Kultury Kresowej ,,Chawira”. Odbędzie się także w tym roku a piosenką tytułową jest ,,Przy muzyczce fajno płynie czas”
Przed wojną we Lwowie przy ul. Ochronek 1 miało swoją siedzibę "Towarzystwo Weteranów".
Ta organizacja wojskowa skupiała emerytowanych oficerów i podoficerów wojskowych. Organizowano tutaj bardzo popularne zabawy i bale karnawałowe. Znalazły one swoje miejsce także w piosence która nosi tytuł ,,Bal u weteranów”. Dzięki lwowskim żołnierzom służącym w wojsku austriackim została rozpropagowana na całą Polskę. Lwowski chór Eriana śpiewał ją w wersji rozszerzonej.
Mam nadzieję że udało mi się choć trochę przybliżyć Szanownym Czytelnikom atmosferę karnawału i zabawy karnawałowej we Lwowie. Jeżeli nie to zapraszamy na ,,Bal u Ciotki Bańdziuchowej” który odbędzie się na zakończenie tegorocznego karnawału w Krakowie.
Przypomnę, iż w programie koncertu wysłuchaliśmy piosenek
w wykonaniu artystów zespołu "Chawira" - Magdaleny Sowy, Ireny Paprockiej, Ewy Rudnik, Marka Kaczmarczyka, Wojciecha Habeli,, Karola Wróblewskiego, Stefana Czyża, Jerzego Skrejki
oraz Franciszka Makucha, Doroty Helbin i Mateusza Dudka
Scenariusz i reżyseria oraz układ tekstu konferansjerki Karol Wróblewski
Konferansjerka Wojciech Habela i Aleksander Szumański
ORGANIZATORZY KONCERTU
Stowarzyszenie Polskich Artystów Teatru, Filmu i Telewizji Oddział w Krakowie Rynek Główny 41
Fundacja Ocalenia Kultury Kresowej ,,Chawira” z Krakowa oraz
Aleksander Szumański
Przesyłamy serdeczne pozdrowienia Szanownym Czytelnikom KSI
TAŃCZU POLKI Z FIGURAMI ZE SZCZYPANIUM I MACANIUM
SPECJALNIE DLA "KRESOWEGO SERWISU INFORMACYJNEGO" - BARWY KRESÓW
WYŁĄCZNIE DLA LWOWIANEK
Aleksander Szumański - prosto zy Lwowa, tymczasowo w Krakowie - recenzja z koncertu, którego nie było i nie będzie.
Recenzję z koncertu którego nie było, pisałem wspólnie z mecenasem Jerzym Parzyńskim, również publicystą, który pisał w "Dzienniku Polskim" recenzje z koncertów w krakowskiej filharmonii, których nie było z Chopinem, Mozartem, Schubertem, Janem Kiepurą w tle.
„…tańczu polki z figurami,
husia, siusia, husia, siusia,
knaju pary, za parami,
husia, siusia, husia, sia,
aligancku i zy szykim,
husia, siusia, husia, siusia,
przeplatajunc wrzaskim, krzykim,
husia, siusia, husia, sia,
i du siebi i ud siebi,
wszysku skaczy jakby w niebi
ze szczypanium i macanim,
hula polka husia, siusia…
…trarara Antyk na harmonii gra,
trarara on przybirać klawo zna,
trarara, baw si, braci, póki czas,
skoro dzisiaj na zabawu prostu do nas wlaz.”
My wcali nie byli chirni jak si rozpoczął Ogólnopolski Festiwal Piosenki Lwowskiej i Bałaku Lwowskiego Kraków 2017, a właściwie 8 lipca 2017 jego druga odsłona, jak powim gdzie si to zjawisku odbyło, to mózg stai i nie tylko.
Ta to w kamienicy nr 1 przy ul. Szczepańskiej w Krakowie „Pod Gruszką” w Klubie Dziennikarzy, w sali Fontany. Kamienica ta była w wieku XIV własnością rodziny Morsztynów. W roku 1386 Jadwiga Królowa Polski miała tu ponoć odwiedzać swego ukochanego, księcia austriackiego Wilhelma Habsburga, z którym nie mogła się związać, ze względu na ślub z Jagiełłą, ale to taka prawda, jak w koszyku mojej cioci z Pohulanki woda.
Wewnątrz kamienicy zachowane zostały gotyckie wnętrza. Najbardziej znanym pomieszczeniem jest Sala Fontanowska. Jej nazwa pochodzi od XVII-wiecznego artysty – Baltazara Fontany. Ozdobił on wspomnianą salę stiukami na polecenie jednego z właścicieli – chorążego Andrzeja Żydowskiego, od którego zapewne powstał szmonces, gwara lwowska i żydowska , ja tak myśli.
W jednej części można zauważyć gotyckie sklepienie żebrowe pod dekoracją stiukową. Na ścianach znajdują się XVIII-wieczne holenderskie kafelki. Te zabytkowe wnętrza są więc uznawane za jedne z piękniejszych wnętrz świeckich w Europie. Na parterze kamienicy znajdowała się apteka "Pod złotym Tygrysem", tak piszą, a tu figa z makiem, z pasternakiem, apteki ni ma, bo ją wygryźli najtańsze w Europi pudatki pobierane przez krakowskich bajtloków.
Obok niej zachował się XVI-wieczny renesansowy portal (obecnie będący witryną kwiaciarni).
Jaki kwiaty! Co za kwiaty! Pachnoncy i nie tylko!
Ta daj Pani Boży zdrowi kwiaciarkom krakoskim! A tu krok do Rynku Głównego
dzie takich kwiatów ni ma!
Na pierwszym piętrze znajduje się obecnie Klub Dziennikarzy, oraz restauracja "Pod Gruszką". Można tam dostać dobrą ćmagę, ali nie widziałem chirnych, same galanty siedzą.
A ulica Szczepańska – ulica w Krakowie prowadząca od Rynku Głównego na północny zachód, w kierunku placu Szczepańskiego i Plant.
Przy ul. Szczepańskiej znajduje się m.in. Kamienica nr 2, Pałac Krzysztofory.
Pałac "Pod Krzysztofory" jest jednym z najznakomitszych i najokazalszych krakowskich miejskich pałaców. Na przestrzeni wieków pałac gościł wiele znakomitych osobistości, m.in.: królów Jana Kazimierza, Michała Korybuta Wiśniowieckiego, oraz Stanisława Augusta Poniatowskiego, a także księcia Józefa Poniatowskiego, który przebywał tu w roku 1809, a także zespół "Chawira" Fundacji Ocalenia Kultury Kresowej z prezesem Karolem Wróblewskim i najważniejszymi konferansjerami a la' Rudolf Valentino, czy też Fryderyk Jarossy - Wojciechem Habelą i Aleksandrem Szumańskim, lwowskimi batiarami.
Nazwa pałacu pochodzi od patrona średniowiecznej kamienicy, która niegdyś znajdowała się w tym miejscu – św. Krzysztofa.
W przeciągu wieków kamienica ta zmieniała swoich właścicieli: w XIV wieku była własnością rodu Spycymirów, a w XV wieku przeszła w ręce rodziny Morsztynów wpływowej rodziny kupieckiej, której własnością była również kamienica "Pod Gruszką".
W drugim kwartale XVII wieku, z inicjatywy marszałka nadwornego koronnego Adama Kazanowskiego, rozpoczęto prace budowlane na tym obszarze. Połączono gotyckie kamienice usytuowane na rogu Rynku Głównego i ulicy Szczepańskiej. W latach 1682-1684 na zlecenie ówczesnego właściciela, Wawrzyńca Jana Wodzickiego, dokonano zasadniczej przebudowy budynku. Pracami kierował słynny architekt , Jakub Solari.
I w takim otoczeniu, przy takiej ulicy, w takiej sali, i takiego projektanta dziele, tańczono wczoraj lwowską” poleczkę, husia, siusia”, której fragment batiarskiego tekstu przytaczam powyżej.
Na koncercie nie było Henryka Zbierzchowskiego, ale za to przyjechał specjalnie ze Lwowa, z ul. Jagiellońskiej 4, gdzie również mieszkam ,sam maestro Julian Tuwim, który przywitał publiczność urokliwym fragmentem „Kwiatów polskich”:
„Któż wtedy wiedział, że daleką
Stanie się Kraków świętą Mekką,
A góra Giewont – Siódmą Górą,
A rzeka Wisła – Siódmą Rzeką?
My contry is my home. Ojczyzna
Jest moim domem. Mnie w udziele
Dom polski przypadł. To – ojczyzna,
A inne kraje są hotele”.
Julianowi Tuwimowi odpowiedziała publiczność:
Leopolis semper Fidelis
We Lwowie muzy śpiewały zawsze.
A niżej podpisany stwierdził:
„Dwa miasta otrzymałem w darze,
A które piękniejsze?
Czy Lwów Katedrą marzeń,
Czy Groby Królewskie”.
Ale po kolei, gdy zespół muzyczny „Chawira” pod kierownictwem Karola Wróblewskiego rozpoczął koncert, to natychmiast pomyślałem o Jerzym Połomskim, ale właściwie o „Big Cycu” z którym pan Jerzy wylansował piosenkę „Cała sala śpiewa z nami”. Dlaczego?
Z tej prostej przyczyny, iż cała sala, około 100 osób śpiewała wraz z Karolem Wróblewskim „Tylko we Lwowie”. A więc na samym otwarciu koncertu pojawili się Tońcio i Szczepcio ze swoim nieodłącznym „kawałkiem” z filmu „Włóczęgi” do tekstu Emanula Szlechtera i muzyki Henryka Warsa. Śpiewająca sala nie zamierzała przestać śpiewać, ale dopiero, gdy na estradzie pojawiła się Pani Grażyna Potoczek, kierownik Klubu Dziennikarzy "Pod Guszką' prezentująca wykonawców koncertu, zaległa cisza.
Kto ze 100 znanych osób tworzył widownię?
Nie zawiodła mnie moja muza, piękna lwowianka Alusia, twierdząca, że jest moją ślubną i nie myląca się. Ilekroć piszę o mojej małżonce, to przypominam sobie przykazanie mojej tak pięknej, co mądrej Mamy, oczywiście również lwowianki: „…pamiętaj, gdy będziesz wybierał żonę, to niech to będzie lwowianka, ale najlepiej, aby to była Żydówka ze Lwowa…”.
Taką opinię mieli również bohaterowie „Wesołej Lwowskiej Fali” Aprikozenkranz i Untenbaum, obecni na widowni, jak zwykle w czasie naszych koncertów lwowskich . Tu muszę zawieść moja dorodną Mamę, której przykazanie spełniłem, czy ja wiem, może w połowie. Alusia jest pełnokrwistą piękną lwowianką, ale niestety z pyrkatym gojskim noskiem, nie chodzi więc do bóżnicy, tylko do kościoła. To mi się akurat podoba, ale ożenić się z gojką?
Z satysfakcją zawsze odnotowuję obecność Wiktora Budzyńskiego, twórcę tej wspaniałej audycji radiowej "Wesoła Lwowska Fala", jak i Lopka Krukowskiego, który wszak nie urodził się we Lwowie, ale jak mówił szmonces, to był sam cymes /„miód”/. Cały zespół „Wesołej Lwowskiej Fali” pojawił się na koncercie oczywiście jak zwykle. I jak zwykle najbardziej się cieszę z obecności Włady Majewskiej, która tym razem nie zaśpiewała, ponieważ postanowiła oddać głos młodszym artystkom, jak się wyraziła. Śpiewały więc w zastępstwie stuletniej Pani Włady, Dominika Cieślik - Lauf z Magdaleną Sową. Niestety nie akompaniował tym wokalistkom, które licząc wspólne lata nie ukończyły 30-stki Leopold Kozlowski ( najstarszy stuletni klezmer), który "Pod Baranami" poderwał następną dziunię i nie dziwię się, iż nie miał już siły akompaniować pięknym Dominice i Magdalenie.
Miały też zaśpiewać Wiktoria Zawistowska i Ewa Rudnik wchodzące w skład zespołu „Chawira”. Miały. Ale nie zaśpiewały, myśląc, że Pani Włada zaśpiewa i tak powstał z mojej winy cały galimatias, a ja kacap i durny pacan nie wyjaśniłem tego w garderobie.
Kogo nie było?
Nie przyjechały Panie; prezes „Radia Lwów” Teresa Pakosz i redaktor naczelna tego radia Ania Gordijewska. Ale są usprawiedliwione, ponieważ od kilku tygodni nie wykonują nic innego, tylko układają cykl audycji o mojej poezji. Jeszcze podobno tak szybko nie skończą. Nie było również mojej szefowej Pani Bożeny Rafalskiej, redaktor naczelnej „Lwowskich Spotkań”, której logo przyjęła dzisiejsza odsłona festiwalu. Zatelefonowała do mnie i powiedziała:
„Alek nie przyjadę, bo muszę składać teksty o twojej poezji”. I jak tu nie usprawiedliwić ich nieobecności?
Gdy zapytałem redaktora Zbigniewa Ringera, autora licznych reklam prasowych naszego koncertu, czy zadowolony jest z frekwencji, pękającej w szwach Sali „Fontany”, odpowiedział: „…iż tylko wariat mógł zrezygnować”.
Faktycznie nie zauważyłem czołowych lwowskich „myszygine kiepełe”, o których opowiadał „cały Lwów”:
„LOLO WARIAT” - nostalgiczny , niechlujny osobnik, jednakowo "wywatowany" w zimie i w lecie, wyglądem wzbudzający ogólną sensację .
„WARSZAWA – WAWA” - gentelman w batiarskim kaszkiecie - proponujący napotkanym przechodniom podróż do Warszawy. Bez względu na decyzję "ruszał" truchtem naśladując lokomotywę parową - "warszawa wawa, warszawa wawa" - powtarzał rytmicznie. Dzieci oczywiście za nim biegały, a jakże, łącznie ze mną i z Adamem Macedońskim współtwórcą krakowskiego słynnego "Przekroju".
„PROFESOR JEGIER” - stał niezmiennie w wylocie bramy przy ul. Legionów w zapomnianym już dzisiaj pasażu Hellera, od rana do wieczora . Wykrzywiał śmiesznie usta wołając: profesor Jegier, profesor Jegier, reklamując kalesony jegierowskie, równocześnie rozciągając rzekomo elastyczne nogawki śnieżno białych kalesonów. Ten akurat chyba nie był stuknięty, interes mu szedł jak się patrzy. Trwał do września 1939 roku.
„ŁUCYK” - uzdrowiciel szarlatan ubrany w długą szatę przystrojoną mosiężnymi gwiazdami i kołami, z wężem grzechotnikiem w zarękawku. Sprzedawał pigułki na wszystko, własnego wyrobu.
„BARONEK” - zubożały baron, hulaka, trochę pomylony, żyjący z jałmużny. Wystawał pod hotelem George'a i przemawiał po francusku. Podobno językiem literackim.
„DOKTOR” - stojący zawsze na placu Gołuchowskich, przemawiający do siebie po żydowsku i po niemiecku.
„PROFESOR” lub „FILOZOF” - poeta, piszący na zamówienie okolicznościowe wiersze, stał z książką w ręku, zwykle na ul. Wałowej i deklamował łacińskie wiersze, lub młodzieży szkolnej odrabiał zadania z łaciny .
„DURNY IGNAŚ” - grywał na skrzypkach pod murem kamienicy na rogu ul. Kurkowej i Czarnieckiego. Zaczepiany przez batiarów okrzykiem: "Ignaś Zośka cię nie kocha". Wołał za nimi w złości: "Idź ty beńkart magistracki!". Wykrzyknik ten stał się popularnym, potocznym zwrotem lwowian, wyrażającym zniecierpliwienie .
„BEN HUR” - albo „BUGAJ” - na poły oryginał , na poły pomyleniec, który wyśpiewywał w kółko: „buwajty zdorowa, moja zołoteńka".
„DODIO” - dziwak, emeryt z górnego Łyczakowa, chodził w czarnej kapocie z pasją zdzierał afisze z murów, którymi wypychał kieszenie.
„ALTESZIKER ” / stary pijak / - Żyd, szewc i pijak, tańczący po ulicach.
„DURNY JASIU” - syn przekupki z rynku. Śmiano się z jego powiedzonek: "ni kupujci barszczu u moij mamy, bo si tam szczur utopił".
ŚLEPA MIŃCIU - siadywała na składanym stołeczku na Wałach Hetmańskich pod pomnikiem Sobieskiego przygrywała na harmonii i śpiewała ówczesne szlagiery np. "Śliczny gwóździki", "Pienkny tulipani". Zaczepiana przez uliczników wołała za nimi: "ty miglanc”!
Wszystkich tych oryginałów, dziwaków i pomyleńców lwowska ulica obejmowała nazwą "świrk" . Wyraz " świrk " był neologizmem lwowskim oznaczającym chorego umysłowo, wariata, pomyleńca - wywodzącym się podobno od zachowania pewnego symulanta, który chcąc się wykręcić od służby w wojsku austriackim udawał wariata ćwierkając jak świerszcz "świrk , świrk". Od "świrka" pochodzą inne popularne we Lwowie wyrazy: świrkowaty - głupkowaty, pomylony, ześwirkować - zachowywać się jak świrk, t.j. wariat, lub po prostu świr.
Nie było również Wojtka Habeli, Franka Makucha i Alka Szumańskiego niejednokrotnie prezentujących estradowo tych „świrkowatych”,z przyczyny prozaicznej, artyści mieli występy. Franciszek śpiewał w programie operetki, Wojtek miał występ w teatrze, a Alek był jak zwykle chirny.
I tak nam niestety wypadł szmonces z programu. Gdy zapytałem Wojtka co zrobimy w zamian, wówczas doradził: ” Alek opowiedz dwa fajne szlagiery szmoncesowe”:
- Icek, powiedz mucha,
ny mucha,
Icuniu, powiedz mucha,
ny, mucha,
Icek ty powiedz samo mucha,
mucha, ny,
lub,
Icuniu, zjedz ciasteczko,
nie chce mi się,
Icuniu, ty zjedz czekoladkę,
nie chce mi się,
Icuniu, ty zjedz jabłuszko, mamunia bardzo prosi,
nie chce mi się,
to co ty chcesz Icuniu?
Żeby ciocię Rózię szlag trafił.
Jak ja wrócił do chałupy wieczór po śpiwaniu, oczywiście już chirny, to się rozdzwoniły telefony, jak w kuczki, czy też po kuczkach, a to stacjonarny, a to mój komórkowy, a to komórkowy mojej ślubnej, od oficjalnych mediów i władz naczelnych Państwa i Krakowa z gratulacjami i równocześnie z przeprosinami, iż nie mogli przybyć na koncert lwowski, ponieważ przepisy Unii Europejskiej tego nie zezwalają.
Jeden galanty nawet powiedział: „ty nie bądź taki awojler jing” / odważny chłopaczek /.
Powoływali się na tak zwany paragraf rozsądku nr 7 Traktatu, który nie zezwala na śpiewanie batiarskich piosenek nawet po kuczkach, członkom Unii Europejskiej. Miałem nawet telefony gratulacyjne z Brukseli, ale nie powoływali się na paragraf rozsądku, jedynie na kinderską piosenkę, która ich zdaniem jest nie obyczajowa. To ja se „ftedy” rąbnął pół basa chiry i i już byłem z powrotem lordem, ale powiedziałem żonie: aus z nami.
Pocieszyła mnie małżonka mówiąc: „ ty ich bajtluj, że ci bebechy z żalu popenkaju, gdy nie będzie lwowskich festiwali i rób swoje, śpiwaj swoje, deklamuj swoje i rób za absztyfikanta, czy chabala wszystkich dziuń , możesz nawet powozić dziunie i ciumać się z nimi na oczach całej Unii Europejskiej i nawet samego prezydenta, masz moje zezwolenie, ale tylko na klawe dziunie , a gdy ci powiedzą, że są dalej festiwali, i z dziuniami fertig, to powidz, że to chyba jakiś chatrak - hołodryga, czy czerepacha ich informował i bądź blat i mogą cię całować w kinol i nie tylko”.
Posłuchał ja żony i dzisiaj gdy zadzwonił jakiś galanty z magistratu i pytał czy to prawda, że jakiś festiwal się odbędzie w Warszawie, to żona mi wyrwała słuchawkę i powiedziała: „panie galanty od tego się pan , bo my z mężem teraz gramy w cymbergaja i ja się odgrywam, nie mam czasu i fertig”.
I zrobiła się w magistracie po tym telefonie cała hałaburda, aż bebechi z bandziocha wyłaziły, o batiarsku mowu u nas w domu, bo to nie był telefon od jakiegoś galantego, tylko zwykły czerepacha, czy hołodryga dzwonił. A festiwal się w Warszawie odbędzie jeszcze w sierpniu 2017 i bedzie śpiwać Włada Majewska z Magdaleną Sową i Dominiką Cieślik - Lauf i mogą w ”Wybiórczej”, czy w innym telewizorze pocałować kwargiel, pindę, lub potyrcze .
Ale co było dalej w sali Fontany? Swoje wiersze czytała lwowianka Danuśka Jasińska-Mróz z samej Pohulanki. Publiczności bardzo podobały się wiersze miłosne Danki, bo i publiczność miłosna:
„Co to jest miłość”
„Serce moje pytam Cię,
Co to miłość nad życie?
Dwie dusze, a jedna myśl
Dwa serca, a jedno bicie”.
Danka sama wzruszona od wzruszonej publiczności dostała kwiaty, ode mnie całusy, a co, może nie wolno, z kim ta to ja si mam całować? Z magistratem? Z rezydentem, co robi za prezydenta? Brr!
Karol Wróblewski prezes fundacji Ocalenia Kultury Kresowej po kilku wierszach, czasami i moich śpiewał i ciuchrał na harmoszce jak na habala Danuśki przystało , ze swoim zespołem „Chawira” wybrane piękności lwowskie renomowanych autorów jak Mariana Hemara, czy też Emenuela Szlechtera i Henryka Warsa, jak również i te najpiękniejsze anonimowe, uliczne.
A oto ciąg dalszy tekstu otwarcia koncertu:
„… tańczy mały, tańczy wielki,
husia, siusia, husia, siusia,
je salcesun, so syrdelki,
husia, siusia, husia, sia,
wszystku si uwija żwawu
i wywija w lewu w prawu,
Felek aranżuje klawu
naszy polki husia, siusia
trarara….
Gdy muzyczka gra wesołu,
husia, siusia, husia, siusia,
wszysku tańczy, skaczy wkołu,
husia, siusia, husia, sia,
Felik Mańki wzioł pud boki,
Husia, siusia, husia, siusia,
aligancku stawia kroki
husia, siusia, husia, sia,
Naprzód w lewu, potym w prawu,
tak wywija z Mańku żwawu,
z obracanim, potruncanim,
przy ty polcy husia, siusia,
trarara”…
A ja sam w ancugu nowym jak si wkatulałem na estrady i ta to na bezhirno, to mnie Wróblewski musiał ściągać, bo nie chciałem zejść, tak mi było fajni.
Na zakończeni to mi nawyt Pani dr Lucyna Kulińska pocałowała w obydwa policzki, a pozdrowienia dla całej naszej hebry przesłał Pan dyrektor Janusz Paluch redaktor „Cracovia Leopolis”, o czym powiadamia serdecznie Państwa obsługujący całe widowisko i nie tylko.
ALEKSANDER SZUMAŃSKI
LWÓW, UL. ZAMARSTYNOWSKA 45 I PIĘTRO MIESZKANIE 9
BEZ PUKANIA I BEZ WINDY
MILE WIDZIANE DZIUNIE BLONDYNKI
Oto podręczny słowniczek bałakania:
absztyfikant – adorator
awojler jing / szmonces / - odważny chłopaczek
bałak – gwara lwowska
bebechi – wnętrzności
bandzioch - brzuch
blatować - łagodzić - rozmowa, gadka
na bezhirno – na trzeźwo
habal – adorator
ciumać się – całować się
cymbergaj - gra
ćmaga - wódka
chatrak - konfident
chirus – pijak
chira – wódka
chirny – pijany
czerepacha – mętny typ
dziunia klawa - ładna dziewczyna
powozić dziunię - reszta jest milczeniem
galanty - elegancki
hebra – zbieranina
hajda - wynocha
handełes - handlarz
hołodryga - oberwaniec
jadaczka - gęba
juszka - rzadka zupa
jucha z kinola - krew z nosa
kacap – głupiec
kinol – nos
kwargiel - ser
kuczki – żydowskie święto
pacan - głupiec
pedały - nogi
pinda - niedorosła dziewczyna
potyrcze - pomietło
szantrapa - niechlujna kobieta
ścierka - ladacznica
śledź - krawat
myszygine kiepełe – zwariowana głowa
myszygine - wariat
MARSYLIA STOLICĄ MUZUŁMAŃSKIEJ EUROPY
DŻIHAD U POLSKI WRÓT - "POLSKA - JADĘ TAM - ZMIENIMY JĄ W PIEKŁO"
MUZUŁMANIE PRZEJMUJĄ MARSYLIĘ
GANGI IMIGRANTÓW I PRAWO SZARIATU
NAJPIERW MUZUŁMANIE POTEM FRANCUZI
TAK BYŁOBY W POLSCE PO "WYSZEHRADZKIEJ" DECYZJI KOPACZKI
Dzisiaj 21 sierpnia 2017 roku w ciągu godziny samochód wjechał w dwa różne przystanki autobusowe w Marsylii, na których stali ludzie. Jedna osoba nie żyje.
35-letni kierowca, obywatel Francji, został zatrzymany.
Jak podaje Reuters, powołując się na policję, samochód wjechał w dwie różne wiaty przystankowe oddalone od siebie o kilka kilometrów - pierwszy raz o godz. 8.15, a drugi raz godzinę później.
Jedna osoba, prawdopodobnie 41-letnia kobieta, nie żyje.
Ostanie "europejsko - tureckie" decyzje migranckie za 6 miliardów euro na rzecz Turcji ośmieszają nie tylko Europę z Parlamentem Europejskim w tle, ale również "walczący" z dżihadystami świat. Ci ludzie sprawujący władzę w Europie, UE i w świecie skretynieli zupełnie i nadają się wyłącznie do leczenia psychiatrycznego.
Cóż, mądrzejsi od tych kretynów są mordercy, a czy z tak zwanego Państwa Islamskiego, czy mordowni innej proweniencji, to jest bez znaczenia dla bieżących i niewątpliwie przyszłych ofiar.
Decyzje kopaczki przyjęcia "kwot" migrantów i wyłamanie się z Grupy Wyszehradzkiej, podobnie jak "smoleńskie na metr w głąb" powinny postawić tę szkodzącą Polsce, Polakom i polskości kopaczkę przed sądem powszechnym razem z "polskimi" europarlamentarnymi bandziorami Tuskiem, Bieńkowską, czy też z b. ambasadorem Polski Tomaszem Arabskim. Obym był dobrym prorokiem, że ten los ich nie ominie, choćby za zamach smoleński do spóły z Putinem.
Na zbity pysk powinno się wywalić szkodzących Polsce i światu europarlamentarzystów z żydowskim antypolskim Niemcem Martinem Schulzem na czele. Dla Parlamentu Europejskiego nie mają znaczenia ataki terrorystyczne i pomordowani ludzie,
najważniejszy atak na Polskę i mitologiczny "polski zamach stanu" na bolszewicko - faszystowski "polski" Trybunał Konstytucyjny z antypolakiem Andrzejem Rzeplińskim mianowanym na to stanowisko przez bandziorów - morderców jaruzela i kiszczako - podobnych z Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego.
"Kwota" 7 tysięcy imigrantów, których miała przyjąć Polska było jednym wielkim kamuflażem wobec Polaków. Każdy z tych imigrantów posiada rodzinę za granicą i rząd polski był zmuszony ich przyjąć. Rozrośnie się to do setek tysięcy imigrantów, a konia z rzędem temu, kto odróżni "ekonomicznych" od "uchodźców". Stale Kopacz i wspólnicy tego nierządu szafują przyjęciem przez Polskę 80 tysięcy Czeczenów. Tylko o jednym przekazie zapominają, iż czeczeńscy uchodźcy, to ofiary putinowskiej Rosji i osoby wiarygodne, zaś migranci na odległość to mordercy ISIS - Państwo Islamskie.
Usiłuje się za wszelką cenę dyskredytować prezydenta Andrzeja Dudę, ostatnio przez kłamczynię brukselską o "szczelności polskich granic", b. minister spraw wewnętrznych Teresę Piotrowską, która zrobiła łaskę prezydentowi Rzeczypospolitej udając się na zaproszenie do "większego pałacu", przy początkowym sprzeciwie gospodyni "mniejszego pałacu", jednak w konsekwencji uległej. Agenturalne telewizje polskie twierdzą, iż prezydent RP swoimi decyzjami ośmiesza Polskę, przy godnej naśladowania wielkiej Polce Ewie Kopacz zwanej Aniołem Śmierci, polskim doktorem Mengele.
W ślad za takimi informacjami prezentuje się tabele sondażowe, w których PiS prowadzi jedynie 4 punktami, tak im spadło, przy olbrzymim wzroście poparcia dla POnowoczesnej do 30 procent! To nie ma znaczenia, iż pyskującej Kopacz nie pokazuje telewizja. Ona robi dalej swoje w dobie zagrożenia polskiej racji stanu i życia Polaków.
Przykładem polityki brukselskiej Kopacz jest sytuacja panująca w Marsylii.
Marsylii coraz bliżej do statusu muzułmańskiego miasta w Europie!
W ciągu 15 lat stanie się pierwszą na kontynencie metropolią, w której większość mieszkańców to wyznawcy islamu. Już dzisiaj częściej powiewają tam flagi algierskie niż francuskie, niektóre dzielnice są zamknięte dla niemuzułmanów, a porządku na ulicach pilnują imigranckie gangi i “policja szariatu”. Witajcie w drugim największym mieście laickiej Francji!
NAJPIERW MUZUŁMANIE POTEM FRANCUZI
To w Marsylii aresztowano 29-letniego Francuza algierskiego pochodzenia, który kilka miesięcy temu w Muzeum Żydowskim w Brukseli zamordował cztery osoby.
To właśnie tam zdarzyło się głośne na całą Europę pobicie policjantów, którzy chcieli sprawdzić tożsamość kobiety idącej po ulicy w burce.
To stamtąd pochodzi spora część z 930 francuskich dżihadystów walczących w Syrii za wiarę. To nie tylko Bruksela, stolica Parlamentu Europejskiego jest siedliskiem morderców z dżihadu.
Tak można by wyliczać jeszcze długo i w każdym kolejnym zdaniu udowadniać, że największe portowe miasto we Francji pod wieloma względami jest wyjątkowe.
A przede wszystkim, że z kosmopolitycznego ośrodka w ostatnich kilku latach przemieniło się w ośrodek rasowego i religijnego konfliktu.
Liczbę muzułmanów mieszkających w Marsylii szacuje się na 250 tys. Niektóre źródła idą jeszcze dalej i podają, że wyznawcy islamu stanowią nawet 30-40 proc. ludności 860-tysięcznego miasta.
Jednocześnie, jak wskazuje m.in. raport Open Society Foundation z 2011 roku, tylko połowa z nich identyfikuje się z miejscem zamieszkania.
Reszta, przede wszystkim imigranci z Algierii, Maroka i Tunezji, którzy na drugą stronę Morza Śródziemnego dostają się promami, żyje kompletnie odizolowana w północnych dzielnicach metropolii.
ALGIERCZYCY NA ULICAH MARSYLII
Śmiało można powiedzieć, że powstało w Marsylii coś w rodzaju minipaństwa islamskiego.
Państwa, w którym króluje religia, bieda i przemoc. Bezrobocie wśród młodych przekracza 40 proc, a w jednym z okręgów aż 55 proc. mieszkańców żyje poniżej granicy ubóstwa - dwukrotnie więcej niż wynosi miejska średnia.
"Napięcie jest tu ogromne. Ludzie myślą, że Marsylia to miasto multikulturowe, ale tak nie jest. Ludzie współistnieją, ale nie mieszają się ze sobą" – mówił "Economistowi" w maju tego roku muzułmański aktywista Omar Djellil.
"KALACH" ZA 500 EURO
Problem segregacji, która rodzi frustrację, a następnie przemoc, szczególnie dotyczy młodych. Głównie oni odpowiadają za to, że do Marsylii przylgnęło określenie "śródziemnomorskie Chicago".
Bo portowe miasto stało się centrum francuskiego bandytyzmu. A hymnem Francji jest "Marsylianka". Cóż za paradoks.
Gangsterskie strzelaniny są na porządku dziennym, mafijne organizacje, które przyjeżdżają z krajów arabskich, rządzą i dzielą.
Broń maszynową typu "kalach" można kupić już za 500 euro. Wymowne jest to, że w pierwszych dziewięciu miesiącach ubiegłego roku odnotowano 15 morderstw – pięciokrotnie więcej niż wskazuje średnia dla całego kraju.
– Nie tylko północ tak wygląda. Podczas urlopu zwiedzałem dzielnicę Mazargues na południu Marsylii. W każdej ulotce czy przewodniku pisano, żeby zostawiać samochody otwarte, bo w innym przypadku rabusie wybiją szyby.
Radzono nawet, by otworzyć schowki. Jak parkujesz na parkingu turystycznym, pod butami wszędzie masz potłuczone szkło. Mieszkają tam właściwie tylko muzułmanie. Charakterystyczne są też tam palone przez nich na ulicy śmieci – opowiada Tomek z Warszawy, który w tym roku odwiedził francuskie miasto.
REPORTAŻ O GANGACH W MARSYLII
To, co jest szczególnie uderzające na północy, to tzw. strefy "no go", gdzie biali nie mają wstępu, a właściwie jedynym obowiązującym prawem jest szariat. W nich wychowują się radykalni muzułmanie, którzy - tak jak zamachowiec z Belgii - prędzej czy później znajdują drogę do Syrii i Iraku, gdzie dżihadyści walczą o Państwo Islamskie(ISIS).
Dwa miesiące temu głośna we Francji była historia 15-letniej Adele – z pozoru grzecznej uczennicy szkoły w Marsylii, którą zafascynowała ideologia dżihadu. Nastolatka nagle zniknęła, by wkrótce odnaleźć się w... Syrii. Jej rodzice mówią, że teraz jest zakładniczką terrorystów.
Władzom centralnym póki co nie udało się opanować sytuacji w strefach "no go". Nie są w stanie nawet wyegzekwować przestrzegania prawa.
W laickiej Francji zabronione są modlitwy na ulicach. Tymczasem w północnych dzielnicach Marsylii przy okazji piątkowych modłów ulice regularnie są zamykane, a uzbrojeni i zamaskowani muzułmanie ustawiają własne posterunki.
Laicka Francja nie pozwala też na zasłanianie twarzy. Nijak mają się do zdjęcia całkowicie zasłoniętych marsylianek, głównie arabskiego pochodzenia.
ODWRÓT OD SOCJ ALISTÓW
Marsylię wyróżnia coś jeszcze – sytuacja polityczna, która jest dowodem na to, że muzułmanie mają poczucie, iż coraz częściej są dyskryminowani i izolowani. Imigranci masowo odwracają się od socjalistycznego prezydenta François Hollande'a, którego poparli w ostatnich wyborach prezydenckich (zagłosowało na niego 86 proc. francuskich muzułmanów).
W wyborach samorządowych z marca tego roku w jednej z dzielnic na burmistrza wybrali nawet reprezentanta populistów z Frontu Narodowego Marine Le Pen.
Tej samej Le Pen, która porównała muzułmanów modlących się na ulicach do niemieckich nazistowskich okupantów.
Powody to m.in. sytuacja socjalna, ale także np. stosunek do homoseksualistów – muzułmanie nie mogą zrozumieć, dlaczego Hollande zalegalizował małżeństwa homoseksualne.
Niewiele wskazuje na to, że zmiana sympatii politycznych spowoduje, że Marsylia przestanie kojarzyć się z przestępczością i islamskimi gettami.
Francuzi (niemuzułmanie) też nie mają nadziei – sześciu na dziesięciu opowiada się w sondażach za tym, by policję walczącą w Marsylii z imigranckimi gangami wsparło wojsko.
Takiego rozwiązania nie mogą być jednak pewni. Pozostaje im patrzeć, jak pod ich nosem wyrasta pierwsza w Europie muzułmańska metropolia!
MUZUŁMANIE PRZEJMUJĄ MARSYLIĘ
GANGI IMIGRANTÓW I PRAWO SZARIATU
Dzielnice otwarte tylko dla muzułmanów, grasujące na ulicach szajki imigrantów i „policja” szariatu – tak wygląda dzisiaj Marsylia.
Częściej można spotkać tam flagi algierskie niż francuskie. Za około 15 lat Marsylia, drugie po Paryżu największe miasto Francji, stanie się pierwszą islamską metropolią w Europie!
To właśnie z Marsylii pochodzi duża część francuskich dżihadystów, którzy walczą obecnie w Syrii. W tym największym mieście portowym Francji mieszka dziś już ćwierć miliona muzułmanów.
Jednak według niektórych źródeł informacji, liczba ta może sięgać nawet 40 proc. populacji 860-tysięcznego miasta. W większości są to przybysze z północnej Afryki – z: Algierii, Maroka i Tunezji.
Muzułmanie nie asymilują się z francuską ludnością i żyją w odosobnieniu w północnych dzielnicach miasta.
Często wegetują w nędzy. W okręgu, w którym sytuacja jest najbardziej tragiczna 55 proc. mieszkańców żyje poniżej granicy ubóstwa. Bezrobocie wśród młodych muzułmańskich mieszkańców miasta przekracza 40 proc.
Skala bandytyzmu w Marsylii jest przerażająca.
Arabscy przestępcy zaczynają terroryzować ludność. Miasto to porównywane jest dziś do Chicago z czasów panowania w nim gangów.
W przewodnikach po Marsylii zaleca się, by kobiety nie wychodziły same na ulice po zmroku.
W Marsylii obowiązują już strefy, w których właściwie obowiązuje szariat, a biali nie mają do nich wstępu. Choć we Francji modlitwy na ulicach są zakazane, imigranci organizują modły i własne posterunki.
PAŃSTWO ISLAMSKIE JEDZIE DO POLSKI
"POLSKA - JADĘ TAM - ZMIENIMY JĄ W PIEKŁO"
Warszawa, róg ulicy Raszyńskiej i Filtrowej, kilkaset metrów od siedziby redakcji "Polityki". Na ścianie kamienicy miejsce na plakaty, ostatnio głównie oklejone Andrzejem Dudą i Bronisławem Komorowskim, jakieś już opatrzone, przez kilkutygodniową obecność niemal już niewidoczne.
Kilka miesięcy temu mój wzrok przykuł zupełnie inny widok. Obok plakatów wyborczych z Dudą i Komorowskim, widniały groźne twarze panów z (ISIS) Państwa Islamskiego. Jeden z nich jakby uśmiechnięty, z widocznym brakiem w górnym uzębieniu, drugi z zamaskowaną twarzą – trzymają flagę Państwa Islamskiego. Poniżej napis: "Polska, jadę tam. Zalejemy Europę imigrantami z Libii, na małych łodziach i zmienimy ją w piekło”. I podpis: Państwo Islamskie, luty 2015.
O co chodzi? W Warszawie zawisło 30 podobnych plakatów (występują też w innej wersji: dżihadyści z Państwa Islamskiego uzbrojeni po zęby, a pod zdjęciem napis: „Państwo Islamskie ukrywa terrorystów wśród imigrantów. Decyzję o ich przyjęciu podejmie premier Kopacz”). Plakaty być może pojawią się w innych polskich miastach.
Organizatorem kampanii jest portal http://www.euroislam.pl/ prowadzony przez stowarzyszenie Europa Przyszłości.
W zarządzie tej organizacji zasiada Grzegorz Lindenberg (jeden z założycieli „Gazety Wyborczej”, twórca i pierwszy naczelny „Super Expressu”, były – a nie jak wcześniej podano obecny – członek rady nadzorczej spółki wydającej tygodnik „Wprost”), a także Piotr Ślusarczyk (dr nauk humanistycznych, były dziennikarz TOK FM, TVN24 i pracownik TVN, dziś zajmujący się szkoleniami personalnymi) i Jan Wójcik (dyrektor finansowy w jednej z firm, jak podaje na stronie portalu, „jeden z inicjatorów ogólnoeuropejskiej akcji zbierania podpisów przeciwko członkostwu Turcji w Unii Europejskiej”).
MĘŻCZYZNA KRZYCZĄC "ALLAH AKBAR" RZUCIŁ SIE Z NOŻEM NA FUNKCJONARIUSZY POLICJI
Młody mężczyzna, który zginął w ataku na posterunek policji był od dłuższego czasu pod obserwacją francuskiego kontrwywiadu. Mężczyzna krzycząc "Allah akbar" rzucił się z nożem na funkcjonariuszy.
Pochodzący z Burundi, ale mający obywatelstwo francuskie 20-latek, przeszedł na islam i zaczął szukać kontaktów z islamistami walczącymi w Syrii. Na swoim profilu na Facebooku opublikował flagę Państwa Islamskiego.
Był dobrze znany francuskiej policji za popełnienie drobnych przestępstw. Już wcześniej obserwacji poddano jego brata, który nie krył się ze swoimi radykalnymi poglądami i wiadomo, że planował podróż do Syrii.
Napastnik ranił w twarz policjanta, który dyżurował w recepcji posterunku w Joue-les-Tours, oraz zaatakował dwóch innych funkcjonariuszy. Został zastrzelony przez obecnych w budynku policjantów. - To przypomina sposób działania, do którego wzywało Państwo Islamskie - powiedziało agencji AFP źródło zbliżone do śledztwa, nawiązując do apeli islamskich ekstremistów o atakowanie policjantów czy żołnierzy.
Według ekspertów Państwo Islamskie liczy, że uda się przenieść dżihad - "świętą wojnę" z Syrii i Iraku na ulice miast w Europie. Islamiści chcą, by ich przeciwnicy żyli w ciągłym strachu przed atakiem na własnym podwórku. Mają też nadzieję, że uda im się takim terrorem skłócić społeczeństwa zachodnie. Jednocześnie liczy się zabicie w atakach jak największej liczby ludzi.
DŻIHAD U BRAM EUROPY - BOJOWNICY ISIS
INTERWENCJA NATO PRZECIWKO PAŃSTWU ISLAMSKIEMU?
Ostrzeżenia przywódców Włoch, że zwycięstwa dżihadystów w Libii zagrażają bezpieczeństwu południowej Europy, mogą być uzasadnione. Szczególnie, że wśród ekstremistów mają się znajdować sunniccy bojownicy z Państwa Islamskiego (ISIS). Jeżeli konflikt się rozogni, koncentracja Zachód przestanie koncentrować całą uwagę na konflikcie ukraińskim.
Po tym, jak islamscy ekstremiści opanowali libijski port Sirte, premier Matteo Renzi, a potem włoski minister spraw zagranicznych Paolo Gentiloni ogłosili, że Włochy są gotowe do interwencji militarnej w Libii. W odpowiedzi ekstremiści wysłali pod adresem Włochów groźby, które część komentatorów odczytuje jako wypowiedzenie wojny.
A gdy w weekend dżihadyści opublikowali film z egzekucji 21 Egipcjan, której dokonali pod Trypolisem, Włochy zdecydowały się zamknąć swoją ambasadę.
Pod względem militarnym Włochy rzeczywiście mogą czuć się zaniepokojone. Sirte znajduje się odległości 450 km od Sycylii. Pomijając teoretycznie możliwość ostrzału rakietowego, groźne są coraz większe możliwości przenikania islamskich terrorystów na wybrzeża Włoch i dokonywanie bezpośrednich zamachów.
Istnieje też niebezpieczeństwo bezpośrednich starć z ekstremistami na morzu. Do pierwszej konfrontacji już doszło.
W weekend załodze statku włoskiej straży przybrzeżnej zagroziła płynąca łodzią motorową grupa uzbrojonych ludzi, najprawdopodobniej islamskich przemytników.
Zresztą Włochy są szczególnie narażone na infiltrację ze strony ekstremistów, którzy zarabiają na przemycie ludności muzułmańskiej na Półwysep Apeniński. Przy czym znaczna część przemyconych muzułmanów jest bardzo podatna na radykalne hasła dżihadystów.
Stąd we Włoszech nasilają się głosy aby władze zaczęły uszczelniać granicę, deportować nielegalnych imigrantów i wydalać muzułmanów głoszących ekstremistyczne poglądy. Do niedawna poprawni politycznie Włosi zaczynają dołączać do rosnącej części społeczności europejskiej obawiającej się islamizacji Starego Kontynentu, której sztandarowym przykładem pozostaje Marsylia, zwana „islamską stolicą Europy”, w której całe dzielnice są już zamknięte dla „niewiernych”.
Z geopolitycznej perspektywy pojawienie się groźby konfliktu na południu Europy powinno być na rękę Rosji. Z jednej strony zaangażowała się ona po stronie Iranu i szyickiego rządu w Bagdadzie w walce z sunnickim Państwem Islamskim, z drugiej może dyskontować informacje o pojawieniu się sunnitów z IS w Libii.
Czyli obecna na Bliskim Wschodzie Moskwa może wspierać Iran i rząd w Bagdadzie, a tym samym pośrednio syryjski reżim al-Asada, czyli koalicję alternatywną wobec tej, którą utworzyli przeciwko IS Amerykanie z ich arabskimi i zachodnimi sojusznikami.
Z drugiej strony libijskie sukcesy ekstremistów zasilanych przez IS dają szansę na podjęcie działań militarnych na południowej flance Europy, odciągając całą uwagę od wydarzeń na Ukrainie. Wtedy Kreml będzie miał dodatkowy atut w rozmowach z Zachodem, który może wykorzystać przy różnych okazjach.
Niebagatelne znaczenie ma też fakt, że Włochy od lat sprowadzały z Libii ropę i gaz, a wojna coraz bardziej odcina libijskie źródła zasilania energetycznego.
Możliwe, że Włosi, będący na pierwszej linii starcia z libijskimi dżihadystami, przedwcześnie biją na alarm. Jednak też nikt nie może dziś wykluczyć wojny kompaktowej w środkowej części Morza Śródziemnego. Wtedy będzie potrzebna interwencja militarna wojsk lądowych NATO.
AGENCI PAŃSTWA ISLAMSKIEGO WŚRÓD IMIGRANTÓW
- Wszystkie granice tzw. Państwa Islamskiego są kontrolowane przez tzw. wojska przygraniczne pod wodzą emira al-Turkiego. Karą za próbę ucieczki jest ukrzyżowanie – mówi dziennikarz śledczy Witold Gadowski, współautor filmu „Insha Allah. Krew męczenników”.
Pokazuje pan w filmie „Insha Allah. Krew męczenników” dramatyczną sytuację jazydów i chrześcijan w Iraku i Syrii – gwałty, zabójstwa, porwania ze strony Państwa Islamskiego (IS). Czy napływ imigrantów może spowodować, że podobne rzeczy mogą zacząć dziać się w Europie? A może to jednak dalekie zagrożenie?
Muszę zacząć od początku. Po pierwsze, widzę wielką niesprawiedliwość w tym, co się dzieje w Europie, bo prawdziwe ofiary wojny są w tej chwili w obozach w irackim Kurdystanie, południowej Turcji i Libanie. Przebywają tam od pond roku. To szyici, jazydzi i chrześcijanie. Celowo wymieniam w takiej kolejności, bo w takiej kolejności są oni prześladowani. Szyici są po prostu mordowani, od razu. Jazydki są gwałcone, jazydzkie dzieci sprzedawane na targach niewolników, a mężczyźni zabijani. Chrześcijanie albo przechodzą na islam i wtedy są na łasce i niełasce ludzi z Państwa Islamskiego, albo są mordowani bądź obkładani podatkiem jizya, którego wysokość jest dowolnie ustalana.
To są grupy najbardziej prześladowane na terenie Syrii i Iraku. Mówimy o irackich prowincjach Dijala, Anbar, kawałku prowincji Niniwa oraz Salah ad Din.
W Syrii to w zasadzie 2/3 terytorium kraju. Te ofiary wojny od ponad roku są w obozach, dlatego, że musiały uciekać ze swoich miast.
Przykładem tego jest wyludnienie miasta Karakosz w Dolinie Niniwy, gdzie 60 tys. chrześcijan w ciągu jednego dnia musiało zbiec przed Państwem Islamskim.
Wszyscy znaleźli się w irackim Kurdystanie. Można sobie wyobrazić nagłą ucieczkę 60-tysięcznego miasta.
Rozmawiałem z biskupem Nikodemusem, który był patriarchą Mosulu i też musiał uciekać. Opowiadał, że religia jest tam traktowana jak w czasach rewolucji bolszewickiej. Hordy wdzierają się do świątyń, plądrują je, bezczeszczą, dewastują. Kiedy rozmawialiśmy, biskup płakał.
To są prawdziwe ofiary wojny. Natomiast ci, którzy teraz wdzierają się do Europy to są przeważnie młodzi mężczyźni, nie wiadomo skąd.
Ci ludzie gwałcą wszelkie reguły, w przestępczy sposób dostają się na teren Europy i natychmiast są przedstawiani jako uchodźcy.
Mówi się, że Europa jest im winna pomoc humanitarną. Dlaczego Europa nie pomaga prawdziwym ofiarom wojny?
One od roku są w obozach dla uchodźców i bezskutecznie starają się wizy do krajów europejskich. Europa nie udziela im tych wiz. Tu jest głęboka niesprawiedliwość. Ci ludzie, przestępcy, którzy wdzierają się do Europy zajmują miejsca prawdziwych ofiar wojny.
Wśród nich jest niewielu chrześcijan, niewielu jazydów i bardzo niewielu Kurdów, którzy cierpią ze strony Państwa Islamskiego.
Większość to są cwaniaki, których było stać na to, żeby wyłożyć 10 tys. dol. za przerzucenie na Stary Kontynent przez mafię. 90 proc. ludzi jest tu przerzucanych w sposób przestępczy przez mafie tureckie, albańskie i rosyjskie.
Europa odpowiada, że finansuje obozy uchodźców na Bliskim Wschodzie. Czy to nie jest realna pomoc?
Bardzo niewielka. W tej chwili pomoc płynie z Francji, częściowo z Niemiec, niewielkie wsparcie z Wielkiej Brytanii, troszkę docierało też z Polski. To wszystko.
Pomoc jest iluzoryczna. Proszę sobie wyobrazić mieszkanie przez cały rok w namiotach, kiedy w lecie temperatura wynosi 50 stopni, a zimą spada do zera i czasami jest śnieg. Całe rodziny po prostu cierpią. I tym ludziom nikt nie pomaga.
Natomiast nagle wszyscy rzucili się, żeby pomagać przestępcom, którzy wdzierają się do Europy i próbują się tu osiedlić metodą faktów dokonanych.
Nie mają dokumentów, nie wiadomo, kim są, nie wiadomo, jakie mają zamiary.
Przeważnie są to muzułmanie, którzy nie będą się integrować ze społeczeństwem w miejscu, gdzie osiądą.
To po prostu zagrożenie. Zagrożenie tym, że problem islamski będzie istniał w każdym kraju, do którego trafią ci uchodźcy. A jak wygląda problem islamski, to widzimy na zachodzie Europy. Szczególnie w Paryżu, Brukseli czy ostatnio miastach niemieckich.
Marsylia jest klasycznym przykładem. Marsylia jest już po prostu arabska.
Państwo Islamskie już kilka miesięcy temu zapowiadało, że zaleje Europe imigrantami, a między nimi ukryje swoich terrorystów. Czy obserwujemy realizację tego scenariusza?
Wszystkie granice Państwa Islamskiego są drobiazgowo kontrolowane przez tzw. wojska przygraniczne pod wodzą emira al-Turkiego. Dlaczego? Bo IS gros swoich dochodów czerpie z przemytu i wymiany przygranicznej. Musi zatem kontrolować granicę, żeby mieć pieniądze na istnienie i rozwój. To jest normalny organizm państwowy. Budżet Państwa Islamskiego wynosi obecnie ponad 800 mln dol. rocznie. Państwo Islamskie nielegalnie sprzedaje ponad 60 tys. baryłek ropy dziennie.
SPORO TRAFIA DO EUROPY
To wszystko w sposób nielegalny jest skupowane przez firmy irańskie i tureckie. Później trafia do Europy i innych krajów, np. do Izraela, jako ropa turecka. Albo – do Izraela akurat nie – jako ropa irańska. Traderzy kupują to paliwo za połowę ceny, czyli ok. 25 dol. za baryłkę od IS. Dlatego IS strzeże granic. Tam się mysz nie prześlizgnie. Karą za próbę ucieczki z Państwa Islamskiego jest, uwaga: UKRZYŻOWANIE!
To naprawdę jest odstraszające. Nikt nikomu nie wierzy. W całym Państwie Islamskim działają tajne służby AMNI, które znakomicie funkcjonują, posługują się prowokacją i wszelkimi klasycznymi metodami. Jeżeli z Syrii wyjeżdża nagle ileś tysięcy osób, to może się to stać tylko za zgodą IS. Wnioski można sobie wyciągnąć samodzielnie.
Jak to wszystko zostało zorganizowane? Do Państwa Islamskiego podłączyło się wielu urzędników i funkcjonariuszy różnych służb Iraku z czasów Saddama Husajna. Czy to oni tworzą aparat represji i aparat państwowy kalifatu?
Państwo Islamskie to bardzo ciekawy twór. Pozostaje ono w konflikcie z Al-Kaidą, z jej zbrojnym ramieniem w Syrii, czyli z Frontem Jabbat al-Nusra. To państwo nie powstałoby, gdyby nie zbieg kilku czynników, można się zastanawiać, czy przypadkowy. Po pierwsze, z więzień irańskich, a przede wszystkim syryjskich zostało zwolnionych wiele tysięcy ludzi odsiadujących wyroki za terroryzm i rozboje.
Na raz, w ciągu kilku miesięcy ci ludzie wyszli na wolność. Oczywiście natychmiast zasilili szeregi Państwa Islamskiego. To jest jedna obserwacja. Druga jest taka, że kiedy w 2003 r. Amerykanie pokonali Saddama Husajna, to potem amerykański administrator Iraku Paul Bremmer i premier Al-Maliki wyrzucili z armii wszystkich wyższych oficerów.
Ci wyżsi oficerowie trafili do armii Państwa Islamskiego. Przemienili się z socjalistów wspierających partię BAAS w islamistów. Zapuścili brody i stanowią dziś sztab militarny IS. Państwem Islamskich rządzą ludzie z Iraku, a nie z Syrii. Oprócz tego szyicki rząd al-Malikiego rozpoczął prześladowania sunnitów.
To sprawiło, że plemiona sunnickie chcąc nie chcąc zaczęły przyłączać się do Państwa Islamskiego i składać hołd samozwańczemu kalifowi al-Bagdadiemu.
I jeszcze jedna rzecz. Al-Maliki rozwiązał milicję sunnicką, która walczyła z ekstremistami. To było ponad 100 tys. ludzi. 85 tys. z nich trafiło na bruk jednego dnia. Co się z nimi stało? W większości trafili do IS.
Wyszkoleni, uzbrojeni, z doświadczeniem. Ci ludzie stanowią dziś kadrę IS. Oczywiście do tego dołączają różni przybysze, jak np. duża grupa Czeczenów, bardzo tam cenionych.
PAŃSTWO ISLAMSKIE TO PEŁZAJĄCA III WOJNA ŚWIATOWA
Państwo Islamskie zalewa już Europę. Europejczyków czeka Holocaust jeszcze gorszy od niemieckiego i bolszewickiego. W Polsce w czasie II wojny światowej zginęło w Holocauście prawie 6 milionów obywateli polskich, Polaków, Żydów, Ormian, Czechów, Rosjan, Ukraińców w okrutnych rzeziach okupantów niemieckich i bolszewickich.
Jakich ofiar możemy się spodziewać w przewidywanym Holocauście III wojny światowej w sposób świadomy akceptowany przez rząd Ewy Kopacz pod naciskiem brukselsko-niemieckim?
Historia jest przestrzenna, nigdy nie jednowymiarowa.
DECYZJE RZĄDU BEATY SZYDŁO
Rząd Beaty Szydło po tragedii brukselskiej podjął właściwą decyzję o nieprzyjmowaniu migrantów do Polski.
Niewątpliwie słuszna decyzja natychmiast została tradycyjnie skrytykowana przez opozycję Ponowoczerską.
Pan Szetyna przygotowuje akcję Widelec nr 2?
Dla "Głosu Polskiego" Toronto opracował Aleksander Szumański
Źródła:
IAR, PAP, fc
CNN Newsource/x-news
http://www.pch24.pl/francja--muzulmanie-przejmuja-marsylie---gangi-imigr...
http://natemat.pl/125357,islamskie-patrole-strefy-zakazane-dla-bialych-w...
http://www.pch24.pl/francja--muzulmanie-przejmuja-marsylie---gangi-imigr...
Agnieszka Zagner
http://zagner.blog.polityka.pl/2015/05/27/panstwo-islamskie-jedzie-do-po...
http://www.polskieradio.pl/5/3/Artykul/1373386,Strzelanina-w-Marsylii-Na...
http://biznesalert.pl/mazur-dzihad-u-bram-europy-interwencja-nato-przeci... BiznesAlert
WYDAWCĄ PORTALU JEST: Instytut Jagielloński
http://www.fronda.pl/a/gadowski-dla-frondapl-agenci-panstwa-islamskiego-...
DAREMNE ŻALE, PRÓŻNY TRUD.
NIE PRZEBACZAMY I NIE PROSIMY O PRZEBACZENIE
Z DECYZJI PREZYDENCKICH NAJBARDZIEJ CIESZĄ SIĘ WROGOWIE POLSKI, POLAKOW I POLSKOŚCI W POSTACI BANDYCKIEJ OPOZYCJI TOTALNEJ, WSPÓŁCZESNEJ TARGOWICY, DONALDA TUSKA, GRZEGORZA SCHETYNY, "KOD-U", "OBYWATELI RP" Z BRONISŁAWEM KOMOROWSKIM ORAZ WROGÓW POLSKI
IV RZESZY NIEMIECKIEJ Z WSPÓŁCZESNEJ NAZWY UNII EUROPEJSKIEJ - FRANSA TIMMERMANSA, MARTINA SCHULZA, ANGELI MERKEL ORAZ PŁATNEJ ZBRODNICZEJ "FUNDACJI OTWARTY DIALOG" BARTOSZA KRAMKA Z UKRAIŃSKĄ MAŁŻONKĄ LYUDMYLĄ KOZŁOWSKĄ - PŁATNYCH PRZEZ ŚWIATOWE ŻYDOSTWO GEORGE'A SOROSA.
https://www.youtube.com/watch?v=sTTKj7LkD4o
HIT! STANISŁAW MICHALKIEWICZ: UNIA EUROPEJSKA TO PO PROSTU INNA NAZWA
IV RZESZY
STANISŁAW MICHALKIEWICZ MASAKRACJA! PREZYDENT DUDA ODDAŁ NAS W NIEWOLĘ ŻYDOWSKIM OLIGARCHOM! SZOK! https://www.youtube.com/watch?v=eOC-TzBEWl8
https://www.youtube.com/watch?v=7ArVlRnBUmk
PROF. ROBERT JERZY NOWAK - ZDRADA PREZYDENTA ANDRZEJA DUDY
https://www.youtube.com/watch?v=kpC1Bjdwybo
STANISŁAW MICHALKIEWICZ MASAKRACJA! SKANDAL! O UMOWACH ANDRZEJA DUDY Z ABRAHAMEM FOXMANEM!
https://www.youtube.com/watch?v=A4Z3AjAU5tk
MICHALKIEWICZ: KARA ŚMIERCI ZA ZDRADĘ STANU! OSTRO O ŻYDACH, NIEMCACH I ZDRAJCACH POLSKI!
https://www.youtube.com/watch?v=A4Z3AjAU5tk
HIT! MICHALKIEWICZ OBALA ŻYDOWSKIE MITY O WYZWOLENIU POLSKI!!
http://www.gazetawarszawska.com/pugnae/6047-j-r-nowak-duda-szantazuje-pis-kukulcze-jajko-prezydenta
WARSZAWSKA GAZETA: PROF. JERZY ROBERT NOWAK - KUKULCZE JAJKO
- PREZYDENT ANDRZEJ DUDA SZANTAŻUJE PiS
http://3obieg.pl/wizerunek-polski-w-swiecie-zagrozeniem-suwerennosci-i-niepodleglosci
WIZERUNEK POLSKI W ŚWIECIE ZAGROŻENIEM NIEPODLEGŁOŚCI I SUWERENNOŚCI
https://www.youtube.com/watch?v=2xfuZttiRVA
STANISŁAW MICHALKIEWICZ KOMENTARZ PO WECIE PREZYDENTA
https://www.youtube.com/watch?v=0lQ-yQ4sRyw
P.ANDRZEJEWSKI KOMENTARZ PO WECIE PREZYDENTA
ttps://www.youtube.com/watch?v=tGm6Ks4ohxE&t=129s
STANISŁAW MICHALKIEWICZ W ROZMOWIE Z TOMASZEM SOMMEREM O WECIE PREZYDENTA
DAREMNE ŻALE - PRÓŻNY TRUD
ADAM ASNYK
Daremne żale - próżny trud,
Bezsilne złorzeczenia!
Przeżytych kształtów żaden cud
Nie wróci do istnienia.
Świat wam nie odda, idąc wstecz,
Znikomych mar szeregu -
Nie zdoła ogień ani miecz
Powstrzymać myśli w biegu.
Trzeba z żywymi naprzód iść,
Po życie sięgać nowe...
A nie w uwiędłych laurów liść
Z uporem stroić głowę.
Wy nie cofniecie życia fal!
Nic skargi nie pomogą -
Bezsilne gniewy, próżny żal!
Świat pójdzie swoją drogą.
Zapewne tak napisałby powtórnie Adam Asnyk po koszmarnych dla Polski, Polaków i polskości trzech datach - 11 lipca, 24 lipca i 15 sierpnia 2017 roku.
Oby się na tych trzech koszmarnych wydarzeniach zakończyło, w co niestety nie wierzę. Zawsze byłem optymistą, nawet w czasie okupacji niemieckiej mówiłem mojej Mamie "nie martw się mamo, oni dzieciom nic złego nie zrobią", a miałem wówczas 11 lat.
Dzisiaj w wieku lat 86 nie mam takich dobrych skojarzeń po zaistniałych (na razie) trzech decyzjach Pana Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Andrzeja Dudy i jego ogólnego stosunku do dobrej zmiany prezesa PiS i premier Beaty Szydło, a ostatnio do szefa MON Antoniego Macierewicza i ministra sprawiedliwości - prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry.
Ostatnio czytałem w Internecie, iż Pan Prezydent RP ma wspaniałą małżonkę znającą języki obce w tym angielski, niemiecki, francuski, angielski i gra również na instrumentach, w tym na dudzie.
W ten instrument akuratnie nie wierzę. Bardziej przemawiają do mnie instrumenty nie muzyczne, a polityczne, chociażby owa nieznana i zatajana 45 minutowa Pana Prezydenta z kanclerz IV Rzeszy Niemieckiej b.TW STASI Angelą Merkel, po której zawetował Pan Prezydent ustawy reformy wymiaru sprawiedliwości. Pani kanclerz Angela Merkel jest zdecydowanie nie życzliwa Polsce, w grę wchodzi w pierwszej kolejności udział Polski w Trójmorzu, który jest niekorzystny dla terytorium IV Rzeszy.
"Das Erste Leben der Angela M.
PREZYDENT WYBRAŁ LEWAKÓW.
PREZYDENT W OPOZYCJI POZAPARLAMENTARNEJ ZJEDNOCZONEJ LEWICY?
WYWIAD NIE UPUBLICZNIONY, PODOBNIE JAK 45 MINUTOWA, TAJNA ROZMOWA Z ANGELĄ MERKEL W CHWILĘ PRZED WETEM USTAW LEGISLACYJNYCH WYMIARU SPRAWIEDLIWOŚCI.
Prezydent Andrzej Duda z okazji drugiej rocznicy swojego zaprzysiężenia udzielił wywiadu. Co ciekawe, nie zaszczycił nim żadnego z mediów, które najmocniej wspierały go w kampanii wyborczej. Udał się do dziennikarzy portalu http://300polityka.pl/
i tam powiedział:
"Z pewnością nieprzemyślane zachowania, dzielące w szczególności środowisko Prawa i Sprawiedliwości, szkodzą całemu projektowi DOBREJ ZMIANY. Myślę, że wszystkie tego typu przejawy zachowań, również te, nazwijmy je ambicjonalne, powinny być tłumione w zalążku(...). Jeśli nie, będziemy mieli NA POLU COBREJ ZMIANY więcej chwastów niż pszenicy. Wówczas pojawią się dwa scenariusze: ALBO UTRATA WŁADZY JAK W 2007 ROKU LUB PODZIAŁ JAK W 2011 ROKU.
NIE WIEMY CZY UDA SIĘ PRÓBA REPOLONIZACJI MEDÓW I JAK ROZUMIEĆ TĘ WYPOWIEDŹ PREZYDENTA NA TEMAT USTAWY O ICH DEKONCENTRACJI.
CIESZYMY SIĘ, ŻE JESZCZE PREZYDENT TYM RAZEM NIE UDZIELIŁ WYWIADU ŻYDOWSKIEJ GAZECIE ADAMA MICHNIKA.
PRZYJRZYJMY SIĘ JEDNAK, KTO TWORZY OBDARZONY PRZEZ ANDRZEJA DUDĘ ZAUFANIEM LEWICOWY PORTAL http://300polityka.pl/
ŁUKASZ MĘŻYK TO BYŁY ASYSTENT LESZKA BALCEROWICZA I PRACOWNIK KANCELARII PREZYDENTA TW. "ALKA" ALEKSANDRA KWAŚNIEWSKIEGO. DORADZAŁ RÓWNIEŻ JOANNIE KLUZIK - ROSTOWSKIEJ PO UTWORZENIU PARTII PJN, KTÓREJ ZADANIEM BYŁO ROZBICIE PRAWA i SPRAWIEDLIWOŚCI.
PIOTR WITWICKI TO REPORTER "POLSAT NEWS".
MICHAŁ OLECH Z KOLEI WSPÓŁPRACOWAŁ Z ZAŁOŻONYM PRZEZ TOMASZA LISA PORTALEM http://natemat.pl/
CHCIAŁOBY SIĘ POWIEDZIEĆ: POKAŻ KOMU UDZIELASZ WYWIADU, A POWIEMY CI KIM JESTEŚ I CO ZAMIERZASZ.
PREZYDENT W GŁĘBOKIEJ DEEFENSYWIE W TEMACIE OBRONNOŚCI KRAJU
15 sierpnia nie będzie wręczenia nominacji generalskich oraz admiralskich w Siłach Zbrojnych RP - poinformowało Biuro Bezpieczeństwa Narodowego. To decyzja Prezydenta RP Andrzeja Dudy. MON na razie nie komentuje sprawy.
KONFLIKT MON - BBN
"W ocenie prezydenta trwające prace i brak uzgodnień dotyczących nowego systemu kierowania i dowodzenia Siłami Zbrojnymi RP nie stwarzają warunków do merytorycznej oraz uwzględniającej potrzeby armii oceny przedstawionych kandydatur do awansów generalskich" - czytamy w komunikacie BBN.
Prezydent - jak zaznaczono - "oczekuje, że w ramach współpracy Biura Bezpieczeństwa Narodowego z Ministerstwem Obrony Narodowej rozwiązania dotyczące systemu kierowania i dowodzenia zostaną wypracowane w najbliższym czasie, co pozwoli na podjęcie stosownych decyzji kadrowych" - głosi oświadczenie.
Generałowie Wojska Polskiego są nominowani przez prezydenta RP na wniosek szefa MON. Antoni Macierewicz miał wysłać do Andrzeja Dudy jako zwierzchnika sił zbrojnych listę 46 osób, które jego zdaniem zasłużyły na awans. Po objęciu przez Antoniego Macierewicza resortu obrony wielu generałów odeszło z armii na znak protestu.
Brak decyzji w sprawie nominacji generalskich może być odczytywany jako kolejny element sporu pomiędzy Prezydentem RP a MON. Prezydent wysłał w ostatnich miesiącach do szefa MON wiele wniosków z pytaniami m.in. o Wojska Obrony Terytorialnej i reformę systemu dowodzenia armią.
SPRAWA GEN. JAROSŁAWA KRASZEWSKIEGO
W odpowiedzi Służba Kontrwywiadu Wojskowego wszczęła 28 czerwca postępowanie kontrolne wobec gen. Jarosława Kraszewskiego, oficera, który w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego odpowiada za sprawy wojskowe i jest doradcą prezydenta ds. obronności.
Według BBN prowadzone od czerwca postępowanie sprawdzające oznacza odebranie dostępu do informacji niejawnych, a tym samym uniemożliwienie generałowi wykonywania w pełnym zakresie obowiązków służbowych w BBN.
O napięciach między prezydentem, który jest zwierzchnikiem sił zbrojnych a ministrem obrony narodowej mówi się od dawna. W marcu ujawniono sprawę listów, które Andrzej Duda wysyłał do szefa MON, a na które nie uzyskał odpowiedzi.
Osią sporu pomiędzy MON, a prezydentem może być przyszły kształt systemu dowodzenia i kierowania Siłami Zbrojnymi RP. Jak powiedział w wypowiedzi cytowanej przez PAP Soloch, BBN skłania się ku wydzieleniu do tej roli osobnej instytucji, zaś MON - ku strukturze w ramach Sztabu Generalnego WP. W Koncepcji Obronnej RP, jawnej części Strategicznego Przeglądu Obronnego, rolę obecnego Dowództwa Operacyjnego RSZ ma objąć nowo formowany Inspektorat Szkolenia i Dowodzenia.
REFORMA DOWODZENIA I KIEROWANIA
- Czekamy na reformę dowodzenia i kierowania. Ta reforma, która ma zostać w Polsce wdrożona, ma być podstawą do analizy tych, którzy mają pełnić w polskiej armii funkcje generałów - powiedział sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta Adam Kwiatkowski. Prezydencki minister dodał, że założenia tej reformy "są w trakcie omawiania pomiędzy Biurem Bezpieczeństwa Narodowego, a Ministrem Obrony Narodowej".
- Ich wynik powinien mieć wpływ (na to), kto będzie pełnił funkcję generalskie i stąd taka decyzja, żeby z tymi nominacjami poczekać na uzgodniony system dowodzenia i kierowania polską armią - powiedział Kwiatkowski.
Minister zaznaczył, że prezydent Andrzej Duda, za pośrednictwem BBN, zgłosił MON oczekiwania, co do nowego systemu. - Teraz czekamy na to, aż te sugestie, ale też cały system, zostanie uzgodniony tak, by pod te uzgodnienia można było mówić o konkretnych nominacjach dla konkretnych osób - zaznaczył.
- Mówimy o poważnych zmianach, o rzeczach, które mają zwiększyć nasze bezpieczeństwo. Tutaj na pewno pośpiech nie jest wskazany. Skoro się nie udało, to będziemy czekać i w tym momencie, kiedy do tych ustaleń dojdzie, pan prezydent podejmie decyzję o nominacjach generalskich - zapowiedział Kwiatkowski.
Pytany o doniesienia prasowe, według których Antoni Macierewicz miał złożyć 46 wniosków o nominacje generalskie, Kwiatkowski odparł, że według jego wiedzy było ich zdecydowanie mniej.
Poza sprawami merytorycznymi poważną sprawą dla Polski są konflikty Pana Prezydenta z MON w tym z jego ministrem Antonim Macierewiczem, jak również z Ministerstwem Sprawiedliwości i jego ministrem i prokuratorem generalnym Zbigniewem Ziobrą..
ZŁY RUCH PREZYDENTA. RADYKALNA REFORMA SĄDOWNICTWA BYŁA JEDNĄ Z JEGO NAJWAŻNIEJSZYCH OBIETNIC.
Pisze Michał Karnowski redaktor naczelny tygodnika "wSieci"
KOSZMARNY BŁĄD PREZYDENTA RP ANDRZEJA DUDY.
ANDRZEJ GWIAZDA – POSPRZĄTAĆ PO PREZYDENCIE.
BERLIN W EUFORII PO WECIE ANDRZEJA DUDY.
DROGA LEGISLACYJNA REFORMY WYMIARU SPRAWIEDLIWOŚCI
WNIOSKI OBYWATELSKICH KLUBÓW AKADEMICKICH DOTYCZĄCE REFORMY WYMIARU SPRAWIEDLIWOŚCI Z PODPISAMI PONAD 2200 PROFESORÓW POLSKICH WYŻSZYCH UCZELNI POZOSTRAŁY BEZ ODPOWIEDZI PANA PREZYDENTA RP
Z TERRORYSTAMI SIĘ NIE NEGOCJUJE.
Napisał w liście otwartym do Prezydenta RP Andrzeja Dudy redaktor naczelny "Warszawskiej Gazety" Piotr Bachurski https://www.salon24.pl/u/aleszum/799698,list-otwarty-do-prezydenta-rp-andrzeja-dudy
ZMARNOWAŁ PAN ZAUFANIE POLAKÓW
"(...) A gdzie jest manifestacja poparcia dla rządu? Od ponad roku piszemy w "Warszawskiej Gazecie" o potrzebie takiej manifestacji. I co?
Dlaczego pozwolono totalnej opozycji na bezczelną propagandę, że PiS chce cofnąć Polskę do czasów PRL-u? A przecież to oczywiście jest, że jest dokładnie odwrotnie. Rząd Beaty Szydło chce uwolnić sądownictwa od złogów komunistycznych. Wszyscy, którzy twierdzą, że wraca PRL, są kłamcami, żerującymi na uczuciach uczciwych ludzi.
Język nienawiści używany przez lewackie środowiska ma za zadanie wywołać zamęt i zamieszki (..)."
W zakończeniu autor listu otwartego pisze:
"....Cytując jednego z Pańskich niechlubnych poprzedników, do których Pan się niebezpiecznie zbliżył swoją decyzją, niech Pan nie idzie więcej tą drogą.
Jeden błąd Naród może Panu wybaczyć, jeżeli go Pan naprawi. KOLEJNYCH - JUŻ NIE".
Piotr Bachurski redaktor naczelny "Warszawska Gazeta"
Na dokumencie pieczęć "Kancelaria Prezydenta RP" Kancelaria Główna
- wpłynęło 2017 - 07 - 26 podpis
Kazimierz Maciejewski red. nacz. portalu Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża
Andrzej Gwiazda, Krzysztof Wyszkowski, Kazimierz Maciejewski, Wieslaw Magiera, Michał Karnowski Stanisław Michalkiewicz, Tomasz Sommer opiniują decyzje Pana Prezydenta.
Uprzednio Akademickie Kluby Obywatelskie zwracały się do Pana Prezydenta z 2231 podpisami profesorów polskich wyższych uczelni, na co nie uzyskały odpowiedzi;
POZNAŃ 22 LIPCA 2017 R.
Akademickie Kluby Obywatelskie zwracają się do Pana Prezydenta o pilne podpisanie ustaw reformujących polski wymiar sprawiedliwości. Na reformy te społeczeństwo polskie oczekuje ponad ćwierć wieku. Przyjęte w ustawach rozwiązania prawne dają nadzieję na istotną zmianę funkcjonowania władzy sądowniczej w naszym kraju i równego traktowania wszystkich obywateli bez względu na status majątkowy i pozycję społeczną. Nie naruszają one w niczym podstawowej zasady państwa prawa, czyli trójpodziału władzy, ponadto są podobne lub analogiczne do rozwiązań funkcjonujących w wielu krajach Unii Europejskiej.
Proponowana reforma sądownictwa stwarza warunki do ostatecznego zerwania z dziedzictwem merytorycznym, organizacyjnym i kadrowym funkcjonującym dotychczas, a będącym bezpośrednią kontynuacją czasów PRL-u. Organizowane przez totalną opozycję protesty przeciwko podejmowanym zmianom, w tym najważniejszy zarzut łamania trójpodziału władzy, nie mają obiektywnego, merytorycznego uzasadnienia. Są natomiast obroną interesu grupowego środowisk, które od czasu okrągłego stołu były beneficjentami pozornego urynkowienia gospodarki Polski. Środowiska te tolerowały aferalny i korupcyjny sposób organizowania życia społecznego i ekonomicznego kraju czerpiąc nienależne profity. Obecnie boją się utraty uprzywilejowanej pozycji oraz przejęcia steru rządów przez uczciwych ludzi spoza swojego układu. Środowiska te szermują obecnie hasłami obrony praworządności i konstytucji. Pozostaje to w całkowitej sprzeczności z brakiem reakcji na liczne afery i przejawy korupcji w życiu gospodarczym i społeczno-politycznym, które jeśli były wykryte, pozostawały bez konsekwencji.
Reforma wymiaru sprawiedliwości jest jednym z najważniejszych i koniecznych elementów uzdrowienia życia narodowego i państwowego w Polsce, a równocześnie stwarza szansę realnego i symbolicznego zerwania z czasami PRL-u.
My, ludzie nauki skupieni w Akademickich Klubach Obywatelskich z całą mocą popieramy wszelkie działania Rządu i Pana Prezydenta prowadzące do naprawy Rzeczypospolitej.
Prof. dr hab. Stanisław Mikołajczak – Przewodniczący AKO Poznań
Prof. dr hab. inż. Artur Świergiel – Przewodniczący AKO Warszawa
Prof. dr hab. Ryszard Kantor – Przewodniczący AKO Kraków
Prof. dr hab. Michał Seweryński – Przewodniczący AKO Łódź
Prof. dr hab. inż. Bolesław Pochopień – Przewodniczący AKO Katowice
Prof. dr hab. Jerzy Głuch – członek Zarządu AKO Gdańsk
Prof. dr hab. Waldemar Paruch – Przewodniczący AKO Lublin
Prof. dr hab. Jacek Piszczek – Przewodniczący AKO Toruń
oraz 2231 podpisów poparcia dla listu w sprawie reformy wymiaru sprawiedliwości.
Akademicki Klub Obywatelski im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Poznaniu.
ZŁY RUCH PREZYDENTA. RADYKALNA REFORMA SĄDOWNICTWA BYŁA JEDNĄ Z JEGO NAJWAŻNIEJSZYCH OBIETNIC.
To co się obecnie odbywa nie tylko w miastach Polski, łącznie z atakami na Polskę
IV Rzeszy Niemieckiej czyli Parlamentu Europejskiego i wypowiedziami polityków światowych nie ma nic wspólnego z reformą sądownictwa w Polsce.
Pod jej płaszczykiem dąży się do rozbicia w łonie partii PiS i tym samym do obalenia rządu premier Beaty Szydło. I o to chodzi opozycji totalnej zacierającej ręce z decyzji veta prezydenckiego.
Prezydent Andrzej Duda wykonał najmocniejszy ruch polityczny od początku kadencji. W kluczowym momencie walki o reformę sądownictwa, w chwili gdy totalna opozycja otwarcie próbuje siłowo przejąć parlament, gdy wulgarnie straszy niepokornych dziennikarzy wobec systemu III RP , Andrzej Duda zdecydował się na faktyczną blokadę części pisowskich propozycji.
Można zrozumieć dążenie prezydenta do szukania - wpisanej w konstytucję i tradycję - roli arbitra. Szkoda jednak, że trafiło to akurat na obszar będący jedną z największych bolączek współczesnej Polski, na obszar, w którym o kompromis niezwykle trudno. Tu sytuacja jest dość jasna: albo kasta sędziowska obroni swój monopol, albo zostanie zdemokratyzowana, a obywatele odzyskają możliwość wpływu na kształt sądownictwa. Sytuacja w której trzeba w Sejmie szukać 3/5 głosów do wyboru sędziego-członka KRS, bardzo ten moment oddala. Wymusza bowiem takie uśrednianie kandydatów, lub polityczne targi, że jakościowa zmiana staje się niezwykle trudna. A już warunkowanie tą zmianą podpisania ustawy o Sądzie najwyższym trudno zrozumieć. To rodzaj targu, który nie powinien mieć miejsca.
Trudno to zrozumieć.
Andrzej Duda został wybrany na prezydenta, bo wpisywał się w projekt radykalnej naprawy państwa. I zauważmy, że wbrew całemu hejtowi medialnemu, nawet wedle sondaży zlecanych przez nieprzychylne mu ośrodki, utrzymuje wysokie poparcie, wygrywa właściwie ze wszystkimi.
Właśnie dlatego, że Polacy widzą w nim ośrodek pilnujący realizacji obietnic, nie ulegający tym wszystkim presjom, ośrodek niezłomny. Wrzucenie w tej chwili propozycji zmiany ustawy o KRS (ustawy jeszcze nie uchwalonej) niestety nie wpisuje się w ten nurt.
I odpowiednio - Andrzej Duda wygra kolejną kadencję nie wtedy, gdy będzie się systemowi podlizywał, ale kiedy Polska naprawdę się zmieni. A żeby naprawdę się zmieniła konieczna jest zdecydowana reforma sądownictwa. Dzisiejsze sądy zbyt wiele przynoszą nieszczęść i nieprawości by było, jak było.
Oczywiście, prezydent ma do tego prawo. Ale my mamy prawo przypomnieć, że wyborcy prezydenta Andrzeja Dudy oczekują od niego sojuszu z reformatorami.
Radykalna reforma sądownictwa była jedną z jego najważniejszych obietnic. Z tego ducha wywodziła się przecież słynna „Duda Pomoc”, gdzie morze nieszczęść sądowych było największe. Może warto sięgnąć ponownie do tych materiałów, by przypomnieć sobie co nieco? Może warto zobaczyć, kto się zachwycił ruchem Pana Prezydenta? Nie widzę w tym gronie jego wyborców.
Wciąż liczę, że tych nadziei z kampanii prezydent nie zawiedzie.
autor: Michał Karnowski
ASTROTURFING
Astroturfing, astroturf marketing – anglojęzyczny eufemizm służący do nazwania pozornie spontanicznych, obywatelskich organizacji czy inicjatyw podejmowanych w celu wyrażenia poparcia lub sprzeciwu dla idei, polityka, usługi, produktu czy wydarzenia. Kampania tego typu ma sprawiać wrażenie niezależnej reakcji społecznej, podczas gdy rzeczywista tożsamość jej inicjatora i jego intencje pozostają ukryte. Astroturf marketing nazywany jest czasami green marketingiem.
Określenie to wywodzi się od słowa astroturf, marki popularnej w USA sztucznej trawy, dlatego termin astroturfing bezpośrednio rozumieć można jako sianie sztucznej trawy.
Działania określane mianem astroturfingu polegają zwykle na udawaniu przez niewielką grupę ludzi rzeszy aktywistów bądź konsumentów. Zdarzały się zarówno przypadki prowadzenia ich przez pojedyncze osoby, jak i całe zorganizowane grupy specjalistów, za którymi stało potężne zaplecze finansowe korporacji albo organizacji pozarządowej. Celem astroturfingu jest wywołanie określonego wrażenia, np. szerokiego poparcia dla danego polityka i jego programu albo dużego zainteresowania pewnym produktem. Zamiarem może być również zyskanie poparcia społecznego dla określonej inicjatywy, lub przeciwnie, zdyskredytowanie jakiejś idei.
Gdy Internet nie był jeszcze powszechnie dostępny, działania tego typu sprowadzały się np. do wysyłania dziesiątek listów do redakcji, organizowania pikiet czy inspirowania publikacji. W dobie Internetu astroturfing stał się łatwiejszy i tańszy. Obecnie, gdy każdy może stworzyć przekonująco wyglądającą stronę, blog albo podcast, astroturferom bardzo łatwo stworzyć wrażenie prawdziwej organizacji o szczerych intencjach, równocześnie ukrywając swoją prawdziwą tożsamość.
KONTROWERSJE
Astroturfing budzi kontrowersje. Uznawany jest za nieetyczny. Poprzez sztucznie napędzany rozgłos (astroturf marketing, buzz marketing) pozwala astroturferom stworzyć wrażenie prawdziwej organizacji o szczerych intencjach, równocześnie ukrywając swoją prawdziwą tożsamość. Jest kuszącą metodą dla pragnących uzyskać szybkie efekty specjalistów od public relations i marketingu.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Astroturfing
Do Polski wszedł bardzo niebezpieczny przeciwnik, który nie zjawił się tu przypadkiem
Polska jest dziś obiektem zmasowanej akcji dezinformacyjnej ze strony środowisk opozycyjnych - ocenił Jacek Sasin, poseł PiS, mówiąc o zjawisku tzw. astroturfingu, jakie jego zdaniem pojawiło się polskim Internecie.
Sasin był dziś gościem TVP Info. Jak wyjaśniono w programie „Woronicza 17”, określenie astroturfing służy do nazywania pozornie spontanicznych obywatelskich inicjatyw podejmowanych w celu wyrażenia poparcia lub sprzeciwu dla idei, usługi, produktu lub wydarzenia. Podkreślono, że jest to usługa, którą można kupić.
W programie powołano się na raport portalu politykawsieci.pl, który stwierdza, że do polskiego Internetu i polskiej polityki wszedł nowy gracz, jakim jest właśnie astroturfing. Jako przykład portal podaje komentarze uruchomiane/instalowane w jednym momencie. Pochodzą one z kont prawdziwych osób mieszkających w Ameryce Południowej, w tym Wenezueli i Chile, a także Afryce, Pakistanie i Korei Południowej. Najczęstszym takim wpisem było: „Precz z kaczorem dyktatorem!” (pisownia oryginalna).
Według Sasina, Polska jest dziś obiektem zmasowanej akcji dezinformacyjnej ze strony środowisk opozycyjnych.
Przykładem jest analiza opublikowana przez Fundację Inicjatyw Obywatelskich, organizację pozarządową, jakoby PiS przygotował ustawę dotyczącą Państwowej Komisji Wyborczej, która ma na celu jej upolitycznienie, co spowodowało zaniepokojenie na świecie, że w Polsce próbuje się stworzyć mechanizm do nierzetelnych wyborów parlamentarnych i jest to kolejny w naszym kraju zamach na demokrację - wyjaśnił poseł.
Jego zdaniem pokazuje to, jak przygotowywane są prowokacje przeciwko Polsce.
To szkodzi Polsce na arenie międzynarodowej i ma wywołać niepokój. Te mechanizmy były już stosowane na Węgrzech. Trudno jednak udowodnić związane z tym przepływy finansowe. Wystarczy jednak odpowiedzieć sobie, na czyją korzyść są podejmowane, wtedy będziemy wiedzieć, kto za tym stoi - powiedział.
Według portalu politykawsieci.pl, bez względu na to, kto jest tym graczem uczestniczącym, włączonym do polskiego Internetu, obie strony polskiego dyskursu politycznego muszą zdać sobie sprawę, że w ich świat wszedł bardzo niebezpieczny przeciwnik, „który nie zjawił się tutaj przypadkiem i zdecydowanie nie jest niczyim przyjacielem”. Część kont, z których korzystano, brała udział wcześniej w kampanii wyborczej w USA oraz Wielkiej Brytanii (Brexit) i Turcji.
Astroturfing można tłumaczyć jako „sianie sztucznej trawy”. Termin pochodzi od słowa astroturf, marki popularnej w USA sztucznej trawy.
Sprawa jest szeroko komentowana w mediach społecznościowych, a wyśmiewana przez część polskich publicystów, nawet prawicowych, w tym Rafała Ziemkiewicza podczas prezentacji "W tylewizji ekstra" TVP - Info.
„PREZYDENT PCHA SIĘ MIĘDZY OSTRZA POTĘŻNYCH SZERMIERZY”
ROZMOWA Z KRZYSZTOFEM WYSZKOWSKIM CZŁONKIEM KOLEGIUM IPN
„GŁOS” TORONTO NR 30; 27.07 – 1.08 2017
Fronda.pl: – Jak można ocenić decyzję prezydenta Andrzeja Dudy o zawetowaniu dwóch z trzech ustaw składających się na reformę sądownictwa? Próba uspokojenia nastrojów czy też brak lojalności wobec partii, z której się wywodzi? A może ocenia Pan to jeszcze inaczej?
Krzysztof Wyszkowski, członek Kolegium IPN: – Po pierwsze: nie wypada – szczególnie w tak ważnej sprawie chować się pod spódnicą Zosi Romaszewskiej. Po drugie – dostrzegam w tym pewną naiwność, niedojrzałość. Prezydent gołosłownie zarzucił Prawu i Sprawiedliwości, że chciało przywrócenia dominacji prokuratora generalnego nad całym wymiarem sprawiedliwości itd. Powtarzał jakieś nieprawdziwe, zmyślone zarzuty po to, aby uzasadnić w jakiś sposób decyzję, która zdaje się, była podyktowana jedynie naiwnym wyobrażeniem o sposobie, w który można zapewnić sobie drugą kadencję. Z drugiej strony, prezydent na każdym kroku był oskarżany przez opozycję i jej sympatyków o niesamodzielność, nazywany „marionetką Jarosława Kaczyńskiego”, „długopisem”. Może to była raczej próba pokazania, że jest niezależnym prezydentem? Używając cytatu z Szekspira: "Biada podrzędnym istotom, kiedy wchodzą między ostrza potężnych szermierzy". Z jednej strony mamy PiS z Jarosławem Kaczyńskim na czele, z drugiej – opozycję totalną, która reprezentuje interesy znacznie potężniejsze, niż ona sama, czyli interesy wrogiej Polsce zagranicy – zarówno tej ze Wschodu, jak i różnych lobby z Zachodu, zwłaszcza z Niemiec. Są to naprawdę silniejsi, bardziej doświadczeni, bardziej wytrawni gracze. Prezydent, by to dobrze zobrazować „wkłada palce między drzwi”. Boleśnie to odcierpi, ale trudno. Jak się okazało, wybraliśmy na prezydenta człowieka niedojrzałego. Oczywiście, wierzę, że ma poczucie słuszności, zobowiązań, jednak nie zmienia to faktu, że jego niedojrzałość będzie nas wszystkich drogo kosztować.
– Czy Pana zdaniem uspokoi to nastroje, czy też prezydenckie weto będzie wykorzystane przez opozycję jako kolejne narzędzie do uderzania w PiS?
– Prezydent sam to zrobił, zresztą bardzo mocno. Zastanawiam się, na ile świadome było przywołanie tu imienia śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Nie było to oczywiście tak wulgarne i agresywne, ale jednak odniesienie się do tego, co robią chuligani z totalnej
opozycji, prowokując Jarosława Kaczyńskiego, poprzez nierzetelne cytowanie wyimaginowanego stanowiska jego brata, poprzez zarzucanie prezydentowi PiS sprzeniewierzenia się woli brata.
– Bardzo dziękuję za rozmowę.
KTO GRA NA „DUDZIE”?
WIESŁAW MAGIERA RED. NACZ. "GŁOSU" TORONTO
Każda władza deprawuje każdego (to ostatnie “każdego” to już moje). Dlatego Lucyfer, najwspanialszy twór Boga (przywódca i wzór dla aniołów), zaczął myśleć o dorównaniu Mu. Dlatego akurat w czasach gdy Izraelici mieli królów, Pan Bóg wybierał im proroków, którzy temperowali ich absolutystyczne zapędy, przypominając, iż są powołani przez Stwórcę do służenia Jemu i swemu narodowi.
Ostatnie, ale nie tylko ostatnie, decyzje prezydenta Dudy (chyba zacznę go nazywać zdrobnieniem “Duduś” bez obrazy dla wysokiego stołka, na którym my wyborcy oraz PiS go usadził) potwierdzają to, co już sygnalizowałem: A. Duda myśli już o II kadencji, a nie o uzdrowieniu Polski, zabiega o poparcie części opozycji, lecz się sromotnie zawiedzie na tej krótkowzrocznej kalkulacji – straci poparcie wielu wyborców PiS-u.
Zapracowanemu w innej branży przyjacielowi, który zapytał mnie o to niezrozumiałe dla niego posunięcie A. Dudy odpowiedziałem tak: – chciał poczuć się ważny w oczach opinii publicznej, – dać znak, że się uniezależnia od J. Kaczyńskiego, – zrobić wrażenie, iż jest „sędzią sprawiedliwym” i prezydentem „dobrym tatą”, który każdej opcji wysłucha, a nawet zrozumie.
Martwię się, bez żartów, o “Dudusia”, gdyż mam wrażenie, iż prowadzi grę zgodną ze staropolskim “Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek”… W niedzielę wziął udział w Apelu Jasnogórskim przez obrazem naszej Królowej, a w poniedziałek – zgodnie z żądaniami totalnej opozycji – zawetował dwie ustawy, które choć niedoskonałe, likwidowałyby kastowość i absolutyzm sądownictwa (w którym prym wiodą sędziowie, skazujący opozycję PRL-u oraz ich dzieci i wnuki). Argumenty, że zmiany idą w kierunku upolitycznienia sądownictwa ze wskazaniem na obóz rządzący, są chwytem PR-owskim opozycji i zwykłą niedorzecznością. Fakt ten potwierdza analogiczny system sądów w krajach Zachodu, a nawet jeden z ekspertów niemieckich, który widzi w projekcie PiS odwzorowanie stanu, jaki obowiązuje dziś w RFN.
Prezydent Duda – jak uważa już wielu patriotycznych publicystów w Polsce, w tym Wojciech Sumliński, Witold Gadowski, Michał Karnowski czy Krzysztof Wyszkowski zachował się bardzo źle. Wyszkowski mówi wprost: “wybraliśmy na prezydenta człowieka niedojrzałego”. Piotr Cywiński natomiast w portalu wpolityce.pl pisze, że “prezydent zawetował, jednak – o czym jestem przekonany – nie bez porozumienia z Jarosławem Kaczyńskim. Niekiedy trzeba zrobić pół kroku w tył, by móc pójść kilka kroków naprzód.”
Mam co do tego spore wątpliwości. Andrzej Duda poczuł się na tyle “mocny” w swym urzędzie, iż przy okazji innych dla siebie korzyści (tak mu się wydaje, gdyż sądzę, iż wiele na tym straci) – pokazuje swą władzę także prezesowi PiS.
Dr Jan Ciechanowicz przesłał mi takie zdanie w swym liście: “Nasz prezydent ma wiele zalet, z których najważniejszą jest jego żona; to właśnie dzięki tej zalecie mógł zostać prezydentem, którego żona nie tylko zna parę języków obcych, ale i nieźle grywa na instrumentach, w tym najlepiej – na dudzie.
Wiesław Magiera red. nacz. „GŁOS” – Toronto nr 30; 27.07 – 1.08 2017
BERLIN W EUFORII PO WECIE ANDRZEJA DUDY
ODKŁAMUJEMY HISTORIĘ
TA WYPOWIEDŹ URZĘDNIKA NIEMIECKIEGO MÓWI WSZYSTKO!
Nie ustają komentarze po wecie prezydenta Andrzeja Dudy, który swoją decyzją zablokował wejście w życie ustawy o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa. Satysfakcji z tej decyzji prezydenta nie kryje rząd w Berlinie, o czym świadczy wypowiedź sekretarza stanu w tamtejszym Ministerstwie Spraw Zagranicznych Michaela Rotha z SPD, a więc partyjnego kompana Martina Schulza – kandydata tej partii na kanclerza, który również nie ukrywał radości z takiego obrotu sprawy.
Michael Roth z rozmowie z czasopismem “Die Welt” wprost przyznaje, że Niemcom chodzi o zablokowanie reformy w polskim sądownictwie. Do tego władze w Berlinie są niezmiernie zadowolone z kroku Andrzeja Dudy:
To dobrze, że prezydent Duda wykorzystał swoje konstytucyjne prerogatywy. Ostatecznie chodzi jednak o to czy dzięki temu da się zatrzymać ograniczenie niezależności sądownictwa w Polsce.
Roth podkreśla stanowczą postawę Komisji Europejskiej, która stwierdziła, że ani praworządność, ani sędziowska niezawisłość nie może być naruszana w kraju nad Wisłą. Skala niemieckiej buty i arogancji sięga do pochwał dla demonstrantów, którzy protestowali przeciwko reformom proponowanym przez Prawo i Sprawiedliwość, niemiecki urzędnik mówi tu o “społeczeństwie obywatelskim”.
My, Europejczycy, możemy być dumni z polskiego społeczeństwa obywatelskiego, które od lat z determinacją broni naszych wspólnych europejskich wartości.
Widać wyraźnie, że Berlin jest zachwycony decyzją prezydenta Andrzeja Dudy. Oprócz Rotha swoją radość wyrażał już niedługo po wecie prezydenta Dudy jego partyjny szef, były przewodniczący Parlamentu Europejskiego i kandydat na kanclerza Martin Schulz. Ten znany ze swoich fanatycznie lewackich poglądów i antypolskich wypowiedzi arogancki polityk również był wniebowzięty “zwycięstwem demokracji w Polsce”.
Widząc tak otwarte i bezczelne wypowiedzi niemieckich polityków mieszających się bez żadnego wahania w sprawy wewnętrzne naszego kraju, musi powrócić temat rozmowy prezydenta Andrzeja Dudy z kanclerz Niemiec Angelą Merkel, która trwała aż 45 minut i odbyła się 18 lipca, a więc w ubiegły wtorek. Nie podano szczegółów tej konwersacji, ale dokładnie tego samego dnia prezydent wystąpił do własnego obozu z żądaniem wyboru członków KRS większością 3/5 głosów w Sejmie. Tymczasem rzecznik rządu Merkel Steffen Seibert powiedział, że podczas tej konwersacji poruszono temat “praworządności w Polsce”.
Po reakcji ważnego urzędnika niemieckiego MSZ, który wprost wyraża zadowolenie z weta prezydenta Andrzeja Dudy i przyznaje, że liczy na zablokowanie reformy sądów coraz bardziej tajemniczo wygląda kwestia rozmowy na linii Duda-Merkel.
Czy kanclerz Niemiec wpłynęła, a jeśli tak, to w jaki sposób na decyzję prezydenta o wecie?
Dlaczego polskie władze nie mówiły, że tematem rozmowy był stan “praworządności w Polsce”?
Te i wiele innych pytań ciśnie się na usta, widząc jakie skutki odniosło weto prezydenta, a także patrząc na niekłamaną radość rządu Angeli Merkel.
Kazimierz Maciejewski -red. nacz. – portal Wolne Związki Zawodowe Wybrzeża.
KOSZMARNY BŁĄD PREZYDENTA RP ANDRZEJA DUDY.
ANDRZEJ GWIAZDA – POSPRZĄTAĆ PO PREZYDENCIE.
PORTAL WOLNYCH ZWIĄZKÓW ZAWODOWYCH WYBRZEŻA.
Polski Parlament uchwalił trzy projekty ustaw o sądownictwie, ustawę o Sądzie Najwyższym, ustawę o Krajowej Radzie Sądownictwa oraz ustawę o Ustroju Sądów Powszechnych. Owe ustawy zostały przez Parlament RP przekazane Panu Prezydentowi Rzeczypospolitej Polskiej Andrzejowi Dudzie do podpisu.
Andrzej Gwiazda: Posprzątać po prezydencie.
Tomasz Wandas, Fronda.pl: Czy zawetowanie ustaw o Sądzie Najwyższym i o Krajowej Radzie Sądownictwa przez prezydenta to nie zaskoczenie?
Andrzej Gwiazda: Owe weta są zaskoczeniem absolutnym! Łagodzenie emocji należy uznać za działania rozsądne, jednak występuje tu pewne niebezpieczeństwo.
To znaczy?
Wydaje mi się, że pan prezydent w historii swojego życia nie miał okazji zetknąć się oko w oko z gangsterami, z ich mentalnością. Prezydent ma mentalność uczciwego człowieka i sądzi, że jeśli ustąpi, to oni też ustąpią i docenią ten gest jako złagodzenie sytuacji. Moje doświadczenie z ludźmi z tych środowisk, które nabyłem podczas walki z komuną nie pozostawiają mi innej możliwości jak stwierdzić, że ten gest prezydenta zostanie odebrany przez nich jako słabość. Jest to zatem sygnał do ataku dla tych wszystkich, którzy organizowali antydemokratyczną, siłową akcję do tej pory. Z pewnością od teraz będą oni uważać, że wystarczy na prezydenta pokrzyczeć i się cofnie – zatem w przyszłości takich ataków będzie z pewnością więcej.
Czyli jakie będą tego konsekwencje?
Mleko się rozlało, teraz pozostała tylko kwestia jak je powycierać. Decyzja ta pokazuje, że demokracja jest bezsilna wobec chamstwa i przemocy.
Proszę sobie przypomnieć co robili politycy opozycji totalnej podczas posiedzenia Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka. Ich zachowanie było zastosowaniem bezpośredniego terroru – jeszcze bez ciężarówek, bez pistoletów i ładunków wybuchowych.
Mocne porównanie…
Przyciśnięcie stołem do ściany przewodniczącego komisji i rzucanie w niego kartkami to zdecydowanie miękki terror.
Jak się dalej potoczą losy?
Być może decyzja ta spowoduje, że ludzie chcący Polski wolnej i suwerennej nie będą musieli zetrzeć się na ulicach z reprezentantami kolonialistów.
Dlaczego kolonialistów?
Dlatego, że walka toczy się o to, czy Polska będzie wolna czy będzie kolonią. Tak jak w krajach kolonialnych ludzie, którzy popierali władzę byli finansowani, tak dziś w Polsce opozycja totalna wyraźnie czerpie korzyści majątkowe z zagranicy. Gra idzie o wielkie pieniądze, które trafią albo do Polaków, albo do tych, którym Polacy zdecydują się podporządkować.
Pojawiają się liczne spekulacje dotyczące tego dlaczego prezydent te ustawy zawetował. Jedni mówią, że chciał załagodzić nastroje społeczne, inni, że znalazł w ustawach wiele błędów, a ostatni twierdzą, iż zrobił to z powodu gry jaką prowadzi z ministrem Zbigniewem Ziobro. Co Pan na to?
Być może podjął tę decyzję troszcząc się o narastające emocje w opinii publicznej, ale pewności nie mam. Życzę sobie i panu prezydentowi, aby złagodzenie nastrojów się powiodło. Bardzo niepokoi mnie jednak, że pan prezydent w swoim przemówieniu używał wyłącznie nazwy „prokurator generalny”, Zbigniew Ziobro jest przede wszystkim ministrem sprawiedliwości, któremu jednocześnie podległa jest prokuratura. Prezydent użył tutaj pijarowskiego, propagandowego chwytu mówiąc „prokurator generalny”. Zupełnie inaczej brzmi, że wpływ na skład Sądu Najwyższego ma minister sprawiedliwości, a całkiem inaczej że prokurator generalny. Prezydent posłużył się manipulacją słowną, która w moim odczuciu podważa jego autorytet.
Dziękuję za rozmowę.
ŚRODOWISKA KRESOWE PROTESTUJĄ.
11 lipca 1943 roku nastąpiło apogeum ludobójstwa Polaków na Wołyniu zwane "Krwawą Niedzielą". W tym dniu ok. 99 wsi zostało spalonych i mieszkańcy wymordowani, nawet Ci którzy brali udział w mszach świętych. Zbrodni dokonali Ukraińcy z OUN - UPA.
Poprzedni Parlament koalicji PO - PSL określił zbrodnie ludobójstwa okrutnego (genocidum atrox) na Kresach II RP jako "znamiona ludobójstwa". Owa decyzja nie stanowiła wykładni prawnej jaką oczekiwali Polacy pragnący uznanie Święta Narodowego "11 lipca Dzień Pamięci Męczeństwa i Ludobójstwa Kresowian".
Obecny Parlament większości parlamentarnej wprawdzie nie podjął stosownej ustawy, ale ustanowił uchwałą ten dzień 11 lipca Dzień Pamięci Męczeństwa i Ludobójstwa Kresowian. I właśnie w tym Dniu Pamięci 11 lipca odbyła się uroczystość upamiętnienia ludobójstwa Polsków w II RP przez bandy OUN - UPA. Duże zasługi w podjęciu tej uchwały i uroczystości 11 lipca zawdzięczamy właśnie MON w osobie v-ce ministra MON Michała Dworczyka.
Pan Prezydent Andrzej Duda odmówił patronatu nad obchodami tego Święta 11 lipca. I ta decyzja negatywnie wpłynęła na dotychczasowe zaufanie Kresowian do Pana Prezydenta Andrzeja Dudy.
KTO KŁAMIE?
Prezydent RP w drodze legislacyjnej otrzymał trzy ustawy do podpisu. W pierwszym wystąpieniu publicznym zakwestionował słusznie podwójny niezgodny ilościowo zapis liczby posłów. Marszałek Senatu Stanisław Karczewski zapowiedział jeszcze lipcową poprawkę tego rzeczywiście drobnego błędu.
W następnym wystąpieniu prezydent RP nie wyraził zgody na przyjęcie w ustawie głosowania liczbą większości posłów, lecz zmienił tę większość przyjęcia wyboru sędziego na 3/5 głosów posłów. To już była poważna poprawka, tylko teoretycznie dająca PiS możliwość wyboru sędziów. Pan prezydent dodał, iż nie podpisze ustaw o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sadownictwa jeżeli nie będzie poprawki na 3/5 głosów. PiS oświadczył, iż taką poprawkę na 3/5 głosów wprowadzi dla możliwości podpisania przez prezydenta rzeczonych ustaw.
W następnym wystąpieniu, niezgodnie z poprzednią wypowiedzią o warunkach podpisu ustaw o zmianie liczby głosujących na 3/5 prezydent zawetował dwie ustawy o SN i KRS zaznaczając, iż ustawy nie były z nim konsultowane.
Posłowie PiS Marek Suski oraz Jacek Sasin nie kryli zdumienia faktem prezydenckiego weta i stwierdzili iż ustawy były konsultowane z prezydentem.
ZAGROŻENIE UPADKU RZĄDU PREMIER BEATY SZYDŁO
Wszystko wskazuje na to, że jesteśmy świadkami powstawania nowego tworu politycznego w Europie zdominowanej dotychczas przez wszechwładzę podporządkowanej Niemcom Unii Europejskiej. Jego zaczyn, okazuje się, stanowi tak zwana grupa wyszehradzka, inaczej V4, składająca się z Węgier, Słowacji, Czech i Polski. Wygląda na to, że jest na to zapotrzebowanie w Europie, aby powstało postulowane jeszcze przez marszałka Józefa Piłsudskiego, tak zwane Międzymorze.
Ale Niemcy nie dopuszczą do powstania Międzymorza, tym samym eliminując Polskę.
Polska zagraża interesom IV Rzeszy, tym samym UE i stąd parcie złotej pani kanclerzyny na upadek rządu premier Beaty Szydło, do spóły z mafią zagraniczną ,żydowskim gangsterem Georgem Sorosem, żydowskim lobby w USA, pod przewodem totalnej opozycji, "Obywateli RP", Kod-u" etc.
Niekiedy nie wiadomo o co naprawdę chodzi. W obecnych antypolskich ekscesach chodzi nie tylko o obalenie demokratycznie wybranego rządu premier Beaty Szydło, ale o zwrot potężnych kosztów przeprowadzanych ulicznych "majdanów" kosztem rzekomej restytucji mienia pożydowskiego w Polsce obliczanego na 65 miliardów dolarów amerykańskich. Najpierw pieniążki dla amerykańskich Żydów i światowej mafii "astroturfing", a następnie obalenie polskiego rządu i o to toczy się mafijna antypolska zagrywka rodem z USA, Niemiec i Brukseli. Ustawy reformujące wymiar sprawiedliwości są wyłącznie tłem do faktycznych zamierzeń zamachu stanu. Każda inna próba reformy państwa, szkolnictwo, handel niedzielny, podatki, emerytury esbeckie etc. spełniałyby identyczną rolę.
Poważne zagrożenie dla Polski stanowi weto prezydenckie, powstałe po konsultacjach prezydenta Andrzeja Dudy ze złotą panią w Berlinie w czasie poufnych rozmów.
Konsekwencją tych rozmów jest stanowisko Jarosława Gowina sprzyjające wetu Dudy i jego przewidywane opuszczenie szeregów PiS ze swoimi 9 członkami. PiS utraci wówczas większość parlamentarną co może doprowadzić do upadku rządu.
Deklaracja prezydencka opracowania nowych ustaw w miejsce zawetowanych jest nierealna przez tak krótki okres jak 2 miesiące.
Projektowane ustawy prezydenckie będą procedowane m.in. przez Aleksandra Smolara, Marka Dukaczewskiego b. szefa WSI i konsultowane m.in. przez Małgorzatę Gersdorf, Waldemara Żurka et consortes.
Następnym ruchem "sprzymierzonych" będą wybory prezydenckie anno domini 2020, w których startujący expressis verbis Donald Tusk -"polskość to nienormalność" - zostanie prezydentem RP.
I tak nastąpi następny rozbiór Polski. Obym był złym prorokiem.
Opracował Aleksander Szumański - dziennikarz niezależny. SKAZANY NA ŚMIERĆ PRZEZ OKUPANTÓW NIEMCÓW.
Kombatant - Osoba Represjonowana - zaświadczenie o uprawnieniach Kombatantów i Osób Represjonowanych nr B 18668/KT3621
KOLEJNY DZIEŃ ROZPRAWY ZA DZIAŁALNOŚĆ PRO PUBLICO BONO DZIENNIKARZA DR JÓZEFA WIECZORKA
Elżbieta Serafin dziennikarka niezależna
Po pierwszym procesie Józef Wieczorek napisał na swoim blogu akademickiego nonkonformisty:
„Wszystkim, którzy solidarnie towarzyszyli mi na rozprawie – serdecznie dziękuję. Zachowali się jak trzeba. Dla mnie jest to proces „kafkowski”, bo ja działałem dla dobra publicznego, a oskarżyciel nie przedstawił żadnych dowodów szkodliwości moich czynów ani nie działał na rzecz zaprzestania działań szkodliwych – skoro uważał, że takie miały miejsce. Więc dlaczego mnie oskarża? Szkodliwe społecznie było jawne, absurdalne oskarżenie kandydata w wyborczej kampanii prezydenckiej – Adama Słomki, zbierającego podpisy pod swoją kandydaturą i utajnianie rozprawy, na której zostaje uniewinniony! Czy nie jest to szkodliwe społecznie polityczne uwikłanie sądu? Ja nie działam politycznie, lecz niezależnie, obywatelsko, tak jak to robię od lat, mimo szykan z różnych stron, na ogół utajnianych! Ja nie jestem prokuratorem, ale jak mam wiedzę o szkodliwości czynów, ich utajnianiu! albo rozpowszechnianiu szkodliwych tekstów/informacji…, szczególnie w sektorze akademickim, to działam dla dobra publicznego, aby zło ujawniać, aby zaprzestano czynić szkody, a sprawców przenoszono w stan nieszkodliwości. Te działania prowadzę od lat „jaruzelskich”, na ogół samojeden, bo tak wygląda solidarność akademicka (i nie tylko) i piszę to gorzko w Dzień Solidarności i Wolności. Ja, mimo upływu 30 lat, wolności do wykładania na uczelni nie odzyskałem, ani nie poznałem – tajnych do dnia dzisiejszego – sprawców mojego wykluczenia/wyklęcia z systemu oddziaływania na młodzież akademicką, bo myślenie krytyczne i nonkonformizm stanowiły i nadal stanowią śmiertelne zagrożenie dla patologicznego systemu akademickiego i jego beneficjentów. Prokuratura nie ściga jednak złoczyńców – ściga dobroczyńców i to pokazuje, że droga do odzyskania godności Państwa Polskiego będzie jeszcze długa.”
17 października 2016 roku w tym samym krakowskim sądzie odbyła się druga rozprawa Józefa Wieczorka, który wykonując swój obowiązek, działając w dobrej wierze, udostępnił na YouTube nagrania z procesu sądowego, który obciążał dobre imię kandydata na prezydenta RP Adama Słomki. Przed tą rozprawą dziennikarz informował: ” Sąd wplątał się w kampanię ujawniając absurdalne oskarżenia kandydata, a starał się utajnić uniewinnienie Adama Słomki, co w sposób oczywisty rzutowało na skalę poparcia społecznego jego kandydatury. Ja nie otrzymałem ani zakazu umieszczenia nagrania w mediach, ani nie otrzymałem nakazu usunięcia nagrania z platformy YouTube, ale dostałem zawiadomienie o procesie. Proces rozumiem jako nękanie dziennikarza wykonującego swoje obywatelskie obowiązki pro publico bono – niewygodne dla zupełnie nadzwyczajnej kasty ludzi. Jako solidarny z krzywdzonymi i sądzonymi apeluję o solidarność i monitoring tego kafkowskiego moim zdaniem procesu.”
Ten „tajny” film, który stał się przedmiotem ataku na dziennikarza Józefa Wieczorka dalej można spokojnie, bez jakiejkolwiek konspiracji oglądać w internecie. Nikt, żadna policja czy prokuratura nie chce go usuwać, więc po co ta cała zabawa z tym sądem? Gdzie są rozprawy przeciwko złodziejom warszawskich czy krakowskich kamienic wyrzucającym Polaków z domów? Gdzie są rozprawy przeciwko tym, którzy doprowadzili do upadku polskiego przemysłu, powodując emigrację zarobkową wielu polskich rodzin? Gdzie są rozprawy przeciwko agresywnym i nieuczciwym sędziom czy policjantom napadającym na patriotów?
W sprawie Józefa Wieczorka oskarża prokurator Magdalena Sikora. Tego dnia sędzia Przemysław Wypych przesłuchał 3 świadków. Jako pierwszy zeznawał Krzysztof Bzdyl – prezes Związku Konfederatów Polski Niepodległej 1979-89, który jako publiczność uczestniczył w rozprawie, której przedmiotem było złożenie fałszywych oskarżeń przeciwko Słomce o to, że namawiał członków gangu „Krakowiaka” do skrzywdzenia sędziego. Kiedy sędzia prowadząca rozprawę stwierdziła, że rozprawa będzie niejawna zaczęło się zamieszanie. Adam Słomka powołał się na Konstytucję RP, gdzie podane było, że wszystkie rozprawy posiedzenia sądu są jawne, za wyjątkiem tych, gdzie wchodzi w rachubę sprawa bezpieczeństwa państwa czy sprawy moralne, a żadna z tych przyczyn nie zaistniała w tym przypadku. Powołał się również na przepisy unijne – ratyfikowane również przez Sejm RP, które mówią o jawności. W odpowiedzi sędzia stwierdziła, że ona ma swoje własne przepisy i traktaty międzynarodowe czy Konstytucja nie mają dla niej charakteru wiążącego, nie chciała zgodzić się na nagrywanie rozprawy. W końcu się zgodziła, ale bez pokazywania jej twarzy, a policja przystąpiła do usuwania ludzi z sali. Bzdyl pozostał jako jeden z mężów zaufania.
W tym momencie sędzia zrobił przerwę, kazał wszystkim opuścić salę. Po powrocie zaczął dyktować protokolantce: „Przewodniczący wskazał, że wobec treści artykułu 362 KPK świadek ma obowiązek zachowania w tajemnicy okoliczności ujawnionych na rozprawie toczącej się z wyłączeniem jawności. W związku z ciążącym na panu obowiązkiem zachowania w tajemnicy okoliczności ujawnionych na rozprawie toczącej się z wyłączeniem jawności sąd postanawia na zasadzie artykułu 180 par 1 KPK zwolnić pana od obowiązku zachowania tajemnicy związanej z wykonywaniem funkcji męża zaufania w zakresie przebiegu prowadzonej z wyłączeniem jawności rozprawy prowadzonej przed sądem okręgowym w Krakowie w sprawie o sygnaturze IV KA 1059/14.” I znów wszyscy wyszli z sali, a sędzia dalej, tylko niejawnie, prowadził przesłuchanie Krzysztofa Bzdyla.
Zeznająca jako drugi ze świadków Monika Bieniek przypomniała, że oskarżony o zlecenie zabójstwa gangowi „Krakowiaka” Adam Słomka został uniewinniony w czasie procesu, który toczył się w Myślenicach i cały proces był całkowicie jawny. Nagrywała to nawet Telewizja Kraków. A potem w czasie procesu w Krakowie, który był wynikiem apelacji złożonej przez prokuraturę sędzia robiła problemy, nie chciała zgodzić się na nagrywanie, usuwała publiczność z sali. Adam Słomka powoływał się na Europejski Trybunał Praw Człowieka i jego zapis o standardach jawności rozpraw jak również przepisy Konstytucji, że każdy wolny obywatel ma prawo do jawności w swojej sprawie. Sędzia powoływała się na jakiś paragraf, nie tłumaczyła. Było słabo słychać, a publiczność okazywała swoje niezadowolenie. Miała wrażenie, że sędzia mówi do siebie i nie zależy jej na bycie słyszaną. Publiczność mówiła o nielegalności wyłączenia jawności, że to jest pogwałcenie wolności obywatelskiej, że to niesprawiedliwe. Adam Słomka powiedział, że będzie filmować, bo jest osobą publiczną, w dodatku kandydatem na prezydenta. W ostateczności sędzia pozwoliła mu na nagranie pod warunkiem, że nie będzie kierować kamery na nią. Im kazała opuścić salę. Policjanci grozili, że wyciągną ludzi siłą. Sędzia prowadzący sprawę Józefa Wieczorka pytał m.in. czy w jej obecności były uprzedzenia o konieczności zachowania w tajemnicy przebiegu rozprawy prowadzonej z wyłączeniem jawności i o konsekwencjach niedotrzymania tego obowiązku. Odpowiedziała, że w jej obecności sąd nie pouczał, nie pamięta by sąd coś takiego mówił.
Kolejnym świadkiem był Stanisław Zamojski. Zwrócił uwagę, że to była rozprawa polityczna, a oni jako osoby wspomagające Adama Słomkę w wyborach prezydenckich przyszli, by zarejestrować tę rozprawę. Przekazał sędziemu jeden z plakatów (gdzie dokładnie informowano o całej sprawie), które rozpowszechniane były przez Komitet Poparcia Adama Słomki przed krakowskim procesem spowodowanym przez apelację prokuratury, która nie mogła pogodzić się z tym, że Słomka został w Myślenicach uniewinniony od absurdalnych zarzutów jakoby to kazał gangsterom zabić sędziego. Sędzia odczytał treść plakatu. Stanisław Zamojski mówił, że chcieli zarejestrować tamtą rozprawę, ponieważ oskarżano kandydata na prezydenta, gdy zbierał podpisy pod swoją kandydaturą, ponieważ wszystkie środki masowej komunikacji opluwały go, przekazując nieuczciwie tylko wybrane informacje. Wszystkie informacje dotyczące kolejnych rozpraw w Myślenicach opublikowano w internecie. Podał sędziemu zestaw linków do stron internetowych wskazując, że te nagrania mają 282 minuty, czyli 4 godziny 42 minuty. „Sąd od początku zachowywał się dziwnie – mówił przesłuchiwany świadek – jeszcze przed wydaniem odpowiedniego rozporządzenia zabraniał nam jakichkolwiek rejestracji. Adam Słomka bez przerwy wchodził w polemikę z sądem tłumacząc, że zakaz rejestracji jest sprzeczny z międzynarodowymi standardami i umowami, które Polska podpisała. Nie pamiętam czy w czasie mojej obecności zapadły jakieś decyzje w sprawie rejestracji. Następnie sąd zaczął zajmować się sprawą usunięcia publiczności z sali. Byli to sympatycy pana Słomki i zaczęli głośno protestować. A sąd na zasadzie „widzi mi się” usunął ich z sali”. W tym momencie Józef Wieczorek wyszedł, a Zamojski pozostał do momentu, gdy sąd poinformował publiczność, że rozprawa zostanie utajniona. Policja była brutalna, wyrzucała obserwatorów siłą, wyrywając świadkowi kamerę. Na pytania sędziego czy Słomka mógł rejestrować rozprawę, wyjaśnił, że sąd wydał taką zgodę. Na pytania obrońcy mecenasa Konrada Firleja czy wie jaki zawód wykonuje oskarżony Józef Wieczorek, czy ma status dziennikarza odpowiedział, że tak, że pracuje pro publico bono, społecznie, rejestruje wszelkie wydarzenia na terenie Krakowa i nie tylko, publikuje to w sieci, od kilku do kilkudziesięciu w ciągu tygodnia, również na portalu Związku Konfederatów Polski Niepodległej 1979-89. Wyjaśnił, że to on poprosił Wieczorka o rejestrację tego procesu. Rozprawa tamta przebiegała w sposób chaotyczny, niezorganizowany, były podejmowane różne wątki, uniemożliwiano ludziom rejestrację. Obrońca Konrad Firlej zadał kolejne pytanie: „W związku z tym czy odniósł pan takie wrażenie, że w tej pierwszej części, czy po tej pierwszej części decyzja sądu o tym, żeby publiczność opuściła salę rozpraw wynikała z pewnego rozgardiaszu, bałaganu na tej sali, czy z jakiejś innej przyczyny?” Świadek odpowiedział: ” Wydaje mi się, że z tego powodu”. Sędzia nie informowała o skutkach prawnych niejawności rozprawy.
Prowadzący przesłuchanie świadków sędzia poinformował nas o terminie następnej rozprawy, podczas której ma zeznawać Adam Słomka. Na razie termin rozprawy to 30 listopada 2016 roku o godzinie 10.00, sala D-138. Ale proszę przed rozprawą dowiadywać się, ponieważ może znów nastąpić jakaś zmiana. Prosimy Państwa o solidarną obecność na rozprawie, ponieważ tylko dzięki solidarnej postawie takie rozprawy kończą się pozytywnie dla niesłusznie oskarżanych.
Opracowała Elżbieta Serafin dziennikarka niezależna
Zapraszam Państwa do obejrzenia wszystkich zdjęć z korytarza i sali sądowej:
https://goo.gl/photos/Q6mvjtFffUvqdpn67
This entry was posted in KRAKÓW Polska Świat and tagged Adam Słomka, Elżbieta Serafin, Józef Wieczorek, Krzysztof Bzdyl, Monika Bienie